Król Lew PBF

Pełna wersja: U podnóża góry.
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Stron: 1 2
Jak bardzo tutejsza roślinność była zróżnicowana od rodzinnych stron. Upały niejednokrotnie dawały się w znaki, takie dni przeleżał zaszyty w cieniu a nocą wychodził na żer i dalszą wędrówkę. Byleby z dala od tych pokracznych białych małp. W tle majaczyła pokaźnych rozmiarów góra. Mimowolnie kąciki ust uniosły się ku górze w cwaniackim uśmiechu. Już wiedział, które tereny będą do niego należały.
Nie dbał o to czy zostanie zauważony, nie morzył go głód. Parł naprzód a suche gałązki trzaskały pod jego łapami.
Trochę było tu zimno, ale mimo wszystko przybył tu. Może chciał odpocząć od tych przeklętych owadów i upału? Zresztą nieważne. Roślinność bardzo tu się różniła od tej z sawanny, było jej dużo więcej. W milczeniu przemierzał szlak, rozglądając się dookoła. W końcu w krzaczkach lubi się ukrywać śniadanie.
Bursztynowe ślepia zarejestrowały ruch, sylwetkę postaci zmierzającej dokładnie w jego stronę. Zatrzymał się stając na tylnych łapach, przednie składając na brzuchu. Zaryczał donośnie dając znak swojej obecności i niezadowolenia z intruza. Nie interesowało go czy to jest tutejszy czy po prostu znudzony wędrowiec. To teraz jego ziemie i będzie o nie walczył gdy zajdzie taka potrzeba.
Głośny ryk, ale jakby inny, nie lwi. Przystanął i rozejrzał się uważniej. Zobaczył przed sobą stojącą sylwetkę... czegoś. Czegoś, czego jeszcze nie widział. Całkiem duży zwierz. Na moment się zawahał, ale też mu odpowiedział rykiem. Wpatrywał się doń i czekał na rozwój sytuacji.
Opadł z głośnym tąpnięciem na ziemię. Postanowił podejść do tego, który ośmielił się odpowiedzieć równie agresywnie. Powodem, który skłonił go do tego, że tamten stanął jak wryty i ani omieszkał się rzucić czy uciec. Zbliżył się na tyle blisko, że widział lwa dokładnie. Pysk wykrzywił się w grymasie.
- Odstąp kocie. - Mięśnie były napięte, gotów w każdej chwili walczyć.
Co to do cholery jest? Wielgachne i grubaśne. W starciu siłowym pewnie by dostał łomot, ale taki wielkolud na pewno jest wolny. Jednak sama walka i tak może być mocno ryzykowna. Mocno się wahał, spuścił trochę łeb, a ogon latał mu na boki.
- Czego chcesz... w ogóle kim... czym ty jesteś?
Satysfakcja łechtała jego ego widząc uległą pozycję lwa. Sam podniósł łeb wyżej spozierając na niego z góry. To właściwie ocaliło Maru przed konfrontacją pazurów i szczęk. Niewiedza także dawała mu przewagę, sapnął głośno a ciepła para buchnęła z nosa.
- Znajdujesz się na moim terytorium. - Tak, ledwo przybył już sobie je przywłaszczył. Genbu jednak nie był lekkomyślny, ciągle miał na uwadze, że tamtemu może jednak odstrzelić coś we łbie i zaatakować. A on będzie gotowy. Temat tego czym jest pominął, nie będzie byle kogo uświadamiał w pewnych sprawach.
- Aha...
Tylko tyle wyjąkał. Widział jak zwierz uniósł łeb jeszcze wyżej. Uważał go za tchórza? Cóż, tylko głupcy się nie boją, tutaj lew trzeźwo ocenił sytuację. Uniósł wyżej łeb i przyjrzał się nieznajomemu dokładniej. Wielkie bydle i te pazury. Przekręcił łeb trochę na bok.
- I co teraz zrobisz? Przegonisz mnie, zaatakujesz?
- Jak mi dasz ku temu powód. - A balansował niebezpiecznie na krawędzi. Widywał w swoich stronach lwy większe od tego tutaj, nie straszne mu były tamte a co dopiero namiastka obecnej tu pchły.
- Czego się tu pałętasz? - Bardziej nurtowało go czemu Maru był sam, te koty to przecież zwierzęta stadne. Manifestujące swą siłę właśnie poprzez grupę.
Nie pogardzi jakimiś ciekawymi informacjami z tych ziem. Może do czegoś mu się przydadzą.
- Bo szukałem trochę chłodu. A góry akurat wydawały się dobrym pomysłem. Sporo tu drzwe i cienia.
Uniósł łeb jeszcze wyżej. Stał już normalnie. Nie okazywał żadnych emocji, chociaż w środku nieźle kołatało mu serce.
Krótka wypowiedź z której mógł wywnioskować, że w okolicach innych gór nie ma. Przynajmniej dobrze trafił z wyborem drogi. Postąpił krok do przodu licząc się z tym że tamten się cofnie. Kawałek po kawałku będzie go zganiał ze swoich ziem. Niech nie myśli, że może sobie tak rozmawiać o byle czym czy zachciankach. Nie to go interesowało. Cichy złowrogi pomruk wydobył się z jego gardzieli.
- Gdzie twoje stado?
Zwierz się zbliżał. Na razie był dość daleko, by się cofać, jednak baczniej go obserwował. Jeśli zacząłby szarżować to miałby sporo czasu na ucieczkę. Taki tłuścioch ma na pewno wolny start, a i demonem szybkości pewnie też nie jest.
- Moje stado jest tam, gdzie nigdy nie dojdziesz. Z takim futrem skapiałbyś w połowie drogi.
Zmarszczył lekko brwi.
Dystans się zmniejszał, niedźwiedź pewnie stawiał kolejne kroki. Upały, też coś. Od czego jest w takim razie chłodna noc gdy słońce schowa się za horyzontem. Ewentualnie kąpiel w orzeźwiającej wodzie dla ochłody.
- Wystarczająco daleko by nie zdążyli ci pomóc. - Kłapnął paszczą.
Dobra, wystarczy. Bez żadnego ostrzeżenia odwrócił się i pognał przed siebie jak strzała. Dodatkowo
wybrał trasę między drzewami. Niech tłuścioch obije się o kilka z nich, to może złamie sobie łeb. Oddychał miarodajnie, zmrużył oczy, by samemu nie wpaść w jakąś pułapkę.
Puścił się za lwem chciał go dobrze nastraszyć by następnym razem zważał na to gdzie zachodzi. Nawet udało mu się w pewnym stopniu go dogonić zmniejszając odległość. Lawirowanie między drzewami nie okazało się na tyle skomplikowane jak to sobie lew wyobrażał. Po chwili się zatrzymał głośno ryknąwszy manifestując tym samym swoje zwycięstwo. Zaraz potem Maru mógł usłyszeć gromki śmiech odbijający się echem. Genbu zawrócił spokojnie zapoznając się z resztą tutejszej okolicy.
Stron: 1 2