Król Lew PBF
Akacja nad rzeką - Wersja do druku

+- Król Lew PBF (//pbf.krollew.pl)
+-- Dział: Tereny wolne (//pbf.krollew.pl/forumdisplay.php?fid=65)
+--- Dział: Lwia Ziemia (//pbf.krollew.pl/forumdisplay.php?fid=181)
+---- Dział: Słoneczna Rzeka (//pbf.krollew.pl/forumdisplay.php?fid=37)
+---- Wątek: Akacja nad rzeką (/showthread.php?tid=144)

Strony: 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45


RE: Akacja nad rzeką - Derion - 20-07-2014

Grunt pod jego łapami zapadał się. Przytaknięcie rzeczywistości było przewróceniem się na grzbiet i pokazaniem wrażliwego podbrzusza; trzeba było grać, trzeba było pozwolić mechanizmowi obronnemu wyprzeć uwierającą świadomość prawdę i zachować zimną krew. Tak długo, jak to tylko było możliwe.
- Wybacz, ale jeśli z nią nie porozmawiam, to może być tylko gorzej - szepnął do ucha Mani lekko rozedrganym głosem, próbując sprawić pozór opanowania. Niechętnie, czując, jakby każda z jego łap nagle została wypełniona ołowiem, zszedł z grzbietu lwicy i stanął obok. Przechylił łeb, obniżył go nieco i przymknął ślepia, zbierając myśli i słowa.
Jeszcze gdyby to był kto inny niż Manuela, gdyby musiał łykać wypluwany przez Mino jad w obecności innej suki byłoby mu wszystko jedno, prawie wszystko jedno. Mino Eive miała w zanadrzu prawdy, którym Derion nie mógł zaprzeczyć, a które wypowiedziane w umiejętny sposób mogły rozplenić się w nieskażonym umyśle Mani szybciej, niż szafirowooki zdołałby wyjąkać pierwsze słowo wytłumaczenia. Wszystko mogłoby być o połowę lżejsze, mogłoby być burdą kolejnej dziwki, która nie wiedziała, jakie są konsekwencje zabawy własnym ciałem, gdyby nie ogłuszająca, dudniąca pod czaszką myśl o tym, że ostatnia z derionowych zabawek była jego własną córką, dla której Derion bardziej niż strzępić sobie język, wolał zdzierać z siebie skórę. Tu i teraz. Kalać się i wić. Gryźć ziemię, ostrzyć pazury na własnych kościach i błagać o przebaczenie. Nie czuł do Mino Eive ani odrobiny żalu, a co więcej - pragnął być przez nią jak najbardziej sponiewierany.
Postarał się otrząsnąć z otępiającej słabości. Na jego pysku namalował się nieprzyjemny grymas. Ślepia zniknęły za mocno zaciśniętymi powiekami. Wargi przy kłach zadrżały. Lecz wtedy, wbrew usilnym staraniom, zrodzone we łbie, chłodne, szorstkie, rozkazujące "mów czego chcesz" wyszło spomiędzy zębów troskliwym:
- Potrzebujesz czegoś? O co chodzi?
Przebiegł wzrokiem po Ivy, jakby była niewidzialna, uchronił się przed zerknięciem na Manię i spojrzał w rubinowe oczy córki. Tej starszej córki. Starał się oddychać spokojnie, chociaż powietrze mocno ciążyło w jego płucach i gardle. Powinien powiedzieć to, co zawsze w takich sytuacjach mówił, a czemu żadna lwica nie potrafiła zaprzeczyć, powinien powtórzyć wszystkie męskie postulaty, oznajmić niezaprzeczalną prawdę o konsekwencjach, powinien kłapnąć zębami w zawadiackim uśmiechu. (Wszystko zazwyczaj kończyło się dobrze.) Lecz zamiast tego, zaciskał zęby i pewnością siebie sięgał dna. Nie czuł się upoważnionym do pouczania.


RE: Akacja nad rzeką - Mino Eive - 20-07-2014

Pod jej łapami nagle również zabrakło gruntu. Rozdziawiła pysk, słysząc, w jaki sposób zwrócił się do niej ktoś, kogo tak usilnie starała się obrazić, wytrącić z równowagi. Groźbami, obrażaniem osoby, na której mu zależało. A on, jak gdyby nic się nie stało zapytał ją w tak łagodny sposób czego potrzebuje. W jednym momencie cała jej wściekłość na Deriona wyparowała, a ochota by zgnoić go jak najbardziej to było możliwe po prostu minęła. Zapomniała nawet o tym, by ukryć swoje osłupienie, które teraz malowało się na jej pysku.
Owszem, trwało to dobrą chwilę. Do momentu, kiedy spuściła wzrok i spojrzała na swoją córkę. Wystarczyło jej jedynie napotkać rubinowe oczy Ivy, tak bardzo podobne do swoich, by cała złość, cała agresja i te wszystkie negatywne uczucia które żywiła do Deriona wróciły, a Mino przypomniała sobie, dlaczego tutaj jest i dlaczego nie może pozwolić sobie na bycie w porządku. Po prostu nie może, jak miłego by nie grał. Bo przecież... to tylko pokaz, to wszystko dla n i e j.
Dlatego też zmarszczyła brwi i energiczniej machnęła ogonem, położyła po sobie uszy i warknęła. Pytanie tylko, czy ta obecna złość jest adresowana w kierunku jasnolicego czy może w swoim własnym?
- Spokoju- odparła, zaciskając zęby- To jest przyczyną jego braku, ty zaś twórcą.
Teraz początkowy warkot zastąpił ten dobrze znany mu chłód, a bordowo-brązowa łapa powędrowała na grzbiet siedzącej jak dotąd grzecznie Ivy i wypchnęła ją prosto przed łapy Deriona.
Teraz- myśl.


RE: Akacja nad rzeką - Derion - 20-07-2014

Zacisnął wargi i oddychając głęboko, próbował zmusić się do zerknięcia w dół. Z poruszających się miarowo nozdrzy powietrze wylatywało z cichutkimi świstami, w których wsłuchiwanie się przynosiło Derionowi namiastkę tak bardzo upragnionego wyciszenia. Zaraz wszystko miało w nim zawirować, następne kroki ze strony Mino były tak samo łatwe do przewidzenia, jak i wyparcia.
Zamknął oczy i otworzył je dopiero wtedy, kiedy przechylił łeb. Dwa wpatrujące się w niego szkarłaciki podziałały nań jak wprawnie zadany cios u nasady czaszki, lecz zdrętwiałe, ołowiane łapy odmówiły posłuszeństwa i trzymały lwisko w niezmienionej pozycji przez kilka zbyt długich sekund. Ivy miała na swoim pyszczku maskę, której Derion nie potrafił czytać; jej wielkie uszy zakończone pędzelkami, jasny nosek, para wybałuszonych oczu i puchaty, dziecięcy pyszczek były napisane innym, niż znał, szyfrem. I były natrętną reminiscencją lwicy, z którą spłodził Mino. Były małym duplikatem. I puchatą, poruszającą się na czterech krótkich łapkach prawdą. I ogromnym wyrzutem sumienia.
Nic nie szło tak, jak iść powinno. Kilka powolnych otwarć i zamknięć paszczy, kilka nieudolnych prób dobycia z siebie głosu. Szkarłaciki trzymały go w stalowych pętach.
- W przeciwieństwie do niej - zaczął w końcu zdławionym głosem - nie jesteś lwiątkiem, Mino, wiedziałaś, jakie są konsekwencje.
I dodał, kładąc minimalnie po sobie uszy, ubierając mordę w prolog groźby, przeforsowując stertę wrzeszczących wyrzutów:
- Nie rozumiem, czego mogłabyś ode mnie w tym momencie chcieć.


RE: Akacja nad rzeką - Mino Eive - 20-07-2014

I to tyle? To wszystko, co miał zamiar jej powiedzieć? A gdzie ta cała łagodność, to zrozumienie, które okazał jej wcześniej? Gdzie. To. Wszystko. Do. Cholery. Zniknęło.
Brak zrozumienia, emocji czy czegokolwiek ciepłego z jego strony wprawiło ją nie tylko w zwykłą wściekłość. Cała dusza furiatki przejęła nad nią kontrolę, przez co jedyne, co potrafiła zrobić, to wysunąć atramentowe pazury, wziąć zamach i zrobić krok, coby jej uderzenie nie było tylko muśnięciem pazurów, ale żeby bolało tak mocno, jak to boli ją. Fizyczny ból wprawdzie nigdy nie znajdzie swojego porównania w tym psychicznym, ale ta cała bezsilność, jaka ją teraz opętała pozwoliła jej znaleźć ukojenie w myśli, że jeśli uderzenie będzie wystarczająco mocne, to poczuje to, co ona wewnątrz. Dlatego czuła nieopisaną radość, kiedy oddawszy uderzenie- można by rzec, że od serca- zostawiła ślad, czując przy tym ciepłą posokę na palcach. Chciała, żeby pazury weszły jak najgłębiej. Jej się nie rani, jej się nie zostawia. N i g d y.
Czego oczekuję?
Cofnęła się o parę kroków, ze zwykłego przyzwyczajenia. Nie wiedziała, czy Derion mógłby jej oddać czy nie- po prostu wolała czuć się bezpieczniej. A bezpieczniej, jest tam, gdzie nie będzie jego.
- Teraz to nie mój pieprzony problem!- wrzasnęła, kładąc po sobie uszy- Łatwo jest nie rozumieć, co? A ty? Ty jesteś porostu skończonym idiotą! Ty i ta suka.
Fala wściekłości przeszywała ją nieprzyjemnym dreszczem. Chciała już stąd uciec, teraz. Zostawić to wszystko za sobą, swoją córkę, jej ojca. Miała gdzieś, co z nią zrobi.
Ja bym w życiu jej nie skrzywdziła.
- Na imię ma Ivy.
Żadnego zdania w ich rozmowie nie wypowiedziała w tak spokojny sposób. Był to pierwszy, ale i zarazem ostatni przypadek, kiedy to zrobiła. A tuż po tym? Po prostu odwróciła się bez słowa i skierowała w stronę tego miejsca, w którym mogła zaznać spokoju. Jedynego miejsca, którego nikt nigdy nie odwiedzał.


RE: Akacja nad rzeką - Derion - 20-07-2014

Jak i zamierzała, tak zrobiła - wycelowała i trafiła w pysk Deriona nie tylko pazurami, ale i całym zapasem furii, który w niej wezbrał. Moment zawahania nawet nie pomyślał o tym, by zaistnieć. Lew przyjął to, co mu się należało bez zająknięcia, próbując jedynie, w pierwotnym odruchu, uchylić łeb i uniknąć zmierzającej w jego stronę łapy. Powietrze przeszył szelest rozrywanej skóry i kłapnięcie szybko zamykanej paszczy. Jak wylądował - na szeroko rozstawionych trzech łapach i jedną podwiniętą przy piersi - tak zamarł w bezruchu. Zacisnął zęby, wysunął dolną szczękę ze zgrzytem. Przy akompaniamencie ciężkiego oddechu doszły do jego uszu słowa, na które nie mógł pozostać obojętnym. Tylko ostatnie słowo Ivy-Ivy-Ivy dzwoniło w jego uszach niby śpiew niegdyś spotkanego bilbila.
To był jeden sus, który łatwo było przegapić. Derion zastawił bordowej drogę odwrotu i przyjął na siebie impet jej zdecydowanego odwrócenia-się-na-pięcie.
- Jeszcze jedno słowo o Manueli, a pożałujesz, że mnie kiedykolwiek spotkałaś - kłapnęły zęby przed nosem Mino. Szum krwi pulsującej w skroniach podyktował słowa, na które szafirowooki nie zdobyłby się jeszcze chwilę temu. Patrząc prosto w rozżarzone rubiny, wycedził przez zęby i ściekającą po mordzie posokę: - Myślisz, że się nią zajmę? Mylisz się. To TY jesteś jej matką i to TWÓJ obowiązek. Pamiętasz swojego ojca? Ja swojego TEŻ nie pamiętam, Mino. Nie jego rolą było lizanie mi dupy, kiedy się urodziłem.
Gorące powietrze uciekające z falujących nozdrzy i lekko drżąca gardziel w niemym warkocie były groźbami, w których mimo wszystko było zdecydowanie mniej pewności siebie, niż być powinno. Jeden haust powietrza i kontynuował, ciągle nie podnosząc głosu, oszukując się, że ma w oczach Mino jakikolwiek (ojcowski) autorytet:
- Dlatego teraz się odwrócisz i weźmiesz ją ze sobą z powrotem.


RE: Akacja nad rzeką - Mino Eive - 20-07-2014

Nim cokolwiek powiedział, miała ochotę jedynie go ominąć, olać i odejść tak, jak zaplanowała. Jednak treść jego słów sprawiła, że mniej lub bardziej dosłownie- wryło ją w ziemię. Nie zrobiła więc tego kroku, dostawiła jedną łapę do drugiej i spojrzała mu w oczy. Wysłuchała wszystkiego, co miał do powiedzenia, zaczynając od kwestii Manueli, po sprawę Ivy.
W takim razie ja ją zostawię, ty również. Zobaczymy kto pierwszy pęknie.
Jednak pierwsze, co opuściło jej gardło to śmiech, paskudny śmiech pokazujący ile według niej jego groźby są warte. Kiedy już skończyła, podeszła doń tak blisko, jak tylko było to możliwe, przysunęła pysk do miejsca obecnie ociekającego krwią i delikatnie musnęła ranę językiem. Potem sięgnęła pyskiem dalej, zatrzymując go tuż przy jego uchu. Uśmiechnęła się delikatnie.
- Suka.
To był jedynie szept, ale jak bardzo rozradował jej serce. Jak bardzo była w błędzie myśląc, że klnąc jego samego wybuchnie. To ona była tym delikatnym punktem, tą jedną kroplą, do przelania kielicha.
Cofnęła się, przekrzywiła pysk i wpatrywała się w Deriona, z uśmiechem tak szkaradnym jak sam jej charakter. Wysunęła atramentowe pazury, napięła mięśnie, czekała.


RE: Akacja nad rzeką - Derion - 20-07-2014

Gdyby wiedziała, że stoi pysk w pysk z tym, kto spieprzył z jej życia z podkulonym ogonem i próbuje właśnie zrobić to po raz kolejny, być może obyłoby się bez kilku zbędnych warkotów. Jedno wprawnie zadane oskarżenie, jeden między słowami rzucony wyrzut, krótkie podsumowanie, cokolwiek, co przebiłoby się do zamroczonego oszustwem wobec samego siebie umysłu Deriona. Potrzebował zobaczyć ją przed sobą całą - od wysuniętych atramentowych pazurów po brązowe uszy. I to, do czego jest zdolna. To, kim się stała.
To on. Owoc twojej nieobecności, owoc puszczenia samopas. Pozwoliłeś, żeby kto inny doglądał jej, gdy nie potrafiła radzić sobie sama; pozwoliłeś, żeby kto inny uczył ją łapać pierwsze świerszcze. Pozwoliłeś, żeby kto inny nie przejmował się nią, gdy nie potrafiła o siebie zadbać; pozwoliłeś, żeby kto inny niczego jej nie nauczył. Zrobi to samo: wychowa twoją córkę dokładnie tak samo, jak ty nie wychowałeś jej.
Dla Deriona pęd właśnie się skończył. To tak, jak gdyby biec za antylopą, której tam nigdy nie było.
Z mocno przeoranej mordy uleciała ostatnia gniewna zmarszczka. Oddychając ciężko, ledwie trzymając się na drżących łapach, mrugając kilkakrotnie w próbie wybudzenia się z koszmaru, w który z własnej woli wpadł, Derion cofnął się pół kroku.
- Jeśli... kiedyś...
Odwrócił łeb w bok i zbierał chwilę wewnętrznego siebie, bo to, co zamierzał powiedzieć bardzo nie chciało mu przejść przez gardło.
- ...jeśli chciałabyś kiedyś ją... Ivy... jeśli chciałabyś ją zobaczyć...
Zamknął ślepia, odwrócił łeb i otwierając je, po zapatrzeniu się w szkaradny uśmiech naprzeciwko siebie, dokończył na jednym, króciutkim wydechu:
- ...zawsze możesz przyjść.
Schylił głowę i w szybkim odruchu otarł łapą zaklejone krwią oko. Pociągnął nosem i zerknął w górę. Krzywiąc się z powodu pieczenia, które zaczęło rozchodzić się po jego mordzie nieprzyjemnym gorącem, dodał:
- To twoja córka. Nie zmienisz tego.
Nie chciał lub nie mógł już dłużej na nią patrzeć. Była zbyt namacalnym dowodem tego, jak bardzo spieprzył swoje i jej życie. Odwrócił się starszy o całą dorosłość, której nigdy nie sprostał.


RE: Akacja nad rzeką - Ivy - 20-07-2014

Ivy natomiast siedziała przez cały czas na zadku, jak to przykazała jej mama, nawet wtedy, gdy tak brutalnie odsunęła ją od siebie. Wówczas obserwowała dziwaka przysłuchując się wymianie zdań jego i mamy, analizujące różnice w ich głosach oraz przeróżne tony, jakie przyjmowali.
Skuliła nieco uszy, kiedy mama mówiła tym drugim, nieprzyjemnym głosem, jednak kiedy zdała sobie sprawę, że to nie ona jest istotą jej problemu, przekrzywiła w zdziwieniu łebek, spoglądając na Deriona.
Gdy tamten znów podniósł głos, a mama go uderzyła, Ivy poczuła coś czego do tej pory nie miała okazji czuć-cofnęła się kroczek do tyłu, jej oddech stał się nieco cięższy, a powieki poczęły mrugać nerwowo.
Słuchała wymiany zdań między nimi i choć nie miała bladego pojęcia, czego dotyczy, to czuła, że dzieje się coś co najmniej niepokojącego. I jeszcze te uśmiechy mamy-nigdy jej się nie podobały, a teraz była więcej niż pewna, że nie przyniosą niczego dobrego.
W którymś momencie mała nie wytrzymała dłużej presji i ignorując obecność dziwaka, podbiegła do swej rodzicielki, kryjąc się na powrót w obwolucie jej łap.
W najbezpieczniejszym miejscu na świecie.


RE: Akacja nad rzeką - Mino Eive - 20-07-2014

Uśmiech powoli opuszczał jej pysk, kiedy jasnolicy miast zareagować, nie zrobił nic. Pazury schowały się, a brwi zmarszczyły, pysk miał być obojętny. Miał, ale nie mógł. Zbyt dużo emocji potrzebowało ujścia, a Mino miała zbyt mało siły, by żadnej z nich nie pozwolić się wydostać. Derion ponownie ujrzał to zdziwienie, tą bezsilność, która blokowała jej negatywne uczucia, chęć walki z całym światem.
Ale to ona była jej całym światem. I miał racje- nigdy tego nie zmieni, oraz nigdy się do tego nie przyzna. Będzie sobie wmawiać, że zapomni, chociaż w głębi serca, czy czegokolwiek tam co ma pod żebrami, będzie miała świadomość, że to nigdy nie nastąpi. Nigdy nie przyzna się do uczuć, nigdy nie przyzna się do przywiązania, nawet przed sobą samą aż do momentu, kiedy okłamywanie samej siebie wyjdzie jej bokiem i stanie się chodzącym wrakiem, nie rozróżniającym kłamstwa, od prawdy. Dla samej siebie, wszystko dla samej siebie. Była dobrą pozorantką, potrafiła pokazywać coś, co chciała by inni widzieli. Ale nie teraz. Teraz była pusta, niezdolna do czegokolwiek, dlatego jedyne co chciała, to zniknąć i nigdy więcej się już nie pokazywać.
Nawet już nie patrzyła mu w oczy, jej wzrok po prostu błądził po ziemi bez celu.
Dlaczego wszystko jest trudniejsze, niż myślałam?
Dlaczego kiedy miała już odejść, ominąć Deriona musiała podejść? Już była rozdarta, a kiedy poczuła Ivy między swymi łapami to ją zniszczyło, ścisnęło jej serce. Złamała się w pół, bo bynajmniej nie był to zwyczajny ból psychiczny. Na prawdę to poczuła, tu- z lewej strony klatki piersiowej. To nieprzyjemne klucie, które poczuła kiedyś tylko raz. Kiedy to jej własna matka opuszczała ją, a ona w tym momencie czyniła to samo swojej córce. Było na to usprawiedliwienie.
Nie będzie cię nawet pamiętać, zapomni kim jesteś.
Ból nadal nie mijał, a lwica nie zwracając uwagi już na nic cofnęła się o krok i schyliła, spoglądając na małą. Staraj się nie upaść. Nie płakać. Przecież masz to wszystko gdzieś.
Mam?
Dotknęła ją, ten ostatni raz i zarazem pierwszy w ten sposób. Zamknęła oczy, a maminy ciepły język zmierzwił puchatą sierść na jej małej, czarnej główce. Nie otworzyła ich, bo wiedziała jakie będą konsekwencje, po prostu wyprostowała się i uciekła, mając ochotę zostać. Uciekła, mając ochotę wziąć ją ze sobą. Uciekła, chcąc chociaż się odwrócić. Biegła szybko, dopiero kiedy zniknęli za horyzontem otworzyła oczy.
To nic, Mino. To nic.
Zamknęła je ponownie, kiedy do pyska dopłynęła jedna słona kropla.




//zettekochamwas


RE: Akacja nad rzeką - Ivy - 20-07-2014

Uspokojone kloszem maminego ciała, myśli Ivy powróciły do promieniującego obojętnością spokoju. Ten stan nie trwał jednak zbyt długo, bordowy dach znów zniknął ponownie wystawiając ją na światło świata.
Mała instynktownie zamknęła oczy , gdy ciepły jęzor Mino pogłaskał ją po czole. To było niezgodne z kanonami, które dotychczas ustaliły, ale zarazem niespodziewanie przyjemne.
Odprowadziła mamę wzrokiem, jak zawsze świdrując ją szkarłatami, aż do momentu jej całkowitego zniknięcia. Po raz wtóry jej rodzicielka zaburzała rutynę. Oczywiście, to było normalne, że znikała na jakiś czas, ale warunki, w których zrobiła to dzisiaj, były co najmniej przytłaczające. Najpierw jaskinia z tym strasznym, zielonym puchem, teraz czekanie na jej powrót z dziwakiem.
Zdawało się, że już gorzej być nie mogło.
Kiedy mama zniknęła z pola widzenia kluski, ta obróciła się na zadku w stronę dziwaka, zadzierając łebek do góry.
Szkarłatne ślepia ze spokojnym skupieniem wlepiły swój wzrok w grzywiaste monstrum, mrugając co jakiś czas ze zdumienia.


RE: Akacja nad rzeką - Derion - 21-07-2014

Szary stworek mignął przed oczami Deriona i skierował swoje nieporadne kroczki w stronę matki. Lew odruchowo podążył za nim wzrokiem, jednak szybko zrezygnował z tego zamiaru i powoli odwrócił łeb z powrotem przed siebie, nie chcąc natrafić spojrzeniem na Mino Eive i czuwając gdzieś głęboko w środku, że nie powinien w tym momencie w żaden sposób ingerować. Wypruty z emocji, pusty, niczym martwe gnu, pozbawiony woli. Tak stał. Gotowy na wszystko i na nic. Skamieniały wobec rzeczywistości, z którą za chwilę miał się skonfrontować. Po jednej jego stronie znajdowała się Mania, po drugiej zaś coś, co miało wszystko zmienić, wszystko przekreślić. Nie miał odwagi zatopić się w złotych ślepiach Manueli. Doskonale wiedział, że w jednej chwili zostanie przeszyty przez nie na wskroś, że resztki jego obaw ujrzą światło dziennie i z niczym nie uda mu się już dłużej kryć. A poza obawami o okruszyny zdrowego rozsądku, które trzymały go na prostych łapach, próba wyobrażenia sobie tego, co Mania właśnie przeżyła paraliżowała go do szpiku kości, napawała przerażeniem, wobec którego miał ochotę błagać o szybką śmierć. Wydarzyło się zbyt wiele.
Kroki oddalającej się lwicy utonęły w szumie delikatnego popołudniowego deszczu.
Odwrócił się powoli, jego oddech przyspieszył.
Dwa borówkowe pędzelki wystawały ponad trawę.
Patrzyła na niego. Patrzyła bardzo uważnie.
On również to robił. Zdecydowanie mniej pewnie, zastanawiając się przy okazji jak się nazywa, skąd wziął się na tym świecie i dlaczego. Całym sobą nie chciał tego przeżywać, nie chciał stać przez chwilę w osłupieniu, nie chciał schylić powoli łba, nie chciał wciągnąć w nozdrza zapachu, za którym od dnia dzisiejszego miał podążać za dnia i po zmroku. Nie chciał otworzyć paszczy i spróbować uchwycić Ivy za delikatną skórę na karku, nie chciał wycofać się nawet nie dotknąwszy jej futerka i raz jeszcze zaciągnąć się jej zapachem, jakby dla lepszego umiejscowienia go w pamięci. Nie chciał oddychać teraz szybciej i rozwierać oczu szerzej, obawiając się, że po dotknięciu jej delikatnego ciałka stanie się coś złego. Nie wiedział co zrobić. Patrzył w jej oczka, myślał.


RE: Akacja nad rzeką - Ivy - 21-07-2014

Lwiczka utrzymywała kontakt wzrokowy z dziwakiem, aż do czasu, gdy przeciągnęło się to do kilku chwil za dużo, a ona najzwyczajniej straciła zainteresowanie wielkoludem.
Obróciła kosmaty łebek i strzygąc uchem spoglądnęła na punkt na horyzoncie, w którym ostatni raz przyszło jej zobaczyć sylwetkę matki. Wpatrywała się tam przez dłuższą chwilę, jakby chcąc się przekonać czy ta aby na pewno nie wróci, po czym dźwignęła małe ciałko na cztery łapy. Krążyła przez dobrą chwilę, węsząc przy ziemi, sycąc nozdrza zapachem nowego gruntu i porastającej go trawy. Kolejno, z grobową miną pacnęła łapą błyszczącego żuka, który nieszczęśliwie napatoczył się na spojrzenie szkarłatów, po czym z wyraźnym zaintrygowaniem klapnęła na wprost drobnego kamyka połyskującego na czerwono. Wpatrywała się w niego skwapliwie, podczas gdy zwieńczona blond pasmem kita chodziła wolno na boki. W pewnym momencie drobna mordka rozwarła się mimowolną oznaką senności, aby po chwili cicho, aczkolwiek słyszalnie kłapnąć zawartymi w niej ząbkami. Szkarłaty spoglądnęły wówczas na dziwaka, obdarzając go zaledwie zerknięciem. Analiza zajęła nieco więcej niż chwilę, a jej ukoronowaniem okazało się pochwycenie owego kamyka w Ivowy pyszczek i nad wyraz pewne zmierzenie w stronę olbrzyma.
Mała bez zawahania prześlizgnęła się między łapami tamtego, powtarzając już tyle razy przerabiany z mamą schemat. Tym samym wkroczyła do nieznanej sobie świątyni, która mimo wszystko miała stanowić dla niej wystarczający, tymczasowy substytut.
Ivy zwinęła się więc w kłębek, kładąc swoje znalezisko między łapami oraz mały łebek bezpośrednio na ziemi.
Szkarłaty zamknęły się.


RE: Akacja nad rzeką - Manuela - 21-07-2014

//eej no, mogliście zaczekać trochę D”: //


Manuela znieruchomiała słysząc obcy głos. Nagle, bez żadnego uprzedzenia. W takim stanie, w jakim była, nie mogła nic wcześniej usłyszeć czy poczuć. Z bijącym mocno sercem i przerażeniem wpatrywała się wciąż iskrzącymi, szeroko otwartymi oczyma w przestrzeń przed sobą, zupełnie sparaliżowana i zdezorientowana. Słowa obcej nie dotarły do niej od razu. Słysząc głos Deriona, przeszedł ją dreszcz. Przypomniała go sobie z dnia, kiedy mieli się rozstać na jakiś czas. Teraz było jeszcze gorzej.
Sama nie wiedząc co robić ani co o tym wszystkim myśleć, drgnęła i poruszyła łbem, aby móc ujrzeć po chwili bordową lwicę wraz z lwiątkiem. Przypatrywała się tym dwóm z zupełną pustką w głowie. I wtedy znów odezwał się czarnogrzywy. Spojrzała na niego jakby nie kontaktując, wciąż szeroko rozwierając ślepia. W sumie nie miała nic do gadania. Pozostało jej tylko obserwować przebieg zdarzeń.
Na początku nie mogła pojąć zupełnie, o co chodzi. Jedno zdanie Mino wyjaśniło wszystko, a Mania trawiła w głowie jej słowa jeszcze przez jakiś czas po ich usłyszeniu. Jednak to, co tliło się w jej umyśle, nie mogło jej nawet przejść przez myśl i nie pozwalało przełknąć śliny.
Dalszy przebieg rozmowy jednak coraz bardziej rozjaśniał sprawę i w końcu nieodparte myśli przedostały się do jasnego łebka i zaczęły tłuc się w nim stosem wykrzykników i pytań. Każde słowo, które potem usłyszała, z łomotem wpadało przez uszy i dobijało do zgromadzonych już informacji, powtarzanych w kółko i wciąż i wciąż.
Nie starała się zrozumieć bordowej. Po prostu nie była w stanie wygospodarować jakiejś wolnej umysłowej przestrzeni. Podniosła się, otwierając pysk na krwawy w skutkach cios wymierzony szafirowookiemu, ale z gardła wydobył się jedynie ledwo słyszalny pisk. Przełknęła ślinę, stojąc równo na czterech łapach, energicznie i nerwowo machając końcówką ogona we wszystkie strony. Nie mogła się jednak poruszyć, łapy pozostały przyklejone do ziemi. Kolejne słowa boleśnie przedzierały się do wrażliwego wnętrza złotookiej, wywołując w nim największy zamęt w całym jej życiu.
Spojrzała na Ivy, chowającą się u łap mamy. W tym spojrzeniu było zawarte coś nowego, coś, co dotąd nigdy nie pojawiło się w oczach Mani. I wtedy czerwonooka odeszła. Odwróciła się i znikła, pozostawiając jednak za sobą ślady swej obecności, począwszy od tych jak najbardziej namacalnych- małych szkarłatnych oczu, a skończywszy na świdrującym powietrzu, zgęstniałej atmosferze, bijącym mocno sercu i słowach pozostałych w głowie Mani, wciąż odbijających się weń niesłabnącym echem.
Ivy. CÓRKA Deriona. Czarna, puchata, rubinowooka kulka. Dziecko.
Złote ślepia wlepione w czarną grzywę. Ślepia wyrażające głębokie zdumienie, dezorientację i niemalże same zadające masę pytań. Szok. Ale nie było tam miejsca na gniew. Jedynie rosnące obawy i wątpliwości. Ile jeszcze Derion mógł mieć takich dzieci, które nigdy nie poznały swojego ojca? Sama ta myśl wywołała u niej dreszcz, a na pyszczek wyskoczył nieznajomy grymas. Skuliła mimowolnie uszy, obserwując czarne lwie dziecię, wijące się u derionowych łap. Z bijącym sercem postawiła parę niepewnych kroków w stronę tatusia szkarłatnych ślepek.
Stanęła tuż obok, jednak trochę z tyłu, z głową przy barkach czarnogrzywego. Wlepiła ślepia w nie patrzące na nią szafirki. Przełknęła ciężko ślinę.
To twoja córka?- powiedziała cicho, bardziej twierdząc niż pytając.


RE: Akacja nad rzeką - Derion - 21-07-2014

Przestąpił z łapy na łapę by nie dotknąć moszczącej się pod nim Ivy. Z jakichś niewytłumaczalnych powodów bał się przebić niewidzialną otoczkę, jaką w jego odczuciu otoczona była szara kulka. Przyglądał się jej uważnie, z przestrachem. Tak, jakby Ivy w każdej chwili mogła zrobić coś, na co nie będzie wiedział, jak zareagować. Nie przyjmował do siebie faktu, że jest od tej pory za nią odpowiedzialny, nie rozumiał, że od tej pory dzieli z nią życie czy by tego chciał, czy nie. Może dlatego stał sparaliżowany, wypatroszony z emocji, zdrętwiały, myśląc o wszystkim, a koniec końców nie wyciągając żadnych wniosków. Może dlatego słowa Mani dźgnęły go mocniej niż cios Mino.
Milczał. Dłużej niż chwilę. Milczał tak długo, że nie można było mieć wątpliwości co do tego, że stwierdzenie, które jeszcze nie padło z jego pyska miało zbyt dużą wagę, by rzucić je na wiatr.
- Tak - poruszył w końcu wargami i potrząsnął głową. Zacisnął ślepia podczas zbliżania rozwierającej się paszczy w stronę Ivy i ponownie, nie ważąc się jej tknąć, zawieszając zębiska tuż nad delikatnym ciałkiem, zachrypiał: - Przepraszam. Za wszystko.
Jej miękkie ciałko emanowało parzącym dziąsła gorącem. Ważyło o tyle więcej, ile ważyła świadomość przypieczętowanej decyzji.
Ivy zawisła w najdelikatniejszym uścisku, na jaki Derion mógł się zdobyć. I nie patrząc na Manię, nie patrząc na nią odkąd obdarzył ją kilkanaście minut temu ostatnią czułością, chciał odejść.


RE: Akacja nad rzeką - Manuela - 21-07-2014

Dla Manueli ta cisza trwała wieczność, ale w tej wieczności nie zmieniła pozycji, nawet nie drgnęła. Usłyszawszy w końcu słowa, których przecież się spodziewała, coś ją jednak dźgnęło. W sam środek maniowej wrażliwości. W tym momencie wszystko, w co wierzyła, zawisło nad przepaścią, na samym wierzchu wysokiej, szpiczastej góry. Pryzmat którym każdego dnia patrzyła na Deriona roztrzaskał się w drobne kawałeczki. Najdziwniejsze uczucie, jakiego Mania dotąd doświadczyła. A było to bolesne i trudne doświadczenie.
Coś jednak trzeba było zrobić. Nie mogła zawiesić się w tej chmurze szklanych odłamków i trwać w niekończącym się dyskomforcie, w przestrzeni pełnej niedomówień, wątpliwości i pytań, trawiących ją od środka.
Coś gwałtownego wstąpiło w rozedrgane serce. Poczucie, że musi coś zrobić, że natychmiastowo musi podjąć jakąś decyzję.
Jednym susem znalazła się przed czarnogrzywym, zastawiając mu drogę, dokądkolwiek chciał pójść i uporczywie szukała z nim kontaktu wzrokowego.
Derionie, Derionie…-zaczęła szeptać gorączkowo, manewrując ślepiami.-Co chcesz zrobić? Nie…nie, nnie odchodź…
Co miała powiedzieć? Rozpaczliwe wołanie serca nie podkładało żadnych innych słów, żadnych alternatyw, tylko głębokie pragnienie i rozpacz. Już nie wiedziała nic. Nic, chciała tylko, by Derion został przy niej.