Król Lew PBF
Wodopój przy jaskiniach - Wersja do druku

+- Król Lew PBF (//pbf.krollew.pl)
+-- Dział: Tereny wolne (//pbf.krollew.pl/forumdisplay.php?fid=65)
+--- Dział: Dolina Spokoju (//pbf.krollew.pl/forumdisplay.php?fid=69)
+---- Dział: Mroczne Groty (//pbf.krollew.pl/forumdisplay.php?fid=70)
+---- Wątek: Wodopój przy jaskiniach (/showthread.php?tid=1702)

Strony: 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18


RE: Wodopój przy jaskiniach - Shiya - 20-09-2016

Usiadła i spuściła łeb, spod zmarszczonych brwi wgapiając się w Iris niemalże z odrazą. Żałosne! Wiele ostrych słów cisnęło się jej na język, ale nie wyrzekła absolutnie nic; nie śmiała w obecności lidera. Bardzo możliwe, że ma on nieco inny plan na poprowadzenie tej rozmowy, nie wypadało mu więc przeszkadzać.
Zaczęła zamiatać ziemię ogonem, pragnąc zająć się czymkolwiek, byle nie wybuchnąć. Lew, najpotężniejszy drapieżnik sawanny, a ta będzie płakać nad swoim smutnym losem. Oczywiście, zapewne wiele złego ją spotkało w życiu, ale przecież są jakieś granice. Ech, cholera by to wzięła! Szara oddałaby wszystko, by znaleźć się na jej miejscu; może pomijając brak łapy, ale chyba się taka nie urodziła? Utrata kończyny musiała wyniknąć z jakiegoś błędu czy nieostrożności, a tego Shiya na pewno by nie popełniła, o nie!
Rzuciła gepardowi błagalne spojrzenie. Miała ochotę odejść stąd jak najszybciej, bo, pomimo początkowej umiarkowanej sympatii, teraz każda minuta spędzona w obecności tak depresyjnej osoby jak brązowa wzbudzało w złotookiej najgorsze emocje. Jednak nie należy kierować się pierwszym wrażeniem.


RE: Wodopój przy jaskiniach - Zephyr - 21-09-2016

Zephyr ignorował łzy i szlochanie lwicy. Próby pocieszenia jej nie przynosiły zadowalającego efektu. To było męczące. Gdyby wziął sobie za cel postawienie ją do pionu, prawdopodobnie sam popadłby w depresję. Starał się więc nie zważać na jej zachowanie i skupić się na pozyskiwaniu informacji.
-Hmm. - Zanucił z zaintrygowaniem. - Cieniowisko... Pierwsze słyszę. - Skłamał.
W istocie zawsze był świadomy, że niedaleko od poprzedniej siedziby bractwa rozciągało się terytorium lwów o ciemnym ubarwieniu. Dokładna nazwa nie była mu znana, ale całkiem prawdopodobne, że właśnie tak się nazwali. Chyba nigdy nie spotkał Cienistych osobiście. Wiedział o nich od Vult. Mieli raczej neutralne stosunki, choć przechylały się bardziej na negatywne, niż pozytywne. Nawet się domyślał, co mogło być prawdziwą przyczyną ich upadku - ta sama banda lwów, która zagnieździła się w Skale Yehisses krótko przed emigracją jej poprzednich mieszkańców. Ale nie zamierzał dzielić się tymi spekulacjami z Iris. To od razu utożsamiłoby go z bractwem. Zresztą, wątpił, żeby wiadomość o potencjalnym sprawcy rozwiązania jej stada podniósł ją na duchu.
Napotkał wymowne spojrzenie Shiyi. Tak, pora się zbierać. Nie potrzebują od niej więcej informacji. Ciężko było nie złapać doła od samego patrzenia na trójłapą.
- Słuchaj... - Zaczął, składając jeszcze swoją wypowiedź do kupy. - Jesteś lwicą, a lwy potrzebują stada. Znam takie jedno. Stado Srebrnego Księżyca. Przyjmują tam nie tylko lwy. Łączy ich wiara. Myślę, że mogłabyś tam znaleźć nowy sens życia. Nową rodzinę. Nie mogę za nich ręczyć, bo nie wiem o nich tak wiele, jakbym chciał, ale uważam, że to najlepsza szansa dla ciebie. Co ty na to? To na wschód stąd. Jutro znów przyniosę ci coś do jedzenia, byś mogła wyruszyć w pełni sił. Kiedyś na pewno cię tam odwiedzę...
Zatoczył koło, by usiąść tuż obok Shiyi. To, co teraz wykombinował było spontaniczne, ale jednocześnie powinno dobrze zamaskować prawdę. Trochę obawiał się reakcji szarej, ale miał nadzieję, że zagra w jego grę, a wyrzuty zrobi mu po wszystkim.
- Nie zrozum mnie źle. Zajęlibyśmy się tobą, ale... Jesteśmy tylko gepardami. Lwy powinny trzymać się swoich. A my... My w poznaliśmy się parę dni temu i... No wiesz. Chcielibyśmy spędzić trochę czasu we dwoje. - Powiedział i na koniec potarł łbem o skroń gepardzicy. Na jego pysku malowało się życzliwe zakłopotanie, ale wewnątrz właśnie umierał ze wstydu i zastanawiał się, czy Shiya jutro na niego w ogóle spojrzy. Z drugiej strony czuł stres. Nie był pewien, czy cętkowana nie zacznie zaprzeczać, rujnując wszystko.


RE: Wodopój przy jaskiniach - Iris - 21-09-2016

Iris nie miała pojęcia że wywołuje negatywne emocje, nie zauważyła niczego. Starała się uspokoić, ale nie była w stanie, była zbyt słaba, poniżyła samą siebie do granic możliwości, nie miała żadnej nadziei, żadnej pozytywnej myśli. Jej ostatnie nadzieje, już dawno zgasły, kierowała je ku chorej miłości do Beliala, podświadomie chciała zapełnić nim pustkę, pustkę po stracie bliskich, która wywierała każdego dnia coraz większe cierpienie. Świadomie chciała wszystko dla niego poświęcić, nawet samą siebie, teraz i to stało się niemożliwe. To tak bardzo ją zraniło, załamała się kompletnie, tak jak wtedy gdy straciła ostatnie lwiątko z rodzeństwa, a potem też tylną łapę. O tym także teraz myślała i żałowała że ten lew nie zabił i jej.
Nie zareagowała na słowa geparda, mimo że je słyszała. Cóż, kiedyś nie sądziła że Cieniowisko jest mało znane. Przez jakiś okres czasu wierzyła nawet że sieją postrach tam gdzie się pojawią i każdy o nich słyszał. Jednak szybko zrozumiała że nie każdy, podczas jednej, na dodatek ostatniej rozmowy z hersztem. I właśnie Zephyr o nich nie słyszał, a przynajmniej tak myślała kaleka lwica, przecież nie wiedziała że skłamał.
Spojrzała na niego, kiedy zaczął opowiadać o jakimś stadzie. Na jej pysku malowało się ledwo zauważalne zdziwienie, prawie niewidoczne przez łzy. Była zaskoczona taką pomocą ze strony obcych gepardów, nawet nie poznała żadnego z imienia. Jednak nie była wobec nich podejrzliwa, to raczej nie to, dziwiła się że chcą pomóc, że już nawet pomogli komuś takiemu jak ona, gdyby Zephyr nie upolował nic dla niej, najpewniej zginęłaby z głodu.
- Dobrze, spróbuje... Dziękuje... - przytaknęła, nie przekonana że w tamtym stadzie może być szczęśliwa, ale nie chciała też odmawiać pomocy. Było jej obojętne co się z nią stanie, nie potrafiła jednak nie docenić tego co już zrobiły dla niej gepardy, nie chciała być niewdzięczna, to byłoby dla niej zbyt obce uczucie.
- Rozumiem... I nie chcę wam sprawiać kłopotu, ze mną są tylko same problemy... Nie przejmujcie się mną... - cudem powstrzymała się by nie zapłakać przy tych słowach, ale po nich już to zrobiła. By znów żmudnie się uspokajać, tylko po to by jeszcze coś dopowiedzieć.
- Zaczekam tutaj do jutra... - poinformowała, tym samym zgadzając się drugi raz z propozycją Zephyra. Obróciła się tyłem do gepardów, by już nie widzieli jej łez, jak i po to żeby pokazać że nie chcę ich już zatrzymywać.


RE: Wodopój przy jaskiniach - Shiya - 23-09-2016

Na poły znudzona, a na poły zirytowana gepardzica słuchała tego wszystkiego jednym uchem. Możliwe, że w innej sytuacji nieco żywiej zareagowałaby na informacje dotyczące "stada opartego na wierze", z którym nigdy wcześniej się nie spotkała, ale teraz nie miała na to ochoty.
Dopiero kolejne słowa Zephyra sprawiły, że podniosła nań zaskoczone spojrzenie. "Tylko" gepardy? "Lwy powinny trzymać się razem"? Co proszę? A kto właśnie powitał odnalezioną Taal w sposób, którego nie powstydziłby się ojciec radujący się na widok dawno niewidzianego dziecka? Im dalej cętkowany brnął w słowa, tym większe zdumienie malowało się na szarym licu. Już otwierała pysk, gotowa przywołać go do porządku, ale w ostatniej chwili zdołała się powstrzymać, głównie ze względu na szacunek do władcy, nawet jeśli ten zachowuje się jak niespełna rozumu... Zwłaszcza pod koniec, gdy postanowił uraczyć ją swoim dotykiem. Złotooka doznała takiego szoku, że nawet zbyt mocno na to nie zareagowała. Sam guru trącił ją łbem, i to dla jakiegoś durnego przedstawienia... Przed lwicą, która była tak zajęta użalaniem się nad swoim losem, że najpewniej miała to gdzieś. Argh!
- Taaak... Właśnie tak - mruknęła bez przekonania, dyskretnie odsuwając się od samca.
Nie ruszyła pierwsza, bo przecież to "król" powinien zdecydować o momencie, w którym to zrobią.
Ogarniało ją tym większe wzburzenie, bo, głupio przyznać, ale nie miałaby nic przeciwko podobnym gestom z jego strony, gdyby tylko były one szczere. Przystojny gepard-przywódca, jak można było się nie zauroczyć, choćby i lekko? Ale skoro on pogrywa sobie w ten sposób, myśląc sobie, że skoro jest tym przywódcą, to może sobie ją ustawiać jak chce, to grubo się myli! Shiya jak najbardziej szanowała hierarchię w bractwie, ale są jakieś granice, wyznaczane przez choćby szacunek do kobiety, o!


RE: Wodopój przy jaskiniach - Zephyr - 25-09-2016

Chciałbym napisać, że Zephyr poczuł ulgę, gdy gepardzica pociągnęła teatrzyk, ale to nie byłoby zgodne z prawdą. Wyczuł, że ją to zirytowało. No tak, zdecydowanie za bardzo się spoufalał. Powstrzymał się od pacnięcia w ten żółty pysk, by doprowadzić rozmowę z trójłapą do końca.
- Bądź silna, widzimy się rano. - Powiedział energicznie i odwrócił się, by ruszyć w przeciwną stronę, po drodze zbierając z ziemi wcześniej oderwaną nogę antylopy. Dał już sobie spokój z zaprzeczaniem i zapewnianiem lwicy, że nie jest dla nich problemem. W sumie to doszedł do wniosku, że poniekąd jest, ale sam przy tym sporo zawinił. Będzie musiał teraz jakoś odbudować relację z Shiyą.
Gdy tylko oddalili się na tyle, że brązowa nie mogła ich już zobaczyć, ani usłyszeć, Zephyr opuścił łeb niżej i położył uszy, zerkając przepraszająco na szarą. W końcu odłożył kawał mięsa, bo spojrzenie tu raczej nie wystarczy.
- Wybacz mi, proszę, moje zachowanie. Ja... Fałszowanie to dla mnie nowość. Ale uznałem, że tak będzie najlepiej. Bractwo pozostanie w cieniu, będziemy mieli informatora i jednocześnie Iris dostanie dobrą opiekę. A to na końcu... - Urwał, by na moment wlepić wzrok w udziec impali i dobrać słowa. - ... Zrobiłem to, by jakoś jej wyperswadować, żeby za nami nie szła, ani nas nie szukała...
Wyprostował się i westchnął. Miał wrażenie, że to ocieranie było najbardziej szczerym gestem w tym przedstawieniu. Tak, to było całkiem przyjemne, choć nieodwzajemnione. Wcześniej jakoś nie zwrócił na to uwagi, bo ogarnęły go inne emocje. Nie mógł zaprzeczyć, że coś czuł do Shiyi. Ale czasem miał wrażenie, że to tylko samcze instynkty, które mu podpowiadały: "To jest samica geparda. Dawno nie widziałeś samicy geparda. Idź i rozmnażaj się.". Jednak musiało być w tym coś więcej. Odkąd się poznali, zawsze go wspierała i stała po jego stronie. Prawie rzuciła się na Israela w jego obronie. Chciała pójść z nim, w razie gdyby bractwo miało nie przetrwać. Do tego miała wdzięk i urok. Zawsze to doceniał, ale chyba nigdy dotąd aż tak bardzo, bo teraz miał przed oczami wizję, że może ją stracić. I coś mu mówiło, że nie mógłby się z tym pogodzić. Ostatnio więcej tracił niż zyskiwał.
Spojrzał odważnie w jej złote tęczówki. Raz oryksowi śmierć.
- Nie ośmieliłbym się tego zrobić, gdyby nie było w tym czegoś prawdziwego. - Pociągnął temat waląc prosto z mostu. To mogła być jego jedyna szansa. Szczera prawda za tę serię kłamstw. - Ehh... Schrzaniłem po całości. Ale to się więcej nie powtórzy, obiecuję. Bo... zależy mi na tobie. Bardzo.
Na koniec nie wytrzymał już naporu jej wzroku i przekrzywił łeb na bok, by spojrzeć na kępkę traw wyrastającą spomiędzy kamieni. Jego serce przez chwilę przestało bić z powodu napięcia. Czekał na wyrok.


RE: Wodopój przy jaskiniach - Iris - 25-09-2016

Obejrzała się tylko na chwilę by przytaknąć na słowa Zephyra, co prawda słabo. Nie oglądała się już potem, jedynie roniła dalej łzy, a od płaczu rozbolała ją już głowa. Choć nadal skulona ułożyła się nieco wygodniej niż wcześniej, aby spróbować zasnąć. Chciała przespać ten czas, który będzie musiała zaczekać do przybycia gepardów. Jednocześnie nie chciała już o niczym myśleć. Próbowała się wyciszyć, ale ostatecznie nie mogła. Zaczęły nachodzić ją obawy że może już nie wrócą. Podniosła się w końcu z ziemi, siadając i patrząc nieprzytomnie w dal, w stronę w którą odeszli Zephyr i Shiya. Miała zamiar wypatrywać ich tak, choć co chwilę też się kładła by zasnąć, ale sen jak nie chciał przyjść tak nie chciał, za dużo myślała na raz i zbyt negatywne były to myśli. Męczyła się tylko coraz bardziej. Od niechcenia zajęła się czyszczeniem sierści, a było co robić na najbliższe godziny. Łzy moczyły jej sierść szybciej niż zdążył przejechać po niej język, ale były coraz to mniej obfite.


RE: Wodopój przy jaskiniach - Shiya - 26-09-2016

Naburmuszona samica postanowiła nie raczyć lidera ni słowem. Nie zasłużył. Dopiero gdy on zaczął mówić, ta uniosła nań ostre spojrzenie, odchyliła uszy i odparła:
- Czy ty w ogóle na nią spojrzałeś!? Ona ledwo zmusiła się do jedzenia! Nie wyglądała na taką, która chciałaby gdziekolwiek iść czy nad czymkolwiek się zastanawiać. Nie musiałeś tego robić - ostatnie zdanie wypowiedziała już ciszej.
Shiya nie bała się patrzeć mu w oczy. Śmiało wwiercała pełen złości i żalu wzrok w jego zielone ślepia, jakby chciała wymusić na nim wyrzuty sumienia, choć tych mu najpewniej nie brakowało. Lecz to, co teraz wypływało z jego pyska, zdecydowanie nie było tym, czego się spodziewała. Zamurowało ją. Siedziała tak i w pełnym napięcia milczeniu wgapiała się w gepardzie oblicze. Teraz zaczęło jej być głupio, że w duchu od razu oskarżała go o najgorsze, ale chyba nie było w tym nic dziwnego?
- Ale... Ale... - wydukała, wciąż oszołomiona. - Naprawdę? Ja... Nie wiedziałam.
Istotnie, szara może i przypuszczała, że Zeph pała do niej sympatią, ale na pewno nie taką, by robić z tego poważna wyznanie. Mimo wszystko, to on był przywódcą, a ona jedynie, nomen omen, szarym członkiem bractwa.
- I też bardzo cię lubię. A-ale nie rób tak więcej!
Z chęcią wyrzekłaby coś więcej, ale sama przed sobą nie potrafiła przyznać, co tak naprawdę widzi w cętkowanym. Najwyżej postawionego znanego sobie geparda? Całkiem dobrze zbudowanego samca? A może po prostu wspaniałą osobę? W jakiś sposób ją do niego ciągnęło, lecz nie miała pewności, w jaki konkretnie. Jeszcze nigdy nie zaznała miłości innej niż rodzicielska czy braterska ani nawet nie była w nikim zauroczona, więc trudno jej było rozróżnić to uczucie.


RE: Wodopój przy jaskiniach - Zephyr - 27-09-2016

Zorientował się, że jego wyznanie zaskoczyło szarą. Z jej głosu zniknęła wściekłość i naburmuszenie. Ale Zephyr wciąż wpatrywał się w wiązkę zieleni, jedynie poruszając nerwowo końcówką ogona. No tak, nie mogła wiedzieć, co do niej czuje, bo nigdy tego jakoś specjalnie nie okazywał. Sam się długo zastanawiał, czy to było TO. Dziwne jak na kogoś z licznymi podbojami miłosnymi, prawda? Po prostu zdecydowanie nie chciał, by jego relacja z Shiyą wyglądała jak dotychczasowe romanse. Zazwyczaj trwały kilka dni, a potem po prostu się rozchodzili. Nie mógł do czegoś takiego dopuścić co najmniej ze względu na fakt, że szara należała do bractwa, przez co już stała się dla niego w pewien sposób rodziną. Po śmierci Vult była bezkonkurencyjnie najbliższą mu osobą. Choć może lepiej nie kategoryzujmy ich w ten sam sposób.
Postawił uszy i skierował wzrok ku gepardzicy, gdy powiedziała, że go lubi. Chyba nie zrozumiała do końca, co oznaczały jego słowa lub udawała, że nie wie. Ale grunt, że mu wybaczyła. Gdy dodała do tego zastrzeżenie, zaśmiał się krótko. Bynajmniej nie dlatego, że go to rozbawiło. Musiał dać jakoś upust radości i uldze.
- Przepraszam. - Wykrztusił, dławiąc śmiech. Jednak nie mógł się pozbyć wesołego uśmiechu. - Oczywiście, jak już mówiłem, to się więcej nie powtórzy. - Przyłożył łapę do serca w geście przysięgi.
- A co do Iris... Może i nie wygląda na kogoś, kto może nam zagrozić, ale gdy trafi do stada, mogą ją zacząć wypytywać. Więc lepiej żeby miała jakieś dane, niż pozostawiała domysły. Nie chciałbym, żeby jakieś lwie stado zaczęło podejrzewać, że coś tu się dzieje... Choć jak teraz o tym myślę, trzeba by mieć niezłą paranoję, by uznać, że dwa gepardy pomagające kalekiej lwicy są częścią czegoś większego... Ale ostrożności nigdy za wiele, hm? - Wyjaśnił, tłumacząc swoje pobudki. Było tego znacznie więcej, ale szkoda czasu na tłumaczenie detali.
Przez chwilę patrzył na Shiyę bez słowa, jedynie uśmiechając się pogodnie. Zastanawiał się, czy by nie pójść o krok dalej. Jednak doszedł do wniosku, że to nieodpowiedni moment. Już ją dziś do siebie zraził, więc stąpał po cienkim lodzie. Wzrok samca powędrował do udźca.
- Wracajmy może do reszty. - Zasugerował i złapał obiad dla Taal w pysk. Zaraz potem skierował się w stronę Wiszącego Drzewa.

/zt


RE: Wodopój przy jaskiniach - Shiya - 28-09-2016

Nie do końca ją przekonywały jego wyjaśnienia, ale nie zamierzała się z tym kłócić. Nie miała na to najmniejszej ochoty. Najważniejsze, że ją przeprosił.
- Dobra, dobra, już się nie gniewam - uspokoiła go, mimo że wcale nie dałaby głowy, że mówi szczerze.
Wciąż coś się w niej burzyło w środku, choć naprawdę chciała się pozbyć tego nieprzyjemnego uczucia. Zależało jej na tym, żeby Zephyr ją lubił, a teraz odniosła wrażenie, że traktuje ją jak każdego innego albo i gorzej... A z drugiej strony, gdy potem jej mówił to, co mówił, to bynajmniej nie brzmiało to na kłamstwo. Będą musieli jeszcze wrócić do tego tematu, jak nie dziś, to jutro.
Ruszyła, jak zwykle ostatnimi czasy, w krok za nim.

Z/t


RE: Wodopój przy jaskiniach - Iris - 11-10-2016

W końcu wyczyściła futro, z dosyć dużym niesmakiem w pysku dalej je wylizywała, wolała się czymś zająć, by nie myśleć, choć to nie wiele jej pomagało. Po długim czasie przerwała, nie napiła się nawet wody, by pozbyć się niechcianego smaku. Położyła się próbując zasnąć, znów nie wyszło, więc tempo wpatrywała się w dal, czekając aż zacznie świtać i być może gepardy wrócą. Nie spodziewała się tego, ale już wiedziała co dalej zrobi. Jeśli nie wrócą, to po prostu tu zostanie, najpewniej zginie, ale co mogła na tym stracić, skoro uważała że już wszystko straciła? I potrafiła już tylko użalać się nad sobą.


RE: Wodopój przy jaskiniach - Zephyr - 17-10-2016

Załatwienie wszystkich spraw zajęło mu dłużej, niż przypuszczał. Dotarł do wodopoju krótko przed południem. Ciągnął za sobą świeżą zdobycz - drugą tego dnia. Był to zaledwie dik-dik, ale Iris nie powinna kręcić nosem. Z samego rano zapewnił śniadanie dla całej grupy. Poinformował zespół o swojej wyprawie do Stada Srebrnego Księżyca i jej celu. Wciąż nie był pewien, czy nie rzucą się sobie do gardeł pod jego nieobecność, ale musiał w nich wierzyć. Zdecydował, że pójdzie sam. Nie mógł zostawić Taal samej z Israelem na tak długi czas.
Nie był pewien, czy zastanie brązową lwicę. Mogła zwątpić w jego plan i odejść. Jednak w końcu dostrzegł ją leżącą w tym samym miejscu. Dziwne, że nie szukała bezpieczniejszego miejsca do spania. Chociaż, była raczej z tych, którzy nie mają nic do stracenia.
- Dzień dobry. - powiedział, gdy upuścił przed nią koziołka. - Wcinaj, musisz mieć silę, na drogę. To dosyć daleko.
Usiadł i zanurzył pysk w strumieniu. Choć był najedzony, brakowało mu orzeźwiającej wody.
- Jak się spało? - zapytał, by jakoś nawiązać rozmowę.


RE: Wodopój przy jaskiniach - Iris - 17-10-2016

Dostrzegła geparda już z oddali, z początku zaskoczona tym że wrócił, była prawie pewna że zostawi ją na pastwę losu, tak jak wszyscy dotychczas. Spojrzała na niego z wdzięcznością, na nic innego nie umiała się zdobyć, nawet na lekki uśmiech. Na powitanie kiwnęła tylko głową, patrząc już na upolowaną przez geparda zdobycz. Podniosła się do siadu.
- Dziękuje - powiedziała nim zaczęła się posilać, nieco wolniej i mniej łapczywie, niż wczoraj. Nie zwracała uwagi na nic innego niż mięso, wszystko wokół było jej obojętne. Już nawet nie pamiętała nazwy stada, do którego mieli się udać, to przestało mieć znaczenie, byleby tam dojść i nie okazywać niewdzięczności.
Po usłyszeniu pytania Zephyra, milczała przez chwilę. Miała problem by na nie odpowiedzieć. Mogła powiedzieć zwykłe "dobrze", ale nie chciała kłamać w nawet tak błahej sprawie, czułaby się z tym źle.
- Nie dałam rady zasnąć... - odpowiedziała z opóźnieniem i z lekkim poczuciem winny w głosie, powinna była odespać, by zebrać siły na podróż. Nie dla siebie, ale żeby okazać wdzięczność za pomoc oferowaną przez geparda.
- Ale dam radę przebyć całą drogę do tamtego stada, mimo wszystko odpoczęłam - dodała szybko, nie chciała sprawiać problemu i rzeczywiście czuła się na siłach by iść. Skończyła już posiłek. Nie zjadła jednak całej antylopy, zostawiła trochę dla Zephyra, nie mając pojęcia że już jadł.


RE: Wodopój przy jaskiniach - Zephyr - 18-10-2016

Zephyr spodziewał się krótkiej odpowiedzi, która zakończyłaby temat. To byłby standardowy scenariusz. Zdziwił się, gdy lwica przyznała, że nie mogła zmrużyć oka. Nie ukrywała swoich problemów. Ale potrafił to zrozumieć. Może coś ją bolało do tego stopnia, że nie mogła spać. Może po prostu się na to nie odważyła. Choć sądząc po jej wczorajszych omdleniach, zakładał, że zaśnięcie nie sprawi jej problemu.
- Dotrzemy na miejsce wieczorem, ale możemy wcześniej zrobić gdzieś postój, jeśli będzie trzeba. - oznajmił. - Tylko proszę, informuj mnie, gdy zasłabniesz lub zgłodniejesz. Nie krępuj się. Pamiętaj, że chcę ci pomóc.
Niewiele znał lwic, ale ta się zdecydowanie wyróżniała i to nie przez wzgląd na brak łapy. Była bardziej uległa niż można oczekiwać. Mimo, że wydawało się, że na niczym jej już nie zależy, nie chciała nikogo zawieść. Była idealnym materiałem do manipulowania. Gdyby wpadła w nieodpowiednie łapy, skończyłoby się to źle. Zephyr musiał jeszcze raz na szybko przemyśleć, czy nie byłoby warto przyjąć ją do bractwa. Ponownie jednak doszedł do wniosku, że zbyt dużo pracy musiałby włożyć w doprowadzenie jej do użytku. Bractwo chciał traktować jak zgraną drużynę, a nie podwładnych.
Szykowała się kolejna podróż z kaleką, a to oznaczało ślimacze tempo. Na szczęście gepard zdążył do tego przywyknąć. I tym razem przynajmniej znał cel. Kiedyś już polował na tamtych terenach.
Spostrzegł, że Iris przerwała posiłek, choć od kości odstawało jeszcze sporo krwistych flaków. Rzucił lwicy pytające spojrzenie, po czym podsunął jej łup za pomocą łapy.
- Nie mów mi, że już nie jesteś głodna. Skoro nie spałaś, wypadałoby, żebyś przynajmniej żołądek miała pełny. Ja już jadłem wcześniej.


RE: Wodopój przy jaskiniach - Iris - 19-10-2016

Przytaknęła na słowa geparda. Nie miała w planach opóźniać drogi, a przez to sprawiać problemów, ale też nie chciała niczego ukrywać. Mimo że czuła się lepiej, o ile mowa o stanie fizycznym, to jeszcze nie do końca wydobrzała, mogło się zdarzyć że zasłabnie. W końcu kilkudniowa głodówka zrobiła swoje, nie wspominając o tym że brązowa chodziła najczęściej niedożywiona, bo to co potrafiła złapać, a były to marne gryzonie, na niewiele jej wystarczało. Tak tylko by zapełnić czymś pusty żołądek i przeżyć. Była wręcz przyzwyczajona do małych porcji. Choć od czasu do czasu trafiały się większe kąski, tak jak wczoraj, ale najczęściej nie były jej zasługą. Dzięki nim mogła poczuć się jednak syta.
- Dziękuje, nie wiedziałam... Nie chciałam ci wszystkiego zjadać - wytłumaczyła się, wracając do jedzenia. Tym razem zjadła wszystko. Kończąc już w ciszy obgryzanie mięsa do kości. Cisza, cisza sprawiała że kaleką lwice znów nachodziły złe myśli, nie miała się już czym zająć, więc coraz trudniej było jej je odpędzić. Nagle naszła ją pewna obawa, co jeśli przejdą obok byłych terenów Cienistych, lub co gorsza przez nie? Nie wiedziała czy sobie z tym poradzi. Widząc były dom wspomnienia mogły nie dać jej spokoju, zwłaszcza te związane z Belialem.
Nie miała pojęcia w którym kierunku jest to stado, do którego miał zaprowadzić ją Zephyr. Przypomniała sobie że mówił coś o wschodzie, tylko że nie bardzo wiedziała gdzie znajduje się teraz. Dotarło do niej jak słabo zna tereny. Być może wróciłaby, zakładając że miałaby gdzie wrócić, po własnych śladach, choć w tym momencie zwątpiła nawet w to. W końcu zaniepokojona popatrzyła prosząco na Zephyra, dopiero sekundę potem się odzywając: - Proszę, tylko nie przechodźmy koło nory przy rzece Fuego... Tam mieszkało moje byłe stado, nie wiem jakbym to zniosła widząc były dom... Opustoszały... - w jej oczach pojawiły się łzy, zupełnie nie widziała że tamte tereny przejęło już inne stado, ani nawet o tym że nie były one na wschodzie, tylko na północy. Gdyby wiedziała nie prosiłaby teraz o coś, o co nawet nie było sensu prosić.


RE: Wodopój przy jaskiniach - Zephyr - 20-10-2016

Gepard uśmiechnął się kącikiem ust, gdy lwica podała powód, dla którego nie dokończyła jedzenia. Nie pamiętał, kiedy ostatnio miał do czynienia z kimś, kto tak wyraźnie przekłada dobro innych ponad swoje. Jeśli w ogóle spotkał kogoś podobnego. Iris mogła stać się naprawdę wartościową osobą. Ale potrzebowała pewności siebie. Jej poprzednie stado chyba jej nie doceniało, bo porzuciło ją na pastwę losu.
- Nie wydaje mi się, żeby to było po drodze. - odpowiedział na prośbę brązowej. W jego spojrzeniu pojawiła się nuta współczucia, choć starał się za bardzo nie rozczulać. Przy okazji odnotował sobie w pamięci, gdzie w razie czego można szukać dawnej siedziby Cienistych. To musiało być bardzo blisko Skały Yehisses. Czyli w zupełnie inną stronę. I ze względu na nowych rezydentów nie spieszyło mu się, by odwiedzić tamte rejony.
- Możliwe, że nie natkniemy się na żaden wodopój, więc lepiej nawodnić się w tym miejscu. Upały potrafią być nieznośne. - ostrzegł. To chyba ostatnie, co mieli do załatwienia przed wyruszeniem.