Król Lew PBF
Rzeka - Wersja do druku

+- Król Lew PBF (//pbf.krollew.pl)
+-- Dział: Tereny wolne (//pbf.krollew.pl/forumdisplay.php?fid=65)
+--- Dział: Szare Ziemie (//pbf.krollew.pl/forumdisplay.php?fid=73)
+---- Dział: Rzeka Fuego (//pbf.krollew.pl/forumdisplay.php?fid=74)
+---- Wątek: Rzeka (/showthread.php?tid=191)

Strony: 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24


RE: Rzeka - Gyda - 16-01-2017

Stare drzewo runęło do wody, Taal krzyknęła "skacz!", a krokodyl wbił zębiska w tratwę, porywając ją do zabójczego tańca ze swoją siłą. Gyda w momencie stracił oparcie pod łapami i wyrżnął brodą w pociągnięty do góry pniak. Mocno. Aż zacisnął oczy. Aż zobaczył przed nimi gwiezdne ogniki, kiedy pospiesznie ponownie je rozwarł, by móc wciągnąć na śliską kłodę wszystkie łapy i uchwycić się kory pazurami. Wtedy Taal krzyczała już drugie "skacz!" i instruowała go, co robić.
Był przerażony. Ktokolwiek spojrzałby w jego szeroko rozwarte ślepia, ujrzałby w nich nieznający granic strach przed kłapiącymi za ogonem przyjaciółki szczękami, blaskiem wypełniających je zębów i połyskiem mokrej, zrogowaciałej skóry na głowie najbardziej przerażającego ze stworzeń - krokodyla. Tamten nieszczęsny lampart był przy nim niczym, niczym, co mogłoby się równać ze zwartą energią tysiąca mięśni ukrytych pod pancernymi łuskami, teraz szarżującą w kierunku dwóch przerażonych kłębków futra. Różowe bliki o ostrych krawędziach (ostatnie krople zachodzącego słońca) upstrzyły spienioną taflę bystrej wody mozaiką świateł i ułożyły się na ozorze krokodyla intensywne w barwie jak krew. Czy już go pożarł? Już to zrobił, tak? Już Gyda patrzył na świat z jego żołądka?
Nawet jeśli tak było, nie zamierzał się poddać. Wyrwie się przez krokodylą gardziel, chociażby miała przeczesać jego grzbiet ostrymi jak brzytwa kłami. Skoczył. Kiedy byli blisko powalonego przez Tiba, Makariego i Baq pnia - skoczył. Podsunął pod zad tylne łapy, zrobił najmniejszy na świecie nadbieg i dał przed siebie ostrożnego susa, mając nadzieję, że nic go po drodze nie przegryzie na pół, że nic go nie wciągnie z powrotem w tamten odmęt strachu, w którym tonął przez najdłuższe w życiu mrugnięcie powiek.


RE: Rzeka - Makari - 16-01-2017

Udało im się powalić pień, choć Makari miał zamiar zrobić to nieco inaczej tak też było dobrze. Gdy już dzieciaki miały zabezpieczoną drogę ucieczki Makari zaczął rozglądywać się za krokodylami. Jego ślepota utrudniała mu nieraz takie zadania, ale tym razem starał się jakoś bardziej. Trudno się dziwić, w końcu był medykiem, a zdrowie pacjenta to przecież priorytet. Nie pozwolił sobie na odpoczynek. Podszedł bliżej brzegu i zamachał w wodzie łapą, jakby wabiąc krokodyla, po czym postawił ją z powrotem na brzegu.


RE: Rzeka - Taal - 17-01-2017

Tratwa poszła w drzazgi ale to nie było ważne. Jej łapa prawie został pochłonięta, odgryziona przez bestię z paskudnymi kłami i błyszczącymi łuskami, lecz to tęż nie miało teraz znaczenia. Liczył się jedynie Skadim, tak Skadim, nie Gyda. Gdyż przed oczami Taal przemknął teraz moment ich pierwszego spotkania, jak gdyby to było zaledwie wczoraj. Nieporadne rozmowy, lepienie kopca z piasku, zabawa nad brzegiem morza. A wszystko to mignęło w umyśle białogrzywej lwicy, akurat w momencie, kiedy Skadim odbił się od pnia i w mozolnym, jak dla szmaragdowookiej, tempem leciał w kierunku starego drzewa, które było ostatnim przejściem do bezpiecznego lądu. Jeśli nie doleci, jeśli spadnie to będzie tylko i wyłacznie jej wina. Z oczu czarnej lwiczki zaczęły płynąć łzy, akurat w momencie, gdy ona sama wybiła się z wszystkich czterech łap i znalazła się w powietrzu, szybując za przyjacielem w kierunku bezpiecznego miejsca. Trwało to zaledwie chwilę, pare, może paręnaście sekund... Ale dla Taal była to jak kolejna wieczność, tak podobna do tej wieczności, która trwała do ponownego spotkania z wujem Zephyrem.


RE: Rzeka - Tib - 19-01-2017

Plan zadziałał i drzewo zwaliło się do wody w odpowiednim momencie. Teraz cała reszta zależy od dwójki młodych i ich oślizgłych, pokrytych łuskami „kameraden”. Ale zaraz gdzie te dwa sukinsyny? Jeden z powodzeniem demolował właśnie prwizorycznął tratwę, ale gdzie reszta? Stary miał co do tego złe przeczucia. Uważnie obserwując wzburzoną rzekę, w myślach kibicowal dwójce lwiaków. Nie to żeby ich przeżycie było dla niego sprawą nadrzędną, ale stary nie przepadał za krokodylami i chodźby dla samej zasady był gotów utrudniać im życie. Inna sprawa, że był cholernie ciekaw co tu się dokładnie odwaliło.


RE: Rzeka - Baqiea - 20-01-2017

Baqiea co prawda zaczynała się nieco źle czuć, bo jak dla niej było tu zbyt wiele lwów, jednakże w duchu, chociaż ciężko było jej się do tego przyznać, była wdzięczna za ich odzew na jej wołanie o pomoc. Obawiała się tych gadów co znikły z jej pola widzenia ale miała nadzieję że dadzą radę uratować lwy.
-Jak ja nienawidzę krokodyli-
Powiedziała ostrożnie patrząc w wodę. Bała się ale teraz już w niej tak adrenalina nie pulsowała by skakać do wody. Jednak instynkt samozachowawczy kazał jej stać z tyłu.


RE: Rzeka - Mistrz Gry - 22-01-2017

Gyda w swoim szczęściu w nieszczęściu nie posiadał ogona w innym wypadku zapewne został by wciągnięty w odmęty brudnej wody. Po tym jak odbił się łapami jedn krokodyl wystrzelił z wody otwierając swoja paszcze aby go złapać. Jego ostrze zęby złapały jednak powietrze, powietrze w miejscu gdzie powinien być ogon. Tym samym tratwa mocno zakołysała się sprawiając, że Taal miała utrudnione zadanie. W momencie skoku kawałek drewna, na którym była zostało całkowicie zniszczone. Lwiczka wbiła swoje pazury w upadłe drzewo i zwisała. Krokodyle ignorowały wszystkie inne bodźce, widać, że uważały lwiątka za ciekawą potrawkę. Taal musi się pośpieszyć, jeden z krokodyli zamierzał się na to aby wyskoczyć w powietrze i ją złapać aby żywcem rozerwać w podwodnym tańcu gadów. Samo drzewo, którego się trzymała wydało z siebie kilka trzasków. Czyżby miało zaraz pęknąć?



RE: Rzeka - Gyda - 29-01-2017

Ledwie zdążył się zorientować, że wylądował na powalonym pniaku w jednym kawałku, kiedy już jego uwaga miast na jego własnej ocalonej skórze, koncentrować się poczynała na zagrożonej atakiem potwora Taal. Choć poczuł na zadzie odprysk krokodylej śliny, kiedy wielka paszczęka chwytała w zęby jego prawie już zupełnie zatarte w pamięci wspomnienie o długim ogonie, nie miał ani chwili na poświęcenie swojemu szczęściu ani ułamka myśli. W pierwszym odruchu podążył jeszcze jeden sus przed siebie, chcąc jak najprędzej oddalić się od rzecznych potworów i poczuć między opuszkami miękkie niewzruszenie chłodnej, zielonej trawy, szybko jednak zauważył kątem oka tragiczne położenie wiszącej nad wodą przyjaciółki i jego sus ku Tibowi i Baq przekształcił się w tej samej chwili w półobrót zwieńczony chwyceniem w zęby suchej gałęzi sterczącej z głównego pnia powalonego drzewa, który kołysał się pod jego łapami, targany bezmierną, krokodylą siłą. Werżnąwszy się w suchą korę ostrymi jak szpilki zębami, szarpnął za gałąź z całej siły, pień zatańczył pod jego łapami jakiś dziki pląs, gałąź się ułamała i wtedy dopiero mógł rzucić całym sobą na bok, żeby spróbować cisnąć ciężki badyl w łeb któregoś z krokodyli, tego najprawdopodobniej, który był najbliżej Taal.


RE: Rzeka - Taal - 02-02-2017

Pazury młodej lwicy były wbite w miękkie drewno i czarna kotka jedynie siłą własnych mięśni trzymała się życia, podczas gdy stała na granicy ze śmiercią. Z jej pyszczka zniknął jednak wyraz strachu i przerażenia, został zastąpiony grymasem determinacji i uporu, które zostały przyniesione z kolejnymi dawkami adrenaliny. To się przecież nie mogło tak skończyć! Musi wrócić do bractwa, do wuja Zephyra, do wuja Israela, do Shiy! Z stęknięciem wysiłku zielonooka podciągnęła się na zmęczonych łapach, do których nagle przypłynęła siła, o jakiej posiadaniu Taal nawet nie miała prawa śnić. Tak to jest kiedy stajesz na granicy, walczysz nie tylko o swoje życie, ale też o życie przyjaciela. W takich sytuacjach czasem dokonywane są rzeczy, z pozoru niemożliwe i nie do powtórzenia w innych momentach. Dla białogrzywej lwiczki ten moment nadszedł teraz, ostatnia szansa, ostatnia nadzieja. Z niemalże bojowym okrzykiem spróbowała nie tylko podciągnąć się na przednich łapach lecz również zahaczyć tylnymi o gruby pień drzewa. Nie usłyszała niepokojącego trzasku, jakie wydało stare drzewo, teraz ratujące im życie. Szum wody, a także własnej krwi dudniącej w uszach przytłumił wszystko.


RE: Rzeka - Tib - 11-02-2017

Tib ze stoickim spokojem obserwował zmagania młodych. Cóż, zrobił już wszystko co w jego mocy a na dobrą sprawę, nawet nie znał tamtej dwójki. Nerwy byłyby teraz zbędne. Na moment przeniósł swój wzrok na Makariego i westchnął cicho. Intencje miał szlachetne, ale stary obawiał się, że jego starania zapewne pójdą na marne.
-Miło, że wreszcie ktoś mnie rozumie- posłał Baq lekki uśmieszek i ponownie skupił się na rozgrywającym się tuż przed nim dramacie. Z całą pewnością krokodyle to wredne dranie, prawie tak samo złe i zajadłe jak żyrafy.


RE: Rzeka - Baqiea - 12-02-2017

Hiena niecierpliwe dreptała i patrzyła na zmagania lwów. Popatrzyła też na Tiba i powiedziała
-Wiele bliskich mi zebr padło ich ofiarami. Wy lwy macie przynajmniej tyle honoru by nie atakować jak ktoś pije wodę-
Po tych słowach dodała
-Pomożesz mi z nimi po wszystkim? Zbyt bardzo chciały opuścić naszą ziemię. Mówią że są samotnikami ale zdawały się panikować na wieść że chce im pomóc i propozycję o dołączeniu do stada-
Mówiąc to nie patrzyła na lwa, cóż jak dla niej już za długo przebywa z zbyt wielką ilością grzywoszyich


RE: Rzeka - Makari - 13-02-2017

Samiec na obecną chwilę zrobił wszystko co mógł, wszystko co mu wpadło do łba. Reszta zależała już od woli przeżycia tych gagatków. Uważnie analizował całą sytuację. Nie usiadł, stał gotowy do interwencji.


RE: Rzeka - Mistrz Gry - 17-02-2017

wydawało się, że wszystko będzie dobrze, że lwiczka wydostanie się z tej sytuacji. Krokodyl, który otrzymał cios od Gydy na chwile się zanurzył we wodzie aby następnie uderzyć z ogromną siła w ten stary kawał drewna, na którym byliście. Do waszych uszu dochodziły kolejne trzaski, aż w końcu ten ustani najsilniejszy i drzewo z Taal wpadło do wody.  Jasna grzywka i głębokie zielone oczy były tym co samczyk widział ostanie. Krokodyle rzucił się od razu na lwiczkę, kiedy ta wpadła pod wodę. Wy mogliście widzieć jedynie zamieszanie pod nią. Woda była brudna a urwany kawał drzewa przełamało się jeszcze na trzy części z czego trzecia się rozpadła. Po chwili woda się uspokoiła a to co w niej było zostało zabrane z prądem.



RE: Rzeka - Gyda - 18-02-2017

W wirze ze splecionych ze sobą krokodylich ciał najpierw zginął przepotworny hałas, charkanie rozjuszonych bestii, kłapanie ich paszczęk oraz trzask łamanego drzewa, a następnie widok przerażonych, wężowych oczu, czarne futerko, jasne skarpetki na łapkach, biały nosek. Zatańczył na powierzchni wody, między jedną a drugą łuską ogona tnącego rzekę siłą straszniejszą niż uderzenie pioruna, kosmyk z delikatnej grzywki, wierzgnął gdzieś w ostatnim akcie woli pędzelek ogona — łapa bestii szybko porwała go ze sobą. Gyda po zamachnięciu się na krokodyla wpił się w korę w tej samej chwili rozłamywanego w pół drzewa, by następnie patrzeć, patrzeć, nic więcej, jak jego przyjaciółkę wciąga ze sobą pod wodę śmiejący się małym, szklanym okiem potwór, z którego lewek pokusił się w swojej pysze zadrwić, najpierw wrzucając do jego rzecznego królestwa zmurszały pień, a następnie samemu doń wchodząc. Teraz mógł tylko widzieć. Nie myśleć o tym, co zrobił, tylko widzieć. Obejmować resztkę drzewa łapami, ciasno przylegać delikatnym brzuszkiem do jego niewrażliwej, chropowatej kory i jeszcze próbować odjąć od drewna pazur, ale być zbyt przerażonym swoim tragicznym położeniem, żeby w ostatnim desperackim akcie sięgnąć po rozpływającą się lwiczkę. Tylko patrzył, tylko trzymał swoją ostatnią, o ironio, deskę ratunku, tylko wrzynał się w nią całą siłą woli.
Czarna woda zamknęła swoją paszczę. Miękkie, różowe podniebienie ostatniej z bestii zniknęło za twardą łuską i pewnym siebie, zwycięskim spojrzeniem czarnego oka. Wtedy wody były już spokojne. Jak wówczas, kiedy Gyda patrzył na ich delikatne fale, pokpiwając pod nosem z częstującej go robactwem hieny, i zanosił się psotą jak szczenię, jakby niczego się nie nauczył, a blizny na jego zadzie znaczyły tyle co wczorajszy złamany pazur.
Miał rozum, z którego nie umiał korzystać. A teraz w krainie jego rozumu rozstąpiła się ziemia i zapadło w nią wszystko. Każda myśl, każda wola. Pozostało, ale to już tylko jako jakaś przykra reminiscencja poprzedniego życia, kurczowe trzymanie się wyszarpanego nad taflą Czarnej Rzeki kawałka drzewa. Z otwartej rany pnia zaczynały już skapywać do wody pierwsze żywiczne krople krwi. Będą z tego bursztyny nad Wielką Wodą, może je znajdzie latem, kiedy będzie szedł plażą o poranku razem z Sigrun. (W końcu ją zabierze ze sobą, nie będzie już taki samolubny, taki ach niedziecinny, żeby zawsze wychodzić na tę plażę za Królewską Grotą samemu).
Teraz ich krople były jeszcze płynne. Chociaż dla ciągle uczepionego pnia Gydy zatrzymał się świat, one płynęły z wartkim nurtem rzecznym, ponieważ nic dla trawy i nieba nie było tak straszne, żeby musieć przestać zmieniać kolor.


RE: Rzeka - Baqiea - 18-02-2017

Hiena nie czekała na reakcję lwów. Widziała że lwiak z pnia będzie miał biedę się ruszyć. Stracił przyjaciółkę, a ona sama wiedziała jak to jest stracić kogoś przez krokodyle i jak bardzo one lubią to wykorzystać. Mimo Swego lęku doskoczyła do Gydy i chwyciła za kark
-Odsuńmy się od wody zanim wrócą-
Powiedziała starając się odciągnąć kotowatego od wody. Czuła że coś mu musi być, że pewnie potrzebuje teraz kogoś, więc jeśli udało jej się go odciągnąć od wody to delikatnie go objęła. Nie wiedziała czy powinna lecz czuła że potrzeba mu ciepła, nie ważne kogo. Chociaż czy mógł potrzebować akurat jej? Czy hiena powinna być taka do lwa? No ona miała Myra do którego w razie potrzeby mogła się przytulić to czemu nie mogła tego dać komuś?


RE: Rzeka - Gyda - 18-02-2017

W zasadzie Baqiea mogłaby i Gydę zagryźć, a on w takim stanie, w jakim się znalazł, nie zaprotestowałby, więc tak bardzo mu potrzebne, kojące objęcie przyjął z pokorą baranka, podobnie jak i zwleczenie swojego ciałka z pnia i odsunięcie go od wody w szumie nieprzejmujących go dreszczem łaskotek zimnej, mierzwionej już wieczorną rosą trawy. Łapy powykręcały się pod nim jakoś nie tak, jak powinny, ale jakimś cudem ciągle trzymały go w pionie, w siadzie, w oparciu o ciepłą, hienią pierś, w którą wtopił się jego policzek, kiedy oczy tymczasem nie spoglądały przed siebie, ale w kółko i w kółko odtwarzały nietracący ostrości obraz czarnego futerka ginącego między twardymi łuskami. Chyba stracił czucie i siłę w mięśniach, chyba nie oddychał. Albo wtłaczał w niego powietrze zimny, nocny wiatr, przez dziurki w nosie i uszy. Ale rozeszklonych oczu osuszyć nie mógł.