Król Lew PBF
Wodopój przy jaskiniach - Wersja do druku

+- Król Lew PBF (//pbf.krollew.pl)
+-- Dział: Tereny wolne (//pbf.krollew.pl/forumdisplay.php?fid=65)
+--- Dział: Dolina Spokoju (//pbf.krollew.pl/forumdisplay.php?fid=69)
+---- Dział: Mroczne Groty (//pbf.krollew.pl/forumdisplay.php?fid=70)
+---- Wątek: Wodopój przy jaskiniach (/showthread.php?tid=1702)

Strony: 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18


RE: Wodopój przy jaskiniach - Iris - 21-10-2016

Iris wyraźnie ulżyło po słowach geparda. Była na skraju płaczu, przez co pojedyncza łza wypłynęła jej z oczu, które zaraz po tym przetarła łapą. Nie było już powodu do niepokoju, lwica zrozumiała że to w inną stronę. Starała się już nie wracać myślami w przeszłość, nie teraz, gdy mieli wyruszać. Na kolejną wypowiedź Zephyra przytaknęła, podnosząc się z ziemi i robiąc kilka kroków w stronę płynącej wody. Zanurzyła w niej pysk i napiła się już na zapas. Starała się nie patrzeć zbyt długo na własne odbicie, nie myśleć zbyt wiele.


RE: Wodopój przy jaskiniach - Zephyr - 25-10-2016

Zephyr udawał, że nie dostrzega jej łez. Krótko znał lwicę, ale zdążył się przekonać, że przywiązywanie wagi do jej smutku mija się z celem. To, co w niej siedziało, było za silne, by rozwiązać ten problem krótką rozmową. Miał nadzieję, że Srebrni będą mieli dla niej wystarczająco dużo czasu i cierpliwości.
Gdy Iris gasiła pragnienie, cętkowany postanowił zrobić coś z resztkami po posiłku: przysypał je pobieżnie kamieniami. Raczej niewiele to dało, ale smród rozkładu powinien być dzięki temu mniej wyczuwalny. Robactwo zadba, by zostały tylko suche kości.
- Gotowa? - zapytał, gdy ustał dźwięk pobierania wody. Obejrzał się na brązową, by wyprzedzić jej odpowiedź. - A więc ruszajmy.
Patykowate łapy skierowały się na wschód od koryta rzeki. Szedł swobodnym, niespiesznym krokiem, by trójnoga mogła za nim nadążyć bez zwiększonego wysiłku.

/zt


RE: Wodopój przy jaskiniach - Iris - 25-10-2016

Napiła się już na zapas, od razu odrywając nie tylko wzrok, ale też głowę od tafli wody. Nie zdążyła odpowiedzieć, więc przytaknęła Zephyrowi zwykłym kiwnięciem głowy, nie chcąc wchodzić mu w słowa. Po czym wyruszyła z tyłu za nim.

zt


RE: Wodopój przy jaskiniach - Athastan - 29-10-2016

Schodził w kierunku strumienia jedną ze ścieżek pomiędzy skałami. Słońce zaczynało przybierać pomarańczowe barwy, a on szedł powoli. Przebył dzisiaj spory kawałek drogi, idąc górą kanionu. Na swej trasie nie napotkał nikogo, ale na dnie kanionu biegło jakieś stado. Nie przyglądał się mu, nie wiedział nawet co za zwierzęta to dokładnie były. Nie zbliżał się zbytnio do krawędzi, nie miał najmniejszej ochoty spaść na dno. Poza tym na przeciwnym brzegu słyszał jakieś głosy. Nie wiedział do kogo należały, i jakoś nie specjalnie chciał się tego dowiedzieć. Po takich miejscach jak tamto zazwyczaj chodziły niezbyt ciekawe osobniki, miał więc tylko nadzieję, że go nie zauważyły.
Doszedł w końcu do strumienia i zanurzył pysk w chłodnej wodzie. Tego mi było trzeba - pomyślał.
Po zaspokojeniu pragnienia położył się pod wystającym głazem, w okolicy strumienia i zajął się snuciem planów na najbliższą przyszłość.
Przede wszystkim wypadało by się wybrać do jakiejś bardziej lesistej okolicy, gdzie można by coś upolować. Wprawdzie na diecie złożonej z robaków, myszy i innej drobnicy dało się przeżyć, ale świeżym mięsem by nie pogardził. Przydało by się dożywić po podróży.
Przypomniał sobie kilka ostatnich tygodni przed jego podróżą w te strony. Na terenach na których się wychował pora sucha dawała się we znaki. Co prawda nie był to żaden kataklizm czy osobliwość, po prostu nie były to tereny z byt obfite w wodę w porze suchej. Za to podczas deszczów, kiedy napełniały się wszystkie zbiorniki, wody było aż nadto. Sawanna pokrywała się małymi jeziorkami, a zbiorniki przy puszczy stawały się małymi morzami. Żyły się tam ryby, i jeszcze pamiętał jak przyjemnie było pływać w wodzie i łowić te smakowite stworzenia.
W tym roku jednak pora sucha zbyt dała się we znaki więc gdy usłyszał o tej krainie wybrał się tu.
Miał jeszcze jeden cel, może bardziej długodystansowy, ale nie mniej ważny. Mając w ciąż w pamięci nauki swojego opiekuna, chciał pójść w jego ślady i pogłębiać swą wiedzę. Jego nauczyciel był znachorem ale nieco przeliczył się co do liczby dni które mu pozostały. Nie zdążył przekazać swemu wychowankowi niemal nic poza podstawami tej dziedziny. W innych sferach przekazał mu sporo wiedzy a z tym nie wiedzieć czemu czekał zbyt długo.
A tutejsi medycy i szamani uchodzili za jednych z najlepszych, i miał szczerą nadzieję, że któryś z nich będzie chciał przyjąć ucznia.
Tak, trzeba się będzie tym zająć, ale na razie nie pogardzi odpoczynkiem. Rozłożył się wygodnie po czym zapadł w płytki sen.
/zt


RE: Wodopój przy jaskiniach - Tyrvelse - 25-11-2016

Od dłuższego czasu uparcie trzymał się Słonecznej Rzeki, czy tam Rzeki Fuego - jak zwał tak zwał, ważne było stałe źródło wody, a i źródło zwierzyny łownej. Nie żeby to drugie mu wiele dało, skoro mógł się jej najwyżej smętnie przyglądać i siorbać krystalicznie czystą wodę, by nieco załagodzić poczucie głodu. Nauczył się za to nie gardzić żadnym rodzajem pożywienia - robactwo, ryby, wszelkie młode, nawet te, które dopiero uczyły się chodzić, jak i padlina. Dobrym sposobem było też zwyczajne wywalczenie ofiary, którą upolował ktoś inny. Tylko wtedy mógł tak naprawdę skorzystać z umiejętności walki, wpojonych na zachodzie, no i oczywiście postawnej, groźnej lwiej sylwetki.
Ale i tak kości rysowały się coraz wyraźniej pod jego skórą, futro zmatowiało, straciło swój zdrowy połysk. Był przyzwyczajony do ograniczonej ilości jedzenia, w końcu długo żył na suchych ziemiach zachodu, ale w porównaniu z obecną jego sytuacją tamte czasy malowały mu się niczym wieczne ucztowanie. Ach, wiadomo, stanowczo przesadzał z użalaniem się nad sobą, ale był to po prostu wynik czarnych myśli, które ostatnio często kotłowały się w jego łbie. Oczywiście w przerwach między taktykami zdobycia pożywienia.
Przynajmniej nie mógł narzekać na brak towarzystwa. Ciągle towarzyszył mu Tyrvelse, a on towarzyszył mu - nie był sposobu na oddzielenie się, to przecież oczywiste. Obaj rozmawiali ze sobą niemal ciągle, często jeden z nich odzywał się na głos - ot tak, by nie zapomnieć brzmienia własnego głosu, słów. Bo ostatnio niezwykle rzadko spotykał innego lwa, czy chociaż inne stworzenie chętne do rozmowy. Dlatego też nawzajem dodawali sobie otuchy, a i ta samotność pomagała im nauczyć się żyć ze sobą w zgodzie.
Choć Cahian jednak chciałby odezwać się i do kogoś innego. Velse czasem też o tym myślał, choć pewnie nie przyznałby tego na głos. Ale nie musiał. Jednocześnie oboje wiedzieli, że to zazwyczaj odnoszenie się do innych było przedmiotem ich sporów, jednak starali się i nad tym pracować. Nie musieli się spieszyć... Spędzą ze sobą całą resztę życia.
Gdy młody Velse dowiadywał się o partnerach, towarzyszach do końca dni, nie do końca wyobrażał sobie coś takiego.
A co robili tutaj? Cahian zwyczajnie pałętał się w poszukiwaniu czegokolwiek do zjedzenia. Kiedyś już tu był, to pamiętał... Ale co tu robił? Kojarzyła mu się sprzeczka z aroganckim, czarnosierstnym samotnikiem, ale nie dałby sobie uciąć łapy, że to naprawdę wydarzyło się w tych okolicach. Minusem dzielenia pamięci z drugą połową siebie było to, że często gubili wspomnienia, zacierały się one czy wykrzywiały.



RE: Wodopój przy jaskiniach - Shiya - 26-11-2016

Gepardzica szybkim krokiem zmierzała w stronę wodopoju. Ciekawość nie dawała jej spokoju; musiała się przekonać, z kim ma do czynienia... Co okazało się prostsze niż myślała, bo lew wcale nie sprawiał wrażenia kogoś, kto próbowałby się ukryć. Postawiła uszy, nieśmiało przystępując do przodu.
- Salve - rzuciła na przywitanie, lekko przekrzywiając łeb. - Ty jesteś... - Cętkowana nadaremnie próbowała przypomnieć sobie jego imię - tym lwem, którego spotkałam w Dolinie Spokoju. Co tu robisz?
Szara nigdy nie sądziła, że znów spotka tego oto samca, z którym niegdyś próbowała porozmawiać, ale zostało im to nieco utrudnione. Uśmiechnęła się, po czym bezceremonialnie usiadła naprzeciw, mierząc beżowego od stóp do głów.
Dopiero teraz zauważyła, jak bardzo wymizerniał od ich pierwszego spotkania. Ciekawe, co jest tego przyczyną. Mimo to, grzywiasty nadal wyglądał... Ach, jak lew. Co, w oczach Shiyi, na starcie dawało mu plus czterdzieści do atrakcyjności, jeśli nie plus pięćdziesiąt.


RE: Wodopój przy jaskiniach - Tyrvelse - 26-11-2016

Węszył, próbując znaleźć trop czegoś interesującego, ale ten okropny wiatr wszystko mieszał i mącił, no tragedia. Rozglądał się też uważnie, ale w zasięgu wzroku niczego nie było, ostatni deszcz spadł na tyle dawno, by żadne ślady się już nie ostały, tylko tamta plama szarości...
Zaraz, co to za szary.
Z pewnym zdziwieniem obserwował szarą gepardzicę, która wydawała mu się znajoma, a w dodatku jakaś taka pasująca do tej okolicy. Wlepiał w nią swe błękitne ślepia, patrzył jak nieco nieśmiało się do niego zbliża, intensywnie przeszukując pamięć.
Drgnął mocno, gdy szara wypowiedziała znane mu słowo.
- Gepardzica z zachodu - rzucił natychmiast, niemal bezmyślnie. Zamrugał, po czym na jego pysku pojawił się krzywy uśmiech. Schylił łeb, niczym w kurtuazyjnym ukłonie.
- Salve - odpowiedział szarej, czy może raczej wychrypiał, bo przywitanie to niechętnie przeszło mu przez gardło. Przekrzywił lekko łeb, gdy samica szukała jego imienia, z ciekawością lustrując ją zimnoniebieskimi oczami, bo sam nie był pewien, czy, i jak jej się przedstawił. Wyglądało jednak na to, że nie przedstawił. Ale zamiast uczynnie zrobić to teraz, utrzymywał na pysku krzywy uśmiech. I długo zbierał się do odpowiedzi na pytanie co on właściwie tu robi.
- ...Pałętam się, bez większego celu. Ale nie pogardziłbym jakimkolwiek jedzeniem. - odezwał się w końcu. Kiedyś może nie dodałby tego zdania o jedzeniu, ale teraz nie mógł sobie pozwolić na takie zabawy. Każda informacja o stadzie zwierzyny była dla niego ważna. Trudno było znaleźć takie stado, w którym akurat znajdował się chory, stary lub niezwykle młody osobnik, czyli taki, którego może dałby radę upolować.
Jego uśmiech poszerzył się lekko, gdy gepardzica bez ogródek spokojnie usiadła naprzeciwko niego. Poruszył lekko uchem i również usiadł. Wpatrywał się w szarą, która najwyraźniej coś chciała, skoro nie miała planów ruszać się w najbliższym czasie z tego miejsca. Inaczej po co przechodziłaby do pozycji siedzącej?



RE: Wodopój przy jaskiniach - Shiya - 26-11-2016

Ucieszyło ją, że tamten pamiętał - albo rozpoznał - jej pochodzenie. Momentami tęskniła za swoim dawnym stadem, które kojarzyło jej się z dziecięcą sielanką. Chciała znowu ujrzeć Ragnara, Ni... Shi...
Odwróciła wzrok w obawie, że jej oczy zaraz napełnią się łzami, a te nie powinny być przez nikogo zauważone. Na szczęście, udało jej się powstrzymać od płakania za utraconą przeszłością i prędko zawiesiła spojrzenie z powrotem na samcu.
- Przecież tu jest obok Dolina Spokoju. Wcześniej radziłeś sobie z polowaniem tam, a teraz już nie? - Uniosła brew.
Grzywiasty trochę stracił w jej oczach. Co to za lew, który nie potrafi sobie poradzić nawet na tak obfitych w zwierzynę terenach?
- To jak ty żyłeś na Zachodzie?
Miłe wspomnienia nie zatarły w szarej obrazu dawnego domu jako kochanego, ale jednak obiektywnie nieprzyjaznego miejsca. Jedynie w Oazie można było odetchnąć, a tak - sucha ziemia, kości, skały. Czyżby w czasach, w których tam mieszkał, lwice zawsze zdobywały jedzenie dla lwów? W tej chwili cętkowana nie była sobie w stanie przypomnieć, jak to było, gdy ona była młoda... Tak, samice ją uczyły, ale czy na pewno w ogóle nie było tam lwów...?


RE: Wodopój przy jaskiniach - Tyrvelse - 26-11-2016

Z pewnym zdziwieniem przyjął nagłą nieśmiałość, odwrócenie pyska szarej, jakby poruszył drażliwy temat. Czyli... Była ze stada Zachodnich Ziem. Znała ich przywitanie, zachód coś dla niej znaczył, ale dlaczego w takim razie jej nie znał? Nigdy nie słyszał o gepardach w stadzie. Samica nie wyglądała na dużo starszą od niego, co więc się stało? Czemu zniknęła? Musiała być wtedy wciąż niedorosła.
Czemu przywitała się "salve"? Tylko Zachód tego używał. Tym dała mu znać, że jest z zachodu, że pamięta, że i on jest z zachodu, a teraz nagle zareagowała tak, jakby ją to zabolało. Chyba nie miała najlepszego rozstania ze stadem. Jakby on miał.
Bardziej ciekawiło go to, że gepardzica niby była otwarta - niby bez lęku podchodziła do lwów, rozmawiała z nimi, a mimo wszystko zachowywała przy tym pewną nieśmiałość, jakby... Nieco obawiała się lwiej reakcji. A może przy każdym się tak zachowywała, przecież on ją widział tylko w lwim towarzystwie.
Uśmiech znikł z jego pyska, gdy szara podjęła temat jedzenia. I chyba jego sylwetka jej nie umknęła.
- Jakim tam? - burknął, a w jego spojrzeniu pojawiła się pewna uraza. Nie trzeba mu nic wytykać, halo! Pytanie o żarcie było dla niego wystarczającą ujmą na samczym honorze.
- Normalnie. - fuknął - Lwice polowały, lwy pilnowały granic. Ja też się szkoliłem na strażnika.
I nikt go polowania nie uczył. Gdyby nie te wczesne, głównie teoretyczne lekcje Hymir, nie miałby w ogóle pojęcia jak do tego się zabrać. Jednak Hymir nauczyła go jak przetrwać, nie jak żyć suto i szczęśliwie. Już nie wspominając o tym, że skoro w Zachodnich Ziemiach nikt go do polowania nie dopuszczał, a mięso zwyczajnie dostarczał, umiejętności łowieckie nieco mu się zatarły. Umiał obić komuś mordę, nie umiał sobie zapewnić dużej ilości jedzenia. Ach, to zachodnioziemskie wychowanie...
-Och, i przepraszam, ale skąd jesteś taką znawczynią życia na zachodzie? Jakoś nigdy o gepardzie w Zachodnich Ziemiach nie słyszałem. - zapytał poirytowany, sarkastycznym tonem.



RE: Wodopój przy jaskiniach - Zephyr - 27-11-2016

Zephyr widział, w którym kierunku pobiegła Shiya, ale zniknęła gdzieś za skałami. Szedł miarowym krokiem, bo musiał kawałek nadrobić kierując się zapachem. Do ostatniej chwili nie chciał wierzyć, że szara pobiegła do wodopoju. Jak dokładne może być deja vu?
Z daleka widział już duży kształt oznaczający samca z grzywą. Tuż obok majaczyła drobna sylwetka gepardzicy. Złoty przypomniał sobie, jak wspominała, że zna woń tego osobnika. Skoro pozwoliła sobie na tak krótki dystans, to chyba rzeczywiście nie był dla niej byle obcym. Zephyr mógł się jedynie zastanawiać, skąd się znają. Albo to wybadać.
W pierwszej chwili pomyślał, że najlepiej byłoby siedzieć w krzakach i ich obserwować. Inaczej niż w przypadku Iris, Shiya chętnie rozmawiała z tym przybyszem. Ale zaraz doszedł do wniosku, że konsekwencje z przyłapania go na podsłuchiwaniu nie są tego warte. Tak więc z dozą nonszalancji podszedł do rozmawiających, nie spuszczając prawie oka z samca. Minęło trochę czasu odkąd miał z podobnymi do czynienia. A żadnego nie wspominał dobrze.
- Witaj - rzucił w stronę nieznajomego, po czym zerknął niepewnie na Shiyę. - Wszystko gra?
Trudno było mu wyczuć, o czym właśnie rozmawiali, ale atmosfera wydawała mu się dość neutralna. Zmierzył lwa uważnym wzrokiem i zauważył, że tuszą to on nie grzeszył. Podobnie jak Iris. Być może on też będzie miał jakieś ciekawe informacje, skoro deja vu ma tak potężną moc. Gepard nie wiedział niestety, na ile Shiya go zna. Zastanawiał się, czy powinien podać swoje imię, a jeśli tak, to czy prawdziwe. Jednak póki co wolał traktować go z pewną rezerwą.


RE: Wodopój przy jaskiniach - Shiya - 03-12-2016

Teraz to troszkę się zirytowała. Oskarża ją o to, że nie zna własnego domu?! Też coś!
- Nie słyszałeś? To może chociaż słyszałeś o moich opiekunach? Bo tak się składa, że wychowywali mnie sam Ragnar i Deyne Nyota! - wykrzyczała mu prosto w pysk, dumnie unosząc łeb.
Niekiedy tęskniła za nimi równie mocno jak za Shi. Chwile nostalgii przychodziły coraz rzadziej, choć akurat ostatnio ta reguła ulegała załamaniu. Gepardzica coraz bardziej zdawała sobie sprawę z tego, że pewnego dnia zwyczajnie nie wytrzyma i uda się podróż na zachód, by przekonać się, jak wiele się zmieniło i - co stanowiło chyba jej największą obawę - ile osób jeszcze ją pamięta.
Postawiła uszy. Dopiero teraz spostrzegła się, że zjawił się tu Zephyr i najpewniej zdążył usłyszeć jej słowa. Na ogół nie rozmawiała z nim o swoim pochodzeniu, więc ta informacja mogła być dlań nowa; pytanie tylko, na ile leży to w granicach jego zainteresowań.
Uśmiechnęła się z pewnym trudem, po czym podeszła bliżej niego, by usiąść obok i odpowiedzieć:
- Tak, w porządku. Rozmawiamy sobie - odparła, zerkając z ukosa na grzywiastego. - Ja i... ten lew mamy wspólny temat. Choć odnoszę wrażenie, że on mieszkał na jakimś innym Zachodzie, skoro nie potrafi przetrwać nawet tutaj.


RE: Wodopój przy jaskiniach - Tyrvelse - 03-12-2016

Gepardzica swoim butnym nastawieniem działała mu na nerwy, zwłaszcza, że tak chętnie wypominała mu jakąś nieumiejętność przetrwania. A jeszcze żył, wszystkie kończyny miał na miejscu - to co, że stracił parę kilogramów, przynajmniej nie był jeszcze rozkładającym się trupem.
Ale parsknął głośno śmiechem, gdy szara z taką dumą i pewnością wykrzyczała imiona swych opiekunów. Naprawdę zaśmiał się głośno, ale kpiąco, i spoglądał z niekrytym rozbawieniem na gepardzicę.
-Deyne Nyota, chora lwica nie wyściubiająca nosa ze swej groty, i Ragnar, zdrajca, który uciekł, zostawiając stado na łaskę losu? Faktycznie masz się czym chwalić, gepardzico! Najznamienitsze postacie w historii Zachodnich Ziem! - mówił głośno, z drwiną w głosie, i skłonił się teatralnie, jakby szara była książęcego pochodzenia.
To musiało być naprawdę dawno, bowiem nikt nigdy mu o gepardach nie wspominał. Cóż, imię Ragnara było okryte niesławą na Zachodzie, wspominano o nim zawsze ze skrzywieniem na pysku lub zmęczonym westchnięciem, możliwie więc, że nikt nie chciał za specjalnie wracać do historii jego podopiecznych. Zaś z Deyne dużego kontaktu nie miał... I zrównanie jej z Ragnarem w swej wypowiedzi nawet jemu samemu wydawało się niesprawiedliwie, ale widok samicy tak dumnej ze swego... Pochodzenia? Zadziałał mu na nerwy.
Dość długo nie zauważał kolejnego geparda, tym razem samca, który się do nich zbliżył. Ale gdy już się na nim skupił, nie umknęło mu uważne spojrzenie, jakie cętkowany w niego wlepiał. Jako, że i tak był już zirytowany, odpowiedział mu bezczelnym uśmieszkiem na powitanie i delikatnym, ledwo zauważalnym skinieniem łba.
Wyglądało na to, że te dwa gepardy się znają, skoro samiec przyszedł tutaj, skontrolował sytuację i ogólnie wyglądał tak, jakby się przejmował tym, co się dzieje z szarą. Cahian nie wnikał w ich relację i nawet nie chciał wnikać, ale na pewno nie byli sobie obcy.
Uniósł brew, gdy szara znów zaczęła się zachowywać tak, jakby brązowy umierał właśnie z głodu na jej oczach.
-Nie potrafię przetrwać? - odezwał się -Czy ja ci wyglądam na umierającego, samico?
W jego głosie wciąż słychać było poirytowanie, i zresztą wyraz jego pyska też to wyrażał.



RE: Wodopój przy jaskiniach - Raziel - 03-12-2016

Ku zadowoleniu lub nie młodego samca, w ich stronę kierował się kolejny osobnik. Raziel od dłuższego czasu kierował się biegiem rzeki Fuego, wiedząc, że pójście jej korytem zapobiegnie zbędnym spotkaniom z niechcianymi osobami. Nie miał świadomości, że jednak przechodził przez tereny nowego stada zwanego Królestwem. Nie napotkał na swojej drodze żadnego strażnika, więc też nie przejmował się tym zanadto.
Jego czujne, opatrzone bujnymi, kremowymi pędzelkami uszy uniosły się, gdy dotarły do niego nieznane mu głosy. Zmarszczył nieco brwi. Nie wiedział, co ma w tej chwili uczynić. Spotkać się z obcymi czy nadal podążać własnym tropem? Prawda była taka, że skoro chciał dowiedzieć się czegokolwiek o tej krainie to musiał zainicjować jakąkolwiek rozmowę z tutejszymi. Dla pewności wziął głęboki wdech, a jego różowe nozdrza zadrgały przy wydmuchaniu nadmiaru powietrza. Nie wyczuwał zapachu brata. Dobrze. Nic nie stoi, więc na przeszkodzie.
Złote, potężne ciało lwa poruszało się powoli, lecz pewnie. Znał te tereny, więc czego miał się obawiać? Orzechowe ślepia natrafiły na sylwetki dwóch gepardów i jednego lwa. W przeciwieństwie do niego, samiec wyglądał co najmniej mizernie. Potrząsnął bujną grzywą, by następnie ruszyć spokojnym krokiem w kierunku młodzika. Zaszedł go od tyłu, lecz ostatecznie przystanął odrobinę z boku, by nie wywołać u tamtego poczucia zagrożenia.
Zabawne, patrząc na to, że był od niego prawie dwa razy większy.
Jedno z uszu poruszyło się mimowolnie na ostatnie słowa samca.
-Na umierającego to może nie, ale przybrać odrobinę ciałka to, by ci nie zaszkodziło.-stwierdził, unosząc wyżej jedną z czarnych brwi.
-I może, by tak grzeczniej? Nikt cię młody nie nauczył jak się rozmawia z samicami?-dodał, przekrzywiając ciężki łeb i lustrując uważnie samotnika.


RE: Wodopój przy jaskiniach - Shiya - 03-12-2016

Podniosła się na równe łapy, wbijając w samca nienawistne spojrzenie. Atmosfera wyraźnie się zagęściła. Nikt nie będzie obrażał rodziny Shiyi w jej obecności!
- KŁAMIESZ! - Teraz już była naprawdę oburzona. - Ragnar był przywódcą, a Ni... Jak to chora?
Zanim zdążyła odpowiedzieć na resztę jego słów, zrobił to za nią ktoś inny, kogo przybycie jakoś jej umknęło. Gerpardzica uniosła zdumiona spojrzenie na... Łał. To największy lew, jakiego w życiu widziała. I do tego stanął po jej stronie.
Usiadła z powrotem, bo przejęcie nie pozwalało jej ustać spokojnie. Wgapiała się w samca jak zaczarowana; czuła się przy nim niczym lwiątko, co dodatkowo ją onieśmielało. Nietrudno było zauważyć zachwyt w jej oczach, który nieudolnie starała się ukryć, co jakiś czas odwracając wzrok na bok, niby to w wypatrywaniu kolejnych lwich samców, które mogłyby się tu pojawić równie nieoczekiwanie co ta dwójka. Czuła się tym bardziej nieswojo, że przecież obok był Zephyr i niewątpliwie zaobserwował, że coś jest na rzeczy. Za dobrze ją znał, żeby puścić coś takiego mimo oczu.
Shiya spuściła łeb, chcąc w ten sposób zmusić się do zaprzestania wgapiania się w to bóstwo, choć raz po raz i tak wznosiła nań nieśmiałe spojrzenie złotych ślepi.


RE: Wodopój przy jaskiniach - Zephyr - 03-12-2016

Choć Zephyr zakładał, że sytuacja jest na neutralnym poziomie, rozmowa zaczęła iść raczej w negatywnym kierunku. Lew wyglądał na poirytowanego i nawet nie starał się tego ukrywać. A więc raczej nie było to jakiś bliski przyjaciel. Sposób, w jaki się do siebie odnosili nie wskazywał, by można ich było nazwać chociaż znajomymi mimo, że pochodzili najwidoczniej z tych samych ziem.
Gdy zaczęła się burzliwa dyskusja na temat kompletnie nieznanych mu osób, poczuł się trochę bezradnie. Niczego nie mógł wnieść do rozmowy, ani nawet nie miał żadnego odniesienia. Dawno temu, gdy pytał Shiyę o jej dom, stwierdziła, że zostawi przeszłość za sobą, jak i sentymenty. Więcej nie poruszył tego tematu. Tymczasem wyglądało na to, że szara nie do końca porzuciła wspomnienia i podchodziła do sprawy bardzo emocjonalnie. W każdym razie - przywódca, który odszedł i chora samica... Brzmiało to dosyć znajomo.
Jednak w głównej mierze cętkowany skupiony był na osobie lwa. Jego zachowanie od początku mu się nie podobało i już składał jakąś zgrabną ripostę, gdy pojawił się kolejny osobnik. Znacznie większy i zdecydowanie starszy. Choć odezwał się bezpośrednio do młodzika, poniekąd wyręczył Zephyra w jego zamiarach.
Najgorsze było to, w jaki sposób Shiya patrzyła na grzywiastego. Choć cętkowanego niezbyt to zaskoczyło. Dobrze wiedział, co szara myśli o lwach. Mimo jego starań, by pokazać jej, że gepardy wcale nie są od nich gorsze. Po tak długim czasie, gdy przestała mówić o stadnych kotach, Zephyrowi przeszło przez myśl, że może w końcu zrozumiała jego punkt widzenia. Ale najwyraźniej były to płonne nadzieje. No i teraz wszystko stało się jasne.
Swoją irytację i sfrustrowanie gepard postanowił wyładować na tym bardziej wyszczekanym lwie.
- Lepiej stąd zjeżdżaj. Może uda ci się upolować jakiegoś szczura - prychnął. Starał się trzymać nerwy na wodzy, ale wyglądał na co najmniej wzburzonego zachowaniem niebieskookiego. Nie pamiętał, żeby kiedykolwiek przemawiały przez niego takie emocje, jak teraz. Zawsze uważał się za opanowanego, ale obecnie miał ochotę komuś przywalić. Nawet jeśli walka z lwem wydawała się całkowicie nierozsądna. Adrenalina napłynęła do żył, ale póki co nie potrafiła znaleźć ujścia poza energicznymi ruchami końcówki ogona.