Król Lew PBF

Pełna wersja: Rzeka
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Na słowa Ghaliba tylko zastrzygłam lekko uchem. Zaś młody chyba jednak coś będzie robił. W końcu to tylko sparing, eh. Uskoczył, to dobrze zapowiadało. Machnęłam lekko ogonem i mijając go, szybko odbiłam się. Ja nie robiłam uniku. Z młodym dam sobie radę, tego byłam pewna. Sam w jego stronę ruszyłam. Skacząc narażał się. Skokiem odsłaniał swój brzuch jak i szyję. Tak, w tę ja celowałam ze swymi kłami. Sam się o to prosi. W locie nie zmieni kierunku. Zaś ja mam w miarę czystą drogę do jego gardła. No i mam mocny kark jego kły mnie nie rusza zbytnio. No póki młody bynajmniej jej. Powinien jednak uważniej atakować.
Z surowym spojrzeniem przyglądał się swojemu synowi i temu jak przebiega sparring. Nie będzie popychał Kiburiego. Jego potomek powinien wiedzieć, że syn nie powinien sprawiać zawodu swojego ojcu, zwłaszcza iż ten pierwszy nie musiał się obawiać tego, że Ghalib go przegoni. W końcu ojciec lwa znad Tsavo nie miał tyle dobroci dla swojego syna i gdy tylko Ghalib osiągnął wystarczającą sprawność samiec musiał odejść. Kiburi powinien rozumieć ile miał szczęścia.
Podniósł tyłek z ziemi i przeniósł się na wystający z ziemi wysoki głaz. Wskoczył na niego i zasiadł wygodnie. Z tej pozycji mógł dokładniejszym okiem obserwować całe zajście.
Może i w locie kierunku nie zmieni. Co nie znaczyło wcale, że Kiburi nie miał łap, z którymi Kiu musiała sobie poradzić najpierw, zanim też będzie miała otwartą drogę do jego gardła. No, brzuch to swoją drogą, nie mógł zaprzeczyć, że nie będzie w stanie tego obronić. Ale łap nie miał rozstawionych. Tylko wyprostowane, przed siebie, na Kiu, bo zamierzał ją i przewrócić i poharatać pazurami. Więc ostatecznie, jak Kiu zamierzała atakować mu szyję, to natrafiała na pazury.
Gdyby nie to, ze ojciec patrzył, byłoby lepiej. Ostatecznie by poszedł szukać spokojniejszego kawałka ziemi.