Król Lew PBF

Pełna wersja: Wyprawa po medykamenty - Ayumi
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Słońce przyjemnie barwiło niebo nad sawanną, otaczając swym ciepłem całą okolicę a także znajdującą się nieopodal Dolinę Spokoju. Względna cisza i spokój mogły być jednak niebywale mylne dla kogoś, kto postanowił pojawić się tutaj tego pięknego wieczora... czy to celem spoczynku, czy poszukiwania czegoś. Życiodajne słońce jednak nie docierało do niższych półek, gdzie znajdowały się te drogocenniejsze medykamenty. Kto wie, może to właśnie tam mogły znajdować się rumianek i pokrzywa? Ptactwo śpiewało jeszcze na ostatnim tchu. Nieopodal słychać było pohukiwania sów. Noc zbliżała się szybko. Chłodna i przerażająca. Liczyła się już każda chwila. Szukanie po nocy czegokolwiek było absolutnie syzyfową pracą.
A czas płynął, tik, tak, tik, tak...
Wyruszyła szybkim krokiem, przemykając zwinnie po ziemi. Trzeba było znaleźć jakieś odpowiednie zioła, zanim na dobre się ściemni. Miała nadzieję że uda jej się coś znaleźć...
Idąć starała się wykorzystywać wszystkie swoje zmysły.
Pech najwidoczniej chciał, żeby lwica prędko nie znalazła tego, czego tak uparcie poszukiwała. Stało się wówczas jednak coś całkowicie innego i niespodziewanego. Przed jej nosem, do góry nogami, zawisł nagle lemur. Wpatrywał się w nią wielkimi złotymi ślepiami i chwycił w łapki nochal Ayumi, ściskając go.
- Uuuuu. Dużyyyyyyyy koteeeeeeeeeeeeek... - wyrzucił z siebie, chichocząc wesoło i jak szybko się pojawił, tak szybko zwinął się na wysoką gałąź.
- Czego duży kotek szuuuukaaa? - zagadnął wesoło, przeskakując z gałęzi na gałąź, aż wylądował na czerepie lwicy i puchatym ogonkiem zaczął smyrać Ayu po nochalku.
Szła dalej aż tu nagle przed jej oczami znalazło się zwierzatko będące lemurem. No, tego się ona nie spodziewała, szczerze mówiąc. Gdy ten ją złapał za nos, nie mogła się powstrzymac od zmarszczenia pyska i wydania z siebie cichego ,,au".
Gdy zwierzak od niej odskoczył, lwica starała się nie spuszczać go z oczu. I nagle znowu znalazł się na jej głowie.
- Szukam ziół. Są mi potrzebne - stwierdziła bez większych ogródek. Jakoś nie było w jej interesie zachowywać się wobec niego jakoś nieuprzejmie. Po chwili lwica nieoczekiwane kichnęła.
Jego mały wesoły pyszczek znalazł się przed nią, odwrócony do góry nogami. Zachichotał wesoło, kiedy ta kichnęła. Głowa Ayumi wydawała się być doprawdy niebywale wygodnym miejscem, którego najwyraźniej nie miał zamiaru opuszczać. Otulił puchaty ogonek wokół jej zgrabnej szyi.
- Uuuuu, a jakich kotek szuka zióóóółłł...? - zagadnął wesoło, skubiąc jej głowę i coś wyjadając spomiędzy sierści na czerepie samicy - Azu może pomóc. Ale duży kotek musi pomóc Azu. - ugryzł swojego kociaka w ucho, ciągnąc je, jakby było gumową zabawką.
Och, jaki ten maluch było uroczy! Gdy tak patrzył na nią, będąc głową w dół, Ayu nie mogła nie wydać z siebie uśmiechu rozbawienia.
- Tak konkretniej, to szukam rumianku i pokrzywy. Akurat mi się skończyły - odpowiedziała zwierzątkowi, po czym przeszła parę kroków, oczywiście z malcem przyczepionym do jej głowy. W sumie, aż tak bardzo jej to nie przeszkadzało.
- Na imie mam Ayumi i...w czym Ci mogę pomóc, Azu? - dodała po chwili, wyraźnie zaciekawiona, czegóż taki mały lemur może potrzebować od złocistej lwicy.
Azu pociągnął cichutko noskiem i otulił tym swoim puchatym ogonkiem szyję Ayu. Ayu i Azu. Jak to uroczo podobnie brzmiało.
- Azu się zgubił... - bąknął w końcu cicho, a niebieskie ślepka smutno zabłyszczały - ...mama Azu mówiła, że jak Azu się zgubi to ma iść na północ. Zawsze na północ i tam będzie rodzina Azu... - ciągnął wtulając się mocno w samicę, która kroczyła z nim, najwyraźniej niezgorszona jego zachowaniem.
- Tam gdzie mieszka Azu jest pełno pokrzywy i rumianku! Mama Azu na pewno da Ayumi trochę! - uśmiechnął się wesoło.
Ayu szła powolnym krokiem, uważając na to by niechcący nie zrzucić z siebie malucha, chociaż...swoją drogą dość dobrze się jej uczepił. Wciąż była utwierdzona w przekonaniu, że Azu był taki uroczy. I jeszcze to mówienie w trzeciej osobie! W tym przypadku to było naprawdę słodkie,
- No to ja ci pokażę, jak w terenie się wyznacza północ. Przyda ci się na przyszłość - odrzekła mu, uśmiechając się doń szeroko.
Idąc sobie, w pewnym momencie lwicy udaje się dostrzec, samotne drzewo, obrośnięte mchem z jednej strony. Zaraz wskazała na nie łapą.
- Widzisz to drzewo? Mech zawsze je obrasta od północy, to znaczy, że musimy iść w tę stronę - powiedziała, po czym od razu podążyła we wspomnianym kierunku, mając przy tym nadzieję, że zwierzątko chwyta te informacje i je zapamiętuje.
Ogon lemura kołysał się w rytm kroków złotej lwicy, łaskocząc ją po karku. Małe stworzonko zaczęło nucić melodyjnie, wciąż będąc mocno wczepione w sierść Ayumi. Gdy lwica pokazała mu drzewo porośnięte mchem, malec wydał z siebie zachwycone westchnięcie.
-Ach! Teraz Azu już się nie zgubi! - zawołał radośnie, po czym zaczął nucić weselej.
Słońce chyliło się ku zachodowi, a lemur nie dał w żaden sposób znak, że znaleźli się na miejscu. Wręcz przeciwnie, gdyby nie to, że Azu znajdował się na karku lwicy, Ayumi mogłaby dostrzec, że malec przymknął oczy i wydawał się drzemać.
W końcu zerwał się nagle i pisnął wesoło. Przed sobą mieli ogromną, rozłożystą akację, której zielone liście kołysały się na wietrze.
-Azu! - usłyszeli okrzyk.
Na jednej z niższych gałęzi stanął lemur, wpatrując się w malca swego gatunku. Szybko zbiegł z drzewa na ziemie i jeszcze szybciej znalazł się przy złotej lwicy.
-Och, Azu, gdzieś ty się podziewał? - samica westchnęła z ulgą, gdy jej syn zsunął się z karku Ayumi i wpadł prosto w ramiona matki. Przytuliła go mocno, i dopiero po chwili wymieniania czułości łypnęła podejrzliwie na złotosierstną. Jakby nie patrzeć, była ona drapieżnikiem, zdolnym jednym chapnięciem szczęk pozbawić życia jej synka. Ale przecież dotarł tu na jej grzbiecie, czyż nie? To musi znaczyć, że lwica nie ma złych zamiarów.
Dorosły lemur posłał Ayumi promienny uśmiech.
-Dziękuję ci za przyprowadzenie mojego syna! Tak długo nie wracał do domu, że naprawdę zaczęłam się martwić. Reszta rodziny poszła go szukać i wyglądało to tak, jakby zupełnie zapadł się pod ziemię... Ach, całe szczęście, że go znalazłaś!
Szła powolnym krokiem wciąż pamiętając o tym, że na grzbiecie nosi zwierzątko, którego nie chciała zrzucić. Przy okazji wsluchiwała się w piosenkę, którą wesoło nucił. To bardzo umilało jej podróż.
Szli dość długo, maluch musiał przysnąć, bo jego piosenka w pewnym momencie ucichła. Słońce zbierało się ku zachodowi, a złota lwica w końcu znalazła się pod drzewem i uslyszała, że ktoś nawołuje...jej towarzysza.
Nagle do jej uszu dotarł głośny pisk, który wymusił na niebieskookiej samicy chwilowe stulenie uszu i zaciśnięcie zębów w bolesnym grymasie. Gdy wyraz jej pyska wrócił do normalności, ujrzała Azu wtulającego się w drugiego lemura, większego od siebie. Po głosie zasugerowała, że to musi być jego matka.
Słysząc jej podziekowania, uśmiechnęła się.
- Och, naprawdę nie ma problemu, droga pani. Cieszę się że udało mi się pomóc- odpowiedziała lemurce na jej podziękowania.
Samica trzymała opiekuńczo łapę na swoim synu.
-Naprawdę, nie mam pojęcia jak ci dziękować... - dodała jeszcze, wciąż rozpływając się nad znalezieniem potomka, a w jej głosie pobrzmiewała czysta radość. W tej chwili ów potomek się odezwał.
-Mamo, Ayu mówiła, że szuka ru-umianku i tego parzącego! - zawołał, spoglądając wyczekująco na swą matkę.
-To pokrzywa, kochanie. - wtrąciła się natychmiast, po czym spojrzała na lwicę, jakby szukając potwierdzenia tych słów -No cóż, w okolicy tego drzewa faktycznie rośnie pokrzywa, a i też rumianek z pewnością się znajdzie. Parę niepotrzebnych nam ziół to niewiele w zamian za bezpieczeństwo mojego malca. - powiedziała.
Dowiedziawszy się od samicy o ziołach będących w pobliżu, uradowana wzięła swoją sakwę z liści, którą miała cały czas przy sobie i pognała w stronę wskazanego miejsca. Bez zastanowienia wzięła tyle porcji ziół ile były jej potrzebne.
- Strasznie wam dziękuję. Teraz będę miała czym opatrywać moich pacjentów - rzekła z wyraźną satysfakcją, po czym spojrzała w stronę zachodzącego słońca. Najwyższa pora się zbierać...
- Ja już będę uciekać. Ktoś mnie bardzo potrzebuje. - rzekła, po czym podeszła do młodego lemura i lekko musnęła go nosem w policzek, w ramach okazania wdzięczności.
- Dziękuję - szepnęła, po czym skinąwszy łbem na pożegnanie jednamu jak i drugiemu, udała sie w stronę Lwiej Ziemi.

/z.t./
+2 pokrzywa, +2 rumianek