Król Lew PBF
Sawanna - Wersja do druku

+- Król Lew PBF (//pbf.krollew.pl)
+-- Dział: Cesarstwo Doliny (//pbf.krollew.pl/forumdisplay.php?fid=171)
+--- Dział: Sawanna (//pbf.krollew.pl/forumdisplay.php?fid=39)
+--- Wątek: Sawanna (/showthread.php?tid=166)

Strony: 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47


RE: Sawanna - Derion - 28-04-2014

Usłyszał jej słowa jakby w oddaleniu, przez mgłę pół-snu i połowicznej świadomości. Zasnął. I obudził się, kiedy ciemność spowijała sawannę głębokim granatem, gwiazdy przebijały się spomiędzy resztek chmur, księżyc z lisią czapą wokół znajdował się w najwyższym punkcie. Nie poruszył się, czekał, gotów zarówno zaraz zasnąć, jak i ruszyć w dalszą drogę.


RE: Sawanna - Manuela - 28-04-2014

W końcu Derion musiał zasnąć, bo Mania w tym momencie znajdowała się w głębokim śnie i ani jej się śniło obudzić. Dopiero gdy słoneczko zawitało na tą stronę nieba, pod którą spali, lwica rozbudzona przez wewnętrzny alarm, że właśnie wstał dzień, otworzyła oba ślepia i mrużąc powieki spojrzała na jaśniejący krajobraz. Poranek wydawał się być okryty złocistym płaszczem, a dzień zapowiadał się pięknie. Na mleczny pyszczek wyskoczył szeroki uśmiech, a łapy poderwały się z ziemi, rozciągając po chwili całe ciałko. Czuła się znakomicie i była porządnie wyspana. Zerknęła na Deriona, któremu widać budzik nie zadzwonił, więc postanowiła go zastąpić. Skoczyła do czarnej grzywy i obróciwszy się tyłem do głowy spoczywającej na ziemi, zaczęła łaskotać brązową kitką po różowym nosie, by ostatecznie pacnąć nią mocniej w kremową mordkę, wydając przy tym nieartykułowane odgłosy chichotu.


RE: Sawanna - Derion - 28-04-2014

Wewnętrzny radar zarejestrował jakieś poruszenie, brak czegoś, co dotychczas podpierało lwi bok. Wskutek tego Derion przewalił się na ziemię, pozbawiony podpory. Nie, żeby to go w jakikolwiek sposób wzruszyło... głośny wdech i okraszony przeciągłym stęknięciem wydech tylko potwierdziły fakt, że głębokość oceanu snu, po którym dryfował Derion jest niezmierzona. I trwałby ten stan nadal, gdyby nie... pociągnął nosem. Raz, drugi. Narzucił na nochal łapę, chcąc zrzucić muchę, pszczołę, moskita, cokolwiek, co raczyło go obudzić. Ale... zaraz... uh. Zacisnął powieki i rozwarł oczy szeroko. Zaraz je zmrużył, porażony jasnością poranka i światłem wstającego na wschodzie słońca, opierającym się na jego pysku. Zorientowawszy się w sytuacji, potwierdziwszy przypuszczenia w chichocie właścicielki niesfornej kity, przekręcił się na plecy, wyciągnął łapy w górę i przeciągnął się lubieżnie, nie omieszkując wprawić w drganie rozespanych struny głosowych i stęknąć przeciągle. Do oporu i jeszcze trochę. Z zatrzymaniem u szczytu napięcia.
Gdy pozwolił łapom opaść bezwładnie, spojrzał na roześmianą Manię.
- Wyspałaś się? - zapytał, nie mogąc oprzeć się wrażeniu, że oprószona różowawym światłem wschodzącego słońca lwica jest tego dnia piękniejsza, niż kiedykolwiek wcześniej.


RE: Sawanna - Manuela - 28-04-2014

Spojrzała na niego roziskrzonymi oczkami.
Oczywiście. Dawno nie byłam bardziej wyspana. A ty, śpioszku?- Ponownie się zaśmiała, schylając łebek do derionowego i ocierając nim o sierściasty policzek. Na koniec trąciła go nosem i podnosząc głowę zachęciła;
Wstawaj, szkoda tak cudownego dnia!- Poderwała się do góry, odbijając nieco nad ziemię, po czym wylądowała na czterech łapach, robiąc radosny piruet. Widać było, że energia ją roznosiła, a słońce dodatkowo przysparzało endorfin, zatem Derion nie mógł liczyć na chociażby parę minut „drzemki”.


RE: Sawanna - Derion - 28-04-2014

Jęknął przeciągle, nie mogąc przestać się dziwić temu, jak wiele energii może być zgromadzonej w Mani tak wcześnie o poranku. Z reguły leżał, przewalał się z boku na bok, czyścił futro... robił wiele, byleby przeciągnąć moment wstania i podjęcia decyzji o tym, dokąd skieruje swoje kroki mającego nastać dnia. I często wędrował nocą. Tak. Jego zegar został mocno zaburzony. Dlatego znalezienie się na łapach w tak zaawansowanym stanie rozespania przyprawiło go o chwilowe zamroczenie.
- Yyyy... dobra, daj mi chwilę - mruknął, rozstawiając szeroko łapy i mrugając ślepiami. Potrząsnął głową i wziął głęboki wdech.
Być może w czasie, kiedy Derion odzyskiwał ostrość spojrzenia poprzekomarzali się jeszcze trochę, ale koniec końców, gdy lew uznał, że przezwyciężył najgłębszą fazę rozespania, stwierdził lekko, z uśmiechem:
- Chodźmy.
I choć wyrwany ze snu niecałe dziesięć minut temu łeb bolał go jak diabli, ruszył przed siebie, nie dając Mani niczego po sobie poznać.

zet te

[ Dodano: 2014-04-30, 22:30 ]
z Manią


RE: Sawanna - Rafiki - 25-06-2014

Minęło, nie liczył już ile, acz zawsze trochę czasu od ostatniej, osobliwej wizyty dwójki samic u stóp jego ukochanego baobabu (ciekawe, że nie odwiedził go dotąd żaden szanowny pan...). Stwierdził, iż należy rozruszać swe stare, wciąż zdatne do jako takiego użytku kości, wyjść w końcu jak to już dawno okazji nie miał- do świata, poobcować trochę "od środka" z lwim ludem, którego tak odlegle w czasie nie widział na swe niemłode już ślepia. Ruszył z laską przed siebie, z dobrą wiarą w piersi, z nadzieją, iż nie napotka się na jedno wielkie lwie-pustkowie.

/Czekam tu na Laję, jakby jednak nikt inny nie zaczepił Rafcia, byłabym wdzięczna, z góry dziękuję~

Jakoś specjalnie długiego postu nie ma na co póki co heh. To jest jak ja to zwę... rozpoczynający donout


RE: Sawanna - Laja - 25-06-2014

Chociaż starała się o tym nie myśleć, wspomnienie nocy okazało się trwalsze od mgły. Światło poranka nie wystarczyło, by wygładzić cień, tak, jak ciepły wiatr nie wystarczył, by rozwiać jej wątpliwości. Chociaż oczy widziały, a uszy słyszały, jak piękny nastał ten nowy dzień - pierwszy po jej powrocie - nie mogła zapomnieć o nieprzespanej nocy, z której się narodził. Ślepia były przekrwione, a uszy oklapnięte, zaś zmęczona ich właścicielka ledwie miała siłę dźwigać swój ciepły uśmiech. Czuła się tak, jakby miała za sobą daleką wędrówkę - i owszem, była to prawda - jednak kiedy ciało usiłowało odpocząć, leżąc w bezruchu, jej myśli biegały to tu, to tam, często gubiąc się i potykając po drodze. Ze zmęczenia ledwie już pamiętała imię, które to wszystko zapoczątkowało i w końcu zaprowadziło ją tutaj. Manuela.
Zupełnie nieświadomie, bez swojej wiedzy postawiła pewną barierę między tym imieniem, a imieniem swojej matki; barierę, której zmęczony umysł nie był w stanie przeskoczyć. Mur nie do sforsowania dla niej mógł być jednak ledwie pestką dla Rafikiego. To dlatego przyszła tutaj - stąd był dobry widok na baobab starego pawiana. Przysiadła pod jakimś drzewem. Najpierw w cieniu, a później przysunęła się znów do słońca. Bo dlaczego miała się chować przed nim za konarami, skoro zwykle z taką ochotą oddawała się w jego objęcia? Choć umysł był wierny swoim przekonaniom, a ukochanie słonka pozostało silne, ledwie powstrzymała się od powrotu do cienia. Ślepia zaczęły jej łzawić, a ciepło sprawiło, że zachciało jej się spać. Mimo wszystko, to było dobre miejsce, żeby usiąść spokojnie i trochę pomyśleć, pozastanawiać się, czy jest warto faktycznie męczyć Rafikiego jej fanaberiami. Ale kiedy tylko zdała sobie sprawę z tego, jakie to musiało być głupie, świadomość tego, że nie dawała sobie z tym rady pociągnęła jej znów za uszy i odebrała oddech. A pomyśleć, że ostatni raz zawracała mu głowę byle kolczykami. Teraz zaś przyszła, by z tej samej głowy zdjąć ciężar. Pokręciła głową, zasępione nagle spojrzenie kierując znów w stronę baobabu. Czuła się znów głupio z tym, że musiała zawracać głowę Rafikiemu. I w imię czego? Dlaczego? Po co? Czy to nie było coś, z czym nie mogłaby sobie poradzić sama?
Ale wtedy wszystkie jej wątpliwości przestały mieć znaczenie, tak, jak próżna okazała się jej chęć odwrócenia się i pójścia w swoją stronę.
Pierwszym, co zobaczyła był czubek sękatej laski - a charakterystyczny grzechot, który jej towarzyszył sprawił, że natychmiast zdała sobie sprawę z tego, że zanim ona odnalazła starego pawiana, stary pawian odnalazł ją. Coś jakby ukłuło ją w piersi, a uczucie było dziwnie podobne do tego nagłego zrywu do polowania. Ledwie zdążyła dźwignąć się z ziemi i pochylić łeb przed wyłaniającym się z wysokich traw mędrcem, opierając znów łapę na piersi.
- Dzień dobry, Rafiki. - Przywitała się z nim z należytym szacunkiem, dopiero wtedy podnosząc na niego spojrzenie i uśmiechając się do niego ciepło.


RE: Sawanna - Rafiki - 28-06-2014

Zawsze dobrze się czuł na terenach jego od pokoleń ukochanej Lwiej Ziemi. Cóż, jakżeby inaczej? Stada innych terenów zmieniały nazwy, składy, wartości, ogólnie rzecz biorąc- się całkowicie, acz wspomnienia i nieprzyjemny "posmak", wbrew wszelkim swym dobrym chęciom- zabierze już chyba do grobu. Nie zniechęca Rafikiego oczywiście przynależność stadna jakiejkolwiek napotkanej osoby... acz by od razu się pchać na cudze ziemie? Ach głupstwo.
Szedł raźno przed siebie, nieco powolnie, acz po cóż się spieszyć; jest na co popatrzeć, odświeżyć swą zakurzoną pamięć. Widok złotych traw i samotnych, rozrzuconych tu i ówdzie akacji napawał go dziwną siłą.
Dość dlań niespodziewanie, z racji odpłynięcia jaźnią w przeszłe czasy, czy też oddaniu się kontemplacji, wyłoniła się przed nim lwia sylweta. W pierwszym odruchu zastygnął cofając głowę, by odczekać kilka taktów wieczności, mrugnąć, postawić spokojnie laskę, uśmiechnąć się i roześmiać, dając werbalny upust swemu stanowi ducha.
-Witaj moja droga!-rozłożył w powitalnym geście długie ręce, by zaraz ześlizgnąć się wzrokiem na jej uszy.
-Widzę, że ci służą-miał na myśli rzecz jasna kolczyki. Tknął jednego z owych końcem swej laski, delikatnie, by nie przysporzyć lwicy jakiegokolwiek dyskomfortu.
Ponownie się zaśmiał, jednak we wnętrzu swej wątłej klatki piersiowej bez otwierania mordy. Spojrzał w ślepka Laji podpierając się na wysłużonym swym kawałku drewna, czekając aż ta coś może powie czy też nie... bo mimo wszystko miał wrażenie, iż coś rzec jednak chce.


RE: Sawanna - Laja - 28-06-2014

Oczy Rafikiego, choć stare, nie były ślepe. Laja wyszła im spojrzeniem naprzeciw, kiedy - rozpromieniony, chciałoby się zauważyć - dokonywał inspekcji niegdysiejszego podarunku. Widząc zaś te jego czujne oczka, roześmiany łeb oraz kosmatą kryzę siwizny i jej udzielił się nastrój poczciwego staruszka. Powoli, jakby z wahaniem dźwignęła dla niego uśmiech, a w przekrwionych ślepiach zatańczyła iskierka ciepła. Dobrze było go znowu widzieć. Na moment jakby zapomniała o tym, co ją tak zmęczyło, zamiast tego w myślach powtarzając echem "moja droga". I uśmiechnęła się jeszcze szerzej. Właśnie na takie powitanie nie zasłużyła po swoim zniknięciu i zdawała sobie z tego sprawę, wlekąc tę świadomość za sobą, jak kulę u nogi. Czuła się jednak tak, jakby Rafiki całym tym ciepłem uwolnił ją od tego ciężaru.
Nie znała drugiej istoty, do której bardziej pasowało określenie "kochany". Pomimo całego szacunku, jaki żywiła do pawiana - a jego pokłady były nieskończone - miała ochotę po prostu go przytulić. Chociaż nie potrafiła tego zauważyć wcześniej - głupia, miała we łbie wtedy jakieś kolczyki - wiedziała, że oto stał przed nią niedościgniony wzór do naśladowania. Mentor i mistrz, choć prawdopodobnie nawet nie zdawał sobie z tego sprawy. Tak ciężko było ukryć przed nim cokolwiek, a co dopiero fakt, że chłonęło się każde jego słowo, niczym gąbka.
- Prawdopodobnie nie zasłużyłam na tak ciepłe powitanie, mistrzu Rafiki. - Uśmiechnęła się znów, a kiedy odjął laskę od jej uszu, skłoniła się przed nim. - To zaszczyt i ulga dla oczu, móc oglądać cię w pełnym zdrowiu. - Dodała ciepło, nie chcąc już poruszać tematu, który zaprowadził ją tutaj.
Skupiona na tej pozytywnej aurze, jaką wokół siebie rozsiewał zapomniała zupełnie o tym, co ją tutaj przygnało. Zapomniała także o tym, że zdradzały ją wykończone ślepia, sztywne, zmęczone łapy i sierść w nieładzie.
- Piękny dziś dzień, prawda? Miły to zbieg okoliczności, że przyszło mi oglądać cię, mistrzu, w tak cudny dzień.
Bawiąc się słowem - jej pędzlem - odniosła się do Rafikiego z szacunkiem, przesiąkając niemal jego radością. Było jednak w tym wszystkim coś przykrego, a tego nie dało się ukryć przed promieniami słońca. Po tych słowach kontrast między jej ciepłym uśmiechem a wycieńczonym pyskiem, który ten uśmiech nosił jedynie się uwydatnił. Podobnie było z ogienkiem w jej przekrwionych ślepiach. Oblepiona wesołością jak gliną, pękała, tak, jak pękała rzeźba, odsłaniając swoje prawdziwe, zmęczone oblicze.


RE: Sawanna - Rafiki - 28-06-2014

Kąciki jego ust unosiły się powoli, miarowo, w niemal niezauważalnym procesie, a jednak- z każdą oznaką, iż jego osoba tak pozytywnie była w stanie wpłynąć na niemal, mimo wszystko, obcą mu personę. Termin "obcy" potrzebowałby przedefiniowania w przypadku tej małpy, albowiem, tak jak to wiedziała i kawowa lwica, widział swymi żółtawymi ślepkami wiele, na wskroś i do szpiku duszki, poznając danego delikwenta lepiej, niż ten miałby czasem okazję przez całe swe życie. Dodając do tego bardzo poufne stosunki z co niektórymi duchami przeszłych czasów... nasz kochany mógłby stać się kimś i bardzo niebezpiecznym, gdyby nie jego wewnętrzny system wartości i wszystko to, co czyniło go tym, kim był, jest i będzie.
-Och kimże bym był, gdybym przywitał cię chłodem, za brak jakiejkolwiek prawdziwej winy-zaśmiał się bezgłośnie po czym powrócił do zwykłego sobie ciepłego uśmiechu-Oj to cieszy mnie fakt, iż sprawiam twym oczom ulgę, albowiem widzę, że prawdziwie by im się przydała-zmrużył swoje jakby chciał się upewnić czy dobrze widzi te zakrwawione ślepka rozmówczyni, a nawet chwycił jej łebek w dłoń z tak rzadkim w okolicy przeciwstawnym kciukiem i przybliżył futrzastą paczuszkę na mózgownicę ku sobie, dość znacząco przerywając jej czynność kłaniania się jego osobie.
Obserwował ją stosunkowo długo po tym gdy skończyła mówić, a eteryczne wrażenie starało się ukryć wszelkie objawy jej zmęczenia i wewnętrznego rozdarcia i prób poradzenia sobie z problemem. Wpatrywał się, czując ją niemal po pędzelek ogona, który ten nawet zdawał się być przesiąknięty tym co reszta jej ciała i umysłu.
-Panienko-zmierzył ją stanowczo podtykając, albowiem wciąż nie puścił jej mordki, jejże nos pod swój-wiesz, że nic nie ukryjesz przed starym Rafikim-cóż cię boli?
Nie zamierzał nikomu pomagać na siłę, pozwalając samemu sobie zdać sprawę ze wszystkiego i przemóc przez wszelkie bariery i strach, przed chociażby zbłaźnieniem się przed kimś, kto zdawał się im autorytetem.


RE: Sawanna - Laja - 03-07-2014

A ona wzdrygnęła się. Bardziej spodziewała się gromu z jasnego nieba, niż tego gestu ze strony Rafikiego. Kiedy ujął jej pysk i zdecydowanie skierował go na siebie, zdążyła się jedynie zdziwić, przyglądając się mu nagle jednoznacznym, bo zdziwionym spojrzeniem. Nie trzeba było być Rafikim, żeby wyczytać z jej ślepi wszystko, jak z książki, jednak trzeba już było mieć jego oko, by dostrzec to, co czaiło się między wierszami. Nawet, jeśli ukryta wiadomość przybrała postać czegoś tak wymownego, jak jej popękana porcelana oczu.
Lwica była tak zdziwiona nagłym gestem, że uspokoiła się dopiero po chwili. Poczuła się tak, jakby ktoś w tej jednej chwili przytulił ją poprzez zimne kraty. Westchnęła ciężko, wyzbywając się resztek złudzeń - nie mogła mieć wątpliwości co do tego, po której stronie muru się znajdowała. I nie miała. Odzyskując stracony oddech poczuła, jak więźnie jej w gardle, o mało nie zakaszlała, próbując wypluć ból. Skończyło się jednak na tym, że przełknęła głośno ślinę, a w kącikach jej oczu pojawiły się łzy. Podniosła łapę, ocierając piekące ślepia.
- Przepraszam. - Odjęła łapsko od oczu, spoglądając na Rafikiego. Obraz rozmazywał się w jej ślepiach, stawał się nieostry, bolący. A łez napływało coraz więcej. - Źle spałam tej nocy.
Minęło chwilę czasu, nim zmęczone oczy oswoiły się z pierwotnym zadaniem łez. Wyglądała wtedy nawet gorzej, niż jeszcze kilka zdań temu. Rafiki mógłby odnieść wrażenie, że Laja grała niemalże na zwłokę, wyraźnie nie wiedząc, co powiedzieć, jednak prawda była nieco inna. Lwica nie kłamała, mówiąc, że miała za sobą kiepską noc, po której byle kilka łez i piekące ślepia wypełniły całą niemal jej teraźniejszość. Pawian, koniec końców, nie musiał jednak czekać zbyt długo.
Oczekiwanie dobiegło końca wraz z następnym westchnieniem - tym razem kontrolowanym, płytszym, ostrożniejszym. Jakby nie chciała dodawać sobie bólu, co wybitnie odzwierciedlało także stan jej ducha.
- Nie mam zamiaru ciebie okłamywać, mistrzu Rafiki. - Zaczęła cicho. - Szukałam ciebie. Szczerze, do ostatniej chwili wahałam się, czy zawracać ci głowę swoją osobą i swoimi fanaberiami, mistrzu. Ale ubiegłeś mnie, zanim zdążyłam zejść ci z drogi. - Uśmiechnęła się kwaśno. - Nawet teraz nie jestem pewna, czy to, z czym chciałam do ciebie przyjść jest w ogóle warte twojego czasu, mistrzu. Na pewno masz ważniejsze rzeczy do głowy, niż zawracanie... - Zdawszy sobie sprawę z tego, że właśnie język się jej poplątał, zaczęła od nowa. - Przepraszam. Chciałam powiedzieć, że na pewno masz ważniejsze rzeczy na głowie, niż mdłe problemy jakiejś durnej lwicy, co nie potrafi sobie nawet z nimi poradzić.
Już uśmiechała się przepraszająco, kiedy po następnym mrugnięciu wydało jej się, że oczy Rafikiego pozostały równie głębokie, skupione i przenikliwe, co przedtem. Zamiast odegrać stary numer - udać, że to nieważne, po czym zapewne kilka minut później całkowite temu zaprzeczyć, zawahała się. Laja nie była głupia, znała siebie na tyle, by podejrzewać, że tak to się skończy - ale teraz, wpatrzona w Rafikiego, nagle poczuła się tak, jakby wszystko po niej spłynęło. Wraz z następnym wypuszczonym oddechem opuściła łeb, położyła uszy po sobie i przymknęła ślepia.
- Dziękuję Ci, Rafiki. - Wymruczała szczerze, ale i bardzo, bardzo smutno. - Zapomniałam, jak to jest, kiedy ma się kogoś, kto... słyszy.


RE: Sawanna - Rafiki - 08-07-2014

/Wybacz mi tę przerwę ;__:"

Patrzył na nią łagodnie, acz nieustępliwie i dogłębnie gdy spuścił uścisk dłoni na jej pysku i delikatnie otarł resztki łez młodej lwicy. Po tym geście chwycił obiema łapskami swój wiekowy kij, by oprzeć się na nim i słuchać uważnie, cicho, nie wykonując niemal ni ruchu prócz mrugania od czasu do czasu, by mimo to doskonale wiedziała, iż nie umknęło staremu najmniejsze nawet słówko, westchnięcie czy spojrzenie.
Raz jeszcze ujął jej mordkę, tym razem jednak tylko opuszkami palców i stuknął jej czaszkę swą laską, niezbyt mocno, można zażartować, iż wręcz pieszczotliwie w porównaniu do tego jak traktował zakute łby niegdysiejszych lwioziemskich królów nim się owymi stali.
-Głupiutka, przeprosiłaś mnie zbyt wiele razy podczas jednej wypowiedzi, jeśli nie słowem to spojrzeniem czy uśmiechem za coś, za co ja powinienem ci dziękować-uwolnił jej brodę uśmiechając się, jednak na swój sposób zachowując odpowiednią dawkę powagi by kawowa nie przestraszyła się, że małpa podeszła do sprawy lekceważąco.
-Nie zdajesz sobie sprawy jak względnie nudne potrafi być życie starca, którego prawie nikt nie chce odwiedzać, a gdy już przychodzą to jedyne czego mogą chcieć da się kupić za opale. Zdecydowanie bardziej wolę być pytany o radę niż o cenę kochana-posłał jej uśmiech, rozejrzał się, a gdy odnalazł wzrokiem spory kamień podszedł skocznie do niego, zręcznie nań zasiadł i gestem łapska zaprosił rozmówczynię ku sobie. Teraz mógł siedzieć, a ich oczy wciąż znajdowały się na tej samej linii.
-I raz jeszcze przemyśl swe słowa maleńka- jeśli potrafiłabyś poradzić sobie ze swoimi problemami nie musiałabyś szukać pomocy, więc tylko w przeciwnym wypadku byłbym ci potrzebny, czyż nie? A to wielka pociecha gdy możesz stać się przydatny, ba! To zaszczyt-skłonił przed nią głowę. Na podniesienie jego oczu przypadło ostatnie jej wyznanie. Po raz kolejny tego dnia musiał naruszyć jej przestrzeń osobistą, by podnieść jej oblicze ku swemu, pełnego ciepła i jak światło latarni morskiej po miesiącach morskiej mordęgi.
-Nie. To ja Ci dziękuję, iż mogłem cię wysłuchać-i przytulił ją do siebie wciskając jej nos w swą białą kryzę-coraz mniej jest stworzeń świadomych tego, że szczere wylanie się komuś często jest wystarczającym lekarstwem na krwawiącą duszę.




RE: Sawanna - Laja - 08-07-2014

Chociaż nie przypominała jej w dotyku, Laja chłonęła słowa Rafikiego, jak gąbka, świadomie nimi przesiąkając. Lwica aż przymknęła ślepia, a oddech znów zaczął ciążyć jej w piersi, jak piekący dym.
Powód jej smutku i roztrzęsienia prędko ustąpił miejsca współczuciu, jakie nagle zaczęła odczuwać do Rafikiego, wysłuchawszy jego słów. W końcu to nie słowa zaczęły jej ciążyć, a świadomość bezmyślności jej prośby. Na kilka chwil serce zapomniało rytmu w jej piersi, kiedy tylko zdała sobie sprawę z tego, że w ogóle nie spojrzała na całą sprawę z perspektywy Rafikiego. Zawsze miała go za mentora, za mistrza, za niezachwianego mędrca - a jakby nigdy nie wzięła go za żywą istotę, która ma swoje uczucia. Tak bardzo była przyzwyczajona do uśmiechu na jego pysku, że byłaby skłonna uwierzyć, że nosił go od urodzenia. W tej jednej chwili mydlana bańka tego przeświadczenia - choć pięknego przeświadczenia - pękła. Bezgłośnie, a z większym impetem, niż wszystko inne.
A ona nie odważyła się zrobić nic. Nagle, w jednej chwili stała się, jak nietknięta rzeźba pośrodku rumowiska. Ani drgnęła, niezdolna nawet przełknąć nadmiaru śliny, który miała w pysku. Nie mogła znaleźć w sobie tej odwagi - i miało minąć jeszcze kilka chwil, nim znalazła ją gdzieś w gruzach.
- Będę z tobą szczera, mistrzu - postanowiła, głośno przełknąwszy ślinę - nigdy nawet nie pomyślałam o tym, jak sprawy mogą się mieć z twojej perspektywy. Zawsze byłeś dla mnie wzorem, Mistrzu i przykro jest mi słyszeć, że o tobie zapomniano. Moje problemy są ledwie prochem w porównaniu z tym, z czym ty musisz się mierzyć. Zawsze wydawało mi się, że jestem niegodna twojego towarzystwa i tak przykro jest mi widzieć, że moje nędzne towarzystwo jest jedynym, jakie masz.
Po tych słowach objęła go łapą. Z wahaniem, niepewnie odpowiedziała ciepłem na ciepło - zupełnie nie tak, jak Simba, król przeszłości.
- Jeżeli nie sprzykrzy ci się moja obecność, Rafiki, możesz na nią liczyć. Być może w ten sposób uda mi się ci odwdzięczyć za to wszystko, co dla mnie robisz.
Po tych słowach, choć niechętnie, wspomniała na słowa pawiana - że przyjemnością dla niego było czuć się potrzebnym. I momentalnie zrobiło się jej dwakroć bardziej głupio, kiedy przypomniała sobie o ogromie swojej samolubności. Położyła pokornie po sobie uszy i przysiadła przed nim w skrusze, obniżając łeb.
- Podejrzewam, że jest to równie mało znaczące, co płatek zerwany na wietrze, ale możesz na mnie liczyć, Mistrzu. W każdej chwili i w każdej sprawie, zawsze będę do twoich usług.
A potem, ukradkiem, westchnęła znów, nieśmiało podnosząc na niego wzrok. Przez tę jedną chwilę jej respekt do niego - już wcześniej nieskończony - wzrósł co najmniej dwukrotnie. Darzyła go większym szacunkiem niż każdą inną istotę, jaką spotkała w życiu.
- Mistrzu Rafiki, mam nadzieję, że to nie zabrzmi samolubnie - zaczęła nieśmiało, jak lwiątko - ale obawiam się, że faktycznie potrzebuję twojej pomocy.
Przyznała się - w końcu - bezpośrednio do tego, że nie dawała sobie rady.


RE: Sawanna - Tosa - 24-07-2014

W końcu tu przydreptał, trzymając łeb wysoko i rozglądając się za stadami. Zebry, antylopy... jest wybór. Ale czy powinien ryzykować polowanie z młodą? Z drugiej strony może to być dla niej dobra lekcja. Przecież jeśli się nie uda, może spróbować sam...
Zatrzymał się i obejrzał na podążającą za nim lwicę.
-To jak, chcesz spróbować?


RE: Sawanna - Cherry - 25-07-2014

Idąc cały czas za Tosą starała się zapomnieć o tym, co zobaczyła w nagłych atakach wspomnień. Nie chciała, aby rządziły nią emocje. Postanowiła skupić się w tej chwili jedynie na tym, co się dzieje wokół. Po pewnym czasie dotarli...
-Tak. Lwica pokiwała głową twierdząco. Jej ogon zaczął kręcić się na prawo i lewo, błękitne oczy zatrzymywały się w różnych miejscach. Normalnie źle kojarzyła sobie polowania, ale tym razem, co dziwne, nigdzie nie odpływała myślami. Została twardo na ziemi, co rzadko się jej zdarzało. Była tak skupiona na tym co się dzieje jak chyba nigdy w życiu. Ale to chyba nic dziwnego, dawniej od czasu do czasu złapała sobie surykatkę czy polną myszkę, co nie wymaga zbyt wielkiej uwagi. Postarała sobie przypomnieć wszystkie nauki, jakie otrzymywała od lwic jeszcze w poprzednim stadzie.