- A co się eee... - zielonooka zapomniała już o co w ogóle chciała spytać, a kto by się tym przejmował? To cudo tak ją pochłaniało, że w praktyce nie dawało już się skupić na czymkolwiek innym. Czy to słowach czy myślach, ona również, z rozkoszą ocierała się o grzywy lwów, dając robić ze sobą praktycznie wszystko, oddając się w pełni błogości, która zmierzała na niebezpieczne tory...
Kiedy wszystkie hamulce popuściły, cała świadomość tego co się dzieje prysła i jedyne tylko pragnienie przejęło nad nią władzę - chciała jej coraz więcej, coraz więcej kocimiętki, zapragnęła coraz więcej i więcej...
W rezultacie nie wiedziała co robi, że pod wpływem tego pragnienia zaczęła się wyrywać Imowi, nie zważając już na delikatność i całkiem nachalnie i mocno, bardzo mocno ocierając się i zanurzając pysk w grzywie Ima, rozcierając sobie kocimiętkę na pysku do której się dobrała, zlizała jej część z własnych wibrysów. A kiedy Banjo tylko usnął, jego grzywa stała się jej kolejną ofiarą, od razu dopadła się do kocimiętki skacząc z pazurami na głowę Jo i rozsmarowując sobie pysk kolejnym kocim narkotykiem.
Cudownieee... Który nie wiedzieć kiedy stał się jej trofeum i postanowiła go bronić, zaczęła biec dookoła tatusiów lwiątek, warcząc dosłownie na wszystko, nawet kamień, źrenice miała zwężone do granic możliwości. Z boku musiało to wyglądać komicznie jak broni lwy przed każdym drzewem, lianą i kamieniem, jednocześnie zataczając się na łapach. Wszystko dosłownie wirowało przed jej oczami, dźwięki też, zbiły się w jedną kupę.
Instynkt macierzyński dał jej dopiero znać że coś jest nie tak, przeturlała się po ziemi, chcąc przerwać otępienie. Dotarła jakoś do wody, zanurzyła się co przywróciło jej jako tako trzeźwość myślenia, nie miała pojęcia co się stało, a w tym całym zdezorientowaniu dotarł w końcu do niej płacz syna. Siedziała dłuższą chwilę we wodzie, patrząc na Banjo i Ima, dochodząc do siebie.
- Co ja... - sama czuła się tak jakby zrobiła coś złego. Zaraz, dlaczego miała wyciągnięte pazury?! Chyba nie...
Zupełnie nie mogła sobie przypomnieć co się działo, wystraszyła się nie na żarty, jedyne co sobie umiała przypomnieć to to że czuła jakiś ponętny zapach, a po tym odpłynęła. I nadal nie do końca czuła się normalnie... To zupełnie tak jak po lulku. Gorzej, jak już sam zapach na nią działał. Nigdy więcej... A tym razem musiała coś przy tym zrobić, nigdy nie wyciągała od tak pazurów... A co jeśli... Nie, jakoś nie mogła w to uwierzyć. Ale pobiegła szybko do syna, a kiedy zapach znów uderzył i zaczął ją przyciągać do siebie, otrząsnęła się szybko, wzięła w pysk Bahatiego zwiewając jak najdalej...
Robaki były zdecydowanie bezpieczniejsze, nigdy więcej tych dziwnych roślin... A może, przyznała to nie chętnie, jej rodzice odrobinę mieli racje? Zaczęła się już trochę bać o dzieci... Pora ich odszukać, chyba im starczy tej przygody? Właściwie ile czasu ich już nie ma?
zt z Bahatim (chyba że chcesz coś dodać)
Tutaj:
http://pbf.krollew.pl/showthread.php?tid...n=lastpost