Król Lew PBF

Pełna wersja: Busara, Runa
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Zgodnie z zapowiedzią, Maya czekała na młódki pod czerniejącym kikutem samotnego drzewka, gdzie niegdyś miała swoją ukochaną kryjówkę. Sawanna upomniała się jednak o ten mały wybryk natury, jakim było jedyne zielone drzewko na terenie całych Zachodnich Ziem. Teraz żyły tam jedynie wspomnienia. Mimo to, stara lwica wciąż lubiła tam przebywać - głównie ze względu na to, że zazwyczaj nie było tam nawet żywej duszy. Teraz jednak miały się tam niebawem znaleźć dwie młode, pełne życia, podniecenia, a może też strachu lwice.
Miała sprawdzić, czy nadają się do czegokolwiek. Dokładnie to zamierzała również zrobić.
W ciszy czekała na pojawienie się Runy i Busary. Do południa było jeszcze co prawda jeszcze kilka długich chwil, ale stara samica dobrze znała granice własnej cierpliwości.
Czuła, jak każde włókienko jej mięśni drży, naładowane energią. Nie czuła się... zdenerwowana. Co najwyżej podniecona - nie mogła się doczekać tego dnia. I w końcu nastał.
Z trudem powstrzymała się wczoraj przed intensywnym treningiem i spróbowaniem wszystkiego, czego nauczyła się do tej pory. Była trochę zła na siebie za małą kłótnię z ojcem, który doradzał jej chwilę odpoczynku. Przecież... w sumie właśnie tak się wczorajszy dzień skończył. Na krótkim polowaniu, po czym spędziła resztę wolnego dnia nad oceanem, wpatrując się w fale rozbijające się na skałach. Nawrzeszczała na niego, bo była spięta. I jakoś nie miała wczoraj odwagi, żeby iść i go przeprosić...

Przyśpieszyła kroku, widząc czekającą na wzgórzu Mayę. Chyba się nie spóźniła, prawda...? W końcu krótkim ruchem łba otarła się o kark mentorki i cofnęła się troszkę. Czerwone ślepia błyszczały ze skrytej niecierpliwości. Starała się opanować... a jednak nie potrafiła zetrzeć z pyska szerokiego uśmiechu.