Król Lew PBF
Górna Część Wąwozu - Wersja do druku

+- Król Lew PBF (//pbf.krollew.pl)
+-- Dział: Tereny wolne (//pbf.krollew.pl/forumdisplay.php?fid=65)
+--- Dział: Lwia Ziemia (//pbf.krollew.pl/forumdisplay.php?fid=181)
+---- Dział: Wąwóz (//pbf.krollew.pl/forumdisplay.php?fid=38)
+---- Wątek: Górna Część Wąwozu (/showthread.php?tid=145)

Strony: 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31


RE: Górna Część Wąwozu - Mako - 08-05-2013

Czym się tu denerwować, nade wszystko są przecież lwami, podzielonymi na stada, ale zawsze.
Hm, gdyby się nie różniło od Lwiej, to najpewniej stanowiliby jedną społeczność. Gdy Ines wyjechała ze swoim rodowodem, Mako szczęka opadła, na szczęście nie uwidoczniło się to. Prawda, słyszał o Ven, o białej lwicy, która została zamordowana przez Kami. Król zmierzył Kapłankę wzrokiem, zastanawiając się, czy zadać Jej tak niedyskretne pytanie dotyczące przywódczyni Szkarłatnego Świtu.
- Rozumiem. Cieszę się, że postanowiliście przyjść i zgłosić swoje postulaty. Dopóki Wasza ekspansja nie godzi w Lwią nie będę żywił żadnej urazy. - tu uśmiechnął się półgębkiem
W jego życiu była jeszcze jedna lwica, która miała tak bujną grzywkę, lwica którą darzył wielką sympatią, ale przeszłość odłóżmy na bok... Niebieskooka chwilowo wygrała bój z grzywką, która też była całkiem niczego sobie... Mako, nie rozpływaj się tu.
- Zachowanie bezstronności wcale nie jest takie łatwe. Hm, a co zamierzacie zrobić ze Szkarłatnym Świtem? Do nich też wystąpicie z paktem o nieagresję? W ogóle wiesz, kto im przewodzi? - zalał Ines lawiną pytań. Coś w nim zawrzało. Nie wiem co dokładnie nim kierowało, chęć zaspokojenia ciekawości? Prawda, którą chciał zamanifestować, że Przywódczyni Świtu odpowiada za morderstwo matki Ines?
Odchrząknął i westchnął. Błądził gdzieś chwilę wzrokiem, by znów zatrzymać go w jednym miejscu.
- „Zupełnie”? Mam rozumieć, że dopóki Lwi nie będą czynić tam szkody, to mają wstęp wolny, czy są jeszcze jakieś oboszczenia?
Mimo iż Mako znał Ines ledwo chwilę, to zarówno ona jak i Jej Stado budziły w nim pozytywne odczucia, na dodatek mieli tam Anubisa, więc nie ma co robić sobie wrogów, ba, może w przyszłości z takiego paktu wyjdzie coś lepszego?
Mako traktował Srebrny Księżyc poważnie, zresztą sam był tak traktowany przez ich przedstawicieli.


RE: Górna Część Wąwozu - Inés - 09-05-2013

- Nie, Lwie Ziemie nas nie interesują. - Na oblicze białej wstąpił nieśmiały uśmiech.
O ile na początku trochę się obawiała reakcji brązowego, to teraz wręcz samej ciężko jej było pojąć, skąd się wzięły te obawy. Lew prędko zdobył jej niejaką sympatię, choć nadal pozostawała wobec niego czujna. Jak to mówią - pozory mylą. Aczkolwiek, akurat w tym przypadku jej nieufność była nieco mniejsza niż zazwyczaj; zapewne dzięki Anubisowi, który wydawał się bardzo sobie cenić lwioziemskiego króla.
- Z nimi ma się rozmówić Nkiruma, drugi Kapłan Księżyca i mój bliski przyjaciel - wyjaśniła pokrótce. - I, szczerze mówiąc, nic mi nie wiadomo o ich obecnej władzy. Wiele susz i deszczów przewinęło się przez tę krainę, od kiedy ją opuściłam, a powrócić mi przyszło dopiero w ostatnim czasie.
Ta kwestia była nieco uciążliwa, acz Ines miała może nieco naiwną nadzieję, że uda się jej prędko nadrobić braki w orientowaniu się w sytuacji politycznej.
- Nie mam nic przeciwko Lwim na naszych terenach, dopóki będziecie pamiętać, że jesteście tam gośćmi, a nie gospodarzami. Chętnie będziemy przyjmować was w odwiedziny, dopóki nie wzbudzicie w nas poczucia zagrożenia ani nie będziecie drwić z nas samych czy naszych wierzeń, obyczajów... Ale drzewa, zioła, zwierzyna - to jest teraz nasze. Pragnę też prosić o zachowywanie szczególnego spokoju przy Złotej Skale... U jej stóp spoczywa moja matka.
Ostatnie zdanie wymówiła ciszej. A jako że jej ton i tak nie był zbyt głośny, to w efekcie sprowadziło się to niemal do szeptu. Zapewne wiele lwów wie, jak to jest być sierotą, ale ilu z nich mogło przy tym szczycić się tytułem księżniczki upadłego stada i założycielki-kapłanki kolejnego?


RE: Górna Część Wąwozu - Anubis - 10-05-2013

A spojrzyj moja droga kapłanko choćby w bok. Tak na tego starego, nieco zdziadziałego pryka. Który pomimo tego drobnego uśmiechu, a nie kolejnej wyuczonej maski to i tak skrywa pod nią nieustanny smutek, żal i rozpacz. I on jest sierotą, matka odeszła z tego świata już bardzo dawno temu kiedy to jeszcze był lwiątkiem, ojciec też jakoś niedługo po tym jak ponownie zawitał na ojczyste ziemie po długiej rozłące z rodziną, przyjaciółmi. Wtedy to pojawiła się również nienawiść. Nie, nie do stada, lecz do małych poczwar które zamordowały jego opiekunkę na tej samotnej drodze. Jedyną osobę która pokazała mu dobroć i wsparcie. I ta nienawiść zaczęła nim kierować, poddał się jej pozwalając bez zmrużenia okiem mścić się na oprawcach jej śmierci, na ich młodych, rodzinach. Jedna śmierć pociągnęła za sobą falę morderstw, falę śmierci na której tle spacerował sobie brązowy lew o krwistoczerwonych ślepiach. Zaczęły nawet chodzić za nim plotki, że owy miał kiedyś inny kolor oczu, jednak po tak dużej ilości krwi którą upuścił niewinnym przesiąknęły jej barwą. Miały być ostrzeżeniem dla innych, że jego dusza jest równie zakrwawiona jak kolor tych oczu. Bo to oczy są zwierciadłem duszy prawda? Oczywiście to nie jest jeszcze koniec tej drobnej opowieści. To tylko jego "beztroskie" dzieciństwo.
Odnalazł drogę powrotną, drogę do domu, do swojej rodziny. Tam porzucił ścieżkę którą kroczył przez dwa lata. Mógł ponownie zacząć funkcjonować normalnie. Wtedy to też poznał Mako. Na jednej z wypraw z kuzynem. Młodzieńcze zabawi i takie tam... Jednak jak się okazało nie dane mu było się zbytnio tym nacieszyć. Jak zwykle pojawił się kolejny prześladowca, tym razem liczniejszy, silniejszy od poprzednich hien. Nękał i prześladował Płonącą Ziemię, a wraz z tym ponownie pojawiała się ona. Jego stara przyjaciółka, nienawiść. Wtedy po raz kolejny spotkali się z jeszcze nie królem Lwiej Ziemi. To on był tym który zaciągnął go do lochów stada. Różniło ich od siebie chyba wszystko oprócz jednego. Wspólne starania o dobro jednej osoby. I to zmieniło wrogów w przyjaciół, przestało się liczyć ich pochodzenie, przynależność do stada, czy chociażby charakter. Ważne było tylko jedno i jak było trzeba to współpracowali razem.
Pomału tak dochodzimy do teraźniejszości jednak jest przed nami jedno z wydarzeń które najbardziej wpłynęło na to jaki jest. Chodzi mi tu oczywiście o śmierć kuzyna, ba! O śmierć jednego z braci, bo był mu drogi niczym brat. Zapytacie się jak to mogło wpłynąć aż tak mocno na jego stan? To proste. Wracając na Skałę Sherkhana spotkał swojego przyjaciela, a raczej to co po nim zostało. Coś co przypominało serce w tym momencie się rozleciało, zdezintegrowało zostawiając po sobie jedynie proch i pył. Patrzył na głowę swojego przyjaciela, całą zakrwawioną, a jednak z krzywym uśmiechem na pysku, z pogardliwym skurczem mięśni pyska skierowanym ku sprawcą. Nie bacząc na trwającą wojnę poszedł do centrum siedziby wroga, na miejsce tej okrutnej zbrodni by zabrać resztki jego ciała, ciała które nie zostało bestialsko pożarte przez oprawców. Później już tylko kwestią czasu było to, że kolejne ciała jego przyjaciół, rodziny i znajomych zaczęły padać. A wraz z nimi rosła jego Maladie, jego ukochana, ta która była przy nim od zawsze, na zawsze. Och droga ma Maladie. Opiekunka i zbiorowisko sił każąca mu podnosić się po każdym kolejnym załamaniu nerwowym, po każdej potyczce z drugim ja, ma ona wiele imion. A tylko jednym z nich jest właśnie Duriel. I kto wie teraz czy to są jedynie urojenia, czy ten naprawdę opętał jego... No właśnie co? Duszę? Raczej to ona pochłonęła by go, bowiem jej już nie ma. Jej miejsce zajęła studnia, przepaść bez dna, która wabiąc nieostrożnych głupców obejmuje czernią swoich ramion ciągnąc ich coraz głębiej i głębiej. I jak zwykle się rozpisałem na temat który nie powinienem za co mi wybaczcie. Otóż chodziło tutaj o to, że biała lwica nie musi się rozglądać daleko by spotkać sobie podobnych. Różniła się od niego chyba tylko jednym, Ines była założycielką stada. Co mu się nigdy nie udało, pomimo wielu prób. Ale to z pewnością przez jego maladie.


RE: Górna Część Wąwozu - Matu - 11-05-2013

Matu siedział wtulony w swego opiekuna i przysłuchiwał się prowadzonej przez niego rozmowie, z której notabene nie rozumiał ni w ząb, czemu trudno się dziwić. Nie widział go dosyć długo, a chciał porozmawiać, a konwersacja jest podstawą w rozwoju. Wstał, po czym przeszedł z pomiędzy łap króla na jego prawą stronę. Co chwila spoglądał na wszystkich obecnych i wysyłając błagalne spojrzenia do samego Mako w nadziei, że ich rozmowa skończy się jak najszybciej.


RE: Górna Część Wąwozu - Inn - 12-05-2013

A ona jak tak leżała i gapiła się przed siebie, to dla urozmaicenia spojrzała w dół wąwozu. Ale, że ani nie była jakoś specjalnie spostrzegawcza, ani nie starała się nawet za bardzo, nie dojrzała tam nic ciekawego. Westchnęła cicho do siebie. Nawet nie słuchała tego, o czym tamci rozmawiali, była zbyt zajęta w końcu. Niby mogła sobie stąd pójść i porobić coś sensowniejszego(to znaczy powłóczyć się bez sensu gdzie indziej) ale ani jej się za bardzo nie chciało, ani jej stąd nikt nie wyganiał. Poza tym tutaj była Ines, a to przecież ostatnia osoba z jej rodziny, która w ogóle przebywa na tych ziemiach. Musiała przyznać, że żywiła cichą nadzieję na to, że po tej całej gadaninie uda jej się jakoś do niej choć na chwilę dorwać. Poza tym zaciekawił ją fakt, że założyła stado(tyle to zrozumiała), więc marzyło jej się teraz zobaczenie jego terenów.


RE: Górna Część Wąwozu - Mako - 12-05-2013

Słowo Kapłan brzmiało jakoś dziwnie w jego głowie, wynikało to zapewne z faktu, że niezbyt często spotykał się z takowym określeniem. Szaman, tak jak najbardziej, ale Kapłan... Naprawdę ich stado musi być specyficzne. Informacje o miejscu spoczynku Ven wyraźnie zakodował, postanowił również odwiedzić to miejsce przy nadarzającej się sposobności.
- Słyszałem o niej. Ona wraz całą Złotą Gwiazdą żyła w dobrych stosunkach z Lwimi. - słyszał nawet, że została zabita i to z ust morderczyni.
Mimo skupienia na Kapłance, Mako dostrzegł ponaglające spojrzenie Matu.
- Dobrze, pakt śmiało możemy uznać za obowiązujący. - rzekł, uśmiechając się delikatnie – Z pewnością z czasem przyswoję sobie Wasze zwyczaje, ale już teraz pragnę poznać choć jedną rzecz: przywitanie, święto, cokolwiek, żebym w razie spotkania z innymi nie wyszedł na kompletnego ignoranta.
Zerknął na Inn. Ona i Ines musiały się znać, a on zjawił się tu i przerwał im rozmowę – pomijając, że Ines poszukiwała właśnie jego.
- A, jeszcze jedno, nie sprawuję władzy sam. Vasanti Vei jest Królową. Pochodzi z królewskiego rodu. Jest... nieco bardziej restrykcyjna, ale to wciąż Lwioziemka. Niezwłocznie przekażę Jej nasze ustalenia.
Pakt o nieagresji ze Świtem? Hm, dla Lwich za wcześnie na takie posunięcie. Byle nie rozpętali wojny to będzie dobrze.
Spokojnie, Matu, zaraz zakończy to spotkanie.


RE: Górna Część Wąwozu - Inés - 12-05-2013

- A ja czym prędzej powiadomię o tym Srebrnych - oznajmiła pogodnie, czując pewną ulgę; udało się, wreszcie ma to za sobą...
Vasanti Vei. Warto zapamiętać. Ines nie rozumiała, do czego komu może być potrzebne takie długie miano, ale postanowiła się w to nie zagłębiać. Najwyraźniej tamta miała swoje powody, żeby używać aż dwóch członów.
- Nie posiadamy przywitania, tutaj pozostawiam Księżycowym całkowitą wolność. Jedynie podczas świąt i innych oficjalnych spotkać dobrze jest pozdrowić kapłana zwrotem wyrażającym szacunek dla niego i Księżyca. Uznajemy, że Złoci się mylili, szukając odpowiedzi w gwiazdach. Może to brzmieć dziwnie, ale... - Tu zawahała się na moment, a delikatny uśmiech, który dotychczas widniał na jej pysku, teraz nieco zbladł. - My pokładamy wiarę w Księżyc.
Nie była pewna, jak Lwioziemiec zareaguje na tę rewelację, jednak, nie słysząc żadnego sprzeciwu, zdecydowała się na kontynuowanie wątku.
- Naszym najważniejszym świętem jest Święto Nocnej Pieśni, a do obyczajów należy nadawanie swego rodzaju, hm... Totemów. Jednak sam wiesz, że moje stado powstało niedawno, więc jeszcze nie wszystko zostało wprowadzone w życie. Aha, mamy też trochę inne kryteria przyjmowania do stada niż większość istniejących teraz czy wcześniej stad. Mniejszą uwagę zwracamy na siłę, a o przyjęciu decyduje reprezentowanie czegoś sobą, kreatywność... Widać to już choćby po tym, że wśród księżycowych, poza lwami, jest także karakal i serwal.
Przerwała swój wywód, zastanawiając się, czy Mako już zdążył ją uznać za nawiedzoną wariatkę, czy musiałby się nasłuchać jej słów parę minut dłużej. W pewnym sensie... Nawiedzona to ja jestem, uznała, oczywiście nie na głos. Nie każdy rozmawia ze swoją zmarłą matką.
Uśmiechnęła się niemrawo, patrząc na niego przepraszająco.
- Wybacz, zanadto cię tym wszystkim męczę, panie... Lwioziemski Królu.
Nie miała zielonego pojęcia, jak ma się zwracać do czarnogrzywego, więc póki co postawiła na taki oto zwrot. "Wasza Wysokość" niezbyt jej pasowało; dla niej władcą był tylko Księżyc.
- Jeśli jednak nie zasypiasz na dźwięk mego głosu, to zapraszam na nasze ziemie. Tam prościej jest nas zrozumieć, mamy inny... Klimat - stwierdziła, nie znalazłszy bardziej adekwatnego słowa. - Jakbyś potrzebował przewodnika, to ja chyba najlepiej orientuję się na Księżycowych Terenach - dodała już nieco ciszej, starając się unieść kąciki warg trochę wyżej, żeby zrobić lepsze wrażenie.
Po tym, jak słyszał jej wypowiedź na temat kultu Księżyca, mógł się z lekka zniechęcić do jej stada, a to z pewnością nie byłoby niczym dobrym...


RE: Górna Część Wąwozu - Mako - 15-05-2013

Wysłuchał cierpliwie Ines. Mako rzadko kiedy komuś przerywał wypowiedz, a jeżeli już to robił to miał ku temu istotny powód. Czarnogrzywy nie spodziewał się otrzymać takiej masy informacji. Skrupulatnie zaczął porządkować je w swojej głowie. Nie potrafił do końca zrozumieć jak można pokładać wiarę w coś co istnieje, chyba że należy to rozumieć inaczej, że Księżyc jest symbolem znakiem(?), chyba. Mimo większego braku zrozumienia, nie pokazał po sobie niczego, przytaknął jedynie łbem.
Nie za nawiedzoną... Za wierną obyczajom Stada. Kolejną rzeczą, z którą Mako musiał się zmierzyć był fakt, iż córka Ven nie zgadzała się z poglądami matki. Dość, że obie szukają prawdy na nieboskłonie.
- Czyli sądzicie, że w gwiazdach nie ma zupełnie nic? - jemu było chyba bliżej do wiary Ven, ale... - Nie, to chyba ja zbyt nachalnie szukam wiedzy.
Jak on ma Jej powiedzieć, żeby zwracała się doń po imieniu? Wszystkim, którym proponował tę opcję znał – lepiej, bądź gorzej, ale znał – a tu było nieco inaczej, zwłaszcza, że Ines była też Władczynią innego stada. Uśmiech na jego pysku znacznie się zmniejszył.
Tak, to jest to! Grunt to mieć sposobność do działania.
- Gdy tylko będę miał chwilę czasu, to z wielką chęcią skorzystam z zaproszenia Kapłanki Księżyca.
Eh, jemu też nie leżało takie paradne tytułowanie innych. Szacunek i uznanie to jedno, a kłucie w oczy tytułami, to już zupełnie inna kwestia.
- Wybaczcie, że Was opuszczę, mam jeszcze inne pilności. - skinął Kapłance łbem, po czym przeniósł wzrok na Anubisa – Prędzej czy później będzie jakaś sposobność do rozmowy.
Teraz czas na Matu... Capnął najmłodszego ze zgromadzonych i ulokował go na swym grzbiecie. Gdy już znajdował się z dala od swych rozmówców, odezwał się do lwiaka.
- Teraz sobie porozmawiamy.
Widzisz Anubisie co ja z nim mam? Prawie jak Ty i Shaka. Chyba nie można od tak odciąć się od przeszłości, niezależnie jaka by ona nie była.

[z.t]


RE: Górna Część Wąwozu - Inn - 16-05-2013

Jej lewe ucho drgało lekko, kiedy odzywała się jedna ze stron, nie docierały do niej jednak ich słowa. Ona jedynie czekała. Kiedy skończą mówić? Dotarła do niej jednak wypowiedź Ines o tym, aby Mako odwiedził jej ziemie. Jej ucho drgnęło silniej, od tej pory baczniej przysłuchiwała się toczącej w tym miejscu rozmowie. Nie no, teraz? To już nie ma szans na to, żeby i ona tam poszła, chyba, że się po prostu doczepi.
Ze zdziwieniem jednak stwierdziła, że król właśnie odchodzi z tego miejsca. Podążyła za nim wzrokiem, aż nie zniknął zupełnie jej z oczu. Teraz ma szansę! Musi tylko poprosić Ines, aby ją zaprowadziła na te jej tereny. Już miała wstawać, kiedy nagle obleciał ją strach. Biała była teraz królową, a do tego kapłanką. Nie wiedziała co prawda, co znaczy to drugie słowo, ale brzmiało poważnie. A jak nie ma czasu? Albo teraz nie rozmawia z pospólstwem? Zaparła się jednak, najwyżej jej odmówi.
Wstała więc, po czym powoli podeszła do białej, bojąc się patrzeć jej w oczy. Jej wzrok wędrował więc gdzieś po jej pysku, nie natrafiając jednak na wyżej wymienione ślepia.
- Jeśli nie miałabyś nic przeciwko, mogłabym się z Wami zabrać na Wasze ziemie? Jestem ciekawa, jak wyglądają. Oczywiście, jeśli masz czas i chęci na takie głupoty. - powiedziała w końcu szybko, ostatecznie zatrzymując jednak swój rozbiegany wzrok na oczach rozmówczyni.


RE: Górna Część Wąwozu - Matu - 16-05-2013

Nareszcie skończyli rozmawiać. Już chciał coś powiedzieć Mako, ale król podniósł go i usadowił na swym grzbiecie. Jeszcze nigdy nie był w takiej pozycji, więc postanowił skorzystać z ruchomej platformy, którą teraz był Mako i poobserwować co dzieje się na Sawannie. W tym celu przemieścił się z grzbietu na głowę swego opiekuna i ułożył się w miękkiej grzywie. On kiedyś też będzie taką miał. Lecz ta beztroska nie trwała długo, gdyż król zapowiedział poważną rozmowę. Jego słowa wywarły wielkie wrażenie na matu, który teraz myślał, jaką to wymyślną karę król zastosuje wobec niego.

[z.t]


RE: Górna Część Wąwozu - Inés - 17-05-2013

- Gwiazdy pomogły mojej matce dostać się na szczyt, nie zapobiegły jednak rozpadowi stada. A to już nigdy się nie podniosło... Taki skutek nie świadczy o dobrze obranej drodze - stwierdziła, po czym uśmiechnęła się lekko i skinęła mu łbem na pożegnanie.
Miły ten lwioziemski władca. Tylko w razie kolejnego spotkania będzie musiała go poprosić o nazywanie jej w inny, mniej oficjalny sposób. Jeśli ma go oprowadzać po swych ziemiach, może się to stać nieco uciążliwe.
Już miała dać znać Anubisowi, że na nich nadszedł już czas, kiedy to zwrócił się do niej nikt inny jak zielonooka.
- Nie mam nic przeciwko, Inn - odparła cicho, jak to ona. - Bylebyś potrafiła później trafić z powrotem.
Słowa te nie był wyrazem drwiny, a raczej swego rodzaju troski. Nie, żeby wątpiła w zdolności swej krewnej, jednak na wszelki wypadek wolała wspomnieć o owej kwestii.
- W takim razie - w drogę - rzekła na koniec, teraz już patrząc na całą pozostałą dwójkę.
Raz jeszcze rzuciła okiem na rozciągające się dookoła monotonne połacie sawann, tak różne od bogatych formacji roślinnych zdobiących srebrne ziemie, ku którym właśnie się skierowała.

Z/t


RE: Górna Część Wąwozu - Inn - 18-05-2013

Uśmiechnęła się. Najwyraźniej jednak nie miała, po co się martwić. Kiwnęła łbem, a jej uśmiech się poszerzył.
- Spokojnie tutaj trafię. - powiedziała z pełnym przekonaniem. - Poza tym i tak nie mam tutaj nic do roboty. - dodała jeszcze. Zadumała się na chwilę. Miała wątpliwości co do swoich pierwszych słów, no ale musi jakoś poznawać te inne tereny, prawda? To, że ma taką beznadziejną orientację w terenie to nie jej wina. Może jak więcej będzie chodzić po nieznanych ziemiach to się to zmieni. W końcu, kiedyś miała problem z zapamiętaniem, gdzie co leży na Lwiej Ziemi(czasami i teraz jej się zdarza w tym gubić, ale nie aż tak często), więc jest jeszcze jakaś szansa.
Kiwnęła jeszcze raz łbem, na jej ostatnie słowa, po czym szybkim krokiem podążyła jej śladem.

zt


RE: Górna Część Wąwozu - Anubis - 25-05-2013

Po skończonej rozmowie wyszedł stąd.

Zt.
//przerobię to później :(


RE: Górna Część Wąwozu - Sheloth - 04-06-2013

Lew, w odróżnieniu od Feliji, nie poszedł z nikim przegadać całej sprawy. Powód był po części bardzo prozaiczny - po prostu nie miał tu już chyba nikogo. Poza tym... po prostu wyrósł chyba z tego okresu, w którym wyrzucał z siebie cały żal przy byle kim, nawet przy nieznajomych przy wodopoju. Cholerna drama queen z niego była jak był młodszy... W sumie to on się wiele nie zestarzał. Albo się zestarzał, tylko po prostu nie fizycznie, a duchem.
Fakty jednak były następujące: stał na skraju wąwozu. Wiał chłodny wiatr. Chmury zasłoniły słońce, jednak po deszczu z sawanny nie było już prawie śladu. Stał tam samotnie. Nie musiał się przed nikim ukrywać i niczego zatajać. Mógł sobie teraz na wszystko pozwolić. Był sam. Nie było tu nikogo. A co najważniejsze, nie było tu Feliji.
Czasem tak bywa, że myślisz sobie, że wszystko już sobie w głowie przepracowałeś, że poradziłeś sobie z każdą sprawą, nieważne jak bolesną, że to już za Tobą. A potem ziemia pod Twoimi łapami robi się niepewna i grząska, a Ty odkrywasz, że jednak wcale nie poradziłeś sobie tak dobrze, nie wiesz, co jest nie tak i stopniowo toniesz w nieznanym sobie bagnie.
Albo, co gorsza, w bagnie, które już dobrze znasz. W bagnie Twoich własnych problemów... o którym po prostu myślałeś, że jest płytsze. A tu niespodzianka.
Sheloth, wgapiając się w szare, zachmurzone niebo, czuł się... dziwnie. Tak inaczej. Nawet nie tak źle, po prostu nie tak, jak przywykł się czuć w ciągu tych ostatnich miesięcy. Gdy był sam, mógł sobie pozwolić na myślenie, że to wszystko już nie wróci, że to już jest za nim i nie będzie musiał już więcej do tego wracać. Że wszystko to już przemyślał, że jest ponad tę całą sprawę, że nawet jak pojawi się znów na tych terenach, to zdąży już do tego czasu to zapomnieć. A gówno prawda. Nie zapomniał.
Już na sawannie, przed spotkaniem (o ile to można tak w ogóle nazwać) z Feliją, czuł się... nie do końca normalnie. Nie był sobą. Głównie dlatego, że wraz z bólem wyparł chyba na jakiś czas potrzebę... okazywania, czy nawet odczuwania emocji? Możliwe. W każdym razie dopiero powrót i konfrontacja z powodem jego problemów pokazał mu, jak bardzo sam siebie okłamał. Ukrywanie emocji niczego nie zmienia. Samotność nie jest dobrą wymówką. Ból nie przemija, kiedy trzyma się go w sobie, nawet, jeśli pracuje się nad zrozumieniem go i posłaniem w niepamięć. To tak już działa, że wszystko co trzymane w zamknięciu prędzej czy później psuje się, dziwaczeje, gnije. Ból też. A potem wraca ze zdwojoną siłą, gdy tylko nadarzy się okazja. I przykleja się do każdego centymetra kwadratowego lwiego ciała jak błoto na łapach. Odgradza jeszcze bardziej dotkliwie niż wcześniej.
Tylko tym razem nie można odepchnąć od siebie wszystkich tych emocji.
Ta, pewnie. Nie można.
Nie odzywaj się, to o Twoich problemach tu mówimy.
Nic nie mówię, ja rozmawiam z moją wszechwiedzącą narratorką. Albo narracją.
Dajże mi prawić morały, co?
Mogę się z nimi nie zgadzać?
Nie. To Twoja cholerna narracja. Dotyczy CIEBIE. A teraz ryj.
Reasumując, w przybliżeniu chodziło nam o to, że boli. Że nieugaszony ogień strawi cały las. Że choroba nie wyleczona od razu rozwinie się w coś groźnego, nieważne, jak niewinnie prezentowała się na początku.
A Shelotha, co prawda nie na ciele, a jedynie na umyśle, trawiła gorączka.
Dopiero widok Fel, jej zapach, jej głos, tych kilka słów które wypowiedziała w jego obecności pokazały mu jak bardzo nie dawał sobie rady. Zmężniał... może. Stwardniał trochę. Na pewno stał się... chłodniejszy, poważniejszy. Bo jaki miał się niby stać. Stąpał twardo po ziemi. To wszystko było pewne.
Tylko do tej pory nie sądził, że pod tym wszystkim nadal kryją się emocje. Tak, jakby myślał, że emocje są zarezerwowane dla osób szczęśliwych, że pokrzywdzone przez los lub gorsze z urodzenia byty nie mogły pozwolić sobie na taki luksus.
Machnął łbem, odrzucając grzywkę z oczu.
Szaro. Wszędzie szaro.
Tylko w jego zimnych, błękitnych ślepiach wszystko odbijało się jakby w czystym, bezchmurnym niebie.

[ Dodano: 2013-06-30, 16:36 ]
Stał tam trochę. Może minutę, może godzinę. Może wieczność, czy nawet dwie. Sam nie wiedział.
Stopniowo jednak zaczęła ogarniać go dobrze znana już obojętność. Początkowo sam starał się wymusić jej powrót, chciał odpocząć od emocji, od uczuć, krzywo biegających od jednej ściany jego czaszki do drugiej. Obijających się o siebie. Chaotycznych.
Socjopatom żyje się prościej, bo uczucia nie ukrywają przed ich oczami realnych problemów, realnych powinności czy obowiązków.
Sęk w tym, że socjopatą się jest, a nie zostaje.
A Sheloth nim nie był, choćby bardzo chciał. Uczucia walczyły o wolność, o wydostanie się na powierzchnię każdym możliwym ujściem. Dzwoniło mu w uszach. Oczy zaszły mgłą z dziwnego, nierzeczywistego bólu. Łapy rwały się do biegu, uszy błagały wręcz o to, by stanąć dęba na lwiej głowie, nasłuchiwać objawów życia, dźwięków otoczenia, czegokolwiek.
Właściciel wszystkich opisanych części zapierał się mocno. Drgnięcie ogona zdradziło, jak źle mu to idzie. Po nim nastąpił dreszcz, wstrząsający beżowym cielskiem. Wzdrygnął się. Zimno?
Nie zimniej niż do tej pory. Tylko teraz... chyba od wewnątrz też doskwierał mu chłód.

Im dłużej coś od siebie odpychasz, tym mocniej uderzy Cię prosto w Twój głupi pysk jak już Cię dopadnie.
Jeżeli żyjesz - czujesz. Nie tylko myślisz. Sam rozum, sama zimna kalkulacja byłaby oczywiście wygodniejsza. Ale koniec końców, gdzie by nas to zaprowadziło? I czy ktokolwiek czułby się żywy, czy komukolwiek chciałoby się pozwalać sobie na jakieś drobne szaleństwa, na nielogiczne niewielkie przyjemności?
Jakkolwiek by temu nie zaprzeczał, Sheloth miał uczucia. Wiedział to. Od chwili, gdy zobaczył, wiedział już, że nie wyzbył się ich na dobre. A mimo to... mimo to ciągle uciekał do bezpiecznej iluzji. Miłej, znanej... ale jednak iluzji. A iluzje mają to do siebie, że jak już zrozumiesz jakie są nierealne, to przestają dawać Ci jakąkolwiek pewność. Tak to już jest na świecie.

Potrząsnął łbem. Poruszył łapą, jakby próbując sprawdzić, upewnić się, czy jeszcze jest pod jego kontrolą. Zrobił krok. Drugi. Powoli, ostrożnie.
Chyba popadał w paranoję.
Rozglądając się pozornie spokojnymi błękitnymi ślepiami (pozornie - bo pod maską spokojnej obojętności kryło się przerażenie, dzika chęć ucieczki, ukrycia się gdzieś, gdzie strach go opuści), szedł do przodu. Brzeg wąwozu wydawał mu się niebezpieczny, zdradliwy. Cofnął się odrobinę, tak, że szedł wzdłuż długości parowu, nadal widząc jego dno - jednak teraz stąpał raczej po znajomym trawiastym dywanie niż po kamieniu na krawędzi. Szedł. Tak po prostu.
W pewnej chwili zatrzymał się, marszcząc nos. Powąchał raz, drugi... Nie mylił się, coś cuchnęło. Nieopodal leżało truchło. Stare, śmierdzące truchło. Antylopa, chyba młoda. Teraz już młoda na wieczność.
Obrzydliwe. Wyglądała, jakby ktoś po prostu ją rozszarpał, po czym zmienił zdanie i zostawił swój niedoszły posiłek na pożarcie robakom. Te zaś nie próżnowały, wyżerając zepsute mięso spomiędzy kości padliny. Z oczodołu wystawał długi, cośkolwiek obrzydliwy robak. Z nozdrza trupa wychodził niewielki mrówczy oddział.
Gdy lew pchnął trupa łapą, w niebo wzbiła się czarna chmura much.
Obrzydlistwo.
Patrząc na pozostałości antylopy, nie wiedzieć czemu wydała mu się ona w jakiś sposób szczęśliwa. Spokojna. Wolna od tego całego szaleństwa, od wszelkiego bezsensu. Życie jest absurdalne. A kiedy absurd ustaje, pozostaje tylko spokój.
Chciałby być na jej miejscu. Tak nie mieć problemów. Nie być. W ogóle. Zupełnie.
Ale nie ma tak dobrze. A z wąwozu się przecież nie rzuci. Nie skończy aż tak żałośnie.
Poza tym... co jeśli czekała na niego jakaś wieczność? Kolejny absurd? Życie bez końca w jakimś nowym, idiotycznym świecie?
Nie, tego ryzykować nie miał zamiaru. Tu przynajmniej znał mechanizmy szaleństwa, w jakim tkwił. Względnie. Na pewno lepiej niż w ewentualnych zaświatach.

Odetchnął, niechętnie wdychając ponownie odór padliny. Niby szło się przyzwyczaić... ale zostawało potem takie uczucie jakby ktoś na niego narzygał. Albo coś.
Krzywiąc się i bezcelowo zamyślając nad swoim losem, lew po prostu odszedł.

zt


RE: Górna Część Wąwozu - Felija - 24-10-2013

Dziwnym zbiegiem okoliczności Felka zawitała w okolice... Wąwozu, czyli ostatniego miejsca, do którego zdecydowałaby się przyprowadzić kogoś, kto zastanawia się nad dołączeniem do stada. To miejsce było jedynym, które specjalnie do tego nie zachęcała. Inna sprawa, że akurat jej towarzysz w jakiś niepojęty sposób sam już się do tego zachęcił, więc istnieje spore prawdopodobieństwo, ze po ujrzeniu wąwozu nagle nie zmieni zdania.
- Patrz, mamy tu drzewa, trawę i w ogóle... A tam niedaleko jest ładniej, widać Lwią Skałę, widzisz? O tam.
Wskazała pyskiem na ów charakterystyczny, ociekający majestatem obiekt, który istotnie znajdował się w niewielkiej odległości od nich.