09-09-2016, 02:01
Po spotkaniu się z władcą Jeanetta dowiedziała sie że Kami ma dla niej zadanie, nadeszła więc chwila, w której żeneta mogła się wykazać. Zadanie to było dość odpowiedzialne, w małych łapkach cętkowanej leżało bowiem przekazanie innemu władcy istotnych wiadomości. Jeanetta znała już tego władcę, był nim ciemnofutry Myr, przewodnik lwów z Mglistego Brzasku.
"Udasz się na zachód i przekaż Myrowi że czas rozpocząć działania, wraz z resztą Cinis przeniesiemy się bliżej, zajmując nory za rzeką Fuego i kanion. Cienisci, którzy mieszkali w tamtej okolicy przestali istnieć, cześć z nich stała się członkami Cinis, reszta rozpierzchła się po okolicy." Tak brzmiały słowa brązowej, kudłata lwica przestrzegła jeszcze swego małego 'gońca' by uważał na siebie i na wstępie jasno dał do zrozumienia że jest od sojusznika z Cinis, ze przysyła go sama Kami.
Lwica nie chciała by żenecie coś się stało.
Podróż niewielkiego stworzenia zaczęła się dwa dni temu. Droga do ziem sojuszniczego stada była w końcu długa, a żeneta zamierzała podróżować wyłącznie po zmierzchu. Nie mogła sobie pozwolić na żaden błąd. I tak dotarła tu w rekordowym tempie. Bolały ją łapy przy każdym kroku, a płuca strajkowały przy wdechu, jak gdyby nieustanne przyśpieszone oddychanie podczas biegu, całkiem wyzuło je z energii. Nie mniej jej trasa zbliżała się do końca. Stanęła w miejscu, zapamiętale węsząc w powietrzu. Sądząc po silnym lwim zapachu, który dało się czuć wszędzie w okolicy dotarła na ziemię Mglistego Brzasku. Jednak to była ta łatwa część. Teraz zaczynały się stopnie. Musiała odnaleźć czarnogrzywego przywódcę, a nie uśmiechało jej się po drodze spotykać inne zwierzęta. Duchy tylko wiedzą, które z nich należały do tego stada, a które nie. W dodatku jej niewielkie rozmiary mogły stanowić doskonały pretekst, do tego by któryś z większych od niej drapieżników, postanowił upolować ją sobie na obiad. Słońce powoli zaczynało pojawiać się na horyzoncie, więc żeneta potrząsnęła głową, aby otrząsnąć się z myśli. Trzeba się sprężać. Spośród licznych woni, spróbowała wydobyć tę nieco znajomą, należącą do zielonookiego samca. Udało jej się wyłapać, albo raczej tak jej się zdawało, słaby zapach przywódcy. Zgodnie z swoim postanowieniem podążyła za tym tropem, teraz ostrożnie, lecz żwawo stawiając każdy krok. Była na zupełnie obcym terenie, nawet jeżeli należał do sojuszników, którzy nie dość że jej nie znali, to pewnie nawet nie zawracaliby sobie głowy tym po co w ogóle ktoś taki, jak ta cętkowana istotka, woląca żyć w pobliżu drzew, tutaj robi i po prostu przegoniliby ją... lub gorzej.
"Udasz się na zachód i przekaż Myrowi że czas rozpocząć działania, wraz z resztą Cinis przeniesiemy się bliżej, zajmując nory za rzeką Fuego i kanion. Cienisci, którzy mieszkali w tamtej okolicy przestali istnieć, cześć z nich stała się członkami Cinis, reszta rozpierzchła się po okolicy." Tak brzmiały słowa brązowej, kudłata lwica przestrzegła jeszcze swego małego 'gońca' by uważał na siebie i na wstępie jasno dał do zrozumienia że jest od sojusznika z Cinis, ze przysyła go sama Kami.
Lwica nie chciała by żenecie coś się stało.
Podróż niewielkiego stworzenia zaczęła się dwa dni temu. Droga do ziem sojuszniczego stada była w końcu długa, a żeneta zamierzała podróżować wyłącznie po zmierzchu. Nie mogła sobie pozwolić na żaden błąd. I tak dotarła tu w rekordowym tempie. Bolały ją łapy przy każdym kroku, a płuca strajkowały przy wdechu, jak gdyby nieustanne przyśpieszone oddychanie podczas biegu, całkiem wyzuło je z energii. Nie mniej jej trasa zbliżała się do końca. Stanęła w miejscu, zapamiętale węsząc w powietrzu. Sądząc po silnym lwim zapachu, który dało się czuć wszędzie w okolicy dotarła na ziemię Mglistego Brzasku. Jednak to była ta łatwa część. Teraz zaczynały się stopnie. Musiała odnaleźć czarnogrzywego przywódcę, a nie uśmiechało jej się po drodze spotykać inne zwierzęta. Duchy tylko wiedzą, które z nich należały do tego stada, a które nie. W dodatku jej niewielkie rozmiary mogły stanowić doskonały pretekst, do tego by któryś z większych od niej drapieżników, postanowił upolować ją sobie na obiad. Słońce powoli zaczynało pojawiać się na horyzoncie, więc żeneta potrząsnęła głową, aby otrząsnąć się z myśli. Trzeba się sprężać. Spośród licznych woni, spróbowała wydobyć tę nieco znajomą, należącą do zielonookiego samca. Udało jej się wyłapać, albo raczej tak jej się zdawało, słaby zapach przywódcy. Zgodnie z swoim postanowieniem podążyła za tym tropem, teraz ostrożnie, lecz żwawo stawiając każdy krok. Była na zupełnie obcym terenie, nawet jeżeli należał do sojuszników, którzy nie dość że jej nie znali, to pewnie nawet nie zawracaliby sobie głowy tym po co w ogóle ktoś taki, jak ta cętkowana istotka, woląca żyć w pobliżu drzew, tutaj robi i po prostu przegoniliby ją... lub gorzej.