27-11-2015, 19:36
Pierwszą rzeczą, jaka na pewno rzucała się nie tylko w oczy, ale chyba wszystkie możliwe komórki każdego żywego stworzenia, była pogoda. Czy raczej każdego wpół żywego stworzenia, bo skwar zastanej pory suchej dawał się coraz to bardziej we znaki. Słoneczna Rzeka zdominowana przez o ironio, Słońce, na zwykle urodzajnych terenach Lwiej Ziemi, choć wciąż nie zawodziła dopływem życiodajnej wody, to te bardziej zmienne, płytsze odnogi wydawały się już odmówić dalszego przeprowadzania płynu. Jedynie błękit nieba panował wzwyż niczym wylana farba, dając otuchy barwą a jednocześnie mrożąc krew w żyłach brakiem zachmurzenia.
-
Pojawiła się. Po tak długim czasie... gdy bała się, nie wiedzieć czemu, stawić łapę zarówno w okolicach tamtej dżungli, jak i na Lwiej Ziemi. Czemu? Nie wiedziała. Naprawdę, nie wiedziała, co miała w takiej sytuacji zrobić.
Tosy też od pewnego czasu nie widziała... ale i jemu nie wiedziałaby jak znowu spojrzeć w oczy. Normalnie załatwiłaby to od razu, wjeżdżając z niewytartymi łapami i z decyzją przygotowywać się na odebranie jej przez innych. W tym wypadku konflikt stanowił jednak pewien brak w obliczeniu - decyzji, nie było...
Ale nic nie mogło jej powstrzymać, żeby cokolwiek zrobić. Chciała wiedzieć na czym stoi, choć... tu się raczej tego nie dowie. Weszła na tereny Lwich po cichu, co jednak nie mogło ukryć jej zapachu i po części wyglądu rozpływającego się w upalnym, falującym horyzoncie, na którym już z daleka trafiały niepohamowane promienie słoneczne.
Szła w ten sposób jakiś czas, spiesząc się raczej średnio, ze ściśniętymi wargami, wracając na... swoje, ziemie. Tereny Lwich, które poznawała naprawdę bez zarzutu.
-
Pojawiła się. Po tak długim czasie... gdy bała się, nie wiedzieć czemu, stawić łapę zarówno w okolicach tamtej dżungli, jak i na Lwiej Ziemi. Czemu? Nie wiedziała. Naprawdę, nie wiedziała, co miała w takiej sytuacji zrobić.
Tosy też od pewnego czasu nie widziała... ale i jemu nie wiedziałaby jak znowu spojrzeć w oczy. Normalnie załatwiłaby to od razu, wjeżdżając z niewytartymi łapami i z decyzją przygotowywać się na odebranie jej przez innych. W tym wypadku konflikt stanowił jednak pewien brak w obliczeniu - decyzji, nie było...
Ale nic nie mogło jej powstrzymać, żeby cokolwiek zrobić. Chciała wiedzieć na czym stoi, choć... tu się raczej tego nie dowie. Weszła na tereny Lwich po cichu, co jednak nie mogło ukryć jej zapachu i po części wyglądu rozpływającego się w upalnym, falującym horyzoncie, na którym już z daleka trafiały niepohamowane promienie słoneczne.
Szła w ten sposób jakiś czas, spiesząc się raczej średnio, ze ściśniętymi wargami, wracając na... swoje, ziemie. Tereny Lwich, które poznawała naprawdę bez zarzutu.