Król Lew PBF
Stary Baobab - pogranicza Wolnych Ziem. - Wersja do druku

+- Król Lew PBF (//pbf.krollew.pl)
+-- Dział: Srebrny Księżyc (//pbf.krollew.pl/forumdisplay.php?fid=49)
+--- Dział: Ognisty Step (//pbf.krollew.pl/forumdisplay.php?fid=52)
+--- Wątek: Stary Baobab - pogranicza Wolnych Ziem. (/showthread.php?tid=188)

Strony: 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20


RE: Stary Baobab - pogranicza Wolnych Ziem. - Firkraag - 06-07-2017

Odpoczynek zajął mu pół dnia, słońce powoli chyliło się ku zachodowi. Leżąc miał dość czasu by się rozejrzeć po okolicy, nawet udała mu się w międzyczasie godzinna drzemka niezakłócona przez niczyja obecność. Podniósł się i skorzystał z dobrodziejstw natury pakując parę składników do torby. Pozbierał kwiaty i ruszył dalej w głąb ziem.

+1 akacja + 1 baobab


RE: Stary Baobab - pogranicza Wolnych Ziem. - Sirisa - 08-11-2017

Szła tu z ciotką Avą fukając raz po raz pod nosem. ,, E tam ja i tak bym ich wygoniła." myślała mając na myśli lwioziemców. Czemu ich stado jest takie... ciapate. ,,Księżycowy, rozgotowany makaron. "Niby mają swoje granice, strażników, ale pod nogami wciąż plątają się jakieś przybłędy. Tak myśląc szła wciąż. Ona chciała rzeczywiście bronić terenów. Może powinna wtedy odejść razem z Asurą... Wtedy wydawało jej się to złym pomysłem bo wciąż snuła swoje bajkowe wyobrażenia jak to księżycowi biorą sprawy w swoje łapy i zamiast zaszywać się gdzieś po lasach, rzeczywiście robią coś dla księżyca. Bo co Księżycowi daje to że siedzenie tylko i to że się modlą? Ona coś chciała zrooobić. Zmieniać świat!!! Ale nie tak jak jej Simbowaty braciszek. O nie. Ale. Przecież teraz idzie z ciocią Avą może ona powie dlaczego niby mają tu tyle obcych. Spojrzała za siebie chcąc zadać pytanie ale cioci nie było. Zamyślona widocznie nie zauważyła, że odłączyła się od niej. Parskneła ze zdziwienia i śmiechu. No cóż przynajmniej ominęło ją kazanie. Co prawda ominęła ją też zabawa, ale jeszcze będzie okazja.Odwróciła się na pięcie i odbiegła w sobie znanym kierunku.

Zt


RE: Stary Baobab - pogranicza Wolnych Ziem. - Ewige Valm - 23-01-2018

Niedaleko Starego Baobabu przemieszczała się młoda lamparcica. Powoli kulejąc szła prosto. Miała głębokie zadrapania na lewej, przedniej łapie. Jedną ranę miała też na barku przez co ciągle musiała zwalniać. Ból doskwierał jej niemiłosiernie. Ewige Valm wytrzymywała ból od czasu rozpoczęcia wędrówki po nieznanych ziemiach. Jej stado nie uczyło jej jak się opatruje rany. Jedyne co zrobiła to ją oczyściła wodą. Przy drzewie baobabu Valm padła ze zmęczenia. Od ostatnich dni nie jadła, ponieważ nie dawała rady polować. Oddychała z trudem gdyż dym z płomieni przy rzece Tsavo podrażnił jej płuca. Starała się wylizać rany ale nic to nie dawało. Straciła poczucie czasu i kierunku. Nawet nie zwracała uwagi na to czy ktoś nadchodzi. Spuściła wzrok na swoje łapy i w milczeniu czekała na to co będzie.


RE: Stary Baobab - pogranicza Wolnych Ziem. - Samiya - 27-01-2018

Drobna kapłanka dzielnie kroczyła przez wysokie trawy, zielonymi ślepiami obserwując uważnie całą okolicę. Lamparcie cętki były dobrym kamuflażem, lecz Samiya znała tę okolicę niczym własną kieszeń, nie było więc jej trudno dostrzec obcą kotkę. A i zapach krwi wyraźnie zwracał jej uwagę.
Krew była bardzo niepokojąca, lecz szybko Samiya się zorientowała, że to nie był nikt z jej stada. Przez chwilę zawahała się, co też począć - wszak była matką z młodymi kociątkami, które... Powinni się kręcić gdzieś w pobliżu. Instynkty kazały unikać wszystkiego, co duże i potencjalnie niebezpieczne. Lecz ranny drapieżnik? Na jej własnych ziemiach? Jak mogłaby to ominąć?
Ruszyła w stronę obcej, nie kryjąc swej obecności - lampart powinien z łatwością ją dostrzec.
- Niech Księżyc oświetla twe drogi! - zakrzyknęła z początku, jeszcze będąc w odpowiednio dużej odległości, lecz jej łapki szybko ją zbliżyły. - Wszystko w porządku? - zapytała ostrożnie.
Na pierwszy rzut oka widać było, że nie, lecz to było o wiele bardziej kulturalne, niż ocenianie na głos stanu obcej.


RE: Stary Baobab - pogranicza Wolnych Ziem. - Ewige Valm - 27-01-2018

Lamparcica zwróciła swoje ślepia na nadchodzącą. Valm próbowała wstać ale jej rany na to nie pozwalały. Jednak zmusiła się do podniesienia po czym usiadła, ponieważ niekulturalne było leżenie podczas jakiejkolwiek rozmowy. Pierwsze słowa nieznajomej zaciekawiły kocicę. "Niech Księżyc oświetla twe drogi!" Nie wiedziała jednak co to może znaczyć.
- Witaj. - powitała cicho gdyż podrażnione płuca nie dawały jej spokoju. - Nie za bardzo... Ogień nad rzeką Tsavo spalił wszystko. Ledwo co uciekłam... nie obeszło się bez ran a dym podrażnił mi płuca przez co głośniej mówić nie mogę.
Plamista spojrzała w zielone oczy serwala. W końcu zdobyła się na odwagę i zapytała niepewnie:
- Umiałabyś mi pomóc?


RE: Stary Baobab - pogranicza Wolnych Ziem. - Samiya - 27-01-2018

Cętkowana zastrzygła uszami, a jej zielone ślepia powiększyły się w wyrazie zdumienia. Ogień? Słyszała o tym rzadkim, a jakże niebezpiecznym zjawisku, lecz nigdy nie spotkała go osobiście.
- T... savo? Nie znam tego miejsca - przyznała szczerze.
I miała tylko nadzieję, że było ono wystarczająco daleko, by ogień nie doszedł aż tutaj. Roślinność jeszcze była na tyle sucha, że mogło do tego z łatwością dojść, a Samiya nawet nie chciała myśleć, jak bardzo katastrofalne by to było w skutkach.
- Och tak, oczywiście! Tak się składa, że akurat jestem medykiem. - Uśmiechnęła się pocieszająco do lamparcicy, natychmiast zdejmując swą torbę i otwierając ją, by wydobyć z niej zioła. Hm, tylko...
- Masz jakieś poparzenia? - dopytała samicę, zbliżając się do niej i uważnie oglądając ranę na jej łapie, ale także dostrzegając tą na barku. Były już zakrzepłe, nie wyglądały na paskudzące się, czyli nie doszło do zakażenia, musiały być oczyszczone. Serwalka mogła odetchnąć z ulgą, wszak to zawsze było tą możliwie najniebezpieczniejszą częścią. Lecz skoro gojenie już prawidłowo się rozpoczęło, wystarczy tylko je wspomóc i nieco ulżyć w bólu.
Rozejrzała się szybko, i zmarszczyła lekko brwi. Gdzie jest Firrael? Albo ktokolwiek inny? Akurat w tej chwili bardzo by się jej przydali.


RE: Stary Baobab - pogranicza Wolnych Ziem. - Kamuti - 29-01-2018

Tup tup tup, pomyślała Kamuti kiedy stawiała malutkie kroki, trochę ją bolało, że takie kotki mogą się ruszać po cichu i te małe poduszeczki na łapkach nie robią tego tup tup tup. Więc musiała sobie te tuptanie głośno oznajmić całemu światu.
- Tup, tup, tup - Powiedziała mniej więcej tak głośno jak wydawało się jej że powinien tupać słoń.
Mamuśkę zawsze miała gdzieś w zasięgu wzroku tak też i tym razem bardzo chciała pokazać matce jak tutpa słoń w wykonaniu kocim. Potuptała sobie w jej kierunku i coś było nie tak, zapach jedzenia zupełnie nie pasował do widoku cętkowanego zwierza nad którym Sami się pochylała.
A to był obcy nowy widok więc musiała szybko pobiec by poznać kto tak pachnie jedzeniem.
- Tup tup... - Odezwała się i urwała w połowie zdania bo mama była na coś bardzo zła a Kamuti już się nauczyła, że jak mama jest zła to lepiej nie tuptać jak słoń. Ale chciała wiedzieć na co mama jest zła i wyglądało na to że jest zła na łapę lamparta.
Tylko dlaczego lampart ma złą łapę?


RE: Stary Baobab - pogranicza Wolnych Ziem. - Ewige Valm - 29-01-2018

Valm zauważyła, że medyczka jest zdezorientowana. Więc nakrapiana od razu jej wyjaśniła:
- Rzeka Tsavo jest sporo dalej od tych ziem. - powiedziała uspakajając cętkowaną. - Myślę, że na pewno tu niedojdzie.
Lamparcica uśmiechnęła się szczerze. Cieszyła się, że ma do czynienia z medyczką.
- Przeczyściłam rany wodą żeby zakażenie się nie wdało. - wyjaśniła przy okazji. - Lewą łapę mam trochę poparzoną ale tak to udało mi się uniknąć większych ran. Gorzej z płucami... Podczas ucieczki nawdychałam się sporo dymu.
Valm zauważyła, że ktoś jeszcze się zbliża. Była przekonana, że ma zwidy ponieważ młody serwal był bardzo podobny do starszej. Lamparcica skierowała przyjazny wzrok na szkraba a potem znów na medyczkę.
- Zapomniałam... Jestem Ewige Valm. - przedstawiła się. - Ale wystarczy Valm.


RE: Stary Baobab - pogranicza Wolnych Ziem. - Remiel - 02-02-2018

Podobał mu się bardzo spacer z mamą i siostrą. Podobała mu się wysoka trawa, w której mógł się schować. Kotek skakał w śród gęstej trawy, biegał i łapał kolorowe motylki w swoje małe puchate łapki. Cały czas słyszał tuptanie siostry i co jakiś czas spokojny głos matki. Czuł się bezpiecznie przy ich bliskości. W pewnym momęcie zobaczył jak Kamuti staje w miejscu. Był na tyle blisko, że mógł ja dosięgnąć jednym skokiem. I tak też postanowił zrobić.
Napiął mięśnie w łapkach i skoczył.
-Rooooarrrr- Krzyknął lecąc w kierunku siostry. Wpadł na nią i śmiejąc się przeturlali dalej po trawie.


RE: Stary Baobab - pogranicza Wolnych Ziem. - Samiya - 02-02-2018

W łbie odświeżała swą medyczną wiedzę, rozstrzygając jaki lek sporządzić, czego użyć, i czy przypadkiem nie uda jej się teraz czegoś zebrać, wszak świeże zioła są najlepsze... A na zewnątrz jedynie wzruszyła barkami.
- Na płuca w żaden sposób ci nie pomogę, przykro mi. Po prostu musisz dać im odpocząć i się zregenerować.
Zauważyła spojrzenie lamparcicy na małą kotkę, która dogoniła matkę w tempie swoich krótkich i wciąż nieco niezdarnych łapek.
- To moja córka - wyjaśniła, oczywiście nie ukrywając uśmiechu dumnej matki. Ciche pac! zawiadomiło ją, że to nie jedyne dziecię, które podążyło jej śladem. Kamuti właśnie została zdjęta na ziemię przez swojego rudawego brata. - A to syn - dodała ze śmiechem. Równie skoczny co matka!
- Samiya - odwdzięczyła się swym imieniem obcej, kiwając przy tym lekko łbem.
Skrzywiła lekko pyszczek, orientując się, że by przyrządzić właściwą maść dla Valm potrzebna jej będzie woda - a i pewnie lamparcica z chęcią się napije po przeżytej podróży. Ale w takim razie będzie musiała zostawić swoje drogocenne szkraby z zupełnie obcym drapieżnikiem... Cętkowana przyjrzała się uważnie dużej kotce. Instynkty mówiły jej, że każdy jest potencjalnym zagrożeniem, lecz wszak nie zawsze miały one rację, prawda? Zraniona samica (a samice przecież mają słabość do młodych każdego gatunku), która szuka pomocy i jak na razie nie wydawała się być niewarta zaufania. A przecież to jej Ognisty Step, który zna jak własną kieszeń - tereny jej stada, do tego idealnie płaskie, tak, że pomimo wysokiej trawy, nie dało się doskonale ukryć.
- Będę musiała iść po wodę, by ci pomóc - odezwała się wreszcie, podejmując decyzję - To tylko chwila, dobrze? Możesz mieć oko na dzieci, ale nie idę daleko, w pobliżu jest też ich ojciec. - Uśmiechnęła się lekko. No, to było takie dodatkowe zabezpieczenie, by obcej nic nie strzeliło do głowy przypadkiem.
- Kamuti, Remiel, zostańcie tutaj do czasu aż wrócę, dobrze? - Teraz odezwała się do swoich młodych, posłała groźne spojrzenie, by wiedziały, że nie ma miejsca na zaprzeczenie, i już zniknęła w trawie.

***

Minęła chwila, nim wróciła, a przyniosła ze sobą dwie kokosowe miseczki złączone w całość, i kilka świeżych ziół zebranych naprędce.
- Już jestem. - Wydusiła z siebie, nieco zdyszana.
Stawiając swą konstrukcję na ziemi, zdjęła "wieko" i okazało się, że dolna miska jest wypełniona niemal po brzegi wodą. Do drugiej wrzuciła świeże listki akacji i ususzoną melisę. Dolała trochę wody i sprawnie utarła mieszaninę, tworząc aromatyczną, ziołową papkę. Oszczędnie polała wodą rany Valm, by oczyścić je z kurzu drogi, i nałożyła na nie swą maść.
- Proszę bardzo. Powinno załagodzić poparzenia i wspomóc gojenie się ran - poinformowała ją, i uraczyła szerokim uśmiechem.

//+2 akacja
+2 hibiskus -> zbiory
-1 akacja
-1 melisa -> maść na rany Valm


RE: Stary Baobab - pogranicza Wolnych Ziem. - Kamuti - 02-02-2018

Chciała się ładnie przedstawić znajomemu matki tak ładnie by właśnie ta była z niej dumna układała powoli słowa w całkiem jak na nią długą wypowiedz. "Witam, nazywam się Kamuti a to moja mama." Otworzyła mały pyszczek i przez chwilę się stremowała... a potem nie miała okazji niż nic powiedzieć świat fiknął koziołka, niebo znalazło się na dole a braciszek pojawił się znikąd a dalej to ziemniaczek stracił orientacje gdzie jest góra a gdzie dół bo śmiejąc się turlała się po trawie razem z Remielem.
- Patrz, jestem słoniem. - Powiedziała, zupełnie nie przejmując się już rannym lampartem. Wyprostowała sie i pokazała bratu jak tupta słoń. A wesołe tuptanie przerwał głos matki.
Słysząc swoje imię zatrzymała się podniosła łepek poruszyła uszkami i skierowała pyszczek w kierunku mamy, a ta wyglądała na baardzo złą. Właściwie to nie wiedziała czy jest zła na nią, na brata czy na złą łapę a może lampart coś zrobił kiedy się bawiła?
Wytłumaczenia jednak nie było, a mama zniknęła. A to dla małego kotka było jak cios w małe serduszko. Mamy nigdzie nie było. Wysokie trawy zasłaniały widok. Kamuti się rozpłakała a nim wpadła na pomysł by zacząć wołać za Sami to ta wróciła. 
Ryczący mały zwierz podbiegł do matki by się w nią wtulić. A raczej by przeszkadzać w opatrywaniu rannego.


RE: Stary Baobab - pogranicza Wolnych Ziem. - Ewige Valm - 03-02-2018

Samotniczka popatrzyła się wesoło na córkę i syna medyczki. Kątem oka zauważyła nieukrywaną dumę matki dwóch maluchów.
Miała z czego być dumna! - pomyślała. - Wyglądają na zdrowe i silne.
Nakrapianej w głębi duszy smutno się zrobiło. Jej stado było również silne i wytrzymałe... ale poległo jednemu z żywiołom.
Lamparcica zauważyła, że Samiya przez dłuższą chwilę poważnie się nad czymś zastanawia. W końcu kiedy padła decyzja medyczki Valm nie kryła podziwu w swoich oczach. Zostawiła ją z dwójką jej dzieci. Zaufała jej!
Kocica pokiwała głową i się uśmiechnęła. Odpowiedzieć nie dała rady, zbyt bardzo płuca miała podrażnione. Jak tylko Samiya poszła to Valm wykorzystała chwilę i się położyła. Swoimi ślepiami obserwowała wybryki młodych. Nie mogła nic poradzić kiedy jeden z nich zaczął płakać. Wiedziała, że nie na miejscu było je uspokajać, jeszcze by się przestraszyło wielkiej kocicy!

Kiedy medyczka wróciła z potrzebnymi składnikami, Valm podniosła się z ziemi i usiadła.
- Dziękuję. - powiedziała wesoło kocica. - Jak tylko lepiej się poczuję... To będę musiała znaleźć sobie schronienie.
Lamparcica popatrzyła się jeszcze raz na młode po czym wstała. Rany jeszcze ją piekły lecz o wiele mniej niż wcześniej. Czuła się jeszcze niegotowa na wyprawę ale powoli zaczęła się domyślać, że przebywa na terenie stada. Taka myśl jej do głowy strzeliła jak podsumowała sobie zachowanie Samiyi. Przypomniała sobie, że jak wspomniała o ogniu to medyczka się trochę zmartwiła, również zauważyła, że kotka zna te tereny bardzo dobrze, tylko chwilkę jej zajęło pójście po potrzebne składniki. Valm nie chciała mieć problemów z obcym stadem, szczególnie z przywódcą.


RE: Stary Baobab - pogranicza Wolnych Ziem. - Firrael - 04-02-2018

Instynkt ojcowski u Firraela dopiero się rozwijał. Nigdy nie przyglądał się, jak inne zwierzęta wychowują swoje dzieci (i to nie tylko dlatego, że nie miał predyspozycji do przyglądania się), a swoje dzieciństwo pod opieką matki ledwie pamiętał. Jedyne jego doświadczenie zbliżone do rodzicielstwa wiązało się z wychowaniem pustułki, ale już prędzej nazwałby ją siostrą niż córką.
To doświadczenie niewiele mu pomogło, bo jak się okazało, nowonarodzone kocięta miały całkiem inne potrzeby niż podloty. Wiele więc musiał nauczyć się od partnerki. A potomstwo w miarę rozwoju było coraz bardziej wymagające. Najgorsze było to, że nie wiedział, co do nich czuje. To nie tak, że pokochał je od pierwszego wejrzenia. Z pewnością były czymś ważnym - owocem jego miłości do Samiyi, ucieleśnieniem ich więzi, które należy pielęgnować. Ulżyło mu, gdy okazało się, że wszystkie mają zdrowe oczy. Ale. Trudności w komunikacji z nimi na w miarę równym poziomie nie pozwalały mu do końca myśleć o nich jak o osobach.
Do tego wszystkiego dochodziła nauka o religii Księżyca i zawieranie znajomości z członkami stada. Aspołecznemu i twardo stąpającemu po ziemi złotokotu oba te aspekty przychodziły z trudem. W ogóle, przytłaczało go wszystko, co nowe. Przywykł do dżungli, która nie miała przed nim tajemnic, gdzie nic nie mogło go zaskoczyć i gdzie zawsze wiedział, co robić. Poza nią czuł się jak… ślepiec.
Wracał właśnie ze swojej ostoi, gdy usłyszał płacz. Dobrze znany mu płacz. Od razu pobiegł za jego dźwiękiem, nie było to daleko. Przedarł się przez zarośla i znalazł się u stóp wielkiego drzewa.
Wrażliwy nos wyłapał zapachy jego rodziny a także lamparcicy. Płacz ustał, jeszcze zanim rudzielec dobiegł na miejsce. W atmosferze nie dało się wyczuć śladu walki. Mimo to, sama obecność kociąt poza norą była dla niego zaskoczeniem.
- Co się dzieje? - zapytał na głos. Próbował nakierować głowę na serwalkę, ale w tłumie nie było to łatwe.


RE: Stary Baobab - pogranicza Wolnych Ziem. - Remiel - 06-02-2018

Początkowo był zachwycony. Kamuti była jak prawdziwy słoń, a jej tupanie - wspaniałe. Remiel też miał ochotę stać się słoniem, ale zanim zdążył zapytać siostrę jak zmienić się w to zwierze spostrzegł, że mama zniknęła i zostali sami z nieznaną kotką. Jeszcze nie znał świata, w którym nie było mamy. Instynktownie wyczuwał pustkę, która mu się nie podobała. Kamuti zaczęła płakać, a on gorączkowo rozglądać się.
Zanim całkiem wpadli w panikę Smaiya wróciła z kokosem. Kiedy była zajęta nieznajomą przylgnął do jej boku i wdychając jej zapach i napawając się ciepłem matki postanowił, że nigdy nie odsunie się od niej ani na krok.
Jego mały nosek otrzymał jednak inny sygnał - wyczuł kogoś znajomego.
Odrobinę oderwał łepek od ciała matki, i dalej wtulony w jej futerko obejrzał się.
-Tata!- Poderwał małe, puszyste ciałko i podbieg do ojca aby otrzeć się o jego przednie łapy witając się z nim.


RE: Stary Baobab - pogranicza Wolnych Ziem. - Samiya - 07-02-2018

//no taki średni ten post, ale jestem nieprzytomna a nie chciałam stopować xD

Nim zdążyła się zorientować, co właściwie wyprawiały jej młode, oba przywarły do niej jakby co najmniej wróciła z rocznej podróży. Zaśmiała się i liznęła oba kocięta po łbach. Remiel chyba jednak łatwiej sobie poradził z chwilowym brakiem matki, bo zaraz skoczył ku nadchodzącemu Firraelowi. Zatem Samiya zajęła się rozemocjonowaną Kamuti, przygarniając ją do siebie i wylizując jej pyszczek z łez.
- No już, moja pyrko, coś się stało? - mruknęła do niej cicho, lecz nie mogła poczekać na odpowiedź.
Wyglądało na to, że musiała możliwie prosto wytłumaczyć partnerowi, dlaczego młode płaczą, a raczej, dlaczego akurat tutaj, bo ich płacz właściwie nie był niczym nadzwyczajnym.
- Nic większego. Po prostu dzieci trochę spanikowały, gdy musiałam je na moment zostawić by pójść po zioła - wyjaśniła Firraelowi, mając nadzieję, że da mu to chociaż mgliste pojęcie o tym, co się wydarzyło.
Lecz przecież nie mogła teraz poświęcać całej swej uwagi rodzinie - nawet jeżeli miałaby na to ochotę. Serwalka uśmiechnęła się ciepło do lamparcicy.
- Och, ale spokojnie, nie musisz się nigdzie śpieszyć. To tereny mojego stada, możesz tu pozostać aż całkowicie odzyskasz siły, będzie nam bardzo miło.
Bo dlaczego by nie? Wszak pomoc potrzebującym wpisywała się w srebrną etykę, a Valm wydawała się być sympatycznym i bezproblemowym gościem.