18-06-2017, 21:55
Westchnęła cicho. Ona widziała siostrę parę razy po całej akcji z krokodylem i Sothem, ale były to bardzo króciutkie spotkania, głównie wpadały na siebie na sawannie, mówiły sobie "cześć" i każda gnała w swoją stronę. Nie miała pojęcia, gdzie teraz ją wywlokło. Dowie się później, tego była pewna. Znajdzie ją, choćby miała ją wywlec z drugiego końca krainy. Tym bardziej Sören powinien zostać z nimi. Prychnęła na jego propozycję. Młode toto, głupiutkie. Ale Vei na pewno przyjdzie po ukochanego syna. Definitywnie, Sören powinien zostać z nimi. A jeśli się okaże, że dopadną jego matkę zanim Lwia Ziemia zdąży ją ostrzec lub ruszyć z odsieczą... Wysunęła pazury na samą myśl. Zostanie sierotą. A Venety była jego najbliższą rodziną. Gdyby Vei zginęła, Shujaa także... Vinity jest gdzieś daleko... Tak, zostawała mu tylko ciotka.
- Nigdzie nie idziesz - ucięła krótko, podchodząc do samca. Celowo ustawiła się tak, aby zagrodzić sobą drogę powrotu, choć z pozoru był to nieświadomy gest. Spojrzała smutno na samczyka - Sören, to piękne, że chcesz się tak poświęcić. Uwierz mi, gdybym tylko mogła, oddałabym wiele, aby uratować mojego siostrzeńca. Poszłabym tam sama, aby wzięli mnie zamiast niego. Ale nic nie zrobimy. Jedyna nasza nadzieja w księżycowych. Czasem tak bywa, że niewłaściwa osoba znajdzie się w niewłaściwym miejscu. Tak było z nim - całą siłą swojej woli zmuszała się, aby mówić spokojnie, nie reagować złością. Nie chciała krzyczeć na młodzika. On chciał tylko pomóc - Zresztą, twoja matka urwałaby mi uszy, gdyby spadł tobie chociaż włosek z głowy. Musimy ją znaleźć, tak samo jak i króla Mako. Zrozum, takimi gestami nie uratujemy Lwiej Ziemi. Myr zapłaci za to, co nam zrobił, obiecuję. Ale pakowanie się do paszczy lwa w pojedynkę nie jest rozsądne. Musimy iść w stronę tej skały, odnaleźć naszych. Zrozumiano? - zmarszczyła nieco nos, patrząc nieco surowym spojrzeniem na samczyka. Już prawie urósł... Widziała determinację w młodych oczach, widziała tę młodzieńczą brawurę i skłonność do szalonych czynów. Właściwie powoli zaczynała go akceptować, chociaż nie zdawała sobie z tego sprawy. Półtora roku temu nie byłaby w stanie patrzeć na małe kulki u boku siostry i unikała ich jak ognia. Ale teraz... Podeszła do samczyka i trąciła go wilgotnym nosem w szyję, chcąc dodać mu otuchy - Wymyślimy coś.
- Nigdzie nie idziesz - ucięła krótko, podchodząc do samca. Celowo ustawiła się tak, aby zagrodzić sobą drogę powrotu, choć z pozoru był to nieświadomy gest. Spojrzała smutno na samczyka - Sören, to piękne, że chcesz się tak poświęcić. Uwierz mi, gdybym tylko mogła, oddałabym wiele, aby uratować mojego siostrzeńca. Poszłabym tam sama, aby wzięli mnie zamiast niego. Ale nic nie zrobimy. Jedyna nasza nadzieja w księżycowych. Czasem tak bywa, że niewłaściwa osoba znajdzie się w niewłaściwym miejscu. Tak było z nim - całą siłą swojej woli zmuszała się, aby mówić spokojnie, nie reagować złością. Nie chciała krzyczeć na młodzika. On chciał tylko pomóc - Zresztą, twoja matka urwałaby mi uszy, gdyby spadł tobie chociaż włosek z głowy. Musimy ją znaleźć, tak samo jak i króla Mako. Zrozum, takimi gestami nie uratujemy Lwiej Ziemi. Myr zapłaci za to, co nam zrobił, obiecuję. Ale pakowanie się do paszczy lwa w pojedynkę nie jest rozsądne. Musimy iść w stronę tej skały, odnaleźć naszych. Zrozumiano? - zmarszczyła nieco nos, patrząc nieco surowym spojrzeniem na samczyka. Już prawie urósł... Widziała determinację w młodych oczach, widziała tę młodzieńczą brawurę i skłonność do szalonych czynów. Właściwie powoli zaczynała go akceptować, chociaż nie zdawała sobie z tego sprawy. Półtora roku temu nie byłaby w stanie patrzeć na małe kulki u boku siostry i unikała ich jak ognia. Ale teraz... Podeszła do samczyka i trąciła go wilgotnym nosem w szyję, chcąc dodać mu otuchy - Wymyślimy coś.