Król Lew PBF
Rzeka - Wersja do druku

+- Król Lew PBF (//pbf.krollew.pl)
+-- Dział: Tereny wolne (//pbf.krollew.pl/forumdisplay.php?fid=65)
+--- Dział: Lwia Ziemia (//pbf.krollew.pl/forumdisplay.php?fid=181)
+---- Dział: Słoneczna Rzeka (//pbf.krollew.pl/forumdisplay.php?fid=37)
+---- Wątek: Rzeka (/showthread.php?tid=143)



RE: Rzeka - Tabia - 29-05-2014

Bursztynowookie lwisko o złocistej sierści dreptało brzegiem rzeki sadząc króciutkie, sprężyste kroczki. Z zawiniętym nad grzbietem ogonem, łepkiem wyciągniętym wysoko w górze i uszami postawionymi na sztorc wyglądało na prawdziwie uradowane życiem, porą dnia, temperaturą powietrza i ilością obłoków na niebie. Dołożywszy do tego promienny uśmiech od ucha do ucha nie można było oprzeć się wrażeniu, że właściciel brązowego ogona z białym pędzelkiem przyszedł siać na ziemi pokój, zarażać entuzjazmem, ofiarowywać swoim rozmówcom potrzebną im uwagę, troskę i zrozumienie. Ten dzień nie odbiegał od normy.
Luk wypatrzył sylwetkę fioletowookiej lwicy jeszcze zanim ta dała nura w wodę. Kojarzył ją, kojarzył te czarne łapki i grzywkę, dokładnie taką samą, jaką nosiła Królowa. Spotkał Venety w Grocie Medyków jakiś czas temu, lecz nie zamienił z nią ani słowa z racji tłoku, jaki panował wówczas w tym mało przyjaznym, ciemnym, pachnącym lekami miejscu. Zorientowawszy się, że nadarzyła się wyśmienita okazja, by nadrobić zaległości, już i tak mocno naprężony entuzjazmem grzbiet spiął jeszcze mocniej, by przyspieszyć kroku i znaleźć się przy fioletowookiej jak najprędzej.
Zatrzymał się w miejscu, z którego przed chwilą wskoczyła do wody Venety i krzyknął w jej stronę radośnie, na poczekaniu nazywając ją pierwszym lepszym określeniem, jakie przyszło mu do łebka:
- Deme, pływaku! Nie za zimna ta woda?
Przykucnął i sięgnął łapą do drżącej złotem odbijanego słońca powierzchni i dotknął jej dwoma paluchami.
- Brr... - prychnął, cofając łapę. Dodał radośnie: - Jestem Luk, mieliśmy okazję... tak mi się wydaje... widzieć się w grocie... Jesteś tutaj z kimś może? - niekryjące zainteresowania odpowiedzią pytanie. Bo Luk się z niczym nie krył.
Dwie białe plamki nad jego oczami uniosły się wysoko, wyrażając zainteresowanie tym, co mogło ewentualnie znajdować się pod powierzchnią wody. Bursztynowe ślepia poczęły ślizgać się wokół Venety w poszukiwaniu mającego się zaraz wynurzyć domniemanego towarzysza lwicy.


RE: Rzeka - Venety - 30-05-2014

Drgnęła, gdy tylko usłyszała tuż obok siebie głos. Przez swą zabawę w wodzie straciła koncentrację na otoczeniu, choć i tak zwykle ona była znikoma. Jeśli tylko chciała, była bardzo uważnym i bystrym obserwatorem, ale chwile te były rzadkością, krótkie przebłyski w ogólnej nieuwadze i swobodzie. Ten moment zdecydowanie nie należał do tych króciutkich zajawek, krótko mówiąc, dała się zaskoczyć. Obróciła głowę, spostrzegając złotogrzywego. Uśmiechnęła się szeroko, słysząc powitanie stada.
- Nieeee, skądże. Trzeba korzystać, póki jeszcze jest przyjemna - wyszczerzyła się, błyskając białymi zębami. Na wzmiankę o rzekomym towarzyszu zareagowała śmiechem. Rozejrzała się dokładnie, poszukując rzekomych towarzyszy. - Żadnych tu nie widzę - po czym ruszyła do przodu, i to był błąd. Bo okazało się, że towarzysze są. Tuż przed nią zaniepokojona ryba wyskoczyła ponad wodę, momentalnie zwracając uwagę lwicy. Z jej gardła wydobył się pomruk zachwytu. Taka ryba! Duża! Cofnęła się o krok, po czym... Plusk! Łapy ugrzęzły w miękkim dnie, a sekundę później Venety upadła w wodę, zanurzając się całkowicie. Ej, nie. To nie tak miało wyjść! Zaszamotała się w szoku, nie wiedząc dokładnie, co się dzieje. Wynurzyła się szybko na powierzchnię, krztusząc się przez chwilę. I o ile zamierzone zanurzenie było fajne, tak taka wpadka zupełnie nie. Wyglądała teraz niczym zmokła kura, zupełnie komicznie. Otrzepała się i potrząsnęła łbem, czując, jak woda nieprzyjemnie z niej spływa. Nie, nie, to absolutnie nie miało wyjść tak. Zerknęła na Luka, po czym widząc jego zdziwione spojrzenie, uśmiechnęła się nieco chmurnie - Nic mi nie jest! - po czym wstała, otrzepała i ruszyła do brzegu, potrząsając łapami za każdym krokiem.
- Zmieniam zdanie. Ta woda jest za mokra... - mruknęła, po czym otrzepała się jeszcze raz, ostatecznie docierając na brzeg. Spojrzała na piasek, ale na samą myśl o piasku przylegającym do jej sierści skrzywiła się i usiadła w płyciutkiej wodzie - Miło mi, Luk. Jestem Venety - po czym skłoniła się, przez co mokra grzywka opadła jej na oczy, zakrywając widok. Westchnęła, po czym dmuchnęła, pozbywając się jej nadmiaru z powiek - Być może, gdy ostatnim razem tam byłam, był bardzo duży tłok i straciłam rachubę - przyznała się, uśmiechając nieco niewinnie, spoglądając na Luka, próbując przypomnieć sobie, czy widziała go w tłumie lwów w grocie.


RE: Rzeka - Tabia - 31-05-2014

Nabrał powietrza w chęci odpowiedzi, kiedy lwica zniknęła pod wodą zaraz po tym, jak to samo uczyniła wielka, błyszcząca ryba. Umknął mu moment, w którym Venety stoczyła nie do końca udaną walkę ze swoją niedoszłą ofiarą mimo tego, że przez cały czas z szeroko otwartymi oczami obserwował jej poczynania. Dlatego faktycznie, gdy fioletowe oczy rozwarły się i napotkały przed sobą pysk Luka jedyną malującą się na nim emocją było zdziwienie. I stan ten nie ulegał zmianie przez cały czas, w którym Venety poszukiwała sobie miejsca w międzyczasie dzieląc się z bursztynowookim jakże przyjemnymi dla jego uszu grzecznościami.
- Oh, ależ nie ma sprawy! Trudno było tam na kimkolwiek skupić uwagę - poparł jej słowa i zerknął w dół, na dobrze widoczne pod czyściutką wodą dno. Było płytko. Więc postawił jeden, drugi, trzeci krok, poczuł przyjemne łaskotanie drobin piasku pomiędzy palcami i zimno bez pardonu przenikające pod skórę, znalazł się obok lwicy.
- Oooo... zimna! - otrząsnął się z dziecięcym, jemu charakterystycznym, zachwytem.
Minął Venety. Zanurzał się coraz głębiej i głębiej, aż w końcu ponad powierzchnię wystawał tylko czubek jego łba i nos, po prawdzie uniesiony tuż nad taflą, co powodowało powstawanie na niej przy każdym wydechu nowych bąbelków powietrza. Przepłynął kawałek i zawrócił, z trudem utrzymując na równych łapach ciężar namokłego ciała i obciążonej wodą grzywy. Westchnął zachwycony. Przyjemny chłód rozlał się po jego ciele w momencie, gdy położył się obok fioletowookiej. W wodzie. Płytkiej. Więc nawet łapy miał nie do końca zanurzone.
- To był dobry pomysł! - postanowił podkreślić. - U-u-u-upał jest c-c-c-coraz mocniejszy. M-m-m-m-mam nadzieję, że z-z-zwierzyna nie odejdzie.
Oburzył się na siebie. Nie miał nad tym kontroli. Nagle fioletowooka okazała się być za blisko, okazała się być lwicą, przed którymi zawsze odczuwał niedającą się okiełznać krępację. I zmarszczył się, bardzo, nie chciał tego, nie zgadzał się ze swoją podświadomą reakcją, czuł się przecież swobodnie w obecności Venety, chciał ją bliżej poznać i wypaść dobrze jako nowy nabytek Lwiej Ziemi, okazać się przyjemnym towarzyszem na popołudnie. Więc ciągnął. Krótko, bo im krócej tym w obecnym stanie lepiej. I co prawda bardziej skupiając się na poprawnej wymowie niż na samych wypowiadanych słowach, ale jednak:
- J-j-j-jak długo jesteś l-l-l-lwio...
Potrząsnął łebkiem.
- ...l-l-l-l-lwio...
Jeszcze raz, tym razem z zaciśnięciem oczu.
- ...lwioziemką?


RE: Rzeka - Venety - 31-05-2014

Spojrzała nieco zdziwiona na Luka, obserwując jego poczynania. Ej, czyżby ona naprawdę tak strasznie wyglądała, że trzeba na jej widok uciekać. W sumie, trochę prawdy w tym było, z pewnością w tej chwili nie była chodzącą pięknością, no chyba, że jej karykaturą. Zaśmiała się pod nosem na tę myśl. Venety, chodząca antypiękność, która właśnie przed chwilą zaplątała sobie wszystkie łapy i jakże pięknie runęła do wody. Idealny przydomek. Dopiero po chwili zrozumiała, co lew zamierzał zrobić, gdy położył się niedaleko niej, cały mokry. Na widok jego grzywy parsknęła krótkim, urywanym śmiechem. Wiedziała, że to nie było zbyt grzeczne, ale najwidoczniej nie tylko lwicom było totalnie nie do twarzy z toną wody, lejącą się z ciebie, czego efekt właśnie widziała przed sobą. Dość opłakany, ale jakże wesoły widok. Przechyliła nieco głowę, aby ukryć uśmiech. To przecież było niegrzeczne, tak śmiać się z kogoś, kogo nawet nie zna. Nie, nie, nieładnie, Venety, skup się i przestań się uśmiechać, głupiutka. Sama teraz lepiej nie wyglądasz. Westchnęła, po czym zatrzepotała nieco uchem, słysząc słowa samca. Coś się jednak jej nie spodobało, przekręciła łeb, zerkając na Luka już bez głupkowatego uśmiechu.
- Najwidoczniej woda była za zimna, szczękasz zębami - rzuciła, słuchając jednak uważnie swego rozmówcy. Zmarszczyła nieco nos w odpowiedzi na jego pytanie. Jak długo była lwioziemką? - Powiedziałabym, że od zawsze, ale to nie jest do końca prawda. Urodziłam się daleko poza ziemiami tego stada, moja mama należała do Lwiej Ziemi, fakt, była siostrą króla. Ale nie od zawsze była członkinią stada. Ba, kiedyś nawet spiskowała przeciwko nim. I chyba nigdy nie czuła się nią do końca, odeszła daleko, daleko, na stare lata urodziła mnie i moje siostry - i tu zatrzymała się na chwilę, uśmiechając się do swoich wspomnień. Wciąż była w nich małą lwiczką, najsłabszą z rodzeństwa, tuż obok Vei i Vinity, które wtedy były nawet zupełnie radosne, za czasów, gdy wszystkie bawiły się tak, jak każde normalne lwie rodzeństwo. To śmierć matki sprawiła, że Vei stała się o wiele bardziej cyniczna i sceptyczna niż zwykle, a Vinity ironizowała - Była cudowna. Ciepła, kochana. Jak prawdziwa matka. Ale była już starą lwicą, wiedząc, że zbliża się jej koniec kazała nam wyruszyć i szukać jej stada, jej Lwiej Ziemi. Nie wiem, czy to przypadek, czy zrządzenie losu sprawiło, że Vasanti i Vinity, moje siostry, znalazły grupkę z tego stada, razem z nimi odszukały przyszłego króla Lwiej Ziemi. Ja jedynie jakiś czas później trafiłam tutaj za nimi. Chyba pozostało mi coś z matki poza oczami, należę do Lwiej Ziemi już kawałek czasu, ciężki mi nawet określić, a mimo to ciągle gdzieś wędruję. A jak to było u ciebie, hm?


RE: Rzeka - Tabia - 01-06-2014

Stropił się nieco, słysząc uwagę Venety. Może i lepiej, że odebrała to w ten sposób, może i było w tym ziarnko prawdy, może uspokoi się i odzyska dech, podejmie się odpowiedzi bez zająknięcia.
Słuchał uważnie, strzygąc uchem w stronę rozmówczyni w momencie, gdy dowiedział się, że ma do czynienia z siostrą Królowej. Miał wielki szacunek dla autorytetów, toteż fioletowooka stanęła przed jego oczami w świetle, w którym wcześniej na nią nie spoglądał. Nie wartościował innych, nie hieratyzował swoich znajomości i śmiało można założyć, że nigdy nie musiałby się wstydzić za czyny popełnione w obecności kogoś, o czyjej wysokiej pozycji nie miał pojęcia, jednak wobec wysoko postawionych odczuwał głęboki respekt i szacunek, za którymi to odczuciami szła gotowość do nawet sprzecznych ze sobą zadań. Tak. Ale wracając do rozmowy...
- Ze mną? - zaczął nieśmiało, wciskając łapy w piaszczyste dno. - Ja i mój brat, Gordon, zostaliśmy przepędzeni przez nowych władców naszego dawnego stada. Błąkaliśmy się to tu, to tam, aż w końcu postanowiliśmy się rozdzielić. Znalazłem Felkę... albo to raczej Felka znalazła mnie - uśmiechnął się na wspomnienie lwicy - i przyłączyłem do Lwioziemców. Jakiś czas temu. Nie przypuszczałem, że gdziekolwiek poczuję się tak dobrze. Że poczuję się jak... jak... w domu.
Bursztynowe ślepka zabłysnęły dziecięcą szczerością, z której Lukowi nie było nigdy dane wyrosnąć. Lwisko pociągnęło nosem cichutko, skrępowane towarzystwem przychylnej mu Venety i faktem, że może podzielić się z nią podobnym wyznaniem. Dla niego dużym, dla słuchacza zapewne błahym.
- To bezpieczne miejsce. Spokojne. Ciche. Nic nie mąci tego spokoju, wszystko jest ze sobą w doskonałej harmonii - zdobył się na podzielenie z fioletowooką spostrzeżeniami, które pałętały się po jego łebku odkąd zaczął wędrować po Lwiej Ziemi jako jej sługa. - Musimy o nie dbać, prawda? Kiedy patrzę na inne lwy - zadarł głowę i zerknął nieśmiało w oczy towarzyszki - to cieszę się ich spokojem, beztroską, radością. To naprawdę idylliczna ziemia. Tak nie było zawsze, prawda? - poważył się bardziej na twierdzenie, niż pytanie, wspominając słowa Venety o jej matce-zdrajczyni.
Przed burzą jest najciszej - dotychczas głośno świergoczące ptaki milkną, zebry zbijają się w ciasne gromady, chcąc chronić młode. Drapieżnik, o którym wszyscy zdążyli już zapomnieć idzie od zawietrznej, pozostając niezauważonym.
Odwrócił pysk i zapatrzył się na dygoczący w upale horyzont. Spokój, który wlała w niego Venety spowodował ciche, błogie westchnięcie. Nie przypuszczał, że uda mu się pozbyć tremy - smoka, który pętał go w najmniej oczekiwanych momentach.


RE: Rzeka - Venety - 07-06-2014

Uśmiechnęła się ciepło, słuchając słów Luka. Miło było słuchać, że lwisko znalazło swój nowy dom po tym, gdy zostało wypędzone, od matki, rodzeństwa, wszystkiego, co znał. Wiedziała, że to nieuniknione, lwy po prostu tak postępują. Każde stado. Nikt nie tolerował rosnącego pod własnym bokiem rywala i potencjalnego przyszłego przywódcę. Nie rozumiała do końca, dlaczego. Tak się po prostu nie dało. Nawet Lwia Ziemia, tak tolerancyjne stado słabo podobał się pomysł dużej liczebności samców, w sumie większość napotkanych członków stada to były lwice. Przypadek? Pokiwała głową, słuchając słów płynących spokojnie.
- Tak, to naprawdę cudowne miejsce. Cieszę się, że znalazłeś tu dom. Ciężko bez rodziny znaleźć sobie swoje własne miejsce. Nie wiem, co bym zrobiła, gdyby nie siostry - odparła szczerze, machając leniwie ogonem - O wszystko, co jest nasze, należy dbać. To chyba logiczne. Dlaczego miałoby być inaczej?


RE: Rzeka - Tabia - 07-06-2014

- Też tak myślę - zgodził się od razu i bez zastanowienia. - O to wszystko trzeba dbać, stado to jest prawdziwy skarb.
Sposępniał nieco, spuścił łepetynę i wpatrzył się we własne łapy z wyrazem strapienia na mordce. W ten piękny dzień zamiast dbać o wspomniane przez Venety "wszystko", on najzwyczajniej w świecie oddawał się błogiemu relaksowi. Fakt faktem - nie dostał od Mako w momencie przyjęcia w szeregi Lwioziemców żadnego konkretnego zadania, lecz od początku czuł, że bycie członkiem stada wiąże się z ogromem odpowiedzialności, której póki co, ku jego zdziwieniu, nikt nie oczekiwał. Dano mu przyzwolenie pasożytowania na tej pięknej ziemi w zamian nie oczekując niczego. Luk nie był oportunistą. Marszczył czoło na myśl o tym, że mógłby zawalić i zostać wyrzuconym, bał się tego, że źle zrozumiał polecenie Mako o zachowaniu "w granicach zdrowego rozsądku", że to co robi jest niewystarczające i mogłoby zawieść tych, którzy pokładają w nim nadzieję. Ale kto to był i czego oczekiwał... tego stropione Luczysko nie wiedziało.
- M-m-myślisz, że c-c-co moglibyśmy teraz z-z-zrobić? - zapytał nieśmiało. - Gdzie może być teraz cała reszta? M-m-może ktoś potrzebuje pomocy?
Wlepił wybałuszone oczy w fioletowe ślepka rozmówczyni. Mrugnął.


RE: Rzeka - Venety - 15-06-2014

Dość połowicznie słuchała słów samca, skupiła się raczej na obserwowaniu kręgów na wodzie. Pac ogonem delikatnie o wodę, i jest, kolejny krąg! I jeszcze raz, i jeszcze. To było nawet całkiem przyjemne, choć może odrobinę niegrzeczne. Skrzywiła pysk, jakby przed chwilą rozgryzła cytrynę na myśl o tym, po czym potulnie skupiła swą uwagę na Luku, w sam raz, aby wyłapać drżenie w jego głosie. Przekrzywiła delikatnie głowę, oceniając go, jeszcze nie przywykł do chłodnej wody? Ona nie zwracała już na nią uwagę, przyzwyczaiła się do tej temperatury. I to mogło zdziwić samca, bo w którymś momencie intensywniej mu się przyjrzała, po czym uśmiechnęła się z zadowoleniem.
- A więc to dlatego - cmoknęła językiem, zadowolona ze swoich spostrzeżeń. Nich dziwnego, że było mu zimno, to przecież ta... Grzywa. Cała mokra, przylegała do jego ciała i skutecznie chłodziła, może aż za bardzo. Na dalsze słowa Luka pokręciła nieco łbem. Co powinni robić? To chyba oczywiste, odpoczywać. Rozwalić się w wodzie lub też na słońcu. W sumie, to drugie byłoby lepsze, trochę by obeschli, a może i to choć trochę sprawiłoby, że tamtemu nie będzie zimno. Bo przecież to dlatego szczęka zębami, nieprawdaż? A co do pomocy innych. Przeciągnęła się leniwie, wstając, po czym najzwyczajniej w świecie cofnęła się, tylko po to, by delikatnie się rozpędzić i dać susa... Przeskakując nad niczego niespodziewającym się lwem i przy okazji rozchlapując wszędzie wodę. Ups, może to nie był zbyt dobry pomysł. Niemniej, nie nad tym zastanawiała się lwica, która właśnie wdrapywała się na kłodę osiadłą na mieliźnie. Pazurami zaczepiła o korę, rozglądając się czujnie we wszystkich kierunkach - Wiesz, ja tu nikogo nie widzę... - mruknęła do samca, nie przerywając wypatrywania potencjalnych potrzebujących, czy też "reszty", jak to określił lew. Westchnęła, nie, żadnego lwa, jedynie gdzieś po drugiej stronie rzeki czerniła się plama gnu, a niedaleko od nich stado zebr, i inne stworzenia, o, a tam nawet jakaś gepardzica skrada się, łakoma kąsku.
- Nie mam pojęcia, gdzie może być reszta, w każdym razie jej tu nie ma. A głupio tak latać wszędzie i sprawdzać, czy ktoś nie potrzebuje pomocy - zmarszczyła nos, po czym zeskoczyła z kłody i usiadła obok Luka, przez chwilę siedząc z nieco zmartwioną miną. A jeśli Luk ma rację i gdzieś tam ktoś potrzebuje pomocy? Ale nie, nie, oni nie mogą być wszędzie, to logiczne. Zaraz... Jak to nie mogą być wszędzie? - A tak właściwie to co umiesz robić, hm? Każdy coś umie, no, może poza mną. Vei potrafi leczyć lwy za pomocą różnych mazi i ziół, brrrr... Nie rozumiem, jak lew może babrać się w ziołach, one są takie... Tfuj, śmierdzące - skrzywiła się na samą myśl o zapachu Groty Medyka. Oj, jak bardzo nie znosiła tej specyficznej woni, była tak obrzydliwie ohydna. A najgorsze, że królowa często babrała się w tym zielsku, więc cała nasiąkała tym smrodem, a potem witała się z siostrą. Bleh, fuj, i w ogóle, tfe! Nawet nie zwróciła uwagi, że marszczy pysk, prezentując zęby samcu, co nie było byt grzeczne. Uśmiechnęła się niewinnie, po czym kontynuowała - A Vinity miała talent do wkurzania, ale tak naprawdę była bardzo dobrą strażniczką. Może to dlatego, ciężko było znieść lwom jej towarzystwo, więc intruzi sami opuszczali te ziemie. W sumie, to ma sens - pokiwała głową z uznaniem, nawet nie zwracając uwagi, że znowu zagaduje samca pierdołami - Tylko ja nie mam w sobie nic takiego, Vei ciągle uważa, że jestem niezdarą. Ale ty nie jesteś, oj nie, z pewnością nie. I na pewno masz jakiś talent. Każdy jakiś ma. Więc?


RE: Rzeka - Tabia - 19-06-2014

Śledził ruchy Venety uważnie, uśmiechał się, gdy z jej powodu zimne krople lądowały na jego grzbiecie i bokach, strzygł uszami w reakcji na każde z jej słów, trochę zaniepokojony pewnymi rozbieżnościami w ich pojmowaniu świata, ale przyjmując punkt widzenia fioletowookiej bez uprzedzeń, starając się go zrozumieć. Fakt faktem - w pobliżu, jak okiem sięgnąć, nie było nikogo znajomego, lecz to nie zmieniało postaci rzeczy... Postanowił przedstawić swój ogląd na sprawę, zebrał się w sobie by podnieść cielsko i podejść do kłody, którą okupowała lwica, lecz wówczas rzucone przez nią pytanie skutecznie przyciągnęło go z powrotem do ziemi. Dalsze słowa słuchał jednym, wypuszczał drugim uchem. Cz-cz-cz-cz-y on potrafił coś robić?
Wbił wzrok w łapy, bez reszty skrępowany bliską obecnością lwicy, która potrafiła tak ładnie się wysławiać i tak ładnie opowiadać, i tak ładnie wyglądać, i tak ładnie się uśmiechać. Jego biała broda zadrżała, jakby usilnie walczyła ze szczękościskiem i próbowała uwięzić za zębiskami to całe mnóstwo słów, które gnieździło się w takich momentach pod czaszką. Oh, przecież nie było powodu do paniki! Prawda...?
- J-j-j-ja nie wiem. Chyb-b-b-ba nic s-s-s-specjalnego.
Pociągnął nosem i potrząsnął łepetyną, jakby jąkanie się było namolnym owadem, który przysiadał na jego głowie i dawał się bez trudu przepędzić. Nic bardziej mylnego. To był wir, z którego ucieczka graniczyła z cudem. Okrawając wszystko to, co chciał powiedzieć do minimalnego minimum, kontynuował, zdrętwiały i znieruchomiały, starając się ubrać mordkę w uśmiech, jak gdyby nigdy nic, jakby niemożność poprawnego wysławiania się była na porządku dziennym:
- Ale t-t-ty na pewno coś um-m-m-m-miesz. Na p-p-p-pewno! J-j-ja mam d-d-d-dobry wzrok. Tak mi zawsze mówili.


RE: Rzeka - Venety - 16-07-2014

- Oj, dziękuję. To było bardzo miłe - uśmiechnęła się czarująco, po czym dodała - Tylko jeszcze muszę odkryć to... To coś. Z miernym skutkiem mi to idzie, jeśli w ogóle mam jakiś talent. Choć nie, mówiłam, że każdy coś ma iiii... I, o widzisz? - urwała, po czym wyprostowała się, unosząc łeb ku górze w oznace zwycięstwa - Spójrz tam, na drugi brzeg rzeki. Ja widzę tam grupę zebr. Towarzyszy im gnu. A tam, całkiem niedaleko od brzegu, czai się gepardzica. Pewnie ma gdzieś młode, i chce zdobyć pożywienie dla nich. Coś jeszcze? - przygryzła nieco wargi w geście namysłu, czekając na odpowiedź samca - To trochę jak zabawa "w to, co widzę". Kiedy byłam mała, bawiłam się z siostrami w to. Choć zwykle to one wygrywały, bo przewyższały mnie wzrostem.


RE: Rzeka - Tabia - 17-07-2014

Luk zmrużył oczy i przyglądał się uważnie opisywanym przez Venety kształtom. Nie miał problemu z wypatrzeniem ich wśród gęstej trawy, nie miał problemu z rozróżnieniem starszych od młodszych osobników i nawet cętkowany, smukły gepard malował się przed jego oczami nad wyraz wyraźnie - na pewno wyraźniej niż niczemu nieświadomemu stadu roślinożerców.
- Też się tak bawiłem. Z bratem.
Zamarł na chwilę z otwartym pyskiem. Dawno nie widział Gordona. A wtedy, gdy stwierdził to po raz ostatni, nie udało mu się w żaden sposób zmienić tego stanu rzeczy.
- Właśnie.
Odwrócił łeb i po chwili namysłu, nadal wpatrując się w drżącą gdzieś przy jego łapach wodę, oznajmił z uniesionymi w uśmiechu kącikami:
- Bardzo się cieszę, że mogłem cię spotkać. Mam nadzieję, że zobaczymy się niedługo, ale muszę już iść. Obawiam się, że jak sobie o tym przypomniałem, to nie da mi to spokoju... Szukałem go właśnie. Mojego brata. Dzięki za przyjemną kąpiel - wyszczerzył zębiska w promiennym uśmiechu. Cień niepokoju przebiegał po jego pyszczku, lecz roziskrzone oczy i zmarszczony nochal skutecznie ukrywały jakiekolwiek oznaki świadczące o zdenerwowaniu. Lew dźwignął się do pionu. Woda ociekała z niego obficie.
- Zobaczymy się pewnie niebawem. Raczej nie wyjdę poza Lwią Ziemię. Deme.

zt


RE: Rzeka - Esi - 22-07-2014

Długo pałętała się tu bez celu, by w końcu ruszyć tyłek i pójść gdzie indziej. W skrócie- wybyła.

zt


RE: Rzeka - Derion - 30-07-2014

W innej części ciągnącej się przez całą Lwią Ziemię Słonecznej Rzeki, gdzieś gdzie odległość od jednego do drugiego jej brzegu jest najdłuższa, a oba brzegi wyściela miękka, piaszczysta plaża, za którą z jednej i drugiej strony ciągnie się przerywane pojedynczymi sylwetkami drzew morze wysokich traw.

Dźwięki docierały do Deriona bardziej dosadne, bardziej wyraźne, klarowne. Słyszał swój oddech muskający futerko Ivy, czuł chrobotanie powietrza w gardle, uderzenia łap o podmokłą ziemię, skrzypnięcia kręgów podczas minimalnych poruszeń głową; wielobarwne trawy łączyły się na horyzoncie z zachmurzonym, pomiętym wielokolorowymi odcieniami błękitów niebem, rzeka lśniła w przebijającym się zza cieni chmur słońcu, drzewa brały płytkie wdechy w głośnych szelestach.
Położył Ivy na piaszczystym brzegu kilku kroczków od linii wody, tuż obok dużej, białej muszelki. Na ugiętych łapach, nie spuszczając z szarego pyszczka wzroku, odsunął się nieco. Przykucnął. Patrzył na nią, oddychając ciężko, kątem oka wychwytując drobiny piasku biegające nad ziemią. Ogon zastygł w napięciu, przedłużając prostą linię grzbietu. Drgnął czarny pędzelek na jego końcu.
Odwrócił głowę siłą. Powróciła do poprzedniej pozycji. Raz jeszcze, z takim samym skutkiem. W końcu zmusił się, by patrzeć przed siebie, w stronę przeciwległego brzegu. Później w jednym kroku podczołgał się bliżej wody i zdrętwiałym językiem musnął jej taflę. Serce waliło pod jego żebrami tak mocno, jakby miało zaraz stamtąd wyskoczyć.


RE: Rzeka - Ivy - 30-07-2014

Trudno w to uwierzyć, ale szary kłębek zasnąwszy uprzednio, aż do teraz nie pozwolił sobie przerwać odpoczynku, pozostając bierny zarówno na pysk, który go dzierżył, jak i całą resztę świata.
Szkarłatne ślepia trwały zamknięte jeszcze przez dłuższą chwilę od przybycia w to miejsce, jakby chcąc zasmakować snu i tutaj, ale ostatecznie negując jego dogodność.
Małe i zupełnie niezgrabne ciałko podniosło się, prężąc swój grzbiecik, po czym przysiadło na ziemi, czekając, aż resztki sennej mgły rozpuszczą się w szkarłatnych tęczówkach.
Pobudzone nowym otoczeniem, ślepia Ivy poczęły kreślić swoim spojrzeniem nachalne wzory, ostatecznie zatrzymując się na olbrzymie, którego potężny grzbiet i ciemna grzywa rysowały się wyraźniej, niż cała reszta wokół.
Dziwak trwał w bezruchu, toteż nie udało mu się za długo zatrzymać uwagi małej na sobie. Lwiątko na powrót poczęło intensywnie rozglądać się, tym razem nie badając, a poszukując.
Uważne szkarłaty kluczyły pomiędzy poszczególnymi elementami otoczenia, by ostatecznie dojść jednogłośnie do pewnego wniosku.
Mamy tutaj nie było-to było pewne. Zazwyczaj miała po prostu czekać na jej powrót, bez względu na wszystko, ale tym razem sprawy zdawały się rysować nieco inaczej. Nie było żadnej jaskini, nawet takiej z mchem, a był dziwak. Wszystko było więc zupełnie nie tak, jak miało być. To wszystko burzyło dotychczasowy plan, a to budziło w małym serduszku niepokój.
W małej główce poczęły zachodzić wyjątkowo skomplikowane procesy myślowe, zwieńczone postawieniem wyszukanej tezy.
Jeśli wszystko jest na odwrót, ona też powinna być. Czarne pędzelki mimowolnie stanęły na sztorc, a końcówka ogona zakołysała się na boki.
Jeśli mama nie przyszła do niej, ona przyjdzie do mamy.
Postanowione.
Szare ciałko podniosło się, żwawo ruszając przed siebie. Nieważne, że jej rozumek nie miał zielonego pojęcia, gdzie-obligacja do działania zupełnie wystarczała.


RE: Rzeka - Derion - 30-07-2014

Poruszenie, które Derion wychwycił kątem oka mogłoby zostać zignorowane, gdyby nie fakt, że ten sam kształt, który przed chwilą mignął w rogu lewego oka nagle znalazł się w rogu prawego - znaczyło to ni mniej ni więcej, że Ivy nie tylko zmieniła pozycję, ale zamierzała kontynuować marsz w obranym przez siebie kierunku. Zaniepokojony lew odwrócił łepetynę i ze zdziwieniem przyglądał się małej, oczekując rychłego rozwiązania sprawy. Jednak w miarę zanikania szarego kłębka w szumiącej delikatnie trawie, docierało do niego, że takowego nie doczeka. Wyprostował się na przednich łapach, wyciągnął szyję i zlokalizował dwa borówkowe pędzelki. Tup-tup-tup. I w trzech długich krokach znalazł się obok Ivy. Pospiesznym ruchem otarł wierzchem łapy brodę, po której ściekała rozcieńczona wodą krew, po czy drugim łapskiem, lekko przykucając w próbie wydania się nieco mniejszym i mniej groźnym, zagrodził córce drogę. Nie za bardzo wiedział, jak należy zwracać się do lwiątek, nie miał pojęcia, czy takie małe kluski rozumieją cokolwiek więcej niż kilka matczynych warknięć i mruknięć, niemniej jednak jakoś tak odruchowo, po prostu, postanowił poprzeć swój gest słowami:
- Nie, nie, nie... Nigdzie teraz nie idziemy. Zostajemy tutaj, rozumiesz?
Jego ogon ciął powietrze niespokojnymi ruchami, na pysku malował się beznadziejny, kwaśny wyraz. Ostatnią rzeczą, którą w życiu potrafił robić to opiekować się dziećmi.