Król Lew PBF
Płonąca równina - Wersja do druku

+- Król Lew PBF (//pbf.krollew.pl)
+-- Dział: Srebrny Księżyc (//pbf.krollew.pl/forumdisplay.php?fid=49)
+--- Dział: Ognisty Step (//pbf.krollew.pl/forumdisplay.php?fid=52)
+--- Wątek: Płonąca równina (/showthread.php?tid=192)

Strony: 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48


RE: Płonąca równina. - Inés - 18-09-2015

Kapłanka nie do końca wiedziała, jak reagować na to wszystko. Z jednej strony ten głos z zarośli, z drugiej tajemniczy tyglew, a do tego rozmowa małych kotów, budząca w Ines nieprzyjemne wrażenie, że coś ją ominęło. Najbardziej intrygował i niepokoił ją ten, którego nie widziała, dlatego też nim zamierzała się zająć w pierwszej kolejności.
Uczyniła krok do przodu i zaczęła rozglądać się po bokach. Syk dochodził z dołu, jednak nie dawała się zwieść - równie dobrze wąż, bo zdawało się, że właśnie nim był nieproszony gość, mógł wpełznąć na konar któregoś z nielicznych drzew.
- Ja nie wiem o tobie nic - odpowiedziała głośno i wyraźnie. - Pokaż się, nieznajomy!
Odchyliła uszy, ledwo powstrzymując się od obnażenia kłów i wysunięcia pazurów. Nie obawiała się rannego Sotha, chwilowo go ignorowała, podobnie jak i całą resztę towarzystwa. Skupiła się na oczekiwaniu na ukazanie się gada. Jeśli zaś ten nie usłucha jej uprzejmej prośby, należało będzie skierować rozmowę na nieco inne tory. Nikt nie lekceważy Kapłanki Księżyca na jej własnych ziemiach!


RE: Płonąca równina. - Serret - 18-09-2015

Kotka chwilowo zaprzestała dyskutowania z resztą towarzystwa. Zaabsorbowało ją coś zupełnie innego. Otóż, cały ta stresująca sytuacja odbijała się na nerwach wszystkich zgromadzonych podrostków i dorosłych, ale... Co mówić o dzieciach! A przecież Amai, choć wzrostem nie odbiegająca od karakalki, wciąż była małą, przestraszoną lwiczką. Fiołkowooka nie mogła znieść tego widoku, dlatego czym prędzej ruszyła ku niej i otarła łbem o jej pyszczek.
- Już, będzie dobrze - przekonywała ją z dobrotliwym uśmiechem. - Jesteś na terenach Księżyca, jest tu kapłanka Inés, nie ma się czego bać. Nic ci się tu nie stanie - trajkotała dalej.
Po raz pierwszy od niemożliwie długiego czasu ktoś odwrócił uwagę Serret od jej prawowitej serwalej podopiecznej, która powoli stawała się dorosłą panną. Pytanie, czy to jednorazowa sytuacja, czy może zapowiedź nadchodzących zmian...?


RE: Płonąca równina. - Sadism - 18-09-2015

Dosadny śmiech znowu rozległ się wokół.
Reakcja Sotha go śmieszyła, widział i czul jego obawy. Przyjemne uczucie budzić strach. Towarzystwo było aktualnie mało ważne...
Najbardziej liczył się z tą, którą chciał poznać. Białosierstna lwica miała coś w sobie. Widać każdy z władców rządził swymi stadami i ziemiami nie bez powodu. Spokojny i wyważony głos odezwał się tuż przed Inés, w czasie gdy z trawy nieśpiesznie ukazał się łeb i reszta ciała żmija.
- Czuję wasssz sssstrach. Jam Yehisses, Jeden Syk. Założyciel Bractwa. Pragnę z tobą pomówić, w ramach rozmów dyplomatycznych. Wybacz ze pojawiam się bez zapowiedzi, ale to kwessstia bezpieczeńssstwa.
Ukłonił się lekko kiwając łbem ku Kapłance. Co jak co, ale rozmowy dyplomatyczne mu odpowiadały.
Zerknąl chwilowo na to co rozgrywa się między hybrydem i serwalami ( i Serret) po czym ponownie spojrzał na Inés.
- Czyżbym był nie w porę? Ssspodziewałem się że tak znane i silne stado nie ma problemów pokroju... cóż, intruzów.
Słowa te wypowiadał ze zdziwieniem.
Niech lwica dostanie sugestię, niech to wytłumaczy. Chyba że to norma? Polityka trwa.


RE: Płonąca równina. - Inés - 18-09-2015

Łeb kapłanki znalazł się niewiele nad ziemią, by mieć lepszy widok na Yehissesa. Również skinęła mu łbem. Zupełnie jej nie przeszkadzał fakt, że rozmawia z gadem. W jej stadzie zdążył już się przewinąć ptak czy hiena, a więc była przyzwyczajona do podobnych sytuacji.
- Czym jest Bractwo? - zadała pytanie, które nasunęło jej się jako pierwsze.
Czyżby węże założyły swoją kolonię tuż przy terenach Srebrnych? I, co ważniejsze, czy mają wrogie zamiary wobec nich...?
Gdy wspomniał o intruzach, na moment skierowała wzrok na tyglwa, po czym przeniosła swe spojrzenie z powrotem na węża.
- Soth nie jest intruzem. Jest ranny i szuka pomocy. Nie widzę niczego niestosownego w jego zachowaniu. Jestem skłonna wskazać mu drogę do stadnego medyka, o ile byłby w stanie tam dotrzeć. Ja nie mam dość sił, by przenieść tak potężnych rozmiarów osobę. - Mówiąc to, znów patrzyła na pasiastego samca, który swą sylwetką niewątpliwie przerastał dość filigranową Ines.


RE: Płonąca równina. - Septim - 18-09-2015

Odwrócił się w stronę Samiyi obruszony. To co robiła nie mieściło mu się w głowie - Że co? Wierzysz temu kłamliwemu bydlakowi, bo powiedział ze mu się księżyc objawił? A własnego brata masz gdzieś? Wiesz co... - pokręcił łbem z niedowierzaniem - Wierz sobie w co chcesz. Ale będziesz żałować.
Oczy mu się lekko zaszkliły, ale mrugnął kilka razy i i wstrząsnął łbem by odrzucić do siebie emocje.
- Szukałem cię, tyle dni... nie spodziewałem się ze ciebie już nie będzie. Teraz jest tu tylko bezmyślny wyznawca głupiego białego placka na niebie. Nie przejmujesz się tym że z błahych powodów rzuciłaś głupiego serwala w objęcia śmierci. Nyasi nie był nawet wart by go mordować. Zabijają tylko ci co się boją. Mnie teraz tez zabijecie? Bo obraziłem WASZĄ WIARĘ ?!
Zapomniał o tym że obok był Soth, zapomniał o Sadismie. Przodem skierował się do Ines.
- Proszę bardzo. Zabijcie mnie tak jak tamtego. Pokażcie ze jesteście tylko bandą bezmyślnych potworów pod przykrywką pięknych idei!
Oskarżycielski ton w jego głosie brzmiał silnie, a Septimus nie bał się ani trochę. Miał swoje zdanie, i mimo niewielkiego ciała, nie zamierzał milczeć. On się nie obawiał śmierci, tylko degradacji wszystkich zwierząt, do tego stopnia by potrafiły tylko zabijać,żreć i spać. Choć zaraz, tutaj było coś więcej, tutaj to wszystko odbywało się ku czci KSIĘŻYCA. Faktycznie o wiele wspanialej...
Serce biło mu jak oszalałe. Adrenalina w żyłach biegła jak gepard za swą ofiarą, a w umyśle pojawiała się myśl, że za takie słowa, może zginąć. Zginąć w obronie swych poglądów.
To była śmierć bohatera. Tak przynajmniej uważał Septim.


RE: Płonąca równina. - Sadism - 18-09-2015

Jego niesamowicie charakterystyczny wzrok spoczął na pysku Ines. Pytanie które zadala wydało mu się wręcz trywialne, lecz w duchu zasady "Im mniej wiedzą o nas, tym lepiej" odpowiedział dosyć wymijająco.
- Jest to alternatywa dla Czterech Sssstad. Podobnie jak u was, niezależnie od gatunku można znaleźć u nas azyl, o ile ukaże się predyssspozycje...
NIe kontynuował, a to dlatego bo mniej więcej wtedy usłyszał rozjuszonego Septimusa. Zwrócił się w stronę serwala po czym uśmiechnął się, lecz po sekundzie wrócił do poważnej miny. Tylko wprawny obserwator mógł zauważyć jego pierwszą reakcję. Soth go nie obchodził, był zbyt mało ważnym pionkiem w grze o tro... emm... o skałę. Tak, jestem narratorem i mówię, w grze o skałę.
Wracając.
Emocje jakie rozgorzały w Septimie cieszyły Sadisma, gdyż każda rzecz którą ciężko wytłumaczyć, jak na przykład kłótnie w stadzie, czy tez jakieśkolwiek ciekawe czynności, wydarzenia, były mu na rękę...
Łapę znaczy się... znaczy się na... no... na łuskę.
Po wypowiedzi cętkowanego, która była średnio wiarygodna, ze względu na nerwy, ale też i jego wiek ( na starego nie wyglądał, a może serwale po prostu zawsze są takie małe?) mógł wywnioskować kilka informacji.
Prawdopodobnie neidawno na tych ziemiach coś ciekawego się działo. Nie wiedział co ma z tym wspólnego Soth, którego chcieli leczyć ( obcego? Cóż, faktycznie świry - w mniemaniu żmija przynajmniej) ale za to znał Nyasiego.
Czyżby cętkowany umarł? Słaby z niego widać był szpieg.
"Ssselekcja naturalna..."- pomyślał Yehisses, i choć nie widział ciała Nyasiego, to chwilowo uznał tę opcję za nader prawdopodobną.
Septim jednak dosyć mocno ruszał temat wiary księżycowych, oraz wysuwał poważne oskarżenia. Bardzo to ciekawiło przywódcę Bractwa. Reakcja na to mogła mu dużo powiedzieć o faktycznym (fanatycznym?) charakterze SK.


RE: Płonąca równina. - Soth - 18-09-2015

A Soth milczał, obserwując sytuację. Dla niego było tym lepiej, że sama ich przywódczyni nie potraktowała go samego jako zagrożenie. Na początek było to bardzo, bardzo dobre, powoli tkać jakieś znikome nici. Przyda się na przyszłość, co by ratować sobie tyłek. Jakby tak zaskarbić sobie zaufanie każdego stadka, to mógłby sobie swobodnie wędrować gdzie mu się podobało. W razie wypadku uzyskać pomoc. Tak, to byłaby dobra alternatywa dla samotnika.
Bractwo? Soth położył po sobie uszy. Czy ta gadzia mordka mówiła o tych wyrostkach, których zauważył na szarych ziemiach? Nieee, tam to wyglądała jak banda pomyleńców, bardziej mu wyglądało to na tamtą bandę nad rzeką. Jakby nie patrzeć i jedna i druga gromadka stanowiła dla Sotha niemały problem, bo zajmowali akurat te terany, na których lubił sobie chadzać i przebywać w samotności. Miał ochotę pokiereszować gadowi kości, żeby się przekonać, czy jego rozmyślania są prawdziwe.
Przemyślenia przerwało mu jego własne imię w słowach Ines. Przystąpił do niej, wyraźnie trzymając się w pewnej odległości i wyraźnie na boku.
- Dotarłem tutaj z Bagien, myślę, że Jego jasność podtrzyma mnie na tyle, że wytrzymam jeszcze kawałek drogi - Odpowiedział, chyląc delikatnie ku niej czoła. Soth lustrował węża wzrokiem. Był ciekaw czy zareaguje na wspomnienie o bagnach, ale to była raczej drugorzędna sprawa. Bardziej mu zależało na medyku i kilkudniowej kuracji, a potem wróci tam gdzie był. Musiał wyczuć jak bardzo silne są te gromadki i czy da się je pogonić.
A potem jego wzrok podobnie jak większości tego zgromadzenia skupił się na wybuchu złości tego małego szczyla, co próbował zdemaskować nieczystą grę Sotha. Pustym wzrokiem, bez wyrazu. No, jemu w przeciwieństwie do tego stadka nikt nie zabraniał "mordować w imię księżyca". Jeśli to miałoby podbudować jego zaufanie w oczach reszty stada, to zrobiłby to bez mrugnięcia okiem.
No, ale był bratem tej małej. Nie zamierzał robić nic, póki się sprawa nie wyklaruje.


RE: Płonąca równina. - Samiya - 18-09-2015

Zazdrość zalałaby Samiyę, gdyby zauważyła, że ciocia całą swą uwagę skierowała na maleńką Amai. Dobrze więc, że tego nie zauważyła - inaczej lwiczka mogłaby mieć z nią na pieńku... Choć i tak już miała.
Jednak Sami skupiła się całkowicie na brata. Każde jego słowo karmiło wściekłość w jej wnętrzu, każde kolejne zdanie sprawiało, że jej ogon coraz szybciej latał po podłożu, a oddech stawał się coraz cięższy.
-Czy ja powiedziałam, że mu wierzę? - powiedziała głośno, dobitnie akcentując każdą głoskę, niemal idealnie wymawiając słowa. Ale one były tylko przykrywką dla wściekłości, która jeszcze ubrana była w zimny ton i chłodne spojrzenie.
Tu już nie chodziło o wiarę. Nigdy nie chodziło jedynie o wiarę.
Srebrny Księżyc... Nie był dla niej sektą, ani kultem. Był dla niej domem. Był stworzeniami, które z otwartymi łapami przyjęły ją i w krainie pełnej wielkich kotowatych oznajmiły, że jest im równa. Że Księżyc oświetla wszystkich tak samo, że widzi coś więcej niż ich fizyczną powierzchowność.
Stado było jej domem.Rodziną.. Tym, co straciła przez swą nierozwagę. Było całym jej życiem, nadawało jej sens, tak jak i wiara w Księżyc. Z pomocą Serret PORADZIŁA SOBIE W OBCYM MIEJSCU, A ON ŚMIE TU TERAZ PRZYJŚĆ I DEPTAĆ WSZYSTKO, CO MA?!
Księżyc był dla niej symbolem wszystkiego, co dobre w jej życiu.
-Głupi, biały placek?! - wrzasnęła, skacząc ku bratu. W locie wysunęła pazury i zaryła nimi o ziemię, lądując jakieś pół metra przed Septimem. Patrzyła na niego z bezdennym gniewem w oczach, wściekłością, furią.
-Uważasz, że jesteś lepszy, bo poradziłeś sobie sam? - syknęła -Bo ja żyję tylko dzięki czyjejś łasce, a ty jesteś niezależny? UWAŻASZ, ŻE DZIĘKI TEMU WSZYSTKO WIESZ LEPIEJ? - ryknęła.
Oddychała ciężko, nie mogąc poradzić sobie z gwałtownymi emocjami.
-Te lwy... Srebrni przyjęli mnie do siebie, gdy byłam bezbronnym, małym kotkiem. I powiedzieli mi, że to nie ma znaczenia - dorównuje im, niezależnie od swojej postaci. Bo Księżyc, właśnie ten głupi, biały placek każdego oświetla równo. Każdemu wskazuje dobrą ścieżkę. - jej wściekłość nie mijała, lecz jedynie ustąpiła chwilowo. -Pokazali mi, że liczą się nasze chęci, talenty i doświadczenie. Mądrość, która jest w każdym z nas. Nauczyli patrzeć ponad. - prychnęła pogardliwie. -Nie osądzać na pierwszy rzut oka. Trudne do zrozumienia, co, braciszku?
-Jesteś nikim w obliczu mądrości dawnych pokoleń i Księżyca, który od milionów tysiącleci przygląda się życiu na ziemi. Tak jak i ja. LECZ JA PRZYNAJMNIEJ SŁUCHAM! - warknęła, napinając mięśnie. -Ty myślisz, że jesteśmy bezmyślnymi bestiami. Nie rozumiesz, że mamy zasady. Wychowałeś się wśród dziczy, mnie nauczali starsi.
Zmrużyła gniewnie oczy.
-WIĘC JAKIM CHOLERNYM PRAWEM UWAŻASZ, ŻE WIESZ LEPIEJ?! JAK WIELE O NAS WIESZ? CZY WIESZ COKOLWIEK O NASZEJ WIERZE, ZWYCZAJACH I ZASADACH? - wydarła się na całe gardło.
Te krzyki, słowa i prychnięcia pomogły oczyścić się jej z gniewu. Uchodził z niej tak samo jak wrzaski, a pozostawiał tylko pustkę...
-Łatwo jest oceniać, nie wiedząc nic. - powiedziała o wiele ciszej.
W jej oczach... Brat stracił wiele. Z kogoś, kto był towarzyszem jaj zabaw i opiekunem stał się pochopnym ignorantem.


RE: Płonąca równina. - Septim - 18-09-2015

na krzyki Sami, zareagował zjeżeniem sierści. Był bardzo zły, ale powstrzymał się nawet przed wystawieniem pazurów.
- TA IGNORANCJA POZWOLIŁA MI PRZEŻYĆ! Dzięki ostrożności jeszcze żyje. I wiesz co, dobrze! Mam tego dość. Idę. Pożałujesz!
Prychnął i postąpił kilka kroków by oddalić się od zbiegowiska.
- Miejcie swoje zwyczaje, i kumplujcie się z rannymi oprychami oraz podłymi żmijami! Powodzenia!
Splunął na ziemię po czym odszedł nie oglądając się za siebie.
Niech sobie gadają, ma ich gdzieś.
Niepotrzebnie za nią podążał. Niepotrzebnie zmarnował swoje dzieciństwo dla tej dziewuchy.
Z/T


RE: Płonąca równina. - Samiya - 18-09-2015

Prychnęła gniewnie.
-Jedyne czego żałuję, to że się tu pojawiłeś! - wrzasnęła, patrząc na oddalającego się brata.
Zabolało ją to, choć nie chciała tego przyznać nawet przed samą sobą. Ale... On też się zmienił. Bardziej tęskniła za Septimem, który bawił się z nią w berka i chowanego niż za tym Septimusem, który miał swoje durne przekonania i uważał jej wiarę za coś idiotycznego.
Nie kłamała, rzucając tę gorzką uwagę w kierunku brata.
Naprawdę wolałaby, gdyby nigdy się tu nie pojawił. Gdyby w jej pamięci żył jeszcze jako wesoły kompan zabaw, a nie ta ignorancka kupa mięśni i dyrdymał.
Gorzkie łzy płynęły po jej policzkach i wsiąkały w cętkowane futro. To nie był smutek, to były resztki gniewu. Patrzyła stalowo-zielonym wzrokiem na cętkowaną sylwetkę, dopóki nie potrafiła jej odróżnić od traw.
Zapamięta.
Że ja zdradził. I już nigdy, przenigdy mu nie wybaczy.


RE: Płonąca równina. - Amai - 18-09-2015

Amai wtuliła się w karakanke gdy ta podeszła. Bała się ale to że Serret była tak blisko sprawiło że przestała płakać a tylko się trzęsła. Jeszcze to zapewnienie że Ines poradzi sobie z wszystkim było jak miód na uszy dla małej, więc ta uniosła nieco łepek i popatrzyła na Fioletowooką.
--Już sie nie boję-
Powiedziała bardziej przekonując siebie niż rozmówczynie.


RE: Płonąca równina. - Grima - 18-09-2015

jolo!!

Idź do Gwiazdy, Złotej Gwiazdy, tylko tam, najpierw tam, nigdzie indziej bla bla. Czemu akurat tutaj? Okej, wiedziała czemu, ale za cholerę nie mogła trafić na właściwy teren. Jak zwykle Mon zamyka się wtedy, kiedy jest potrzebna- za to skrzeczy kiedy nie trzeba.
Grima spokojnie kroczyła przed siebie, w kierunku jaki obrała już kilka godzin temu z pomocą wskazówek jakie dała jej matka i duch babki. Złota Gwiazda, huh. Ale gdzie do cholery ta ich durna skała?
Jedyna pozytywna rzecz w tej całej błędnej wędrówce było to, że mogła wytarzać się w popiołach traw nieopodal. Jak na Płonącego przystało, ha. Ciągnęło ją, by zobaczyć wulkan, by zobaczyć Skałę Sherkhana- ale dała słowo, najpierw spotkanie z kimś przychylnym. Złota Gwiazda, stado, na punkcie którego Montana zdawała się mieć bzika równie wielkiego co na punkcie jej własnego, upadłego stada. W sumie to było nawet racjonalne- kto wie, co teraz dzieje się w okolicy. Trzeba znaleźć jakąś dobrą duszyczkę, która powie co i gdzie lepiej omijać.
Wrzaski Septima i Samiyi przyciągnęły ją jak ćmę do ognia, Grima postawiła uszy na sztorc i powoli zbliżyła się do zbiegowiska, zapach spalenizny ciągnąc się za nią. No, czyżby trafiła tam gdzie chciała?
Musiała teraz znaleźć lwicę, tą, której przykazała jej szukać matka. Biała. Vendetta. Ani Noia, ani Montana nie miały pojęcia o śmierci Ven, ani tak naprawdę o niczym co stało się po Pladze Hien.
Czerwonooka już miała rozejrzeć się po zebranych, jednak jej uwagę przykuło stworzenie inne niż lew- karakal. O, i jakieś dziecko. Co tu się wyprawiało, tak właściwie?
Postanowiła podejść do Serret, wyglądała na jedyną, która nie była czymś zbytnio zajęta.
-Witaaam.- przysunęła się bliżej i siadła, owijając ogon wokół łap. Nie siliła się na uśmiech, nie miała powodu do uśmiechu, była tu jedynie w czysto biznesowych celach. No, tak jakby.
-Jestem Grima.- przedstawiła się, coś czego zwykle nie robiła w tak bezsensowny sposób, ale po prostu chciała wszystko załatwić jak najszybciej i zdobyć choć trochę zaufania.
-Szukam, em... Szukam terenów stada Złotej Gwiazdy. I... no. Złotej Gwiazdy szukam.- rozejrzała się przelotnie, kątem oka zauważając Ines. To ją miały na myśli jej matka i babcia? To była Vendetta?


RE: Płonąca równina. - Inés - 19-09-2015

Sylwetka kapłanki tkwiła w bezruchu, pozwalając na to, by wiatr poruszał jasnym warkoczem wedle swoich upodobań. Jedyną odpowiedzią, jaką lwica zaoferowała serwalowi, zanim ten wdarł się w ostrą wymianę zdań z siostrą, było wolne pokręcenie łbem. Z zadumą obserwowała rozwój sytuacji, gotowa wtrącić się w każdej chwili, lecz, jak się okazało, nie miała ku temu okazji. Septim zniknął szybciej, niż się tego spodziewała. Niespiesznie przeniosła pusty, wręcz znudzony wzrok na żmija.
- Jeszcze coś, Yehissesie? - spytała uprzejmie.
Trochę tu się nazbierało tego towarzystwa i ani trochę jej się to nie podobało. Gdy jej spojrzenie padło na Sotha, nieco się zamyśliła. Z bagien, tak? Ciekawe, jakież tam było zagrożenie...?
- Wierzę, że doczekasz drogi i na Lwią Ziemię. Tamtejsi medycy częściej stykają się z takimi... Przypadkami, powinni więc pomóc ci sprawniej niż nasi.
Słowa te wymówiła bez grama emocji, a przynajmniej tak jej się zdawało. Sama nie wiedziała, co sądzić o tej całej sytuacji i nagłym napływie obcych na jej tereny, lecz jednego była pewna - nie będzie zdradzać miejsca, w którym przebywa Lotta, dopóki przebywa tu ktokolwiek spoza stada. Z kolei przyprowadzanie jej tutaj, podczas gdy jest z nimi wąż, również nie byłoby najrozsądniejszym wyborem.
- Serret, Samiya, zaprowadźcie Sotha na Lwią Ziemię... O ile czujecie się na siłach, moje drogie. - Uśmiechnęła się do nich, pragnąc choćby w tak prosty, acz szczery sposób pocieszyć kotki, które zapewne były roztrzęsione tym, co właśnie się wydarzyło.
Nowo przybyła nieznajoma przykuła uwagę błękitnookiej, a to głównie dlatego, że wymówiła nazwę stada, o którego istnieniu każdy zdawał się dawno zapomnieć. Ines zmarszczyła brwi, wpatrując się w tamtą z mieszaniną nieufności i zaintrygowania.


RE: Płonąca równina. - Serret - 19-09-2015

W tej chwili karakalka nie zwracała już uwagi na Amai. Lwiątko przestało się trząść - a przynajmniej znacznie to ograniczyło - tak więc można było skupić się na tej, która była najważniejsza. Ale teraz Samiya rozmawiała z bratem. Nie, wróć, to zbyt słabe słowo - ona się z nim KŁÓCIŁA! Fiołkowooka podniosła się i zadrżała, kładąc uszy po sobie. Co też on wygadywał? Jak to? Dlaczego?! Miała ochotę rzucić się przed Ines i błagać o darowanie mu życia, ale nie zdążyła, serwal uciekł, Sami była zła, co za atmosfera, okropność! Patrzyła po każdym z osobna, niemo szukając ratunku. Jakiegokolwiek. I przyszedł on w postaci ciemnej lwicy, która chciała z nią rozmawiać.
- Dzień dobry, jestem Serret - oznajmiła, na powrót stawiając uszy. - A to są tereny Stada Srebrnego Księżyca, do którego należę. O Złotej Gwieździe słyszałam, owszem, ale zdaje mi się, że nasza kapłanka, szanowna Inés, będzie w stanie więcej ci o niej opowiedzieć, bo, o ile mnie pamięć nie myli, to ona tam niegdyś należała - wyrzuciła z siebie słowotok, który w pewnym stopniu poprawił jej humor.
Lubiła czuć się potrzebna, a mimo że za wiele nie pomogła Grimie, to lepsze to niż nic, nieprawdaż?
Nagle nadstawiła wielkie czarne uszyska, usłyszawszy swoje imię i to z pyska nie byle kogo.
- Oczywiście, kapłanko! - odparła, próbując odwzajemnić uśmiech, co nie za bardzo jej wyszło.
Zanim jednak spełniła polecenie przywódczyni, ostrożnie zbliżyła się do cętkowanej. To wszystko musiało bardzo nią wstrząsnąć, nie zdziwiłaby się więc, gdyby ta nie miała ochoty na wycieczki. Sama czarnoucha liczyła na to, że ta niedaleka wyprawa pozwoli jej chwilowo zapomnieć o nieprzyjemnych wydarzeniach sprzed kilku chwil.
- Jeśli chcesz, mogę pójść sama - wyszeptała jej do ucha, starając się brzmieć jeśli nie kojąco, to przynajmniej nie nerwowo.
Ruszyła w stronę Sotha, a zatrzymawszy się przed nim, objęła wzrokiem tę część jego sylwetki, która była w zasięgu jej wzroku.
- Dasz radę sam wstać? - spytała, modląc się o to, by istotnie dal radę, bo w razie negatywnej odpowiedzi miałaby nie lada problem.


RE: Płonąca równina. - Sadism - 19-09-2015

Znowu skupił całą uwagę na Inés. Wzrokiem świdrował jej oczy. Ten nienaturalny spokój który od niej bił intrygował go z lekka. Serwala potraktowała jeno małym gestem, lecz wystarczyło by pokazać swe stanowisko. Ogółem ten minimalizm był godny podziwu. Była bardzo dobrym przykładem do naśladowania, ale jej stado przynajmniej dotychczas nawet w drobnym stopniu jej nie dorównywało.
A może to przez brak respektu? Stanowczości?
Chyba nie, bo wiarę mieli mocną. W cokolwiek wierzyli.

Po chwili z zadumy wywał go głos Kapłanki.
- Cóż, przybywam w celach dyplomatycznych. Oraz w pewnym sssensie w interesssach. Mam ciekawe informacje, które niedługo mogą okazać się kluczowe.
W końcu najwięcej wiedział o stadze Ghaliba. Vult była świetnym obserwatorem. A sojusz z SK też był nie byle czym.

Późniejszej obecności Grimy nie zbagatelizował, bo możliwe było że i ona pochodziła z Cieniowiska, ale pytanie jakie zadała bardzo go zaciekawiło.
Stado o którym nie wiedział? Zaiste ciekawe.