Król Lew PBF

Pełna wersja: Dżungla - wyprawa po medykamenty
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Stron: 1 2
Dość bogato porośnięta dżungla z małym strumieniem. Winna obfitować w mnogość roślin, które sprawne oko może spokojnie wychwycić.
Potrzebował nieco spokoju i wyciszenia się, więc urządził sobie mały spacer docierając aż do dżungli. A skoro już tutaj był to miał zamiar poszukać jakiś interesujących roślin. Przydadzą się zapewne jak zawsze, no i też jak los będzie łaskawy to też zrobi coś z tymi zadrapaniami które zostawiła świnka.
Tak więc twoje łapy poniosły cię w stronę dżungli, gdzie mogłeś spozierać na niecodzienne kwiaty, owoce i liście. Opisz co widzisz, może razem znajdziemy coś przydatnego.
Dżunga - wielka, piękna i niebezpieczna. Zewsząd rosną lianami, paprociami, trawami i wieloma, naprawdę wieloma gatunkami roślin. Nie wspominając już o samych kwiatach których nie dało się zliczyć. Prędzej było by, gdybym miał napisać czego tutaj nie ma, jednak i stu procentowej pewności nie będę miał, że tego nie znajdę. No co innego jeżeli powiem, że nie ma tutaj kwiatów paproci mimo iż tych samych jest tak wiele, że co chwilę Anubis musiał ugniatać sobie drogę przez owe roslinki. Ba nawet mógłby się założyć, że takowych tutaj nie ma. On skupił się jednak na konkretnej roślinie której zamierzał zebrać jak najwięcej. Szukał krzewu z małymi białymi kwiatkami ze branymi w grona, dużymi dłoniastymi liśćmi obsypanymi czarnymi kuleczkami, owocami tej rośliny. Po drodze zebrał trochę liści catalpy, starannie przebierając w nich by wziąć te największe. Posłużą mu później do przetrzymywania medykamentów, do momentu aż nie zdobędzie jakiejś większej skóry zwierzęcia.
Na razie jednak piaskowy puszek, nie zauważył wypatrywanej rośliny. Cały czas brnął w nieznane otoczony przeróżną florą, czasem zahaczając futrem o coś kolczastego. Po około 2 godzinach takiego marszu natrafił na małe rozwidlenie. Jakby trakt wewnątrz dżungli wydeptany przez liczne zwierzęta. Mógł przejść nim kawałek albo przeciąć go zagłębiając się dalej w busz.
Podróż dłużyła się w nieskończoność i nic nie znalazł rośliny której szukał. Był jednak spokojny i nie denerwował się z tego powodu. W końcu i tak nie miał nic lepszego do roboty. Doszedł do skrzyżowania i po krótkim namyśle ruszył dalej przed siebie, w busz. Nic nie ma za darmo, trzeba się trochę poświęcić. - Pomyślał wchodząc głębiej w dżunglę. Zapewne wróci cały podrapany przez kolczaste rośliny, ale warto dla rośliny której szuka.
Wielki i przepiękny Mistrz Gry z lampką czerwonego wina pochodzącego z Bułgarii, lepi kolejne zwrotki smutnego zielonego opowiadania.

Tam gdzie Anubis przeszedł trakt trafiwszy do jeszcze gęstszej dżungli, pozostały tylko odciski jego łap. Brnąc dalej i dalej, ocierając się o kolejne kolczaste krzaki i po dwakroć o mało nie przewracając się o wystające, wijące się jak węże, poskręcane wystające korzenie drzew. Kiedy powoli przestawał dostrzegać sens w dalszej wędrówce, kiedy światełko wiary zaczęło przygasać. Wtedy to dostrzegł swoje kwiaty. Wymarzone i upragnione jak otulające ramiona ukochanej. Był jednak mały problem, jak zawsze, przecież bajki nigdy tak szybko i szczęśliwie się nie kończą. Kwiaty rosły za ponad 2 metrową na szerokość, wyrwą ciągnąca się aż po kres wzroku. Ryzykownym było ją przeskakiwać, tym bardziej, że dno skrywał sekretny cień. Może gdzieś wędrowiec odszuka przewalone drzewo, na obraz mostu?
Powoli już spisywał swoją podróż na straty, jako zmarnowanie czasu, którego i tak miał cholernie dużo, jednak byłby zmarnowany gdyby nie dostrzegł tego światełka na samym końcu tego kilku godzinnego marszu, w dodatku te korzenie, przez które się podbijał. Dostrzegł dwie rośliny, ale... No tak zawsze musi być jakieś ale, tym razem była to przepaść dzieląca go od zdobyczy. Nie miał zamiaru przez nią skakać. Od czasów PZ stracił nieco swoją formę i przybyło mu nieco ciałka. Teraz natomiast o wiele łatwiej będzie mu powalić jakieś drzewo niż to przeskoczyć.
Tak więc przechadzał się wzdłuż owej "lini" dzielącej go od mety i poszukiwał jakiegoś przewalonego już drzewa, albo innego, które rosło na krawędzi, tak by napierając na nie swoim ciałem zrobić z niego most.
Nie minęło dużo czasu, kiedy syn pustyni zobaczył ów chybotliwe drzewo na krawędzi życia. Było ono osadzone tuż przy przepaści z większością korzeniu na zewnątrz gruntu. Powinno być łatwo je przewalić.
Na szczęście przynajmniej tego drzewa nie musiał długo szukać. Podszedł do niego i przyjrzał się mu uważnie. Widząc wystające korzenie położył obie łapy na drzewie i napierał na roślinę z całej siły wbijając pazury w ziemię i ugniatając ją łapami chcąc jeszcze bardziej skuteczniej je powalić.
Nie trwało to długo, kiedy drzewo ustąpiło. Jednak lew musiał się szybko wycofać do tyłu bo toporna roślina zwaliła się w dół, tak że korona ładnie wychodziła na drugi brzeg, jednak przód opadł i zaklinował się jakiś metr niżej.
Odskoczył od drzewa pozwalając by te się już dalej samo przewróciło. Przyglądał się przez chwilę jak to się zaklinowało po drugiej stronie. Położył dwie łapy na prowizorycznym moście naciskając nimi na drzewo, by sprawdzić, czy kładka jest stabilna. Powoli wszedł na nią wyciągając pazury i wbijając je w drzewo, by łapy mu się nie ześlizgnęły z kłody. Pod koniec niczym sprężyna wybił się do góry chcąc wylądować po drugiej stronie.
Tak, mięśnie przywodzące i odwodzące, podołały wraz z mięśniami ramion i naramiennymi zadaniu przemieszczenia twojego ośrodka ciężkości bliżej głowy. Dzięki temu mogłeś z łatwością pokonać ową odległość i przedostać się na drugą stronę. Teraz tylko musiałeś jakoś przedrzeć się przez ostre chaszcze po lewej i sprawa wydawałaby się załatwiona.
No proszę jednak moja zręczność nie jest w tak fatalnym stanie jak mi się to mogło wydawać. Jednakże jeszcze wiele, wiele pracy mam przed sobą, by znów posiąść młodzieńczy refleks, jaki miałem za czasów PZ. Spojrzałem za siebie i odchodząc od przepaści usiadłem na chwilę. Spojrzałem na mój brzuch i wystawiłem kły w krzywym uśmiechu. Przybrałem nieco ciała i to dość sporo. Nie było ostatnio chwili by z kimś potrenować, więc stąd ten brzuszek.
Odpoczął przez chwilę i ruszył dalej przez kolczaste rośliny idąc powoli i uważając gdzie się stawia łapy, by ograniczyć podrapanie się do minimum.
Libido ci spadło i tyle ...młodzieńcza sprawność odeszła, a na jej miejsce pojawił się piwny bojler.

Jednak gracja z jaką stawiałeś dalsze kroki nie zanikła co pozwoliło ci bez większego uszczerbku dostać się do swoich roślinek.
Stron: 1 2