Król Lew PBF

Pełna wersja: Ogromne Drzewo {Chika & Sundara}
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
W gęstej dżungli stoi wysokie, rozgałęzione drzewo. Szerokie konary są lekko pochylone ku dołowi a drzewo jest grube i silne. Kilka korzeni wystaje z ziemi. Między konarami, na środku jest sporo miejsca, trochę jak u baobabów. Kora jest ciemna i porośnięte mchami. Mieszkańcy dżungli uważają, że to drzewo jest tak stare, że stoi tu praktycznie od zawsze co sprzyja tworzeniu szeregu legend na jego temat. 

~*~

Chikja wybyła na spacer, bez większego celu, ot by przejść się po okolicy i porozmyślać na ten przykład o Księżycu, trupach, intrygach, mrocznych rytuałach. Tak, był to dzień jak co dzień z tych wielu które już przeżyła. 
Łapy przywiodły ją tu, pod ogromne drzewo, którym znawca dendrolog z pewnością zachwyciłby się na moment tracą dech, a może i nawet przytomność...  ale kogo to tam obchodzi? Drzewo dla niej jak drzewo, tyle tylko że ogromne, tak więc skorzystała z tego faktu i wspięła się na nie prawie tak zwinnie jak czynią to lamparty by rozejrzeć po okolicy z góry. A nóż zdrowym okiem, czy uszami wyłowi jakąś ciekawą dramę, by urozmaicić to dość nudne popołudnie.
Co śliczny białasek robił w dżungli? To było dobre pytanie. Wyglądało na to, że zamierzał skrócić sobie drogę idąc przez gęsty las (co jak wiadomo mało kiedy kończy się dobrze). Im głębiej jednak wchodził w dżunglę tym napawał się większymi obawami bo nie miał ochoty spotkać żadnego lamparta. Nie bał się ich, jedyne czego się bał to utrata ewentualnej urody w walce. Nawet wolał więcej i częściej polować na mniejsze zwierzęta niż męczyć się w zabijaniu dużych zwierząt, tak żeby przypadkiem się nie zranić. Potem długo mył się w strumieniach albo jeziorkach uważając oczywiście na krokodyle. 
Dużo nie minęło a odnalazł to wspaniałe drzewo. Sundara przyjrzał mu się bo według niego zasługiwało na atencję podobnie jak Kilimandżaro. Naturalne piękno zawsze było w cenie dla tego lwa. Postanowił więc poświęcić kilka chwil na kontemplację piękna dżungli.
Zalegała na grubej gałęzi, a czarne futerko całkiem dobrze sprawdzało się w roli kamuflażu pośród cienia jakie dawało bujne listowie starej rośliny. Toteż gdy u stóp drzewa pojawił się biały lew nawet nie drgnęła by nie zdradzić swojej obecności, tak też bez słowa chwilę mu się przyglądała z zaciekawieniem. Mało na swej drodze spotkała białych lwów, niepraktyczne umaszczenie w tych rejonach i..jakieś takie irytujące? Brak najdrobniejszej skazy dodatkowo intrygował. Może to duch? Zjawa jakiegoś wymuskanego zagubionego w tej urokliwie parnej okolicy kawalera? Głęboki wdech nie zaspokoi ciekawości, wiatr nie sprzyja Cierniowi, a ufać w zmysł słuchu przy kwestii ocenienia stopnia żywotności młodzianina nie będzie. 
Pozostało jedno.
- Cóż lew taki jak Pan robi w miejscu takie jak to?- Pochyliła się kładąc łeb na łapce, kiedy mruczała swoje pytanie. Zaraz potem na mordce lwicy zagościł nieco niepokojący uśmiech, godny samego kota z Cheshire.
Obejrzał się za siebie kiedy usłyszał czyjś głos, głos który zakłócił mu spokojną obserwację wszechobecnego piękna. Prychnął pod nosem z miną wyrażającą niezadowolenie ale odgonił jednym dmuchnięciem grzywkę z oczu jak i ten nieprzyjemny wyraz. Rozejrzał się i dostrzegł w końcu na jednym z konarów czarną kocicę, chyba lwicę ale wyglądała dość osobliwie. 
Takie pytania jak to, które słyszała docierały do jego uszu dość często. Oczywiście dobrze wiedział dlaczego czasem z taką złośliwością inne zwierzęta zadają podobne pytania. Białe lwy to nie częstość, dobrze o tym wiedział. Może to zwykła zazdrość? Nie zdziwiłby się. 
- Nic szczególnego - odparł jej bez większych emocji. Westchnął i usiadł sobie bo przyszło mu do głowy, że takie spotkanie może trochę potrwać. Posłał jej taki sam albo może bardziej złośliwy uśmieszek, albo raczej nie złośliwy, trochę prześmiewczy. O to to. 
- A co lew robi na drzewie?
Rozluźnione ciało czarnej rozlało się na gałęzi, która stałą się leżem samicy. Odpoczywała, a przynajmniej mięśnie, kości i ścięgna to robiły, mózg Chikji jednak ciężko tyrał w tym momencie. Przymknęła powiekę bursztynowego oczka naznaczonego szramami uważnie lustrując przybysza, może oceniała jakie szanse ma z nim w walce? Jaka dokładnie odległość dzieli ją od ziemi ile skoków zmuszona będzie wykonać. Przeleciała wzrokiem po linii jego grzbietu do koniuszka ogonka i wróciła nim na skróty.
- Nie takiej prostej wiejącej nudą odpowiedzi oczekiwałam.- Westchnęła przedrzeźniając go. 
- Odpoczywa obserwując okolicę w nadziei na to że ofiara pokaże się na horyzoncie, albo sama nieświadomie skieruje swe kroki pod jego kryjówkę.- Wytknęła języczek i przylepiła go do górnej wargi tuż pod noskiem.