16-05-2017, 12:36
Cicho, w cieniu rzucanym przez jedną ze ścian kanionu, kroczyła ostrożnie Em. Czujnie nasłuchiwała wszelakich odgłosów, jakie mogłyby świadczyć, iż ktoś za nią podąża. Bądź co bądź lwica wykradała się z terenów stada i nie chciała by ktokolwiek z tej tak hucznie zwanej "rodziny" o tym wiedział. Zielonooka miała plany, ambicje i intencje, które stanowczo nie spodobałyby się tej bandzie miłujących się kretynów. Dlatego też potrzebne do zaplanowanych przez nią czynów zioła musiała zbierać w ścisłym sekrecie. Idąc tak nerwowo poruszając uszami i śledząc każdy cień szybujących po niebie ptaków, grzywiasta samica usłyszała odgłosy niesione przez echo.
Stuk stuk
Stanęła i w bezruchu nasłuchując zaniepokojona zastanawiała się co mogło być źródłem ów dźwięków. Z pewnością nie tak brzmiałby nadciągający drapieżnik, czyżby zatem roślinożerca? Sam, jeden na terenie lwiego stada? Bo grupa kopytnych robiłaby zdecydowanie więcej hałasu. Smukła lwica ruszyła cicho przed siebie, w stronę stukania. Wyłoniwszy się zza zakrętu dostrzegła dziwnego stwora, takiego jeszcze nie widziała. I od razu ta istota nie przypadła Em do gustu. Mało kto przypadał, jednak z tym jegomościem było coś bardzo nie tak. Dziwne tatuaże i przodkowie wiedzą z jakich powodów nosi te kości na łbie. Zielone oczy studiowały uważnie obcego kiedy lwica zbliżała się do niego, jednak zachowując bezpieczny dystans, ocierając się wręcz bokiem o ścianę kanionu. A im bliżej była tym więcej widziała. Po co mu ta torba? Znachor, medyk, truciciel, szaman, zbieracz, dziwak? Zbyt wiele opcji by jednoznacznie stwierdzić bez wdawania się w rozmowę, na to zaś lwica nie miała ochoty. Chciała tylko przejść obok tej istoty i dalej kierować się w stronę wulkanu i bagien, gdzie miała nadzieję znaleźć potrzebne jej trutki. Jednak w swej paranoi nie zignorował roślinożercy, tylko przyglądała mu się bacznie jakby w każdej chwili miał przypuścić atak. A ona była gotowa uskoczyć i pobiec pędem przed siebie.
Stuk stuk
Stanęła i w bezruchu nasłuchując zaniepokojona zastanawiała się co mogło być źródłem ów dźwięków. Z pewnością nie tak brzmiałby nadciągający drapieżnik, czyżby zatem roślinożerca? Sam, jeden na terenie lwiego stada? Bo grupa kopytnych robiłaby zdecydowanie więcej hałasu. Smukła lwica ruszyła cicho przed siebie, w stronę stukania. Wyłoniwszy się zza zakrętu dostrzegła dziwnego stwora, takiego jeszcze nie widziała. I od razu ta istota nie przypadła Em do gustu. Mało kto przypadał, jednak z tym jegomościem było coś bardzo nie tak. Dziwne tatuaże i przodkowie wiedzą z jakich powodów nosi te kości na łbie. Zielone oczy studiowały uważnie obcego kiedy lwica zbliżała się do niego, jednak zachowując bezpieczny dystans, ocierając się wręcz bokiem o ścianę kanionu. A im bliżej była tym więcej widziała. Po co mu ta torba? Znachor, medyk, truciciel, szaman, zbieracz, dziwak? Zbyt wiele opcji by jednoznacznie stwierdzić bez wdawania się w rozmowę, na to zaś lwica nie miała ochoty. Chciała tylko przejść obok tej istoty i dalej kierować się w stronę wulkanu i bagien, gdzie miała nadzieję znaleźć potrzebne jej trutki. Jednak w swej paranoi nie zignorował roślinożercy, tylko przyglądała mu się bacznie jakby w każdej chwili miał przypuścić atak. A ona była gotowa uskoczyć i pobiec pędem przed siebie.