Król Lew PBF
Rzeka - Wersja do druku

+- Król Lew PBF (//pbf.krollew.pl)
+-- Dział: Tereny wolne (//pbf.krollew.pl/forumdisplay.php?fid=65)
+--- Dział: Lwia Ziemia (//pbf.krollew.pl/forumdisplay.php?fid=181)
+---- Dział: Słoneczna Rzeka (//pbf.krollew.pl/forumdisplay.php?fid=37)
+---- Wątek: Rzeka (/showthread.php?tid=143)



RE: Rzeka - Derion - 12-08-2014

Otworzył ślepia powoli, zatrzymując powieki w połowie drogi do pełnego ich rozwarcia. W przeciwieństwie do Ivy, świat przed jego oczami wymalował się zamglony i niewyraźny, zasmużony sennością i otępieniem. Kilka minut po zachodzie słońca zdążyło obtoczyć krajobraz błękitami i granatami, do których przyzwyczajenia zamknięte za dnia oczy musiały dopiero przywyknąć.
Spojrzenie Deriona wylądowało na ciemnej kitce na końcu szarego ogonka. Jasne pasemko nie pasowało do ciemnej sierści, było zbyt abstrakcyjne by przejść obok niego obojętnie i koniec końców bardzo szybko wybudziło lwa ze stanu pół-snu, nakazując upewnienie się, czy plecki szarej kulki to plecki jego własnej córki. Pędzelki wieńczące jagodowe uszy z pewnością należały do niej.
Podsunął pod pierś obie łapy i podniósł łeb do pionu. Otworzył paszczę z zamiarem przywitania zmroku lubieżnym ziewnięciem, jednak świeże rany spięte stężałymi strupami krwi nieprzyjemnie zapiekły, momentalnie zamykając ledwo co otwarty pysk.
Patrzył przez chwilę niewidzącym wzrokiem na szary kłębek, upewniając się, że wydarzenia minionego dnia nie były częścią bardzo okropnego snu o pełzającej po ziemi beznogiej żyrafie. Gdy wiatr podsunął pod jego nozdrza zapach Ivy, był już pewien, że szara sylwetka wyciągająca główkę ponad trawy jest jego córką i nawet powrót do koszmaru o wściekłej żyrafie tego nie zmieni.
- Cześć, Ivy - mruknął w jej stronę wyjątkowo przyjaznym i naturalnym tonem, zupełnie nieprzystającym do kociokwiku, który zapanował w jego głowie po zdaniu sobie sprawy z pewnych nieodwracalnych faktów.
Nie czekając na jej reakcję, dźwignął się do pionu i w czterech krokach znalazł przy brzegu rzeki. Otrzepał się, strząsając z siebie mnóstwo suchych traw, które zaplątały się w jego grzywę podczas snu, po czym ugiął wszystkie cztery łapy i zaspokoił pragnienie łapczywie.


RE: Rzeka - Dante - 12-08-2014

Wśród tych dwóch otrzeźwiałych jaźni, tuż po zachodzie słońca pojawiła się i trzecia, być może najbardziej trzeźwa z nich wszystkich. Choć misja mu dana wybiegała poza jego rutynowe zlecenia, swej własnej małej rutyny, jak i szkarłatnookie dziecię, był przyzwyczajony przestrzegać i nic dotychczas, już od licznych jesieni, mu w tym nie przeszkodziło. Dzisiejszy dzień nie był wyjątkiem. Po przespaniu wszelkich słonecznych godzin, gdy tylko jaśniejąca twarz gwiazdy schowała się z ich punktu widzenia za horyzontem - jak co nocy - wypełzł z chłodnej, ciemnej znalezionej na poczekaniu groty by rozpocząć swe nocne życie.
Mogłoby być to prawdziwie zadziwiające jak delikatnie i niemal bezgłośnie potrafi stąpać ktoś o tak wielkiej masie, gdyby nie to, iż zwykle, nim ktokolwiek zdążył się rzeczywiście zdziwić, zwykle już był pętany i mało go obchodziła powabność oprawcy. Tym razem nie miał jednak w swych zamiarach nikogo dopadać. Nie dosłownie i nie z rozkazu czy tam prośby swej zaprzyjaźnionej królowej, trzeciego tyłka na tronie za jego życia (bądź czwartego w zależności jak patrzeć na królowanie jej rodziców). Jeśli już będzie musiał kogoś skrzywdzić, to z własnych powódek… którymi mogło być na przykład nie dotrzymanie obietnicy, po które tu dziś się udał Dentysta.
Ku jego niezadowoleniu wyczuł, iż czarnogrzywy nie jest sam. Kim jest drugie stworzenie? Dzieckiem? Cóż istota przez lud uważana za z góry niewinną i niezdolną do grzechu robi przy tym opryskliwym tchórzu? Nakrapianemu nie przyszłoby do łba, że taki ktoś jak Derion może mieć potomstwo, którym byłby gotowy się zająć.
Zza słonej, zaszklonej tafli świat dla małej boróweczki stał się pewnie choć na chwilę mniej ostry niż zwykle. Nie wiadomo więc, czy najpierw dostrzegła czy też poczuła ledwo widoczny w nastającej ciemności cień, czy ogromne białe, poparzone i pełne blizn łapska, których kroków nie sposób było usłyszeć wcześniej niźli się dostrzegło ich powód.


RE: Rzeka - Ivy - 12-08-2014

Kiedy szara zdała sobie sprawę z obecności dziwnego, słonego płynu w oczkach, zamrugała ze zdezorientowaniem, uwalniając jego kilka kropel, które dołączyły do tej pierwszej.
Nieco skołowana, czym prędzej przetarła łapką ślepia, nie rozumiejąc tego, co w nich zaszło, po czym przeniosła wzrok na mokre plamki na ziemi.
Poruszyła nieznacznie uchem, słysząc przyjemny głos dziwaka, lecz nim zdążyła obrócić łebek, jej uszy podrażnił szelest traw.
Bardzo dobrze znała ten dźwięk i wiedziała co, albo raczej kogo pojawienie się on zwiastował.
Małe serduszko zadudniło w szarej piersi, a niezdarne łapki ruszyły przed siebie tęsknym truchtem. Oczywiście nie brała pod uwagę, że może to być ktokolwiek inny od tego, kogo widziała już oczyma wyobraźni-wciąż żyła w świecie schematów, a ten właśnie zawierał w sobie powrót nikogo innego, a bordowej lwicy.
Tym większe było zdziwienie Ivy, kiedy na jej drodze pojawiła się ściana obcych, masywnych łapsk. Nie przewidując takiej opcji, uderzyła w nie z impetem, w rezultacie lądując na grzbiecie.
Z niepojętym zdziwieniem w szkarłatach utkwiła swe spojrzenie w hybrydzie, której obojętna maska była bardzo znajoma, jednak na nieszczęście bynajmniej nie należała do Mino. Szara kulka trwała tak w bezruchu, z rosnącą pretensją i żalem w sercu wpatrując się w nie-mamę.


RE: Rzeka - Derion - 12-08-2014

Zastrzygł jednym uchem, biorąc odgłos kroków zbliżającego się Dantego za poruszenia trawy buszującej w niej Ivy. Tak, Dante zbliżał się bardzo ostrożnie i cicho; nie na tyle cicho, by umknąć uwadze Deriona, lecz wystarczająco, by uznać delikatność uderzeń opuszek o ziemię za susy córeczki. Wobec tego lew nie odwrócił łba, lecz uraczył taflę rzeki jeszcze kilkoma liźnięciami. Zawiesił spojrzenie na drugim brzegu, gdzie do brzegu wody zbliżała się niewielka grupka gazel, których białe za dnia brzuchy odbijały się teraz w wodzie intensywnym błękitem. Przymknąwszy ślepia, odwrócił powoli głowę w stronę, z której jeszcze przed chwilą dochodziły do niego odgłosy ugniatanej trawy. Z białej brody kapnęły do wody i rozeszły się w równomiernych kręgach trzy krople. Widok dwóch wielkich, odbijających światło wschodzącego księżyca ślepi Dantego był jak cios w podbrzusze. Masywna sylwetka oświetlona bladą poświatą rysowała się wyraźnie, podobnie jak leżąca u jej stóp na pleckach Ivy.
Uniesione w mgnieniu oka wargi zaprezentowały dwie pary ogromnych kłów, z gardzieli wydobył się i nie milkł złowrogi warkot. Otwierając paszczę, by dosięgnąć pokrytej niegęstą grzywą krtani obcego, Derion nie miał czasu, by rozpoznać w Dantem spotkanego niegdyś leopona. Na pierwszy rzut oka nie był nikim Derionowi znanym, a konkluzja wobec tego była prosta - Dante musiał przyjąć na siebie i ewentualnie odparować uderzenie przerażonego śmiertelnie i rozwścieczonego ojca. Lub sprawić, by ten wyhamował przed oderwaniem przednich łap od ziemi.


RE: Rzeka - Dante - 12-08-2014

Uszy łba na wysokościach skuliły się nieco, a jedna brew powędrowała wysoko ku górze, gdy orzechowe ślepia raczyły obdarzyć jagódkę ich blaskiem. Nie pamiętał by ktokolwiek, kiedykolwiek ku niemu z takim entuzjazmem biegł, albowiem jedna z jakże licznego grona dwóch osób istota jest zbyt opasła ażeby biec. Tym większa konsternacja ogarnęła ducha, za którego miał Dantego ojciec małej, iż owym zjawiskiem co z impetem wrąbało w jego łapska było dziecię.
W pewnym momencie, zupełnie jakby mógł już dawno wejrzeć w lustro przyszłości, nastroszyła się z lekka jego niedorobiona grzywa, schylił głowę, by nosem odturlać Ivy na tyle, by ciała samców nie były w ferworze żartu walki w stanie zaniepokoić jej nawet chuchnięciem.
-Już zdążyłeś zapomnieć?-ryknął zniesmaczony jeżąc się, stając się w ułamku sekundy bestią, za którą uchodził. W poświacie wokół niego jak i ślepii, Derion mógł wyczytać tego, którego winien był pamiętać. Surowe oblicze kota, niegdyś tak często niosące szalony uśmiech i odbicie płomieni w oczętach, teraz pozostawało nieruchome, tak jak wtedy u boku Roweny, której szramo wargi bynajmniej pomógł swymi słowami. Zwykle półgrzywego nie obchodziło zbyt wiele rzeczy ani co inni mogą o nim sądzić gdy już wiedzą o jego istnieniu, acz za to jak wtedy potraktował jego jedyną przyjaciółkę, darzył tatuśka szczerą niechęcią i wyrył na jego posmaku jedynie tchórz i menda.
Niski nieprzyjemny pomruk niósł się nieprzerwanie, a właściciel gardła, z którego się wydobywał w każdej chwili był w najwyższym stopniu gotowy, by w swym mniemaniu, powalić przeciwnika na ziemię wykorzystując ciężar swego sadła. O ile to oczywiście będzie konieczne.


RE: Rzeka - Derion - 13-08-2014

//ejnoo od kiedy w ten sposób pisze się sceny bójek/walk? Możesz próbować powalić Deriona, ale o wyniku próby zadecydują w tej sytuacji kostki i MG. Na takiej samej zasadzie, na jakiej Ty opisałaś, równie dobrze mogłam nie dawać Ci możliwości jakiejkolwiek reakcji i w jednym poście wrąbać się Derionem w Dantego i rozwalić jego dupę, nie? Why not. Nie rozpisałam się o samym ataku, bo a nuż chciałabyś odpisać, że Dante krzyknął coś, parsknął, nie wiem, cokolwiek, co Deriona zatrzymałoby nos w nos naprzeciwko. A tak to Dante powalił Deriona jednym zgrabnym ruchem, bravo. No ale nie, jednak nie. Derion by się nie dał :3//


RE: Rzeka - Dante - 13-08-2014

/Jestę zbyt przyzwyczajona do faktu, iż walki są średnio ważne przez prywatne rpki nijak mnie to jednak usprawiedliwia, wybacz, bi hepi, fixed I hope so *ucieka w odmęty absurdu tych pseudo wakacji i dołu rozpaczy oraz rozedrgania*/


RE: Rzeka - Derion - 13-08-2014

/kiedyś złapię Cię tam w tych Twoich odmętach i rozedrgam jeszcze bardziej... INTERPRETUJ JAK CHCESZ//

Zgrzytnęło coś we łbie, doszło do spięcia, antenki namierzyły znajomą barwę i ton głosu. I choć napięcie mięśni nie zelżało, wątpliwość ujęła z dotychczasowego zdecydowania, powodując, że zamiast z intencją skoku, lwisko dotknęło ziemi przednimi łapami po to, by wyhamować. Znalazł się, z obnażonymi kłami i roziskrzonym spojrzeniem, nosek w nosek z jeżącym się Dantem, trzaskając powietrze niezasłużenie niekontrolowanymi trzepnięciami długiego ogona. Byli podobnego wzrostu, lecz Darionowi w porównaniu z leoponem brakowało muskulatury. Zamknięta w kształcie prostokąta krępa sylwetka Dantego wydawała się obok lwa być przesadnie napakowaną, lecz z drugiej strony patrząc, długie łapy Deriona wespół ze zbytkiem masy tłuszczowej świadczyły raczej o przeciętnych predyspozycjach fizycznych lwa. Zapowiedzią drzemiącej wewnątrz siły i opozycją wobec niepewności, czy nad tymi proporcjami da się zapanować, mogło być jedynie przypuszczenie, że właściciel suchego kośćca i twardych, niezbyt delikatnych ruchów potrafił się z własnymi gabarytami świadomie obchodzić.
Szybko skojarzył fakty i uraczył własne płuca tylko jednym łykiem powietrza. Warknął przez zęby, wpijając jadowite spojrzenie w oczy naprzeciwko i bez zbędnej delikatności zagarniając Ivy łapą do siebie:
- Ty zdążyłeś. W przeciwnym razie nie ryzykowałbyś oberwania po mordzie.
Uniósł brwi i kontynuował bez zająknięcia, ignorując ewentualne oznaki chęci przerwania sobie:
- Wara od mojej córki. A jeśli przyszedłeś do mnie, musisz ją najpierw przeprosić...
W jakiś niepojęty sposób ulatująca z Deriona złość była zastępowana radością. Porwało go bycie ojcem.
- ...przestraszyła się.
I otworzył oczy jeszcze szerzej, tańcząc walca z brawurą, jak uwielbiał najbardziej. Oh, a to, że mógł zaraz oberwać z drugiej strony ozdobionego świeżymi ranami ryja miało niewielkie znaczenie.


RE: Rzeka - Dante - 14-08-2014

/YUSSSS

Narrator trzecio osobowy nie ma aktualnie pojęcia, czy rzeczywiście podczas ich ostatniego spotkania bestyjka wydusiła z siebie choć słówko, acz jest to sprawa mniejszej wagi w obliczu faktu pojęcia przez tego drugiego kim osoba dotychczas milcząca bądź też nie, jest. Czego jednak owy narrator nie da sobie odebrać to drobna korekta opisu białego kota, nawet jeśli rozbiega się tego wyobrażenie z pojęciem „leopon”. Choć byli podobni wzrostem, półgrzywy był jednak widocznie (co wcale nie oznacza tyle co znacznie) wyższy, przez wzgląd na fakt, że cały był odrobinę lżejszej budowy niż leopon winien. Nie tylko wyższy, lecz i nieco dłuższy, zaprawdę napakowany, acz nie można go było przyrównać do pudełka na równi z jego dawno żywcem spalonym przezeń rodzeństwem, a owy fakt na jego zysk przydał mu kapkę więcej zręczności niż zwykła hybryda jego typu mogłaby łaknąć. Co jednak było pewne i w całości zgodne – był w pełni świadom jak użyć swych gabarytów. Na szczęście wątlejszego (acz przeto wcale nie wątłego) nie było ku temu póki co żadnej potrzeby.
Wysłuchał słów oponenta, by chwilę jeszcze spoglądać na niego zmrużonymi ślepiami, a sekundę później opuścić futro i przybrać na mordę szczerzący kły i nie tylko uśmiech.
-Ja?-zaśmiał się bezgłośnie z błyskiem w oku-och nie zapomniałem jakim tchórzem jesteś-uniósł brwi i głowę, spoglądając nieco z góry na tatusia-dostać od ciebie po mordzie?-fuknął przez nos-chyba tylko w twych marach-zamknął paszczę, której uśmiech nie opuścił. Ciężko było określić jego typ. Czy był prześmiewczy, czy ironiczny, bezczelny? Pewnie żadne z wymienionych, kierowany tylko Dantemu znanymi motorami.
W komentarzu na dalsze słowa Deriona jedno ze swych uszu postawił wyżej i machnął ogonem od niechcenia zerkając na owoc mało miłosnych poczynań rozmówcy.
-Nie ja winienem przepraszać, a ona-stwierdził na powrót zwracając orzechy w beżowe oblicze-twój pomiot zaatakował mnie, nie inaczej-uniósł i jedną brew w akompaniamencie do ucha, w wypowiedzianych słowach ujmując wpadnięcie małej po niezgrabnym sprincie w łapy jasnego. Pewnie zwracałby się o dzieciach per „to” a nie po ich wątpliwej płci, lecz on jak mało kto był świadomy ich indywidualności i możliwości o jakich się zaślepionych miłością, ignorancją, pobłażaniem i strachem dorosłym nie śniło. Nie śniło oj nie śniło jakie mroczne myśli są w stanie nawiedzić takie małe łebki, jak makabryczne, ach i czegóż nie robią a chcą… chyba, że jednak dają radę się posunąć do tego i owego. Ile dusz, ile tchnięć uciętych niespodziewanie, ze strony, która nie przyszłaby nikomu do głowy.
-I cóż, mam wrażenie, że przestraszyła się nie bardziej niż ty-uśmieszek przybrał na sile, lecz za owym kryło się nic innego niźli prawda biorąc na wzgląd wyrzuty wyniku kazirodztwa zamiast wyrazu strachu w szkarłatach.
Nijak czuł się nasz łowca zobligowany do ugłaskiwania osób trzecich czy wysłuchiwania czyichkolwiek próśb poza Rowennimi. Wędrowiec obiecał swą posługę nie dając żadnych warunków, których pewnie i tak by nie przyjęli, a też jeśli nie raczy wypełnić danego słowa… och na Białych Stepach tacy byli uważani za gorszych niż ci co sypiają z własnym rodzeństwem czy dziećmi.
Choć wielki mógł sprawiać wrażenie takiego co stracił przez konwersację na czujności, było to błędne, gdyż ten w każdej chwili był gotowy odparować wszelki atak za wypowiedziane przez siebie słowa, w których jednak nie znalazł ni nuty fałszu.

/wybacz Ragi jeśli chciałaś coś dorzucić w międzyczasie hum. Zawsze możesz w poście cofnąć się w czasie, żżee tak to ujmę


RE: Rzeka - Ivy - 14-08-2014

Mała pozostawała raczej bierna na to, co działo się w tej chwili. Została odsunięta na bok i tam też pozostała, przyglądając się dwójce samców, z uwagą obserwując to, co między nimi właśnie zachodziło.
Jej uwagę szczególnie przyciągała sylwetka Dantego-nie tyle co przez wzgląd na jej ogrom, a przez ekspresję pyska i chłodny jadowity ton-tak dobrze jej znane w komplecie z bordowym futrem.
Przekrzywiła łepetynę z zaintrygowaniem wlepiając ślepka w jasne futro. Miała ochotę podejść i sprawdzić, jak pachnie, jednak zdawała sobie, że uprzednie odsunięcie jej od siebie nie było tu przypadkowe. Westchnęła ciężko, ostatecznie rezygnując z kuszącej perspektywy.
Co prawda nie miała póki co pozwolenia na ponowne podejście do olbrzyma, jednak jak ostatnio udało się jej zaobserwować, rzeczy zmieniały swój stan w najmniej oczekiwanych momentach.
Szara kluska odbiegła kawałek, przysiadając przy kamyku, leżącym nieopodal. Dumała nad nim dłuższą chwilę, rozważając wszelkie za i przeciw, aby ostatecznie podjąć decyzję.
Tak, to było właśnie to.
Jasna mordka pochwyciła skałkę namiastkami kłów, po czym żwawo podreptała przed tego dużego bez grzywy.
Ostrożnie położyła u jego łap skarb, dając tym samym ślepiom Dante idealną okazję do podziwiania go w pełnej krasie. Szkarłaty rzuciły mu badawcze spojrzenie, nie pozwalając sobie na choćby pojedyncze mrugnięcie.
Mała z przejęciem czekała na rozwój wydarzeń, w duchu utwierdzając się w tym, że jeśli w ten sposób nie uda jej się zyskać przychylności olbrzyma, znaczyć to będzie, że nie da się tego zrobić w jakikolwiek sposób.


RE: Rzeka - Derion - 14-08-2014

Chociaż wyraz jego pyska nie zmieniał się, to oddech i myśli powoli uspokajały. Tak już jest z przemijaniem uśmiechów, czy tych kpiarskich, czy szczerych, że pod koniec swojej ulotnej egzystencji są tylko marnymi imitacjami jeszcze przed chwilą autentycznych emocji. Tak też się stało z tym derionowym. W miarę upływu słów Dantego, na mordzie lwa zachodziły te minimalne zmiany świadczące o nieprzystawaniu stanu ducha do jego domniemanego w tym momencie odbicia w rysach.
Więc słuchał, słuchał i słuchał, przekrzywiając łepetynę ledwie zauważalnie, bezwiednie. Konkluzja rodziła się w jego głowie bardzo czysta i klarowna - przypakowanego goryla stojącego naprzeciwko nie było stać na nic więcej, jak machinalne odbicie piłeczki i polukrowanie jej odrobiną prymitywnej obrazy bogu ducha winnej Ivy. I choć w żołądku Deriona coś nieprzyjemnie zaciążyło, lew nie drgnął ni jednym wibrysem, otrzymując za przetrzymaną próbę sowitą nagrodę w postaci ostatniego zdania oponenta. Uśmiechnął się delikatnie, mrugnął ślepkami i nie tracąc kontaktu z orzechowymi oczyma naprzeciwko, westchnął cichutko.
- Oh - spuścił wzrok i zakreślił łapą na ziemi niewielką ósemeczkę. Poczuł, że zrealizowanie powziętego zamiaru nie będzie do końca takie proste i przyjemne, jak się spodziewał. Mimo wszystko miał ochotę przypieprzyć w zakuty łeb Dantego z całej siły i rozmazać jego wnętrzności na ziemi w kształt regularnych spiralek. I nie uważał, by miał z tym jakikolwiek problem. I wiedział, że druga strona myśli o swoich siłach w analogiczny sposób. To uwierało ego, z tym trzeba było powalczyć. Kaszlnął-zaśmiał się i powrócił spojrzeniem w ślepia leopona, ubierając pysk w wyraz niewymuszonego politowania i rozbawienia. - Mmm... czuję się znokautowany - mruknął, powoli wypuszczając z paszczy słowa.
Parsknął raz jeszcze i kręcąc głową, przyciągnął do siebie Ivy, która wpatrywała się w Dantego chwilę po tym, jak ofiarowała mu... skarb. Polizał szare futerko pomiędzy ciemnymi uszkami i z niepokojem, przez półprzymknięte powieki, zauważył leżący u stóp leopona kamień. Siłą odrzucił od siebie przypuszczenia o intencjach córki. Rozkoszował się tą chwilą, która przebiegała po jego grzbiecie dreszczem napięcia-oczekiwania na ewentualny atak. Logicznie rozumując - nie spodziewał się go. Jednak schylenia łba i przymrużenie oczu było oczywistym wystawieniem się na cios nie do odparowania.
Gdy uniósł łeb z powrotem do poziomu oczu Dantego, miał w sobie o tyle więcej pewności siebie, o ile więcej wezbranej w ciągu kilku sekund złości z powodu gestu Ivy.
- Zmykaj. Wskazać dokądś drogę? - zapytał trochę więcej niż szeptem, forsując mordę do ułożenia się w kurtuazyjny uśmiech.


RE: Rzeka - Dante - 14-08-2014

Dante właśnie przypomniał sobie boleśnie dlaczego to tak rzadko się uśmiecha, przyrównując częstotliwość do nigdy od lat. Również pożałował jakiegokolwiek zbędnego otworzenia paszczy, czego też nie robi poza towarzystwem Henrysia, z którym toczył długie, właściwie, monologi będące jedynym co trzymało go w ryzach zdrowia na umyśle. Ból jaki wiązał się ze wspomnieniem niebieskiego przywiódł za sobą zdanie sobie sprawy jak bardzo nienawidził czarnej kotki za to, że go tu wysłała. Do krain gdzie nie siał postrachu, gdzie mało co wiedział, gdzie nie znał terenów ani kultury, będąc znów dzieckiem zamkniętym i uwięzionym na przestrzeni wielu tygodni drogi. Jak mogła właśnie jego wysłać z misją dyplomatyczną, cóż za absurd, jak bardzo ciężkie było to co spadło jej na czaszkę?! Dlaczego on? A no bo nikomu już nie ufała. Nikomu nie wierzyła. Na schyłku życia, gdzie nawet jej rodzeństwo padło od chorób, było zbyt młode bądź jej nienawidziło, położyła całą swą i królestwa nadzieję w nim.
Czy da radę przełknąć swą dumę, zgiąć kark, by dotrzymać swego słowa, by dać radę wymusić na tym drugim dokładnie to samo? Zdawało się to niemożliwe. Czy warto? Zacisnął szczęki i westchnął, gdy zdał sobie sprawę, że nawet jeśli niech psia krew zatopi Białe Stepy, nie mógł się poddać i zakończyć z godnością sprawy przez głupiego zimorodka.
Gdy dusza jasnego pogrążała się w autodestrukcyjnym bólu i zawirowaniach co trwały sekundę a wieczność, złowił szkarłat, a następnie zlepek minerałów jakim był owy skarb. Gdzie on już widział takie demoniczne czerwone ślepiszcza? Ach no tak… lecz bynajmniej w ciemnym ciele. Skrzywił się na wspomnienie i wpatrywał się w kamyczek, zupełnie ignorując słowa, gesty i całą mimikę grzywiastego, ogólnie – całą jego osobę. Spojrzał na borówkę, dziwnie smutny, by unieść uszy i posłać jej pełne równie dziwacznego uznania spojrzenie, z którego wrażliwe dziecię funkcjonujące na innych falach niźli dorośli było w stanie wyczytać docenienie gestu jak i przychylny stosunek względem małej. Stwierdził w duchu, iż ma więcej oleju w głowie niż jej ojciec. Tknął skarbu monstrualnym łapskiem i przysunął ku sobie, jednak nieznacznie, gdyby kluseczka chciała go jednak szybko odzyskać. Zmarszczył nos i wreszcie wejrzał w beżowe oblicze.
-Chcesz bym zwyczajnie odszedł, gdy jednak osóbka tak ci bliska chyba jednak zasmuciłaby się na moje zniknięcie-jeśli kiedykolwiek w życiu miał jakkolwiek dobry humor, właśnie całkowicie go stracił. Nijak skomentował fakt, że berbeć jest dziecięciem tego o tu, jak małej z tego względu współczuje oraz jak to zdziwienie go ogarnia, że tatulek wziął na siebie owy tytuł. Nie wyglądał na takiego co by skusił się na to z własnej woli. Znów długo patrzył na jagódkę.
-Jesteś cholernym ojcem, więc może naucz ją, że twe słowa są cokolwiek warte, naucz, daj nieszczęsny przykład, iż słowa należy dotrzymać nawet najgorszej szumowinie. Los karze takich co tego nie robią-z każdym słowem czuł się tylko gorzej i gorzej. Dzieci zasługiwały na lepszych ojców i lepsze matki niż Ivy.
Jakby nie mógł znaleźć tego czego szukał w innej osobie niż ten o tu. Och oczywiście, że mógł. Jednak przywiodła go tu złożona obietnica i to bynajmniej przez niego. Nie zamierzał Derionowi grozić, nie upadł tak nisko. Jeśli jednak nie wywiąże się ze swego zobowiązania, zwyczajnie go ukarze. Jeśli sam z siebie nie jest w stanie wykazać się kapką honoru, nie zasługuje na takie cuda jak Manuela. Szkoda, że mleczna nie nauczyła go, by robił wszystko, by polegano na jego słowie.


RE: Rzeka - Derion - 14-08-2014

Spojrzenie Deriona nabierało na trzeźwości. Nie wpadła mu dotychczas do głowy jakże oczywista myśl, że odwiedziny Dantego mogły być celowe. Bo gdyby to, gdyby tylko pomyślał, że półgrzywy kot nie wpadł nad Rzekę tylko by podziwiać księżycowe odblaski na jej powierzchni, może byłby na jego odpowiedź bardziej przygotowany i nie musiałby wycofać się kilka kroczków i zmarszczyć czoła, by dać sobie czas na zlepienie kilku słów w treściwą ripostę. Marszcząc się więc, w komfortowym oddaleniu od nosa Dantego, lew wychrypiał dość wysokim, zdradzającym zaskoczenie tonem:
- Ah, Rowena wspominała, że możesz mieć z tym problem. - Uśmiechnął się lekko samymi kącikami pyska. - Ale jeśli nazywając mnie cholerą prosisz w ten sposób o pomoc, chyba nie mam serca ci odmówić... - Jeszcze jeden słodki uśmiech. - ...przynajmniej możliwości przedstawienia swojej prośby. Hm?
Przyciągnął Ivy bliżej siebie i zaczął gładzić łapą flegmatycznie. To go uspokajało.
Lecz jeśli ktokolwiek myślał, że Derion zamierza ofiarować swoją pomoc komuś, kto nie potrafił zgiąć swojego karku w prostym geście przywitania był w wielkim błędzie. Dołożywszy do sterty win Dantego fakt, że z jego strony jak do tej pory wyszły jedynie słowa obrazy należałoby się mocno zastanowić nad tym, dlaczego lew zdecydował się chociażby na wysłuchanie, z czym półgrzywy jegomość do niego przyszedł. Niemniej jednak, to chyba wiadomo, nie ma nic gorszego od odbierania komukolwiek nadziei i chyba świadomość tego faktu łechtała w tym momencie Deriona bardziej, niż satysfakcja z niezrealizowanego ciosu w brązowy, spięty w grymasie niezadowolenia pychol naprzeciwko.
Zabawa z cudzą desperacją była rozrywką bogów.


RE: Rzeka - Skanda - 16-08-2014

/Pozdro Ari, że przez ten czas, gdyby nie było tu Dante, napisałybyśmy ze dwa wątki między sobą. Geez, czemu ludzie wchodzą do tematów, nie mając czasu na pisanie.

....


RE: Rzeka - Dante - 21-08-2014

Och gdyby Dante był zdesperowany, ktoś już by nie żył. Desperacko szukał Henrysia, acz by tym samym przysłówkiem określić „chęć” wręcz zmuszenia Deriona do pomocy mu… och nie, nie.
Z gardła nieco- nakrapianego uciekł się nieprzyjemny gulgot na dźwięk imienia przyjaciółki, wydobywający się z paszczy rozmówcy, czy też towarzysza do ping ponga (przeto odbijają piłeczkę, prawda?). Nie powinna się mu przedstawiać, nie powinna nikomu, głupia kobieta. Baby są z definicji głupie, lecz Ro jednakże dotychczas zdawała mu się w miarę rozsądna. Cóż, problemy i cień śmierci wzięły nad nią górę, do tego stopnia, że szukała mentalnej pomocy u tego tu… a teraz robi to leopon. Warknął w duchu na ową myśl, jednak te myśli były tylko i wyłącznie jego winą, nijak czarnogrzywego.
Co do kwestii zgięcia karku w przywitalnym geście - gdyby to zrobił, owy zostałby przez beżowego złamany nim z białego gardła zdążyłaby się wydobyć choćby połowa dźwięku.
Och Dante. Nienajlepszy z niego materiał do ugłaskiwania sobie osób, które wyraźnie tego nie chcą… czy kogokolwiek innego. Szczęśliwie w życiu nie był zmuszany do zbyt wielu interakcji, więc teraz był postawiony w obliczu nieprawdopodobnego wysiłku, wciąż jak na złość popełniając błąd za błędem.
Pominął milczeniem wszystko poza pytaniem, albowiem nie miało sensu się teraz bronić czy cokolwiek tłumaczyć. Skrzywił się, fuknął odwracając na chwilę łeb, by jednak przemówić.
-Poszukuję kogoś kto zna te ziemie. A że akurat się pewien czas temu zobowiązałeś…-sapnął ciężko, nie mając większej ochoty na taką współpracę. Cóż, być może bardziej by Derion był w stanie uprzykrzyć życie wielkiemu przystając na jego prośbę niźli „odbierając mu nadzieję”.
I nie chodziło mu o przewodnika jako „po lewej mamy akację a na zachód… stado ziem zachodnich”. Szukał kogoś kto znał. Zakamarki, humory, kto się gdzie kręci, gdzie czego szukać i tak dalej. Jeśli jeszcze to będzie musiał wyjaśniać, chyba zarzuci wszelkie starania się o dbanie o honor tatuśka tak usilnie się starając by dotrzymał słowa i pójdzie znaleźć kogoś przyjemniejszego w obyciu, bo doprawdy już samo przebywanie na tych terenach wystarczająco go drażniło.