Król Lew PBF

Pełna wersja: Balkony
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Z głównej sali dostać się można na trzy balkony: po jednym na skrzydle wschodnim i zachodnim oraz główny, najbardziej obszerny z nich. Są odpowiednio oświetlone pochodniami, ponieważ niebo przywdziało już płaszcz gwieździstej nocy. Główny balkon jest szczególnie rozświetlony i ozdobiony kwiatami. Jest nawet jeden stół z bufetem. Na pozostałych można znaleźć pojedyncze ławki.
Kiedy drakonian wyraził chęć ruszenia i nie miał nic przeciwko balkonowi tam też skierowałem swoje kroki. Nie pędziłem ale szedłem pewnym krokiem, uważniej obserwując przy tym mijanych gości tego cyrku.Otworzyłem drzwi na balkon i wkroczyłem an niego. Oparłem się lekko o barierkę i spojrzałem w dal. Nie było może wyjątkowo ciepło ale zimno też nie było jakoś szczególnie. Nie wiało i może przez to mogło wydawać się, że nie jest tak zimno. Domyślałem się, że pogoda może mu nie odpowiadać ale nie widziałem aby inne pomieszczenia były tutaj dostępne, a musiałem trochę odetchnąć. Zamknie sie drzwi balkonowe i i ciszej będzie trochę. Tutaj będę mógł rozkoszować się dźwiękami nocy i rozmowa z towarzyszem.
Jako, że w drodze nie wywiązała się żadna rozmowa, toteż Sigfrido również oddał się rozrywce jakie zapewniało obserwowanie otoczenia mijanego po drodze. Korytarz był spokojniejszy, więcej tutaj krzątało się służby niż wyżej postawionych osób. Nigdy nie rozumiał jak ludzie mogą chcieć zniżać się do takiego poziomu. W klanie było zupełnie inaczej - każdy był sobie równy, nawet przewodnik nie był typowym królem jak u ludzi - jako, że zwykle przewodnik był najstarszy, to po prostu służył radą każdemu, stąd mogłoby to z boku wyglądać jak rządzenie. Tak samo miał Sig. Kapitan straży był jedynie osobą odpowiedzialną, ale nie rozkazującą. Nie mógł zmuszać innych do wykonywania poleceń, ale inni ufali mi na tyle, że nikt nie sprawiał problemów.
Dlatego czuł się jakoś nieswojo, kiedy patrzył jak czyszczą podłogę, kiedy król w najlepsze obserwował gości kisząc się w tych ozdobnych szatach.
Rozmyślania swoje zakończył, kiedy zamykał drzwi balkonowe. Wiatru nie było na szczęście, więc jemu tak znowu lodowato nie było. Zimne powietrze jednak po wyjściu z tej duchoty rozszerzyło mu pory, sprawiając wiele ulgi. Jak on mógł tak wytrzymać, tyle czasu i jeszcze się gorączkować z tamtą lamią.
Poprawił ułożenie peleryny, w międzyczasie dołączając do wilkołaka.
- Jestem od początku uczty, a dopiero prawie w północ spotykam kogoś z kim mogę porozmawiać. W spokoju, bez przepychanek. Wciąż nie mogę rozgryźć niektórych ras.
Wyspowiadał się ze swoich problemów w kontaktach z innymi rasami. Patrzył w siną dal, drzewa pełne liści i migoczące nad nimi gwiazdy. W końcu nabrał łyk wina do swoich warg.
- Jest tutaj tak spokojnie. Można by pomyśleć, że faktycznie zapanował spokój.
Kiedy mój towarzysz stanął przy mnie lekko uniosłem kąt wargi ku górze. Dobrze słyszeć takie stwierdzenie ale i jego słowa mówiły same za siebie.
-Niektóre rasy nie powinno się zapraszać, są nie przystosowani do takich uroczystości- Nie tym razem nie było to drwienie czy kpienie sobie z innych. Taki miałem po prostu pogląd. Jak się kogoś wyciągnie spod mostu i da na bal, to skąd ktoś takie ma wiedzieć jak się zachować? Pod mostem robił co chciał i żył po swojemu a tutaj? Dlatego też niektórzy powinni znać swoje miejsce i nie pchać swoich bytów do miejsc nie dla nich stworzonych. Moje poglądy mógłby wydawać się dość rasistowskie i radykalne ale to lata doświadczenia nimi kierowały. Uważałem władce, gospodarza za głupca, chyba, że coś szykuje jeszcze. Taka naiwność... Tak to można wykorzystać z czasem.
-Tak, mogę się z tym zgodzić towarzyszu- Spokój lubiłem go ale poza domem i ojczyzną wolałem nie tracić czujności. Pokój pokojem ale ludność różna bywa.
-Preferuje dlatego też noce, są tak spokojne, ciche ale i w nich mroku może ukrywać się ktoś lub coś. Nawet w błogiej chwili nie można zapomnieć, że trzeba być gotowy chwycić broń czy też użyć pazurów i kłów- Może i sposób myślenia jaki prezentowałem było efektem wojen i walk jakie przeżyłem w swym życiu. Nie szukałem nigdzie spisków ale kto się raz sparzy, i na zimne potem dmucha.
-Możesz mi szanowny Sigfrido rzec co dzieje się w Waszych włościach?- Spojrzałem się na niego. ciekawi mnie co u drakonian się dzieje, u nas nie występowali już od wielu pokoleń. Dla młodszych niczym legendy sa teraz.
Zaśmiał się pod nosem.
- Po prawdzie to nie powinno mnie tutaj być. Na takie rzeczy nadaje się przewodnik, nie zaś pospolity wojownik jak ja.
Westchnął, wypuszczając kłębek pary wodnej z nozdrzy.
- Posłano mnie tylko dlatego, że jestem poszukiwaczem przygód. I chyba nie było roli, w którą nie musiałbym się czasami wcielić. Najbardziej ze wszystkich w klanie rozumiem innych, a mimo to, wydaje mi się, że moja wiedza jest taka malutka.
Jakoś tak zdawało mu się, że w pewnym momencie zaczął gadać do siebie. No i oczywiście zrobiło mu się przez to niedobrze na duszy jak to mówią. Jakimś takim przepraszającym wzrokiem zerknął na barona, a potem znów wrócił spojrzeniem w otchłań nocy.
- Dlatego wolę dzień. No nie tylko dlatego, że wszystko widać.
Pogładził pazurem swój łuskowaty policzek, a potem zaś przejechał pazurem po rogu. Fakt, że był gadem, zmuszało go do wykonywania zadań w ciągu dnia, noc poświęcając na sen. Ale i to nie raz się zdarzało mu wylądować w jaskini w pogoni za jakimś tajemniczym stworem, albo jakimś skarbem. A potem wychodził blady jakby nagle zaraził się wampiryzmem.
- Ukrywamy się w górach i żyjemy tak jak głoszą prawdy Starożytnych. Wesoło nie jest, ale da się żyć. Jak to mówią, cisza jak makiem zasiał. Ostatnio jednak zastraszająco dużo rodzi się magicznych drakonian, na co Przewodnik stwierdził, że wracamy znów do swoich korzeni, kiedy jeszcze żyły smoki. A przez ten pokój mam czas oddać się swojej pasji. Są dobre strony.
Skończywszy opowiadać, pociągnął duży łyk ze swojego kielicha. Aż mu przyjemnie się po gardle rozlało. No, chyba zaczął go alkohol łapać w końcu, skoro się zrobił taki spokojny i rozmowny.
- Daleko stąd jest miejsce skąd pochodzisz? Czy może urodziłeś się gdzieś indziej niż teraz mieszkasz?
Nie to, żeby aż tak chciał znać historię jego życia. Po prostu mało zapuszczał się na północ, bo zwykle nie miał czasu na to, by odbiegać w tak dalekie rejony. Tym bardziej, że tez miał swoje obowiązki wobec klanu.
-Rozumiem- Tak dokładnie, ja zostałem wybrany z grona, gdyż król nie może opuścić królestwa od tak. Może i to spotkanie jest w jakimś stopniu ważne jednak nie na tyle jak widać aby ryzykował podróż i potencjalny atak zbójników lub innych kreatur.
-Uczymy się cały życie a i tak jak mędrcy powiadają, że umieramy i tak głupi nie pełni wiedzy- Do tego, kto stoi w miejscu ten się cofa w prawdzie. Również strategie i sposoby walk różnych nacji przyswajałem na polu bitew ale i nie tylko. Ksiąg i zwojów też w życiu przeczytałem nie mało. robiłem to bardziej dla siebie, dla zwiększenia swej skuteczności ni jeżeli dla pochwał czy zaszczytów. Kolejne jego zdanie sprawiło, że lekko skinąłem mu łbem a swój trunek położyłem na stoliku. Oparłem się dwiema łapami o balustradę i spojrzałem w dal.
-Każdy ma swoje strategie walki, a ta w nocy... Owszem jest trudna a i niektórzy przeciwnicy potrafią w nocy dobrze się przemieszczać... Ja jednak lubię ten mrok- Ponownie kącik warg uniósł się, tym razem mocniej ukazując lekko moje uzębienie.
-Smoki...- Nie było to jedyne słowo jakie usłyszałem ale te potężne i magiczne stworzenia niosły ze sobą wiedzę ale i też zniszczenie jeśli te zostały rozgniewane.
-Macie jakiś z nimi kontakt?- Zaciekawiło mnie to. Czym rasy są bardziej... cywilizowane tym bardziej smoki sa wybijane i niektóre inne magiczne rasy.
-Hm... magia jak widać płynie we waszej krwi może teraz nastał czas przebudzenia jej- Tutaj odwróciłem lekko łeb w stronę dranoniana.
-Mój dom jest częścią północnego królestwa, urodziłem się tam gdzie teraz mam prefekturę. Jednak przybyłem na świat w klanie, to były czasy nim się wszystkie złączyły w jedno- Wszystkie miałem na myśli te z północy. Inne lub te które nie chciały były wyżynane w wieloletnich bratobójczych wojnach. o tym jednak nie musiałem wspominać.
- Ja po prostu nocą czuję się za słaby na walkę. Chociaż krzepy mi nie brak, to jednak moja fizjologia za bardzo przeszkadza. Chociaż są i cieniołuski, które w nocy czują się jak ryba w wodze. Ale jeszcze żadnego w życiu nie spotkałem. Ty to masz grube futro baronie, w nocy nie zmarzniesz, hah.
Zaśmiał się. Sam Sig w skrajnych przypadkach musiał się ubierać w grube futra, a ten ma swoje własne. Takiemu to dobrze w życiu, nie? Pewnie tam na północy ma dość chłodno. Zresztą, sama północ kojarzyła mu się z lodowatą krainą, na pewno nie ciepłymi tropikami.
- Od czterech tysięcy lat nie widziano ich śladów. Nawet najstarsi przewodnicy ich nie pamiętają, posiłkując się legendami swoich przodków. Oczywiście są te małe gady, drakonianie i wiele innych, którzy są ich spadkobiercami. A legendy mówią, że smoki przybrały kształt ludzi i czekają na odpowiedni czas by wrócić. Inne mówią, że zapadły w górach w sen, a klan mroźnych szczytów jako jedyny ich poszukuje od setek lat. To, że nagle przestano o nich słyszeć kilka dekad temu utwierdza mnie w przekonaniu, że w końcu musiały na coś trafić.
Opróżnił swój kielich, a potem rzucił przed siebie. Jakoś niespecjalnie zależało mu na ludzkiej własności. Też jakoś niespecjalnie zwracał uwagę na to, czy wilkołak odbierze to w negatywny sposób. To tylko kawałek brudnego metalu. Chociaż miło by było się polubić, to świadomość tego, że jutro wszyscy o wszystkim zapomną, ciążyła na jego głowie.
- Żaden drakonianin nie przyzna się do uciechy na samą myśl o magii. Magia nigdy nie zwiastuje niczego dobrego.
Mruknął zdawkowo, przypatrując się teraz własnym pazurom.
Głupi myślał o ciepłym futrze Ragirina.
- Hm. Ja nawet nie pamiętam gdzie się urodziłem. Klan podróżował, a ja przez długi czas ledwo odróżniałem jeden las od drugiego.
-Za to w cieplejszym klimacie i w cieplejszych porach radzicie sobie lepiej- Nie brzmiało to jak jak pytanie, acz takim było. Oczywiste, że na pustyniach gady jak i ssaki maja problemy, w końcu niedostatek wody robi swoje, ale cieplejsze klimaty nie były dobre dla mnie. Urodzony i wychowany w zimnych krainach powodowało, że miałem dość grubą warstwę swego futra. Na jego komplement skinąłem jednak lekko głową.
-Nikt od was nie myślał aby sprawdzić co się z ów klanem stało, szanowny Sigfrido?- Jeśli faktycznie znaleźli co szukali to możliwe, że wypadałoby sprawdzić to. Tak samo być gotowym a to co ów klan może dla innych szykować. Westchnąłem lekko tym samym wypuszczając przez nozdrza mała chmurkę pary. Maga. Jej użytkownicy często zaszywają się i zatracają się w niej aby zacząć przekraczać pewne granice, które powinny zostać nienaruszone. Magów ciężko okiełznać a i oni bywają napojeni magia niczym narkomani z czasem. To dość niebezpieczna sprawa.
-Rozumiem...- Może i to krótkie stwierdzenie i mogłoby wydawać się zdawkowe, to takie nie było. Czymże słowa mogły określić i podnieść na duchu. Poza tym niektórzy miejsce narodzin nie uważają za coś ważnego, bo to tylko początek.
-Cieszę się, że dane mi było poznać cię szanowny Sigfrido, miałem przeczucie, że na tym przyjęciu- Bo balem to nie jest na pewno- Nie spotkam nikogo z kim będę mógł nawiązać nic porozumienia i tak dobrze spędzać czas- Spojrzałem się na łuskowego towarzysza.
- Nikt nie chciał. Raz próbowałem, skończyło się to fatalnie, kiedy zamieć zepchnęła mnie na skraj śmierci. Z reguły klany nie mieszają się w sprawy innych klanów, nawet się nie spotykają inaczej niż w święto przodków raz na kilkaset lat. Wtedy coś tam rozmawiają ze sobą, dzielą się doświadczeniami, orężem, wiedzą i czasem nawet umiejętnościami. Na ostatnim święcie klan się nie pojawił i zaczęto coś podejrzewać.
Sam Sig był wciąż młody i głupi, wolał się bawić i podrywać dziewczyny, niż słuchać opowieści klanowych podczas zabawy. Usłyszał tylko parę strzępków informacji, które rozwiązywał wraz z wiekiem, kiedy udawał się na poszukiwanie przygód i skarbów. Jakoś trzeba było zarabiać na życie.
I wtedy przypomniało mu się jak raz musiał bawić się w kurtyzanę i aż sama myśl wzbudziła w nim dreszcze. Gdyby miał ludzką skórę to pewnie byłoby to widać.
- Ja również się cieszę. Za mało jednak was znam, ciężko mi stwierdzić, czy robię coś niestosownego. Ale skoro dobrze się bawisz baronie, to znaczy, że jednak jestem na dobrej drodze.
Sig uśmiechnął się, szczerząc zęby do towarzysza. Rzędy jasnych jak księżyc szpilek prawie że świeciły się w mroku, odbijając światło od rozstawionych na krańcach balkonu pochodni.