Król Lew PBF
gdzieś przy rzece... - Wersja do druku

+- Król Lew PBF (//pbf.krollew.pl)
+-- Dział: Tereny wolne (//pbf.krollew.pl/forumdisplay.php?fid=65)
+--- Dział: Na marginesie (//pbf.krollew.pl/forumdisplay.php?fid=85)
+---- Dział: Wątki zakończone (//pbf.krollew.pl/forumdisplay.php?fid=89)
+---- Wątek: gdzieś przy rzece... (/showthread.php?tid=1943)



gdzieś przy rzece... - Beryl - 25-06-2016

Powoli nastawał wieczór, gdy do brzegu leniwie płynącej rzeki, dotarł jakiś cień. Cień o długich, koślawych łapach oraz pobliźnionym pysku: Beryl. Dokładnie nie wiadomo czym zawdzięczył sobie tak ślicznie brzmiące imię, bo ani na wierzchu ani w środku piękny nie był, ale co tu dużo mówić, gdy hieny do istot przepięknych raczej nie należą. Przynajmniej w ogólnym odczuciu dwunożnego społeczeństwa. Samiec był zmęczony i obolały długą wędrówką, więc po zaspokojeniu pragnienia kilkoma chlaśnięciami jęzora o taflę wody udał się na spoczynek. Nie wieczny, a chwilowy. W dalszej odległości od brzegu. Bywał tam i tu. Stamtąd go wyrzucili, to przybywał gdzieś indziej, a potem po prostu szedł... gdziekolwiek. Strzelając komuś po pysku po drodze, samemu zbierając po pysku - nie prowadził skomplikowanego żywota. Jego szare futro było brudne i matowe. Niespecjalnie jednak się tym przemował. Ot, robota dla panienek: staranne czyszczenie futra. Nie mając na karku żadnych zobowiązań, zwinął się w kłębek, uszami czuwając przed zagrożeniem, a z oczyma zamkniętymi.


RE: gdzieś przy rzece... - Amani - 25-06-2016

Zestresowana lwica latała tu i tam w poszukiwaniu swojego syna. Choć Haraka nie był z nią od początku, lwica czuje jakby to był jej rodzony syn. Przybiegła nad rzekę, jeszcze tutaj nie była. Zauważyła jakąś hienę, postanowiła się jej zapytać. Co jej szkodzi? Podeszła do Beryla i lekko szturchnęła do w kręgosłup.
- Przepraszam, nie widział pan może tutaj małego geparda? Jest pełny energii i zadziera nosa - opisała nakrapianego. Dobrze wiedziała jaki jest mimo iż adoptowała go niedawno.


RE: gdzieś przy rzece... - Beryl - 25-06-2016

To niegrzeczne, gdy ktoś kogoś szturcha w celu fundacji natychmiastowej pobudki. Ale na szczęście nie spał w momencie wkroczenia Amani do akcji, bo gdy tylko w okolicy usłyszał nadbiegające kroki cięższego od niego stworzenia, jego uszy były już postawione w kierunku odgłosu, a powieki podniosły się, ukazując matowe ślepia w barwie wyblakłego bursztynu. Lew, a ściślej mówiąc lwica. Na dodatek zdesperowana poszukiwaniem wspomnianego w rzuconych słowach podopiecznego. Geparda?
A po co lwu szukać geparda? Czyżby nienawiść międzyrasowa nie była wpisana w genach? Bo Berylek nieufność wobec 'obcych' wyssał z mlekiem matki, która na domiar złego raczyła go jeszcze różnego rodzaju opowiastkami zanim jeszcze widząc koślawe łapy i chudą posturę syna, odrzuciła go na bok.
Podniósł łeb, przejechał językiem po łapie i spojrzał z przekrzywionym łbem na samicę, by po chwili udzielić jak najbardziej szczerej odpowiedzi na zadane pytanie:
- Nikogo nie widziałem - odpowiedział, przeciągając się, gdy tylko ujrzał strużkę krwi płynącą po jednej z opuszek, powoli zanurkował pyskiem w jej stronę, by zlizać szkarłatną czerwień w niepamięć.
Możliwe, że popękały mu w czasie drogi po niekiedy kamienistych ścieżkach. Z pewnością błahostka, ale uciążliwa szczególnie, gdy się trafia łapami na piasek. Nie takie rzeczy on już przeżył (dowodzą temu paskudna blizna na całym pysku i zmasakrowane ucho), więc niespecjalnie zwrócił na to uwagę wcześniej. W każdym razie moje rozwodzenie się nad pękniętą opuszką nie ma żadnego sensu, bo dwa liźnięcia trwały może dwie sekundy. Ważniejszym wątkiem jest przecież rozmowa z lwicą.
- Musi być naprawdę pełen energii - mruknął samiec. - zważywszy fakt, że szukasz go ciemną nocą.