Król Lew PBF
Samotne drzewko na wzniesieniu - Wersja do druku

+- Król Lew PBF (//pbf.krollew.pl)
+-- Dział: Tereny wolne (//pbf.krollew.pl/forumdisplay.php?fid=65)
+--- Dział: Ziemie Zachodu (//pbf.krollew.pl/forumdisplay.php?fid=177)
+---- Dział: Skrawek Sawanny (//pbf.krollew.pl/forumdisplay.php?fid=46)
+---- Wątek: Samotne drzewko na wzniesieniu (/showthread.php?tid=213)

Strony: 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47


RE: Samotne drzewko na wzniesieniu - Nightingale - 09-02-2014

Fiknęłam i uśmiechnęłam się do nich. Zauważyłam, że nie mają ochoty na zabawę, więc podbiegłam do dużego lwa, szargo z białą grzywą (Metody). Usiadłam na przeciwko niego i wygięłam głowę w prawo.
-Dzień Dobry. Jestem Nightingale.-powiedziała melodyjlnie, machając końcówką ogona. Chciała się zaprzyjaźnić z każdym kto jej podwinie się pod łapę, nawet jak będzie to dorosły samiec. Uśmiechnęłam się i rozejrzałam się szukając kociąt. Nie wiedziałam czy wszystko jest dobrze, ale te koty nie chciały się bawić, a to było dziwne...
-Czy są tu jakieś stada? Bo nie mam mamy i domu, a sama nie wytrzymam!-powiedziałam prawie piszcząc na koniec, a raczej bardziej unosząc głos, że prawie piszczał. Zamachałam ogonem i wytrzeszczyłam oczy, czekając na odpowiedź.


RE: Samotne drzewko na wzniesieniu - Kalani - 12-02-2014

Kalani spojrzała na kłębiące się u jej łap lwiątko. Wiedziała, że sama nie mogła się nią zająć. W jej wieku powinna zajmować się wnukami, a nie własnymi dziećmi, a gdyby przygarnęła Nightingale pod swoją opiekę, musiałaby poświęcać jej tyle samo czasu, co własnemu potomstwu. A na to w wieku lat sześciu kawowa lwica nie miała już siły. Ponadto, od śmierci Sany minęło raptem parę miesięcy i nie wybaczyłaby sobie, gdyby jego miejsce w jej sercu tak szybko zajęła inna istotka. Nawet, jeśli Asante był dorosłym lwem, który chodził swoimi drogami, to dla matki zawsze był jej małym, ukochanym synkiem.
Rozejrzała się po zgromadzeniu. W jej towarzystwie znajdowały się obecnie dwie matki. Nyota już miała na głowie dwie szare przybłędy i własną córeczkę, natomiast Padme miała - o ile Kalani dobrze usłyszała - problemy ze znalezieniem swojego syna. Nie mogła oddać małej pod opiekę żadnej z nich. Poza tym, wyszła z założenia, że skoro żadna nie zaproponowała pomocy, to nie będzie im wpychać młodej na siłę pod opiekę. Trudno by im było odmówić. Wiedziała o tym bardzo dobrze, bo właśnie przez to przechodziła. Spojrzała rozczulonym wzrokiem na sierotkę.
- Przykro mi, Night, nie potrafię ci pomóc. Jestem samotniczką, a ten tryb życia nie sprzyja wychowywaniu młodych... Przykro mi.


RE: Samotne drzewko na wzniesieniu - Kahawian - 13-02-2014

Huh, więc jego pomoc raczej zostanie odrzucona. No cóż. Przez chwilę omiatał całą sytuację wzrokiem. I teoretycznie tak to powinno wyglądać. Szkoda tylko, że dwa obecne lwy nie są członkami Świtu. No ale przy odrobinie szczęścia, Kalani nim zostanie. Widział cień żalu w jej ślepiach, gdy musiała odmówić Nigthingale. Podszedł powoli i nosem musnął jej policzek. Potem zwrócił się do lwiątka.
- Niestety, u nas raczej nikogo nie znajdziesz. Ale może spróbujesz u pozostałych dwóch stad?
Co miał więcej powiedzieć? Westchnął ciężko i położył się obok bursztynowookiej tak, że się stykali bokami.


RE: Samotne drzewko na wzniesieniu - Padme - 13-02-2014

Odwróciła wzrok, słuchając ze spokojem słów Deyne. Nie należały one do pokrzepiających, aczkolwiek miała trochę racji w tym, że lwiątka mają tendencję do pakowania się w kłopoty. Sama przecież taka była. Kto wie, co by było gdyby nie spotkała brązowofutrej Alainy podczas swoich potyczek z krokodylami. Malimau był jednak zbyt młody, by interesować się tymi gadami sam z siebie, gorzej, jeżeli kogoś napotkał. Pocieszającym było to, że Świt nadal ma złą sławę w Krainie Czterech stad i mało kto decyduje się o przekroczeniu granicy ich terytorium.
Podniosła się z siadu, chcąc już odejść kiedy to zauważyła szarego samca, w towarzystwie szyszek, na którego wcześniej nie zwróciła większej uwagi.
Nie znała go jednak, nie wiedziała o czym myślał i czy w ogóle należy do nich. Była niemalże pewna, że nie wie jak wygląda jej syn. Więc się nie odezwała, kiwając mu jedynie łbem, jako gest szacunku i jednocześnie przywitania, o którym zapomniała podchodząc do jasnolicej.


RE: Samotne drzewko na wzniesieniu - Nightingale - 14-02-2014

Skierowałam wzrok na lwicę i podeszłam do niej. Cichutko westchnęłam na jej słowa i szybko przymknęłam oczy aby nic z nich nie poleciało. Po chwili jednak uniosłam pyszczek i uśmiechnęłam się, ale i tak było widać w moich oczach samotne łzy, które w nich krążyłu. Spojrzałam na lwa, który również powiedział podobnie. Znów cichutko westchnęła i machnęła ogonem, jakby czyszcząc miejsce.
-To na mnie już chyba pora skoro tak...-powiedziała, przyciszając dwa ostatnie słowa. Nie były one złośliwe, ale każdy mógł tak pomyśleć. Mała powoli zaczęła się usuwać z tego miejsca, ale w pewnym momencie zastygła, czekając jeszcze czy ktoś się odezwie, nawet mogły by to być małe Szyszki lub kto inny, ale żeby się odezwał...


RE: Samotne drzewko na wzniesieniu - Frigg - 15-02-2014

Frigg bez protestu poddała się zabiegom pielęgnacyjnym Deyne, by pod koniec z uśmiechem na pyszczku pozostać w kołysce utworzonej z matczynych łap. Kochała ją. Nie potrafiła tego nazwać, nie potrafiła wypowiedzieć na głos, ale jej serduszko było całym sobą przyklejone do maminego. I w jej małym życiu nic poza tym faktem się nie liczyło.

Przenosiła wzrok z jednego lwiska na drugie w oczekiwaniu na koniec rozmowy. Nie robiła nic, co mogłoby zakłócić bieg wydarzeń, po prostu czekała aż będą mogli powrócić do przerwanego treningu.


RE: Samotne drzewko na wzniesieniu - Shiya - 15-02-2014

Jeśli to lwiątko o długim dziwnym imieniu, które pojawiło się nie wiadomo skąd i tylko zaczęło się drzeć, teraz liczy na to, iż Shiya w wyrazie wdzięczności nagle się nim zainteresuje, to było w ogromnym błędzie. Szarą absorbowały teraz tylko słowa Metodego (i Ni, oczywiście).
Usiadła.
- Rozumiem! - odrzekła, jakby zdziwiona własnymi zdolnościami poznawczymi.
Tyle nowej wiedzy... Czyli białe są gorsze, ale nie dlatego, że są białe? A tropienie jest ważne? A siano nie jest ważne, a 'dać se siana' niemiłe? Nie, nie, jakoś inaczej to szło.
Młoda potrząsnęła łebkiem, jakby chcąc z niego wytrzepać wszelkie niewłaściwe wnioski. Później pewnie samo się jej to wszystko poukłada.
Następnie zwróciła uwagę na Padme, bo tamta wcześniej rozmawiała z Ni, a później jeszcze spojrzała na Metodego. To chyba mama Malimau, tak? Tylko... Dlaczego ona pytała o niego Ni? To chyba mama powinna wiedzieć, gdzie są jej dzieci, a przecież Ni nie jest mamą Malimau! Ale może brązowa uznała, że Ni wie wszystko? Tylko że tego najwyraźniej Ni nie wiedziała...
Hej, a może Metody będzie wiedział? Trochę szkoda, gdyby Malimau się nie znalazł. Co prawda, nie chciał się z nimi bawić, ale później już chyba chciał...
- Metody? - nakrapiana zwróciła się doń jeszcze normalnym tonem, by zaraz przejść do konspiracyjnego szeptu: - A ty wiesz, gdzie jest Malimau?
Znów wpatrywała się w w niego z nadzieją tymi swoimi wielkimi złotymi oczami, a jej ciemna końcówka ogona drżała z przejęcia.


RE: Samotne drzewko na wzniesieniu - Kalani - 18-02-2014

Ulokowanie się Kahawiana tuż obok niej przyjęła jako sposób na dodanie jej otuchy i uspokojenie jej skołatanych nerwów. Cichy pomruk wdzięczności i zadowolenia zahuczał w jej gardzieli, a wilgotny nos musnął subtelnie brązowego policzka samca.
- Coś cię dręczy, ukochany - szepnęła do jego ucha. Nie umknął jej spojrzeniu fakt, że Dwugrzywy przychodząc na wzniesienie z pewnością nie należał do najszczęśliwszych. Coś zżerało go od środka, a ona była jedyną personą, która mogła to palące uczucie zgasić - tak przynajmniej było w dawnych czasach. Może ktoś już zastąpił jej miejsce? Tyle lat minęło, tyle bólu było dane mu przeżyć...


RE: Samotne drzewko na wzniesieniu - Kahawian - 18-02-2014

Kątem oka obserwował całą sytuację. Lwiczka zabierająca się do odejścia... niestety, ale taka prawda. Dey miała już za dużo na głowie. Padme miała swoje problemy. A Kalani... nie. Jeszcze za mało czasu upłynęło od śmierci ich syna. Może kiedyś...
Cień zaniepokojenia zalśnił w ślepiach Kahawiana, gdy jego spojrzenie przemknęło po sylwetce brązowofutrej. Nikt z tutaj obecnych nie był w stanie udzielić jej lepszych informacji. Gdzie ten maluch mógł pójść...? Nie znał go, nie mógł przewidzieć, gdzie ten pójdzie. Jeśli tylko skorzysta z jego pomocy, chętnie jej udzieli...
W końcu szkarłatne oczy wylądowały na Dey, Metodym i resztę towarzystwa. Widząc małą córkę Ragnara w objęciach matki, kącik jego pyska uniósł się lekko. Szary chyba nie wiedział, co traci. No ale cóż... to jego wybór.
Cichy pomruk i muśnięcie nosem przywróciło go do rzeczywistości, a sam Dwugrzywy spojrzał na bursztynowooką. Parsknięcie uciekło z jego pyska.
Zawsze potrafiła go rozgryźć. Cóż mógł jej odpowiedzieć? Odpowiedział ledwie słyszalnym pomrukiem i złożył łeb na jej łapach.
- To co zwykle, Kalani. Echo wspomnień.
Mógł zapobiec chociaż części tego, co się stało. Stale sobie starał wryć w mózg, że nie był niczemu winien. Jednak czarne zwierzątko w jego umyśle podgryzało go co jakiś czas, rujnując jego pracę. Może gdy teraz ma ją przy boku, to wszystko się uspokoi...
Może gdyby tych kilku lat nie spędziłby w samotności i odosobnieniu, nie doszłoby do tego. A to jednak zostawia swoje piętno, kiedy jedyną osobą z którą możesz porozmawiać, jesteś ty sam. Analizujesz każdy fragment swojego życia, marząc i wyobrażając sobie "co by było gdyby". A teraz musiał się tego pozbyć.
Inaczej wciągnie go na dno.


RE: Samotne drzewko na wzniesieniu - Kalani - 18-02-2014

Ciężar Kahawianowego łba na jej łapach natychmiast wycisnął z niej matczyne instynkty. Jakby ten był kocięciem zaczęła szybkimi i dokładnymi pociągnięciami języka mierzwić jego grzywę, a potem skórę na czole - tak, jak matka zajmuje się pielęgnacją swoich milusińskich.
- Och, Kahawianie - wyrzuciła z siebie, kiedy skończyła zajmować się jego futrem i oparła swoją głowę na jego. Wierzchem palców jednej z łap przesuwała czule, troskliwie po brązowym poliku.
- Nie możesz cały czas o tym pamiętać. Ja wiem, że o tym nie zapomina się łatwo, ale rozpamiętywanie tego codziennie nie służy ani tobie, ani twojej pamięci o nich. Z żartu nikt nie jest w stanie śmiać się więcej niż raz, więc dlaczego mamy wić się z tego samego bólu do końca naszych dni? Znajdź remedium na swoje cierpienie. Miałeś tyle czasu...


RE: Samotne drzewko na wzniesieniu - Kahawian - 18-02-2014

Szczerze powiedziawszy, to początkowo go to wszystko zaskoczyło. Czy on był małym kociakiem? Ale z drugiej strony... czemu nie? Widać potrzebował, żeby to ktoś teraz raz zatroszczył się o niego. Czuł się lepiej.
Że może wreszcie coś się zacznie układać.
Nieco przymknięte, ogniste ślepia spoglądały w górę na jej pysk. Czyż nie próbował sobie wmówić tego samego...?
- Wiem, piękna... wiem. Czasami tylko nie da się tego wszystkiego zatrzymać. Nie wyczyszczę przecież tego wszystkiego z pamięci- odpowiedział cicho.
Westchnął lekko i polik wtulił w jej pierś. Jego spokojny oddech mierzwił nieco jej futro, a wzrok ponownie szukał jej bursztynowych oczu.
- Mam nadzieję, że właśnie znalazłem.


RE: Samotne drzewko na wzniesieniu - Nightingale - 19-02-2014

Nikt nic nie powiedział, nie mruknął, ani nic. Zasmucona wszystkim, lekko się odwróciłam i spojrzałam na każdego z małą łezką w oczku.
-Do widzenia...-powiedziałam cichutku, łza ma spłynęła po policzku, a ja już wybiegałam zasmucona z tych terenów. Byłam smutna, ale pełna nadziei, że może ktoś będzie chciał zostać moją zastępczą mamą.

[z.t]


RE: Samotne drzewko na wzniesieniu - Nahuel - 20-02-2014

Samotne drzewko?
Aha.
Taaakie samotne.
Zapach wielu lwów, które otaczały je albo teraz, albo robiły to do niedawna, unosił się w powietrzu i gryzł w nozdrza. Lampartowi zdało się nagle, że na sawannie zebrała się całkiem pokaźna część jego nowego towarzystwa; odpowiednim więc było pójście tam i przedstawienie się zebranym. Gdyby to jednak zrobił normalnie, zachowałby się jak nie on, a jak lew. Nie był lwem. Nie zamierzał stawać się lwem.

Odprowadził zaciekawionym spojrzeniem zapłakane małe, za którym nikt nie pobiegł. Nie ich? Być może. Widział dużo samic, widział także młode, więc to szczególnie pochodziło spoza grupy i nikt nie zamierzał poświęcać mu uwagi. Nie oceniał, jeszcze, za to bacznie obserwował i zapamiętywał. Tak, jak powinien robić nowoprzyjęty członek stada.
Myśl o tym, jak bardzo zmieniła się jego rola, podekscytowała go. Zwykle chciał, ale i musiał wiedzieć, a co za tym szło, musiał także odpowiadać. Tym razem dostał do łapy potężne narzędzie, jakim było uprawnienie do zadawania pytań i oczekiwania odpowiedzi na nie. Czysta, nieskrępowana frajda grzebania w cudzych wyborach. Przejawiało się to w jego ruchach: sprężystych, ale zamaszystych, krokach stawianych bez oszczędności, w swobodnie zwisającym ogonie, który kołysał się na wysokości ścięgien w piętach. Zatrzymał się pomiędzy każdym - nie mógł zdecydować, do kogo ma podejść bliżej, a kogo zostawić w (chwilowym) spokoju. Ale nic nie szkodzi. Po to otrzymał uprawnienia, czyż nie?
- Z kim powinienem przywitać się najpierw?
Zagaił głośno, omiatając leżących i siedzących spojrzeniem ciemnoturkusowych ślepi. Czy przypominał tym samym jednego z wielu samotników, którzy poszukują sensu, obijając się tu i tam? Być może. Tej roli również od dawna nie próbował.


RE: Samotne drzewko na wzniesieniu - Metody - 21-02-2014

Szarego spokojnie można było nazwać osobą mobilną jeśli chodzi o dostosowywanie się do zmian środowiskowych czy społecznych, acz z drugiej strony dawno nie przebywał w takim nagromadzeniu kotów, nie będąc na pozycji, która pozwoliłaby mu jednym skinieniem łapy wszystkich uciszyć i postawić w szeregu. Nie, nie miał potrzeby panowania nad innymi, zwyczajnie poczuł się po raz pierwszy od dawna... częścią tłumu. Skrzywił się nieco na ową myśl, przecież nie brzmiało to za dobrze, prawda? A tak chwalił sobie ideę stada, rodziny.
Ponadto, wielowątkowość akcji, jakiej doświadczał nie pozwalała w pełni skupić umysłu na danej osobie, słowach, reakcjach. Póki co omijał swym myśleniem Kahawiana i Kalani; może drogą eliminacji dojdzie tu coś jako tako do ładu. Jednak wciąż nie wiedział czy ma wstać.
Skłonił głowę przed zaniepokojoną matką, gdy ta postanowiła dostrzec jego egzystencję, wciąż rozproszony między śledzeniem kątem oka toczącej się mało optymistycznej historii Nightingale, czy podświadomym pilnowaniem przecież tak bardzo bezpiecznej Frigg, czy Shi'ego. Jaźń mu dociążała wręcz namacalna praca łepetynki złotookiej, jakby dzielili na pracę jeden dysk, jakby chciał jej pomóc zrozumieć. Spojrzał na małą uważnie gdy spytała go po imieniu. Słowik odleciał. Wszędzie toczą się rozmowy. Czy ktoś przybył? I jeszcze Padme wciąż przecież czeka na odzew.

A ty wiesz, gdzie jest Malimau?

Wszystek wokół pociemniało, stwarzając wrażenie jakby patrzył przez kalejdoskop, na oblicze przejętej cętkowanej. Jej budujący napięcie szept tylko spotęgował wrażenie ziarenka paniki w serduszku Metodego- że zawiedzie dziecięcą duszyczkę. On przecież wie wszystko. Wszystko. Dla kogoś to głupota, rzecz oczywista, taka niewiedza, niezależna, przecież niewrodzona i bez możliwości dotychczasowego jej nabycia- ale dla Shiy mogłoby to przecież oznaczyć... załamanie się jednego z podstawowych filarów, na którym stoi wszechświat- on wie. Wzrok mu drgnął, nieznacznie poruszył mordą i wstał, wyprostowany, nieco wypinając pierś, delikatnie odstawiając gepardzicę na podłoże, zerkając przy okazji nań z góry, swym ciepłym spojrzeniem pełnym dawnej siły-tym samym gdy był pewien i przekonywał iż jedna para lwów jest w stanie odbudować imperium. I dowiódł swego.
-Dowiem się-zapewnił maleńką, po czym przeniósł swój wzrok i uwagę na niebieskooką-Jeśli pozwolisz oczywiście; chętnie posłużę za dodatkową parę ślepi czy uszu przy poszukiwaniach. Również i pomysłem, jeśli tylko taki się nadarzy, pomogę-skulił nieco swe ciemne uszy, nie będąc pewien jak lwica zareaguje na tak bezpośrednią ofertę pomocy. Niektórzy zaprawdę potrafią w opaczny sposób wziąć sobie dobre intencje do serca. Nawet najlepsi przyjaciele.
Wtem, nakrapiane ciało przemknęło mu przez skraj percepcji. Ba, owe cielsko wydobyło z siebie znajomy głos. Wbił w niego swe oczęta, by zaraz omieść krajobraz wokół- bez ani jednej białej plamki.
-Przepraszam na chwilę-rzucił nie spoglądając już na swą rozmówczynię (oby tylko nie obraziła się za ten moment nieuwagi w przestrzeganiu dobrych manier) i podszedł na tych swoich trzech jeszcze sprawnych łapach do lamparta. Może nie z nim, a z wice-przywódcą winien przywitać się w pierwszej kolejności... lecz aktualnie chciał dowiedzieć się jednej prostej rzeczy-jeśli ona nie jest z nim to...
-Nahuelu?-przywitał się intonując bardziej jak pytanie-nie wiesz... gdzie jest przypadkiem Eleri?-powinna być przy nim. Nie rozumiał. Na prawdę, z trudem przyszłoby mu ułożyć taki scenariusz jaki rzeczywiście miał miejsce. Widok niebieskookiego bez "piegowatej" zaczął budzić coraz to głębsze w Mieciu niepokoje.


RE: Samotne drzewko na wzniesieniu - Padme - 22-02-2014

Była wyłączona z wszelakich rozmów przez pewien moment, ani nie słuchając co kto mówi, ani nie szukając nadziei na pomoc, w odnalezieniu syna. W sumie, był to jej problem i nie miała nikomu za złe, że za specjalnie ich nie obeszło to, że potomek Morana wałęsa się gdzieś na terenach Świtu. Podniosła się z siadu i już miała stąd wybyć, odejść gdzieś, gdzie mogłaby spokojnie pomyśleć, kiedy to niespodziewanie zatrzymały ją słowa szarego samca, który przed sekundą zdawał się być bardziej wyłączony, niż ona sama.
Spojrzała na niego, stawiając sztywno oboje uszu, by jak najdokładniej usłyszeć to, co miał jej do przekazania zwłaszcza, że była to oferta pomocy.
- Znasz te tereny?- zapytała pokrótce, chcąc wiedzieć na czym ma się opierać jego pomoc i czy nie będzie ona bezcelowa. Oczywiście nie chciała jej odrzucać, nie szło jej to na rękę (łapę, whateva).
- Przyjmę twoją ofertę nieznajomy.- niemalże niezauważalny uśmiech pojawił się na pysku morderczyni, co Metody mógł spokojnie przyjąć, jako pewnego rodzaju ulgę, którą teraz poczuła. Była pewna, że Mal nie przekroczył granic Świtu, a dodatkowe cztery łapy, nos, para uszu i oczu pomogą jedynie w jego szybszym zlokalizowaniu. A o to właśnie w tym wszystkim chodziło. Inaczej nie zadawałaby sobie trudu przyjścia tutaj. Kiwnęła mu łbem, kiedy odszedł do cętkowanego, sama zaś oddaliła się od tej całej hałastry, oczekując w nieznacznej odległości na białogrzywego.