Król Lew PBF
Rzeka - Wersja do druku

+- Król Lew PBF (//pbf.krollew.pl)
+-- Dział: Tereny wolne (//pbf.krollew.pl/forumdisplay.php?fid=65)
+--- Dział: Lwia Ziemia (//pbf.krollew.pl/forumdisplay.php?fid=181)
+---- Dział: Słoneczna Rzeka (//pbf.krollew.pl/forumdisplay.php?fid=37)
+---- Wątek: Rzeka (/showthread.php?tid=143)



RE: Rzeka - Derion - 01-05-2014

Derion zamarł w bezruchu. Powoli wyszczerzone w uśmiechu zęby chowały się pod wargami, uszy wędrowały do tyłu, ślepia powiększały. Z mętliku w głowie nie dało się wyłowić żadnych sensownych myśli, do głosu dochodziły najgłębiej skrywane obawy i pół biedy, gdyby delikatnie sugerowały to, co właśnie się stało. Nie. Kocie, zostałeś uwiązany - brzmiał osąd, za którym poszedł kopniak jednej z obaw. A za nim kolejne i kolejne, wzbudzające jedynie złość wobec pytającego wyrazu pyszczka Mani. Szok, w którym znalazł się Derion po usłyszeniu pytania lwicy znalazł odzwierciedlenie w zawieszeniu wzroku w próżni i lekko otwartej paszczy.
- Jak to kiedy wrócę? - wysyczał w końcu, obnażając mimowolnie prawy kieł z równoczesnym zmrużeniem ślepi. Chociaż oba te gesty miały niezaprzeczalnie agresywny wydźwięk, ton głosu Deriona wyrażał tylko i wyłącznie niepomierne zdziwienie. - O co chodzi? Co cię tak dziwi? Co do jasnej cholery, słońce? - wycedził przez zaciśnięte zębiska i zacisnął na moment oczy, by powstrzymać się przed wylaniem na Manię treści swojej frustracji i podjąć wypowiedź z udawanym spokojem. - Przecież proponuję tylko rozdzielenie się, hm? Nic strasznego. Ja pójdę w tę, ty pójdziesz w tamtą stronę. Podwoimy szanse na znalezienie tutaj kogokolwiek - uśmiech.
Ogon ciął powietrze niespokojnie. Oczy zaczepione w złotych ślepkach Mani natarczywie trzymały lwicę. Nie było tam miejsca na sprzeciw.


RE: Rzeka - Manuela - 01-05-2014

Z rosnącym niepokojem w oczach obserwowała zmiany zachodzące w czarnogrzywym lwisku. Skuliła uszy, jeszcze bardziej niczego nie rozumiejąc i ze zbiegłymi na środku czoła brwiami otworzyła lekko pyszczek ze zdumienia. Coś się nagle wywróciło. Coś w niej i coś pomiędzy nimi. Serce mimowolnie zaczęło bić szybciej i to wcale nie z przypływu gorących uczuć, jakie żywiła do Deriona. Jasny ogon chodził nerwowo w różne strony tuż nad ziemią, a łapy zrobiły się bardzo miękkie. Nie znała go takiego. Nie miała pojęcia, co ukrywał przed nią przez ten cały czas, gdy byli razem. I choć w pełni mu zaufała, nie zostawiając sobie skrawka wątpliwości, to teraz poczuła, jak owo zaufanie boleśnie kłuje w serce.
Nieruchome złote oczy, zawieszone w szafirkach, w jednej chwili utraciły całą swą gromadkę wesołych ogników, które napełniały je blaskiem. Zawód. Po raz pierwszy w życiu.
Po raz pierwszy w życiu …
…Mania przekonała się, co znaczy to słowo. Było to bardzo nieprzyjemne i dotkliwe doświadczenie, które w tej chwili wyryło się na zawsze w jej sercu.
Spuściła zmęczony samym patrzeniem wzrok, wbijając go w ziemię.
Myślałam…-zaczęła śmiało, ale odwagi starczyło jej tylko na to jedno słowo, by potem zamilknąć i zatrzymać resztę słów na końcu języka. Gdyby Derion nie był tym, kim był dla niej, pewnie poddając się mętlikowi i zupełnej dezorientacji oddaliłaby się, rzucając tylko słowo pożegnania i być może parę obejrzeń za siebie. Nieudana próba uszczęśliwienia. I tyle.
Niczego jednak nie rozumiała, a emocje, które tajfunem kotłowały się w jej wnętrzu w końcu nie wytrzymały.
Zamierzasz w ogóle wrócić?-Wypaliła w jednej chwili, lecz jej głos nie był zabarwiony agresją, a jedynie cichą rozpaczą. Stety bądź nie, Mania kierowała się w życiu przede wszystkim sercem, a ono rozpaczliwie wołało. A w głowie tylko szum.


RE: Rzeka - Derion - 01-05-2014

Jeśli poprzednim razem Derion znieruchomiał, tym razem skamieniał. Był tylko prostym samcem, nie czytał pomiędzy wierszami. Reagował. Nie przypuszczał, że za zdziwieniem Mani nie stało oburzenie, a strach. Jego zakuty łepek nie wziął pod uwagę faktu, że to ON coraz dotkliwiej odczuwał na sobie wagę podjętej decyzji, podczas gdy Mania kwitła każdego dnia i nie przyjmowała do wiadomości faktu, że ktoś obok może gromadzić w sobie coraz większe ilości dyskomfortów. Tych mniejszych i tych większych; dyskomfortów spowodowanych kolosalną zmianą, która dotknęła derionowe jestestwo.
Momentalnie wybałuszył oczy, jego łapy zmiękły. Powoli pokręcił głową w jedną, w drugą stronę, poruszając szczęką, ale nie dobywając z siebie głosu. Zaraz jednak przełamał przerażenie i w jednym susie znalazł się u stóp Mani. Tak, u stóp. Na brzuchu, rozstawiając obie przednie łapki po obu stronach lwicy i zadzierając łeb w próbie złapania jej rozedrganego spojrzenia. Nieszczęście malujące się na jego pysku wespół z roztrzęsionym głosem, płytkim oddechem i oczyma biegającymi niespokojnie po pyszczku ukochanej mogły skruszyć niejedno serce.
- Mania, mania, mania, co ty, skarbie, co ty mówisz? Kochanie, ja nigdzie nie odchodzę, nie w tym sensie, Maniu, ja tylko chciałem spotkać się z moim przyjacielem, słoneczko, tylko go zobaczyć i nie zapominać o tobie, nie zapominać o Laji, ale szukać jej ciągle, bo może jest teraz gdzieś dalej?
Wielkie, szafirowe ślepia lśniły niepokojąco mocno, a zablokowane poczuciem winy ciało odmawiało posłuszeństwa i kazało lwu pozostać w tej przepraszająco-błagalnej pozie.
- Kochanie moje, przepraszam cię, nie chciałem, naprawdę, nie wiem, co we mnie wstąpiło, myślałem, że jesteś na mnie zła o to, że chcę na chwilę odejść, nie odejść, nie tak, jak myślisz, że odejść, po prostu skoczyć na kilka dni, pogadać, to myślałem, że jest całkiem zwyczajne i nie przypuszczałem, że to ci się nie spodoba.
Niepotrzebnym było dodawanie całej masy racjonalnych argumentów, które stały za rozłąką. To, że Mania mogła zbliżyć się do innych Lwioziemców, to, że na terenie Świtu nie zostałaby dobrze przyjęta podobnie jak Derion na Lwiej Ziemi (przynajmniej w jego odczuciu), to, że wzrastała szansa odnalezienia poszukiwanych członków rodziny Mani... Wiadomo, że po stronie Deriona sprawa rozbijała się o zupełnie inną kwestię; o chęć zaczerpnięcia oddechu, chwilowe oderwanie się od ukochanej i podzielenie się wszystkim, co go ostatnio spotkało z kimkolwiek, kto rozumowałby podobnie. Z kumplem. Z kimś, kto przeszedł już przez podobne, z kimś, kogo mógłby się zapytać o tak wiele rzeczy...
Wpatrywał się w nią z otwartym pyskiem i niezmienionym wyrazem pyska, niecierpliwie oczekując reakcji.


RE: Rzeka - Manuela - 01-05-2014

W pierwszej chwili przestraszyła się, tak, przestraszyła, bo po tym, co właśnie przeżyła, niczego już w kwestii Deriona nie była pewna. Ugięła łapy, gotowa w każdej chwili odskoczyć, cokolwiek, odruch powiązany z niejasnym przekazem, niezrozumieniem. Ale zaraz zorientowała się w położeniu czarnej grzywy i spojrzała w dół wytrzeszczając oczy. Serce nadal mocno biło i pojęcie o tym, co się dzieje, wciąż wędrowało gdzieś daleko stąd, by w miarę upływu czasu zagościć znów w progach maniowego umysłu.
Z uchylonym pyszczkiem i oczyma obleczonymi blaskiem, który w jednej chwili powrócił, oddychając głęboko wpatrywała się w rozpłaszczonego na ziemi lwa. Dużego, dorosłego lwa, który leżał teraz w pozie pełnej pokory przed nią, młodziutką, małą, wstrząśniętą lwicą.
Słuchała go z drgającym sercem i cichnącym szumem do tej pory wypełniającym uszy. Teraz zastępowały je cisza i wielka miłość, to, co Manuela odczuwała za każdym razem, gdy widziała istotę cierpiącą w jakikolwiek sposób. A to, że istota cierpiąca była w tym przypadku bardzo bliska jej sercu, toteż wszystko spłynęło na nią z podwójną siłą.
Wciąż była roztrzęsiona, bo jednak nie da się w tak krótkim czasie całkowicie wymazać emocji chwili, która ledwo co minęła. Na jej pyszczek wstąpił wyraz współczucia, gdy zrozumiała w końcu, że szafirowooki nie wypowiedział tych wszystkich trudnych do przyjęcia słów, zdając sobie do końca z tego sprawę. Nieporozumienia wynikły zarówno z jej, jak i jego zachowania, błędnie odbieranych, doprowadzając do takiego właśnie stanu rzeczy.
Przemknęło jej przez myśl, jak bardzo się różnią, a cały czas miała w pamięci tamte słowa, tamten wyraz jego pyszczka, tak odmienny i bezwzględny. Gdzieś na zawsze zapisze się w jej myślach, jako przeciwstawność, jako dowód na to, że świat nie zawsze jest piękny. Choć to był najprawdopodobniej tylko początek zawodów i przerażeń miodowej lwicy.
Derionie, ja nie wiem, jak to jest…- Powiedziała, zabarwiając słowa przepraszającą nutą, jednak nabrały one ton bardziej wyjaśniający. – Twoje życie tak bardzo różni się od mojego, że nie jestem w stanie przewidzieć, co ty masz akurat na myśli. Myślę, że w twoim odczuciu, ze mną jest podobnie…
Schyliła się, uginając łapy i wyrównując poziom swoich smutno zabarwionych oczu z szafirowymi ślepkami, spojrzała w nie głęboko. Uśmiechnęła się łagodnie.
Nie rozumiałam, Derionie. Zaskoczyłeś mnie. Zupełnie nie wiedziałam, co się dzieje, dlaczego… dlaczego chcesz mnie zostawić. - Westchnęła cicho. Samo sedno się nie zmieniło, czarnogrzywy chciał odejść, sam, ale teraz lwica na spokojnie mogła przemyśleć wszystkie argumenty za i przeciw, choć nie zmieniało to faktu, że nie chciała się rozdzielać. Była jednak pewna, że co do jednego się nie myliła- Derion chciał odpocząć od niej. Może nie w taki sposób, w jaki ona początkowo zrozumiała, ale potrzebował samotności, co w jego przypadku, po tak wielu wspólnie spędzonych dniach, było reakcją naturalną. I dopiero teraz Mania mogła to pojąć.
Jeśli musisz… jeśli chcesz…Dobrze.- Spuściła ślepka w dół.


RE: Rzeka - Derion - 01-05-2014

Powtarzał w myślach każde wypowiadane przez Manię słowo. Był już jej, znowu, zapiął się na smycz, przeciwko której zawarczał ledwie kilka minut wcześniej. Oczywiście, że Mania nie miała podstaw by sądzić, że jego niedokończony i spacyfikowany bunt dotyczył niechęci do bycia przez kogokolwiek zdominowanym. Że był wierzchołkiem góry lodowej, która swój początek miała gdzieś bardzo głęboko w derionowym sercu. Na próżno byłoby teraz analizować, szukać przyczyn, czy usprawiedliwień. Fakt pozostawał faktem - zduszony nieustanną obecnością drugiej osoby przez ostatnie kilka tygodni, Derion wylał odrobinę z tej czary goryczy na niczego niespodziewającą się i Bogu ducha winną Manię. I zdawał sobie z tego sprawę. Właśnie teraz. Więc jeśli ktoś miał zakończyć jego skamlenie, to na pewno tym kimś nie był zdrowy rozsądek.
- Wiem, ja wiem, przepraszam cię, nazbierało mi się, aaa... - jęknął i uciekł od złotych ślepek, opuszczając pysk i zatrzaskując słowa za kłapnięciem zębisk.
Znowu coś zazgrzytało. Złość, cokolwiek. Coś, co wrzeszczało, że Mania nic nie rozumie i nawet nie próbuje zrozumieć, że nie potrafi zobaczyć, nie potrafi wyczuć, że myśli tylko o sobie.
W ciętej ripoście wobec tak strasznego oskarżenia zza rogu umysłu wyskakiwało poczucie winy, z góry na dół negujące słuszność wcześniejszych przypuszczeń. Wobec niego Derion nie potrafił pozostać obojętnym. Myśl o tym, że wymaga od Mani czegoś niewykonalnego uderzyła w niego gromem. I chociaż żadna ze stron nie miała stuprocentowej racji, ta druga była zdecydowanym faworytem tej tragicznej wewnętrznej kłótni.
Lwisko wycofało się odrobinę, włożyło pysk między łapy i przyłożyło nochal do ziemi. Z góry Mania dostrzec mogła, jak boki potężnego lwa uniosły się powoli i zaraz potem opadły.
- Nigdzie już nie idę, nie martw się - doszedł stłumiony głos.


RE: Rzeka - Manuela - 01-05-2014

Przypomniała sobie, jak to było na początku. Mówił jej, że nie wie, czy potrafi, że się boi, że nie wie, w co się pakuje. A ona zapewniała go, że będzie dobrze, że ona mu pomoże i razem dadzą radę. A teraz okazywało się, że Mania nie jest złotym środkiem i ani jej rady ani uśmiechy, nic nie zastąpi samotnikowi tego, co miał albo czego nie miał, a jednak tak bardzo mu tego brakuje. Samotność i brak. Właśnie brak innych. Dla stworzeń takich jak Mania zrozumienie tej tęsknoty graniczyło z cudem. Mogła być jej świadoma, ale nigdy nie dowie się na własnej skórze, co to znaczy. A przecież sama stwierdziła parę tygodni temu, że Derion nie może być szczęśliwy, jeśli tak naprawdę nie jest. A znaczyło to tyle, że powinien dzielić się z Manią swoimi nieszczęściami i wszystkim, co je powoduje.
Dochodząc do jednoznacznego wniosku z tak rozbudowanych rozmyślań, lwica nie miała już żadnych wątpliwości. Faktycznie było tego za dużo dla praktykującego, paroletniego samotnika, zbyt wiele i zbyt szybko, wszystko naraz, a nadmiar przytłacza. Zdała sobie sprawę z tego, jak bardzo szafirooki się dla niej poświęcał. Aż do tej pory nie wynikła pomiędzy nimi żadna konfrontacja, żaden sprzeciw z jego strony, nic… To rzeczywiście było wszystko, bo Derion porzucił dla niej całe swoje dawne życie, wszystko, co było z nim związane. Tylko dla niej.
Oszołomiona takimi wnioskami, które sama sobie wysnuła, wytrzeszczyła znów oczy, spoglądając w kłaki czarnego włosia.
Musisz iść- Powiedziała znienacka, wlepiając wzrok w derionowy pyszczek. Aż sama zdziwiła się tak stanowczym tonem własnego głosu. Choć serce z jednej strony krzyczało, że to bzdura, to z drugiej strony chciało szczęścia tego bliskiego mu samotnika bardziej, niż czegokolwiek innego w tej chwili. Dlatego też piaskowa lwica podeszła do lwa i trącając go nosem powtórzyła;
Musisz iść. Wstawaj. Jakoś przeżyję bez ciebie te parę… ten czas.
Zdobyła się na uśmiech, uciszając sprzeciwiające się serducho pozytywnymi myślami o szczęściu. I wspominając własne słowa. I ten uśmiech po chwili był już nawet szczery.


RE: Rzeka - Derion - 01-05-2014

W zasadzie nie wiedział, co odpowiedzieć, co zrobić, co postanowić i co uznać za słuszne. Jakoś doszedł do porozumienia z wypowiedzianą na głos myślą, kiedy w odpowiedzi usłyszał odmowę. I chociaż było to dla niego dużym zaskoczeniem, przyjął ją w pewnym sensie bez sprzeciwu. Było to coś, co chciał usłyszeć, ale co musiało zostać wypowiedziane z odpowiednią siłą, by odniosło pożądany skutek. Tymczasem wstyd z powodu wcześniejszej reakcji zdawał się być zbyt mocny, by zmusić skamieniałe lwisko do otwarcia paszczy i wypowiedzenia czegokolwiek. Chcąc jednak, ostatkiem woli, zachować pozór emocjonalnego zdrowia, Derion wyciągnął nos spomiędzy łap i zwiesił łeb nisko nad ziemią. Wyprostował się po chwili bezmyślnego zamyślenia z postanowieniem zerknięcia w złote oczy. Na próżno. Póki co bezpieczniej było w neutralnej przestrzeni horyzontu.
- Ja nie chcę odejść - powiedział, sylabizując w celu dobitniejszego przekazu, po czym z nieznanych mu przyczyn rozpogodził się nieco. Podjął myśl zdobywając się uprzednio na spojrzenie na pyszczek lwicy, nadal jednak zachowując skamlący ton tłumaczącego się z przewinienia lwiątka: - Chciałem tylko odwiedzić Kahawiana, mówiłem ci o nim... Jest zastępcą przywódcy, więc to mnie wypada się do niego pofatygować, nie odwrotnie, pewnie ma wiele na głowie. Tylko o to chodzi. Nie o większe prawdopodobieństwo znalezienia Laji, przepraszam, zamotałem, strasznie, chciałem żeby wyszło inaczej, ale właśnie... tego... się obawiałem. Nie wiem, czy rozumiesz, że mogę chcieć... pogadać... z nim... jak facet z facetem?
Nie, to nie był ten moment, w którym Derion zorientował się, że wije się u stóp Mani prosząc o przyzwolenie na spotkanie z przyjacielem. Nie. Wątpmy, czy taki moment nastąpi...
Tymczasem uśmiechnął się przepraszająco, jakby właśnie przyznał się do kradzieży łupin orzecha mandrylowi i nawet przez myśl mu nie przeszło, by spojrzeć na siebie z boku i przywołać to szamoczące się z własną godnością lwisko do porządku.


RE: Rzeka - Manuela - 02-05-2014

Przyglądała mu się z przymrużeniem jednej powieki, prawostronnym uśmiechem i coraz większym rozbawieniem. W pewnym momencie musiała zdusić śmiech, który ni z tego z ni owego przybrał w jej paszczy, przeradzając parsknięcie w chrząknięcie. Nie do końca tak ciche, jak chciała. Nawet słowa, w których zdradził się prawdziwy zamiar czarnogrzywego, przy tym ukazując kłamstwo, jakim wcześniej Mania została „obdarzona”, nie spowodował zmiany jej nastroju. Mogło jej się zrobić tylko trochę przykro, ale mimo wszystko nie zasmuciło jej to tak bardzo, jak mogło. W każdym razie po mlecznej mordce nie było widać innych emocji, oprócz tych pozytywnych.
Natychmiast po nie do końca udanej próbie stłumienia śmiechu, postanowiła jakoś zatrzeć niekorzystny efekt, mając nadzieję, że Derion nie zwrócił nań uwagi.
Oczywiście, że rozumiem.-Powiedziała od razu, spoglądając na lwa wesołymi oczyma.- Myślisz, że my tak nie mamy? Nie myśl, ze wszystko Ci mówię.- Mówiąc my, miała oczywiście na myśli płeć żeńską. Roześmiała się serdecznie, nie mogąc już dłużej się powstrzymywać. Prawdę mówiąc mało było rzeczy, o których Mania nie byłaby w stanie powiedzieć Derionowi. Ale jakieś tam by się znalazły…
Uśmiechnęła się w końcu szeroko i przekręciła łebek nieco na bok.
To co? No weź, nie gniewam się już- Ton głosu i znowu śmiech, mające dać do zrozumienia, że żółtooka ani przez chwile zła nie była.


RE: Rzeka - Derion - 03-05-2014

Oczywiście, że słowa Mani pokrzepiły Deriona. To nie był jeszcze ten moment, w którym lew miał zorientować się, że nie powinien - nawet w najszczerszej próbie udobruchania ukochanej osoby - upokarzać swoją męskość tak bardzo. Póki co, póki wszystko można było zrzucić na karb pierwszego zakochania zdawało się to być niewinnym wykroczeniem przeciwko poczuciu własnej wartości. Uchodziło. Lecz z całą pewnością sytuacje, w których ego tak wielkiego egocentryka, jakim był Derion, zniżało się do poziomu błagającej o litość hieny, nie mogły powtarzać się zbyt często. Nie, jeśli lwisko miało pozostać Mani wierne. Nie, jeśli miało być dla niej ostoją. Nie, jeśli miało pielęgnować Manię przy własnym wzroście duchowym i jeśli ich związek miał być budowany na zdrowej opoce.
W tej sytuacji bunt, który co chwila błyskał w skłonnej do dominacji duszy Deriona był z całą zawziętością tłumiony. Został wzięty za sprzeniewierzenie się przysiędze wierności. A to nie było zdrowe. Było bardzo szkodliwe. Śmiech Mani tylko utwierdzał pobocznego obserwatora w przekonaniu, że lwica nie zdawała sobie sprawy, jak wiele znaczy dla samca bycie poniżej jej łepka i błaganie o pozwolenie na chwilę oddechu. Nawet Derion to czuł. Nie było mu do śmiechu. Czuł się podle. Czuł się upokorzony. I to chciał w sobie zdusić. Na próżno.
Nie zareagował entuzjazmem na jej słowa. Zastrzygł lewym uchem w stronę dochodzącego doń głosu, jego mordka przybrała bardzo poważny wyraz, zupełnie tak, jakby ogrom poniżenia okleił jego pysk twardą maską, przez którą przebicie się było niemożliwym.
Ostatnie słowa tylko potwierdziły przypuszczenia - to on zawalił. On musiał prosić o przebaczenie i na niego trzeba było przestać się gniewać.
Zabawiła się nim. Wykpiła go. Śmiała się. Tryskała radością. Chyba w ogóle nie była zła przez ten cały czas, kiedy on łasił się jak karcone lwiątko, prawda? Chciała dać do zrozumienia i zrozumiał. Bardzo dobrze zrozumiał.
Wstał. Zblazowana mina została zastąpiona wymuszonym uśmiechem.
- Tak - zdołał powiedzieć, odwracając głowę w bok i zawieszając spojrzenie na rzece. - Na pewno? Dasz sobie radę? - padały przełamujące wewnętrzną niemoc pytania. Jeszcze chwila i dojdzie do siebie.


RE: Rzeka - Manuela - 03-05-2014

Prawda, nie miała pojęcia, co dzieje się teraz w głowie czarnogrzywego. Przestała się śmiać, widząc jego nietęgą minę i starała się zrozumieć, o co chodzi. Cóż ona poradzi na to, że ma w głowie ten czasem tak uciążliwy, durny pryzmat i że tak mało wie o prawdziwym życiu? Nawet nie mogła tego zmienić, bo nie zdawała sobie z tego sprawy. Zaraz zaczęła myśleć, że nie powinna była się śmiać, może to Deriona w jakiś sposób uraziło, choć dla niej wydawało się to lekką abstrakcją, bo przecież śmiejąc się wcale nie zamierzała nikogo zranić. Przyglądała mu się niewiele z tego wszystkiego rozumiejąc, a odpowiadając na pytanie uśmiechnęła się lekko, robiąc przepraszająco- nierozumiejącą minę.
Jeszcze do niedawna musiałam sobie radzić bez ciebie - Co prawda wtedy cię jeszcze nie znałam, a teraz wszystko się zmieniło, będzie trudniej, ale dam radę.
Przecież nie będzie cię niewiadomo ile… W końcu za mną zatęsknisz, co?- Podeszła do niego, przykładając nos pod jego pyszczek i spoglądając w szafirowe ślepka.


RE: Rzeka - Derion - 03-05-2014

Jego rysy złagodniały, z płuc uszło na chwilę zatrzymane tam powietrze, zmarszczki wygładziły się. Niewiele analizował, po prostu czuł się źle i wiedział, dlaczego. Jednak emocjonalna burza ma to do siebie, że ustępuje miejsca przejmującej ciszy. I tak też się stało; mieszanina obojętności i smutku (z naciskiem na to pierwsze) przejęła władanie nad Derionem. Ale słowa Mani pomogły. Gest tym bardziej. Szafirowooki ze spokojem i nikłym uśmiechem na pysku odwzajemnił ruch ze strony lwicy; schylił głowę i otarł o jej policzek swoim, robiąc kilka malutkich kroczków w przód. Wycofał łepek i stwierdził, ze spokojem zaglądając w złote oczy:
- Będę tęsknił jak tylko się odwrócę.
Coś ścisnęło jego podbrzusze, wywołując ciągle powściągany uśmiech i delikatnie sugerując prawdziwość wypowiedzianego stwierdzenia. Zaraz z pyska lwa doszły do uszu Mani kolejne słowa, i choć ciągle stłumione wewnętrznym dyskomfortem, to zawierające w sobie już zdecydowanie większą dawkę poprzedniego nastroju:
- Wiesz, że nie chodzi tylko o mnie, to ma naprawdę dużo sensu. Rozumiesz, że nie wypada mi włazić pomiędzy Lwioziemców od tak, co? Jeszcze nie teraz, naprawdę. A to oni mogą nam dać to, czego potrzebujesz, mogą pomóc, zwłaszcza Mako. Obiecaj mi, że znajdziesz kogoś miłego i uprzejmego za góra dwa dni, hm? Że nie będziesz dreptać tu samej?


RE: Rzeka - Manuela - 03-05-2014

Uśmiechnęła się. Tak, rozumiała. Skoro tak uważał, w porządku, niech już idzie, bo zaraz zmieni zdanie. Choć i tak już nic by to nie pomogło, ale z każdą chwilą będzie jej się coraz trudniej rozstać.
Oczywiście, chyba nie sądzisz, że wytrzymam sama dłużej niż parę godzin?-Powiedziała, starając się przy tym roześmiać, ale coś jej nie wyszło, coś zdławiło w gardle. Nabrała do płuc tyle powietrza, ile zdołała. Spokojnie, to nic takiego, przecież wróci, to nie pierwszy raz, gdy musi ruszyć samotnie w dalszą drogę… Zaraz, zaraz, samotnie? Do tej pory w słowniku dotyczącym jej postaci nie istniało takie słowo. Przecież nigdy nie była samotna. Albo raczej nigdy wcześniej tego nie odczuła. Nie, na pewno nie będzie tak źle!
Pocieszając się tak w duchu wlepiała rozjarzone oczka w czarną grzywę, a ogon zdradzał zaburzenie jej wewnętrznego spokoju.
No idź już.- Powiedziała cicho zdławionym głosem, ratując wszystko uśmiechem, czując, jakby jej własne sumienie dało kopniaka w zadek i kazało się ogarnąć.
I wracaj szybko.


RE: Rzeka - Derion - 03-05-2014

Złożył na nosku Manueli lwi pocałunek i najprawdopodobniej przechodząc przez te same meandry wątpliwości, po których poruszała się właśnie Mania, pozwolił sobie na coś, co jeszcze kilka sekund temu do głowy by mu nawet nie zapukało. I w ciągu chwil krótszych niż czas trwania jednego drgnienia motylich skrzydeł starał się przeanalizować cokolwiek, wyszło i tak z odruchu, z nagłego porywu, któremu nie mógł się oprzeć... nie wycofał pyska, a podobnie, jak chwilę temu, przejechał jego bokiem po delikatnym policzku Mani. Uniósł jedną łapę i położył ją na grzbiecie lwicy tuż za łopatkami, docisnął, drugą w tym samym czasie podcinając tylko jedną z jej łapek, dobrze wiedząc, że pozostawiwszy drugą wolną, da pole do manewru odruchowej reakcji amortyzującej mający nastać upadek. Mania po prostu ją zegnie i wyląduje na ziemi miękko, w zasadzie ugnie się pod nim, a nie wywróci. Wylądował więc nachylony nad lwicą, z przednimi łapami ugiętymi, rozstawionymi po obu jej stronach i nosem przyłożonym do szyi. W zasadzie lwica nie powinna poczuć, co się stało, a zorientować w położeniu po fakcie. Taki był zamiar.
- Mmm... i jakby padało... - zaczął mruczeć do jej ucha, powoli wypowiadając słowa, przymykając oczy i ani trochę nie starając się uspokoić buzującego w nim pożądania - to nie śpij na deszczu... bo się pochorujesz.
Obdarzył jej podgardle delikatnym muśnięciem języka i obniżył się jeszcze odrobinę, uginając również tylne łapy, stykając się pierś w pierś z Manią.
- A gdyby z kolei nie padało - kontynuował równie leniwie, a nawet bardziej, odrywając pychol od ukochanego futerka i przenosząc spojrzenie na oczka lwicy - to rób sobie częste przerwy... odpoczywaj w cieniu... nie możesz się przeforsować.
Jeszcze ciut niżej. Jedno delikatne trącenie nosem Mani za uchem i okraszony pokazaniem kłów szept:
- Kocham cię.
I poszedł.

[ Dodano: 2014-05-03, 00:55 ]
zet te


RE: Rzeka - Manuela - 03-05-2014

Wyszło, jak miało wyjść. W pierwszej chwili nie wiedziała, co się dzieje. Zorientowała się dopiero jak już leżała, że … leży. A Derion jest nad nią. Blisko.
Nie miała żadnych szans.
Otworzyła szeroko oczy, zdumiona i zniewolona, w pewnym momencie zmuszona niewidzialną, nieznaną jej siłą delikatnie je zamknąć. Burza uczuć, jaka nagle w nią wstąpiła, zamieszała w głowie, odrzuciła wszystko, co w tej chwili zbędne, czyli… wszystko. Serce biło jak oszalałe, kończyny odmówiły posłuszeństwa, podbrzusze spięte całą tą nawałnicą emocji kazało wstrzymać oddech. Słowa Deriona docierały do niej jakby zza światów, a ona sama nie była w stanie w tej chwili pojąć ich znaczenia. Fala dreszczy, za każdym razem, gdy stopniowo się zniżał. Zimnych i gorących, przebiegających od czubka głowy aż po ogon. Otworzyła płonące niemal oczy, spojrzała w szafirki. W ogóle nie docierało do niej, co mówił, ale nie było to teraz ważne i bynajmniej się tym nie przejmowała.
Dreszcz. Otworzyła pyszczek, ale nic się z niego nie wydobyło.

A potem po prostu poszedł.

Leżała w niezmienionej pozycji, nie odzyskawszy jeszcze kontroli nad sobą, nie ogarniając umysłem ni niczym innym, co się stało. Do oszalałego z takiej miłości serca, jakiej Mania jeszcze nie zaznała, zaczęło docierać, że oto nie zazna takich uczuć odtąd już długo, nie wiadomo kiedy, że sprawca właśnie uciekł. To było dla piaskowej lwicy zbyt wiele, by zrozumieć, jak wstrząs, jak piorun, nie wiadomo skąd się biorą, a poszkodowany nie wie od razu, co zaszło. Spadło na nią lawiną i przytłoczyło.
Ale trzeba będzie w końcu dojść do siebie.
W końcu podparła się łapą i wciąż leżąc, podążyła wzrokiem za domniemanym kierunkiem, w którym podążył czarnogrzywy, zabierając ze sobą połowę uczuć Manueli, jakie doń żywiła. Połowę serca. Połowę wszystkiego, co miała. O ile nie więcej.
Chyba nie powinien był tego robić. Żółtooka natychmiast, jak już trochę się otrząsnęła, wstała, poczuła bolesny uścisk we wnętrzu. Po raz pierwszy poczuła, że nie da rady.

Nie wiedziała, ile tak stała, gdy w końcu postanowiła się ruszyć. Wciąż jakby w lekkim otumanieniu, wolno stawiając łapy, nie mogąc myśleć o niczym innym, ruszyła przed siebie nie wiedząc nawet, dokąd idzie.

/zt/


RE: Rzeka - Venety - 29-05-2014

Ciepło, ciepło. Właściwie to idealnie, to jeszcze nie był okres wyschniętych traw, pękającej ziemi - i równie popękanych poduszek u łap -, braku zwierzyny i gorącej, mętnej wody, której nie da się pić. Zdecydowanie susza była czymś okropnym - ale skoro nie nadeszła, to tylko powód do radości! Tak właśnie pomyślała Venety, która bezwstydnie wparadowała do wody po brzuch, uśmiechnięta, wesoło machając ogonem. Ugasiła pragnienie dwoma łykami, po czym rozejrzała się na boki, roześmiana, jakby bojąc się, że ktoś ją podejrzy. A niech tam, niech patrzą, każdemu należy się odrobina beztroski. Przekręciła łeb, spoglądając na swe spojrzenie, jakby w nim szukając czegoś. Widząc dwie fioletowe iskierki, drgające radośnie na powierzchni wody, zachętę do czynu, wzięła szybki wdech, po czym zanurzyła głowę pod wodą, równie szybko ją wynurzając, prychając i śmiejąc się radośnie. Kropelki spływały zewsząd, z uszu, z wąsów, z grzywki. Potrząsnęła głową, wytrząsając większość z futra. Oj tak, zdecydowanie tego jej było trzeba. To było tak przyjemnie... Chłodne.