Fuko, już nie zagłębiając się w kilka ostatnich odpowiedzi innych userów oraz w zagadnienia obecnego prawa. Chcesz socjologicznej, akademickiej pogawędki na temat tego, dlaczego nie wolno - nie, wróć - nie powinno się zawłaszczać sobie czyjejś tzw własności intelektualnej, to sobie pogadamy.
!!!UWAGA - BEŁKOT!!! - pragnę to tu zaznaczyć, bo nie używam konkretów tylko biegam wokół tematu i jako taka chronologia może się tutaj nie zgadzać. hue
Porozmawiajmy sobie może jednak o jako takim rozwoju "własności indywidualnej", która jest dzieckiem naszej kultury.
Rozumiem, że popierasz kopiowanie dla rozwoju, nauki etc. Owszem, nie ma w tym nic złego, w końcu jak świat długi, szeroki i stary historia ludzkości to jedna wielka historia kradzieży cudzej własności intelektualnej. Powinniśmy jednak spojrzeć na to nieco szerzej, w tym sensie, że mówię teraz o "własności intelektualnej" jako o kulturze danej społeczności, kraju, regionu, plemienia. Jeden człowiek przyjeżdżał do drugiego, stwierdzał, że on też takie chce więc albo kradł, grabił i rozwalał albo wracał do domu i mówił "hej, zamówię sobie coś takiego". Mówiąc na tzw chłopski rozum - tak mniej więcej wygląda rozwój kulturowy ludzkości. Najczęściej jednak było tak, że to biedny chciał mieć to co bogaty. Chociaż to złe sformułowanie. Powinnam powiedzieć - prymitywniejszy od bardziej rozwiniętego. Nie następuje to jednak przez zrozumienie dlaczego rozwinięty coś ma, ale raczej z uczucia - skoro on to ma to ja też chcę.
Mamy jeszcze taki przypadek jak w przypadku o Greków czy Rzymian, którzy wjeżdżając na dany kraj przywłaszczali sobie czasami czyjeś wierzenia, bogów, mity, przedmioty, zawody, opowieści. Analogiczną sytuację mamy w Starym Testamencie - Salomon zapożycza wierzenia pogan, ich rytuały - wiedziony raczej ciekawością albo rządzą. Nie pamiętam. W każdym razie Jahwe to potępia.
To są czasy dawne, gdy silniejszy miał to co chciał. Wtedy własność intelektualna raczej pojawiała się w sporadycznych momentach i nie wiem czy to zauważasz, ale przestrzeganie - nazwijmy to roboczo - praw autorskich autorów sprzed tysiąc leci jest wciąż żywe, mimo iż w paru przypadkach nie jesteśmy pewni, czy dany autor rzeczywiście istniał. Czym to się jednak różni od takiej normalnej kultury od tzw tekstów kultury? W końcu teksty kultury mają spore znaczenie dla naszej mentalności i przyczyniły się do wyodrębnienia się kultury europejskiej. Powiedzmy sobie, że kultura to jest taki jakby worek, w którym znajduje się wszystko co nas otacza, wychowało nas, nauczyło tego i owego. Człowiek rozwija się dzięki kulturze i dzięki niej jest w stanie wyróżnić tzw "sztukę", a dla każdego społeczeństwa "sztuka" lub to co ją definiuje to może być coś zupełnie innego. Kultura zaczyna się od pierwszego stworzonego koła, wyrzeźbionej z kamienia miski, drewnianej dzidy, idzie przez budowę skomplikowanego urządzenia jak krosno tkackie, dzidę zastępuje miecz, człowiek odkrywa piwo, odkrywa swoje ulubione potrawy, tworzy z tego co daje mu otoczenie. Jednak pojawiają się ludzie, którzy tworzą coś takiego:
albo
Podczas gdy wcześniej wymienione rzeczy pomagały człowiekowi przetrwać to te dwie wyjątkowe rzeczy nie są do tego konieczne. Choć zarówno malowidła skalne jak i rzeźby z brązu mogły mieć jakieś rzeczywiste zastosowanie - jak chęć przekazanie dziejów, obrządki religijne etc; to jednak nie były konieczne. Człowiek je stworzył bo chciał. Jednak podczas gdy w przypadku malowideł z lascaux człowiek nie mógł czerpać żadnych korzyści materialnych o tyle w przypadku wózka z trundholm już nie. Mijają tysiące lat i człowiek zaczyna myśleć o swoim talencie jako o rzeczy godnej przekucia w rzemiosło i wzbogacenia się. Dzięki antropologom wiemy mniej więcej co człowiek z tamtego okresu mógł sądzić - tysiące lat nie pozwoliły jeszcze prawdopodobnie na wytworzenie myśli, że to co się tworzy nie tworzy się wyłącznie z potrzeby powiększenia majątku. Na to musieliśmy poczekać mniej więcej do rozwoju starożytnej Grecji. Ktoś w końcu podpisuje się pod swoimi dziełami - poeci, filozofowie, matematycy. Osoby, które chcą być zapamiętane jako osoby, które przyczyniły się do tworzenia myśli ludzkiej a nie, żeby zostały tylko karki ze słowami po nich, które każdy będzie mógł szastać na prawo i lewo. Każdy wykształcony człowiek wie (tak zakładam, bo sądzę, że każdy kto przebrnął przez szkołę średnią powinien kojarzyć), kto to był Platon, Arystoteles, Sokrates, Pitagoras, Sofokles, Homer (choć poddaje się obecnie w wątpliwość jego faktyczne istnienie), Horacy, Wergiliusz i tak dalej. Zbierając czasy starożytne do jednego wora, można by zaryzykować stwierdzenie, że ci myśliciele jako jedni z pierwszych zaczęli sobie zdawać sprawę z jako takich własności intelektualnych. Można oczywiście polemizować, że ich teksty zostały już przemaglowane na tysiące sposobów w obecnych czasach - jednak kto odważy się przypisać sobie słów Horacego? Ktoś taki musiałby być wyjątkowo naiwną i nieoczytaną osobą, abstrahując już od jej wątpliwego poziomu IQ. Teksty Eneidy czy Iliady nie mają nawet szans na zostanie skradzionymi bo myśli Wergiliusza czy Homera już po sam upadek europejskiej kultury będą należeć tylko do nich. Nam wolno z nich korzystać, wolno nam czytać i rozwijać się za ich pomocą - ale broń Boże nie przepisywać i przypisywać sobie tego jako własność. Nie wolno mi przeredagować Odysei, zmienić jej tytułu i podpisać jako moje własne dzieło. Wolno mi natomiast wzorować się, odnosić się, parafrazować, wolno mi stworzyć coś własnego na motywach, wolno mi stworzyć własną opowieść albo film, albo też inny tekst kultury w ramach podzielenia się z innymi moją interpretacją, zrozumieniem dla danego dzieła. To mi wolno bo społeczeństwo mi to wybaczy. Natomiast, jeśli bym, tak jak wcześniej napisałam, zmieniła po prostu tytuł, inaczej opisała Odysa a całą Odyseję napisałabym własnymi słowami - spotkałabym się ze słuszną krytyką ze strony społeczeństwa.
Wracając jednak do rozwoju własności intelektualnej to warto zauważyć, że już Starożytność robi kroki w stronę uznania czegoś takiego jak prawo autorskie.
Średniowiecze jak wiadomo stara się tworzyć własną sztukę i nie przywiązuje jako takiej wagi do wskazywania autora danego dzieła. Dlaczego? Dlatego, że ówczesny artysta tworzył na chwałę Bożą a nie dla własnego nazwiska, ponieważ marność nad marnościami i wszystko marność, pamiętaj o śmierci i te pe i te de. Około schyłku średniowiecza mamy już Dantego, Gutenberga albo kogo innego. Wkraczamy w renesans i wtedy rozkwita po raz kolejny pomysł z własnością intelektualną. Nie ma to jeszcze swojej nazwy, ale autorzy są. Przyznają się do dzieła i otrzymują szacunek lub wręcz przeciwnie, jedni są wzięci i zarabiają inni tworzą w klitkach - jednak rozwija się myśl "wszystko dla sztuki". Artyści często umierają w biedzie. Następuje zapewne rozwój w pojmowaniu tego kim jest "artysta".
Kim zaś jest artysta? Kogo dawniej nazywaliśmy artystą? Kogoś, kto po prostu ładnie rysował? Być może miałby szanse, ale samo w sobie ładnie rysowanie to jeszcze rzemieślnictwo. Natomiast umiejętność wyrażenia własnej myśli, wrażliwości i poglądów za pomocą tego, z jakim charakterem położona została kreska, z jakim stylem dany człowiek się wiąże, tego w co wierzy i pokazuje światu swoje oblicze za pomocą tego co wyszło spod jego ręki - można śmiało nazwać próbą artyzmu. Bo - tak sądzę; za artyzm moglibyśmy uznać czynność, która ma swój charakter, formę, świadomość. Nie ma w sobie nic z wyciskania siebie na siłę na kartkę, sztuka wypływa swobodnie. Artysta to też osoba, która zna się na tym co robi, to osoba, która poświęca swój czas, uczucia, duchowość i wszystko co ma w sobie najdroższe na uprawianie najtrudniejszej dziedziny ludzkiej pracy umysłowej jaką jest sztuka.
Dlatego płakać mi się chce często gdy widzę co dzisiejszy świat robi z artystą. Jeśli widział ktoś ostatnią reklamę Męskiego Grania to może rozumie o czym mówię. Słowa "gwiazdy zaśpiewają jak im zagrasz" czynią z tych często fenomenalnych muzyków zwykłe pajacyki, urządzenie, które gdy się odpowiednio naciśnie to wydaje pożądany dźwięk. Arystów wystawia się ku uciesze gawiedzi, która myli często artystę z ulicznym grajkiem, albo popową chwilową gwiazdeczką, w którą ciskają garściami forsą upodlając człowieka. Jednak to już dyskusja na zupełnie inny temat. Tu już niebezpiecznie wkroczyłam na teren etyki.
Ale zaraz! Ktoś zaraz powie "hej! a Mozart? a Chopin? a Liszt? a Vivaldi? a Michał Anioł? im też płacili, żeby komuś coś stworzyli!". Warto jednak wspomnieć, że każdy z tych artystów był - zaryzykujmy stwierdzenie - mistrzem swoich dziedzin. Ktoś zlecił Bachowi menuet? Dobrze! Jednak czy ktoś wchodził z butami w jego kompetencje? Piękno ich sztuki podziwiamy do dziś, niezależnie od tego dla kogo zostały one stworzone.
Co więc z własnością intelektualną w tym przypadku? Tyle artystów przecież korzysta z fragmentów utworu chociażby
W grocie króla gór Edwarda Griega. Często przetwarza się ów utwór bez podawania tytułu i zapewne szara masa społeczeństwa nie ma zielonego pojęcia, że ten motyw muzyczny stworzył ktoś inny niż właściciel marki jakiegoś samochodu, którego reklamę widzieliśmy w telewizji albo
Uwerturę z Romea i Julii Sergieja Prokofiewa (kto nie wie o jakim konkretnie fragmencie mowa niech przewinie do 2:39) większość zapewne kojarzy z reklamą kawy NESCAFÉ Espresso.
Czy więc szkodzi to właścicielom tych dwóch wspaniałych własności intelektualnych? No nie, bo na dzień dzisiejszy wykształceni ludzie kojarzą i wiedzą, znają oryginał. Prawdopodobnie ten, kto korzysta z tych utworów na tak szeroką skalę zapłacił temu, kto obecnie ma prawo autorskie do nich (tak zakładam), ale nie podaje autora bo zakłada (tak jak ja przed chwilą), że każdy powinien kojarzyć oba utwory. Tak samo ich autorów. Trudno ukraść te utwory, skoro - teoretycznie - każdy je zna.
Co zaś z taką piosenką jak
Selah Sue - This World? Większość kojarzy ją tylko i wyłącznie z reklamy Kinder Bueno - dziewczyna i przystojny wampir woli czekoladę z jej ust niż jej krew.
Dla Selah Sue jak się okazuje ta sama sytuacja również może być korzystna. Tych, którym podoba się jej piosenka zapewne zachęci ona do poszukiwania autora i chęci zapoznania się z twórczością. Kompletnie nie przeszkadza fakt ignorowania przez resztę społeczeństwa. Artystka dostaje swoją gażę i jest dobrze.
Reklama jednak to też własność intelektualna i niektórzy posuwają się do tworzenia własnych takich komercyjnych dzieł, jak na przykład
Oreo. Ktoś Ci zabroni korzystać z tej piosenki w jakiś sposób? No raczej o ile nie rozpowszechniasz jej za pieniądze, nie podpisujesz jako swoją - to nie. Zresztą z góry wiesz, że z takim Oreo nie wygrasz.Tutaj nawet znaczek na każdym ciasteczku jest własnością intelektualną i karana jest kradzież tegoż symbolu. Zresztą spójrz! Tutaj też jest zapożyczenie - Świnki Trzy też są czyjąś własnością intelektualną. Autor spotu nie przypisuje ich sobie, pozwala sobie tylko na interpretację ich wizerunku.
Tak samo można odnieś się do wspomnianej wyżej Mona Lisy. Ktoś, kto ją przerobił nie jest w stanie przypisać sobie jej autorstwa. On stworzył karykaturę, parafrazę, ale każdy wie czyja jest Mona Lisa.
Ale!
Tak jest za zwyczaj w przypadku jakiegoś bogatego koncernu (bo przecież symbole McDonalds, KFC, Pepsi itp też są własnością intelektualną) jest łatwo. Ukradniesz (tj przerobisz, zmienisz kolory) - masz pozew. Chińczykom jakoś to uchodzi na sucho, ale to jest rozmowa na inne posiedzenie.
Co więc ma zrobić drobny artysta? Ktoś kto rysuje jak Rag, Kah, Deri, Chotara? Nie będziemy tego rozpatrywać w kwestiach prawnych, bo nie o to tu chodzi. Widzę więc, że jednak nie da się tutaj uciec od tematu etyki.
Dlaczego nie powinniśmy przerabiać ich rysunków i wstawiać do internetu podając jako swoje? Dlatego, że nie służy to zaspokojeniu czyjejś potrzeby rozwoju talentu artystycznego tylko - śmiem twierdzić - zwykłego lenistwa, braku dojrzałości i niezrozumienia takiej rzeczy, że jak się chce coś w życiu osiągnąć to moralnym jest dojście do tego własną, ciężką pracą a nie idąc na skróty, które ranią innych. Doszliśmy do renesansu i pojmowaniu jako takiego "artysty" w celu zrozumienia "kradzieży własności intelektualnej" z perspektywy artysty. Są ludzie, którzy umierają przez własną sztukę, bo dzieło ich rąk jest wspólnym sukcesem nie tylko pracy ciężkiej i długiej ale i serca w to włożonego. To odróżnia sztukę od kiczu między innymi. Można zaryzykować stwierdzenie, że skoro potwarzą dla gospodyni danego domu jest klepnięcie ją w tyłek i pozwalanie sobie na ton nieoficjalny, tak tym samym dla artysty jest to, co m.in. Amani wyczynia z pracami innych. Amani robi im krzywdę, bo nawet google nie jest w stanie wyszukać po obrazku prawdziwego autora. To z góry obala tezę, że takiemu artyście jak rysownicy z Deviantarta, działania te pomagają. Gdyby Rag była autorką rysunków z Króla Lwa, wszyscy byśmy widzieli, kto tak na prawdę jest autorem rysunków, które ktoś jej wykradł i przemalował. Jednak większość artystów z DA takimi nie jest. Stąd zrozumienie dla namiętnej obrony tego, co sami stworzyli, nawet stylu rysowania. Bo jeśli taka Amani stanie się sławna i zacznie sprzedawać rysunki Rag jako swoje zrobiłaby tym jej tylko krzywdę. Nie chodzi tu o krzywdę materialną, lecz o krzywdę duchową, o jawny wyraz braku szacunku.
Powołując się na zwykłą przyzwoitość albo i moralność - stare przysłowie mówi, żeby nie czynić drugiemu co dla nas jest niemiłe. Można też zaryzykować stwierdzenie, że skoro niemiłe artystom jest przerabianie ich rysunków dla własnej korzyści to dla osoby wierzącej, takie zachowanie można uznać za niechrześcijańskie. Wynika to z filozofii miłowania bliźnich.
Fuko, nawet te moje nic nie warte wypociny stały się właśnie moją własnością intelektualną.