Król Lew PBF
Sawanna - Wersja do druku

+- Król Lew PBF (//pbf.krollew.pl)
+-- Dział: Cesarstwo Doliny (//pbf.krollew.pl/forumdisplay.php?fid=171)
+--- Dział: Kilimandżaro (//pbf.krollew.pl/forumdisplay.php?fid=80)
+--- Wątek: Sawanna (/showthread.php?tid=1686)

Strony: 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16


RE: Sawanna - Mako - 12-09-2016

Sam się zastanawiam.
- Mam - odparł, próbując w dalszym ciągu powstrzymywać ruchy Paxa, któremu obecne położenie z pewnością przeszkadzało. - I choć na to nie wygląda, nie jestem twoim wrogiem.
Słowa króla mogły wydawać się zabawne, zważywszy, że wypowiadał je lew, ale w istocie tak było. Wszystkie spotkane lamparty były doń nastawione przyjaźnie i mimo że przynależeli do różnych gatunków potrafili działać, żeby osiągnąć wspólny cel. Jedynym wyjątkiem był pewien lampart z wolnych terenów, który w ogóle nie chciał z nim gadać i chciał mu podwędzić jego obiad, ale to inna historia.
Zielonooki za długo znał Vei, rozumiał, że musi chodzić o coś ważnego, co potwierdzały jej słowa. Co nie zmieniało jednak faktu, że to co ważne dla rudej niekoniecznie jest słuszne i właściwe, a jeżeli takie nie było, to nie chciał mieć na łapach krwi niewinnego. Szukał kontaktu wzrokowego z Vasanti, mając cichą nadzieję, że nie jest za późno
- Natychmiast się wytłumacz, inaczej nie licz na dalszą pomoc.
Nie lubił patowych sytuacji. Jeżeli Vei postanowi go zignorować to najpewniej spróbuje ją powstrzymać; jednostronne wyjaśnienia, których i tak może się nie doczekać będą miały nikłą wartość, zwłaszcza że druga strona – jeżeli umrze – nie będzie mogła opowiedzieć swojej wersji. Z drugiej jednak strony kto ustanowił go sędzią sporów? Przecież taka była natura - silniejszy wygrywa, każdy spoza stada jest zagrożeniem, a wszelakie próby łamania tego naturalnego cyklu zawsze kończyły się fiaskiem.


RE: Sawanna - Mistrz Gry - 14-09-2016

Prychnął w odpowiedzi na słowa brązowego. Nie jest jego wrogiem? To ciekawe, może więc łaskawie zabierze swoje łapki z jego pleców?
Ale lampart nie miał teraz czasu ani ochoty na pogaduszki. Kątem oka dostrzegł, że ruda przepchnęła brązowego, a w tym samym czasie próbowała docisnąć jego łeb do ziemi. Nie był pewien, co kombinowała, ale na pewno nie było to nic miłego. Korzystając ze sposobności, błyskawicznie poruszył głową, strącając z niego rudą łapę i natychmiast chwytając ją w zęby, zaciskając mocno kły. W tym samym momencie szczęki Vei trafiły na jego kark, jednak akurat wtedy, gdy go przekrzywiał. Rudej nie udało się trafić na jego tętnicę.
Krew polała się jednak gęsto, a lampart zawył z bólu, wpijając jeszcze mocniej swoje kły w łapę królowej, miażdżąc drobne kostki nadgarstka.
Vei -12 HP



RE: Sawanna - Vasanti Vei - 15-09-2016

Ryk bólu, który wyrwał się z pyska lwicy, musiał być słyszalny w promieniu wielu mil. Rozeźlona samica oparła się na wolnej przedniej łapie i znów gwałtownym ruchem pyska spróbowała dosięgnąć zębami lamparciej szyi. Nie było już czasu na wydukanie choćby słowa w stronę brązowego; w tym pojedynku liczyła się każda sekunda. Chwila nieuwagi i mogłoby się to skończyć czymś dużo gorszym niż "jedynie" zmiażdżona łapa.
Uwagę lwa starała się zwrócić w inny sposób: lekko uderzając go biczowatym ogonem. Z pewnością nie miał to być atak ani nawet jego zalążek, a raczej nieme poinformowanie go o tym, że pamięta o jego istnieniu i jak najbardziej zamierza mu odpowiedzieć na jego rozterki, ale może akurat nie w tym konkretnym momencie, zwłaszcza że i on mógłby jej się teraz troszkę przydać.


RE: Sawanna - Mako - 18-09-2016

Stwierdzenie, że nie jest jego wrogiem utraciło na aktualności, gdy łapa rudej została złapana. Vei miała wiele wad, albo raczej przymiotów, które go denerwowały, ale bądź co bądź była Lwioziemką, a na krzywdzenie członków swojego stada Mako nie miał zamiaru przyzwalać.
Sytuacja nie przedstawiała się kolorowo, dlatego też zielonooki - jakkolwiek dziwnie to nie zabrzmi - postanowił pomóc Vasanti.
Ograniczanie ruchów Paxa przestało być wystarczające, toteż Mako zaparł się tylnymi łapami o podłoże, chcąc wywrócić swojego przeciwnika, a później zamiarował przeorać go pazurami, jednocześnie przytrzymując go drugą łapą, wszystko po to, żeby lampart zrozumiał, że jest na przegranej pozycji... I żeby puścił Vei.


RE: Sawanna - Mistrz Gry - 20-09-2016

Pax jedynie zacisnął jeszcze mocniej swe kły na łapie rudej, a nawet puścił ją na ułamek sekundy, jednak tylko po to, by przesunąć swe szczęki i ugryźć równie dotkliwie w miejscu obok. Lwica miała zęby na jego szyi, przygniatały go dwa rosłe lwy... Czy pozostało mu coś innego niż zadanie jak największych obrażeń rudej? Zatem jego mocne szczęki zaczęły gnieść i łamać kości nadgarstka, a krew samicy spływała mu po pysku i kapała na trawę.
Tym razem w żaden sposób nie wywinął się ugryzieniu Vei. Ruda szybko zacisnęła kły, przebijając jego tętnice i miażdżąc krtań. Struga posoki polała się wzdłuż jego klatki piersiowej, plamiąc również pysk królowej.
Siły szybko zaczęły opuszczać lamparta, więc Mako bez problemu wyrwał go rudej i przewrócił na ziemię, do której zresztą nie miał daleko. Również jego pazury dosięgnęły Paxa, lecz nic w tym dziwnego - świeże trupy raczej się nie bronią.
A masakrowanie zwłok nie jest zbyt grzeczne.
Prawa łapa Vei była zakrwawiona, skóra poszarpana, ogólnie nie wyglądała tak, jak powinna. Lwica miała połamane i zmiażdżone kostki nadgarstka, co powodowało silny ból, zwłaszcza przy poruszaniu łapą.
Vei -13 HP / +20 PD
Mako +5 PD



RE: Sawanna - Vasanti Vei - 21-09-2016

Lwicy w ogóle nie przeszkadzało, że cały jej pysk i jeszcze trochę sierści na innych częściach ciała są umazane we krwi. Więcej, zapach i smak posoki tylko sprawiał, że ruda tym mocniej garnęła się do walki. Szkoda tylko, że jej przeciwnik z nagła przestał wykazywać podobne chęci. Pobudzona adrenaliną, niepokojąco uśmiechnięta samica zignorowała wszelki ból, oparła się na zdrowej łapie (tak jak większość kotów, Vei była lewołapna, więc w pierwszym momencie nie do końca dotarła do niej świadomość niemożności korzystania z prawej) i nachyliła łeb nad lamparcim truchłem, by wyszarpać zeń spory kawał mięsa. Stała tak przez kilka sekund, z fragmentem zwłok w zaszkarłaconym pysku, rozochoconym spojrzeniem wbitym w Mako i szybkim, nerwowym oddechem. Dopiero po chwili uderzyła ją niewygoda stania na trzech łapach, z czwartą podwiniętą i wygiętą w nienaturalny sposób. Wypluła to, co trzymała w pysku - tak się złożyło, że padło to tuż pod łapy czarnogrzywego - i usiadła. Lekko uniosła zgruchotaną łapę w zamiarze dokładniejszego przyjrzenia się jej i od razu nieprzyjemny grymas przeszedł przez jej wcześniej tak pełne dziwacznego entuzjazmu oblicze. Rzeczywistość powoli docierała do jej umysłu. Oblizała się, by nie wyglądać aż tak makabrycznie, lecz na niewiele się to zdało: wciąż była brudna od krwi i kurzu, z pozlepianą sierścią, poczochraną grzywką i, oczywiście, połamaną łapą.
- Śmierć za śmierć - odezwała się wreszcie, przeniósłszy na samca wciąż nieco rozbiegane spojrzenie. - Pomóż mi wrócić, moje dzieci... Są teraz same, zdaje się.


RE: Sawanna - Mako - 21-09-2016

Stało się – Pax leżał bez ducha. Pomału tętno zielonookiego zaczęło wracać do normy. Cofnął się o parę kroków, ale swoje spojrzenie wciąż miał utkwione w lamparcie, zupełnie jakby ten ostatni miał się jeszcze podnieść.
- To nie musiało się tak skończyć – stwierdził po chwili. Naprawdę Mako miał nadzieję, że rana, którą zada Paxowi połączona z podduszeniem w wykonaniu Vei skutecznie utemperuje chęć walki nieznajomego. Gdyby tylko Pax go posłuchał... To byłby martwy wcześniej.
Nie! To nieprawda, gdyby mnie posłuchał, mógłbym powstrzymać Vei, na pewno bym zdążył.
Najgorsza w tym wszystkim była świadomość, że on nie dołączył do walki, tylko do zwykłego mordu. Co prawda jeden z głosów w głowie go usprawiedliwiał, mówiąc, że przecież bronił siebie i członka stada, niemniej drugi obarczał go winą za śmierć lamparta.
Spuścił głowę, a jago wzrok spoczął na fragmencie mięsa spoczywającego tuż obok jego umazanych w krzepnącej już krwi łapach. Był w lekkim szoku, nawet nie usłyszał, jak ta cząstka upadła obok. Chciał zapytać o imię tego biedaka, ale gdy tylko podniósł wzrok na rudą, coś zupełnie innego przykuło jego uwagę.
- Jak twoja łapa? I... Wiem że to nie pora, ale kogo miał na sumieniu?
To chyba ostatnia deska ratunku, żeby mógł odzyskać spokój ducha; przekonanie, że choć na to nie wygląda to uczynił coś dobrego...


RE: Sawanna - Vasanti Vei - 22-09-2016

Ruda spojrzała nań w sposób, które bynajmniej nie świadczył o jej podziwie dla inteligencji czarnogrzywego.
- Jak... Widać - wyburczała kwaśno, na moment spuszczając wzrok na poharataną łapę.
Ta w tym momencie zdecydowanie do niczego się nie nadawała. Nawet trzymanie jej uniesionej nastręczało lwicy bólu, więc podejmowanie próby stanięcia na nią była wykluczone.
- Zabił mojego syna. Masz jeszcze jakieś mądre pytania czy możemy już iść?
Pomimo ogromnego chłodu bijącego od jej wypowiedzi, ten, kto trochę lepiej znał królową, mógł zauważyć, że lwica jest rozbita jak nigdy dotąd i z całych sił próbuje to skryć za maską przesadnej oschłości. Choć bardzo nie chciała, by było to po niej widać, to wciąż miała nieco rozbiegane spojrzenie, cała drżała i nerwowo poruszała naderwaną końcówką ogona. Trudno tylko określić, jak daleka była od płaczu.
W końcu, nie czekając na odpowiedź Mako, podkuśtykała do niego i, przelotnie wejrzawszy w zielone ślepia, oparła się o jego bok. Spuściła łeb i odchyliła uszy. Już raz poprosiła o pomoc, niech nie każe jej znów się na to zdobywać. Niema prośba była wszystkim, co mogła mu zaoferować bez popadnięcia w jeszcze większe poczucie wstydu i bezradności.


RE: Sawanna - Mako - 22-09-2016

- Jeżeli chcesz sprowadzić dyskusję do tego poziomu, bardzo proszę. Co widzę? Dużo krwi, nie możesz jej postawić na ziemi, na pysku maluje się grymas bólu... Ale sama łapa się trzyma.
Pokiwał z wolna łbem, jakby potwierdzając słuszność swoich obserwacji.
- A teraz na poważnie. Faktycznie, nie chciałem usłyszeć pełnego opisu medycznego, niemniej ty ze swoją olbrzymią wiedzą medyczną możesz stwierdzić, czy będziesz się mogła normalnie funkcjonować, a co ważniejsze, jak teraz możesz się przemieszczać, żeby nie narobić sobie większej krzywdy.
Nie był medykiem i nigdy nie miał zamiaru stać się jednym z nich, ale w młodości często zdarzało się mu przesiadywać z Hewą w Grocie Medyków i rozprawiać na różne tematy. Część z tych rozważań zahaczały o wiedzę medyczną dlatego też Mako zdawał sobie sprawę, że dajmy na to taka łapa jest skomplikowanym instrumentem, a jej uszkodzenie lub ewentualny brak nierzadko prowadziło do bardzo przykrych konsekwencji.
Tym razem słowa królowej głęboko go poruszyły i mimo że głos miała pewny, to znał ją zbyt dobrze, żeby nie wiedzieć, że to wszystko to zwykłe odwracanie uwagi, zwłaszcza jeśli doda się do tego sygnały wychodzące na zewnątrz. Jeżeli zawierzyć słowom Vei, to istotnie zrobił coś właściwego, może nawet dobrego. Nic dziwnego, że ruda ścigała go w środku nocy, prawdopodobnie gdyby zaszła taka konieczność walczyła by i z piątką przeciwników. I choć niejedna osoba powie, że Vasanti była nierozważna, to Mako dostrzegał tu jeszcze jedną rzecz – zrobiła to z miłości do swojego dziecka, nie dla władzy czy chorych ambicji. Spojrzenie brązowego spoczęło na ciele lamparta. Chyba faktycznie zasłużył na taki koniec. Trwając w takiej zadumie, Mako spostrzegł się co zamierza uczynić królowa gdy już było po fakcie. Poczuł na swoim boku ciepło jej ciała i w pierwszej chwili chciał odstąpić krok, nie mając najmniejszej ochoty być podporą, ale poczuł także dreszcz, który targnął ciałem rudej i zrozumiał, że faktycznie jest jej potrzebny. Zdecydowanie bardziej niż podczas walki. Westchnął cicho, zanim spróbował spojrzeć jej w oczy.
- W zasadzie kilka, ale mogą poczekać. Niech będzie, ruszajmy, bo trochę nam pewnie zejdzie.


RE: Sawanna - Vasanti Vei - 23-09-2016

Lwica miała już dość tej czczej gadaniny. Nie miała najmniejszej ochoty na rozprawianie z Mako na ten temat - ani na żaden inny. W ciągu ostatnich kilku miesięcy zdążyła się przyzwyczaić do spokojnego i wyważonego tonu, jakim posługiwał się Ragnar, więc teraz takie paplanie, zwłaszcza w takiej chwili, nie napawało jej miłością do świata. Inna sprawa, że gdy słuchała czarnogrzywego i mimowolnie kontrastowała go z dosyć małomównym partnerem, do jej świadomości coraz bardziej dochodził fakt, że tego drugiego już najpewniej nigdy nie zobaczy. Co gorsza, będzie też musiała powiedzieć o tym dzieciom... Tym, które jej zostały.
Pogrążona w tych smutnych rozmyślaniach, ranna władczyni powoli, w milczeniu, zmierzała ku swemu królestwu, cały czas niechętnie opierając się o brązowego samca.

Z/t oboje


RE: Sawanna - Ema - 24-02-2017

Przez sawannę biegła ciemnobrązowa lwica, uciekając przed... właściwie własnym lękiem. Pędziła tak nieprzerwanie od wielu godzin, co jakiś czas zwalniając jedynie po to, aby tkwiąc w błędnym przekonaniu, o tym iż spotkany czarny samiec dalej ją ściga. Nie miała przecież pojęcia, że samotniczy znachor nawet nie ruszył, chyba nawet nie miał zamiaru za nią biec. Słońce powoli chyliło się ku zachodowi, barwiąc horyzont na pomarańczowo. Jednak gęste chmury zbierały się dookoła, jak gdyby chciały zasłonić jeszcze widoczną świetlistą kulę. Em zwolniła nieco, kiedy widok czarnych, burzowych obłoków, otaczających słońce natchnęło ją, być może nawet zachwyciło odrobinę. Brązowa lwica potrząsnęła głową i zebrała się by wrócić do szybkiego biegu, tym razem nie z powodu strachu, czy chęci ucieczki... Teraz zielonooka lwica chciała tylko cieszyć się pędem, wiatrem rozwiewającym jej grzywkę, kiedy to tak niemalże szybowała jak pocisk przez sawannę. Nieopodal z miejsca poderwały się zebry, zbierając swoje niewielkie stado do biegu, a może po prostu dalszej wędrówki? Em zerknęła na nie i... uśmiechnęła się. Z tym swoim zdeterminowanym uśmieszkiem, jakby chciała pokazać na złość naturze zaczęła biec coraz szybciej i szybciej, "ścigając się" z pasiastymi końmi. Teraz czuła się... dobrze, czuła się wolna.


RE: Sawanna - Ema - 26-02-2017

Ten wysiłek, który sprawił tak nieszczęśliwej i posępnej dotąd lwicy, wielką frajdę skończył się odpoczynkiem pod rozłożystą akacją. Nie tylko ze względu na zmęczenie, które musiało dopaść nawet kogoś tak dobrze wytrenowanego pod względem wytrzymałości jak Em, ale też ze względu na pogodę. Kiedy pierwsza kropla deszczu spadła na nos zielonookiej, ta z przerażeniem skierowała się pod najbliższe drzewo. Wtedy rozpadało się na dobre. Ogromne strugi, wręcz małe strumienie wody, lały się z nieba formując mokrą ścianę, w miejscu gdzie nie sięgała już liściasta korona akcji. Znachorce nawet przez myśl nie przeszło, aby w miarę wolny od deszczu teren opuszczać. Trzęsąc się ze strachu przed wodą ułożyła się pod pniem drzewa i powoli odpłynęła w niespokojny sen.

Obudziła się jakoś nad ranem. Deszcz jeszcze siąpił ale ulewa powoli odchodziła. Silny wiatr przesuwał chmury odganiając obłoki pełne wody dalej na wschód. Dopiero po pewnym czasie lwica postanowiła opuścić bezpieczną od wody kryjówkę. Kroczyła ostrożnie unikając wielkich kałuż, które utworzyły się na ziemi. Zielonooka teraz mogła się rozejrzeć dokładnie, idąc żółwim tempem dalej po sawannie. Zbliżając się do jednej z następnej akacji, dostrzegła iż niedaleko niej rośnie charakterystyczny krzew o żółtych kwiatach. Medyczka nie pamiętała, by na terenach Królestwa spotkała tę roślinę, aczkolwiek wychodziła z termitiery na tyle rzadko, że mogła ją zwyczajnie przeoczyć. Podeszła blisko krzewu i odpowiednio łapiąc gałązki łapami ułamywała je w całości. Następnie połamane na mniejsze części gałązki schowała do swojego nieodłącznego pasiastego worka. Musiała powoli wracać, gdyż sakiewka średnich rozmiarów robiła się powoli pełna od różnych medykamentów. Lwica powoli zbliżała się do krańca sawanny. W oddali widać już było początek pustyni, na której niegdyś rezydowała. Wtedy to wielka kotka poczuła jak burczy jej w brzuchu. Długi bieg zmarnował wiele energii, której samym snem nie była w stanie uzupełnić. Westchnęła tylko, nie mogąc poczynić nic innego. W okolicy nie było widać żadnej zwierzyny, na którą można by było zapolować. Jednak po kolejnej chwili marszu lwica usłyszała coś szeleszczącego w wysokiej trawie. Zastrzygła uchem zainteresowana, przecież mogła być to potencjalna ofiara. Zastygła w bezruchu, wpatrując się w trawę, która jeszcze przed chwilą drgała z podenerwowaniem. To co zdradziło głupiutką ofiarę, to długie wystające spomiędzy źdźbeł trawy ucho. Lwica bezgłośnie odstawiła worek z medykamentami na ziemię i przyczaiła się na swój przyszły obiad. Dopadła go bez trudu. Zając, bo jak się okazało to on stał się posiłkiem Em, był młody i niedoświadczony, zbyt późno zorientował się, że lwica go dostrzegła i ukrywanie się nie ma dłuższego sensu. Zginął zanim zdążył chociaż o tym pomyśleć. Zielonooka z zadowoleniem spożywała niewielki kąsek, gdy do jej nosa dobiegł dziwny zapach, od którego zakręciło się jej w głowie. Wiedziona instynktem, wynikającym z miesięcy medycznego szkolenia błyskawicznie odskoczyła, zostawiając niedokończoną padlinę z zająca. Dopiero wtedy dotarło do niej co właściwie poczuła. Kocimiętka! Dobrze, że nie nawdychała się tego więcej. Rozejrzała się dookoła czy więcej tego tutaj nie rośnie. Na szczęście nie, tylko inne trujące rośliny dostrzegła w pobliżu. Modligroszek i Bligia... Em uśmiechnęła się wrednie. Już ma nieco cisu, więc skoro uzbraja się w trucizny to czemu nie pójść na całość. Brązowa wstrzymała oddech i podeszła do reszty truchła zająca, które szybko przesunęła w dalsze od odurzającego zioła miejsce. Następnie zdjęła z niego kawałek skóry, którego jeszcze całkiem nie rozerwała. Wzięła kolejny wdech i na bezdechu podeszła do kępki kocimiętki. Wyrwała zioło z ziemi za pomocą łap, brońcie przodkowie byle tego do pyska nie wziąć. Ostatecznie zawinęła otumaniające zielsko w zajęczą skórę, aby całkiem odciąć się od jego zapachu. Podobna do mięty roślina wylądowała w torebce z zebrzej skóry. Ostatecznie zebrała też trochę bligi i modligroszku, chociaż z tym drugim miała nieco problemów. Tutaj nie mogła posłużyć się wygięciem całych gałązek, czy zerwania owoców na chama łapami. Delikatnie próbowała więc "odciąć" strąki z nasionami za pomocą pazurów. Po długich wysiłkach wreszcie się jej to udało. Wszystkie trutki wylądowały w torbie, zanim lwica ruszyła w dalszą podróż, nareszcie opuszczając sawannę.

//z.t


+ 2x

[Obrazek: rooibos.png][Obrazek: kocimi%C4%99tka.png][Obrazek: bligia.png][Obrazek: modligroszek.png]



RE: Sawanna - Jester - 04-06-2018

Chyba jednak ciut cieplejszy klimat bardziej jej odpowiadał. Cały ten biały puch był fajny, ale na dłuższą metę nieźle irytował. Dobrze, że jakoś w końcu trafiła na sawannę. Gorzej, że po drodze brat się jej trochę zgubił. Oczywiście nie było to wielkim problemem, przecież zaraz się znajdzie, ale wolałaby, żeby był przy niej. Zawsze był przy niej. Usiadła w cieniu akacji. Tak jakoś jej się smutno zrobiło i samotnie. Chyba zaczynała się robić głodna.


RE: Sawanna - Tamu - 04-06-2018

Zaniepokojony wyjrzał zza kępy wysokich traw. Nie spodziewał się, że znajdzie  w tej okolicy jakieś inne lwy. Z początku chciał uciec tak prędko ile tylko sił w łapach, ale widok zasmuconej małej lwicy go zaintrygował. Podkradł się bliżej, wciąż uważnie obserwując siedzącą pod akacją sylwetkę. Zastanawiał się co tu robi. W sumie chciałby nawiązać rozmowę, ale jego ogromna nieśmiałość zamurowała go w miejscu. Stał więc tak gapiąc się na lwicę i marzył o tym żeby go nie zauważyła.


RE: Sawanna - Jester - 04-06-2018

Oj, kolego, wybrałeś bardzo nieodpowiednią osobę do niezauważania cię! Oczka Jester szybko zarejestrowały... No właśnie, kogo? Niby był od niej większy, ale nie przypominał rodziców. Wyglądał trochę jak Cec, ale miał grzywę.
- Nie jesteś moim bratem - odezwała się z lekkim wyrzutem w głosie. Staksowała nieznajomego krytycznym spojrzeniem i uznała, że na upartego nada się na tymczasowego towarzysza. Wstała i nieco pokrzywionym krokiem zbliżyła się do prawiebrata. Usiadła u jego boku i oparła się o niego.
- Fajna grzywa - tak, to na praaaawdę fajna grzywa.