Król Lew PBF
Rzeka - Wersja do druku

+- Król Lew PBF (//pbf.krollew.pl)
+-- Dział: Tereny wolne (//pbf.krollew.pl/forumdisplay.php?fid=65)
+--- Dział: Lwia Ziemia (//pbf.krollew.pl/forumdisplay.php?fid=181)
+---- Dział: Słoneczna Rzeka (//pbf.krollew.pl/forumdisplay.php?fid=37)
+---- Wątek: Rzeka (/showthread.php?tid=143)



RE: Rzeka - Ivy - 30-07-2014

Szara kluska stanęła jak wryta, kiedy olbrzym zagrodził jej drogę. Z wrażenia przysiadła na zadku, odchylając się nieco do tyłu i wbijając oniemiałe spojrzenie w w ogromny pysk dziwaka.
Choć to raczej nagłe pojawienie się go wytrąciło małą z równowagi, to jeszcze większy szok wywołała w niej tajemnicza, czerwona posoka, znacząca brodę Deriona. Wpatrywała się w nią jak zahipnotyzowana, by zaraz potem z nieśmiertelną dla niej powagą zbliżyć się do kosmatego łba i przyłożyć łapę w zakrwawione miejsce. Nie wiedziała czemu, ale jej serce waliło jak oszalałe, podczas gdy ona trwała w bezruchu, zakrywając ojcowską ranę.
Minęła dłuższa chwila, zanim szara łapka odkleiła się od jasnego podbródka. Wówczas szkarłatne ślepka z dziwnym zawodem zarejestrowały, że owe coś ciągle tam było.
Zastanawiałaby się nad problematyczną kwestią , gdyby nie głos Deriona, który skutecznie odwrócił jej uwagę. Barwa dźwięku, który rozpłynęła się po jej małżowinach była zupełnie inna niż jej mamy, natomiast słowa, które nią brzmiały były z kolei bardzo znajome.
Ależ oczywiście, że rozumiała.
Szkarłaty spuściły swe spojrzenie na ziemię, a z małych płucek wydobyło się przepełnione żalem, ciężkie westchnięcie. Czemu wszyscy mogli działać poza schematem, tylko nie ona? Czym sobie zawiniła?


RE: Rzeka - Derion - 30-07-2014

- Nie, nie, tego nie... - zaczął, lecz kiedy mała łapka przylgnęła do jego policzka słowa stanęły mu ością w gardle, a sierść na grzbiecie zjeżyła się - ...nie dotykaj - wykrztusił cicho, przyglądając się niepewnie badającej swoje umorusane łapki Ivy.
Z racji tego, że byli bardzo blisko siebie, Derion nie musiał się się nawet nachylać, by dosięgnąć językiem szarego futerka. Jednym pociągnięciem musnął obie małe łapki, przestąpił z łapy na łapę przysuwając się minimalnie, musnął szare nóżki raz jeszcze, chcąc pozbyć się z nich własnej krwi. Przerażała go myśl o tym, że jego córeczka dotykała jej. To było bardzo nieprzyzwoite zarówno z jej, jak i z jego strony. Gdy zabieg pielęgnacyjny uznał za skończony, cofnął swój wielki - w porównaniu do Ivy - łeb i obadał skromną, monochromatyczną posturkę szeroko otwartymi oczyma. Za nic nie potrafił odgadnąć w jakim stopniu został zrozumiany i czy w ogóle. Pyszczek Ivy nie sugerował mu odpowiedzi na żadne z wielu pytań.
Przylgnąwszy brzuchem oraz głową do ziemi, wycofał się jeszcze odrobinę. Chociaż jego barki i zmierzwiona grzywa znajdowały się ponad wysokością borówkowych uszu, przynajmniej ich oczy znajdowały się na tym samym poziomie. Uważał to za istotne. Żeby nie wydawać się córce wielkim.
- Nazywasz się Ivy? Ja się nazywam Derion - uniósł brwi w wyczekiwaniu na odpowiedź.
Powinien powiedzieć, że jest tatą. Ale jeszcze nigdy w życiu czegoś podobnego nie mówił, więc mu było trudno.


RE: Rzeka - Ivy - 30-07-2014

Mówił tak cicho i spokojnie, że mała nawet nie zdawała sobie sprawy, że robiła coś, czego nie powinna. Mama inaczej załatwiała takie sprawy, dlatego brak obnażonych kłów czy chociaż przeszywającego, ostrego tonu nic jej nie mówił.
Szorstki język, gładzący jej łapy był dosyć niespodziewanym aktem ze strony dziwaka, zwłaszcza, że jeszcze nie czas na drzemkę, jak to zawsze bywało po kąpieli. Zdawało się, że po tych niekonwencjonalnych zagraniach już nic nie może zdziwić szarej kluski. Oczywistym było jednak, że to dopiero początek wielkich zmian.
Słysząc swoje imię, szkarłaty rozszerzyły się, wpijając swą uwagę w granat oczu Deriona. Drobny pyszczek rozchylił się delikatnie, jakby z wrażenia.
A więc to jednak nie było tak, że wszyscy mieli na imię Ivy.
Dziwak miał na imię Derion.
Zanotowała w myślach, bezwiednie kiwając łebkiem do samej siebie.
Z powrotem spoglądnęła na olbrzyma, dopiero teraz zwracając uwagę na pozycję, którą przybrał.
Bez wahania poszła w jego ślady, przylegając drobnym ciałkiem do ziemi i posyłając tamtemu badawcze spojrzenie, jak gdyby pytała, czy zrobiła to dobrze.


RE: Rzeka - Derion - 30-07-2014

Gdy mleczne ząbki wychyliły się zza ciemnych warg Ivy, Derion uniósł się lekko, dokładnie tak, jakby od środka został nadmuchany nadzieją na to, że usłyszy odpowiedź. Nieświadomy własnych czynów, otworzył powoli pysk, pragnąc złapać mające ulecieć z szarej mordki słowa. Na próżno. Jedynym, co usłyszał, był szelest ugniatanej przez małe łapki trawy. Tylko to bezwiedne, machinalne pokiwanie łebkiem go zaniepokoiło. Zrozumiała...?
Nie ruszał się przez chwilę. Zaczęła go zalewać fala paniki. Dlaczego mu nic nie odpowiedziała? Dlaczego go naśladowała? Co ma zrobić? Bawić się z nią? Jak się z nią bawić? Może jest głodna? Czy je już mięso? Skąd on ma wziąć mięso? Pije mleko? A skąd mleko? Może jest śpiąca? Jak mu to powie? Jak o tym się dowie? Jak Ivy zasypia? Ile śpi?
Nieartykułowany wrzask gwizdał w jego uszach donośnie. Oddech był płytki, nierówny.
- Ivy? Co chcesz robić? - zapytał niewyraźnie, marząc o tym, by wstać i spieprzać w stronę horyzontu ile sił w łapach. Ryzy, w których trzymały go szkarłatne ślepka stawały się coraz mniej wygodne.


RE: Rzeka - Ivy - 30-07-2014

Szare czółko zmarszczyło się, podobnie, jak i różowy nos.
Jak to co robić?
Podniosła główkę i przekrzywiła ją, posyłając tamtemu nieme pytanie.
Nie czekała jednak na odpowiedź. Miast tego wybałuszyła ślepka, przypominając sobie nagle o pewnej istotnej kwestii. Jak mogła o tym zapomnieć?
Szara makówka poczęła kręcić się to w jedną, to w drugą stronę, rozglądając się gorączkowo. Kluskowaty tułów podniósł się z ziemi, przesuwając się co kilka kroków gdzieś dalej. Pełne obawy szkarłaty przyglądały się z uwagą ziemi, przesuwając swe spojrzenie po ziarenkach piasku i kępach trawy. Nigdzie jednak nie widać było zguby.
Zrezygnowana Ivy przysiadła na ziemi i westchnęła smutno, na myśl o utraconym skarbie. Zdawało się, że przepadł już na zawsze, gdy wtem coś podrażniło miękkie poduszki łap. Mała uniosła mimowolnie łapkę, a jej oczom ukazał się on-kamyk.
Jej pyszczek machinalnie rozchylił się, a ona trwała tak chwilę w radosnym oniemieniu, kontemplując niepodważalne piękno miniaturowej skały.
W pewnym momencie spoglądnęła na Deriona, który oczywiście obserwował to wszystko. Kiedy mała poczuła na sobie jego spojrzenie, gwałtownie zakryła kamyk ciemną łapką, a potem jeszcze kolejną łapką. Szybko położyła się grzbietem do samca, próbując jak najszczelniej zasłonić skarb przed niepowołanym spojrzeniem.
Zastygła tak, niemal w bezruchu, tylko co jakiś czas ukradkowo spoglądając na dziwaka.


RE: Rzeka - Derion - 30-07-2014

- Tak? Hm? Co tam? - wydobyły się spomiędzy zębisk gorączkowe pytania. Uszy Deriona stanęły na sztorc, a sam Derion wyprostował przednie łapy i garbiąc się, przeczesywał ziemię wokół nich podążając za wzrokiem Ivy. Kąciki jego na wpół otwartego pyska uniosły się całkiem wysoko, wzrok przeskakiwał z ziemi na szkarłaty, ze szkarłatów na ziemię i tak kilkakrotnie, w nadziei na to, że szara kluska w końcu objawi mu tajemnicę swojego nagłego ożywienia. Tak być musiało, tak być po prostu musiało.
- Hm? Co tam znalazłaś? Kamyk? Masz kamyk - oznajmił, wyrażając całą swoją żałosną osobą więcej entuzjazmu niż zapewne bardziej uradowana wewnątrz Ivy. - O - wydobyła się z jego płuc stłumiona zawodem głoska. Dodał pospiesznie, spoglądając z przerażeniem na plecki córki: - Nie chcesz mi go pokazać? Nie zabiorę ci go, nie bój się.
Jakaś niewidzialna siła trzymała jego zad na ziemi. Ivy malowała się przed jego oczami jako ulotna formacja, cień na wodnej tafli, której poruszenie zniszczyłoby go bezpowrotnie. Dlatego wypuszczając powietrze z cichutkim sykiem przez zęby, kładąc uszy po bokach głowy, krzywiąc niedomytą mordę w wyrazie najbardziej dosadnej nieporadności, biorąc kilka niezrealizowanych w słowach zaczerpnięć powietrza, ponownie ugiął łapy, zniżył się do poziomu Ivy i odezwał finalnie:
- Możesz mi go pokazać, nie zabiorę ci go. Możemy znaleźć inne kamyki, co? Lubisz kamyki? Zbierasz je? Ja też mam jeden kamyk, mogę ci go... ty masz kamyk i ja mam kamyk! - wypalił nagle rozentuzjazmowany. - Chcesz zobaczyć, hm?


RE: Rzeka - Ivy - 30-07-2014

Ivy nieufnie zerkała w stronę dziwaka, gdy tamten mamrotał coś, co nijak nie tworzyło słów w jej uszyskach. O co mu właściwie chodziło?
Mówił bardzo dużo i w dodatku tak różnie. To była spora odmiana dla przyzwyczajonej do obojętnego i ostrego tonu Ivy, a to dodatkowo wytrącało ją z równowagi.
Tym bardziej poczuła nieswojo, gdy tamten zbliżył się do niej i do skarbu. Poduszka łapy mocniej przygniotła spoczywający pod nią kamyk, a szkarłaty rzuciły dziwakowi pełne wyrzutu spojrzenie.
Niech sobie znajdzie swój własny.
Kiedy grad przepełnionych entuzjazmem, gwałtownych słów zalał małą, położyła po sobie uszy, zamykając nieznacznie ślepka. To było dla niej o wiele za dużo i stanowczo za szybko. Trwała tak chwilę, jakby jeszcze zasłaniając się przed potencjalnymi, kolejnymi słowami, by zaraz potem zamrugać kilkukrotnie i na powrót postawić uszy na sztorc.
Spoglądnęła kontrolnie na olbrzyma, zupełnie nie rozumiejąc uśmiechu na jego pysku. Mama nie robiła tej miny prawie nigdy, dlatego Ivy, nieprzyzwyczajona do niej, nie przepadała za ową. Tymczasem dziwak zdawał się uśmiechać przez cały czas.
Chyba od teraz naprawdę wszystko miało być odwrotnie.
Mały łebek z konsternacją wpatrywał się we własną łapkę, spoglądając z przerwami na ewidentnie wyczekującego na coś dziwaka.
Ivy go przejrzała, dobrze wiedziała, że chciałby zobaczyć skarb.
Z początku nieugięta, doszła jednak do wniosku, że może pozwoliłaby mu na chwilę rzucić okiem..
Badawcze szkarłaty z powagą wlepiły się w granatowe ślepia Deriona, podczas gdy szare łapki bardzo powoli i ostrożnie odchyliły się. Przez niewielką szczelinę można było dojrzeć niewielki, błyszczący kamyk.
Zdawało się, że nieliczni mogli dostąpić tak niebywałego zaszczytu.


RE: Rzeka - Derion - 30-07-2014

- Jasne... ekstra... super. Świetnie. - Wstając powoli, mruczał pod nosem z przerażeniem w ślepiach w próbie przekonania samego siebie, że jest właśnie tak, a nie inaczej - świetnie. Zakręcił się w błyskawicznym zrywie wokół własnej osi i wlepiając nieobecne, rozhisteryzowane spojrzenie w niezidentyfikowany punkt na horyzoncie, wyszeptał: - Szlag by to. Szlag by to trafił jasny szlag by to...
Jego broda drżała, wargi układały się w niesłyszalne dla Ivy przekleństwa. Ślepia poszukiwały na horyzoncie jakiejkolwiek pomocy, lecz gdy ta nie zapowiadała się nadejść, ostatecznie z powrotem spoczęły na szarej kulce, której odważny czyn został przeoczony przez przyćmiewający normalny odbiór rzeczywistości strach. Oddychając ciężko przez otwarty pysk i marszcząc mocno czoło, Derion przeskakiwał spanikowanym wzrokiem z pyszczka Ivy na jej lekko rozsunięte łapki i błyszczący kamyczek znajdujący się pomiędzy nimi. Przez kilka sekund tylko jego mocno falujące boki potwierdzały wątpliwe przypuszczenie, że ciągle znajduje się wśród żywych. A gdy szok minął, ku - zapewne - kolejnej konsternacji Ivy, na beżowej mordzie wymalował się błogi uśmiech. Jakby tego było mało, pieczętując ogarniające go przyjemnym ciepłem uczucie ulgi, zatrzymane w płucach powietrze uciekło z gardzieli Deriona w głośnym wydechu. Lew przestąpił z łapy na łapę raz i drugi, pokręcił łbem z niedowierzaniem, jakby kolejnymi słowami, które wychwyciłyby uszka Ivy miały być "prawie mnie nabrałaś, więcej tak nie rób!".
- Ivy... już myślałem...
Ale w zasadzie co myślałeś? Że nie pokaże ci kamyka? Naprawdę?
- Ja...
Zażenowany własną osobą, gapił się na córkę z otwartą paszczą i zbierał rozsypane przez atak paniki myśli. Oh, tak jakby ten gest z jej strony był zapewnieniem, że wszystko będzie dobrze. I tak jakby, chwilę potem, docierało do niego, że to zupełnie absurdalne. Więc udając, że nie zachowywał się tak, jak się zachowywał, bezwiednie okręcił się (tym razem powoli) w przeciwną stronę niż poprzednio i usiadł. Oznajmił z przejęciem i intensywną koncentracją spinającą jego mordę w niepoważny wyraz:
- Śliczny ten kamyk. Gdzie go znalazłaś?


RE: Rzeka - Ivy - 31-07-2014

Zdezorientowane szkarłaty podążały za Derionem, próbując zrozumieć jego zachowanie. Emocje i myśli, które nim szargały nie były nawet bliskie pojęcia ich przez rozumek szarej, ale ona pozostawała nieugięta.
Poczuła się oszukana, gdy tamten odwrócił wzrok. Nie wiedziała, co ma o tym wszystkim myśleć-najpierw udaje, że chce, a potem najzwyczajniej sobie z nią pogrywa.
Zrozumiała jego pytanie, jednak z odpowiedzią miało być już trochę gorzej. Rozejrzała się dookoła-okolica zupełnie nie przypominała tej, gdzie ostatnio widziała mamę. Po krótkiej chwili dumania Ivy pochwyciła kamyk w pyszczek i tak jak wcześniej, prześliznęła się między masywnymi łapami Deriona, kryjąc się pod jego brzuchem. Tym samym odtworzyła to jedno wspomnienie, które dawało jej jakieś pojęcie o skarbie i miejscu, w którym go znalazła.
Gdyby tylko wiedziała, jak zagadkowa okaże się jej odpowiedź, o ile tamten w ogóle ją za odpowiedź uzna.


RE: Rzeka - Derion - 31-07-2014

Podążając wzrokiem za Ivy, Derion schylał łeb coraz niżej i niżej, aż dotknął brodą grzywy, a szary kształt zniknął pomiędzy jego łapami. Zacisnął zęby i uniósł łeb do pierwotnego położenia. Zawiesił spłoszony wzrok na punkcie na horyzoncie mogącym być żyrafą, po czym wymamrotał, ledwie poruszając wargami:
- Ah, to świetnie. Tak. Naprawdę.
Ale co Ivy miała na myśli - nie wiedział. Gdzieś na obrzeżach jego świadomości świtało, że być może jej gest był odpowiedzią na zadane pytanie, lecz po przeciwległej stronie oceanu niewiadomych leżały przypuszczenia o nowych potrzebach, które być może rodziły się w szarym łebku i w ten właśnie sposób próbowały dać o sobie znać. Po chwili milczenia Derion nieśmiało oznajmił sobie samemu, że widział już Ivy zachowującą się w ten sposób, widział ją pomiędzy łapami Mino Eive. Wlało to w jego obolałe wydarzeniami minionego dnia serce odrobinę otuchy. Znaczyć to mogło tylko tyle, że wydał się szarej kulce na tyle godnym zaufania obiektem, by potraktować go jak matkę. Tylko... co miał teraz zrobić? Co Mino mogła robić w podobnych chwilach? Dlaczego nic nie wiedział, dlaczego pierwsze godziny bycia ojcem były tak piekielnie trudne do przeforsowania?
Uniósł prawą łapę i postawił nieco dalej od lewej. Zaraz potem uniósł lewą łapę i również przesunął, obniżając nieco cielsko. Pomyślał, że to dobry pomysł i tak jak postanowił, tak zrobił - położył się ostrożnie, najwolniej, jak tylko potrafił, nie dotykając Ivy, lecz koniec końców układając się tak, by mieć ją pomiędzy łapami, przed sobą. Z mocno odsuniętym w tył łbem, podobnie jak poprzednim razem, wpatrując się w szkarłaciki w oczekiwaniu na jakąkolwiek wskazówkę, starał się zachować spokój. Jeśli z samego początku otwieranie paszczy w celu adresowania wypowiadanych słów w stronę Ivy było zadaniem niemal niemożliwym, tak teraz przyszło mu to uczynić w miarę odruchowo. W końcu i tak mówił bardziej do siebie niż do niej. I chyba t e g o w tym momencie potrzebował.
- Jesteś zmęczona? Musiałyście przejść z Mino kawał drogi, prawda? Jak się prześpisz, znajdziemy coś do zjedzenia. A potem może... może... nie wiem. Możemy poszukać innych kamyczków, co ty na to? Ivy?
Jego głos załamał się na ostatnim słowie. Potem poruszał tylko wargami nie wypowiadając na głos mantry "nie wiem, nie wiem, nie wiem".


RE: Rzeka - Ivy - 31-07-2014

Kluska nawet nie zauważyła, kiedy znalazła się między łapami dziwaka. To było dosyć niespodziewane, ale gdy szkarłaty zarejestrowały znajomy kojec, szare ciałko obróciło się kilka razy, oglądając go uważnie. Wydawał się w porządku, z tą różnicą, że był znacznie większy od tego maminego i w dodatku beżowy.
Ivy przysiadła na zadku, przysłuchując się słowom samca. Znała niektóre z nich, a to wystarczyło, żeby dać jej pojęcie o intencjach olbrzyma.
Chwilowo jednak jej uwagę przyciągnęła gęstwina ciemnej, derionowej grzywy.
Intrygowała ją już wcześniej, ale jakoś nie miała okazji, żeby przyjrzeć się jej z bliska. Szkarłaty z uwagą zbadały poszczególne kępy, mimowolnie zmniejszając dystans między sobą, a nimi. Ostatecznie jasny nos wściubił się nieco w ojcowską grzywę, której właściciel mógł poczuć pufnięcia powietrza z nozdrzy małej.
Ivy jak zahipnotyzowana badała zapach dziwaka, który był bardzo mocny, wyrazisty, ale nie drażniący. Ostatecznie uznała go za dosyć przyjemną woń.
Odsunęła się nieco od lwa, wciąż jednak pozostając w zagrodzie jego łap.
Wiedziała, że przed drzemką należało się umyć, jednak samiec nie sprawiał wrażenia, jakby o tym wiedział.
Ivy wahała się przez chwilę, ostatecznie postanawiając wziąć sprawy we własne łapy. Zmierzyła niepewnie w stronę masywnego łapska i pogładziła je nieumiejętnie małym językiem, starając się w miarę swoich możliwości odtworzyć ruchy mamy. Po chwili spoglądnęła z niemym zapytaniem w granatowe ślepia.


RE: Rzeka - Derion - 02-08-2014

O ile to było jeszcze możliwe, Derion wyprostował się jeszcze bardziej; tak, by ograniczyć fizyczny kontakt z szarym kłębkiem do absolutnego minimum. Dlaczego - nie potrafiłby wytłumaczyć. Musiało ciągle chodzić o wypieranie prawdy o wzięciu za Ivy stuprocentowej odpowiedzialności, o przyznanie, że jest jego córką. Dlatego dyskomfort, jaki odczuł kiedy ciepłe powietrze z małego, jasnobrązowego noska dotknęło jego okrytej gęstą grzywą szyi, był paraliżujący. Zmuszenie się do zerknięcia w dół wywołało zalążek fizycznego bólu ślepi i zdrętwiałego karku. A to, że sierść na beżowych łapach stanęła dęba po odczuciu gorąca różowego języczka było już przewidywalną reakcją.
I co powinien zrobić?
Powinien ją umyć przed snem.
Chyba była śpiąca.
Powinien ją wyczyścić.
Było w jego niechęci do tego aktu dużo z obrzydzenia - po raz pierwszy zaświtało mu we łbie, że wcale tego nie chce, że to zbyt dużo. Serce waliło mu pod żebrami i gdzieś w okolicach gardła niemiłosiernie, pod skórę napływało gorąco. Od dzisiaj miał to robić kilka razy dziennie, miał spuszczać z Ivy oko tylko w ostateczności - zdobywając pożywienie lub odganiając intruzów. Jeśli sądził, że Manuela ograniczała jego kroki nie mógł się bardziej mylić. Jeśli sądził, że wypad do Kahawiana należał mu się, bo przebywał z Manią aż nadto i zaczynało w nim kiełkować poczucie zniewolenia, to nie wiedział, jak bardzo zobowiązanym do czegoś można być. Prawdopodobnie nie miał pojęcia o zobowiązaniach w ogóle, w najmniejszym stopniu.
W końcu się przemógł, prawie szlochając wewnątrz, odsuwając od siebie myśl o tym, że ktoś bardzo wprawnie spętał JEGO wolność. Tępo wpatrzony w przestrzeń przed sobą, przejechał jęzorem po główce Ivy i w miarę kolejnych pociągnięć mrużył ślepia coraz mocniej i mocniej, aż po kilku chwilach oddał się temu zupełnie nowemu dla niego zajęciu całym sobą. I - czego spodziewał się w najmniejszym stopniu - odczuwał podczas tego pewien rodzaj hipnotycznej przyjemności.
Gdy skończył, czuł się bardziej odizolowany od rzeczywistości niż kiedykolwiek wcześniej. Nie miał ochoty otwierać paszczy w próbie zachęcenia Ivy do wydania z siebie jakiegokolwiek odgłosu, nie miał ochoty nawet się do niej uśmiechnąć. Nie walczył ze sobą w środku, nie myślał. Trwał.
Odwrócił wzrok i wypuścił przez nozdrza nagromadzone w płucach powietrze. Przesunął się minimalnie wprzód, przybliżył łapy do piersi, przytulając szarą kulkę i z walącym głośno sercem czekał, aż jej oddech się uspokoi. Nie potrafiłby sprecyzować, po jakich niezbadanych wcześniej obszarach szybowały jego myśli. Najprawdopodobniej, ale to pozostaje tylko w sferze przypuszczeń, nie myślał o niczym.


RE: Rzeka - Ivy - 03-08-2014

Ivy ntomiast z tryumfem przyjęła reakcję tamtego, traktując to jako swoje małe zwycięstwo. W końcu chociaż ten skrawek rutyny, która bezlitośnie poczęła się wyślizgiwać z jej łapek udało się małej zatrzymać-a to uspokajało ją niezmiernie.
Mimo tego sukcesu nie wszystko wyglądało tak, jak wyglądać powinno.
Mama zawsze załatwiała tę kwestię szybko i do rzeczy, nieco zbyt gwałtownymi ruchami, bez namaszczenia czyszcząc jej futerko.
Pociągnięcia języka Deriona były natomiast powolne i skrupulatne, tak, że mała zdolna była poczuć, jak delikatne fale ciepła głaszczą jej ciało. Szkarłaty zniknęły za osłoną ciemnych powiek, które przymknęły się z lubością. Z jej krtani poczęło wydobywać się ciche mruczenia, co było mimowolne, a sama Ivy nie pojmowała zasady działania tegoż ewenementu. To było coś, co po prostu pojawiało się i znikało, w najmniej oczekiwanym momencie i zdawało się, że miało już zawsze pozostać owiane tajemnicą.
Gdy beżowy kojec zacieśnił się, mała zwinęła się w kłębek, opierając bok mordki o gęstwinę ojcowskiej grzywy. Może i było przyjemne, ale pozostawało nowym doświadczeniem, od których szara raczej stroniła. Jej niepewność wyrażała się przez chwilę i poruszającej się delikatnie końcówce ogona, która ostatecznie opadła na beżowe łapsko, eksponując tym samym swe jedyne blond pasemko.


RE: Rzeka - Derion - 10-08-2014

Cisza i koncentracja, które otoczyły Deriona i Ivy kilkanaście minut temu zaczęły działać na lwa uspokajająco. Jeszcze chwilę temu milczenie ze strony córki i jego próżne wysiłki podejmowane po to, by nawiązać z szarą kontakt, doprowadzały go do szczękania zębów i drżenia łap. Teraz, po jakimś symbolicznym oznaczeniu Ivy jako swojej, kiedy jedynym, co do niego docierało był jej spokojny, podkreślony pomrukiem oddech, liczyło się tylko trywialne tu i teraz, lecz liczyło się tak, jak kiedyś tylko jeden raz - wtedy, w Małym Wąwozie, razem z Manuelą.
Uniósł głowę powoli, spokojnie, by wypatrzyć w oddali sylwetkę piaskowo-mlecznej lwicy. Biegając wzrokiem ponad złocistymi kłosami kołyszących się w delikatnej mżawce traw, poczuł, jak jego żołądek się kurczy, a wnętrzności stają w płomieniach. Wszechmocne pragnienie zamknięcia oczu i obudzenia się dopiero następnego dnia zostało stłumione. Mieszanka strachu i radości wypełniła Deriona po czubki uszu. Uśmiechnął się. Miał przy sobie, i odczuł to teraz tak wyraźnie, jak nigdy dotąd, dwie najbliższe jego sercu istoty. I obie, samemu, pod dyktando obrzydliwego tchórza mieszkającego na dnie jego duszy, chciał od siebie dziś odpędzić. Zgorszenie wymalowało na jego niedomytym pysku żałosny wyraz. Gdyby nie leżąca pomiędzy jego łapami Ivy, zerwałby się z miejsca, dopadł Manuelę i skacząc, łasząc się i czołgając, próbował odkupić tamtą chwilę zwątpienia, przepraszał ile tchu w płucach i starał się wlać w serce Mani zachwianą wiarę w te wszystkie postanowienia, które przed chwilą chciał zmieszać z błotem, odchodząc.
Z niedającym mu spokoju przekonaniem, że ma Manueli jeszcze wiele do powiedzenia, zamknął oczy, położył łeb obok Ivy i zmusił się do zaśnięcia.


RE: Rzeka - Ivy - 11-08-2014

Po długim i głębokim śnie, szkarłatne ślepia otworzyły się, dziwnie niezamglone i żywe. Źrenice zmierzyły uważnie wielki pysk, spoczywający obok, a ciemne nozdrza mimowolnie zaczerpnęły szczyptę woni dziwaka, jakby chcąc upewnić się, że to dalej on.
Spoglądała tak przez chwilę na ojcowskie lico, by zaraz potem niezdarnie wyślizgnąć się z obwoluty kremowych łap i truchcikiem przebiec kawałek do przodu.
Szary zadek spoczął na ziemi, a kosmaty łebek wyciągnął się na chudej szyi do przodu, próbując zobaczyć jak najwięcej znad wysokich traw. Krwiste ślepka z przejęciem wypatrywały matczynej sylwetki. Ta z kolei co chwila zdawała się pojawiać, ostatecznie rozczarowując rozedrgane serduszko i okazując się jedynie upragnionym przywidzeniem.
Ivy pozostawała w przytłaczającym bezruchu, podczas gdy z prawego ślepka ześlizgnęła się kropla słonego płynu, rozbijając się o grunt pod jej łapami.