Król Lew PBF
Przypadkowe spotkanie (ażeby było oryginalnie, to w lesie) - Wersja do druku

+- Król Lew PBF (//pbf.krollew.pl)
+-- Dział: Tereny wolne (//pbf.krollew.pl/forumdisplay.php?fid=65)
+--- Dział: Na marginesie (//pbf.krollew.pl/forumdisplay.php?fid=85)
+---- Dział: Wątki zakończone (//pbf.krollew.pl/forumdisplay.php?fid=89)
+---- Wątek: Przypadkowe spotkanie (ażeby było oryginalnie, to w lesie) (/showthread.php?tid=1944)



Przypadkowe spotkanie (ażeby było oryginalnie, to w lesie) - Beryl - 25-06-2016

W cieniu wielkich spraw zawsze muszą dziać się małe rzeczy (czyt. pierdoły). Beryl mimo przepięknego imienia wyszarpniętego z przepięknego układu okresowego wielką (ani piękną) rzeczą nigdy nie będzie, a jego przygody raczej zamkną się w przeżuwaniu podgniłego mięsa i pozbawianiu życia najsłabszych istot. Przeciągnął się, ziewając i zanurzył pysk w ukradzionym jakimś sępom kawale mięcha. Oblechem jednak nie był. O, nie, moi kochani! Systematycznie wyrzucał kości... na bok.


RE: Przypadkowe spotkanie (ażeby było oryginalnie, to w lesie) - Ate - 25-06-2016

Oczywiście w tym niebywale zwykłym lesie nie mogło zabraknąć jakże niezwykłej istoty. Chwila, chwila. Niezwykłej? Oh, na Boga jedynego w niebiosach... nazywajmy rzeczy po imieniu. Nie mogło tu zabraknąć tej smolistosierstnej wywłoki, o spojrzeniu przeszywającym każdą płochliwą duszę i zielonych kudłach, które rozwiewał z lekka ciepły wiatr znad sawanny. Oczywiście znalazła się w pobliżu dość młodej przy niej hienie. Hohoho Ate taka stara dupa. Siedem wiosen na karku, trójka bachorów i brak faceta, bo ją zostawił, podkulił ogon i najzwyczajniej w świecie spieprzył z Lwiej Krainie. Tak właśnie wyobrażała sobie wspaniały kres żywota, do którego niechybnie zmierzała. Czuła na swej gardzieli chłodne dłonie śmierci, które ściskały jej krtań, każdego dnia odbierając jakąkolwiek motywację do egzystencji w tym smutnym padole rozpaczy zwanym życiem. Powiodła pustym wzrokiem po okolicy, a następnie utkwiła go w postaci drobnej hieny, która najwidoczniej pożerała coś. Nagle nad mniejszym stworzeniem pojawił się wielki cień należący do tej dziwnej istoty. Uniosła wysoko brew, przyglądając się temu stworzeniu będącemu dowodem bezmyślności matki natury. Westchnęła cicho i przewróciła ślepiami.
- Nie podzielisz się? - głos jak gdyby furkot starego silnika wydobył się z jej gardzieli, gdy pochyliła się bardziej nad nieznajomym. Niosła za sobą woń cykuty i śmierci.



RE: Przypadkowe spotkanie (ażeby było oryginalnie, to w lesie) - Beryl - 25-06-2016

Woń cykuty i śmierci? Użytkowniczka (Bogu dzięki) nie zna tej woni, ale Beryl być może... cóż, pozostawało tylko zmarszczyć nos. Nie za bardzo było się czym dzielić o ile padliną w ogóle wypada się dzielić, ale uznajmy, że tak. Tak. Samiec dżentelmenem nie był, prędzej chamem, więc nie ukłonił się z teatralnym "proszę bardzo", a po prosu posłał kawałek mięsa w jej kierunku przy pomocy jednej z koślawych, przednich łap.
- Bierz - mruknął bardziej do siebie i podrapał się tuż za pokiereszowanym uchem.
Co lwicę na te zadupie sprowadza, na razie pozostało tajemnicą. Ani on nie chciał pytać, a ona? - to się okaże. Pobliźniony samiec legnął w jakiejś odległości, przekręcając ciało tak, by kątem matowego oka spoglądać w kierunku lwicy. Jemu do śmierci było daleko, heh. Mam przynajmniej taką skromną nadzieję, bo polubiłam tego zasuszonego kleszcza. Poniekąd.


RE: Przypadkowe spotkanie (ażeby było oryginalnie, to w lesie) - Ate - 25-06-2016

Smoliste dziwadło wpatrywało się nieco zdezorientowane w samca, który zwyczajnie... podzielił się padliną. Patrzyła to na mięso to na młodego, który zwyczajnie się oddalił. Nie niósł za sobą woni żadnego ze stad. Czyżby pozostawał samotnikiem? A może dopiero co pojawił się w tej lwiej krainie, gdzie lwy były nieco... sceptycznie nastawione do hien. Sama Ate co prawda nie miała tego w nawyku, ze względu na Kiu, która stała się jej... przyjaciółką. O ile tak można mówić w tym wyimaginowanym świecie. Kiu. Ta, która nie zostawiła jej i tkwiła przy niej. Ba. Była w stanie nadstawić karku za jakąś tam parszywą lwicę i jej dzieciaki. Coś jakby uśmiech przemknął po licu tej pokraki, a ona chwyciła za resztki padliny i rzuciła je młodszemu. Czyżby nie była głodna?
- Skąd się tu wziąłeś, nieznajomy? - zapytała nagle, opadając na burą ziemię. Kurz wzniósł się wokół niej tworząc okrąg i zaraz potem osiadł na jej sierści. Nieco przygarbiona wpatrywała się w niego uważnie, a te szmaragdowe ślepia zdawały się szukać czegoś w jego duszy. Jak gdyby wdzierała się przez jego oczy do wnętrza i tam poszukiwała odpowiedzi na wszystkie nurtujące ją pytania.



RE: Przypadkowe spotkanie (ażeby było oryginalnie, to w lesie) - Beryl - 25-06-2016

- Bywałem tu i tam, stamtąd mnie wyrzucili, stąd wyprosili. - mruknął, opierając się na boku.
Taka była prawda. Niespecjalnie chciany był w miejscach, ale i niespecjalnie go to obchodziło. Żadna hiena czy też lew nie był nigdy jego autorytetem, nie chciał żadnych autorytetów ani też nie miał za bardzo w co wierzyć, żadnej idei do pielęgnacji, tylko siebie. Tak, jedynym stworzeniem na tej ziemi, które go obchodziło, był on sam.
- Gdzieniegdzie trza było rozlać krew, a gdzie indziej sam musiałem ją zostawić. - bezceremonialnie przejechał jęzorem po przedniej łapie jakby nie miał co innego do roboty. Co mogła uzyskać wdzierając się do jego 'wnętrza'? Przecież w myślach nie czytała, nie mogła. A poza tym Beryl był jako tako pusty w środku. Żadnych idei, ambicja jedynie taka, by przetrwać i coś... znaleźć. Chociaż sam nie wiedział co, ale przecież łaził, łaził jak jakiś idiota i szukał. Problem w tym, że nie wiedział czego szukał. Dowie się, gdy znajdzie. Na to wygląda.


RE: Przypadkowe spotkanie (ażeby było oryginalnie, to w lesie) - Ate - 25-06-2016

Westchnęła w końcu cicho i również opadła swym sporym cielskiem na burą ziemię. Kłęby pyłu i kurzu zatańczyły wokół niej, osiadając z powrotem na ziemi i na jej smolistej sierści. Zapatrzyła się na moment w dal, a te bystre ślepia zdawały się kontemplować przestrzeń przed nią, która wypełniona była absolutną pustką i... pięknym zachodem słońca, który przebijał się przez drzewa, jak gdyby chciał na siłę wedrzeć się do nich. Powiodła pyskiem i hienie i cicho westchnęła.
- Wiesz chociaż dokąd trafiłeś, dzieciaku? - zapytała spokojnie. O dziwo... prawie zawsze miała opanowany głos i nie zdradzała swojej wściekłości czy niezadowolenia. Chociaż z tym niezadowoleniem to też bywało różnie, bo potrafiła mocno zaostrzyć kły na kogoś, kiedy bardzo ją poirytował swoim jestestwem.
- To lwia kraina. Kraina czterech stad. Uważaj, gdzie łazisz. Tutejsi mają różne podejście do hien. Niekiedy bywa ono... cholernie nieprzyjemne i wrogie, a spotkania z takimi osobnikami kończą się źle - oh, oczywiście, że pamiętała co się stało ze stadem Arto. Z jego parszywym legionem hien. Zostało wciśnięte w ziemię szybciej niżeli powstało.
- Nazywam się Ate. Stara pierdoła ze stada Cinis, w którym egzystuję z trójką bachorów - mruknęła, kładąc pysk na łapach i przymknęła ślepia.



RE: Przypadkowe spotkanie (ażeby było oryginalnie, to w lesie) - Beryl - 25-06-2016

- To miejsce niewiele różni się od poprzednich, w których byłem. - odpowiedział tonem ciętym, ale spokojnym, by obronić się przed postrzeganiem go (może słusznym) jako bachora. - Ale wiem, gdzie jestem. Nazwa 'Lwia Ziemia' obiła mi się po uszach już niejednokrotnie.
Nie przypominała mu żadnego z jak dotąd poznanych lwów. Miał ich za zadufanych drani osiadłych na laurach królewskości, pompatycznych i zadufanych, a on ze swoim podejściem bandyty (stadionowego). Nie! Zbyt leniwy był na bandyctwo, wiecznie obolały i zgorzkniały wywalaniem go stąd i owąd, ale co nieco potrafił i bandytą bywał. Czasami.
- Przyjmę ostrzeżenie w dobrej wierze - odrzekł krótko. - Bo lwom ponoć rzadziej zdarza się kłamać niż nam. A tak w ogóle, to nazywam się Beryl. Z żadnego stada toteż mam czas, by bywać w miejscach i od czasu do czasu otrzeć się o jakieś spotkanie.


RE: Przypadkowe spotkanie (ażeby było oryginalnie, to w lesie) - Ate - 29-06-2016

Nadal był w jej oczach bachorem. Czemu? Ano pewno temu, że była jakieś... pięć lat starsza od tego małego sierściucha, który najwyraźniej chciał udowodnić jej, że myli się absolutnie w kwestii jego niedojrzałości. Młody miał cięty język. Ale Ate doskonale wiedziała, jak kończyło wielu takich jak on. Wzniosła brwi nieznacznie ku górze i oblizała pysk różowym szorstkim językiem. Długi ogon zakończony zielonym pędzlem owinął się wokół jej tylnej łapy, a ona spojrzała na niego spode łba. Mlasnęła i ziewnęła przeciągle, odsłaniając białe, choć pożółkłe nieco u nasady zębiska.
- Lwia ziemia. Trzęsidupy, które potrafią bronić się jedynie pseudokrólewskim pochodzeniem - skwitowała, wszakże oczywiście musiała wyrazić swoją opinię o Lwioziemcach - Zarozumiałe i godne pożałowania pokraki, które prychają jak małe kociaki na lewo i prawo, a kiedy przyjdzie co do czego, to chowają łby w piach - pociągnęła i skupiła to intensywnie zielone spojrzenie na młodym hienowatym. Pociągnęła nosem, a ogon wolno odwinął się z tylnej łapy i z hukiem trzasnął w podłoże. Nie tylko on zdawał się mieć opustoszałe wnętrze. Wyprane z emocji oblicze smolistej pokraki zdawało się być pozbawione jakiegokolwiek wyrazu, otoczone jedynie apatią. Podobnie ślepia, które przeszywały na wskroś każdą napotkaną istotę wydawały się w gruncie rzeczy pełne nicości, dziwnie smutne... pozbawione blasku, który winien się w nich tlić.
- Właściwie to jest jeszcze kilka innych stad w tym padole rozpaczy. Cinis, do którego ja należę. Zachodnie... a nie. Czekaj. Teraz to jakiś Mglisty.... Blask? Brzask? Cholera wie. W tamtą stronę - kiwnęła pyskiem - Srebrny Księżyc, który niesie po świecie jakieś popieprzone herezje. Niby, że Księżyc jest wielkim panem, ooo alleluja, ament, módlmy się do niego... - przewróciła ślepiami z wyraźną pogardą i prychnęła cicho pod nosem. - Cieniowisko, które chyba podupada. Bo ani widu ani słychu o tych parszywcach. No i coś chyba jeszcze... Dawne Bractwo Jadu. Zaślepione wiarą w węża lwy, za którym podążały - uniosła aż brew, jakby sama zdała sobie sprawę z absurdu stanu tej rzeczy.