Król Lew PBF

Pełna wersja: Upiorny Cmentarz (centrum)
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Stron: 1 2

Dullahan

Tutaj, pośród rozkopanych dołów i kilku uszczerbionych, kamiennych nagrobków, stoi mały dom złożony z opartych o siebie skał, dopasowanych tak, by nie dało się podejrzeć, co jest w środku. Pajęczyny osnuwają wejście do krypty, powiewając lekko w podmuchu zimna. Powiadają, że nikt, kto przeszedł przez ten otwór, nie wyszedł stamtąd taki sam... Zajrzysz czy zostaniesz na zewnątrz, gdzie widać niebo i słychać szum drzew?
by Khayaal

Reese

Lew, wolno i melancholijnie, nieświadom możliwego niebezpieczeństwa wkroczył a tereny Mrocznego Ogrodu. Nie dane mu było spostrzec ciemności owiewającej to miejsce, jak i również rzadko spotykaną na tych terenach, gęstą mgłę. Niebo, chociaż widoczne, wydawało się czymś nieosiągalnym, wręcz niemożliwym. A wystarczyło wspiąć się na wyższe drzewo.. Szum liści co jakiś czas rozbrzmiewał, jeszcze bardziej upewniając samca, iż miejsce to jest martwe. Jego kroki cicho rozbrzmiewały, zazwyczaj następując na małe gałązki i liście. Wtem zobaczył g o. Był to jakby mały dom, złożony z kilku opartych o siebie, matowych skał. Były do siebie na tyle dopasowane, by nie można było zajrzeć do środka, ale, przynajmniej jego zdaniem, na tyle od siebie dalekie, by móc tam wejść. Jego bystremu wzrokowi nie umknęły pajęczyny, okalające wejście do groty. Czuły nos łatwo wyczuł stęchliznę i pewien nieokreślony przezeń odór. Jakby zimny podmuch wiał z krypty, co uczyniło ją jeszcze bardziej upiorną. Ale czy białogrzywy się bał? To raczej zajęcie już nie dla niego. W życiu przeszedł aż nazbyt dużo, by teraz odczuwać strach. Wystarczy, że porówna obie sytuacje – teraźniejszą i tą z przeszłości. Reese spuścił nieco łeb, zamykając ślepia. Te okrutne obrazy, tamtego dnia, męczyły go ostatnim razem coraz częściej. Strach z dzieciństwa powrócił, strasząc już z resztą dorosłego Czarnego. Przez chwilę po policzku lwa dało się dopatrzyć jakby mały kryształek, spływający po jego policzku. To była łza, tak rzadko spotykana u dorosłych. A jednak, on nie zapomniał jak to jest. Jeszcze przez chwilę się wahał nad decyzją. Jeszcze przez chwilę wspominał swoją ukochaną Akirę. Jeszcze tylko przez chwilkę… Wreszcie zrobił krok do przodu; na jego połyskujące futro wstąpiły pajęczyny, klejąc je. Chłodny powiew owiał samotnika, wywołując lekki dreszcz na jego ciele. Nie wzruszony postąpił jeszcze kilka kroków w głąb domu. Możliwie byłą to dla niego zguba, a może na odwrót, zbawienie? Tego nie wiedział nawet stwórca tegoż świata…

Dullahan

I owszem wszystko tu było martwe, ale czy martwych nie trzeba było się bać? Owszem, trup w normalnych warunkach jest mało ruchliwą istotą. Ale teraz w tych dniach świat żywych i martwych zaczął się przeplatać, granica miedzy życiem a śmiercią została zatarta na tyle by umarli znów powrócili do "życia".

Cmentarną ciszę przerwał trzask kości i jakieś odleglejsze jęczenie, może był to tylko wiatr?
Nim oczy Reese przyzwyczaiły się do ciemności panującej w krypcie rozświetlił ją dyniowy lampion ustawiony na uchylonym grobowcu, ktokolwiek tu spoczywał, chyba wybrał się na spacerek.

Reese ma wybór podejść i bliżej zbadać lampion, lub opuścić to miejsce w którym niewątpliwie można wyczuć jeszcze czyjąś obecność.

Reese

Odejść? Nie, to by było za proste. Nie to, że białogrzywy poszukuje zaczepek i wyzwań. Po prostu potrzebuje czegoś spróbować. Kiedy szmaragdowe ślepia ujrzały rozpalający się lampion wpierw rozwarły się szerzej. Zdumienie, a zarazem ciekawość zawładnęły samcem. Cóż to było? I czy było się czego bać? Niemniej szybko przeszło mu główkowanie nad zjawiskiem. Teraz należało przejść do praktyki. Pewnym krokiem Czarny zbliżył się do dyni, zacząwszy go oglądać. Nie mając wyczucia, kiedy trzeba się ulotnić, kiedy zostać, nie ruszył się z miejsca słysząc wycia i jakby złamaną gałąź? Kości zostały rzucone.

Dullahan

- Długo jeszcze będziesz tak patrzył na mnie jak na małpę w klatce? Bez żadnego dobry wieczór? Wchodzimy do czyjegoś domu jak do siebie, ładnie to tak? Hm?- Uszu Reese dobiegł baryton dobywający się z kierunku w który spoglądał, ale kto do diaska wypowiedział owe słowa?
Nim lew mógł dobrze się nad tym zastanowić tuż za nim zmaterializowała się bezgłowa postać, lew którego sierść w tym mroku i nikłym pomarańczowym świetle wydawała się brązowa. Łapa truposza powędrowała na bark białogrzywego, teraz już za późno na oddalenie się bez odpowiedzi na pytanie z eteru.

Reese

Lew nie był ani zaskoczony, ani wystraszony. Uśmiechnął się tylko szeroko, po czym wyprostowawszy się odwrócił łeb ku upiorowi.
- Ach, wybacz mi tę zniewagę. Już się bałem, że nikogo nie zastanę. – mruknął śmiejąc się cicho, jakby Dullahan był jego starym znajomym. Dlaczego się zachował się tak, a nie inaczej nie wiem nawet ja, wszechmogący, wszechwiedzący, wszechwidzący itd. itp. narrator. Co za ironia losu. Wracając do sytuacji – Białogrzywy przypatrywał się bezgłowemu, nie jakoś ciekawsko, a ot, po prostu.
- Tak więc witaj. – odrzekł, nie przestając się szczerzyć. Zielone oczy zabłysły nieco w ciemności, o dziwo, cieniem radości.

Dullahan

Gdyby Dullahan miał łeb.. a właśnie.
Cisze w krypcie przerwał śmiech, ale nie dobiegał on ze strony w którą spoglądał Reese, dziwne prawda?
Bezgłowa postać puściła ramie lwa i przeszła obok niego kierując się do grobu na który spoczywała szkaradna dyniowa latarnia.
Lew pochwycił ją i postawił na karku zasłaniając wystająca kość i resztkę mięśnia, do którego ongiś zapewne była przymocowana głowa Dullahana.
Z otworu który imitował usta wysunął się zielony język przypominający rozdwojone pnącze.
- Znacznie lepiej.- Odparł kierując oba rozpalone oczyska na lwa.
- Więc co sprowadza cię do tego przeklętego miejsca?

Reese

Lew uśmiechnął się jeszcze bardziej do potwora, a jego oczy niemal upiornie zabłysły w świetle dyni. Ze spokojem patrzył, jak towarzysz wziął warzywo w łapy i założył sobie, w ramach łba.
- Wiesz, że wyprzystojniałeś? – mruknął, po czym szczerząc kły oblizał sobie mordkę. Zachowywał się poniekąd jak nie on, może naprawdę to miejsce zmienia osoby? Z pewnością czarny nie jest już taki milutki i niewinny, jaki bym zanim znalazł się w ogrodzie.
- Ach, czy ja wiem? Stęskniłem się za tobą upiorrku. – odpowiedział zadziornym tonem na pytanie skąd tu się wziął. Nie wiem, co mu się stało, ale osobiście nie jestem pewna, czy nie bałabym się tak rozmawiać z potworem, wiedząc, że w każdej chwili może mi coś zrobić. Lwa nagle naszła ochota na postraszenie dzieciaczków. Ależ one by piszczały ze strachu. Mhm, muzyka dla uszu.

Dullahan

- Nie sądzę aby ta dynia dodawała mi wdzięku, wręcz przeciwnie. Wszakże o to tu chodzi, to moja kara. Kara za pychę. To miejsce i jej mieszkańcy, wszyscy jesteśmy przeklęci. A kto wie może i ty wkrótce podzielisz nasz los. Utkniesz tu na zawsze, głodny, bez snu i poczucia czasu.- Reese nie musiał niczego traktować z jakąkolwiek powagą, przecież nie dzielił losu przeklętych, a duchy nie są w stanie nikogo skrzywdzić. są niematerialne!
Ale nie dziś, nie teraz gdy ogród wyrwał się na te kilka dni z świata śmierci.
- Żywi nie doceniają życia, dopóki go nie utracą. - Dullahan złożył łapy w domek podpierając łokcie na swym grobowcu niczym dyrektor w swym upiornym gabinecie.

Z sufitu krypty zwisało kilka okurzonych pajęczyn, w które wplatały się nieostrożne owady, z większości ostały się puste szkielety, odessane, wydmuszki.
Wielki czarny i włochaty pająk opuścił się na nici wprost na pysk Resse kąsając go w nos.
Duch zarechotał. Będzie z tego ładny bąbel, o pieczeniu już nie wspominając.
- Skoro już tu jesteś i raczej nie masz wyboru, będziesz musiał spełnić moje trzy prośby.

Reese

- Osobiście wolałbym podróżować, tak, by wystraszyć większą ilość osób. No bo pomyśl – po jakimś czasie zrozumieli by, że miejsce to jest przeklęte i nie ruszyli by tu tyłków. A tak to jakaś rozrywka. – zaśmiał się chrapliwie. Poniekąd miał rację; po co siedzieć n miejscu, skoro można większą liczbę dusz wyłapać podróżując? Tak, to by było zadanie. Boys and girls of every age. Wouldn't you like to see something strange? Come with us and you will see. This, our town of Halloween. Czarnofutry na chwilę umilkł, słuchając dalszej wypowiedzi potwora. Z każdym jego słowem bardziej się ciekawił. Po ostatnich słowach Dullahana samiec spojrzał na niego podejrzliwie.
- Co więc proponujesz? – zapytał bez ogródek, bo przecież nawet jakby zadał pytanie mniej precyzyjnie, upiór i tak by się domyślił, co mu po łbie chodziło. Długi ogon wycierał podłogę, nie mając lepszego zajęcia. Zielone oczy co raz pobłyskiwały złowrogo w ciemności, czekając cierpliwe na odpowiedź bezgłowego kompana.

Dullahan

- Widzisz, mylisz się. To miejsce i wszyscy do niego przykuci nie podróżują sobie ku swej uciesze. Pozwól że pokrótce ci wyjaśnię, co spotkało wielkiego szamana za zbyt wielką pewność siebie.- Zaśmiał się gromko. Tak jego los był aż nadto zabawny.
- Otóż igrał on z magią która nie pochodzi stąd. Wielka i potężną magią pochodzącą zza ogromnej wody. Wszystko to by dla jego stado, któremu służył aby urosło w siłę i było wielkie po kres świata. Niestety, bajka chociaż piękna, miała słabe zakończenie. Szaman zamiast ochraniać stado, sprzedał je pradawnym duchom, płacąc za to swą głową i duszami pobratymców.- Mina Dullachana zrzedła, czysta głupota? A może nazbyt wielka pewność siebie? Którymkolwiek ów szaman się wykazał, Mroczny Ogród pojawił się w tym roku dając pewne szanse na złamanie fatum.
- No ale dobrze przejdźmy do sedna, by naprawić błędy z przeszłości będę potrzebował 3 przedmiotów. Po pierwsze Klucza. Znajdziesz go nieopodal bagienka na zachód stąd. Wiesz poszedł bym sam, ale nie mogę wyjść z tego grobowca.- Tak, pierwsze zadanie dla Reese.

Temat dla ciebie pojawi się w Subforum za chwilę, dostaniesz na PW info.

Reese

Lew nie odpowiadał, a tylko skinął głową. Chciał więc uwolnić się od tego przeklętego miejsca? Nie ma problemu. Pomoże mu, choćby oznaczało to zwykłe i bezinteresowne podanie łapy. Możliwie sam się kiedyś znajdzie w podobnej sytuacji.. Kto wie, może wtedy zostanie mu odpłacone? Nie ważne, teraz miał ciekawsze rzeczy do robienia, niż użalanie się i rozmyślanie. Zrozumiawszy przekaz zręcznym skokiem wybył z domku, przed nim bowiem jeszcze dużo do roboty.

z.t.

Nizar

Zainteresowany gęstą mgłą i zmieniającym się stopniowo, w miarę wgłębienia się w teren otoczeniem lew, znalazł się tutaj całkiem niespodziewanie. Z lekkim zafascynowaniem skradał się wśród rozkopanych grobów i pękniętych nagrobków, uważając by nie stanąć przypadkiem na jakąś kość, czy tym podobne ścierwo. Widząc przed sobą schronienie złożone ze wielkich, gładkich, opartych o siebie skał, ściągnął pytająco brwi i przystanął, wdychając powoli powietrze nosem i stanowczo je z powrotem wypuszczając. Nie wyczuł niczego innego poza stęchlizną i zapachem mokrej ziemi, które towarzyszyły mu od momentu wkroczenia na tereny cmentarzu. Wzruszając barkami podszedł powoli do wejścia i klapnął zadem przy nim, jakby czekając czy ktoś stamtąd wyjdzie, czy też nie. Ale byłoby ciekawie.

Dullahan

Pajęczyny zasłaniające wejście do krypty niczym srebrne kotary rozsunęły się niespodziewanie.
Gest ten jasno mówił "wejdź". Z wnętrza powiało chłodem, nieprzenikniona ciemność spowijała wszystko.
Czy Nizar znajdzie w sobie dość odwagi by zajrzeć do grobowca?

Nizar

Żadnego lwa ani nawet inne zwierzęcia się nie doczekał widząc, że pajęczyny w tajemniczy sposób się rozsuwają, prychnął z uśmiechem na pysku. Ciekawe. Może przynajmniej nie będzie mu się już nudzić i ktoś w środku zaspokoi jego ciekawość. Hipotetycznie oczywiście, bo zielonooki nadal nie miał pojęcia, czy ktokolwiek tam jednak jest. Chłodne powietrze potarmosiło jego nastoletni zarost, potrząsnął grzywką na łbie, chcąc ją tylko poprawić by nie przesłaniała i nie utrudniała mu widoku, po czym powoli wszedł do grobowca, stąpając ostrożnie lecz lustrując ściany z zainteresowaniem. Było tu ciemno więc na razie nie widział za dużo. A z resztą... Na zewnątrz też nie widział za wiele przez tą mgłę. Czy to, aż tak wielka różnica?
Stron: 1 2