Król Lew PBF
Rzeka - Wersja do druku

+- Król Lew PBF (//pbf.krollew.pl)
+-- Dział: Tereny wolne (//pbf.krollew.pl/forumdisplay.php?fid=65)
+--- Dział: Lwia Ziemia (//pbf.krollew.pl/forumdisplay.php?fid=181)
+---- Dział: Słoneczna Rzeka (//pbf.krollew.pl/forumdisplay.php?fid=37)
+---- Wątek: Rzeka (/showthread.php?tid=143)



RE: Rzeka - Derion - 27-08-2014

Ziemia pod łapami Deriona stawała się coraz twardsza, a określony przez ciemność świat bardziej wyrazisty. Bezwiednie wodząc po małym ciałku Ivy prawą łapą, lew przez chwilę po usłyszeniu odpowiedzi wpatrywał się w Dantego bez absolutnie żadnego wyrazu wymalowanego na mordzie... jakaż odmiana dla aktorstwa, któremu oddawał się przed chwilą z satysfakcją i chłopięcą radochą.
Nakreślenie sprawy zmieniało jednak postać rzeczy, zmieniało praktycznie wszystko. Interes. Sprawa. Robota. Oczywiście, że mógł pomóc. Nieprzyjemny początek spotkania mógł nie mieć znaczenia w obliczu tego, czym mogła owa pomoc zaowocować. Postać leopona z resztą, w miarę upływu skąpych słów z jego pyska, wydawała się Derionowi bardziej zrozumiała, niż na początku, a mgliste wspomnienie ich pierwszego spotkania zaczęło napełniać go bardziej zażenowaniem wobec własnego zachowania, niż niechęcią do rozmówcy.
- Znam je bardzo dobrze. Być może lepiej, niż ktokolwiek inny - odpowiedział bez cienia przechwałki, czy arogancji w głosie, ot stwierdzając fakt i przy okazji potwierdzając jego słuszność rozluźnieniem mięśni mordy. - Znam nie tylko tereny, ale i ich mieszkańców. Mniej lub bardziej.
Zamyślił się na parę sekund z lekko otwartym pyskiem i wzrokiem zawieszonym gdzieś w bok. Właściwie dlaczego miałby mu pomagać? Przez głowę przebiegła mu niewygodna myśl o skutkach odmowy i, chcąc czy nie chcąc, pozwolił końcówce swojego ogona zadrżeć w objawie niewygody. Nie chciał się do tego przyznać, lecz przed sobą samym stwierdzał, że nabita siłą sylwetka Dantego byłaby trudnym przeciwnikiem do pokonania i jeśli ktokolwiek miałby wyjść z ewentualnej potyczki cało, byłby najprawdopodobniej stawał twarzą w twarz ze swoim ostatnim dniem na ziemi. Pazury nie wysunęłyby się z łap pyszałkowatych podrostków próbujących udowodnić swoje racje, lecz dwóch doświadczonych życiem i zdeterminowanych przez własne ego morderców. Niezbyt kusząca perspektywa. Zarówno dla jednej, jak i drugiej strony.
Po prawdzie przypomnienie o deklaracji było jedynym, ale i bardzo mocnym motywatorem do skłonienia się w stronę dowiedzenia się czegokolwiek więcej. Obietnica była wytłumaczeniem i usprawiedliwieniem na odmowę, przed którą, co by nie mówić, Derion odczuwał teraz niedający się odgonić dyskomfort. Uniósł więc brwi i z powrotem nakierowując wzrok na orzechowe ślepia rozmówcy, stwierdził spokojnie:
- Nigdy nie interesowały mnie przyczyny, dla których ktoś prosił mnie o przysługę - zatrzymał gładzącą boczek Ivy łapę - i w tym przypadku nie byłoby inaczej, chociaż zaoferowałem pomoc, a nie wspólny interes. - Nachylił nieco łeb i zniżonym głosem, z kwaśnym uśmiechem na mordzie, kłapnął paszczęką: - Mój błąd.
Mrużąc ślepia, przechylił łeb na lewo, przechylił łeb na prawo. Zapytał rzeczowym, wypranym z jakiegokolwiek jadu i nieuprzejmości tonem, jakby omawiał z przyjacielem plan na jutrzejsze popołudnie, a nie ewentualną perspektywę połamania gnatów, mając nadzieję na ustabilizowanie grunt, po którym obaj stąpali:
- Jak to sobie wyobrażasz? Myślisz, że mogę cokolwiek zrobić w zamian za wdzięczność kogoś, kogo widziałem tylko raz i najprawdopodobniej nigdy więcej?


RE: Rzeka - Ivy - 27-08-2014

Szkarłaty z przejęciem obserwowały poczynania leopona, a zakończone pędzelkami uszyska drgnęły, poruszone jego gestem.
Od początku wiedziała, że mu się spodoba.
Zamrugała porozumiewawczo, jednak w tym samym momencie zgarnęło ją ojcowskie łapsko.
Rozmowa między dwójką samców zdecydowanie wykraczała poza granice rozumienia szarej kulki, toteż pozostała obojętna na ich słowa. Znacznie bardziej absorbowały ją poczynania dziwaka i dreszcze, jakie przechodziły jej ciałko, gdy wielkie łapsko muskało jej grzbiet. Oddawała się przez chwilę tej bliżej nieokreślonej czynności, by w końcu obrócić się na grzbiet, jasnym brzuchem do góry. Wówczas wbiła badawcze spojrzenie w przeorany pazurami pysk lwa.

/lel nicniewnoszącypostraz


RE: Rzeka - Dante - 28-08-2014

Subtelny cień uśmiechu przemknął przez kąciki warg jasnego, gdy mała zrozumiała jego gest i mimikę, lecz zaraz podniósł spoważniałe orzechy na jej ojca, by doprowadzić tą nieszczęsną sprawę do takiego czy innego końca.
Och jaka była ulga dla wielkiego, gdy ten drugi począł przemawiać doń normalnym tonem, bez głupich uśmiechów, spojrzeń i żartów czy złości. Pozwolił sobie nawet na ciche westchnięcie, które jednak nijak oznaczało przystanie na jakiekolwiek dane warunki beżowego. Przekrzywił nieznacznie łeb, jakby chciał zluzować napięte mięśnie karku, czy też zesztywniałe barki. Przyjemnie się oglądało zaczynające się kręcić kółeczka szczerbate w ślepiach rozmówcy, gdy też cicho w duchu stwierdził, iż gdyby owy się od razu od tak zgodził, również nie myślałby o nim najlepiej… choć oh jakże byt o ułatwiło ten prolog zadania.
Uniósł brwi, a za nimi powędrowało jedno ucho po pierwszym oświadczeni znawcy. Dobrze, to bardzo dobrze. Tym lepiej, że bez wszelkiej przechwałki, gdy i on swym gestem nijak chciał wyrazić jakiekolwiek powątpienie czy wręcz wyśmianie danego mu faktu. Bycie pewnym swych możliwości było piekielne według leopona ważne i też przeto oszczędzało nerwy drugiej strony.
Zaraz jednak jego umysł wrócił na swe zwykłe obroty, by uważnie wysłuchać kolejnych słów Deriona… i uśmiechnąć się, na krótką sekundkę zapominając, że przeklął się, by nigdy nie rozciągnąć w tym geście warg w pracy, a już zwłaszcza przy nim. Trwało to ułamek wszechświata, lecz owa reakcja była tak szczera jak nerwowość dziewicy. Tak bardzo tatuśka nienawidził, gdy tak bardzo go rozumiał, tak bardzo się chwilami zgadzał, tak wielce chciał mu otwarcie przyznać słuszność. Och na słodkie maki.
Postawił nieco ciemniejsze niż pokryte antyczną bielą uszyska i omiótł szybciutko sylwetę niebieskookiego, starając się dobrać, czy bardziej zebrać w jego przypadku słowa.
-Myślę, że możesz-nieznacznie uniósł brwi-nie dręczy cię może, że i kogoś innego mógłbyś już nigdy więcej nie ujrzeć w razie odmowy?-spuścił co wcześniej się na jego obliczu podniosło-Nijak zamierzam ci jednak grozić-zamachnął się ogonem-jednak powinieneś wiedzieć, że „wdzięczność” jak to rozkosznie ująłeś, co po niektórych osób jest warta więcej niż jakiekolwiek inne wynagrodzenie.
Uniósł pysk nieznacznie wypinając pierś gdy nabrał w nią powietrza i wpatrywał się uważnie w lwa.


RE: Rzeka - Derion - 28-08-2014

Błyszczące spod lekko zmrużonych powiek ślepia i tańczący pomiędzy kosmykami czarnej grzywy wiatr były jedynymi sugestiami życia ukrytego pod niewzruszoną, skamieniałą sylwetką wysłuchującego Dantego Deriona. Póki ociężałe słowa opuszczały, jedno za drugim, potężne szczęki leopona, póty wyłapujące je uszy stały postawione na sztorc i dopiero wówczas, gdy pierś rozmówcy uniosła się w zwieńczeniu treściwej przemowy, ich małżowiny skierowały się w tył, poparte przez zaciśnięcie warg, sugerując przyjęcie przekazanej informacji. I razem z nabierającym powietrza Dantem i jego pęczniejącą wdechem piersią, Derion uniósł powoli wcześniej lekko opuszczony łeb i odpowiedział bez wahania, od razu jak tylko spojrzenie orzechowych oczu spoczęło na nim w niewypowiedzianym oczekiwaniu na odpowiedź:
- Jesteś w dużym błędzie jeśli myślisz, że mógłbym wyświadczyć ci przysługę pod jakąkolwiek groźbą. Jeśli szukasz szczeniaka, któremu zamierzasz podgryzać dupę, przyspieszając marszu, mogę z uśmiechem na mordzie wskazać ci drogę do kilku, którym przydałaby się podobna przygoda.
Uśmiechnął się lekko na poparcie swoich słów.
Ale dlaczego w to brnął? Zamiatając niewygodną myśl o strachu pod dywan, usprawiedliwiał się zainteresowaniem sprawą i dreszczykiem emocji, który zmierzwił sierść pomiędzy jego barkami w objawie ekscytacji.
- Rozmawiasz z facetem, Dante - kontynuował monotonnym tonem. Chyba tym tonem, którym mogli się ze sobą dogadać. - Nie z zastraszoną dziwką.
Powstrzymał się przed kontynuacją wątku i jakimkolwiek moralizatorstwem.
- Ale nasza znajomość skończy się w tym miejscu, rozejdziemy się szczęśliwi i zdrowi, jeśli nadal jedynym, co będziesz miał do zaoferowania będzie uśmiech twojej przyjaciółki. Nie, żebym nie doceniał. Tylko wiesz... to trochę mało. Nie będę dobrym przewodnikiem, jeśli nie zmienimy warunków - stwierdził przyciszonym głosem i być może z chłopięcą arogancją zapuszczając się odrobinkę za daleko na teren, na którym oboje nie powinni się zapuszczać. Tyle. Miał nadzieję więcej tam nie wracać. Westchnął szybko, pociągnął nosem i powrócił do normalnego tonu, zadowolony wewnątrz z faktu, że wyłuskawszy dość istotną kwestię, mimo niewypowiedzianych wprost gróźb i niezrealizowanych ciosów, szala zaczęła się wyrównywać. - Bark w bark, Dante. Nie inaczej.
Przekręcił minimalnie głowę i raz jeszcze pociągnął na nosie, czując jak chłodne powietrze dmące znad Słonecznej Rzeki wdziera się do jego płuc wraz z drobinami szepczącego deszczu.


RE: Rzeka - Dante - 28-08-2014

Z zapalającą się na nowo złością, wbrew wcześniejszej uldze, ponownie napinając swe biedne mięśnie, prócz cichego warknięcia na dnie swych płuc, chcąc w milczeniu przetrzymać pierwszą część idiotyzmu, który opuścił zaszramiony pysk.
Oddychał głębiej, a wolniej, nie patrząc w tym czasie na beżowego. Podniósł nań ślepia dopiero gdy się upewnił, iż tamten skończył.
-Dlatego. Ci. Nie groziłem-wysapał niskim głosem, starając się by owe słowa nie brzmiały jak ostatnie przed rzuceniem się drugiemu do pokrytego grzywskiem gardła. Wyraźnie to wcześniej powiedział. Dokładnie wiedział wszystko co miał ten do powiedzenia nim w ogóle zaświtała mu w umyśle chęć na rozwarcie paszczy. Po co więc na czerwone rumianki, za co i czy doprawdy musiał? Dante gdy już musiał mówić, nienawidził się powtarzać.
Wysunął dolną szczękę i opuścił bez mocy łeb na kolejną uwagę, podsumowując ową sapnięciem przez nos.
-Zdążyłem zauważyć-podniósł z ukosa głowę-żadna zastraszona dziwka nie byłaby tak szpetna-uniósł brwi zamiast się uśmiechnąć, pamiętając o danej sobie przestrodze. Jego bąknięcie nie miało na celu urazić Deriona. Dla białego nawet jako samiec wcale był niebrzydki. Jeśli jednak pojmować ciemnogrzywego jako kobietę… śmiać się czy płakać.
Słuchał dalej, części, która najmniej go zdeprymowała, acz najbardziej pozbawiła sił.
-Poza tym, że nie jej wdzięczność miałem na myśli..-przewrócił nieznacznie gałami-gardzisz jej uśmiechem, a tym czego chcesz jest… równość?-skrzywił się i po raz kolejny uniósł brwi.
-Bo jeśli tak, to wiedz, że gdybym miał cię za kogoś gorszego, nie brałbym w ogóle pod uwagę myślenia o tobie jako o moim przewodniku.


RE: Rzeka - Derion - 29-08-2014

Dla Dantego jakikolwiek akt prospołeczny wydawał się być wysiłkiem przekraczającym jego możliwości. Przynajmniej sądząc po ciężkich sapnięciach i z trudem dobywanych z gardzieli słowach. Przynajmniej w mniemaniu Deriona, który otwarł nieznacznie pysk i zmarszczywszy czoło, wysłuchał ostatnich słów leopona z nieopisanym zniecierpliwieniem. Dopiero co zawiązana nić porozumienia została zerwana, fale, na których obaj nadawali nie mogły póki co intefrować.
I, oh, on również na każde z jego zdań i mógłby powtórzyć swoje wcześniejsze słowa i powtarzaliby się, powtarzali w nieskończoność, póki jeden nie przydzwoniłby drugiemu w mordę i nie rozwiązaliby sprawy jak na mężczyzn przystało. Zamiast tego, czarnogrzywy nie kryjąc się zbytnio, odwrócił wzrok i wziął kilka głębokich, uspokajających wdechów, mając nadzieję, że przyjmując na siebie beszt rozmówcy bez komentarza, uda im się dojść do jakichkolwiek wniosków.
A na to o dziwce się uśmiechnął.
- Równość to punkt wyjścia - zaczął cicho, zwracając mordę w stronę Dantego i przyjmując najspokojniejszy, najmniej pretensjonalny i mentorski ton, na jaki mógł się w tej ciężkiej próbie własnej cierpliwości zdobyć. - Okej? Tylko punkt wyjścia.
Pomyśleć, że w konwersacji dwóch na przemian pragnących rozerwać sobie gardła i uzyskać od drugiego pomoc samców, słowa miały tak duże znaczenie. Pomyśleć tylko.
Schylił łeb i utrzymując go lekko przechylonym poniżej linii grzbietu, ukazując fragment jasnej przestrzeni podgardla, w pierwotnym geście postawienia się w hierarchii nieco niżej od oponenta, wyjaśnił spokojnie i wychwytując najmniejsze oznaki niezadowolenia z drugiej strony:
- Nie pomogę za darmo. Mam na głowie dopiero co powiększoną rodzinę i nie widzę powodu, dla którego miałbym ją zaniedbać... dla kogokolwiek. Poza tym ciągle nie wiem, czego dokładnie potrzebujesz.
Wieczornej opowieści o Ziemiach Czterech Stad, akompaniowanej przez wschodzący księżyc i koncertujące cykady? Wyrysowania na piachu szczegółowej mapy? Kilkudniowej... wycieczki...? Współpracy zwieńczonej osiągnięciem bardzo konkretnego celu?


RE: Rzeka - Dante - 06-09-2014

Powiedz kotu, że masz go za równy sobie byt, a zaraz stwierdzi, że to obraza. Taki koci, a tym bardziej samczy los; szczególnie jeśli były to takie samce. Doprawdy, może na zdrowie im by wyszło gdyby rzeczywiście dali sobie po pysku, usiedli, stwierdzili, że już wszystko w porządku i porozmawiali na spokojnie. Tylko baby tyle gadają doprawdy. Dante nienawidził gadać, a ten drugi tylko powodował tą rozmowę dłuższą i dłuższą eh!
Jedyne co mogło dać przesmyk nadziei, iż nie będzie TAK źle to fakt uśmiechu na wstawkę o dziwce, jednak jak się okazało, nijak to mogło zrekompensować ton nauczyciela w szkole specjalnej.
Punkt wyjścia, punkt wyjścia mamrotał przedrzeźniającym tonem narrator w jego czaszce. Dante wysunął nieco do przodu swą żuchwę i zgrzytał zębami, pytając się czy warto i za każdym razem odpowiadając sobie co wcześniej, sprawiając sytuację bardziej bolesną.
Słowa, słowa. Tortura. Zbyt wiele w ilości i myśleniu o nich. Absurdy, jeden za drugim, w kolejce do sukcesu. Cicho warknął na własny mętlik.
Gdy ciemnogrzywy ponownie począł wydawać z siebie dźwięki (o zgrozo litości, darujcie mi maki. Nie spyta za jakie grzechy, albowiem winno się pytać: a za jakie nie? Wolał więc pominąć ową frazę mentalnym milczeniem) zmrużył ślepia, gryząc się ze sobą, czy coś temu drugiemu odgryźć za odmówienie wolontariatu, czy też może docenić fakt, że nie chce opuścić rodziny, wykazując się szczątkami odpowiedzialności i honoru.
Nim zdążył jednak przejąć się faktem dojścia w wyniku wewnętrznego konfliktu do jakiejkolwiek konkluzji, zmusił się, by skupić się na słowach. Słowach. Zacisnął raz jeszcze szczęki by je rozluźnić.
-Powiedziałem – przewodnika. Nie barda –co by mi bajdy plótł śpiewnym głosem pod romantycznie rozgwieżdżonym niebem – nie kartografa- co by jak głupiemu rysuneczki kreślił jak byle głupia małpa-nie krajoznawcy-o czym już zdążył wcześniej wspomnieć.
-Przewodnika-powtórzył jadowicie, dając do zrozumienia, iż w grę wchodzi, och jak słodko, wycieczka. Ani jednemu, ani drugiemu się to nie spodoba, acz cóż poradzić. Znosić trudy „pracy zespołowej”, której w życiu, poza krótkim przymusowym wciśnięciu w szeregi wojska, Dante nie doświadczył i nie zamierzał oraz nie potrafił wcielić w życie oraz korzystać z jej pozytywów. A i Deri, prawda, tu przecież rodzinka, tu przecież mój tyłek, tu mój leń, a i daleko od tego wielkoluda nieszczęsnego, co tylko truje i truje, a nic nie jest w stanie zaproponować.
-I czegóż ty niby mógłbyś chcieć?-co ja mógłbym ci dać. Skrzywił się, niemal w spazmatycznych bólach, zgrzytnął zębami, może tylko i w przenośni, niecierpliwy, co zdarzało się zarówno zawsze i nigdy w jego przypadku.


RE: Rzeka - Derion - 06-09-2014

Stanął na granicy, której przekroczenie byłoby głupotą większą od samego wejścia z Dantem w tę dyskusję. Całym sobą, stojąc przed leoponem na szeroko rozstawionych łapach, jak ostatnia sierota wgapiony w jego zacną mordkę z żałosnym wyrazem wymalowanym na własnej, miał ochotę podziękować, ukłonić się kurtuazyjnie i odejść.
Ledwie wczoraj wrócił do Mani i ledwie kilka godzin temu obarczył ich związek brzemieniem, którego sam, wiedział, nie był w stanie udźwignąć. Obiecał jej - już tyle cholernych razy w przeciągu ostatnich frustrujących tygodni - że znajdą Laję i będą mogli w końcu zatrzymać się i zacząć budować coś wspólnie, bez biegu, bez pogoni, bez wiszącego nad ich głowami przeświadczenia, że należy coś tego dnia zrobić. Cieszyć się sobą, po prostu, pożerać promienie słońca o poranku i nie unikać wzroku drugiej strony wiedząc, że znajdzie się w nim odpowiedź na własne, pogłębiane każdego dnia bezowocnych poszukiwań, wątpliwości. Wieczorami moczyć sierść w chłodzie wartkim nurtem płynących rzek i drżących pod delikatnym dotykiem księżycowego światła jezior. Bez presji, bez pretensji do samych siebie o niepowodzenie.
Bał się o każdą sekundę, w której nie miał w polu widzenia jej delikatnej, piaskowej sylwetki, a jedynym, czym zdołał ją do tej pory uraczyć za kilkudniową nieobecność była nieudana próba zbliżenia. Myśl o tym wypełniła go odrazą, której odbicie bez trudu Dante mógł dostrzec na nagle spiętym jakąś goryczą pysku. Gdyby wiedział, gdzie i z kim znajduje się w tym momencie Mania, co robi i że płacze, walcząc z własnymi myślami w boju o rozsądek, nie wahałby się ani chwili. W gruncie rzeczy samo przypuszczenie o tym, że Mała Samotność, na którą ją skazał kilka godzin temu, odchodząc w stronę rzeki tylko po to, żeby zaspokoić pragnienie, a kończąc na nałożeniu łap na pysk i utopieniu nadmiaru złości w krótkim śnie, wypełniała jego trzewia różnorakimi, motywującymi do działania tu i teraz, presjami.
Dlatego w spojrzeniu, którym obdarzył bardzo cierpiącego z powodu przymusu wypowiadania słów Dantego przekazał nie tyle wahanie, co niechęć. Skrzywił się na poparcie własnych odczuć, nie chciał ich bagatelizować. Zakołysał ogonem i spojrzał w dół na leżącą na grzbiecie i eksponującą jasny brzuszek Ivy. Powrotny ruch łba chciał przedłużyć w nieskończoność i choć uniósł go szybko, czując bardzo dobrze, że obaj ciągną na skrzypcach nieszczęsne A daleko ponad długość smyczka, dał sobie kilka sekund na zebranie myśli i odpowiedź.
Miałby odmówić? Miałby po takim wysiłku, do jakiego zmusił tego milczącego gnata, po prostu odmówić? Paradoksalnie w świetle tej myśli, to nie strach o własny grzbiet, a roznoszący się po ciele Deriona kwas danej Rowenie obietnicy zaczął odciągać go od tego jakże słusznego postanowienia podziękowania za współpracę, zawinięcia dupą i skierowania swoich kroków w stronę błąkającej się po sawannie na ślepo Mani. Tak, już w tym momencie bardzo dobrze wiedział, co się z nią działo. Czuł i trząsł się na samą myśl o tym, do czego doprowadził, jakim, po raz kolejny, okazał się skurwielem, od tak bagatelizując ją, zostawiając, nie obejmując gorącą łapką i nie przyciągając do swojej piersi w akcie zdjęcia z niej wszystkich trosk. Oh, wiedział o tym już bardzo dobrze. Nienawidził się za to, zagryzał się wewnątrz, rozszarpywał za przypuszczenia o rodzaju myśli, jakie musiały plątać się po główce jego ukochanej.
I kiedy był już na krawędzi odmowy, gdy napinał mięśnie grzbietu i odrywał przednie łapy od ziemi by przeskoczyć nad, teraz malutkim, w świetle tego wszystkiego, co wiedział o Manueli i tym, do czego ją doprowadził, Wąwozem Zawodu, posłyszał ruch za sobą, rozdarcie ciszy delikatnymi stąpnięciami.
Już nie samo wspomnienie dane zakapturzonej kocicy, ale akompaniujące mu pragnienie zarzucenia bezowocnych, jałowych, prowadzonych od tygodni poszukiwań Laji kosztem nowego wyzwania nagle rozpaliło w szafirowych ślepkach dwie malutkie iskierki. Iskierki, których nie lubił gasić.
Odwrócił się od przypływu zrozumienia i poddał butnemu chłopcu, który w nim żył, który ranił jego osobą bliskich i degradował ich uczucia to poziomu owadziego mrowia.
Chcę kawałka ziemi. Dla mnie - uniósł łapę, przeniósł nad brzuszek córki i kontynuował ze skupieniem spinającym jego rysy w zatwardziały wyraz - i dla mojej rodziny. Jestem pewny, że tam, skąd pochodzicie, znajdzie się nikomu niepotrzebny skrawek sawanny. Tutaj jest ciasno, o czym sam z resztą już niebawem się przekonasz.
Nie uśmiechnął się i nie dodawał zbędnych detali. Drżał wewnątrz na myśl o tej niemożliwej dla niego do osiągnięcia perspektywie, jednocześnie czując i przypuszczając, że dla Roweny, Dantego i tego, co za nimi stało, podobna prośba, prośba o kawalątek terenu dla kilku lwów, to kwestia popołudniowego spaceru.
O resztę chciał zadbać sam. I usprawiedliwiał się, że będzie działał w imię tych, których kocha.

[ Dodano: 2014-09-13, 16:46 ]
W skupieniu, w które bardzo rzadko wpadał, wpatrując się w Dantego z zaciekawieniem w oczach i narastającymi pod czaszką wątpliwościami, Derion pozwalał swoim rysom powoli układać się w coś na kształt zapowiedzi rozbawienia. Pod koniec dłużącego się oczekiwania, w trakcie którego zapewne w głowie leopona zachodziły bardzo skomplikowane procesy myślowe, szafirowooki cham otworzył pyszczek i nim wypuścił z niego jakiekolwiek słowa, posłał Dantemu przyjazny uśmiech. Nabrał w płuca powietrza i wyprostował się, rozluźniając spięte na czas bezowocnego wyczekiwania mięśnie.
- Przyjdź do mnie, jeśli będziesz miał mi cokolwiek do zaoferowania...
Mrugnął i rozciągnął uśmieszek jeszcze odrobinę, zdziwiony naiwnością, która omotała go na czas rozmowy z Dantem. Patrząc na spięte mięśnie jego pyska nie był w stanie już dłużej się oszukiwać, pozwalając nowej emocji, czemuś na krawędzi współczucia i politowania, zapuścić w swoim sercu drobniutkie korzonki.
- ...cokolwiek poza frustracją.
Skinął do niego łbem w pokojowym geście pożegnania i wziąwszy Ivy delikatnie pomiędzy zębiska, zawinął dupą i poszedł.

zt


RE: Rzeka - Nibiru - 26-09-2014

Po krókiej, a przynajmniej przysłowiowo wędrówce nie wiadomo gdzie, znalazła się tu. Kto wie, czego szukała. Mogła szukać wody, pożywienia jak i terytorium. Nie mogła wiedzieć, od czego zacząć, więc jedynie poszła przed siebie kusząc los do rzeczy głupich. Każdy, nawet ślepy by zauważył czarną, poruszającą się kropkę, aż zza horyzontu. Słońce paliło niemiłosiernie każde zwierzę, a szczególnie czarną panterę stąpającą po jasnym gruncie. Fakt faktem, lubiła ten krajobraz, lecz nie dziś. W końcu jak to jest udowodnione przez stworzenia dwunożne, lecz chyba raczej te białe lub żółte których tu spotkać to cud i jednocześnie przekleństwo, iż biel promienie słoneczne odbija, a czerń pochłania. Cóż za niefart. Zmęczona tymże światłem wpierw wypiła kilka porządnych łyków chłodnawej, czystej tutejszej wody, bo jak każdy Afrykanin wie, należy pić jej tyle, ile się w brzuchu zmieści. Szczególnie nim pojawi się pora sucha, która kto wie-może już nadchodzić, zważając na tutejsze okoliczności. Upchnąwszy w siebie ile się dało tejże wody, powoli zanurzyła się w niej. Cóż za ulga musiała ogarnąć czarnosiertną, gdy była skąpana w chłodzącej cieczy. Powoli zaczynał zapadać zmrok. Zwykłe Europejskie stworzenie, o których Afrykańcy (którzy chyba nie za bardzo wiedzieli o byciu Afrykanami) nie wiedzieli, nie mogło sobie wyobrazić tak pięknego widoku, gdy słońce dwa razy większe niż gdziekolwiek indziej zapada, robiąc na całym niebie olbrzymią, niezmierzoną tęczę, któej zabrakło kilku barw, które najwyraźniej wyglądały jakby były pochłonięte przez mahoń i róż. Czarna wyszła z wody, i położywszy się tuż przy niej napawała niesamowitym widokiem.
Lecz to musiało się skończyć - zapadł zmierzch. Oczywiście czarnosiertna jako przedstawicielka dużych kotowatych widziała wszystko bardzo dobrze, zwłaszcza przy dzisiejszym świetle księżyca, jednakże instynktownie nie czuła się w pustych okolicach zabawnych bezpiecznie - będąc samą. Stanęła równo na silnych łapach i poszła w swoją stronę w poszukiwaniu miejsc zalesionych. Dawno już nie jadła - noc to idealna pora na polowanie, zwłaszcza, jeżeli ma się futro czysto czarne, idealnie wtapiające się między zielskami podczas gdy niebo odsłania swe nocne piękno.

//zt.


RE: Rzeka - Akrytygos - 13-01-2015

Akrytygos postanowił zatrzymać się przy rzece. Rozpakował swoje ładunki i rozłożył się pod jednym z drzew. Wypił trochę wody z rzeki, zjadł kilka owoców i pomyślał nad dalszym celem podróży.


RE: Rzeka - Chawa - 18-01-2015

Mała kulka, w poszukiwaniu pożywienia, dotarła nad Słoneczną Rzekę. Zatrzymała się, zastanawiając się, czy to nie jest to miejsce, w którym już była, kiedy po raz pierwszy zawitała na tych ziemiach.
Nie ulegało wątpliwości, że to była ta sama Rzeka, wyglądało jednak na to, że to jest trochę inny jej odcinek. Wraz z głodem i widokiem wody naszła ją myśl, że jest spragniona. Tym bardziej, że póki co nie widziała nic, co mogłaby "upolować". Na samą myśl o polowaniu dwumiesięcznego lwiątka, Waziwu wyraźnie się ożywiał. O ile to było możliwe dla martwych. Jednak mała nie wiedziała, dlaczego go tak śmieszy ta myśl.
Podeszła do Rzeki, po czym zaczęła pić, chcąc nieco przytępić uczucie głodu. Kiedy skończyła i odwróciła się, zobaczyła dziwne stworzenie, siedzące pod drzewem. Nie przypominało niczego, co lwiczka widziała w swym życiu. Chawa zamarła, jedynie przyglądając się Akrytygosowi.


RE: Rzeka - Akrytygos - 18-01-2015

Akrytygos spostrzegł małe lwiątko stojące przy rzece. Nie pierwszy raz widział lwa, więc wiedział, że to groźne i nieobliczalne zwierzęta. Nawet taki malutki lew mógłby być bardzo niebezpieczny dla szympansa. Cofnął się kilka kroków nie spuszczając oka z lwa. Spostrzegł jednak, że malec przygląda mu się z niepokojem. Uspokoiło to trochę małpę.
- Czego tu szukasz? - zapytał dalej ostrożny Akrytygos.


RE: Rzeka - FireLion - 19-01-2015

Podążając za Chawą, dotarł aż tutaj. Wiedział, że po tym, co jej powiedział, nie może zostawić jej samej. Przecież to oczywiste, dwumiesięczne lwiątko nie będzie umiało polować, a jak coś się jej stanie, będzie miał wyrzuty sumienia do końca życia. Gdy tu przybył, rozejrzał się naokoło. Było to kolejne miejsce na LZ, które widzi pierwszy raz. Od razu jednak dostrzegł Chawę nad rzeką oraz szympansa pod drzewem. Szybko podbiegł do lwicy.
- Mówiłem, żebyś zaczekała. - powiedział.

//Nie masz nic przeciwko chyba?//


RE: Rzeka - Chawa - 21-01-2015

Podobne myśli, co Akrytygos, miała mała kulka, próbująca teraz wtopić się w otoczenie, aby obcy jej nie dostrzegł. Co jej się jednak za bardzo nie udało. Kiedy to odkryła, zaniechała chowania się, a na jej pyszczku pojawił się wyraz zainteresowania.
- Jeść szukam. - odpowiedziała na pytanie szympansa, kiedy to przybiegł tutaj Fire. Spojrzała na niego ze zdziwieniem. Tak jakby uważała, że to on czegoś nie zrozumiał.
- Czemu czekać? Polować, żeby jeść, bo głodna. - odpowiedziała mu, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie. Pamiętała jednak, że lwice z jej byłego stada przynosiły takie duże zwierzęta z długimi nogami, zakończonymi czymś twardym. Tutaj tego jednak nie mogła znaleźć, co znaczyło, że musi pójść dalej.
Ale teraz przeniosła swój wzrok z powrotem na szympansa, zastanawiając się, czym jest. Bo nie przypominał, ani dużych kotów, jakie znała, ani jedzenia, które dawała jej reszta stada.

/Nie, fajnie że przyszedłeś za nią, bo tak trochę dziwnie, żeby 2-miesięczne lwiątko samo chodziło XD/


RE: Rzeka - FireLion - 24-01-2015

Musiał teraz wytłumaczyć jej wszystko. Problem w tym, że nie wiedział, czy go posłucha. Ale i tak widział, ze musi coś zrobić.
- No bo lwiątka nie polują. - powiedział najprościej jak się da.
Doszedł właśnie do wniosku, że to właśnie on będzie musiał upolować jej jakieś jedzenie. Spojrzał się na szympansa. Wpatrywał się chwilę w niego. Niby można by go upolować, ale przywykł do lepszego jedzenia, jak na przykład antylopy. Nie wiedział tylko, gdzie są.

//Heh, zdarzają się osoby, które są później niezadowolone XD. I wybacz, że tak długo czekałaś.//