Król Lew PBF
Akacja nad rzeką - Wersja do druku

+- Król Lew PBF (//pbf.krollew.pl)
+-- Dział: Tereny wolne (//pbf.krollew.pl/forumdisplay.php?fid=65)
+--- Dział: Lwia Ziemia (//pbf.krollew.pl/forumdisplay.php?fid=181)
+---- Dział: Słoneczna Rzeka (//pbf.krollew.pl/forumdisplay.php?fid=37)
+---- Wątek: Akacja nad rzeką (/showthread.php?tid=144)

Strony: 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45


RE: Akacja nad rzeką - Suri - 02-10-2012

- Zawsze czułam się przy Tobie bezpieczna, nawet gdy o tym nie wiedziales..- Przylgnęła do niego po czym zasnela, czując jego ciepło i bicie serca.


RE: Akacja nad rzeką - Hofu - 02-10-2012

Uśmiechnął się jedynie na znak, że usłyszał co do niego wyrzekła lwica, a sam przymknął ślepia i jeszcze na koniec mocno ziewnął.
-Dobranoc. Wychrypiał przed zaśnięciem.


RE: Akacja nad rzeką - Suri - 03-10-2012

Samotniczka dawno nie miała tak spokojnego i głębokiego snu. A to dzięki Hofu, to jego obecność sprawiła , że biała czuła się tak bezpiecznie. Tak wspaniały sen nie mógł trwać wiecznie. Szybko nastał ranek, a wraz z nim dało się słyszeć ostry ćwierkot przeróżnego ptactwa.
Suri już nie spała, ale miała zamknięte oczy. Relaksowała się w objęciach Hofu.
Zaraz, zaraz.. objęciach? Przecież zasnła wtulona w jego bok.. Cóż widoczne zmieniali pozycję podczas snu. Jednak ta była najdogodniejsza dla samicy, byli parą uznała więc, że od dziś tak właśnie będzie z nim spała.
- Przystojniaku- zaczęła szeptać mu do ucha, mierzwąc przy tym czule jego futerko językiem. O takiej pobudce niejeden samiec mógł tylko pomarzyć..


RE: Akacja nad rzeką - Hofu - 03-10-2012

Hofu spał niczym głaz, a było to spowodowane długą wędrówką z którą miał do czynienia kilka dni. Ciężko było mu otworzyć powieki, jednak wiedział, że prędzej czy później musi to uczynić. Samiec ziewnął przeciągle i podniósł leniwie łeb ku górze.
-To już ranek? Zapytał zdziwiony, potem przeciągnął się i popatrzył pełen oniemienia na swoją partnerkę.


RE: Akacja nad rzeką - Suri - 03-10-2012

- Co się tak patrzysz jakbyś ducha zobaczył?- Zapytała lwica, bo pomarańczowy miał teraz naprawdę zabawną minkę. Samica miała ruję, może to dlatego? Ale nie chyba był na to za młody.- Mi też szybko zleciała ta noc, nawet nie wiesz jak cudownie jest budzić się w Twoich objęciach..- To była pierwsza noc, gdy tak ze sobą spali. Hofu byc może spał tak pierwszy raz w swoim życiu z samicą, co bylo by słodkie. Biała wyjeła mu piórko z za ucha, po czym umieściła je u siebie.- I jak Ci się podobam?- zapytała trochę zawstydzona.


RE: Akacja nad rzeką - Hofu - 03-10-2012

-Ta noc tak szybko minęła i to pewnie przez to. Nastolatek odchrząknął, po czym podniósł się do pozycji półleżącej. Wyglądał niczym sfinks.
-Wyglądasz jak zwykle pięknie. Po tym komplemencie polizał ją po nosku i spojrzał jak wysoko znajduje się słońce.
-Powinnaś poszukać Vasanti, a ja w tym czasie zapolowałbym. Jestem strasznie głodny. Spojrzał na białą i lekko się otrzepał.


RE: Akacja nad rzeką - Suri - 03-10-2012

Suri wstała przeciągając się leniwie.- Tak masz rację, czas ruszać w drogę, spotkamy się napewno, nie będę opuszczała terenów lwiej ziemi. Także się znajdziemy.- Na koniec oddała mu piorko, poczochrała czule językiem po grzywie i zniknęła w zaroślach.
Z/t


RE: Akacja nad rzeką - Hofu - 03-10-2012

On jedynie uśmiechnął się na poszukiwanie i odszedł zostawiając ślady łap, o czym sugerowała zgnieciona trawa.

[z.t]


RE: Akacja nad rzeką - Uzoefu - 15-10-2012

Już o bladym świcie, kiedy to śnieżnobiałe ptactwo wodne wzbijało się w lot znad brzegów, trzepocąc skrzydłami, a okoliczne sawanny pogrążał jeszcze błogi sen, pewna jasnożółta sylwetka biegiem podążała wzdłuż odnóży Słonecznej Rzeki. Zgrabnie wskakiwała na wystające głazy, zwinnie unikała kąpieli poprzez susy nad węższymi partiami koryta oraz nie zatrzymywała się, zielonymi ślepiami wpatrzona w dziwną skałę malującą się w oddali, co było nade wspaniałym widokiem.
Na zielonej masce Uzoefu widniały lekkie, mokre ślady - jeszcze kilka chwil temu lwica zdjęła swe okrycie, by ukazać światu oszpecony pyszczek, po czym niepełnym językiem pobrać kilka łyków chłodnej, czystej wody. W dżungli, z której przybyła i spędziła wiele miesięcy lecząc rany w ukryciu, wszystko smakowało inaczej. Pijąc z sadzawek czy korzystając z rozlewisk powstałych w wyniku obfitych ulew nigdy nie towarzyszył jej ten dreszczyk niezwykłości. Była w zupełnie innym miejscu, owitym słońcem i dobrobytem, w otoczeniu rozmaitej zwierzyny - gdyby tylko miała możliwość nacieszenia się tą chwilą dłużej, albo znaleźć kogoś, kto pomoże jej na nowo ujrzeć szczęście. Prędko, po ugaszeniu pragnienia, w panicznym strachu rozejrzała się w około, czy aby nikt nie widział jej twarzy, by zręcznie założyć opatrunek z lian - małpy robiły to raz dwa, lwie kończyny niestety pozostawiają wiele do życzenie, aczkolwiek nabrała wprawy. W mig zielony element osłonił wszelkie szpetne blizny i poszarpane wargi, a Samotniczka biegiem rzuciła się przed siebie, jak gdyby w obawie, że ktoś poznał sekret skrywany pod maską, że ktoś rozpoznał ją i ściga. Fakt, była paranoiczką. Drugi fakt - nikomu nie śpieszyło się cokolwiek z tym zrobić.
Dawno nie widziała innych lwów z bliska, jednakowoż wszystkie poszlaki jasno mówiły, że wkroczyła na terytorium swych krewnych. Musi raz na zawsze przełamać swój lęk, po czym... przemówić. Przemówić do kogoś. Poprosić o łaskę nad kaleką. Bo w gruncie rzeczy, nigdy nie poradzi sobie sama - albo wybierze służbę Stadu, albo stanie się ciężarem dla dobrodusznych małp, bądź... zginie. A skoro raz wyrwała się cudem ze szponów śmierci, nie chce do tego wracać. Zwolniła, ani trochę nie zdyszana czy zmęczona, wszak jej kondycja wyćwiczona była do perfekcji. Jeszcze bardziej ucieszyła się widząc rozłożystą akcję nieopodal brzegu - dająca dzień ostoja przy wodopoju była idealnym miejscem na poranny spacer dla okolicznych mieszkańców danych terenów. Kto wie, może są przyjaźni? Może uda się z nimi nawiązać jakikolwiek kontakt? Wszak Uzo nigdy nie miała złych zamiarów. Może wyglądała dziwnie, nie mogąc obdarzyć uśmiechem, chowając swe wspomnienia pod zieloną wiązanką, dzierżąc masę blizn i łypiąc tylko zielonymi, smutnymi oczyma. Acz od tego zależał jej los. To okropne, nie mogąc samemu być panem swego życia - pierw piekło jako niewolnik, kompletnie, w poniżający sposób zależny od kogoś, później niemowa i kaleka w rękach człekokształtnych stworzeń, a teraz głucho szukająca schronienia i wsparcia włóczęga.
Jednak póki co w okolicy słyszalny był jedynie melodyjny nurt wody oraz trel pomniejszych ptaków grający na przemian z bzyczeniem owadów.
Wystarczy poczekać. Może ktoś się zjawi. Może ktoś zrozumie, nie przestraszy się, nie ucieknie... Może...
Zacisnęła kilka kłów, które pozostało jej po ataku pewnego okrutnego lwa, a następnie odbiła się od ziemi, pazury wbijając pośpiesznie w korę - a już znajdowała się na jednej z gałęzi, jakoby technikę wspinaczki wpajaną miała od dziecka. Syknęła cicho, gdyż tylna łapa, szczelnie owinięta niby "bandażem", która ucierpiała w wyniku odgryzienia sporego płatu mięsa, tkanek i ścięgien zostawiając odkrytą kość, nadal głośno ujawniała swą obecność pulsującym, nieprzyjemnym szczypaniem. Prawdopodobnie ból towarzyszyć będzie żółtej już wiecznie - jeżeli nie wywołany drastycznym życiem, to licznymi ranami. Oby tylko samotność i wewnętrzna pustka nie podzieliły tego losu, wówczas była to mieszanka śmiertelna.
Przybrała najwygodniejszą pozycję, łapy swobodnie puszczając w dól, po czym czuwała, bacznie nasłuchując, czy aby nikt nie nadchodzi. W tym miejscu pozostawała niezauważona, nawet jej oddech tłumiony był przez maskę - niczym łowca szykujący zasadzkę. Tyle, że celem jej była jedynie próba nieśmiałej komunikacji z innym. Dość już odosobnienia.


RE: Akacja nad rzeką - Selene - 17-10-2012

Kroki? Nie. Nie było żadnych kroków, mimo, iż pewna niewielka persona zbliżała się właśnie do zamaskowanej. Niestety nie w celu komunikacji - na opatrunku z liści, na mordzie lwicy zasiadła muszka. Może dla kota to nic specjalnego i może ot tak sobie to zignorować. Ale dla kogoś takiego jak pewien niebieski gekon... Był to posiłek.
Oblizał się tylko, po czym szybko naskoczył na pysk samicy, chwytając w swe szczęki owada i szybko miażdżąc go swymi bezzębnymi szczękami, by zaraz potem go połknąć i... i położyć się tam gdzie stał, by strawić swój obiad, śniadanie, czy czym to jeszcze mogło być. Jedzenie. Po prostu jedzenie. Biedaczek... Gdyby tylko wiedział, że to na czym się znajduje to wcale nie jest kilka liści opartych o gałąź.


RE: Akacja nad rzeką - Hordian - 02-11-2012

Hordian był skołowany i zły. Ale cóż mógł zrobić, jak postąpić? NIe miał wobec niej żadnych praw, a ona nie miała żadnych zobowiązań... a jednak jej niewiedza bolała.
Biegł długo, aż jego serce tak mocno wyrywało się z piersi, że ledwo mógł oddychać. Zwolnił do truchtu, a potem już tylko szedł dysząc ciężko, by na końcu legnąć w cieniu wielkiej akacji. Nikogo nie było w pobliżu, nikt ie mógł więc usłyszeć przejmującego ryku, pełnego żalu i bezsilności. A nawet jeżeli ktoś usłyszał, Hordian nie dbał o to. Zacisnął szczęki i zwiesił łeb.
Tak długo czekał na tę chwile, tyle bólu i pragnień... a kiedy miał okazję, kiedy był blisko, tak łatwo dał za wygraną... Co jeżeli już nigdy więcej jej nie spotka? Może powinien cieszyć się chociaż tym, że żyje... czy więc możliwe, ze Salim i Heria także żyją?
Wspomnienie partnerki było bolesne... Od dawna starał się wyprzeć ją z pamięci by złagodzić cierpienie samotności, a teraz, kiedy okazało się, że mogła żyć, poczuł się podle... Bowiem przez jedną noc był znów najszczęśliwszym lwem na świecie i to za sprawą zupełnie obcej samicy.
Położył pysk na ziemi i zamknął ślepia... nie wiedział co powinien zrobić.


RE: Akacja nad rzeką - Khayaal - 02-11-2012

Obcej, obcej. Dobrze, że Kuolema nie żył, bo dałby Hordianowi po uszach.
To on usłyszał ryk i skojarzył go z samcem, którego widział ostatnio przy boku córki. Oboje mieli tak samo silne poczucie obowiązku, więc niezależnie od tego, kto wzywałby pomocy, i tak poszliby ją zaoferować; świadomość, że to ktoś znany i w pewien sposób bliski, nadawała jednak innego zabarwienia ich misji.
Khayaal wyciągnęła ciało w kłusie.

Przybywając pod akację, wiedziała, czego mniej więcej ma się spodziewać - należało odkryć przyczynę i poszukać rozwiązania. Nie speszyła się, widząc Hordiana w tak osobistej sytuacji. Nie, nie rościła sobie praw do niego ani do jego żywota; w ten sposób, zachowując pewność siebie, chciała mu pokazać, że nie ma się czego wstydzić. Że inni czują się przy nim dobrze nawet wtedy, gdy cierpi, że nie są obciążeni jego bólem ani nie unikają rozmowy.
I miała nadzieję, że przynajmniej częściowo tak zostanie zrozumiana.

Hordian leżał na ziemi, pogrążony w nieszczęściu i rozpaczy, więc Khayaal podeszła do niego niespiesznie, by na końcu tej trasy trącić go łbem w grzywę. Pozwoliła sobie przy tym na minimalne wciągnięcie jego zapachu, póki miała zanurzone nozdrza między kosmyki śnieżnego futra. Czuła przecież, że to nie jest dobry moment na uwodzenie, więc nie chciała robić tego otwarcie.
- Hordianie?


RE: Akacja nad rzeką - Hordian - 02-11-2012

Był tak skupiony na sobie, że nawet nie usłyszał, nie poczuł obecności innego lwa, nawet jeżeli była to Khayaal. Dopiero kiedy zanurzyła pysk w jego grzywie z zadziwiającą zwinnością poderwał się na łapy popychając ja ciężarem swojego ciała. Spojrzał na nią i było pewne, że przez ten krótki czas jaki się znali nie widziała jeszcze takiego wyrazu pyska. Niebieskie ślepia były roziskrzone i gniewne, pysk wykrzywił się w grymasie złości i zaskoczenia, odsłaniając na chwilę długie kły. Jednak gdy tylko zdał sobie sprawę kto przed nim stoi, wzburzenie przygasło. Potężny samiec cofnął się nieznacznie i potrząsnął łbem.
Była niczym jego duch stróż. Przy nim wtedy, kiedy akurat był w rozterce...
- przepraszam - jego głos był zachrypnięty od długiego wysiłku i ryku, którego nie używał od dawna. Poczuł, że choć nadal był silny, nadal potężny i pełny werwy, mięśnie po takim wysiłku krzyczały z bólu. Skrzywił sie lekko i wniósł łeb zaglądając w oczy lwicy... Teraz, gdy zdawał sobie sprawę, że Heria być może jeszcze żyje, czuł się winny w obliczu samicy.
- Alaina żyje - powiedział tylko wiedząc, ze będzie pragnęła wyjaśnień. - widziałem ją.
Nie wiedział, czy bardziej chce przekonać siebie, czy Khay. Ale przecież nie mógł się mylić!
- być może oni wszyscy żyją - dodał po chwili z niezwykłą wiarą i mocą.
Jak mógł stracić nadzieję, jak mógł w ogóle się poddać? Teraz wszystko zaczęło się od nowa... a jednak było zupełnie inaczej.


RE: Akacja nad rzeką - Khayaal - 02-11-2012

Khayaal przestraszyła się jako lwica, natomiast szamanka, silniejsza od tamtej, nakazała ciału trwać w miejscu. Choć Hordian oczywiście zepchnął ją nieco, bo cała siła woli kawowej nie była w stanie zmienić praw fizyki, jej mięśnie poruszyły się tylko o tyle, by utrzymać równowagę. Nie odsunęła się, nie odskoczyła w odruchowej reakcji obronnej. Stała dalej.
Granatowe oczy lustrowały go tak dokładnie, że mógł być pewien, że żadne próby ukrycia emocji nie zdadzą egzaminu. Widziała go bez barier dowolnego rodzaju, materialnych czy mentalnych. I patrzyła nań spokojnie, wprost, nie odwracając wzroku.
- To dlaczego jej tu nie ma?
Spytała, dzieląc się z nim prostą refleksją. Spotkał córkę po latach rozłąki, odkrywając, że ona żyje, że - wbrew temu, co skutecznie sobie wmówił - nie jest sam, a jednak napotkała go tutaj samotnego, gdy ryczał bezsilnie, za świadka mając tylko dostojną akację. Dlaczego?
- Co się stało, Hordianie? Opowiedz mi.
Khayaal przysiadła, choć nie sądziła, by samiec miał uczynić to samo. Raczej będzie krążył poruszony, podkreślając rytm słów i najważniejsze momenty gestami łap, waleniem ogonem o boki i podłoże; opowieść, która miała nadejść, poruszy w nim więcej strun niż tamta cicha rozmowa w jej grocie, kiedy wykpił się w sumie niewielkim kosztem. I zrobi to na stałe, nie na kilka chwil.
O ile w ogóle będzie jakaś opowieść.
Przy nim nie mogła być tego pewna.


RE: Akacja nad rzeką - Hordian - 02-11-2012

Jej spokój trochę go zaskoczył... Właściwie obawiał się jakiejś silniejszej reakcji, ale była tak spokojna, jak pyszniąca się nad nimi akacja. Stała i niezmienna.
Dlaczego w ogóle zgodziła mu się oddać, tam w mroku jaskini? Dlaczego wspierała go i pragnęła zrozumieć? Przecież był niestabilny jak liść na wietrze, rozbity i załamany. Dlaczego na los trwała przy nim?!
Tak jak myślała, tym razem nie usiadł, nie stał spokojnie. Jego ogon z długą biała kitą smagał powietrze w wyrazie podekscytowania i zdenerwowania. Łapy poczęły wystukiwać miarowy rytm...
- to przypadek, kompletny przypadek Khayaal. - zaczął nie udając już nic, nie starając się nawet powstrzymywać swoich emocji i pragnień. Na pysku ukazana w grymasie widniała złość, a w niebieskich oczach czysta żywa pasja.
- Jestem pewny, ze to była ona. Jej oczy były takie same jak Herii. Z reszta, zbieżność imion... to musiała byc ona...
Poczuł sie lepiej z łatwością z jaką przychodziło mu mówienie o tym, prawdopodobnie cos w nim pękło i to na dobre. Świadomość, ze jego krew chodzi po świecie była jak najlepsze lekarstwo.
Nie patrzył na lwicę śledząc drogę swoich kroków, ale wtedy gdy tknęło go pytanie kawowej "to dlaczego jej tu nie ma?" Zatrzymał się i spojrzał na nią z powagą.
- nie poznała mnie... - i to już tak łatwo nie przechodziło mu przez gardło - otaczali ją jej pobratymcy, nie miałem prawa się wtrącać...
Potrząsnął łbem i parsknął, by po chwili przycisnąć łapę do czoła.
- Heria i Salim, oni na pewno gdzieś tu są... - szepnął bardziej do siebie niż do niej skupiając się na zapamiętanych obrazach bliskich mu lwów. Potem ponownie jego wzrok zawisł na sylwetce lwicy... Nie mógł przecież teraz zostawić jej i ruszyć na poszukiwania. Nie mógł, bo w krótkim czasie zrobiła dla niego więcej niż mógł od kogokolwiek oczekiwać. Teraz jednak był w rozterce... bo co, jeżeli Heria żyje?
Nie mógł przecież wiedzieć, że niestety już nigdy nie zobaczy swojej pierwszej miłości... choć może nie w takiej formie?