Król Lew PBF
Samotne drzewko na wzniesieniu - Wersja do druku

+- Król Lew PBF (//pbf.krollew.pl)
+-- Dział: Tereny wolne (//pbf.krollew.pl/forumdisplay.php?fid=65)
+--- Dział: Ziemie Zachodu (//pbf.krollew.pl/forumdisplay.php?fid=177)
+---- Dział: Skrawek Sawanny (//pbf.krollew.pl/forumdisplay.php?fid=46)
+---- Wątek: Samotne drzewko na wzniesieniu (/showthread.php?tid=213)

Strony: 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47


RE: Samotne drzewko na wzniesieniu - Maya - 09-07-2013

Jeżeli korzenie Akiry faktycznie sięgały ziem Szkarłatnego Świtu, to możliwe było, że wiedział to i owo o miejscu, które zaproponował Ragnar. Maya nie miała jednak zielonego pojęcia, o czym mówi, lecz na samo słowo grota bystre, zielone ślepia jakby zmrużyły się. Czy się przesłyszała, czy przed chwilą sugerował im, że mają zostać tutaj? A teraz nagle proponował przenieść się do jaskini jakiegoś Medyka? Nie, nie skorzystają z tego zaproszenia. Jakkolwiek przyjemnie nie byłoby w tej całej grocie, nie jest na tyle tępa, żeby próbować wymienić możliwość ewentualnej ucieczki na komfort. Tutaj przynajmniej ma większą kontrolę nad tym, co się dzieje. No, i szanse na to, że zwęszy kłopoty były znacznie wyższe. Nie lubiła jaskiń i nigdy nie czuła się w nich bezpiecznie, choć zdawała sobie sprawę z istnienia zalet, których część Ragnar już wymienił. Propozycja nie była godna zaufania. Lew, który o niej pomyślał również. Zbyt wiele sprzecznych znaków dawał, by była w stanie, tak, jak wcześniej, po prostu za nim pójść. Wtedy była sama - teraz była wyczulona na tym punkcie, jak każda lwica, która przedstawiała stadu swoje lwiątka.
- Tak, jesteśmy zmęczeni - odpowiedziała w końcu, obejmując Akirę łapą - dlatego zostaniemy tutaj.
Po chwili jej łeb przechylił się odrobinę, kiedy tak przyglądała się Ragnarowi. Następny ledwie zauważalny gest z jej strony. Co jednak mógł oznaczać?


RE: Samotne drzewko na wzniesieniu - Skanda - 09-07-2013

Jeden krok do przodu, dwa kroki do tyłu.
Tak właśnie wyglądały w błękitnych ślepiach próby nawiązania jakiegoś głębszego porozumienia z Mayą.
Jego inicjatywy jak dotąd były odrzucane, dlatego tym razem darował sobie kolejne.
Z rezygnacją położył łeb na ziemi i westchnął głośno, nie patrząc już na lwicę, z którą jak mu się wydawało dojście do zgody graniczyło z niemożliwym.
Wykrzywił pysk w niezadowoleniu, gdy na grzbiecie po raz kolejny poczuł palące promienie słoneczne, niemiłosiernie uprzykrzające dzień.
Mógłby zaryzykować ułożenie się w cieniu razem z tamtymi, na co jednak wszystko wskazywało-lwisko nie było tam mile widziane, a cena w postaci dostania w pysk, którą niechybnie przyszłoby mu zapłacić była zbyt wysoka w zamian za osłonę przed słońcem.
Toteż leżał tak w tym upale, z kwaśną miną wpatrując się w ziarnka piasku przed nim-zupełnie jakby to one czemuś zawiniły.


RE: Samotne drzewko na wzniesieniu - Maya - 09-07-2013

Lwica tymczasem przechyliła łeb, patrząc, jak Ragnar bezsilnie kładzie się na ziemi i gapi w jakiś bliżej nieokreślony punkt z taką miną, że nawet kokos by od niej skisł. O co mu do cholery chodzi? Aż cuchnęło od niego kapitulacją, a teraz, kiedy przypatrywała się mu z góry, miała dobry widok na jego zrezygnowane ślepia. W życiu nie skojarzyłaby, że ma to aż tak bezpośredni związek z nią samą.
- Możesz wyjaśnić, o co ci właściwie chodzi? - Zapytała lwica, zupełnie zdezorientowana jego zachowaniem. Czy to miał być jakiś pokraczny pokaz uległości? Względem samicy? Czy to Akira był aż tak ważny? Chociaż skreśliła już z góry tą opcję, nie skończyła na tym. - Nie oczekiwałeś chyba, że pójdę z nim w odwiedziny do jakiegoś Medyka, ktokolwiek to jest?
Czy naprawdę dała mu kiedykolwiek powód, by miał ją za idiotkę? Widocznie zbyt rzadko miał styczność z lwicami, które potrafiły korzystać z mózgu. Lub w ogóle z lwicami. Policzyła szramy na jego pysku.


RE: Samotne drzewko na wzniesieniu - Akira - 09-07-2013

Malec na całe szczęście zdążył zapomnieć o Ragnarze, a cały ten stres, który przed chwilą w sobie zgromadził, powolutku uciekał z jego niewielkiego ciałka, które z pewnością nie było na coś takiego przygotowane. Opuścił łebek rozluźniając się znacząco i zamknął oczka starając się uspokoić oddech. Wykorzystywał wszystko, czego nauczył się wcześniej przebywając z Mayą: brał głębsze oddechy, wysuwał i wsuwał pazurki, próbował ziewania i wszystkich innych sztuczek, które wcześniej zdawały się być skuteczne. Najwyraźniej na ten moment nie było to wystarczające. Wyłączył się we wspomnieniach, rezygnując z wsłuchiwania się w ich dalszą rozmowę. Łapki zaczęły mu się trząść, dzięki czemu wszystko powoli z niego uciekało. Gdy poczuł na grzbiecie łapę
Mai, wzdrygnął się nieco i otworzył oczka, zerkając na nią kątem oka. Zastanawiał się, czy mówiła do niego. Gdy tylko wywnioskował, że nie, położył się ciężko (jak na takiego malca), obok niej i zwinął się w kulkę. Wciąż trząsł się, ale powoli uspokajał. Półprzymknięte oczka zaszkliły się znacząco, a w gardle wciąż pozostawała gula. Co trzeba zrobić lwiątku, żeby tak reagowało na obecność drugiego lwa?


RE: Samotne drzewko na wzniesieniu - Skanda - 09-07-2013

Szary spoglądnął na Mayę z niedowierzeniem i chyba jeszcze większym zdezorientowaniem niż odczuwała ona sama.
-O co chodzi mi? Chyba o co chodzi Tobie.-odparł, wlepiając w nią ślepia pełne wyrzutu.
-To Ty miałaś interes tu przyjść, a teraz mało, że wzbraniasz przed wszystkim to dyktujesz mi tu jakieś warunki.-skrzywił się, machając z irytacją końcówką ogona. Ani trochę mu się to nie podobało, zwłaszcza, że jak mu się wydawało, tylko jemu zależało na jakimś porozumieniu, a Maya obrała sobie za cel szarganie jego nerwów.
Spoglądnął na lwicę ze zdziwieniem, słysząc jej kolejne słowa.
-Tak, dokładnie tego oczekiwałem.-odparł z przekąsem, podnosząc łeb z ziemi.-A Medykiem między innymi jestem ja więc w teorii to też moja jaskinia.-dodał po chwili z niechęcią, oczywiście nie wiedząc, że lwicy chodziło o coś zupełnie innego.
Szary za nic nie mógł zrozumieć nietypowego zachowania samicy. Oczywiście, że z początku mogła się obawiać o siebie i lwiątko, to zrozumiałe, ale teraz? Gdy już oficjalnie była stadzie, a wciąż pałała nieufnością wobec całego otoczenia, zupełnie jakby czuła się osaczona.
Czy Ragnar naprawdę wyglądał na lubiącego stwarzać pozory tak, aby w najmniej oczekiwanym momencie rzucać się do gardła?
Na to wyglądało.


RE: Samotne drzewko na wzniesieniu - Maya - 09-07-2013

Po spotkaniu z Lwioziemcami oraz członkami stada Srebrnego Księżyca zdążyła zapomnieć, że plaga dziwactw nie ominęła także Szkarłatnego Świtu. Ragnar przypomniał jej o tym w samą porę, stanowiąc żywy przykład żniw tępoty. Lwica nie była w stanie uwierzyć, że jego ślepia, tak bystre jeszcze na bagnach, teraz nie potrafiły dostrzec skulonego w jej cieniu lwiątka. Czy naprawdę potrzeba było słów, żeby zdał sobie sprawę z tego, że zaufanie nie było było wartością, którą obdarzało się kogokolwiek w kilka chwil? Dla Mai był najsilniejszy z więzów, które trzymały stada razem i nie miała zamiaru tak po prostu zacząć wiązać na nim węzły. Była gotowa dołączyć do stada, ale zaufanie wobec jego członków musiało przyjść samo, ba, nawet Ragnar sobie na to jeszcze nie zasłużył. Może tak robiły tutejsze lwice, lecz nie ona. Zdążyła już zacząć tolerować jego obecność na tyle, by znieść również rozmowę, zapoczątkowaną zresztą z jej własnej inicjatywy - i to mu jeszcze nie wystarczało? Maya pokręciła łbem z powątpiewaniem. Nie była w stanie uwierzyć, jak bardzo zachowanie Ragnara różniło się od tych, które wykazywały wszystkie inne lwy poza Ziemiami Czterech Stad. Raz sprawiał wrażenie agresywnego, gotowego w każdej chwili przepędzić ich oboje, za chwilę przymilał się i okazywał uległość, a teraz zachowywał się, jak ciota. Wyglądało na to, że te zachowania były lwom z tej krainy wspólne.
- Doceniam twój gest, Ragnar, ale oczekiwałeś zbyt wiele. - Lwica zdecydowanie przerwała milczenie, które włączyło się do rozmowy po jego słowach, które znów wiele jej nie wyjaśniły. Mimo to, dołożyła wszelkich starań, by jej głos był spokojny i miękki, kiedy mówiła do Ragnara. Widocznie to nie była jego wina, że jest pod pewnymi względami tak upośledzony. Przysiadła więc sama, próbując dać mu do zrozumienia, że jest już odrobinę spokojniejsza, lecz jednocześnie uszy ciągle nasłuchiwały uważnie, a ślepia najwięcej czasu spędzały oparte spojrzeniem właśnie na nim. - Z całego stada znam tylko ciebie. Spójrz na niego. - Maya skinęła łbem na małego Akirę, zwiniętego w mały, trzęsący się kłębek futerka, wtulony już teraz z każdej strony w jej łapy. - Wolę zostać z nim tutaj, dopóki sprawa się nie wyjaśni. Nie znam tego całego Medyka i w jakiejkolwiek grocie by nie mieszkał, nie widziałam go nawet na oczy i nie znam jego zapachu. I nie wiem, dlaczego moje zachowanie cię dziwi.
Ani po co marnuję oddech, żeby ci tłumaczyć oczywistości, dodała w myślach.


RE: Samotne drzewko na wzniesieniu - Skanda - 09-07-2013

Maya najwyraźniej choć zdążyła zauważyć, że tu gdzie się znalazła to i owo wyglądało inaczej, nie zamierzała rezygnować z postępowania i środków ostrożności wyuczonych tam, skąd pochodziła.
Szary nie był lekkoduchem, dla którego sam fakt przyjęcia do stada nawiązywał między nim a resztą nierozerwalną więź, na którą trzeba było pracować naprawdę długo, ale na pewno był w takich sytuacjach znacznie bardziej otwarty niż lwica.
Dołączając kogoś do szkarłatnej wspólnoty burzył pewną barierę i dystans, z jakim odnosił się do samotników czy członków innych stad. Z taką informacją, zakodowaną we łbie pozwalał sobie nie tylko na bezpośredniejsze odnoszenie się do nowego, ale i obdarzenie go odrobiną zaufania, na którym można by budować silniejszą więź.
Jak widać jego i Mai podejście były tak skrajne, że trudno było w tej sytuacji dojść do jakiejś ugody, na której lwisku powoli przestawało zależeć.
Jej postawa była dla niego dosyć zrozumiała, zachowanie szarego mogło budzić niepokój, ale samica była chyba w stanie wydedukować z jego reakcji, że wynikało ono jedynie z przejęciem związanym z Akirą, który w istocie był ważną personą Świtu, a nie z wrogich intencji.
Zresztą lwisku nawet przyszłoby to łba, aby użyć przemocy wobec lwicy z młodym-to byłoby uwłaczające.
Z każdą minutą szary zaczynał tracić cierpliwość. On chciał porozumienia, podczas gdy lwica ustawiała się po drugiej stronie barykady razem z lwiątkiem, na którym głównie zależało samcowi. Maya zdawała się teraz być jedynie przeszkodą w osiągnięciu celu.
Nie uśmiechało się mu być stroną, której stawiało się warunki, a ta cała gierka porządnie szargała mu nerwy.
Ragnar podniósł się z ziemi przysiadając i przeniósł wzrok na lwicę.
-Wiesz co, Maya?-zaczął, zupełnie nie zważając na jej poprzednie słowa.-Skądkolwiek pochodzisz, tutaj nie jesteś już u siebie. Zasady i zachowania, które praktykujesz, na tych ziemiach nie mają już zastosowania i chociaż Tobie wydaje się inaczej-to nie my musimy nauczyć się je tolerować i odczytywać, ale to Ty musisz się dopasować do reszty. Bo to właśnie ta reszta stanowi normę.-powiedział stanowczo, spoglądając z uwagą na samicę i zgodnie z jej poleceniem przenosząc wzrok na skulonego Akirę.
Tak, widzę, że się boi. I co z tego, skoro nie jest w stanie wydusić z siebie słowa?-spytał sam siebie w myślach aczkolwiek nie powiedział tego na głos-nie miał najmniejszego zamiaru wdawać się w dyskusję.
-..dopóki sprawa się nie wyjaśni?-powtórzył jej słowa ze zdumieniem, patrząc jak na dziwaczkę. Rzeczywiście, to był świetny pomysł-po kij podejmować jakieś inicjatywy, robić cokolwiek, lepiej przecież czekać, aż wszystko przyjdzie samo.
Po tych słowach samiec pozbył się jakichkolwiek złudzeń i nie miał już ochoty na marnowanie tutaj czasu, próbując zadowolić panią lwicę jakąś dogodną propozycją. Dźwignął się na łapy i wyciągnął się powoli, otrzepując sierść z kurzu i zerkając przy tym kątem oka na Mayę-pewnie już przybierała pozycję obronną.
-Dobrze, bądźcie tu sobie.-odezwał się w końcu, rejestrując przy okazji zbliżający się zmierzch.-Nie zamierzam tu siedzieć przez całą noc, próbując coś z Tobą uzgodnić. Masz w sobie zbyt dużo ostrożności, aby nie spędzać jej pod gołym niebem? Trudno, ja nie będę tu spać, idę do groty.-oświadczył, spoglądając na nią niechętnie i odchodząc kilka kroków z zamiarem opuszczenia towarzystwa.
Po chwili jednak zatrzymał się, sprawiając wrażenie, jakby sobie o czymś przypomniał.
-A właśnie. Daj znać jak "sprawa się wyjaśni.-powiedział chłodno, odwracając łeb-nie chce współpracować, to niech tu gnije.
Lwisko ruszyło w stronę rzeki, nie oglądając się już za siebie, w nadziei, że uda mu się znaleźć Morana. Wypadałoby zdać Przywódcy raport z tego całego spotkania, bo to przecież on miał zadecydować, jakie kroki podjąć w celu odzyskania brata.
Brata, który mimo wszystko nie tyle, co nie wykazywał chęci spotkania się z tak długo nie widzianą rodziną, ale bał się na samo wspomnienie ich imion.


RE: Samotne drzewko na wzniesieniu - Maya - 09-07-2013

Całe szczęście, że Ragnar nie czekał i nie przywiązywał większej wagi do reakcji Mai - lwica bowiem jedynie odprowadziła go wzrokiem, nie reagując na żadną z jego wypowiedzi, odnotowując natomiast coś innego. Wraz z wypowiedzeniem tych wszystkich słów i określeniem jasno, gdzie jest jej miejsce zaczął zachowywać się, jak samiec, za którego się podawał. Uśmiechnęłaby się nawet, gdyby nie następne, zupełnie już zbędne słowa - mimo wszystko, nie była w stanie puścić ich mimo uszu, które aż na moment cofnęła, gdy się w niego wsłuchiwała. Nie po tym, jak po raz pierwszy zachował się w jej oczach, jak lew. Szkoda, że zajęło mu to tak długo - być może byłby w stanie coś zdziałać, gdyby zdecydował się na to wcześniej.
Kiedy ciężar spojrzenia lwicy został zdjęty z jego barków, Maya dźwignęła się z ziemi, tylko po to, żeby po chwili położyć się pośród korzeni drzewa, jakby zapominając o małym, przestraszonym Akirze. Nie powiedziała już nic, a kątem oka jednak przyglądała się temu lewkowi, który zupełnie wywrócił do góry nogami całą tą rozmowę. I wszystko, co tylko miało miejsce w ciągu ostatnich tygodni nagle zarówno zaczęło nabierać sensu, jak i go tracić.
Ze świstem wypuściła powietrze z płuc.


RE: Samotne drzewko na wzniesieniu - Akira - 11-07-2013

Następne kilka godzin udało mu się przespać. Zabawne, że po tej rozmowie padł bardziej zmęczony, niż po którymkolwiek z treningów, które odbył z Mayą. Małe serduszko przez tak krótki czas przepompowało tak wiele krwi, że teraz potrzebowało porządnego odpoczynku. Obudził się spokojny, ale mimo to jeszcze nie zachowywał się jak wcześniej.
Być może i wciąż był niewielki, ale niektóre sprawy rozumiał. Tak samo jak i fakt, że właśnie jego największy lęk ujrzał światło dzienne... i że nie może dłużej ukrywać tak wielu ważnych rzeczy przed samicą. Postanowił sobie, że opowie jej wszystko jeśli tylko zapyta. No, przynajmniej zdawało mu się, że to zrobi. Starał się jakoś do tego przygotować, co w sumie średnio mu szło. Zatopił się we własnych myślach, które chwilę potem obrały kurs jego dawnej rodziny. Dawnej, bo wciąż nie wiedział, czy rzeczywiście dalej może ich tak nazywać.
-Wiesz, że jeden z moich braci jest hieną?- zagadnął nie zastanawiając się nad konsekwencjami tego pytania. Zawsze podziwiał Makaliego, pomimo faktu, że nie znał go tak dobrze jak resztę rodziny. Podniósł błękitne ślepka na samicę, nie zmieniając pozycji: pyszczek w łapkach, malec zwinięty w kulkę.


RE: Samotne drzewko na wzniesieniu - Maya - 11-07-2013

Malec odezwał się niedługo po tym, jak niebo na horyzoncie zapłonęło nieśmiałym rumieńcem, a powietrze zaczęło powoli nabierać wilgoci. Maya nie zmrużyła oka przez tą noc - i teraz, zmęczona, podniosła łeb z poduszki ze swoich łap, kierując spojrzenie na malucha obok niej, którego głos wyrwał ją z tępego gapienia się w jeden, bliżej nieokreślony punkt. Maya jakby chwilę zastanawiała się, może trawiąc jego słowa, a całą chwilę zwieńczyła przeciągłym westchnieniem, aż warkotliwym od rezygnacji.
- Teraz już wiem. - Odpowiedział mu jej chłodny głos. W myślach stanął przed nią obraz tamtej hieny z bagien, raczącej ją widokiem wywalonego jęzora, na co aż potrząsnęła łbem, jakby odganiała natrętną muchę. Szczegół zdawał się aż zapchlony od samego cętkowanego wypłosza, lecz nawet tak szkaradny szczegół był teraz dla niej istotny. Każdy strzępek wiadomości o historii Akiry mógł mieć teraz duże znaczenie. Tym bardziej, że z jakichś przyczyn w ciągu nocy nie pojawił się w zasięgu jej nocy żaden lew. Ani żywej duszy, poza nimi dwoma, lecz nie pozwoliła sobie na odpoczynek, gdyby jednak Moran i Ares postanowili się tutaj pojawić.
Lwica może i nie kąsała go ani kłem, ani słowem, a jednak Akira mógł z łatwością dostrzec w jej spojrzeniu jakąś głęboko schowaną złość. Coś, czego nie widział nigdy wcześniej za zasłoną jej zniechęcenia. Jej ciężka łapa nie wisiała mu nad łbem, a jednak mógł wyczuć, że Maya nie jest zadowolona.
- Powinieneś był mi o tym wszystkim powiedzieć od razu, Akira. - Dodała pod jego adresem, kładąc łeb z powrotem na swoich łapach, lecz tak, by się mu przyglądać.
Poprawka: razić go spojrzeniem.


RE: Samotne drzewko na wzniesieniu - Akira - 11-07-2013

-Nie wiedziałem, że ma to jakieś znaczenie... ani że spotkam ich znowu.- odparł i położył uszka po sobie. Podniósł łebek, ale opuścił pokornie spojrzenie. Milczał dłuższą chwilę, po czym odparł cicho.
-Przepraszam.- wiedział, że zrobił źle. Że zawiódł. Chciałby móc to jakoś naprawić i nigdy więcej nie mieć przed nią żadnych tajemnic. Otworzył pyszczek, żeby coś powiedzieć, ale z głowy nie wypływały żadne słowa. Nie miał pojęcia, co powinien teraz powiedzieć, zrobić czy nawet pomyśleć. Ostatecznie po prostu leżał tak ze zwiszonym łebkiem i położonymi uszkami. Od niego całego biło jedno, wielkie "przepraszam".


RE: Samotne drzewko na wzniesieniu - Maya - 11-07-2013

Przeprosiny z jego strony były bardzo na miejscu, nawet, jeśli nie na nich zależało Mai. Lwica, widząc skruchę lwiątka wykrzywiła pysk w brzydkim grymasie, mrużąc przy tym swoje zielone ślepia. Mogła powiedzieć "nic się nie stało", bo nic jej to nie kosztowało, ale nie miała zamiaru okłamywać - a raczej dawać lewkowi do zrozumienia - że faktycznie nic się nie stało. O, nie, ryzykowała skórowaniem tylko dlatego, żeby dać mu bezpieczeństwo, a wiedza o jego pochodzeniu zupełnie zmieniłaby przebieg całej tej durnej sytuacji z Ragnarem. Zupełnie inaczej rozmawiałaby z nim zresztą od samego spotkania na bagnach, gdyby gówniarz powiedział jej o tym wszystkim od razu. Nie miała siły się jednak o to na niego złościć - ale jej nerwy skupiły się na czym innym.
- Uszy. - Lwica warknęła na lewka, kiedy ten zaczął się przed nią korzyć, mazać i kulić, lecz ani trochę tak ostro, jak zwykle, choć hasło było tak jasne, jak zawsze. Trudno, stało się. Może i w pewnym sensie, gdzieś głęboko w środku była wściekła na tego gówniarza, ale z drugiej strony widząc, że chyba faktycznie było mu głupio, uspokajała się. Nie wiedziała, dlaczego. Może dlatego, że zdała sobie sprawę z tego, że to była sprawa, która nie może czekać ani chwili dłużej?
- Opowiedz mi, wszystko, od początku - dodała po chwili lwica, dziwnie miękkim jak na nią głosem.
Domyślała się, że to będzie dla niego trudne, ale z drugiej strony, jeśli tylko była okazja dowiedzieć się czegoś, co mogłoby pomóc w rozmowie ze stadem w jego obronie, wolała z niej skorzystać. Wymagała dużo, była surowa i ostra, ale nie była ślepa, ani nieczuła - nie miała serca w takich sytuacjach pozbawiać go ciepła, którego tak potrzebował. Sięgnęła po lewka łapą, bez zbędnej delikatności, ale też bez nadmiernej gwałtowności przyciągając go do siebie i obejmując, pozwalając mu wtulić się w jej pierś. Może i jej spojrzenie nie tryskało matczyną miłością, ale w jakiś dziwny sposób przywiązała się do gówniarza przez te tygodnie. Czuła się za niego odpowiedzialna - odpowiedzialna za to, żeby był bezpieczny i za to, żeby wyrósł na silnego, stanowczego lwa. Nie umknęło jej uwadze, jak bardzo się trząsł, chowając za jej łapami swoją przeszłość i nie chciała, żeby przeciwstawiał się jej sam. Zwłaszcza, że sama znała ból takich postanowień, lepiej, niż ktokolwiek, a już inna sprawa, że w ten sposób Akirze łatwiej pewnie będzie się przed nią otworzyć. Dlatego też spojrzała na niego z powagą, lekko naciskając łapą na jego bok, dając mu dotykiem znać, że jest tu z nim. Krótko i oszczędnie liznęła go po karku, chcąc pomóc mu się uspokoić.
- Muszę to wiedzieć, jeśli mam cię wyciągnąć z tego gówna. - Dodała po chwili, łagodnym i spokojnym głosem, opierając łeb na jego ciałku i nadstawiając ucha.


RE: Samotne drzewko na wzniesieniu - Akira - 11-07-2013

Uszy. Głęboki wdech, prostujemy się, tupiemy raz łapką. Coraz lepiej mu to szło. Coraz bardziej był też z tego powodu dumny. Wziął jeszcze dwa głębsze oddechy i wyrzucił z pamięci to, co go wcześniej tak zdenerwowało. Miał nadzieję, że pójdą teraz i że znowu będzie musiał nadwyrężać małe łapki biegiem. Tak się nie stało. Maya zapytała o coś, o czym chciał opowiedzieć, ale którego pytania właśnie się bał. Wolał to odłożyć na kiedyś. Kuuuurczeee... już nawet sam nie wiedział czego chciał. Tutaj kolejny raz ratunkiem została Maya. Jasno, stanowczo, łagodnie. Wychodzi na to, że nie będzie miał wyjścia. Uspokajało go to poniekąd.
-Oj... ojciec mnie porzucił.- odparł po dłuższym milczeniu jako odpowiedź na jej pierwsze pytanie. A nóż się uda? Owszem, wiedziała to, ale -spojrzał w górę, i poszukał jej wzroku.- tak, zdecydowanie było to za mało. Zaraz potem wypowiedziała zdanie, które naprawdę by go rozbawiło, gdyby nie fakt, że wcale mu teraz do śmiechu nie było. Mimo wszystko uniósł uszka nieco zdziwiony, że samica użyła takiego słowa. "Gówno". Zamrugał parokrotnie i w sumie z powodu tego jednego słowa, jakoś łatwiej było mu zacząć.
-Uhm... mieszkałem tu kiedyś. Z tatą, z Aresem, Moranem, Makalim, Shaidem, Aillą... i jeszcze jakąś lwicą.- zatrzymał się na chwilę starając poukładać myśli. Co jak co, ale taka opowieść dla 9 miesięcznego lwiaka mogła być nieco skomplikowana, jeśli w grę wchodzi opowiadanie.
-No i żyliśmy tutaj, a potem tata powiedział, że poszukamy nowego miejsca do życia. Nie wszyscy.- wzruszył ramionami, widocznie wciągnięty we wspomnienia.
-Bardzo długi czas wędrowaliśmy, trochę mnie nawet łapki bolały. To chyba był pierwszy raz... ale lekko. No i kiedyś zrobiliśmy taki dłuższy postój, żeby odpocząć. Nawet byłem wtedy szczęśliwy, bo wcześniej nie mogłem niczego zobaczyć, a zastanawiałem się, czy robaki tam są takie same. I czy zgniata się je tak samo. No i podczas postoju Shaid... to znaczy, tata.- odwrócił uszka nieco zmieszany, bo nie miał pojęcia jak powinien mówić na niego.
-Shaid. Powiedział, że chce mi coś pokazać. Ucieszyłem się, że tylko mi. Ale ja nigdy nie ufałem mu do końca. Był dziwny. To znaczy... był inny, ale to nic złego. Makaliego zawsze lubiłem. Shaid był dziwny i dziwnie się patrzył na wszystkich.No i wtedy, podczas wycieczki zabrał mnie daleko. Zacząłem się martwić i chciałem uciec. A on mnie zaatakował. No i go podrapałem i wte...- przerwał gwałtownie dopiero teraz zdając sobie sprawę, o czym tak na prawdę opowiada. Owszem, pomieszał się we własnych wypowiedziach, które raczej nie były składne, ale ta szybkość z jaką opowiadał pozwoliły mu się nieco zapędzić. Wyjawił najistotniejszy fakt, ale właśnie przy tym fakcie zdał sobie sprawę, że to co opowiadał, wydarzyło się na prawdę. Spiął się nagle i zastygł w bezruchu, nie zwracając uwagi nawet na pokrzepiającą łapę samicy. Zatrząsł się delikatnie i nawet można było dostrzec jego próby zapanowania nad emocjami, które raczej kiepsko mu wychodziły. Łapka podnosiła się do góry, ale opadała bezwiednie. Oddech był głębszy, a mimo to wciąż nierówny i niespokojny. Oczyska mu się zaszkliły i chyba pierwszy raz od ich spotkania zaczął uraniać łzy. Na prawdę starał się być dzielny. Chciał przestać być słaby i móc polegać na sobie sam.
-Ja... kochałem ich.- wyszeptał, a między słowami chowały się szlochy. Pazurki mimowolnie wysunęły mu się z łapek, które teraz kurczyły się i rozkurczały.- Nie pokazałem, przepraszam, nie wiedziałem.., nie chciałem.


RE: Samotne drzewko na wzniesieniu - Maya - 12-07-2013

Maya wsłuchiwała się uważnie w nierówny i niespokojny rytm jego wypowiedzi, dyktowany jeszcze bardziej rozedrganym oddechem malca. Słuchała uważnie i nie przeszkadzała mu, aż do momentu, w którym opowieść nagle się urwała, a Akira zatrząsł się od szlochu, który miał już na końcu nosa. Maya przytuliła go wtedy nieco mocniej, znów pozwalając mu wylać z siebie te wszystkie łzy - tak po prostu.
- I wtedy uciekłeś - dokończyła za niego samica.
Tych kilka z pozoru nieskładnych zdań, zbudowanych na chwiejnym fundamencie smutnych słów bardzo wiele jej rozjaśniło. Teraz była już w stanie choć częściowo zrozumieć reakcję Ragnara - stado musiało szukać małego długo, aż do momentu, w których poszukiwań zaniechano, jak zrozumiała. Domyśliła się również, że tamte lwy, z którymi wędrował Akira zrezygnowały z dalszej wędrówki, powracając na te ziemie. Tak jej się przynajmniej wydawało: w końcu Ragnar musiał skądś się dowiedzieć o zniknięciu Akiry, syna przywódcy. Teraz zrozumiała strach lwiątka i jego smutek: panicznie bał się ojca, który skrzywdził go i to od niego uciekł, porzucając wszystkich, których kochał. Mimo to, kilka pytań pozostało nie odpowiedzi, a zagadek - bez rozwiązania. Jeżeli ten cały Shaid, kimkolwiek by nie był, próbował przepędzić lewka, to mogła tylko się dziwić. Dlaczego tak wcześnie? Akira był jeszcze tylko lwiątkiem, które w żaden sposób nie było w stanie zagrozić pozycji dominującego samca. I dlaczego w ogóle próbował go przegonić, skoro już dowiedziała się, że tutejsze stada nie przeganiają młodych samców? W takim razie mógł tylko próbować go zabić, wyrządzić mu krzywdę. Z takim zachowaniem jeszcze się nie spotkała. Wiadomo, że lwiątka rodzą się różne: jedne silniejsze, inne mniej. Ale żadnemu lwiątku pod opieką stada nie odbiera się szansy, nie w taki sposób. Przecież to było jego własne lwiątko, jak zrozumiała, członek stada, nie owoc władzy poprzedniego samca. To była co najmniej dziwna historia, lecz łzy, które zaczęły spływać po policzkach Akiry, gdy się z nią dzielił wystarczyły. Nie potrzebowała więcej. Nie na ten temat.
- No już, spokojnie. - Zamruczała do niego uspokajająco, jak tylko potrafiła najładniej.
Biedny samczyk po prostu nie miał wyboru, nie mógł obwiniać się za to, że Shaid przyparł go do muru. Przytuliła go jeszcze mocniej, przyglądając się chłodnymi, zielonymi ślepiami drżącemu ze smutku lwiątku, skulonemu w jej objęciach. Współczuła mu, przyznała sama przed sobą. Nawet, jeśli nie okazywała tego wprost, było jej go żal, że został wystawiony na takie piekło w takim wieku. Mimo wszystko, powinien cieszyć się, że żyje. W innych stadach, w których akurat zmieniała się władza, nie przeżywało żadne lwiątko. Jedynym, co mogło w takim wypadku uratować dziecko, był łut szczęścia. Ten sam złośliwy i nieobliczalny byt, który zaprowadził Akirę prosto w jej łapy.
- To nie była twoja wina. Dobrze zrobiłeś, że uciekłeś. - Dodała jeszcze cichym pomrukiem lwica, w dalszym ciągu nie wypuszczając malucha z objęć. Te same łapy, którymi okładała go jeszcze nie tak dawno temu teraz odgradzały go od zewnętrznego świata. Jak zawsze, gdy miał chwile słabości, które nie wynikały z jego winy. Ta była jedną z takich właśnie chwil. Lwica dała lwiątku czas, jednak nie mogła poprzestać tylko na tym. Musiała się dowiedzieć czegoś więcej o samym stadzie. Cokolwiek, co pozwoliłoby jej lepiej zrozumieć, jak funkcjonowało. Ale nie miała serca pytać go o to teraz, kiedy jeszcze płakał. Zamiast tego poruszyła łbem, żeby ułożyć go na jego brzuchu. Nie jesteś sam.
W przeciwieństwie do niektórych, zaśmiał się los, obserwując owoc swego paradoksu.


RE: Samotne drzewko na wzniesieniu - Moran - 14-07-2013

Zgodnie z zapowiedzią, gdy tylko nastał świt, Moran wyruszył na poszukiwania Mayi i jej podopiecznego. Zdążył nieco ochłonąć przez noc i poukładać sobie to wszystko w głowie. Jakikolwiek będzie wynik przyszłej rozmowy, będzie musiał porozmawiać z Ragnarem. Nie chciał mieć z nim na pieńku, a jego wczorajsze poirytowanie nie mogło się odbić na ich relacjach.
Tereny Szkarłatnego Świtu były rozległe, więc trochę czasu zajęło mu złapanie odpowiedniego tropu. Ragnar zapewne pozwolił im zostać gdzieś w centrum ziem. Przebywanie na obrzeżach było zbyt niebezpieczne, a Świtezianie raczej nie wędrowali nocną porą - prócz patrolu, który to właśnie czynił granice nieprzyjemnymi dla samotnej lwicy z lwiątkiem. Dopiero kiedy zrezygnowany brodził wśród traw sawanny, zauważył kątem oka majaczącą pod drzewem sylwetkę. A może nawet dwie? Wolno i ostrożnie podreptał w ich kierunku.
Musztardową sierść Akiry rozpoznał od razu. Nie musiał się pytać samicy o jej tożsamość. Miał przed sobą Mayę, określoną przez szarego jako "specyficzną", która obrała sobie za cel ochronę zaginionego księcia. Jasne było, że nie dopuści do niego Morana ot tak, od razu, tym bardziej, że ten drżał ze strachu na wspomnienie o rodzinie. Konwersacja będzie zapewne długa i uciążliwa - o ile w ogóle do niej dojdzie. Wyprostował szyję i postawił uszy na sztorc, po czym zatrzymał się w bezpiecznej odległości od nieznajomej. Przekroczenie granicy już na wstępie źle wróżyłoby na przyszłość.
- Dzień dobry - Kudłacz wybrał tym razem uniwersalne powitanie - Nazywam się Moran i jestem przybranym bratem Akiry. Ragnar powiedział mi, że tutaj was znajdę. Znajdziecie chwilkę, by ze mną porozmawiać? Chciałbym wiedzieć, jak to się stało, że mój brat znalazł się u twojego boku.
Ton jego głosu był czysty, przyjemny, a morskooki dzięki niemu przypominał teraz bardziej otwartego i nieco bojaźliwego młodego lwa niż burczącego gbura, którym był poprzedniego wieczoru.