Król Lew PBF

Pełna wersja: Gdy kwitnie lipowe kwiecie - śnię najpiękniej [we śnie...]
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
... bo we śnie spotykają się tylko sobie przeznaczeni. 

__

Obudziła się nagle, słońce ożywiło jej powieki ale nie zrywała się wcale. Leniwie i dobrze jej było a wokół czuła słodki miodny zapach, przyjemny i kojący. Drzewo szumiało jej nad głową i odkryła niedługo później, że spała właściwie oparta o jego pień. Podniosła spojrzenie błękitnych oczu spod mocno zmrużonych powiek walczących z ostrymi promieniami światła i dostrzegła lekko zaokrąglone ale ostro zakończone liście i towarzyszące im żółtawe kwiaty. Potem rozejrzała się wokół i dostrzegła najsłodszą łąkę jaką mogła sobie tylko wyobrazić. Miękkie połacie zieleni rozciągały się wokół i zdawały się nie mieć końca. Niebo było czyste i jasne i pomimo to słońce nie grzało mocno. 
Przetarła oczy i wtedy poczuła coś wyjątkowo dziwnego spojrzała na własne łapy ale... były jakieś inne. Długie, patykowate opuszki łap zdawały się być małpie i tak samo reszta kończyny. Natychmiast dotknęła swojego pyska, ale był lwi i długi tak jak powinien. 
Odetchnęła.
Spojrzała w dół i dostrzegła najdziwniejsze ciało jakie mogła sobie wyobrazić. Przypominało małpie. Było chude, dostrzegła dwa większe sutki na klatce piersiowej i przypomniała sobie, że kiedyś widziała pawianicę, która właśnie takimi karmiła własne potomstwo. Dotknęła swojego ciała doświadczając pod palcami przedziwnych łap miękkiego acz krótkiego futra i gładkiej skóry. Poniżej pod wystającymi żebrami była okryta wokół brzucha płatem najbardziej osobliwej skóry jaką widziała. Szybko zorientowała się, że nie jest to część jej ciała, szybko to namacała i aż nabrała powietrza w płuca z zakłopotania. 
Tylne łapy - dziwne bo długie jak u antylopy ale zdawały się być zakończone normalnymi opuszkami z pazurami. Poruszyła ogonem i odetchnęła z ulgą. Potem postanowiła wstać i tak jak pamiętała ustawiła się na czterech kończynach szybko orientując się jak niewygodna była ta pozycja. Coś jej podpowiedziała by złapać się kory drzewa i wesprzeć się na nim. Podniosła się na obie tylne łapy i wyprostowała się dygocąc. Poczuła przemiły wiatr obejmujący ją czule. Zamruczała z zadowolenia. 
Spojrzała na lewo i dostrzegła coś zupełnie nowego. Kolejne drzewo, identyczne jak to pod którym spała a w jego towarzystwie wysokie trawy i trzciny otaczające staw pełen wodnych kwiatów. Uśmiechając się i chwiejąc na patykowatych nogach dotarła do stawu a tam obejrzała się w jego lustrze. Uklękła przy nim i z wielkim zadziwieniem przyglądała się sobie.