Cytat:Fuko, chodziło mi tu bardziej o wybór (w tym wypadku) bycia homo czy nie. To nie tak, że pewnego razu ktoś się budzi i mówi sobie "Od dzisiaj jestem homo". To raczej coś z czym się rodzimy, na co nie mamy wpływu. Ale jeśli już rodzimy się tacy, a nie inny to nie uważam by ktokolwiek miał prawo nam zabraniać bycia sobą póki nie wyrządzamy nikomu innemu krzywdy.
Co nierozerwanie wiąże się z pojęciem wolności.
Człowiek rodzi się z wieloma skłonnościami. Skłonnością do tycia, skłonnością do optymizmu, skłonnością do nerwowości, ja mam skłonność do lenistwa i skłonność do racjonalizacji, skłonność do heteroseksualizmu, i tak dalej i tak dalej.
Co to znaczy, ano tylko tyle, że łatwo mi wejść na pewne koleiny. Czy jestem zdeterminowany, aby w nie wejść? Bynajmniej. Umysł ludzki to narzędzia słabe i wspaniałe jednocześnie. Wiecie, że człowiek może świadomie redukować ból? Przyśpieszać lub zwalniać tętno? Możemy sobie wmówić wiele, świadomie lub nieświadomie przejmować kontrole nad aspektami, które powinny pozostawać poza naszą kontrolą. Efekt placebo, efekty somatyczne, nawet śnić potrafimy świadomie i kto wie ile jeszcze jest w naszym zasięgu. Uważam, że skłonności są przywarami, których zmienić się nie da, jeśli ktoś ma daną to żyje z nią do końca życia, musi uważać bardziej na te rzeczy które dotyczą skłonności, które określa jako złe, ale absurdem dla mnie jest to, że człowiek nie może działać przeciwnie ze swoimi skłonnościami, bo tak eliminujemy coś co nazywa się rozwojem, samodoskonaleniem. Skoro jesteśmy zdeterminowani przez swoje skłonności, to jaki ma sens praca nad sobą? I ja tu już nie mówię o seksualności, ale taki determinizm który proponujesz doprowadza do wniosków, że człowiek nie może mieć absolutnie kontroli nad niczym, a być jedynie niewolnikiem swych przywar. Masz rację, to nie jest wolność, ale to się rozciąga na wszystko inne, nie tylko na brak wolności w swojej aktywności seksualnej, ale i w każdej innej. Czy tak rzeczywiście jest?
Bo właśnie mi mówisz, że mam zostać np. w depresji do końca życia, bo taki się urodziłem, z skrajnie pesymistycznymi skłonnościami charakteru. (przykład nie odnoszący się do mojej osoby, bo ja to umiarkowanym optymistą jestem)
Mam nadzieję, że rozumiesz o co mi chodzi, nie o seksualność, nie o szczegóły, o ogół i Twoją postawę, którą osobiście tak interpretuje. Jeśli błędnie to przepraszam i proszę o poprawę.
Podsumowując: zgadzam się z tym, że człowiek nie ma wpływu na swoje skłonności seksualne, nie zgadzam się z tym, że nie jest w stanie z powodzeniem działać wbrew nim, jeśli takie by miał życzenie, ba! nawet być szczęśliwym z tego powodu. Jestem szczęśliwy za każdym razem gdy udaje mi się działać wbrew swoim złym (przynajmniej według mnie złym) skłonnościom. Dla mnie każdy homo mógłby być hetero i każdy hetero homo w praktycznym działaniu, to jest nadal posiadałby skłonność, ale działał zupełnie inaczej i nie czuł wielkiego dyskomfortu, to tylko i wyłącznie kwestia naszej blokady psychicznej przed pewnymi działaniami. Hetero nie chce być homo, bo nie potrafi siebie wyobrazić w takiej sytuacji, podobnie na odwrót. Czy to jednak oznacza, że nie można przebić tej bariery? Okazuje się że można:
badania naukowe, wraz z przypisami to udowadniają.
To pierwsza rzecz, teraz druga czyli homoseksualność jako działanie, styl życia, nie skłonność. Prowadzenie homoseksualnej aktywności seksualnej jest pewnym dość ciekawym zjawiskiem, które ja osobiście klasyfikuję jako błędne poznanie natury rzeczy. Możemy się zgodzić, że każdy organ, czy też substancja w organizmie służy konkretnemu celowi, prawda? Oczy służą do obierania bodźców wzrokowych, serce do pompowania krwi, odpowiednie hormony wywołują np. uczucie głodu, krew jest do transportu wartość odżywczych. Co jest funkcją hormonów wywołujących popęd seksualny? Przedłużenie gatunku, tylko i aż tyle. Zauważ że seks jest przyjemny. Dlaczego? Bo nasz układ nagrody za każdym razem wynagradza nas, gdy działamy w sposób który przynosi pożytek nam, czy też gatunkowi, to jego funkcja. To jest ten sam mechanizm, jak wtedy gdy jemy dobry posiłek, śpimy regularnie, uprawiamy aktywność fizyczną - wtedy też niewątpliwie odczuwamy przyjemność. Dla mężczyzn zmęczenie może być przyjemne, taki paradoks, ciało po biegu jest słabsze, ale jednocześnie stymulujemy mięśnie, działamy na korzyść swoją i wzmocnienia siebie, układ nagrody od razu reaguje i pomimo zmęczenia czujemy satysfakcję pewną. Skoro więc układ nagrody oddziałuje w efekcie aktywności przynoszących korzyść jednostce i gatunkowi, to można by rzec, że przyjemność związana z seksem jest przesłanką ku temu, aby sądzić iż seks w jakiś sposób powinien służyć gatunkowi lub jednostce, przez swoją główną funkcję, zdaje się, bo co niby innego? Przez prokreację, bo tylko ona w seksie przynosi pożytek człowiekowi lub gatunkowi, przyjemność i więź emocjonalna są także istotne, ale są jakoby cechami towarzyszącymi, bo zarówno wieź emocjonalną jak i przyjemność można uzyskać na wiele innych sposobów, płodność zaś jest cechą unikalną seksualności, więc to ona musi stanowić jej specyfikę.
Czy seksualna aktywność homoseksualistów spełnia ten warunek? Nie. Traktowanie homoseksualizmu na równi z heteroseksualizmem jest pewnym błędnym rozpoznaniem natury seksualności, bo tylko akty heteroseksualne mogą być z nią zgodne.
I nie moi drodzy, ja nie sprowadzam miłości wyłącznie do "mechaniki", biologii, doskonale wiem, że to jest coś o wiele większego, głębszego i piękniejszego, ale ja lubię całości. Miłość tworzy wiele równoważnych cech, jedną z nich jest biologia, nie mogę więc jej negować i z całą świadomością tych innych rzeczy, nie możemy wyrzucać wskazówki jakie daje nam ciało do kosza, bo nie pasują nam do koncepcji. Nalegam, aby spojrzeć na wszystko takim jakim jest, w całości, nawet jeśli w parze homoseksualnej występuje silna wieź, zaspokojenie emocjonalne, które są jak najbardziej istotne, to element biologiczny kuleje całkowicie, co daje mi do myślenia, czy, aby homoseksualizm nie jest pewnym redukcjonizmem względem heteroseksualizmu, który co do swoich cech wydaje się spełniać kryterium całościowości.
Dlatego nie rozumiem ludzi którzy nawołują do "zaakceptowania siebie"? Zaakceptowania braku? O to chodzi, żeby przestać zwracać uwagę na pustkę w której powinno być coś istotnego? Dlaczego ktokolwiek pragnie pustki? I nie chodzi mi o walkę ze sobą, a o stanięcie w prawdzie, tak jak ja przyjmuję, że tak jestem leniwy, moje lenistwo jest redukcjonizmem, brakiem czegoś, konkretnie pracowitości i od nikogo nie wymagam, aby zaakceptował ten brak i mówił mi "dobrze robisz", tak i skłonność homoseksualna powinna przez uczciwego homoseksualistę rozpoznana jako brak czegoś, a naturalnym odruchem przy braku jest próba zapełnienia pustki. I podziwiam homoseksualistów którzy tak rozpoznają sprawę i chcą stać się pełniejsi, nie ma nic piękniejszego niż człowiek, który nie próbuje rzeczywistości zaklinać.
Co mówię osobom ze skłonnościami homoseksualnymi? Wszystko Ci wolno, ale nie wszystko przynosi Ci korzyść. Wszystko Ci wolno, ale nie oddawaj się niczemu w niewolę. I parz na świat rozumowo, nie emocjonalnie. Zadawaj sobie pytanie jaka jest natura danej skłonności, pełna czy niepełna, doskonała, czy niedoskonała? Jeśli niepełna i niedoskonała to odrzuć ją, nawet jeśli jej pragniesz. Jeśli zaś widzisz, że coś jest całością, ale jest dla Ciebie trudne, to staraj się tego dosięgnąć, bo z braku czegoś nie może powstać nic innego jak inny brak, tylko rzeczy całościowe, może trudne, czasem wręcz zniechęcające, mogą w swych owocach dać coś pełnego, czego wszystkim życzę. Patrzcie na to co jest dobre, nie na to czego pragniecie, bo człowiek jest istotą z niepełnym poznaniem, w swojej ślepocie może pragnąć rzeczy, które przyniosą mu szkodę i nie być świadomy, że pragnie dla siebie zła. Dlatego poznanie rozumowe jest tak ważne, bo dopełnia poznanie zmysłowe, które samo w sobie jest niewystarczające.
Mam nadzieję, że nikogo nie uraziłem - to nie był mój zamiar :P
Is, no powiem Ci że mocno platonizujesz xD Preegzystencja duszy, świat duchowy, jako ten istotniejszy, moe nawet bardziej prawdziwy od materii... no, no. Poczytaj Platona, spodoba Ci się :v
No dobrze, doprecyzuje, chodzi mi nie tyle o homoseksualność, a o Twój argument, że w świecie duchowym nie istnieje płeć. Skoro nie ma płci, mózgu - aspektów cielesnych, to bądźmy konsekwentni i popędu nie ma, też związanego z ciałem, to i związków nie ma i miłości takiej jaką my rozumiemy. Jak więc Twój argument ma uzasadniać zasadność homoseksualizmu jako coś równowartościowego heteroseksualizmowi? Bo udowodniłeś jedynie tyle, ze według Twojej kosmologii dusza wyzbywa się wszelakich cech cielesnych i co z tego wynika? Bo wydaje mi się, że sądzisz, iż istotą człowieka jest jego dusza, dlatego użyłeś tego argumentu, aby wykazać nieistotność biologii, prawda? :P Czy tak twierdzisz, a jeśli tak, to dlaczego redukujesz człowieka do duszy?