Król Lew PBF
Samotne drzewko na wzniesieniu - Wersja do druku

+- Król Lew PBF (//pbf.krollew.pl)
+-- Dział: Tereny wolne (//pbf.krollew.pl/forumdisplay.php?fid=65)
+--- Dział: Ziemie Zachodu (//pbf.krollew.pl/forumdisplay.php?fid=177)
+---- Dział: Skrawek Sawanny (//pbf.krollew.pl/forumdisplay.php?fid=46)
+---- Wątek: Samotne drzewko na wzniesieniu (/showthread.php?tid=213)

Strony: 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47


RE: Samotne drzewko na wzniesieniu - Maya - 14-07-2013

Kiedy dla Mai stało się jasne, że lew, którego obserwowała zmierzał w ich kierunku, zmęczona lwica podniosła się powoli z ziemi, mocno zapierając się łapami. Maluch raz jeszcze został schowany za silnym, płowym murem, z tą różnicą, że teraz jakby ciaśniejszym. Maya mierzyła nadchodzącego samca wzrokiem, aż do momentu, w którym znów odezwał się, jakby bez zapowiedzi. Uszy samicy drgnęły delikatnie. Zdążyła się przyzwyczaić do tego, że tutejsze lwy najpierw mówią, potem wymieniają uprzejmości. Lub nie. Na jego "dzień dobry" odpowiedział jednak niski pomruk, nie słowa. Samica wyprostowała się i lekko skinęła łbem, wsłuchując się w słowa Morana. Nie bez chociaż odrobiny zadowolenia zresztą - wyraźnie lepiej wiedział, jak się zachować od jego szarego towarzysza. Lwica bez skrępowania ziewnęła przeciągle, kiedy lew skończył - wyraźna oznaka, że swoboda była dobrym sposobem na rozpoczęcie rozmowy. Maya, mimo wszystko, rzuciła okiem na skulonego za jej łapami malucha, po czym, w końcu, poświęciła pełną uwagę Moranowi.
Był ledwie młodzikiem, a przewodził stadu, do tego ze znacznie starszym samcem u boku? Porzuciła ten trop dość szybko, bo zamaskowany był wyczuciem, ostrożnym zachowaniem i manierami. Dobrze, dobrze, bardzo dobrze. Dlatego skinęła mu łbem raz jeszcze, po czym, rozglądając się uważnie na boki, zaczęła mówić.
- Myślę, że Ragnar powiedział ci w takim razie, kim jestem. - Odpowiedziała spokojnym głosem, w którym wyraźnie można było jednak wyczuć cienką, zwiewną nić niepokoju. Zaczynały się najtrudniejsze chwile, w których każde złe słowo mogło się skończyć tragicznie. Może i Moran był młodzikiem, ale jeżeli traktowano go tutaj jako dominującego samca, to zasługiwał na jej szacunek. Dlatego też wolała lekko obniżyć łeb, wpatrując się Moranowi prosto w ślepia. - Wiem, że to nie ja powinnam to mówić, ale, proszę, wysłuchaj tego, co mam ci do powiedzenia.
Wolała nie czekać na reakcję samca, choć nie przestała przyglądać mu się uważnie. Wzięła szybki wdech i zaczęła opowiadać, zanim ten zdąży zareagować. Nie miała wyjścia i musiała już teraz wyjawić historię malucha. To był jedyny sposób, by wszystko poszło gładko.
- Wiem, że nie mam prawa stać między tobą, a Akirą. - Przypomniała sobie ostrzeżenie Ragnara, po którym grzecznie położyła uszy. Spojrzenie pozostało jednak skupione na nim. - Ale wszyscy potrzebujemy odpowiedzi. I nie pozwolę nikomu go tknąć, dopóki ich nie dostanę. Opowiedział mi o wszystkim dosłownie przed chwilą.
Szybki wdech.
- Znalazłam go niecałe trzydzieści nocy temu, daleko stąd. Był sam, wychudzony i przestraszony. Chciałam znaleźć dla niego i mnie stado, w którym będę mogła go wychować, dopiero wczoraj dowiedziałam się od Ragnara, że jest... em... następcą władzy. A ledwie przed chwilą dowiedziałam się, co się z nim stało. - Akira, wybacz mi, ale nie mam wyboru. I nie martw się, obronię cię, cokolwiek się stanie. - Powiedział mi, że żył kiedyś tutaj, razem z tobą i jego rodzeństwem, potem ojciec zdecydował, że powinni iść. Akira szedł razem z nim, nimi... wami długo. W końcu ktoś o imieniu Shaid odciągnął go na bok i próbował zabić. To dlatego Akira uciekł. I wtedy ja go znalazłam.
Pierwszy głęboki wdech. Lwica wyprostowała się, podniosła uszy i machnęła ogonem, przyglądając się uważnie Moranowi. Czujna, spięta, gotowa.
- Jeżeli mi nie wierzysz, możesz zapytać się go sam, jeżeli będzie chciał z tobą rozmawiać. Boi się ciebie, Ragnara, Makalego, Aresa, Shaida, swojego ojca. Boi się, że zrobicie mu krzywdę. Nie wiem, kto zdążył wrócić na te ziemie, a kto nie. - Lwica zmrużyła ślepia. - Ale to dlatego stoję między nim, a tobą, Moran. Przynajmniej, dopóki wszystko się nie wyjaśni. Nie szukam kłopotów, już zwłaszcza z tobą, ale nie pozwolę, żeby stała się mu krzywda. Zwłaszcza, że to tego boi się Akira.
Maya w końcu wypuściła powietrze z płuc, bacznie obserwując swojego rozmówcę.


RE: Samotne drzewko na wzniesieniu - Moran - 14-07-2013

W pewnym momencie po prostu przymknął ślepia, by lepiej to sobie poukładać w głowie i uciszyć na nowo rozszalałe w nim emocje. Shaid. Brązowa fossa, kochanek ojca, przyszywany wujek, któremu ufał – wprawdzie nie tak bardzo jak samemu Arto, ale zawsze był ważną częścią rodziny. Spędził z nim wiele chwil i przeszli przeróżne szlaki w dalekie strony, by to wszystko skończyło się zdradą. Tak, zdradą, bo to chyba jedyne pasujące do sytuacji określenie. Po skórze Kudłacza przebiegły dreszcze. Nie miał pojęcia, dlaczego fossa zaatakowała i dlaczego akurat Akirę. Kto wie, czy sam przypadkiem nie miał być jego celem, kiedy był jeszcze czystym jak łza brzdącem? Ta świadomość wstrząsnęła nim ponownie.
W końcu otworzył ślepia i podniósł ciężki od wrażeń łeb, aby znów skierować spojrzenie na Mayę. To oczywiste, że młodzik przerażony atakiem ze strony kogoś bliskiego bał się własnej rodziny – nie ze złośliwości, a z ostrożności. To musiał być straszny szok dla Akiry. Nic więc dziwnego, że wzbudził w sercu Morana ogromne współczucie. Nie mógł jednak wiecznie ubolewać. Broniąca syna Arto lwica ujawniła swoją część historii i tą widzianą oczami lwiątka. Teraz przyszła jego kolej.
- Nie mam prawa mieć do ciebie pretensji, że stoisz między mną a nim, jak to określiłaś – ciężko wydobywał z siebie słowa, lecz musiał jakoś iść na przód – Stało się coś strasznego i to cud nad cuda, że Akira trafił akurat pod twoją opiekę. Jedyne, co wolno mi zrobić i co wielce czynię, to być ci wdzięcznym za opiekę nad nim. Dziękuję, Mayu.
Tylko wątły cień uśmiechu pojawił się (i natychmiast zniknął) na jego jasnym pysku. Na nic więcej zdobyć się nie mógł. Był zbyt mocno zbity z tropu, by wydobyć z siebie więcej uczuć. Rodzina była rozbita – i to od środka, przez jednego z jej założycieli. Dramat rozegrał się na oczach niewinnego lwiątka, któremu teraz po nocach śnił się będzie brązowofutry drapieżnik, któremu kiedyś bezgranicznie ufał. Moran nie wierzył w to, by młody książę w ogóle kiedykolwiek poświęcił komuś swoje życie.
- Nie wierzę w to, by mój brat miał podstawy do kłamstwa. Mnie zaś zastanawia to, dlaczego został zaatakowany… Owszem, żyliśmy tutaj od długiego czasu – Arto, czyli mój przybrany ojciec, mój przybrany brat Makali oraz Shaid, fossa, który był dla ojca… kimś bardzo bliskim – rzekł eufemistycznie; tego typu związki między samcami nie muszą być powszechnie uważane za normalne – nie powiedział więc tego wprost, lecz dał lwicy szansę się domyślić – Potem na świecie pojawił się Akira, Ares i Ailla, zrodzonych z członkini innego stada. Mówiło się, że mają za ojców zarówno Arto, jak i Shaida. Jak to możliwe – pojęcia nie mam, jednak faktem jest, że dzieci nazywały ich obojgu ojcami. Pewnego dnia mój ojciec wraz z Shaidem zabrali Akirę, Aillę i Makaliego, tym samym zostawiając mi Stado Szkarłatnego Świtu i Aresa. Byłem święcie przekonany, że sobie dobrze radzą, a teraz…
Jego oczy znów zasłoniły powieki, a z ust wydostało się głośne, wolne westchnięcie.
- Naprawdę nie wiem, dlaczego Shaid mógł zrobić coś tak parszywego własnemu synowi. Porozmawiam z Makalim, zdążył odejść od grupy przed tym nieszczęśliwym zdarzeniem, może on coś wie… Dziękuję ci jeszcze raz – i za rozmowę, i za opiekę nad moim bratem. Jasne jest, że i tobie, i mnie zależy na Akirze i rozwikłaniu tej całej zagadki. Pozwól mi więc zaoferować pobyt na terenach Szkarłatnego Świtu, a jeśli będziesz do tego skłonna – dołączenie do stada. Ze strony członków nie musicie obawiać się żadnych ataków, ręczę za to. Wszystko, co tu widzicie, macie do swojej dyspozycji. Zadbam o to, by wszystko wyjaśniło się jak najszybciej.
Na Akirę nawet nie patrzył. Nie chciał, by lwiątko widziało jego przepełniony tęsknotą i bólem wzrok; nie chciał również, by młodzik czuł się obserwowany przez osobnika, którego się… bał? Moranowi ciężko było oswoić się z myślą, że własny brat uważa go teraz za największego, śmiertelnego wroga…


RE: Samotne drzewko na wzniesieniu - Maya - 14-07-2013

Nie potrzebowała ani ciepłych podziękowań, ani miłych słów - skomplikowanych tym bardziej - a to samo tyczyło się też jego grzecznego zachowania. Maya czuła się dziwnie, wsłuchując się w spokojne odpowiedzi samca, tak różne momentami od tych, które słyszała od Ragnara. Przekrzywiała łeb to w jedną, to w drugą stronę, lecz wyprostowała się z powrotem, kiedy Moran zaczął mówić. A już zupełnie kamień spadł jej z serca, kiedy zdała sobie sprawę z tego, że w końcu doczekała się wyjaśnień, niosących ze sobą również zapewnienie, że nie oberwie się jej na dzień dobry po pysku za zagarnięcie malca. Dlatego, czując się o wiele spokojniej, lwica pozwoliła zadnim łapom się ugiąć - usiadła powoli, w dalszym ciągu otaczając Akirę murem swoich łap. I słuchała uważnie, chłonąc tyle wiedzy, ile tylko zmęczony umysł był w stanie.
Historia stada była dziwna, nawet jak na te ze standardów, które wyjawił jej już Ragnar. Mimo to, nawet dla niej - lwicy żyjącej "przestarzałymi" zasadami, jak to próbował ująć szary znajomy - zdawały się opornie, bo opornie łączyć w jakiś pokrętny, lecz spójny sens. Układance brakowało jeszcze wielu elementów, ale najważniejsze było to, że byli bezpieczni. Moran nie okazał ani w spojrzeniu, ani w słowach, ani w zachowaniu nawet krztyny wrogości, a to Mai wystarczyło. Przynajmniej na razie, póki była zbyt zmęczona, by pozwolić sobie na cokolwiek innego. To dlatego większość stwierdzeń lwa samica podsumowała jedynie skinieniem łba, by w końcu pozwolić sobie odpowiedzieć tylko na jego ostatnie słowa.
- Nie chcę zaszczytów. - Zaczęła spokojnym, ale stanowczym głosem. Łapą pogłaskała skulonego w jej objęciach Akirę, chcąc mu dać znać, że już dobrze. Bardzo dobrze. Może nie na tyle, żeby zdjęła ciężar spojrzenia z sylwety Morana, ale wciąż bardzo dobrze. - Nie chcę specjalnego traktowania. Nie chcę żadnej z tych rzeczy. Jestem lwicą i chcę dołączyć do twojego stada, nawet, jeśli wasze zasady są dla mnie dziwne.
Lwica odetchnęła głęboko, po czym skinęła nisko łbem przed Moranem. Na nic więcej nie chciała się decydować.
- Chcę polować dla ciebie i pozostałych samców, chcę strzec ziem stada, chcę rozmawiać z jego członkami i chcę upewnić się, że Akira będzie bezpieczny. Że wyrośnie na silnego i stanowczego lwa. Jeśli pozwolisz: osobiście.
Maya w tym momencie podniosła się z ziemi i raz jeszcze wbiła igłę swojego pewnego spojrzenia w ślepia Morana. Wyprostowała się przed nim, podniosła uszy i spokojnie, ze świstem wypuściła oddech. Była jednak wykończona i nawet się z tym nie kryła.
- Jestem zmęczona. Żyję po to, żeby być w stadzie. Chcę spokojnie spać. Chcę leżeć obok innych. Chcę mieć gdzie trenować. Chcę mieć gdzie biegać, wspinać się i odpoczywać. I nie chcę być głodna. - W tym miejscu lwica zrobiła przeciągłą przerwę, po której w końcu wydała z siebie pomruk, niski, spokojny. Ciepły. - To wszystko.
Czy twoje stado jest w stanie mi to zapewnić?


RE: Samotne drzewko na wzniesieniu - Moran - 17-07-2013

Ruch głowy młodego władcy miał zastąpić jego słowa o jej przyjęciu do stada. Lwica miała konkretne oczekiwania i pragnienia, tak bardzo odmienne od marzeń o stadnej karierze i władzy samic żyjących na Ziemiach Czterech Stad. I to właśnie mu zaimponowało.
- Rozumiem - odparł dodatkowo - Od tej pory jesteś więc Adeptem Stada Szkarłatnego Świtu, jak każdy, kto do niego dołącza. Nie przyjmuję cię na dowód wdzięczności, jako spłatę za dług czy z łaski. Ty tworzysz moje stado, ja daję ci dom. Jeśli Akira czuje się przy tobie bezpieczny, nie mam prawa ci go odebrać.
Jak dla Morana, sprawa była w tym momencie zakończona. Widział oczyma młodszego brata, co wydarzyło się feralnego dnia wiele mil stąd. Teraz czeka go jeszcze poznanie go z punktu widzenia ojca. Tylko gdzie i kiedy go odnajdzie? Czy nie jest już za późno? Kto wie, czy atak Shaida nie był tylko częścią czegoś większego.
- Pozwól, że na razie was zostawię. Porozmawiam z moimi braćmi i ustalę plan działania, by jak najszybciej dorwać Shaida. Zdrada naszej rodziny nigdy nie pozostaje bez kary. Salve, Mayu. Salve, braciszku - ostatnie słowa dodał ciszej, jeden jedyny raz patrząc podczas tej rozmowy na kryjącego się w jej tylnych łapach Akirę. Wycofał się ostrożnie i krokiem wolnym, acz zdecydowanym wyruszył ku Skale Skazy.

zt


RE: Samotne drzewko na wzniesieniu - Maya - 17-07-2013

W takim razie ten etap należy uznać za zakończony - i, paradoksalnie, nie przyniosło to Mai spokoju. Była już członkinią stada, ale sam ten fakt był dla niej czymś dziwnym, obcym. Znalazła sobie własne miejsce w zupełnie obcym stadzie, do tego żyjącym bardzo dziwnymi, niezrozumiałymi i nielogicznymi zasadami. A co z tymi wszystkimi, których zostawiła za sobą? Uciekła myślami do swojej pierwszej rodziny, tej prawdziwej. I do tego jej członka, który już nigdy do niej niczego nie powie.
Po tej chwili zadumy lwica ruszyła przed siebie, biorąc Akirę ze sobą.

[zt 2x]


RE: Samotne drzewko na wzniesieniu - Deyne Nyota - 29-01-2014

Uważnie pilnowała, czy któreś z kociąt nie oddala się zbytnio. Trawa była wysoka, ciężko byłoby się odnaleźć. Kierowała się w stronę wielkiego drzewa na wzniesieniu- punktu obserwacyjnego. Gdy już doszli na miejsce, złożyła cielsko na ziemi, poczekała, aż Frigg zejdzie z jej grzbietu.
Chyba można zaczynać...
Spoważniała i zwróciła się do kociąt.
- Po co macie się nauczyć tropienia?
Od tego trzeba zacząć.


RE: Samotne drzewko na wzniesieniu - Shi - 29-01-2014

Trzymał się tym razem naprawdę bardzo blisko ogona Ni, który wyznaczał mu kierunek, w którym powinien podążać. Trawa była bardzo wysoka, a naprawdę nie chciał się zgubić, tym bardziej, że mieli robić coś tak bardzo zajmującego jak tropienie.
Kiedy dotarli już na miejsce, usiadł naprzeciwko opiekunki, zerkając ukradkiem na Frigg.
- Żeby coś upolować, musimy to najpierw znaleźć. Chyba po to. - odpowiedział na pytanie różnookiej, patrząc na nią wyczekująco. Zdawało mu się, że właśnie o tym była mowa. Bo czym innym mogłoby być tropienie, jak nie szukanie tego, na co się poluje? Nikt mu tego wcześniej nie powiedział.


RE: Samotne drzewko na wzniesieniu - Frigg - 29-01-2014

Niebieskooka ześlizgnęła się z grzbietu mamy i chwilę leżała obok jej boku w bezruchu, nerwowo poruszając ogonkiem. Dyskomfort spowodowany zmianą miejsca i presją wywieraną na nią przez zadającą pytanie Deyne spowodował, że Frigg poczuła się na moment nieswojo. Rozejrzała się, uszka mając szczelnie przywarte do czaszki, oczyska większe niż zazwyczaj. Nie, to nie było uczucie strachu. Nowa sytuacja, multum nowych bodźców, pytanie, Szyszka, która tak zgrabnie potrafi odpowiedzieć... podczas gdy ona dopiero co poznawała strukturę słów, Shi zdawał się rozumieć już idący za nimi sens. Co innego komunikować się podczas zabawy, czy dogryzając... ale... rozumieć, co niesie ze sobą brzmienie słowa "tropić"? Westchnęła głośno. Trochę się rozluźniła, na pewno zapomniała na moment o gepardziątku i wlepiwszy ślepka w dwukolorowe oczy mamy, odpowiedziała:
- Nie wiem.


RE: Samotne drzewko na wzniesieniu - Shiya - 30-01-2014

Zajęła miejsce tuż obok Shi, a miała ku temu aż trzy niezwykle ważne powody: po pierwsze, zawsze siedziała obok Shi; po drugie, chciała siedzieć naprzeciw Ni; po trzecie, nie chciała siedzieć obok Frigg. Logiczne!
Wbiła wzrok w opiekunkę.
- Bo Rag...
Urwała, kątem oka zerknąwszy na brata. Ach tak. To ma więcej sensu. Sensem nauki tropienia nie było polecenie Ragnara, tylko Ragnar kazał im się nauczyć tropić, bo to ma inny sens, który oni teraz mają wytłumaczyć. Coś w tym stylu?
- Tak, żeby znaleźć - potwierdziła słowa niebieskookiego, poważnie kiwając małym łebkiem.
Nic więcej nie śmiała dodać, bo jeszcze znowu przyszłoby jej na myśl coś innego niż to, czego zapewne spodziewała się Dey. A do tego wolała nie dopuścić, bo jeszcze by się wygłupiła...


RE: Samotne drzewko na wzniesieniu - Deyne Nyota - 30-01-2014

Złożyła łeb na łapach i parsknęła cicho. Jej spojrzenie zniknęło na moment pod przykrywą powiek, a miękka końcówka ogona lekko musnęła tylne łapy Frigg. Miała prawo jeszcze nie rozumieć.
- Zgadza się, jednak tropienie nie ogranicza się tylko do tego. Ale o tym później. Każde zwierzę zostawia po sobie ślad... połamane gałęzie, zgnieciona i zniszczona trawa... zapach. Kierujemy się też dźwiękiem- im bliżej celu, tym są one głośniejsze. Wasza ofiara nie może was zauważyć przed zajęciem odpowiedniej pozycji. Musicie poruszać się cicho.
Zamilkła na moment, jakby zastanawiając się co dalej. Mają śledzić jaszczurki i tak dalej? Hmpf, gdyby cała trójka rozbiegła się w różnych kierunkach, za nic nie udałoby się jej ich upilnować. A więc zrobimy inaczej...
- Pobawimy się trochę. Shiya i Frigg zamykają oczy.
Z cichym śmiechem przyciągnęła łapami obie samiczki do siebie i przysłoniła im oczy.
- Twoim zadaniem Shi, jest schować gdzieś tutaj. Gdy już uznasz że jesteś gotowy, daj znać. Będziesz musiał czekać w tym miejscu, aż one cię znajdą.
Uśmiechnęła się krótko do samczyka.
- Tylko nie oddalaj się zbytnio. Wolę mieć was na oku. A teraz biegnij.
Poczekała chwilę aż samczyk się oddali i nadal śledząc go wzrokiem nachyliła się do małych.
- Naszym zadaniem jest znalezieniem celu- Shi. Nasłuchujcie i obserwujcie uważnie. Starajcie się odnaleźć go jak najszybciej. Ale pamiętajcie... nie może was zobaczyć zbyt wcześnie.
Teraz czekała tylko na znak od niebieskookiego.
Ruszy razem z nimi. Jednak podpowiadać nie będzie. Muszą nauczyć się korzystać z własnych zmysłów.


RE: Samotne drzewko na wzniesieniu - Frigg - 30-01-2014

Frigg nie zdążyła się zorientować co się właściwie dzieje, kiedy znalazła się w ciasnym uścisku z Shiyą, uwięziona pomiędzy matczynym ciałem a nakazem. Nie mogła przeciwstawić się ani jednemu, ani drugiemu, toteż posłusznie zamknęła oczy i w momencie, gdy kolorowe plamki zaczęły tańczyć pod jej powiekami, roześmiała się na głos, poruszona ekscytacją wynikającą z zaistniałej sytuacji. Rozumiała. I zarówno to, jak i narastające w niej napięcie spowodowane próbą wyłowienia odgłosów wydawanych przez Szyszkę sprawiły, że w obecności Shiyi poczuła się komfortowo, a wyzwanie matki tylko zachęciło ją do działania.
- Już? - pisnęła, susząc ząbki w uśmiechu i przebierając łapkami, połaskotana przez niezidentyfikowany fragment Shiyi.


RE: Samotne drzewko na wzniesieniu - Shi - 31-01-2014

Uśmiechnął się do siostry, kiedy ta usiadła obok niego. Był taki podekscytowany, że aż drgał mu cały ogon.
Ucieszył się, gdy się okazało, że chociaż częściowo miał rację. Wysłuchał dokładnie słów Ni, kiwając głową na sam koniec na znak, że rozumie. Teraz to wydawało mu się takie banalne, kiedy o tym słuchał. Niech już przejdą z teorii do praktyki!
Nastawił uszu, kiedy różnooka mówiła o zabawie. Uśmiechnął się do siebie na koniec. Bardzo podobało mu się jego zadanie. Kiwnął krótko łebkiem, po czym szybko wleciał w gęstą trawę, idąc zygzakiem w poszukiwaniu odpowiedniej kryjówki.
Ostatecznie okrążył w połowie resztę i szybko i cicho zbiegł ze wzniesienia, co nie było dla niego zbyt trudnym zadaniem, w końcu był gepardem, aby ostatecznie schować się w gęstej trawie za dosyć pokaźnym kamieniem. Dopiero wtedy ośmielił się dokładnie zbadać swoją sytuację i zdecydowany, że to miejsce jest idealne na kryjówkę, wychylił się zza kamienia, po czym wyciągnął ciemną łapkę jak najwyżej do góry, aby Ni mogła go dostrzec i pomachał nią krótko. Po tym z powrotem wskoczył za kamień, tak jakby już w tej samej chwili miały się przy nim pojawić dziewczyny. I czekał, przylegając jak najbardziej do ziemi, gdyż zdał sobie sprawę, że otoczenie nie maskuje jego ciemnej sierści tak dobrze, jak chociażby Ni.


RE: Samotne drzewko na wzniesieniu - Wraven - 31-01-2014

Znudzona, szłam z pyskiem nisko, powoli i zgrabnie. Gdy do moich nozdrzy doleciał zapach kotów, zaryczałam i zaczęłam biec w ich stronę. Nie był to atak, było to pokazanie swej wyższości. Białe lwy już tak mają, przynajmniej niektóre, chcą pokazać swą wyższość nad innymi ze względów wyglądu. A tak właśnie miałam. Gdy już byłam na wzgórzu przy drzewku, zobaczyłam dwa kocięta i lwicę. Miała trochę białego i czegoś jeszcze. Szkoda... Mogła być dobrze trakotwana gdyby nie ten drugi kolor... Stanęłam i znów zaryczałam. Nic nie mówiłam, bo co? Miałam od razu gnębić? Nie, nie, nie... Trzeba najpierw poryczeć. Po chwili stanęłam spokojnie i zadrgałam ogonem. Po chwili obeszłam z dala od lwicy, ale bliżej do małych.
-Ależ wy słodkie...-powiedziałam ironicznie, powarkując z krzywym uśmiechem, ukazującym szereg moich białych kłów. Po chwili odskoczyłam i spojrzałam złowrogo na lwicę.
-Gdzie są jakieś stada?-zawarczałam, zniżając pysk i strosząc sierść. Jak nie odpowie lub coś w tym stylu będę mogła spokojnie atakować jakby nie patrzeć.


RE: Samotne drzewko na wzniesieniu - Deyne Nyota - 31-01-2014

Dey zamruczała cicho, słysząc śmiech córki. Dobrze, bardzo dobrze...
- Jeszcze chwilę...
Wtem spostrzegła łapkę Shi. A więc można zaczynać.
Albo i jednak nie.
Lwica znieruchomiała momentalnie i z postawionymi uszami namierzała pochodzenie ryku. Widziała już białą. Nie zdążyła zbyt wiele przekazać samiczkom przed przybyciem obcej, oprócz krótkiego zdania.
- Gdyby coś się działo... uciekajcie do Skały.
Miała nadzieję, że ryk ostrzeże też niebieskookiego o niebezpieczeństwie...
Podniosła się na łapy, zaraz też chowając młode za sobą. Niski ryk wyzwania rozszedł się po krainie.
Podeszła nieco bliżej, nadal pilnując by jej ciało stanowiło barierę. Kremowa sierść zjeżyła się, a pysk zmarszczył się w gniewnym wyrazie.
- Miło przygody nie zaczynasz... zwłaszcza jeśli chcesz informacji.
Nadal czujnie obserwowała agresorkę... jednak to nie przeszkodziło jej w dumnym wyprostowaniu się. Ona jest u siebie. I wśród obecnych tu na wzgórzu to ona rządzi. Niech tamta ma się na baczności.
- Wynoś się. Może inne stada będą tobą zainteresowane. Jednak to na którego teren wlazłaś i jeszcze się panoszysz... nie sądzę. Więc radziłabym grzeczniej.
Chłód jakim ociekała cała jej wypowiedź musiał zaskoczyć kocięta. Przecież to Ni... spokojna i ciepła. A tu taka niespodzianka.
A jeśli obca używa mózgu, to powinna wiedzieć jak wściekle potrafią walczyć lwice chroniące młode.


RE: Samotne drzewko na wzniesieniu - Kalani - 31-01-2014

Biała lwica nie była jedyną personą spoza Świtu, która upodobała sobie to miejsce na przechadzkę. Kalani różniła się od niej jedną rzeczą - miała pozwolenie samego zastępcy, by przebywać na tych terenach. Jej krok był więc dość zdecydowany i pewny, chociaż nosiła w sercu krztynę niepokoju. Kto wie, jak zareagują Świtezianie na jej widok? W każdym stadzie istnieją jednostki postępujące według własnego uznania, a nie tego narzuconego im z góry.
Od rozmowy z Dwugrzywym minęło parę tygodni. Większość czasu bursztynowooka spędzała nad oceanem. Nikt jej nie zawadzał, a ona nie mogła uwierzyć w to, że tak cudowne miejsce mogło zostać zapomniane przez nowych pobratymców jej byłego partnera. Morski klimat sprzyjał nie tylko umysłowi, ale także zdrowiu Kalani - nie miała już problemów z oddychaniem i bolesnymi spazmami, a i miała już na tyle siły, by zająć się własnym wyglądem. Jej kawowe futro lśniło czystością.
Ryk i odgłos biegu zwrócił uwagę starszej lwicy - tym bardziej, że wcześniej do jej uszu dotarły radosne głosy młodych. Chociaż miała na karku już pięć lat, instynkt macierzyński nie ustąpił. Ba, po śmierci Asantego, Kalani jeszcze bardziej ciągnęło do lwiątek niż za życia jej jedynego syna. Ruszyła więc ile sił w łapach, by skonfrontować się ze źródłem ryku.
Bursztynowe spojrzenie mierzyło teraz sylwetkę białofutrej, gdy Kalani powolnym, łagodnym krokiem szła w stronę młodej matki (czy też niańki, to nie miało znaczenia). Nie miała zamiaru ingerować w tą rozmowę, póki jej głos nie okaże się przeważający.