Król Lew PBF

Pełna wersja: Gdzieś nad Czarną Rzeką
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Ktoś najwyraźniej zawędrował nie tam gdzie powinien. Stanowczo za daleko od miejsca, w którym powinien być, o ile gdziekolwiek był mile widziany. Miał przeczucie, że srebrni nie byliby zadowoleni jego obecnością na swoich ziemiach, choć oficjalnie nie został wyrzucony ze społeczności, a co z resztą stad? Nawet nie wiedziały o jego istnieniu, a i on nie był pewien gdzie dokładnie się znajdują. Toteż wchodząc na tereny zachodnich nie zdawał sobie sprawy z tego, że narusza ich prywatność.
Powinien po zapachu wyczuć, że coś jest nie tak. Woń była intensywna, ale nie dało się wykluczyć, że może to właśnie część jego podświadomości chciała odrzucić ten oczywisty fakt. Niewykluczone, że jego mechanizm biologiczny nie zadział tak jak działał u zdrowych osobników, ale zaraz czy białogrzywy był chory? Nie, przecież tak ogromny problem już wcześniej uniemożliwiałby mu prawidłowe funkcjonowanie. Najwyraźniej on sam chciał swojej śmierci.
Rozejrzał się po otaczającej go przestrzeni. Nie wyglądało to dobrze. Ziemia była jałowa i ciemna, a wierzchnia warstwa gleby była wysuszonym pyłem, który przenoszony przez wiatr z łatwością osiadał na sierści i wplątywał się w grzywę . Nikt o zdrowych zmysłach nie zapuszczałby się tu bez powodu. Przysiadł na ziemi opierając się o pobliski głaz. W oczekiwaniu na... No właśnie, na co?
Jak co dzień brązowy patrolował teren spokojnie, bez pośpiechu, nie mając nic ciekawszego do roboty. Pogoda dopisywała, bowiem w końcu nie było mu strasznie gorąco przez grzywę, choć mogło być w sumie trochę chłodniej. Wracając jednak do tematu, czarnogrzywy szedł po jałowych terenach spokojnie, obserwując uważnie okolicę, by niczego nie przegapić. Nagle wyczuł obcy zapach, ruszył więc w tamtą stronę, nieco żwawiej niż wcześniej żeby nie dać mu uciec. Gdy dotarł nad czarną rzekę dostrzegł białogrzywego, którego nie kojarzył. Nie rozumiał, co te lwy tak przyciągało na te ziemie, ani tu zwierzyny nie było, ani przyjaznych i tulaśnych lwów.
-Salve, nieznajomy. Radzę ci lepiej szybko wyjaśnić powód tej wizyty, dość mam obcych na naszych ziemiach.- warknął do niego zły. Tak, był zły, bowiem irytowały go powoli już te patrole, które coraz częściej były owocne, ciągle ktoś przyłaził nie wiadomo po co. Z tego co było mu wiadomo nie przyjmowali już nikogo do stada, przynajmniej póki zwierzyna nie wróci, więc lepiej żeby lew się ogarnął, inaczej może marnie skończyć.
Nareszcie ktoś z kim można pogadać. To miłe, że ktoś się nim zainteresował. Szkoda tylko, że w takich okolicznościach. Musiał przyznać, że na widok tak potężnie zbudowanej postaci przeszedł go paraliżujący dreszcz. Nie trzeba było być szczególnie spostrzegawczym, żeby zrozumieć, że nie był tu mile widziany, no cóż, już za późno. Stało się i to na jego własne życzenie. Zachował spokój, choć miał wrażenie, że jakaś cząstka jego chciała uciekać stąd już, w tej chwili, czyżby jego instynkt przetrwania jeszcze działał?
- Salve? To wasze stadne przywitanie, tak? Witaj. Nie było żadnego konkretnego powodu, ale szczerze mówiąc dziwię się, że patrolujesz te ziemie. Tu i tak nie ma niczego cennego. Nie widzę powodu dla którego miałbyś to robić. Po co cała ta maskarada? - mówił lekceważąco. Teraz było mu wszystko jedno.
Spojrzał na białogrzywego z lekkim zdziwieniem, no tego jeszcze nie grali. Samobójca jak nic, aż dziw że nadal żyje. Mógł z nim zrobić co chciał, w końcu się nieco zabawić po tylu nudnych patrolach, lecz z drugiej strony nie będzie go atakował na dzień dobry, choć pewnie miałby przez to problemów, wszak wszedł na stadne tereny. Zamierzał jednak jeszcze tę rozmowę chwilę pociągnąć, dowiedzieć się czy serio on był dziwny, czy może życie mu niemiłe. Zmrużył więc oczy i ostrożnie zaczął do niego podchodzić, w gotowości do ataku, co powinno dać białogrzywemu do myślenia.
-Ciekawość bywa czasem zabójcza. Dla nas stado jest czymś cennym, dla niego patroluję, nie dla ziem. A ty jesteś zagrożeniem, choć w obecnym momencie możesz również stać się czymś lepszym... obiadem choćby.- odparł, po czym oblizał pysk. Nie, nie był kanibalem, ale on tego nie wie, a postraszyć ofiarę zawsze dobra rzecz.