Król Lew PBF

Pełna wersja: Granica
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Ile to już dni minęło? Pięć? Dziesięć? Młoda straciła rachubę, nie pamiętała już której nocy spała a której nie. Jedyne co pchało ją dalej do przodu to chyba siła rozpędu i strach, ironicznie niepewność co zastanie przed sobą. A może ciekawość? Nie, ona zdecydowanie wolałaby być teraz w domu, ale żeby ten dom był spokojny i przyjazny, tak tylko żeby mogła sobie żyć... Przecież ona niczego nie chciała, nikomu nie wadziła, a wypędzili ją w okrtuny sposób, tak nagle i bez powodu.
Po kilku dniach tułaczki dotarła do granic wolnych ziem tej krainy, i w końcu zatrzymała się przy Rzece Życia, bo łapy odmówiły posłuszeństwa.
Liessa pochyliła się nad taflą zimnej wody i wzięła kilka łyków, a potem wstała i rozejrzała się dookoła. Już długi czas minął odkąd widziała innego lwa, i chociaż bała się spotkać kogokolwiek, tak naprawdę miała nadzieję, że właśnie niedługo trafi na kogoś, kto powie jej co robić dalej... ale przecież tak życzliwych osób nie ma na świecie.
Eleyna przybyła tutaj, kierowana pragnieniem znalezienia swojego rodzeństwa. Tęskniła za nimi i czuła, że jeśli jeszcze trochę poczeka z odszukaniem ich, to straci rozum doszczętnie. Wołała więc i szukała, aż zawędrowała tutaj i zobaczyła pijącą nastoletnią lwicę. Eleyna zastanawiała się, czy jej przeszkodzić, jednak myśl, że nieznajoma wie coś o jej rodzinie skłoniła niebieskooką do podejścia bliżej.
- Hej, hej! - zawołała z miłym uśmiechem na pysku. - Jaki piękny dzień, prawda?
Pierwszą reakcją Liessy było nagłe zwrócenie łba w kierunku głosu. Moment przerażenia wystarczył żeby pozbawić ją oddechu i pogonić serce tak, że przez moment szara miała wrażenie że to pękło i na pewno zaraz umrze. Niebieskie oczy skierowały się w stronę Eleyny, i mimo wszystkich swoich instynktów Liessa stała sparaliżowana zamiast się wycofać i zwiać - chociaż położyła uszy po sobie i skuliła się nieco.
Mimo wszystko głos białej lwicy, chociaż ją przeraził, wzbudził w niej coś na kształt tęsknoty i zaufania, i Liessa zawiesiła się, kompletnie nie wiedząc co robić. Co zrobi tamta? Liessa nie chciała być zjedzona albo pobita, a już na pewno nie chciała znów być przepędzona albo obrażona. Przecież ona to wszystko wiedziała, to jak brzydka i głupia była.
-A...a tak. To znaczy...yh, nie wiem.-
Eleyna gapiła się - nimniej ni więcej się gapiła, z otwartym pyskiem i zdziwioną miną - na nastoletnią lwicę, którą wyraźnie przestraszyła. Dopiero po chwili jako tako się opanowała. Widocznie nastolatka miała do tej pory do czynienia ze złymi lwami i w takim wypadku nic dziwnego, że się boi.
- Nic ci nie zrobię, nie obawiaj się - wyszeptała niebieskooka łagodnym, kojącym tonem, tak, jakim się mówi do przestraszonego lwiątka. Biała lwica cofnęła się o dwa kroki - nie należało stresować fioletowookiej swoją bliskością.
-Dlaczego?- zapytała i uniosła jedno ucho, potem drugie, nieśmiało. Przez chwilę stała w ciszy i czekała na odpowiedź, ale coś ją tknęło, to jej pytanie brzmiało jakoś dziwnie, tak...bez sensu.
-To znaczy... Kim jesteś?- zaplątała się nieco we własnych myślach i całkiem zmieniła pytanie. Widziała że lwica cofnęła się i nie wyglądała na taką co to by ją zaraz wyśmiała albo przegnała, ale wolała być ostrożna. Liessa została na miejscu i obserwowała nieznajomą uważnie, w końcu w każdej chwili mogło coś się stać, coś co rozzłości Eleynę... Musiała być gotowa do ucieczki, ale mimo to cieszyła się że w końcu spotkała kogoś swojego gatunku.
Przyglądała się Eleynie uważnie, tak jakby szukając w niej czegoś. Czy to był jeden z tych obłoczków? Duch? Lwica była biała, i każde światło odbijało się od jej sierści. Ale wtedy nie potrafiłaby mówić... Była prawdziwa?
Przekrzywiła głowę.
- Nie nam powodu szukać z tobą zwady - stwierdziła, nonszalancko machnąwszy ogonem.
Nastolatka zdecydowanie była nieśmiała i lękliwa, ale Eleyna miała nadzieję, że przy odrobinie wysiłku uda jej się przełamać mur, za którym skryła się fioletowooka.
- Nazywan się Eleyna ze stada Srebrnego Księżyca - przedstawiła się i usiadła, długi ogon uwijając w okół przednich łap. - A ty jak masz na imię, śliczna lwico?
Pierwsze co dotarło do mych uszu to kojący szum wody płynący z tej spokojnej rzeki. Roślinność była tu bujna i gęsta, jakby susza nigdy nie kalała tego zakątka. Przemierzałem krainę poznając każdy jej zakamarek omijając przy tym tereny zajęte przez stada. Wyszedłem z gąszczu, podchodząc do wody by zaczerpnąć kilka łyków chłodnego napoju. Łapy zapadły się w podmokłym gruncie zostawiając na nich odciski łap. Gasząc pragnienie dopiero po chwili zauważyłem będąca nieopodal dorosłą i młodą lwicę.
Oblizałem pysk pozbywając się kilku kropel wody z wibrysów.