Król Lew PBF
Samotne drzewko na wzniesieniu - Wersja do druku

+- Król Lew PBF (//pbf.krollew.pl)
+-- Dział: Tereny wolne (//pbf.krollew.pl/forumdisplay.php?fid=65)
+--- Dział: Ziemie Zachodu (//pbf.krollew.pl/forumdisplay.php?fid=177)
+---- Dział: Skrawek Sawanny (//pbf.krollew.pl/forumdisplay.php?fid=46)
+---- Wątek: Samotne drzewko na wzniesieniu (/showthread.php?tid=213)

Strony: 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47


RE: Samotne drzewko na wzniesieniu - Busara - 26-02-2015

Busara nie zauważyła wymuszonego uśmiechu. Póki co, ciężko było jej zrozumieć dwuznaczność niektórych zachować. Była szczera i otwarta... jak większość dzieci w jej wieku. Słysząc zatem, że nie będzie musiała tłumaczyć zasad jakże prostej zabawy, uśmiechnęła się wesoło i zaczęła się rozglądać za odpowiednim obiektem- zagadką. Nie mogła być łatwa, w końcu o to chodziło. Rozejrzała się więc uważnie, starając się dostrzec coś ciekawego. Jej uwagę przykuła niewielka, biała czaszka jakiegoś małego zwierzątka, może surykatki. Znajdowała się jakieś kilkanaście kroków od nich, w cieniu głazu. Dla zachowania pozory, przyglądała się jeszcze kilku innym miejscem, po czym spojrzała wesoło na Mayę.
- Moje oczy widzą coś białego i małego. Ma otwory... jest nieco przybrudzone. Co to?
Kita rudej śmignęła kilka razy po podłożu. Ciekawa była, jak długo Mai zajmie rozwiązanie zagadki. Pewnie bardzo krótko... ale warto spróbować!


RE: Samotne drzewko na wzniesieniu - Kahawian - 26-02-2015

Drugie rude, ale znacznie większe i masywniejsze cielsko pojawiło się niewielką plamą na horyzoncie. Do jego nozdrzy dolatywał znajomy zapach córki i lwicy ze stada, Mai. Był zmęczony i obolały. Nie dość, że obszedł cały teren Zachodnich, to też zaliczył długi wypad na wolne tereny, gdzie urządził sobie teren. Ten tutaj znał doskonale, jego ciało działało tak naprawdę automatycznie, a tu nie o to chodziło. Kilka minut minęło, zanim mógł wyraźnie zobaczyć swoją maleńką stojącą tuż przy zielonookiej. Z tego co widział, czuła się bezpiecznie... inaczej zapewne by się schowała lub uciekła. W każdym razie... pomyślał, że może poobserwuje je chwilkę. Położył się w cieniu drzewa, łeb położył na łapach i czekał.


RE: Samotne drzewko na wzniesieniu - Pantalaimona - 27-02-2015

Słońce powoli chowało się za horyzontem a Pan dalej leciała niesiona głównie przez wiatr. To było rozsądne posunięcie z jej strony, nie spożytkowała zbyt dużo energii na machanie skrzydłami a podróż miała za sobą długą. Zniżyła swój lot szukając jakiegoś dobrego miejsca na mały odpoczynek. Minęła dwa drapieżniki w tym jednego młodego, które zamiotło ogonem po ziemi. Wylądowała nieopodal na gałęzi drzewa skąd miała dobry widok, chwilę później jej uwagę przykuł samiec kładący się pod drzewem. Wyglądał na zmęczonego, instynktownie przez chwilę oceniała czy byłby on w stanie wdrapać się na drzewo. Odegnała jednak te myśli, żaden wielki drapieżnik nie marnowałby sił dla kilku kostek i piór. Zaświergotała cicho.


RE: Samotne drzewko na wzniesieniu - Maya - 27-02-2015

Obecność Kahawiana mogła umknąć sprytnej Busarze, tak bardzo zajętej poszukiwaniem trudnej zagadki, która wystawiłaby na próbę ślepia starej lwicy. Prawdopodobnie Maya zwróciłaby uwagę na kierunek, w którym spoglądało lwiątko, prawdopodobnie szybko odnalazłaby rzecz, która zainteresowała małą. Prawdopodobnie też zdziwiłaby się, że lwiątku udało się w tym cichym, smutnym miejscu znaleźć cokolwiek innego od zżółkłej trawy. Stałoby się tak, gdyby nie ta odrobina instynktownej czujności, którą zwykle nieświadomie eksponowała całą swoją osobą. Może i była zmęczona bezustanną walką i błądzeniem pośród starych wspomnień, jednak pojawienie się Kahawiana zauważyła szybko. W jego stronę obróciło się ucho, obrócił się przeorany bliznami pysk. Zerknęła na lwa kątem oka, lekko skinęła mu łbem, a potem wróciła spojrzeniem do jego córki. W ten sposób na oczach Pantalaimony lwica przywitała się z lwem, całkowicie ignorując czarno-białą ptaszynę. Maya po prostu nie zwróciła na nią najmniejszej uwagi, choć nieświadomie dała jej w powitalnym prezencie nową wiadomość: stara lwica musiała znać tego samca. Być może była nawet matką tego lwiątka, z płomyczkiem podekscytowania w oczach wpatrzonego w starą samicę?
Czego w ogóle była warta taka wiadomość?
Pantalaimona widziała już pewnie w życiu wiele takich splecionych sieci mało istotnych informacji. Czy istniał jakikolwiek powód, dla którego mogłaby uznać znajomość tych dwóch lwów za ważną? Czy ciekawska natura ptaszyny faktycznie była w stanie usprawiedliwić zainteresowanie w węgielkach jej oczu? Tamta zielonooka lwica na pewno ją widziała, tylko po prostu nie zwróciła na nią uwagi, potraktowała ją po prostu jak element krajobrazu. Już prędzej tamto lwiątko okazałoby jej zainteresowanie. W końcu na oczach ptaszyny toczyła się gra, w której bez wątpienia dało się sklasyfikować Pantalaimonę jako wyjątkową. W tym morzu traw nawet to zwęglone, stare drzewko mało kogo już interesowało.
Mogła obserwować, tak jak tamten lew, jak Maya odwraca się z powrotem do małej. Najwidoczniej nie zamierzała nawet poinformować jej o obecności samca. Wymruczała coś pod nosem i zaczęła rozglądać się po najbliższej okolicy. Dopiero teraz lwica zdążyła się zdziwić, że małej Busarze udało się znaleźć tutaj cokolwiek, co nie było źdźbłem trawy albo kamieniem. Dokładnie to sprawiło również, że Maya dość szybko owe cokolwiek znalazła. Busara stanowczo utrudniłaby lwicy zadanie, gdyby zachowała dla siebie i ukryła między zębami słowo 'biały'. Nawet wtedy poszukiwania potrwały kilka dłuższych sekund. Lwica zaczęła bowiem od zupełnie złej strony, do tego zajęło jej chwilę przebicie się przez cień, w którym chował się obiekt zainteresowania małej. Kiedy jednak spojrzała w dobrą stronę, znalazła go niemal natychmiast.
- Czaszka. - Przeorana starymi bliznami łapa bezbłędnie wskazała ją Busarze.
Nad swoją zagadką lwica nie musiała się długo zastanawiać. Uśmiechnęła się kącikiem ust.
- A ja widziałam coś rudego. Ma czerwone oczy i brązowy nos. Hm? - Odpowiedziała małej, nawet nie odwracając się w kierunku Kahawiana, o którego jej chodziło. Ciekawe, jak długo zajmie to małej i jaką minę zrobi, gdy niechybnie uzna, że Maya nie chciała się bawić, podając jej ją samą jako zagadkę. I jak szybko ten zawód przekształci się zapewne w zachwyt.


RE: Samotne drzewko na wzniesieniu - Pantalaimona - 27-02-2015

Zlustrowała spojrzeniem otoczenie, stwierdziwszy, że na gałęzi jest jako tako bezpieczna powróciła do obserwacji wielkich kotów. A dokładniej samicy z młodą możliwe że potomkiem, znajdowała się zbyt daleko by mogła usłyszeć o czym rozmawiają. Niewiele wiedziała o tym gatunku, o ich zachowaniu. Jedyne co udało jej się zanotować to, że lwica z szacunkiem skinęła głową w kierunku samca. Najprawdopodobniej w geście powitalnym. A może to było ostrzeżenie by nie zbliżał się? Nie chciała pochopnie przedwcześnie wyciągać wniosków, zaśmiecając tym samym swoją główkę zbędnymi informacjami. Wręcz nie znosiła domysłów, wolała jasne i klarowne fakty. Postanowiła czekać na dalszy rozwój wypadku, przy okazji zabierając się za czyszczenie i układanie piór na skrzydle. Tak dla niepoznaki, udając, że wcale nie interesują ją te drapieżniki.


RE: Samotne drzewko na wzniesieniu - Busara - 27-02-2015

Zasadniczo to ona tylko zauważyła coś biało-czarnego, co przemknęło nad jej głową. No ale... ptak to ptak, raczej nic specjalnego. Znacznie ciekawsze było to, czy Maya zgadnie. No, może nie "czy" ale kiedy. No bo nie było nawet możliwości, żeby ta lwica nie wiedziała. W duchu chichotała cichutko, ale starała się trzymać ślepka z dala od wybranego obiektu zainteresowania. W momencie gdy Maya wypowiedziała kluczowe słowo, kulka parsknęła zadowolona.
-Zgadza się!
Ze zniecierpliwieniem w ślepiach wyczekiwała na swoją kolej.
I co to już? Rude z brązowym noskiem. Jedna z "brewek" zsunęła się niżej, a lwiczka z podejrzliwością przypatrywała się Mai.
- Nie możesz mówić o mnie, bo to byłoby zbyt łatwe.
Przez chwilę jeszcze rubiny wpatrywały się w szmaragdy. O co jej...
Powoli uszka samiczki podniosły się, a na pyszczku pojawiał się coraz szerszy uśmiech. W jednym skoku odwróciła się i z śmigającym wesoło ogonem wypatrywała znajomej sylwetki. A jej odnalezienie nie trwało długo. Z radosnym piśnięciem pomknęła w dół wzgórza w stronę ojca, starając się jeszcze przy okazji nie wywrócić. Na tym wzgórzu zdarzyło się jej już to kilkakrotnie i za każdym razem kończyło się bolesnymi siniakami. W końcu na kilka kroków przed samcem, wybiła się potężnie i z warkotem wylądowała w grzywie Kahawiana.


RE: Samotne drzewko na wzniesieniu - Kahawian - 27-02-2015

Nie zdziwiło go zupełnie, że złotofutra lwica niemal błyskawicznie go zauważyła. Zamiast denerwować się, odpowiedział jej krótkim skinięciem łba na powitanie. Wyglądało na to, że Busara nieźle bawiła się w towarzystwie Mai, a to już stanowiło pewne zaskoczenie. Dotychczas miał raczej wrażenie, że zielonooka raczej... sztywno podchodzi do lwiątek. Najwidoczniej się mylił. Z rozbawieniem obserwował tkwiącą przez chwilę w kompletnym bezruchu córkę, po czym jej błyskawiczne odwrócenie się. Widząc już, że mała wypatrzyła go i pędziła w jego kierunku na złamanie karku. Zaparł się czterema łapami i z podobnym, acz niższym warkotem przyjął skok szkarłatnookiej na swój łeb. Z rozbawionym parsknięciem zrzucił małą i zaczął się z nią siłować.
Po kilkunastu sekundach króciutkiej walki rezultat był jeden. Busara leżała, burcząc i walcząc pod łapą Kahawiana, który śmiejąc się łaskotał ją. W końcu uwolnił ją, a ta zmęczona wtuliła się w jego pierś. Liznął ją kilka razy po łebku, po czym spojrzał na Mayę.


RE: Samotne drzewko na wzniesieniu - Maya - 27-02-2015

A ona nawet nie patrzyła w jego stronę. Siedziała znów jak ten posąg, z braku jakiegokolwiek zajęcia przyglądając się jedynej istocie poza Kahawianem i Busarą, która okazywała jakiekolwiek znaki życia. Była nią mała, czarno-biała ptaszyna, która prostowała swoje piórka na gałęzi ponad nimi. Nie zauważyła nawet momentu, w którym Kahawian spojrzał na nią wyczekująco, tak bardzo zaabsorbowana widokiem Pantalaimony, jakby nie liczyło się nic innego.
W końcu jednak, kiedy bezruch zaczął do niej nadchodzić od strony Kahawiana i Busary, zwróciła na nich uwagę i zmierzyła się ze spojrzeniem samca.
- Wyglądasz jeszcze gorzej niż zwykle. - Gruchnęła bezpośrednio.


RE: Samotne drzewko na wzniesieniu - Pantalaimona - 28-02-2015

Widziała kątem oka jak Maya zastygła w bezruchu wpatrując się w nią. Przerwała swoją czynność, przekrzywiając lekko łebek na bok odwzajemniając spojrzenie. Przez chwilę nie była pewna czy w tych zielonych oczach, po za powagą i dystansem nie dostrzegła głęboko skrywany, cień smutku.
Ponownie w jej wnętrzu toczyła się walka między intuicją a logiką. Najchętniej swoje odczucia zakopałaby głęboko pod ziemią, by nie przeszkadzały, nie siały zamętu.
Wzdrygnęła się jakby chciała to z siebie wytrząsnąć. Zgubiła przy tym jedno piórko, które powoli opadało zygzakiem, wykonując w powietrzu różne akrobacje.


RE: Samotne drzewko na wzniesieniu - Kahawian - 03-03-2015

Wyszczerzył kły w lekkim uśmiechu.
-Szczera jak zawsze.
Parsknął cicho śmiechem po czym skinął zapraszająco łbem. Chyba było wygodniej rozmawiać, niż wydzierać się... tak przynajmniej mu się wydawało. A może czekała go jeszcze jedna niespodzianka?
- Ciężki dzień, długi trening. Czego chcieć więcej? Może kilku lat mniej na karku.
Dopiero teraz zauważył ptaszka, w którego Maya wcześniej się wpatrywała. Czarne i białe piórka, długi dziób... znał przecież ten gatunek... ale nazwa wypadła mu z pamięci. Niemniej przyglądał mu się przez dłuższą chwilę. Tu, na ziemiach Szkarłatnych ciężko było o urozmaicenie zwierząt latających. Niekoniecznie już mówiąc o przekąsce. Ale o samej możliwości wypatrywania czegoś na niebie. Bo tam gdzie ptaki, tam i spokój. Może nie licząc sępów.
One ze spokojem mają najmniej wspólnego.
Chyba że spokojem wiecznym.


RE: Samotne drzewko na wzniesieniu - Maya - 03-03-2015

Maya wysłuchała spokojnie, statecznie odpowiedzi Kahawiana, twardy kark raz zgiął się nawet w lekkim ukłonie - jednak zielone ślepia ciągle trwały zatopione w rubinie jego oczu i ani śmiały mrugnąć. Jakby jakieś dziwne wszystko zależało od tego, czy uwolni go od tego spojrzenia, czy też nie. To było chłodne spojrzenie, żeby nie powiedzieć zimne. Kamienna postawa samicy podkreślała jedynie, że ten wzrok miał swoje znaczenie, które bynajmniej nie powinno spotykać się z uśmiechem.
- Muszę z tobą porozmawiać. - Obniżył się pokiereszowany łeb, błysnęły ślepia.
Nie odczuwała potrzeby dodawania czegokolwiek. Ta rozmowa musiała odbyć się w cztery oczy, z dala od niepożądanych spojrzeń, uszu i domysłów. Raz jeszcze od Mai zabiła kamienna obcość i chłód, większe jednak nawet od tej Mai, którą poznali tak dawno temu. Trudno było to przeoczyć.
Spojrzenie zielonych ślepi wciąż było wycelowane w niego, jak wąż gotowe splunąć jadem, mimo, że samica nawet nie drgnęła.
Tak, jak zawsze twardo kroczyła po twardej ziemi, tak i teraz wolała wiedzieć na czym stoi.


RE: Samotne drzewko na wzniesieniu - Kahawian - 03-03-2015

Dwugrzywy nie umykał spojrzeniem na bok. Nie próbował też narzucać innego tematu rozmowy. I mimo że znał Mayę już dosyć długo i widział ją chyba zasadniczo w każdym możliwym nastroju, to nie pamiętał już, kiedy ostatnio bił od niej taki chłód. A co więcej, nie miał zbytnio pojęcia, o co mogło jej chodzić. Chyba że Ragnar znowu coś...
Z gardła samca wydobyło się ciche westchnięcie, po czym ten przytaknął lekko łbem. Musiał tylko jedną rzecz załatwić. Delikatnie chwycił zaspaną Busarę za luźną skórę na karku, po czym położył ją w głębokim zagłębieniu między korzeniami. Musnął ją nosem, prosząc o chwilę skupienia.
- Zostań tu chwilę, ja niedługo wrócę. Poczekaj tutaj.
Popatrzył jeszcze uważnie w rubinowe oczy córki, poczekał aż ta kiwnie łebkiem, że dotarło. Dopiero teraz musnął ją jeszcze jęzorem i zwrócił się do zielonookiej. Liczył, że nie będzie to długa rozmowa... nie chciał jej zostawiać długo samej.
Miękkim, bezszelestnym krokiem podszedł do niej, gdzieś poza umysł odrzucając cień bolących łap i grzbietu. Ogniste ślepia odpowiadały spokojem i opanowaniem.
- No to porozmawiajmy.


RE: Samotne drzewko na wzniesieniu - Maya - 03-03-2015

Dopiero, gdy oddalali się od drzewka Kahawian uwolnił się od tego spojrzenia. Maya spoglądała co jakiś czas w kierunku Busary. Ostatecznie jednak zielone ślepia znów mierzyły go - a raczej do niego - tym zimnym i niepokojącym wzrokiem. Sama lwica zatrzymała się blisko niego, zadzierała łeb, by patrzeć mu prosto w oczy.
Rzadko podejmowała się takiego ryzyka by wiedzieć.
- Nie lubię, gdy ktoś, kogo nie znam wie o mnie więcej niż powinien. - Rozbrzmiał jej znajomy, szorstki głos. - Nie lubię jeszcze bardziej-
Jasna smuga. Wyciągnięta łapa Mai zatrzymała się tuż przy policzku samca. Oparła się pazurami o jego policzek. Ukłuła delikatnie.
- -gdy wie to ktoś, kogo znam. - Pazury schowały się, jej łapa jedynie przejechała delikatnie po jego policzku, dziwnie pieszczotliwie.
Podniesiona łapa delikatnie nacisnęła mu na kącik ust, gdy opuszczała ją na ziemię.
- Znam ciebie. I powiem ci, że nigdy wcześniej mi się to nie zdarzyło. Ty jesteś pierwszy.
Lwica zmrużyła swoje zielone ślepia.
- I nienawidzę tego uczucia. - Wycedziła.
Dźwignęła się z ziemi, powiedziawszy mu to w same oczy, po czym oddaliła się od niego o kilka kroków. Ignorowała ból tylnej łapy, jednak gdy odwróciła się do niego znów po momencie, nie wiadomo było, czy krzywi się z bólu, czy też z innego powodu.
- Nie popełnię drugi raz tego samego błędu. - Nie wyjaśniając, co miała na myśli wyprostowała się, nie patrząc nawet w jego stronę, choć pewnie widział, w jakiej zamarła pozycji. Była gotowa zarówno wygodnie usiąść, jak i wygodnie stanąć do walki. - Wolałabym oczekiwać od ciebie, że zachowasz wszystko, co ci powiedziałam dla siebie. Chcę ci nie ufać.
Potem jednak przyszło westchnienie. Opuściła łeb, razem z nim rozluźniła kark i lekko cofnęła uszy.
- Ale nienawidzę tego, że nie mam innego wyboru. Czy rozumiesz, co mam na myśli?
Lwica nie spojrzała już na niego, choć wyprostowała się i znów zadarła łeb.
- Czy mogę ci ufać, młody?
Ostatnie dwa słowa nadeszły po bardzo długiej przerwie.


RE: Samotne drzewko na wzniesieniu - Kahawian - 03-03-2015

Ucho samca powoli skierowało się w jej stronę, podczas gdy czerwone ślepia bacznie lustrowały przez moment otoczenie. Wyglądało na to, że nawet mysz nie powinna być w tej chwili w zasięgu ich głosów. Czując, że rzeczywiście są sami, mógł dopiero skupić się na lwicy i jej dość... dziwnym zachowaniu. Znajomym, ale wciąż dziwnym. Nie drgnął nawet, gdy łapa z wyciągniętymi pazurami zbliżyła się na centymetr od jego policzka, ukłucie też nie sprawiło na nim większego wrażenia. Przez moment zachowanie płowofutrej przyciągnęło jego większość jego myśli, niemal pozwalając, by umknęły mu jej słowa. W duchu warknął cicho. To była inna rozgrywka, niż toczyli do tej pory, inna, niż odbyła się kiedykolwiek i której mógł się po Mai spodziewać. Rdzawy pysk przekręcił się delikatnie, zdradzając jego zainteresowanie, nie spuszczał z niej już wzroku.
Błysk zmartwienia pojawił się jednak w jego oczach, gdy się do niego ponownie odwróciła. Chyba już domyślał się, do czego mogła zmierzać. Nie zastanawiał się zbyt długo. Przeszedł kilka kroków, wyprzedził ją... zatrzymał się na chwilę. Dopiero po tych kilku sekundach zwrócił się do Mai i zniżył łeb tak, by ich spojrzenia znajdowały się na jednej linii. O czym myślał przez tą krótką chwilę...?
Ciszę zmącił jego niski, zachrypnięty głos.
- Już raz zadałaś mi to pytanie. Odpowiedź pozostaje niezmienna. Możesz.
"Czoło" samca zmarszczyło się minimalnie. Źródło rzeki mamy... lecz gdzie jest jej ujście...?


RE: Samotne drzewko na wzniesieniu - Maya - 04-03-2015

Rozsądniej byłoby skinąć łbem, zaakceptować fakty i odejść. Dla Mai zaufanie jako sam koncept było czymś niezrozumiałym. Z biegiem lat posiadła wszelką wiedzę, jeśli chodzi o techniki polowania, przetrwania, walki i treningu. Tak ciężko było jej jednak nauczyć się, przypomnieć sobie to, na czym polegało zaufanie, skąd brał się i co to był za błysk w oczach Busary, gdy przekonała się do starej, nieprzyjemnej lwicy. Nie potrafiła zaufać. A teraz, tak na dobrą sprawę, nie wiedziała nawet co odpowiedzieć. Sięgnęła po pierwsze, co przyszyło jej do głowy.
- Dobrze. Dziękuję. - Odpowiedziała dziwnym, sztucznym głosem.
Może i jej postawa była z kamienia, podobnie jak dumna, wyprostowana postura, ciężko było jednak nie zauważyć, jak się chwieje. Nie wiedziała co o tym wszystkim myśleć. Biło to od niej w każdym jej oddechu. Miała więcej niż jeden powód, by nie czuć się do końca pewnie w towarzystwie Kahawiana. Dopóki jednak szanował jej postawę, nie zamierzała zrobić żadnego ruchu - i nie zrobiła go nawet, gdy zrównał się z nią i spojrzał jej w oczy.
- Czego ode mnie oczekujesz?
Była chyba zbyt zajęta byciem Tą Wściekłą, Twardą i Poważną Lwicą, żeby kiedykolwiek zastanawiać się nad takimi rzeczami jak zaufanie.