Król Lew PBF

Pełna wersja: Upiorny Cmentarz (obrzeża)
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Stron: 1 2

Dullahan

Wielka ilość rozkopanych dołów, w których widać stare, zmurszałe szkielety, wypełnia to pole. Jego granice wytyczone są zimnem - łatwo poczuć, gdy wchodzisz na cmentarz, bowiem od razu przeszyją cię dreszcze. Gdzieniegdzie stoją dynie, rzucając tylko tyle światła, by wzrok nie przywykł zbyt dobrze do mroku, a wiatr gwiżdżący pomiędzy karłowatymi krzaczkami chichocze złośliwie.
by Khayaal

Ayari Reinmar

Przylazł tutaj... w sumie bez konkretnego celu. Wałęsał się już od jakiegoś czasu na ziemiach stadnych i stwierdził, że wypadałoby odwiedzić jakieś miejsce, którego nie znał. Od razu zaczął się zastanawiać, jak mógł wcześniej ominąć to miejsce. Tym bardziej, że bardzo przypadło mu do gustu. Nie minęła chwila, jak znalazł sobie miejsce w jakimś do części rozkopanym grobie. Z powodu koloru sierści, wpasowywał się w podłoże idealnie i był praktycznie niezauważalny. Położył łeb na złamanym nagrobku rozglądając się dookoła. Księżyc na niebie świecił coraz mocniej.

Oxena

Ale tu straaasznie. Czekoladowa pierwszy raz ujrzała to miejsce, a że nadal miała w sobie odrobinę z dziecka, nie mogła nie ulec ciekawości. Nastawiła uszy i rozszerzyła ślepia, lustrując cmentarz z zainteresowaniem. Jednak, gdy coraz bardziej zagłębiała się, tym bardziej ciekawość ustępowała miejsca przerażeniu i strachu. W końcu, gdy chciała zawrócić zrozumiała, że zgubiła się. Księżyc dawał słabe światło spoza chmur, a mrok i cienie okalały drzewa i pozostałe rzeczy. This is Halloween, this is halloween, pumpkins scream in the dead of night... Cofnęła się, nadeptując na jedną z mniejszych dyń, a słysząc jej głuchy trzask krzyknęła i podskoczyła, rozglądając się na boki, a jej przerażone ślepia odbijały wątły blask pozostałych dyń. Machnęła ogonem, a nawet teraz brzęk jej bransolet wydawał jej się straszny. Ponownie się cofnęła i czując pod swoją łapą... Obróciła się, a to co zobaczyła sprawiło, że wydarła się, odskakując na bok i sama wpadła do jednego z dołów.
-Nie zjadaj mnie proszę, niee...-krzyknęła, zasłaniając łapami oczy i pysk, chcąc uciec od przerażającej i otaczającej ją ciemności.

Mbotu

To, co widziała, oj tak...
Za Oxeną, stawiając ostrożnie kroki pomiędzy głowami swych przyjaciół dyń, szedł słoń. Pozbawiony skóry, mięsa i ścięgien, niemający trąby ani uszu, a jednak bez wątpienia słoń. Lygryska mieszkała na terenach Nowej Północy, gdzie szkielety tych zwierząt leżały gęsto w ładnej kupce - tyle, że zazwyczaj się nie ruszały.

Chrzęst za chrzęstem, postępował w stronę, z której dobiegł go głos. Poruszył ciosami, szurrr burrrając na lewo i prawo, by zaraz zaklekotać żałośnie.
- Jeeeść. Jestem taki głodny! Dajcie mi jeść...

Ayari Reinmar

Samiec leżał bez ruchu, dopóty, dopóki nie usłyszał znajomego dźwięku bransoletek na ogonie Oxeny. Uniósł łeb niemalże od razu i zaczął nasłuchiwać. Gdy tylko w zasięgu jego wzroku pojawiła się samica, podniósł się dość leniwie i ruszył w jej stronę. Los chciał, że tamta była tak zajęta straszeniem siebie samej, że nawet go nie zauważyła. Stanął na granicy dołu spoglądając na nią z góry i widząc, że wszystko okej, mruknął.
-Pomyślę nad tym.- odparł tylko beznamiętnie. W rzeczywistości na jego pysku pojawił się delikatny uśmieszek. Potem uniósł, nieco zdziwiony, wzrok na szkielet słonia. Wtf? Nawet nie miał pojęcia, jak zareagować.

Saber

Pędziła poprzez równiny, gnając za zapachem lygrysicy. Nie mogła jej zgubić. Potem nie wiadomo kiedy by ją znowu odnalazła. Jej bieg zwolnił, gdy ślepia dostrzegły ciemne tereny przed nią. Czym były? Nigdy ich nie widziała... Ale zapach Oxeny prowadził właśnie tam. Gdy wreszcie ogarnął ją chłód tego miejsca, zatrzymała się w przerażeniu. Niemal czuła jak strach zaciska się szponiastymi łapami na jej gardzieli. Przełknęła z trudem ślinę i świsnęła ogonem, ruszając ciężko na przód. Jeden krok. Drugi. Trzeci. Wbrew pozorom z kolejnymi wcale nie było jej łatwiej. Nawet chyba wręcz przeciwnie. Wtem po okolicy rozległo się przerażone zawodzenie lygrysicy.
Ściągnęła uszy w tył i ruszyła przed siebie. Nawet nie chciała wiedzieć co czuła teraz Aemona. W końcu doszła do miejsca, gdzie zza bezlistnego krzaka dostrzegła poniewierającą się w ziemi sylwetkę królowej, leżącej w jakimś dole. Przy niej jakiś lew. Krzywdził ją? Widziała go już kiedyś. Nie sprawiał wtedy wrażenia jakby chciał brązowej zrobić krzywdę. Wręcz przeciwnie. Znali się. Więc co ją tak przeraziło? Pewnie to miejsce. Ruda też nie czuła się tutaj najlepiej. Przystąpiła jeszcze kilka kroków do przodu. Wtedy to dostrzegła. Chrzęst kości i ten głęboki głos. I ten... słoń. Zamarła w bezruchu, w połowie kroku. Strach ją sparaliżował. Spoglądała przerażonymi ślepiami w kości, czując jak straci oddech.

Oxena

Tak, kości na Cmentarzysku Słoni były fajniejsze, można było się wśród nich ukryć i co było najważniejsze... Nie ruszały się i nie chciały jej pożreć. Pisnęła ze strachu i odbiła się tylnymi łapami od ziemi, byle tylko znaleźć się dalej od potwora. Przypadkiem ( a może i nie) wpadła na Ayariego, przewracając się razem z nim i zamiast wstać i uciec dalej, ukryła pysk w jego grzywie, jakby chcąc poczuć się bezpieczniej. Też mi królowa. Słyszała kolejne kroki, ale nie podniosła łba. Za bardzo się bała. A co jeśli to kolejny potwór?

Mbotu

Mbotu posmutniał. Wiedział, jak wygląda, że jest przerażający, że chrzęst jego kości nie przypomina dźwięków, jakie wydaje normalny słoń... Ale przecież nie wybrał tego sam. Mbotu chciał, żeby go kochali, żeby dawali mu jeść i pić. Mbotu sprawi, że będą go kochali.
Zaryczał, choć nie miał trąby - nie na sposób słonia, a zranionego zwierzęcia. One zawsze brzmią tak samo.
- Jestem głodny! Dajcie mi jeść!
Teraz, zamiast żałosnej prośby, pojawiła się natarczywość. Szkielet słonia postąpił przed siebie, idąc w kierunku Saber. W końcu nadal miała przy sobie Aemonę...
- Czy to jest przekąska dla mnie? Ruda lwico, nakarm mnie! Opowiem ci za to historię...
Gdyby miał trąbę, wyciągnąłby ją po mała ptaszynę wczepioną w ramię samicy. Nie miał, miał tylko ciosy - a nimi nie operowało się tak łatwo.

Aemona

Ta, strach odczuwany przez ptaszka był nie do opisania... Hm, albo może i do opisana? Tylko ja nie jestem na tyle kreatywna i inteligentna by dokładnie odpisać uczucie jakie wypełniało małego rybaczka od stópek do drobnej, okrąglutkiej główki? Maybe...
W każdym razie nie było tu rzeczy, która nie sprawiłaby Aem o zaparcie wdechu, wybałuszenie czarnych perełek i drżenie jak w febrze... Można by rzec, że jest coraz lepiej i lepiej. Ciemność, mgła, ładne dekoracje... krzyk jej opiekunki, ujrzenie za nią szarej sylwetki lwa, którego nie zdążyła skojarzyć, bo królowa wpadła przypadkiem wprost na niego... teraz jeszcze ten... szkielet? W.T.H.
- Powiedz mi że to koszmar, że złudzenie... - wyszeptała drżącym głosikiem i "wrosła głębiej" w grzywkę brązowej lwicy służącej jej aktualnie za transport...
I tu nagle słoń spojrzał prosto na nich... Prosto NA NIĄ! C-co on powiedział--?!
Powietrze przeszył kolejny krzyk, ta, tym razem małej Aemonki.
- O matko, o matko, o matko, o matko... - powtarzała teraz, zacisnąwszy powieki i skłoniwszy łepek, jakby to miało pomóc jej poczuć się bardziej bezpieczną...

Saber

Zacisnęła mocniej kły, spoglądając na puste oczodoły słonia, teraz, wpatrzone w nią. Nie czuła się swobodnie, gdy tak na nią patrzył. Nie czuła się w ogóle swobodnie tutaj. W TEJ okolicy. W towarzystwie TEGO stworz... nie. to nie było stworzenie. To były kości. Kości które nie powinny mieć w sobie tego daru, jakim jest życie.
-Wybacz mi, jednakże nie możesz jej zjeść. To moja towarzyszka i podobnie jak ja czy ty... Też jest stworzeniem myślącym i czującym. Nie możesz jej zjeść. - wypowiedziała, mając spuszczony łeb i zaciśnięte ślepia. Nie wiedziała nawet co mówiła. Za bardzo się bała. -Ale... Wybacz słoniu, jednak chyba nie jesteś w stanie zjeść niczego. Nie masz ani ust, ani żołądka. Nie jestem w stanie wypełnić czegoś, co nie istnieje. - wysapała. Chyba raz zemdleje. Ale wbrew sprzeciwom ciała uniosła wyżej łeb, spoglądając na białą czaszkę. -Dotknęła cię klątwa, słoniu? Czemu nie odejdziesz z tego świata i nie zaznasz spokoju?

Ayari Reinmar

Woah, woah, Oxi... aż tak źle? Samiec podniósł się nieco obejmując łapą samicę i rozejrzał się, by ocenić sytuację. Cholerka, no to się nam tłum zrobił. Spojrzał na Saber, potem na Aemonkę i w końcu na słonia. Zmarszczył brwi. A myślał, że wszystko już w życiu zobaczył. Podniósł dupsko i położył łapę na łebku samicy i uśmiechnął się zachęcająco, po czym podszedł bliżej Saber, by dodać jej nieco otuchy. Ostatecznie stał w środku całej tej szopki, nieco przed pomarańczową ale tak, żeby nie zasłaniać jej przed Mbotu, jako że jej słowa miały sens. Może to coś pomoże?

Oxena

Czuła strach. Pierwszy raz od dawna, nieokiełznany, wbijający się w jej serce, zapierający dech w piersiach. Też mi królowa, taka która boi się byle czego. Chociaż w takim miejscu, o takiej porze... Może, może sobie na to pozwolić? I tak się siebie wstydziła. Uniosła odrobinę łeb, slysząc znajomy jej głos. Aemona? To... To ona żyje? Przeżyła bez niej? Gdzieś w niej pojawiła się nadzieja, która pozwoliła jej stanąć i odsunąć się od szarego lwa. Spuściła zmieszana wzrok, starając się nie patrzeć na jednookiego i skierowała go więc na słonia. Przytaknęła Saber i podeszła bliżej niej, uśmiechając się do Aemony i potrząsając bransoletami by dać jej znak o swojej bliskiej obecności. Nadal jednak milczała, nie zdolna do wypowiedzenia niczego.

Mbotu

Saber miała rację, w całej rozciągłości, od pierwszego słowa do ostatniego. Czy kości mogą być przygnębione? Jeśli nie, to Mbotu nikt o tym nie powiedział; słoń, choć składał się wyłącznie z przykurzonego szkieletu, dwóch dumnych ciosów i lśniących w głębi czaszki ogników, służących mu za oczy, przysiadł i zapadł się w sobie. Kosteczki ogonka przytulił do dawnego zadu.
Tak, był straszliwy i budził przerażenie. Ale czy to znaczy, że nie cierpiał?
- I dlatego cały czas jestem głodny... Wiecznie, bez przerwy. Chciałbym coś zjeść, czuję ssanie w brzuchu, a gdy wkładam coś między zęby i przełykam, to nie trafia do żołądka. Głód jest prawdziwy!
Kły zamachnęły się w górę, mijając lwy w niedalekiej odległości, gdy Mbotu ze wściekłością targnął martwym łbem.
- Nakarmcie mnie, a opowiem wam historię! Każdą, którą zechcecie usłyszeć. Dajcie jeść Mbotu, a...
...i nie dokończył, a ogniki z wnętrza czaszki skierowały się na Oxenę. To znaczy gdyby traktować je jak źrenice. Nie, to nie było naturalne skojarzenie, ale podobno do wszystkiego da się przywyknąć. Rozjaśniły się, gdy słoń przyglądał się intensywnie bransoletom na ogonie lygrysicy. Postąpił w jej stronę krok, potem drugi - i nie wyglądało na to, że zamierza się zatrzymać.
- Ty brzęczysz. Ostatni posiłek Mbotu też brzęczał.

Saber

Najpierw przystąpił do niej szary lew, z zabliźniałym pyskiem. Zaraz potem dołączyła do nich Oxena, która najwyraźniej dostrzegła Aemonę wtuloną w grzywę Saber, bo rozpromieniała.
Jednak ruda nie patrzyła na nią długo, skierowała swe spojrzenie na słonia, starając się opanować strach i drżenie z nim powiązane.
Przełknęła ślinę, spuszczając na chwilę spojrzenie, by potem ponownie wbić je w świetliki w oczodołach słonia. Oba lwy obok niej milczały. Czy to oznaczało, że ona ma rozmawiać ze szkieletem? Najwyraźniej. Nie potrafiła jednak dobrać słów, jakie wypowiedzieć. Sama nie wiedziała jak pomóc słoniowi. Milczała do czasu, aż ten nie zamachnął się przed nimi kłami i nie wypowiedział kolejnych słów. Wtedy miała zamiar się odezwać, jednak nim to uczyniła, ten spojrzał na Oxenę, wykrzykując i ruszając do przodu.
Zadrżała i poczuła, że boi się jak nigdy w życiu. Jednak poderwała się do przodu i podniosła, łapy opierając na kłach Mbotu, tylnymi zapierając się w ziemi, starają się go zatrzymać, nigdy jednak nie sądziła, że kilka kości może mieć tyle siły.
-Mbotu, nie! - wykrzyknęła, zaciskając kły. -Nie możesz jej zjeść! - jęknęła, roztwierając do tej pory zaciśnięte powieki, spoglądając w oczodoły szkieletu. -Nie rób tego. Ja... przyniosę skórę bawołu. Przywiąże ją do twoich żeber. Jedzenie nie wypadnie spomiędzy nich. Będzie w twoim... brzuchu. - Nie wiedziała czy to byłoby w stanie pomóc, jednak... Teraz nie miała pomysłu na nic innego.

Oxena

Czekoladowa odskoczyła zwinnie, widząc jak kościotrup robi potężny zamach swoimi ciosami. Stanęła w półkroku, z uniesioną łapą wpatrując się w słonia, a gdy ten przeniósł na nią wzrok znieruchomiała, wpatrując się jak zaczarowana w płonące ogniki, umieszczone w oczodołach tamtego. Przełknęła ślinę i wzięła głęboki wdech lecz wtedy kości ruszyły w jej stronę, grzechocząc straszliwie. Zjeżyła sierść na karku i syknęła ostrzegawczo, ukazując białe kły. Starała się nie machać ogonem, a poruszać nim tak delikatnie by bransolety nie brzęczały. Ustawiła się za rudą, nadal w obronnej pozycji.
-Jeśli puścisz nas wolno, to przyniesiemy Ci tą skórę. Nie zrobisz tego, to pozostaniesz ze swoim głodem na wieki. Nic Ci nie przyjdzie ze zjedzenia mnie, czy kogoś innego dopóty to wszystko będzie wylatywało z twojego... Brzucha. Jeśli się zgodzisz, będzie wiązała nas umowa, a ty po prostu będziesz musiał nam zaufać. Nie masz już nic innego do stracenia. Chyba, że chcesz żyć w ciągłej rutynie, przez następne lata.
Stron: 1 2