Król Lew PBF

Pełna wersja: Ogród
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Stron: 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24
Maoni wzięła córkę delikatnie za skórę na karku, a wtedy w jej córeczce zaszła drastyczna zmiana. Mały pyszczek wykrzywił się w brzydkim grymasie, a mała zaczęła niespokojnie machać łapkami i wydawać z siebie dźwięki zbliżone głośnością i częstotliwością do syreny przeciwmgielnej. W jej piskach było wiele desperacji i pytanie, dlaczego mama chce ją w taki sposób skrzywdzić. Runa uspokoiła się dopiero, kiedy została położona na ziemi, a szorstki i ciepły język Maoni rozpoczął czyszczenie jej futerka.
"Dogadamy się" - nie, ta odpowiedź nijak nie przypadła mu go gustu. On zdecydowanie preferował polowanie (choć to niby zajęcie dla lwic) - po zwierzynie przynajmniej wiedział, czego ma się spodziewać, a po własnych dzieciach - ni w ząb. Acz nie będzie się teraz o to sprzeczał, bynajmniej! Nie dość, że mogłoby to doprowadzić do nieprzyjemnych spięć, to i zapewne skutek byłby co najwyżej mierny.
Zmarszczył nos, poczuwszy obcą woń. Kto tu jest? Uniósł wzrok. Ach, obcy.
Uczynił krok w jego stronę, spiął mięśnie.
- Właśnie, co tu robisz? Odpowiadaj - przytaknął swej partnerce.
Jego uwadze nie umknął również sposób, w jaki przyglądał się Maoni. Nie spodobał mu się, ani trochę.
- Coś ci nie pasuje? - mruknął, wymownie spoglądając na lwiątka, a potem z powrotem na czerwonogrzywego.
Nie jego sprawa, kiedy inni decydują się na kocięta. Ten wiek był dobry jak każdy inny, a może nawet lepszy niż później, bo teraz przynajmniej oboje rodzice byli młodzi i zdrowi, byli w stanie je wykarmić... Pomińmy milczeniem fakt, że to była ewidentna wpadka, a nie skrupulatnie zaplanowana droga.
Frey zamachał ogonem, nieprzyjemnie wpatrując się w samca. Wyglądał na jego rówieśnika, więc teoretycznie nie ma się czego bać... Ale kto wie, jak dobrze jest przygotowany do walki i czy w ogóle taki jest jego zamiar? Na cudzych terenach?, głupi wybór.
Jeżeli już mamy zastanawiać się nad tym, co się komu podoba, to zdecydowanie jego wybór padłby na Maoni. Ładniej się wypowiadała, bez żadnych spin czy... Wystąpień, jeżeli można to w ten sposób ująć. Shey uniósł mimowolnie brwi, tuż po tym, jak podszedł do niego Frey. Powędrowały jeszcze wyżej, jak się odezwał. Czerwonogrzywy właśnie zbierał się, żeby krótko i treściwie objaśnić młodej matce powód jego niespodziewanych odwiedzin, jednak kłapnął jedynie szczęką i wypuścił ze świstem powietrze.
- Na pewno nie wpadłem w odwiedziny.- Rzucił, zastanawiając się przy tym czy przypadkiem kakaowy samiec nie zaburzył jego przestrzeni osobistej, którą swoją drogą bardzo sobie cenił, jeżeli chodziło o płeć brzydką.- Szukam kogoś.- Teraz myślał, czy powinien go odepchnąć, czy cofnąć się o krok.
Zmarszczył brwi, słysząc jego kolejne słowa. Okay, dla niego tamten szukał najwyraźniej powodów, aby ta cała sytuacja nie była miła. Mistrzem w ukrywaniu emocji to on nie był, dlatego ponownie skrzywił mordę i postanowił się wycofać. Delikatnie, zaledwie o krok.
- W sumie to wiele rzeczy, które nie powinny cię interesować- mruknął, nie odrywając odeń wzroku- jednak jeżeli po prostu zrobisz się milszy i uświadomisz sobie, że na prawdę nie chcę tu być to nie będę wymieniał ci wszystkich tych rzeczy, o które pytasz.- A całą swą wypowiedź skwitował jedynie uśmiechem. On chciał tylko jednej informacji. Może i nie liczył, że tamci będą wiedzieć cokolwiek, o położeniu dwugrzywego samca. Nie liczył nawet na to, że pokierują go spowrotem na tereny Zachodnich, które jak mu się wydawało- opuścił. Liczył jedynie na to, że nie są częścią społeczności stada, do którego aspirował, bo jeżeli jednak uda mu się dołączyć, to ich integracja może okazać się bardzo, bardzo ciężka.
Nic ciekawego się tu nie działo. To nie było miejsce dla niego.

[zt]
Na samym początku młoda matka przeraziła się nie na żarty, widząc reakcję córki. Jednak Runa szybko się uspokoiła, co i na Maoni zadziałało kojąco. Polizała malutką po łebku, po czym zerknęła kątem oka na Freya. Nie było jej tylko chwili. Co się działo przez ten czas? Może i Maoni nie miała doświadczenia co do dzieci, ale jakoś tak po prostu wiedziała, jak się zachować powinny, a co należałoby poważniej przemyśleć.
Przez jakiś czas obserwowała jedynie samców, nie wtrącając się do ich rozmowy. Czuła narastającą między nimi niechęć, zastanawiając się usilnie, dlaczego w ogóle ma tu miejsce. Ale kto tu zrozumie motywy płci przeciwnej?
- Kogo takiego? Może będziemy w stanie Ci pomóc z poszukiwaniami. - powiedziała zatem jedynie, spokojnym tonem, jak uprzednio. Przy okazji zaobserwowała zniknięcie Malimau, co ją wcale nie zdziwiło, w końcu pewnie nie chciało mu się ciągle siedzieć w jednym miejscu. Poza tym ona nie miała nad nim żadnej władzy, nie była jego rodzicem, a była pewna, że młody Zachodniak sobie poradzi sam.
Z kolei Frey miał głęboko w poważaniu, co się dzieje z Malimau, lwiątkiem o równie dziwnym wyglądzie, imieniu i zachowaniu. On wpatrywał się tylko w obcego samca - a momentami także zerkał na Maoni. Cisnęły mu się na pysk różne niezbyt przyjemne słowa, lecz szczęśliwie nie dawał im ujścia. Oddychał głęboko, ciężko. Nie chciał walczyć. I ten drugi raczej też nie. Nie ma oka, Frey uświadomił sobie ze zdziwieniem. To tylko utwierdziło go w przekonaniu, że naprawę nikt tu nie dąży do starcia. Czerwonogrzywy nie widzi świata w całej swojej pełni, jakże więc miałby konkurować z ich dwójką, która posiadała łącznie cztery sprawne ślepia?
- Och, tak. Doskonała myśl - przytaknął, kryjąc irytację.
Usiadł, demonstrując swój anielski spokój i godne podziwu opanowanie. Efekt psuła jedynie skrzywiona mina, która za nic nie kwapiła się, by zejść z jego lica. Nie mógł nic poradzić na to, że tacy niechciani goście wzbudzali w nim negatywne uczucia. Lwiątka - to co innego, mogły się zgubić, może to być wina rodziców. Ale dorośli? Powinni mieć własny rozum i zdawać sobie sprawę z tego, że nachodzą cudze tereny.
Spuścił wzrok na młode. Żyły. To... Chyba dobrze.
Dziękuję, teraz nasze spotkanie podoba mi się bardziej.- Cicho.
Czerwonogrzywy z Frey'em mieli teraz tyle wspólnego, że tylko skończony głupiec nie byłby w stanie tego zauważyć. I jeden i drugi mieli wykrzywione mordy, jakby ktoś wepchnął im cytrynę do gardła i doprawił ziarenkiem pieprzu. I jeden i drugi chcieli jak najszybciej stracić siebie z oczu, nie chcieli się niepotrzebnie awanturować i uwaga, właśnie doszła do tego kolejna rzecz, bo na pysk Shey'a wcisnął się jakże szczery uśmiech, od ucha do ucha. Adresowany rzecz jasna do wysuniętego na czele tej całej gromadki samca. Było to oczywiście niewerbalną odpowiedzią do jego słów, tak samo jak i energiczniejsze ruchy ogonem i przechylenie delikatnie pyska, co w jego przypadku oznaczało coś na wzór "to świetnie, mów mi więcej, przecież tak bardzo chcę cię słuchać".
- Wspaniale- rzucił jedynie, grzecznie i uprzejmie, odpowiadając głównie damie na jej sympatię. Znaczy oczywiście jego słowa były adresowane do tej dwójki, ale jakoś pysk Frey'a nie pozwalał mu na aż tak znaczącą zmianę sposobu wypowiadania się, jak spokojna i całkiem urocza Maoni.
- Kojarzycie może Kahawian'a? Zachodnie Ziemie, pomarańczowa sierść, dwukolorowa grzywa...- wskażecie drogę i już mnie nie ma.
Runa westchnęła. Było jej ciepło, język mamy przyjemnie masował jej ciałko i czuła się zupełnie bezpiecznie. Z małego gardziołka wydobyło się ciche mruczenie, które nie trwała zbyt długo, bo Runa odpłynęła w świat sennych marzeń, nieczuła na to, co się działo niedaleko niej.
W końcu, kiedy Shyeiro wyjawił, kogo szuka, na jej pysku pojawił się szeroki uśmiech.
- Kahawian, oczywiście, że kojarzymy! W końcu należymy do Zachodnich Ziem. - powiedziała, przy czym przypomniało jej się, że jest jedna, bardzo ważna rzecz, o której miała powiedzieć Freyowi, a tego dotąd nie zrobiła. A mianowicie, zmiana nazwy stada, do którego przynależą. W końcu jego nie było na zebraniu, nie miał więc szans się tego do wiedzieć, chyba że w międzyczasie spotkał innego Zachodniego. Rzuciła partnerowi szybkie spojrzenie, obiecujące, że później mu wszystko wytłumaczy, po czym powróciła do Czerwonogrzywego.
- Niestety nie wiem, gdzie on może być. Ostatnio cały czas byłam z dziećmi. - powiedziała, po czym znów spojrzała na Freya. Bo może on go widział?
- Do Zachodnich? O, pardon.- Wydukał, słysząc jej oświadczenie.
No cóż, teraz coś mu stanęło w gardle, że już się zdążył nie lubić z kimś zanim jeszcze dołączył, do tego stada. Teraz przyszła pora, aby się wycofać. Jak najzgrabniej, zostawiając po sobie choć TROCHĘ dobrego wrażenia. Odrobinkę.
- No cóż, to sam go poszukam.- Mruknął, spoglądając na Maoni. A i do Freya nawet się uśmiechnął. Fałszywiec podły.- Nie chciałem marnować waszego czasu.
W sumie sam nie wiedział, po co to powiedział. Teraz wedle jego mniemania wyszło zbyt mdło, ale kto ich tam wie, może tylko jemu się tam wydaje. W każdym razie, wysuszył ząbki, odwrócił się i zniknął gdzieś w krzakach.


//zt
Lew fuknął z irytacją, spoglądając kątem oka za oddalającym się (na jego szczęście!) osobnikiem. Co za tupet! Ostatnie czyny czerwonogrzywego bynajmniej nie wpłynęły na poprawę jego postrzegania przez Freya. Wręcz przeciwnie - teraz ten tylko dał im do zrozumienia, że jest w stanie grać "tego dobrego", byle tylko uzyskać to, co mu się roiło, w tym przypadku pozytywne wrażenie. I jak tu wytrzymywać z takim w jednym stadzie, skoro nigdy nie wiesz, czy zachowuje się serio, czy to tylko przedstawienie...?
- Może pójdziemy gdzieś indziej? Mam już dość tego ogrodu. Nie chce się natknąć na kolejnych takich... Jak on.
Westchnął, pokręcił łbem i spojrzał z obawą na swą partnerkę.
- Myślisz, że Kahawian go przyjmie? Potrzeba nam teraz więcej lwów, jak ci się wydaje?
Zmarszczył brwi w zastanowieniu. Nieświadomie obił ogonem o ziemię - nawet kilka razy. Coś go dręczyło, acz nie był w stanie stwierdzić, co to takiego. Uniósł wzrok ku górze - o, wygląda na to, że pogoda się poprawiła. Przynajmniej odrobinę. Jakby słoneczniej, choć niewiele światła dociera przez zasłonę liści. Ale na pewno było cieplej.
Zmrużył ślepia, wciąż rozmyślając nad nie wiadomo czym. W pewnym momencie zdobył się na coś konstruktywnego - mianowicie, potężne ziewnięcie.
Obserwowała z zaciekawieniem zmieniające się zachowanie oraz nastawienie Shyeiro. To był jak obrót o 180 stopni. Rozbawiło ją trochę, że taki wpływ miała na niego informacja, że należą do stada. Chociaż nie dziwiła mu się, też nie chciałaby robić sobie wrogów we własnym stadzie.
- Powodzenia. - rzuciła jeszcze za nim, swoim zwykłym tonem. Nic do niego nie miała. To, że Frey miał, to nie znaczyło, że ona ma darzyć nowego takim samym uczuciem niechęci. W sumie to zyskał u niej kilka plusów, jako że uznała jego zachowanie za dość zabawne.
Kiedy lew się oddalił i zostali z partnerem sami, zwróciła wzrok na córkę. Uśmiechnęła się, widząc, że mała zasnęła.
Następnie zwróciła się do Freya.
- Bardzo dobry pomysł. Bardzo lubię to miejsce, ale bez przesady. - powiedziała, uśmiechając się szeroko. Cieszyła ją myśl na opuszczenie oazy. Nie lubiła sterczeć cały czas w jednym miejscu, szybko to ją nudziło i stawało się monotonne. A ostatnio praktycznie cały czas była do tego zmuszona, ze względu na dzieci.
- Myślę, że to bardzo prawdopodobne. Ostatnio zbyt wiele osób nie dołączało. I zdaje mi się, że on tu pasuje. - powiedziała, po czym wyszczerzyła się w jego stronę. Tym bardziej, że widziała, jakim głębokim uczuciem Frey darzył czerwonogrzywego.
- Nie ma co tutaj sterczeć, chodźmy. Weźniesz Cahiana? - rzekła jeszcze, po czym chwyciła córkę delikatnie w pysk i poczekała, aż Frey weźmie ich syna (jako że była pewna, że to zrobi) po czym wybyła, kierując się powoli gdzieś przed siebie.

zt
- Tak, tak - odparł, bo jakiż miał, biedak, inny wybór?
Swoją drogą, niezbyt wyobrażał sobie jakąkolwiek współpracę z czerwonogrzywym w ramach bycia członkami tego samego stada. Zwyczajnie nie potrafił dopuścić do siebie podobnych myśli, one były zbyt abstrakcyjne na jego analityczny samczy umysł.
Pewien niepokój wzbudziła w nim uwaga o tym, że ostatnio mało kto tu dołącza. To było dziwne, bo skoro niby są tacy najlepsi, to dlaczego tylko garstka samotników chce znaleźć się wśród nich? A może to Ragnar przeprowadza ostrzejszą selekcję niż niegdyś Kami czy Moran?
Porzuciwszy owe dywagacje, Frey złapał syna za skórę na karku niczym wzorowa matka, po czym posłusznie ruszył za swą partnerką. Typowy facet jak się patrzy!

Z/t
Przemierzała krainy w poszukiwaniu odpowiedniego miejsca, miejsca w którym mogłaby wykopać norę. Z licznymi korytarzami, gdzie urządziłaby je ze spiżarnią pełną zapasów rozmaitych ziół. Zarazem łatwo dostępną by inne zwierzęta mogły liczyć na jej pomoc. Zatrzymała się nasłuchując, słyszała ciche buczenie. Uśmiechnęła się do siebie, chyba czeka ją dzisiaj dobry podwieczorek. Podreptała w stronę z którego słyszała ów dźwięk. Dochodził z drzewa, podniosła łeb do góry, przednimi łapami oparła się o pień. To była melodia dla jej uszu, zmarszczyła nos niuchając. Tak, słodki zapach miodu. Wdrapała się na drzewo używając swoich pazurów, władowała się do dziupli, bez zaproszenia pszczół. Nic sobie nie robiła z ich ukąszeń, skórę miała dostatecznie gruba i twardą. Pazurem rozdrapała plaster i rozpoczęła konsumpcję głośno ciamkając.

~~~
Zostawiła po sobie zniszczenie, obdrapaną korę pazurami i własny zapach. Oblizała pysk odchodząc, najadła się i była bardzo z tego zadowolona.
z/t
Wszedłem do ogrodu. Było tutaj bardzo ładnie, nie było żadnego wodospadu ale mimo to pachniało tutaj bardzo przyjemnie. Przeciągnąłem się i położyłem gdzieś na uboczu, tak aby nie moknąc za bardzo. Ziewnąłem sobie, byłem już zmęczony tym ciągłym wędrowaniem i zarazem zadowolony możliwością bycia w stadzie. Nie powinienem chwalić dnia przed zachodem słońca ale wolałem teraz myśleć ta chwila. Pewnie za jakiś czas przekonam się jacy są członkowie stada i czy się mocno pomyliłem czy też nie. Miałem nadzieje, ze tutaj będzie mój dom. Położyłem łeb na łapy i ponownie ziewnąłem. w Końcu zasnąłem.

O poranku wstałem i ruszyłem w dalsze zwiedzanie.
Stron: 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24