Król Lew PBF
Wzgórze zabawy i przyjaźni - Wersja do druku

+- Król Lew PBF (//pbf.krollew.pl)
+-- Dział: Tereny wolne (//pbf.krollew.pl/forumdisplay.php?fid=65)
+--- Dział: Lwia Ziemia (//pbf.krollew.pl/forumdisplay.php?fid=181)
+---- Dział: Wzgórze (//pbf.krollew.pl/forumdisplay.php?fid=40)
+---- Wątek: Wzgórze zabawy i przyjaźni (/showthread.php?tid=156)

Strony: 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16


RE: Wzgórze zabawy i przyjaźni - Manuela - 30-03-2014

Uśmiechnęła się z ulgą. Jednak nie było jej dane długo trwać w tym stanie, gdyż poprawiając zdrętwiałą łapę, która by utrzymać lwicę w pozycji, musiała zostać wygięta w dość nienaturalny sposób, poczuła, że znów się osuwa. Na szczęście dosyć szybko udało jej się ponownie ustabilizować i wysłuchać słów czarnogrzywego. Perspektywa zejścia nie przedstawiała się w oczach Mani zbyt wesoło, ale jakoś musieli się stąd… wydostać. Znaczyło to w takim razie, że muszą dać radę. Przytaknęła łebkiem, spoglądając niepewnie w dół. Jaką odległość przyjdzie im jeszcze pokonać? Po tym ślizgu mogłoby się wydawać, że już niewiele, ale mgła była zwodząca. Spojrzała znów na Deriona. Chyba lepiej będzie, jak pójdzie znów pierwszy, bo w przeciwnym wypadku nieprzewidziane zderzenie mogłoby być bardziej bolesne. Przynajmniej dla Manueli.
To… idziesz pierwszy? -Spytała cicho. Czy tu czy na dole musiałaby zostać przez chwilę sama, więc raczej w tym względzie nie było różnicy. Jedyne, czego się mogła bać, to tego, że zbłądzi z drogi, że zjedzie w inne miejsce. Ale przecież, jakoś się na pewno znajdą, przecież Derion jej nie zostawi…
Uśmiechnęła się leciutko, ze spokojem spoglądając szafirowe oczka.


RE: Wzgórze zabawy i przyjaźni - Derion - 31-03-2014

Wibrysy powędrowały w górę, spod warg błysnęły ząbki, oczy zmrużyły się. Zaraz po usłyszeniu pytania, Derion gwałtownie wyprostował przednie łapy, by w mgnieniu oka skręcić tułów i ustawić się w pozycji siadu. Zatrzymał się dopiero zetknąwszy swój nos z noskiem Manueli i w krótkiej chwili między wytrwaniem ułamka sekundy w tej pozycji, a mającym wyglądać na planowany ślizgiem, lew zdołał ubrać swoją mordkę w wyszczerz od ucha do ucha i przez lekko zaciśnięte zęby oznajmić:
- Yhy, na dole będę cię asekurowaaaać...
Kłap szczęką w momencie, gdy wyprostowane łapy wymknęły się spod ciała, pozbawiając go jakiejkolwiek podpory. Po dwóch niezgrabnych susach w miarę umiejętnie udało się Derionowi zaczepić silnymi łapskami przednimi o fragmenty suchej trawy i włączyć do akcji zadek pozostawiony na moment z tyłu. I jakoś tak, zgrabniej lub mniej - w zależności od kąta patrzenia - udało mu się znaleźć w miejscu, w którym ziemia zdawała się być płaska. Nie był to długi odcinek drogi, ale pokonanie go w pionie wymagało zaangażowania do pracy wszystkich sił zgromadzonych w mięśniach. Trawa nie stanowiła pożądanej izolacji od rozmokłej ziemi i każdy krok musiał być brany z należytą ostrożnością, co - z racji tempa, w jakim wszystko się odbywało - należało zrzucić na barki odruchów bezwarunkowych.
Od razu po wytraceniu prędkości lew odwrócił się w stronę, z której, wydawało mu się, właśnie przybył. Nim otworzył paszczę pozwolił sobie na wzięcie kilku spokojnych wdechów. Mgła skutecznie ograniczała widoczność, ale z racji pozostania cały czas w pionie, Derion nie stracił orientacji w przestrzeni i mógł być o tyle spokojniejszy.
- Możesz schodzić. Słyszysz mnie dobrze? To tylko kawałek. A jakby co... to wiesz... jak na polowaniu! - krzyknął w stronę Mani. - Nie krępuj się na mnie spaść, jesteś lżejsza od gnu! - dodał, nie mogąc powstrzymać się od śmiechu.
Mimo wszystko jego ogon ciął powietrze niespokojnie. Nie było wątpliwości co do tego, że lew wolałby nie spuszczać Mani z oczu ani na moment.


RE: Wzgórze zabawy i przyjaźni - Manuela - 03-04-2014

Słyszała. Pyszczek poszerzył się w uśmiechu. W odpowiedzi Derion usłyszał dobrze już mu znany śmiech. Oczywiście, nie będzie się krępować. Ani trochę.
No to uważaj, schodzę! –Zawołała w dół, obmyślając naprędce, jaką technikę schodzenia zastosować. Zaczęła bokiem, ale po paru dłuższych osunięciach tylnich łap zrezygnowała i obróciła się frontem do spadu. Po chwili okazało się, że to również nie był najlepszy pomysł. Tylna łapa i tutaj była felerną, poślizgnęła się na błocie i wyprzedziła w miarę stabilnie ustawione przednie łapy. W jej ślad poszła i druga zadnia łapka, w konsekwencji wywracając Manię na grzbiet. Jak na zjeżdżalni.
Marne były jej poczynania mające na celu wyhamowanie rozpędzonej własnej masy czy przekręcenie się w bardziej optymalną pozycję. Przeleciało jej przez ten udekorowany brązowymi kropkami łebek, że znów to samo. Ale, sam tego…
Nagle teren zaczął się rozpłaszczać, o, to już koniec, ale wtedy… łup. Nie utraciwszy jeszcze prędkości, z rozpędem wjechała pod brązowe ciałko, chcąc nie chcąc podcinając czarnogrzywemu zdawało się wszystkie cztery kończyny, w odruchu kuląc się i chowając głowę między łapy, wydając przy tym nieco piskliwe lwie miałknięcie.
…chciałeś.


RE: Wzgórze zabawy i przyjaźni - Derion - 04-04-2014

Trwał w bezruchu i wyczekiwaniu, strzygąc uszami w stronę dochodzących doń odgłosów. Śmiech Mani przeszedł przez niego jak delikatny zefir; zapalił w oczach kilka iskierek, uwydatnił dołeczki w policzkach tuż pod ostro zarysowanymi kośćmi jarzmowymi, następnie popełzł wzdłuż kręgosłupa, oplótł tors i ścisnął brzuch tuż pod mostkiem, gdzieś tam w okolicach przepony. Choć w swojej wietrznej, ulotnej naturze miał niewiele czasu na planowanie, zdawać się mogło, że jego działanie pozbawione jest przypadkowości i decyzja powrotu spod lwa na jego grzbiet została powzięta z premedytacją świadczącą o znajomości sekretów Derionowego ciała. Śmiech-zefir zakręcił więc pod lwim brzuchem kilka młynków, wylazł z powrotem na - z pozoru - niewrażliwy, ociosany twardo grzbiet i oplatając się wokół ogona niby bluszcz, uprzednio mocniej napierając na niego u nasady, poleciał dalej. Czarny pędzelek powędrował w górę.
To się chyba nazywało "zakochaniem". Zakochaniem w gestach, odruchach i niekontrolowanych reakcjach. Zakochaniem w całości i w szczególe. I w śmiechu.
Odgłosy niepewnego stąpania na chwilę zamarły. Wznowiły się w postaci jednorodnego dźwięku przewidywanego zakończenia - zjazdu. Lew nawet (zdecydowanie zbyt wolno, ale jednak) zareagował. Uniósł jedną łapę, czy coś, zmienił położenie środka ciężkości, odwrócił głowę, może nawet zlokalizował na moment przed zderzeniem rozmazaną sylwetkę Mani. Ale. Jednak. Fakt faktem - fiknął. Podcięty.
Wylądował na plecach obok lwicy. Ruch ustał na moment, na ułamek sekundy, kiedy wszystkie trzy i pół łapy Deriona znalazły się na Mani, a nagła zmiana pozycji zablokowała możliwość natychmiastowej reakcji. Przerzucił kończyny na swoją stronę najszybciej, jak potrafił, po czym zorientował się w położeniu. Skręcił głowę, zwracając się pyszczkiem w stronę Mani. I nie wstawał. Łepek przy łepku, bark przy barku, a trawa była miękka. Pod nimi i wszędzie wokół głębokie ślady w błocie opowiadały o każdym niewprawnie wziętym kroku.
- Jesteś cała? - spytał z przejęciem natychmiast po wzięciu tchu, zginając przednie łapy w nadgarstkach i podciągając je wyżej na piersi.


RE: Wzgórze zabawy i przyjaźni - Manuela - 06-04-2014

Trwała w skulonej pozycji jeszcze chwilę, mimo że już oboje byli na ziemi. Tak na wszelki wypadek. Drgnęła dopiero na dźwięk słów, wysuwając łepek spomiędzy łap i orientując się we własnym położeniu. Przez chwilę zakręciło jej się w głowie i zdawało, że ziemia znów się pod nią osuwa. Lecz gdy obróciła nos gwałtownie w drugą stronę, natrafiwszy nim na nos Deriona oraz spojrzenie jego szafirowych oczu, zdała sobie sprawę, że już po wszystkim. Pyszczek wypełniła ulga, spokój, radość i… coś jeszcze. Coś, czego Mania nie umiała nazwać, co jak nic innego potrafiło wzbudzić w niej takie emocje, jakich nigdy wcześniej nie zaznała. Kremowe łapki lekko zadrżały. Sama świadomość, że Derion był tak blisko, tak bezpośrednio blisko, mąciła w harmonijnie krążących po jej głowie myślach, sprawiając, że nie mogła się na żadnej skupić, gdyż ta zaraz rozmywała się i traciła. Drżenie strachu owianego niesamowitością i wypełnionego ekscytacją, od którego nie mogła uciec. Nawet w wąwozie to odczucie było mniejsze, stłumione, gdy potrafiła je jeszcze zarzucić innymi, dobrze znanymi jej emocjami. Jak i wtedy czarnogrzywy wyszedł na nieznaną ścieżkę, tak i ona teraz gubiła się w uczuciach. Z pewnością był to inny strach, ale spowodowany tym samym: nieznanym.
Jej otwarte serce, niezwykle podatne i wrażliwe, nigdy w żaden sposób przed niczym się nie broniło. Zatraciwszy wszelkie mechanizmy ochronne w pełni oddawało się docierającym doń uczuciom. I nigdy nie zawiodło.
Teraz biło mocno tam w środku. I nie wiedziało, co robić.
Uśmiechnęła się. Nie miała innego wyboru, jak zaufać. Bo zawsze ufała. Mrugnęła, mrużąc oczy i delikatnie odchylając łebek do tyłu, rozrywając nosową więź. Coś jej mówiło, że trzeba iść dalej. Mokra, grząska trawa, lekki chłód owiewający miodową i brązową sierść, oraz spowijająca wszystko wokół mleczna mgła. Nie najlepsze miejsce na odpoczynek.
Ale ciało odmówiło posłuszeństwa. A może to było serce.
Cała.- odpowiedziała w końcu jednym, cichym słowem, gdy zdawało się, że oboje zapomnieli już o zadanym pytaniu. -Zderzenie na życzenie- zaśmiała się równie cicho, zawijając ogonek. Chciała dodać: idziemy?, ale słowo to utkwiło gdzieś na przysłowiowym końcu języka, jak to, o którym się zapomina, gdy akurat jest potrzebne.


RE: Wzgórze zabawy i przyjaźni - Derion - 06-04-2014

Zaraz po zogniskowaniu spojrzenia na znamieniu pod prawym okiem Mani Derion zorientował się, że jej z pozoru spokojny pyszczek skrupulatnie stara się nie dać po sobie czegoś poznać. A że był to ten sam rodzaj niepewności, który tak bardzo wezbrał w nim samym minionej nocy, tego odgadnąć nie zdołał, jednak nie przeszkodziło mu to w podjęciu próby wyprowadzenia Mani ze ślepego zaułka, w który nagle weszła. Wystarczyło tylko być przy niej i bez opamiętania chłonąć każdy gest, by wychwycić nierównomierny oddech, dostrzec szybsze pulsowanie skóry spowodowane przyspieszonym biciem serduszka i ocenić, że w jej duszyczce wykiełkowało ziarno bliżej mu nieznanej niepewności.
Podobnie jak Mania i on przestał zauważać bezgłośny upływ czasu. Potrzebował chwili na odniesienie wypowiedzianego przez nią słowa do zadanego kilka minut temu pytania, a gdy już to uczynił i szykował się do powiedzenia czegokolwiek, w jego uszach zadzwonił dobrze znany mu śmiech. W połączeniu z fikuśnie zrymowanymi słowami zalał Deriona falą nieopanowanego rozbawienia. A że miejsce i czas nie były odpowiednie na dłuższy odpoczynek, lew szybko przekręcił się na brzuch i nie przestając się śmiać, wyprostował tylko tylne łapy, przysunął nochal pod szyję Mani i trącił ją nim lekko.
- Idziemy, idziemy, idziemy - szeptał, okraszając swoje słowa wesołymi parsknięciami i coraz mocniej wciskając nos pod lwicę w natarczywej sugestii. - Nie ma leżenia w błocie, słoneczko już się obudziło, wstajemy, Maniuś!


RE: Wzgórze zabawy i przyjaźni - Manuela - 08-04-2014

Śmiała się i ona, zalewając resztki umykającego niepokoju szczerym rozbawieniem. Bo niewiele trzeba jej było do wejścia w stan niekontrolowanej radości. Wystarczył już sam wesoły nastrój Deriona, żeby łapki poszły w górę, a mlecze zęby ujawniły się w całej swej okazałości. Czarnogrzywy dostał lekko jasnymi opuszkami po nosie. I dobrze, że to on wypowiedział te słowa. Tak, trzeba iść dalej.
Zanim jednak Mania wstała na równe łapy, nie mogąc powstrzymać śmiechu tarzała się jeszcze moment w wymaltretowanej już trawie. W końcu udało jej się jakoś podnieść i wyprostować, jednak z pyszczka od czasu do czasu wydobywał się jeszcze chichot, a oczka rzucały figlarne spojrzenia ku lwu.
Otrzepawszy się z brązowej mazi na miarę swoich możliwości, wyczyściła sierść paroma muśnięciami języka i po rozciągnięciu grzbietu była gotowa do dalszej drogi. Ślepka jednak w dalszym ciągu psotnie błyskały. Bo każdy lew ma w sobie lwiątko. Choćby jego odrobinę.
Słońce rzeczywiście zaczęło nieśmiało wyglądać spoza chmur, starając się przerzedzić ciężką mgłę. Manuela stanęła obok szafirowookiego. Wciągnęła nosem wilgotne powietrze, zamykając oczy.
To ruszajmy.- powiedziała z łebkiem wciąż uniesionym nieco w górze, z przymkniętymi powiekami i przeciętego linią uśmiechu.


RE: Wzgórze zabawy i przyjaźni - Derion - 08-04-2014

Wstał, nie bez kilku poślizgów tylnych łap, mocno kręcąc ogonem. Otrzepał się. Poboczny obserwator (chociażby w postaci przelatującego nieopodal bilbila) mógł bez trudu zauważyć, jak ślepia Deriona poruszają się zgodnie z ruchami Mani, tak, jakby między nimi znajdowała się niewidzialna nitka, której zerwanie nie leżało ani w mocy, ani w zamiarach lwa. Dlatego w momencie, gdy lwica rozciągnęła grzbiet, zamierając na kilka sekund we względnym bezruchu, Derion bez zastanowienia, stawiając niepewne, lunatyczne kroki, podszedł do niej i gdy już otwierał paszczę w tylko jemu znanym zamiarze, doszły do jego uszu jej słowa. Wówczas, z jedną łapką w górze i łebkiem tuż obok barku Manueli, zatrzymał się. Dał wybrzmieć jej słowom, zgodził się zachrypniętym "yhy", po czym ugiął lekko tylne łapy zabrał za zaplanowaną chwilę temu czynność.
- Masz tu błoto - wymruczał powoli z uśmiechem, zaraz po pierwszym liźnięciu Mani za znajdującym się dalej od niego uchem. - I tu - dodał równie flegmatycznie, po czym przejechał delikatnie szorstkim jęzorem po jej potylicy, by zakończyć tę przedłużaną do granic możliwości czynność otarciem się swoim policzkiem o policzek Manueli.
Pozostał z głową poniżej jej głowy, łypnął w górę szafirowymi oczyma, a przez jego dotychczas roześmianą chłopięcymi zaczepkami mordkę przebiegł cień powagi. Jeśli będę zbyt ofensywny, powiedz - zaświtało w głowie i dopominając się o wypowiedzenie na głos, nie dawało spokoju.
Uśmiechnął się serdecznie i wyprostował, postanawiając stłumić obawy dalszą wędrówką. Skierował więc wzrok przed siebie i ruszył powolnym krokiem, czując jak zasychające resztki błota ściągają jego skórę na łapach i umorusanym boku. Kilkakrotnie potrząsnął łbem w próbie pozbycia się z grzywy sklejek i wziął głęboki wdech, wciągając w nozdrza informacje o niedawno przebywających tu zwierzętach. Odwrócił się z zamiarem obdarzenia Mani czułym uśmiechem.


RE: Wzgórze zabawy i przyjaźni - Manuela - 09-04-2014

W pierwszym odruchu przekręciła łebek na stronę liźniętego ucha, wybuchając ponownie śmiechem, tym razem jednak znacznie cichszym. Co prawda nie spodziewała się tego, hm, jakże czułego postępku ze strony lwa, co spowodowało u niej kolejne zaskoczenie, ale takie dosyć, bardzo przyjemne. Jak i wcześniej, tak i teraz przy takowym incydencie serduszko zabiło jej mocniej, a powietrze na chwilę zatrzymało się wewnątrz, nie chcąc zakłócać błogiego stanu chwili. Emocje tego rodzaju wzrastały w Mani stopniowo, z coraz to większą mocą, kumulując się gdzieś wewnątrz i rozlewając kojąco po całym ciele, powodując dreszcze i niekiedy lekkie drżenie lwiego ciałka.
Wszystko to było dla niej nowe, a w swej nowości tak piękne, że ani jej przyszło do głowy zaprotestować. Bo czemuż bronić się przed tak rozkosznym uczuciem? Jak na razie do Mani nie docierały żadne argumenty.
Uśmiechnęła się do szafirowych oczek mrużąc własne, nadając całemu pyszczkowi swoistą urokliwą nutę, jako czyniła to automatycznie i nieświadomie w niektórych momentach. Być może zauważyła, jednak z powodu swojego nastawienia i myślenia, nie zrozumiała owego niewerbalnego przekazu derionowej mordki.
Ruszyła za nim, wesoło przebierając łapkami. Ucieleśniona radość w czystej postaci. Nie oglądała się nigdzie na boki, nie zauważyła bilbila przysiadłego właśnie na smukłej gałęzi rosnącego obok drzewa. Żółte oczy utkwione były bowiem w brązowosierstnym, w tym jedynym lwie, przyczynie porannej radości.
Trąciła nosem pyszczek rozjaśniony skierowanym ku niej uśmiechem i z iskierką w oku wyprzedziła czarną grzywę, oglądając się za siebie z nieco figlarnym wyrazem, przyspieszając kroku.


RE: Wzgórze zabawy i przyjaźni - Derion - 09-04-2014

To, że Derion zdawał sobie sprawę z niewinności Mani, z czystości jej myśli i porywów serca nie ulegało wątpliwości. Było przecież tym, co tak bardzo fascynowało go podczas tamtego upalnego przedpołudnia spędzonego w wąwozie, tym, co kazało mu wówczas dreptać w ślad za lwicą. Problem pojawiał się w momencie, gdy czarnogrzywy musiał sam na siebie nakładać jakieś ograniczenia, powstrzymywać się, wstrzymywać i ściągać wodze, o co niezaprzeczalnie musiał się starać, zważywszy na rodzaj jego relacji z Manią. (Może był w błędzie?) Nie robił tego nigdy wcześniej. Niepowodzenie było wliczone w rachunek ryzyka, a igranie z nim stanowiło przecież o sensie wszystkich podbojów i stopniu późniejszego zadowolenia, intensywności satysfakcji po rozstaniu.
O, rozpusto (o którą tak ciężko było na tych zastygłych w bezruchu ziemiach), byłaś krótkowzroczną nauczycielką...
Skarcił się w myślach zniesmaczony i mocno zaskoczony torem, który obrały jego myśli, oscylujące w tamtym momencie wokół Mino Eive. Bardzo wyraźnie, intensywnie, nagle. Na krótko. Na szczęście.
Otrząsnął się po zauważeniu wyprzedzającej go Mani. Mocno zbity z tropu odwzajemnił jej uśmiech nieco machinalnie i zrównał się z nią przechodząc do truchtu. Przebijające się zza chmur słońce podziałało nań krzepiąco, a rzadsza miejscami mgła napawała namiastką nadziei na polepszenie się pogody. Co by nie mówić, w takich warunkach mogli z powodzeniem przeoczyć odpoczywające kilkadziesiąt metrów od nich stado słoni, nie mówiąc już o lwie przemierzającym sawannę w pojedynkę.
Tymczasem kolejne stawiane kroki rytmicznie naliczały upływający czas i pokonywaną odległość. Cisza wrzeszczała w derionowym łebku tysiącem nieodpowiednich jego zdaniem tematów do rozmowy. Wybredne lwisko z tylko sobie znanych przyczyn odrzucało myśli jedna za drugą, czyniąc podjęcie niezobowiązującej rozmowy wyzwaniem na miarę polowania na samca bawołu... w pojedynkę. Być może upłynęło od podjęcia truchtu kilka, być może kilkadziesiąt minut. Ktoś racjonalniej myślący raczy wiedzieć, nie Derion, który w krytycznym punkcie zamyślenia potknął się o własne łapy, ledwo co unikając przeorania mordką ziemi.
- Uh, czasem się o siebie naprawdę obawiam - stwierdził swobodnie, wbrew kwaśnemu grymasowi na mordzie. Odwrócił łeb w stronę Mani i pozostał spojrzeniem w przestrzeni jej pyszczka. - Zastanawiałem się, czy może... nie potrzebujesz... czegoś...
I brakło mu podzielności uwagi na jednoczesne utrzymanie miarowego tempa i próbę podzielenia się z lwicą kołaczącą mu pod czaszką bolączką. Przeszedł do marszu, po czym podjął wątek:
- ...co mogłem... przeoczyć. Nie wiem. Czegokolwiek. Nie mam pojęcia, co to by mogło być, ale... no właśnie chyba to mi... umyka. Ja-a-a tego nie wymyślę - wydusił z siebie w końcu. I chociaż mocno zastanawiał się nad każdym słowem, w jego głosie zamiast paraliżującego strachu pobrzmiewała budująca determinacja. Zawiesił głos na moment, by stanowczo, acz pogodnie, z zaczepnym uśmiechem prawej strony pyska zwieńczyć i lepiej nakreślić o co mu właściwie chodzi krótkim: - Bądź ze mną szczera. Proszę.
W świecie Deriona wszystko musiało być bardzo jasno nakreślone. A to, że Mania wymykała się spod jego kontroli i nie pasowała do żadnego z poznanych na przestrzeni życia szablonów stanowiło sedno całej tej plątaniny wątpliwości.


RE: Wzgórze zabawy i przyjaźni - Manuela - 10-04-2014

Szli w milczeniu, ciszy poranka, ale był to jeden z tych przyjemnych rodzajów ciszy, której przerywać nie trzeba. Myśli Mani również krążyły po różnych zakątkach, zahaczając co jakiś czas o cel, dla jakiego tu przybyła. Jednocześnie oglądała się z zaciekawieniem na boki, wypatrując strzępków krajobrazu odsłoniętych przez mgłę. Czuła się rześka i odprężona, przy tym niestandardowo szczęśliwa, a słońce i poranny truchcik dopełniały pucharek pogodnego nastroju. Z niejakiego stanu zawieszenia wyrwał ją dopiero Derion, poczynając od jego nagłej zmiany pozycji. Zwróciła ku niemu swoje uśmiechnięte oczka i słuchała, od czasu do czasu mrużąc je wyrazem głębszego zastanowienia się nad słyszanymi słowami.
Również zwolniła, pozwalając na wyrównanie oddechów i samej sobie na większe skupienie się na wypowiedzi lwa. To, o czym mówił, odbiegało od jej wyobrażeń na temat tego, o czym mogliby teraz porozmawiać. Niespodziewane. Znów zaskakujące.
Uśmiechnęła się do niego i milczała. Chwilę, przetwarzając posłyszane treści, jednak mogła się ona zdać wiecznością. Jak to niekiedy bywa.
Nie chciała się na siłę doszukiwać jakiejś niebanalnej odpowiedzi, bo wiedziała, że żadnej takiej nie znajdzie. Jeśli nie wyczuła jakiegoś niedosytu wcześniej, to była pewna, że nie znajdzie go i teraz. Jakiegoś braku, jaki mógłby jej Derion zapełnić. I w ogóle braku.
Bo nie brakowało jej niczego.
Ale żeby tak było, to jednak czegoś potrzebowała. A właściwie to kogoś.
Spojrzała znów na czarnogrzywego, stawiając nieśpiesznie łapę za łapą. Z najszczerszym wyrazem pyszczka, jaki tylko można sobie wyobrazić.
Ciebie.
Twoich oczu, twojego uśmiechu, twojej obecności, twojego szczęścia…
Nie powiedziała tego wszystkiego, mając nadzieję zawrzeć to właśnie w owym jednym wydźwięku słowa, w uśmiechu i spojrzeniu żółtych ślepek. Bo była to najprawdziwsza prawda. A ten kto jej szuka, odnajdzie.
Z serdecznym śmiechem, zupełnie szczerym i bezpodtekstowym, wtuliła się czołem w czarną grzywę.
Nawet nie wiesz, jaka jestem szczęśliwa. - Powiedziała wciąż szeroko się uśmiechając i spoglądając w szafirki.


RE: Wzgórze zabawy i przyjaźni - Derion - 10-04-2014

Wyczekiwał jej odpowiedzi, nerwowo przeskakując spojrzeniem z lewa na prawo. Gapił się gdzieś w próżnię, nie koncentrował na niczym materialnym, z uszami rozstawionymi na boki i zaciśniętymi lekko wargami starał się wytrzymać wzbierające w nim napięcie. I wtedy. Ona. Powiedziała. Że. Potrzebuje. JEGO.
Nie, wcale nie potrzebujesz.
Nie, nie chcesz, nie możesz chcieć.
Stopniowo zwalniał, by po usłyszeniu kolejnych słów zatrzymać się. Z półotwartego pyska ulatywały płytkie wydechy, ciało zdrętwiało. Pod czaszką szumiało. Przeciwko absurdalnym strachom stawały racjonalne tezy, starające się dowieść prostoty komplikowanej na siłę przez Deriona sytuacji.
Przełknął ślinę i odwzajemnił czułość potarciem brodą o czoło Mani. Uśmiechnął się i mogłoby się zdawać, że w ciągu tych kilku sekund ciszy nie zmagał się z niczym. A przynajmniej... bardzo się starał, by nie dać po sobie niczego poznać i powrócić myślami na ziemię.
- Ja też... bardzo.
Sforsowana na siłę niemoc odpuszczała powoli.
- Bar-r-r-rdzo - zawarczał zaczepnie, przekonując samego siebie. - Naprawdę mnie potrzebujesz? - rzucił szybko swobodnym tonem, jakby pytanie dotyczyło zupełnie błahej sprawy.
Zerknął w dół, w złote oczka. Przekręcił łeb i uniósł brwi.
- Bo ja ciebie strasznie... mocno... chcę.


RE: Wzgórze zabawy i przyjaźni - Manuela - 11-04-2014

Uśmiech nie schodził z mlecznego pyszczka, nie mogąc dać się zniwelować dochodzącym z wewnątrz emocjom. Tak czasem jest, że po prostu nie da się przestać uśmiechać. Szczególnie, gdy się słyszy takie słowa.
Zmrużyła oczy, przypatrując się derionowej mince. Na postawione pytanie ponownie wybuchnęła śmiechem. Na chwilkę, by móc zaraz odpowiedzieć
Zaraz…, albo już i nie. Otworzyła szeroko oczy i z wyrazem niedowierzania przeskakiwała to z jednego szafirka to na drugie.
Wyraz mordki się nie zmienił, jedynie wewnątrz gdzieś tam Mania próbowała „posadzić” usłyszane właśnie słowa na odpowiednim miejscu. Ale nie dość, że narobiły sporo zamieszania w jej głowie, to jeszcze niespodziewanie uderzyły w serducho, powodując jego przyspieszoną akcję. Otworzyła lekko pyszczek, ale nic prócz oddechu nie miało zamiaru się z niego wydobyć.
A przecież to były tylko słowa. Parę słów, które już przecież słyszała, wypowiedziane tylko trochę… inaczej.
Zamknęła pyszczek, spuściła nieco głowę i podniosła oczy do góry, spoglądając tak na derionowy nos.
I nie dało się przestać uśmiechać.
Mania chyba nigdy się jeszcze tak nie zawstydziła. Najgorsze, że wcale tego nie chciała i nie do końca wiedziała, dlaczego tak się dzieje.
Bo nie umiała zdefiniować słowa zakochanie. Ona je tylko bardzo, bardzo mocno czuła.
I w tej chwili poczuła się jakaś taka malutka. I chyba w tej chwili zrozumiała, skąd brało się to nagłe doładowanie szczęścia. I wywróciło to jej świat do góry nogami


RE: Wzgórze zabawy i przyjaźni - Derion - 11-04-2014

Trudno określić, czy bliżej było temu do zachwytu, czy przestrachu. Z jednej strony Derion chłonął każde drgnienie Mani, nie umykała jego uwadze najdrobniejsza zmiana ułożenia rysów jej pyszczka, z drugiej zaś, wszystko, co działo się z lwicą zmierzało do jej dezorientacji, do czegoś, co było wysoce w zaistniałej sytuacji... niestosowne. Nie wahał się i pierwszy raz odkąd się poznali, Derion poczuł się na siłach by przejąć nad czymś kontrolę.
Co zrobił?
Ustawił się naprzeciwko Mani i usiadł tak, by dać się jej łebkowi oprzeć o swoją pierś. Przygarbił się nieco, zrezygnował z zajrzenia w jej oczy na rzecz otarcia się policzkiem o jej policzek i sięgnięcia łapą do jej barku w ramach zachęty i prośby, by wtuliła się w niego. Zmrużył ślepia. Przecież tego właśnie potrzebowała, prawda? Jego.


RE: Wzgórze zabawy i przyjaźni - Manuela - 12-04-2014

Zrobiło jej się jakoś lżej, że nie musi się tłumaczyć. Że nie musi nic mówić. Że kolejny ruch wykonał on.
To uczucie, gdy ktoś jest dla ciebie. A nie tylko ty dla kogoś. I to było dla Mani kolejnym nowym elementem nieznanej układanki. Powoli to, czego doświadczyła do tej pory ze strony szafirowookiego, składało się w jedną całość. Choć brakowało jeszcze wielu części.
Nie okłamała Deriona. Potrzebowała go. Tak przecież czuła. A dla niej to było najważniejsze.
Ale to całe morze tak porywających i silnych emocji, innych od tego morza, które tak dobrze znała, zwyczajnie ją zalało. Właśnie przed chwilą. Dobrze, że jej umysł tego nie kwestionował. Przegrany w dotychczasowej walce z bijącym teraz mocno sercem po prostu się poddał. Ta cała mieszanina uczuć opanowała i brzuszek, gdy swobodnie, bez jakiegokolwiek oporu, pod naciskiem derionowej łapy, opadła łebkiem na czarną grzywę, piersią na pierś, przysiadając na boku i zawijając ogon wzdłuż łap. Wszystko wewnątrz wirowało, ale to nic. Bo było tak, jak się Mani nawet nigdy nie śniło.
I teraz była zdana wyłącznie na tego, który doprowadził ją do takiego stanu. Tego, komu zaufała.
I po raz pierwszy w życiu zakochała.