Król Lew PBF
Płonąca równina - Wersja do druku

+- Król Lew PBF (//pbf.krollew.pl)
+-- Dział: Srebrny Księżyc (//pbf.krollew.pl/forumdisplay.php?fid=49)
+--- Dział: Ognisty Step (//pbf.krollew.pl/forumdisplay.php?fid=52)
+--- Wątek: Płonąca równina (/showthread.php?tid=192)

Strony: 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48


RE: Płonąca równina - Inés - 08-12-2017

Zmarszczyła brwi, słuchając jego wyjaśnień. Nie bardzo jej się podobało, że ten mógłby nie okazać się tak wybitnym szpiegiem, jak to sobie imaginowała, ale nie chciała też przecież narażać jego życia. Wszak był kaczką, nie orłem. Akurat w tej kwestii równość wszystkich pod jednym Księżycem nie była tak oczywistą sprawą.
Skoro potrafisz latać, to możesz też przysiąść na akacjowej gałęzi, by móc usłyszeć, co trzeba, a w razie czego zerwać się do lotu, nieprawdaż? - odparła z łagodnym uśmiechem, by następnie odnieść się do poruszonego przezeń tematu: - Każdy z członków stada ma wymalowane na barku księżycowe znamię, o, takie jak moje. Moje przedstawia Księżyc w pełni, u pozostałych członków stada są przedstawione inne fazy, zależnie od miejsca w hierarchii. Ciebie również niebawem w nie zaopatrzę, to jest ja lub kapłanka Samiya... - Tu na moment się zafrapowała. - Choć tak po prawdzie, to nigdy nie malowałam go na piórach.
Tu utkwiła baczny wzrok w kykczorowej sylwetce. Mieli już kiedyś ptaka w stadzie, ale to były tak dawne czasy, że Ines nawet nie była pewna, czy wtedy już zaistniał u nich zwyczaj nadawania znamion. Zresztą pióra tamtego wydawały się być bardziej suche, więc i farba zapewne trzymałaby się lepiej niż na kaczce, po której, jak rzecze słynne porzekadło, wszystko spływa.


RE: Płonąca równina - Kykczor - 08-12-2017

Wysłuchał uważnie co lew miał do powiedzenia o znamionach, tatuażach i znaczkach. Chwilę trwało nim znalazł odpowiedź pasująca do podniosłej chwili a też nie chciał obrazić nowego szefa. Tylko jak zasugerować że księżyc na skrzydle poza miłym zapewnieniem bezpieczeństwa na tych ziemiach będzie pewnym znakiem na innych że jest szpiegiem a szpiegów to trzeba zjeść i potem zakopać? Po telepał skrzydełkami i znów uznał że szczerość ale tym bardziej delikatna będzie najlepsza.
- To bardzo ładny znak - Naprawdę myślał że to wygląda całkiem ładnie ale nie skojarzył na pierwszy rzut kaczego oka że to co było na barku lwicy był księżyc. Ale tego nie chciał powiedzieć głośno.
- Ale obawiam się, że taki znak w połączeniu z pracą wywiadowczą może być dla mnie bardziej niebezpieczna niż sama praca wywiadowcza. - Bardzo powoli, wyraźnie i ważąc każde słowo wypowiedział swoją niesłabnącą obawę.
 - Raz, że ktoś może nie lubić szpiegów a dwa że ktoś może nie chcieć być szpiegowany. - Trochę się zamotał w tłumaczeniu ale miał nadzieje że kapłanką zrozumiała, albo że będzie chociaż wyrozumiała na tyle by zrezygnować z pomysłu znakowania szpiegów.


RE: Płonąca równina - Inés - 15-12-2017

Konsternacja. To zdecydowanie najlepsze słowo, którym można by opisać przeżycia wewnętrzne kapłanki. Istotnie, nawet jeśli wrogowie nie znali księżycowego znamienia (bo wszak przyjaciół szpiegować nie trzeba... na ogół), to domyślenie się jego znaczenia bynajmniej nie graniczyło z cudem. Stado mogło się już poszczycić całkiem długim stażem jak na okoliczne ugrupowania, tak więc zdecydowana większość zwierząt, a na pewno lwów, zdążyła już o nim usłyszeć.
- Znamię jest symbolem ochrony Jasnego Pana - stwierdziła, marszcząc brwi. - Ale, prawda, jeno symbolem. Błogosławieństwo Księżyca spłynie na ciebie i bez znamienia, bo znakiem twej wiary będzie twoje oddanie stadu - uznała z pełnym przekonaniem.
Odchrząknęła i, podnosząc łapę i wznosząc wzrok ku nieboskłonowi, wymówiła te oto słowa:
- Niech Księżyc błogosławi ci, kaczorze Kykczorze, w całym twoim życiu, a zwłaszcza w tych działaniach na rzecz Stada Srebrnego Księżyca. To rzeczę ja, Kapłanka Ines.
Następnie łapa wróciła na swoje miejsce, a lwica ponownie utkwiła bystre spojrzenie w ptaku, choć nie dało się nie zauważyć, że momentami znów zerkała na lamparcicę. Nie czuła się komfortowo z obcą na jej terenach, nawet jeśli tamta wydawała się być nieszkodliwa i uległa.
- Masz jeszcze jakieś pytania?


RE: Płonąca równina - Kykczor - 15-12-2017

Lwica mówiła że nie potrzebuje jednak znamienia, to dobrze jeden mniej powód by umrzeć głupio i bezsensownie. Ale w jaki sposób symbol chronił kogoś? No i te błogosławieństwo. Religijność Kykczora była na skrajnie niskim poziomie znaczy się Matka Natura i te sprawy ale nie praktykował niczego nawet sezonu godowego. A tutaj mu mówią, że jak będzie szpiegował inne stada to święcąca kulka na niebie spojrzy przychylnie na jego działania. To... by było całkiem miłe. Lew podniósł ogromną łapę, ten drgnął niespokojnie widząc w myślach jak ta łapa opada rozgniatając jego osobę. Tak się jednak nie stało dostał w zamian, zaklęcie? Nieźle teraz to się nie powinien niczego bać. Ale bał się jak cholera dalej. Gdyby tylko miał jakąś magiczną miksturę która zrobiłaby z kaczki olbrzyma to dopiero wtedy może by się przestał bać. Ale przez całe swoje krótkie życie nie widział nigdy dużej kaczki a co dopiero olbrzymiej więc nie sądził że taka mikstura mogłaby istnieć.
- Dzię-dziękuje za dobre słowo. - Powiedział zająknąwszy się, od spotkania z lwicą wszystko wyglądało jak jakiś dziwny sen. Spojrzał na bok sprawdzając czy inny drapieżnik dalej jest na swoim miejscu.
- Czy stado z kimś walczy? Czy ktoś niebezpieczny się tutaj kręci? - Zapytał krzywiąc się lekko. Bardziej chciał o czymś opowiedzieć. Tylko nie bardzo wiedział jak to wszystko ubrać w słowa.
- No bo niedaleko wodospadu jak przelatywałem to widziałem jak trzy rosłe lwy walczyły z jakimś innym, ale nie miały znamienia.  Albo nie zauważyłem czy nie pamiętam. Tam, tam było dużo krwi. Takie coś jest normalne? - Zapytał patrząc kapłance w oczy. Czy to było normalne że ktoś mógł mordować inne lwy na ziemiach stada?


RE: Płonąca równina - Inés - 19-12-2017

Zmarszczyła brwi, po raz kolejny tego dnia zastanawiając się, co też kaczka ma na myśli. Czyżby ptasie umysły działały w inny sposób niż lwie? Z jednej strony wypowiadał się do bólu prostolinijnie, a z drugiej momentami zdawał się coś ukrywać. Ale on teraz należał do jej stada, trzeba więc było mu zaufać... Trochę.
- Skąd to pytanie? - spytała ostrożnie, odruchowo odchylając uszy. - To jedne z najbezpieczniejszych ziem w całej krainie - oznajmiła niemal ostrym tonem, zwłaszcza jak na nią. - Dopóki pozostajesz wierny Księżycowi, nic ci tu nie grozi. On otacza nas Swą opieką... A my Mu pomagamy, broniąc siebie nawzajem.
Delikatny uśmiech zamajaczył na jej pysku, lecz prędko ustąpił miejsca wyrazowi zamyślenia, a i pewien niepokój wymalował się na jasnym licu. Oczywiście, wierzyła w to, co mówiła, lecz czasem odnosiła wrażenie, że Księżyc stara się wystawić ją na próbę, stawiając przed nią takie wyzwania i trudności, którym wcale nie tak łatwo było stawić czoła. Zwłaszcza że jako Kapłanka powinna przy tym zachowywać zimną krew, a w jej przypadku różnie z tym bywało.
 - Trzy? Rosłe...? - powtórzyła nie bez obaw.
Gdyby jeszcze mówił o wschodnich rubieżach, to mogłaby pomyśleć, że to jej Ghalib broni swoich terenów, ale wodospad przecież znajdował się z zupełnie innej strony. Dziwne. I niezbyt pozytywne.
Uciekła wzrokiem.
- Nie. Nie powinno. Kiedy to było?


RE: Płonąca równina - Kykczor - 19-12-2017

Oho, więc jednak tak być nie powinno. Lecąc w to miejsce dostrzegł walkę ale jak to kaczka nie obchodziły go zbytnio sprawy lwów i ich sporów. Do czasu, teraz żałował jednak, że nie przyjrzał się im za bardzo. Co pamiętał? Że lwy okładały się łapami i gryzły no i to, że każdy z nich był innego koloru. Teraz przydało się to jakoś ubrać ładnie w słowa.
Ale wtedy kapłanka odezwała się lekko szorstko co mała kaczuszka wychwyciła i skuliła się w sobie. Obcowanie z maszynami do zabijania było dla Kykczora bardzo stresujące.
- Pytanie stąd, bo... widziałem coś takiego, a lwy chyba rzadko walczą między sobą, nie? - Nie dodał "bo wolą się znęcać nad słabszymi", kacza głowa była wręcz napełniona trybikami odpowiedzialnymi za przetrwanie i hamował się bardzo łatwo. Informacje, że jest tutaj bezpieczny przyjął jedynie skinięciem głowy.
- Tak, trzy duże lwy, każdy innego koloru. Biły się niedaleko wodospadu, nie wiem dlaczego. Ale bardzo było tam krwawo.
Uciekła wzrokiem, więc jednak coś mogło być na rzeczy, chciał zapytać jeszcze raz o to czy stado mogło z kimś jednak walczyć ale wydało się brzmieć to trochę niegrzecznie.
- Wczoraj? - Zapytał sam siebie, ale tak jakoś by mu to pasowało bo sporo krążył tutaj po okolicy nim wylądował. Chciał jeszcze coś dodać ale nie bardzo wiedział co.


RE: Płonąca równina - Inés - 23-12-2017

Blady uśmiech wykwitł na jej pysku. Ona z kolei odnosiła wrażenie, że życie lwów poza Srebrnym Księżycem to jedna wielka walka o byt: Lwioziemcy, Zachodni, niegdyś Północni - przecież tam nie było chwili spokoju! Nawet teraz jej stado przyjęło uchodźców z południa... A ten sądzi, że lwy rzadko ze sobą walczą. Śmiechu warte! Paradoksalny w tym wszystkim był fakt, że to ukochany Ines był jednym z najskuteczniejszych prowodyrów krwawych jatek w całej krainie, o czym jej samej nie dane się było dowiedzieć.
- Przykro mi to stwierdzić, ale... Nawet nie wiesz, jak bardzo się mylisz - odrzekła z należytą powagą, choć wyraz jej oblicza nadal wskazywał na lekkie rozbawienie. - Walka to codzienność dla lwa... Ale nie tutaj, nie na ziemiach Srebrnych. Nasze stado jest pokojowo nastawione i nie chciałabym, żeby wrogość zawitała na naszych ziemiach ani nawet w okolicy naszych granic. Muszę dbać o bezpieczeństwo moich... pobratymców.
Nerwowo oblizała wargi, bo pomimo pewnego siebie tonu i pozornego spokoju zahaczającego wręcz o nonszalancję, w środku oblewała ją trwoga. A co, jeśli Królestwo odkryło prawdę o ich azylantach i teraz planują krwawą wendetę? Wszyscy byliby zgubieni!
- Pójdę tam - postanowiła, mówiąc bardziej do siebie niż do kaczki. - A ty możesz udać się na patrol na resztę naszych granic. Członków naszego stada rozpoznasz po znamionach, a w razie potrzeby powołuj się na mnie. Czy teraz już wszystko jasne?


RE: Płonąca równina - Xenia - 28-12-2017

Miała niezły łut szczęścia napotykając przyjaciółkę prawie od razu po przekroczeniu księżycowych granic. Jednak to był dobry pomysł wybrać się tutaj najkrótszą drogą, z całą gromadką maluchów. Ines widziała już w oddali i jeszcze kogoś, wydawała jej się znajoma. Zaraz, czy to nie Mishi? Kaczkę zielonooka zauważyła przy samym końcu i cała jej ciekawość skupiła się na moment na ptaku, ale najpierw zamierzała się przywitać z Kapłanką. Już nieźle się stęskniła, a przede wszystkim nie mogła się całą drogę doczekać tego momentu.
- Ines - zawołała, biegnąc już ku przyjaciółce na tyle wolno by mogły za nią nadążyć lwiątka.
- Strasznie się stęskniłam, nie mogłam cię wcześniej odwiedzić bo... Zostałam matką, zupełnie się nie spodziewałam, a tu pewnego dnia... Zresztą wszystko ci opowiem.. A właśnie muszę ci kogoś przedstawić... - i już zaczęła wymieniać imiona lwiątek, z radością wymalowaną na pysku, kończąc to słowami zwróconymi do dzieci, pochyliła się przy tym nad nimi: - To moja przyjaciółka, Ines, na pewno się polubicie - szybko po tym wracając wzrokiem do Kapłanki.
- O... - przypomniała sobie o obecności leoponki, będącej kawałek od nich: - Też się znacie? - wskazała na nią łbem, zresztą zaraz ją tu wołając: - Mishi chodź! Musisz kogoś poznać! - tak się cieszyła na tę chwilę, że nie pomyślała że się wprosiła, przeszkodziła w rozmowie, być może przeraziła i tak przestraszoną już kaczkę i jeszcze zupełnie nie odczuła panującej tu, raczej niezbyt wesołej, a poważnej atmosfery. Zbyt się rozemocjonowała żeby zwracać na to wszystko uwagę, jakby ktoś dopiero wypuścił ją ze zbyt ciasnej klatki. I zamiast się zorientować, jeszcze objęła przyjacielsko łapą Ines, nie ukrywając swojej radości i ekscytacji zarazem.


RE: Płonąca równina - Jester - 31-12-2017

Wycieczka to stanowczo była bardzo fajna rzecz. Na pewno o wiele lepsza niż siedzenie w norze. Miała co prawda jedną wadę, a mianowicie ból nieprzyzwyczajonych łap, ale zupełnie przyćmiewała go ekscytacja. Tu było tyle niezwykłych rzeczy! A trzy z nich właśnie było widać w oddali. Jester podtruchtała (no bo przecież biegnąc mogłaby się zmęczyć) w ich stronę za mamą i usiadła przed tą białą. O. Lwica. I to nie mama. I jest biała. I jest duża. I ma grzywę, prawie jak tatusiowie, ale tatusiowie mają fajniejsze. Ines się nazywa. Spoko. EJ, CHWILA, A CO TAM SIĘ W TRAWIE PORUSZYŁO??? Lwiczka szturchnęła pierwszą osobę w zasięgu łapy, czyli jej brata.
- Ej, widziałeś? - szepnęła. Wolno, jakby się skradała podeszła w tamtą stronę. Rozglądała się uważnie, ale nic specjalnego nie zauważyła. Zmarszczyła nos niezadowolona i ruszyła by szukać tego czegoś. No bo przecież musi się dowiedzieć co to było. Nawet nie zaważyła, że oddala się od tego, czym miała się interesować. Tylko w jednym momencie coś ją tknęło. Obejrzała się. Mama była daleko, bardzo daleko. Ale nie chciała wracać. Pierwszy raz poczuła coś, co teoretycznie było jej dawane od zawsze - wolność. Było to dziwne ale i fascynujące. Odwróciła się i ruszyła przed siebie z wysoko uniesioną głową.

z.t.


RE: Płonąca równina - Cecezelela - 31-12-2017

A kto to szedł na samym przodzie obok mamy? Cec oczywiście. Maluch podekscytowany chciał już dotrzeć na miejsce niespodzianki. W sumie ona sama go nie interesowała, ale chciał iść jak najdalej i jak najwięcej zobaczyć. Gdy dotarli na miejsce usiadł na chwilę, żeby dać łapkom odpocząć. Niespodzianka była rzeczą wielce intrygującą. Sama biała lwica był interesująca, ale nie tak, jak kaczor. Cec wpatrywał się w niego z rozdziawioną paszczą i podszedłby do niego gdyby nie siostra. To rozproszyło uwagę lwiątka którego młodziutki malutki móżdżek już przeskoczył w tryb szukania wiatru w polu, a właściwie ruchu w trawie. Z nosem przy ziemi i ogonem machającym wesoło w górze Cec udał się za swoją siostrą nie zważając, że całą rodzinkę zostawia daleko w tyle. Mama? Phi a po co to komu skoro można gnać w nieznane mając za przewodnika swoje własne ego.No i siostrę. Tak w pakiecie.

z.t


RE: Płonąca równina - Banjo - 31-12-2017

No cóż płonącej równinie nie dane było zaznać spokoju. Tuż po wypowiedzi Xeni dał się słychać dziwną i trochę fałszowaną melodię. Jej wykonawcą był nie kto inny jak zakręcony ( przenośnie i dosłownie) brązowy lew. W miarę jak zbliżał się do towarzystwa dało się wyróżnić słowa:
-Za Donną niegdyś uganiałem się,

Dziewica, lat szesnaście!
Oh Donna oh oh Donna oh oh oh
Szukam swojej Donny!
Właśnie wracam z poszukiwań Donny,
Dziecka psychodelii!
Oh Donna oh oh Donna oh oh oh
Szukam swojej Donny! - lew okrążył Xenię z uśmiechem na pysku i puścił jej oczko. Następnie wciąż śpiewając:-
Widzieliście
Szesnastolatkę w tatuażach?
Słyszeliście?
Za urodę ją przymknęli! Oh oh oh
Oh oh
Właśnie wracam z poszukiwań Donny,
Dziecka psychodelii!
Oh Donna oh oh Donna oh oh oh
Szukam swojej Donny! I udowodnię jej,
Że życie bywa słodkie,
U stóp jej złożę
Swą zmutowaną głowę,
Będę się z nią kochał,
Aż niebo zasnuje brąz,
Ewoluuję poprzez dragi,
Których ty
Nie kumasz wciąż!- podszedł do kaczora i poklepał go po przyjacielsku, co w rzeczywistości oznaczało to, że trzepnął biedną kaczkę w kuper z dość dużą siłą. Puścił oko do Mishi po czym siadł na środku i machając ogonem dokończył piosenkę.-
Za Donną niegdyś uganiałem się,
Dziewica, lat szesnaście!
Oh Donna oh oh Donna oh oh oh
Szukam swojej Donny!
Szukam swojej Donny!
Szukam swojej Donny!
Po skończonej pieśni wstał otrzepał się,podszedł do Ines po czym.... Zaciągnął się jej zapachem.
- Jak ja uwielbiam zapach lwicy o poranku. Siema Xenia- podszedł do lwicy i objął ją łapą. Potem odwrócił się i poczochrał Chekę oraz Bahaiego, po czym zapytał zebranych-A wy kim jesteście?


RE: Płonąca równina - Imbali - 31-12-2017

Za Jo niczym cień podążał Im, wtórując mu w piosence, czyli robiąc głównie chórki i "Oooooooooooh" (często fałszywie, ale ciiiiiii). Na widok całego towarzystwa jego lico rozjaśniło się. Podszedł i klapnął koło pierwszej lepszej osoby, czyli w tym przypadku białej lwicy. Oparł się o nią, jedną łapą chwycił jej ogon, a drugą bawił się futerkiem na jego końcówce. Chociaż piosenka się skończyła, on wciąż wydawał z siebie dźwięki, które na upartego można było nazwać melodią.


RE: Płonąca równina - Bahati - 31-12-2017

Świat poza norą był... inny. Inny, niż Bahati sobie wyobrażał. Ogromna przestrzeń, wszędzie rośliny, a czasem nawet zwierzęta. Lwiątko trzymało się blisko matki, gdzie aktualnie czuł się najbezpieczniej. Obce stworzenia obserwował z zainteresowaniem, ale też ze strachem. Nie wiedział, czego można się po nich spodziewać. A co jeśli zaczną skakać i śpiewać?
Szli bardzo długo, a wciąż można było iść dalej. Bahati zastanawiał się, jak duży jest świat. Czy ma w ogóle gdzieś koniec? Sądził, że wie sporo z opowieści mamy i tatusiów, których chcąc nie chcąc czasem słuchał. Kolejne widoki rodziły nowe pytania w głowie lewka, ale powstrzymywał się z zadawaniem ich do momentu, aż znajdą się w jakimś bezpiecznym miejscu.
Niespodziewanie mama wybiegła naprzód, zostawiając miot za sobą. Jasnooki musiał przedrzeć się przez wysokie trawy, żeby dostrzec, z kim rozmawia karmicielka. Była tam inna biała lwica. Tylko miała grzywę. Na pewno przez śpiewanie! To przez śpiewanie rośnie grzywa! Dlatego tatusiowie byli tacy strasznie kudłaci.
Bahati próbował zapaść się pod ziemię, gdy mama przedstawiała go swojej przyjaciółce. Niestety jego bezpieczny dołek był daleko, a tutejsza ziemia była gęsto porośnięta siecią pędów i korzeni. Dyskretnie schował się więc za jedną z sióstr. Z ukrycia przyglądał się nieznajomym. Zorientował się, że jest tu jeszcze drugi lew o ciekawym ubarwieniu oraz stworzenie, które przypominało pliszkę, ale było większe.
Zadrżał, gdy usłyszał znajomy głos. Aż za dobrze znajomy. Szybko namierzył, z której strony nadciągają ojcowie i przywarł do ziemi z opuszczonymi uszami. W świetle, pośród zielonkawych traw jego kamuflaż nie był jednak zbyt skuteczny.
Zjeżył lekko sierść, gdy został poczochrany wielką łapą. I dopiero w tym momencie zorientował się, że siostra, za którą się ukrył, była jedyną z jego rodzeństwa w pobliżu. Jester i Cecezelela gdzieś zniknęli. Maluch podniósł się powoli i rozejrzał. Jednak nie dostrzegł ani śladu. Może tatusiowie ich zmiażdżyli? Bahati przewidywał, że kiedyś to się stanie.
-M-mamo... - powiedział nieśmiało, chcąc zwrócić uwagę Xeni na braki w lwiątkach.


RE: Płonąca równina - Kykczor - 03-01-2018

Jako ktoś kto zwykle był na samym początku łańcucha pokarmowego raczej nie brał poważnie wojen lwów bo nie rozumiał po co miałyby walczyć. O jedzenie? O byt? Może miały jakąś tam kulturę walki albo jakieś inne zupełne wymyślne czy dziwne powody. Bo muszą się z jakiegoś powodu przecież tłuc. To co powiedziała Ines trochę go uspokoiło.
- To dobrze, znaczy się dobrze się jest czuć bezpiecznym. - Powiedział ale trochę to nie pasowało do kontekstu.
A potem się zjawili ONI.
Odwrócił się w kierunku szarżującego potwora, zasłaniając się skrzydłami. A potwór nie był sam, miał ze sobą więcej małych potworów, które niedługo mogą być większymi potworami ale muszą pożreć taką małą i biedną kaczuszkę jak Kykczor. Imion potworków nie zarejestrował jego przerażony umysł. Jeden potwór pobiegł sobie dalej. Drugi mały  potwór z obnażonymi zębiskami gapił się w niego. Zaczął się modlić w myślach do księżyca o cud i ten cud się wydarzył i kompletnie z niezrozumiałych powodów ten sobie pobiegł w swoją stronę. Chwała Księżycowi!
Już się ucieszył, że jednak nie umrze dziś aż tu nagle. Donny to, Donny tamto. "Nosz by to gromy wzięły i rozgromiły te przeklęte lwy!" Pomyślał nerwowo kaczek. Ale nic nie powiedział. Te lwy były obce, nie miały znamienia i nic mu się w nich nie podobało.
A potem stało się TO.
Wielki brązowy lew podszedł ze swoją ponurą piosenką do niego. Trzepnął tak mocno że ptaka zmiotło na bok. Spróbował powstrzymać kwaknięcie i prawie mu się udało. W głowie mu trochę zaszumiało od uderzenia a nóżki zrobiły się dość miękkie jak z waty.
Tak to był ten moment kiedy trzeba było uciekać.
Miał zadanie do wykonania. Tak to sobie tłumaczył wzbijając się w powietrze i odlatując.


z/t


RE: Płonąca równina - Inés - 19-01-2018

// Przepraszam, mam ostatnio straszne problemy ze znalezieniem czasu i motywacji do pisania. Ale próbuję się ogarnąć. //

Ostatnim, co spodziewała się ujrzeć Ines, była jej przyjaciółka wraz z bandą lwiątek i dwoma samcami. Nigdy nie zgadłaby, że to powie, ale tamci zdawali się być jeszcze bardziej nadpobudliwi niż dwukolorowa.
Ale wróćmy do Xeni. Początkowo na pysku kapłanki wykwitł szczery uśmiech, lecz, niestety, nie utrzymał się on długo. Nie była przygotowana na takie wieści. Cofnęła się przed jej objęciem, spoglądając na nią niemal z przestrachem.
Xenia, taka młoda, niewinna... A tu, bach!, dzieci.
- Ale... Ale ty nie miałaś partnera - zwróciła uwagę z typową sobie ostrożnością.
Na Mishines ledwo zerknęła; co prawda, miała teraz zamiar się nią zająć, ale ważniejsze sprawy odwróciły jej uwagę, a ta czwórka lwiątek zdecydowanie do nich należała.
Zignorowała fakt, że część młodych zdążyła juz się oddalić. A może wcale tego nie zauważyła? Jej uwagę odwróciła dwójka lwów, z których jeden z pewnością bym wariatem, bo śpiewał coś o jakiejś starszej lwicy, która najwyraźniej stanowiła jego obiekt westchnień, a potem objął Xenię... Co tu się...?
Ale!, co gorsza, zaatakował członka jej stada! Błękitnooka podskoczyła jak oparzona i wbiła w brązowego pełne dezaprobaty spojrzenie.
- Gdy przychodzisz w gości, to wypada zachować trochę szacunku wobec mieszkańców dnawej ziemi - mruknęła; kaczce chyba nic się nie stało, co nie zmienia faktu, że kędzierzawy na zbyt wiele sobie pozwalał i zaraz trzeba będzie mu to wyłożyć w mniej lub bardziej kulturalnych słowach.
Acz to było nic w porównaniu z tym, co zrobił ten drugi! Srebrna zakładała, że to jego "śpiew" był najgorszy, ale okazało się, że jest coś gorszego. Czarny zrobił to, na co mogli sobie pozwolić bardzo nieliczni: naruszył przestrzeń osobistą Najwyższej Kapłanki. Ta była tak zaskoczona tym faktem, że przez kilka pełnych napięcia sekund stała jak wryta, patrząc przed siebie zatrwożonym spojrzeniem... A potem jednym silnym ruchem pchnęła opierającego się o nią samca, chcąc sprawić, by ten stracił równowagę i padł na ziemię. Fakt, że Imbali miał o wiele większą masę niż dosyć filigranowa Jasnowłosa, ale mimo wszystko była lwicą w sile wieku, więc też swoje ważyła. Jeśli jej manewr się udał, to planowała stanąć nad swym nowym wrogiem numer jeden i zdzielić go otwartą łapą po pysku, ot, w ramach ostrzeżenia.
Domyślała się, że skoro szarooki przyszedł tutaj z Xenią, to był jej przyjacielem, może nawet jej partnerem i ojcem jej dzieci (choć w myślach darowała już te dwie ostatnie role drugiemu z szaleńców), stąd taryfa ulgowa w postaci niewysuwania pazurów. Na razie.