Król Lew PBF
Kamienisko pod baobabem (tu na łomot) - Wersja do druku

+- Król Lew PBF (//pbf.krollew.pl)
+-- Dział: Tereny wolne (//pbf.krollew.pl/forumdisplay.php?fid=65)
+--- Dział: Na marginesie (//pbf.krollew.pl/forumdisplay.php?fid=85)
+---- Dział: Wątki zakończone (//pbf.krollew.pl/forumdisplay.php?fid=89)
+---- Wątek: Kamienisko pod baobabem (tu na łomot) (/showthread.php?tid=2367)



Kamienisko pod baobabem (tu na łomot) - Delilah - 28-03-2017

Cętkowa kocica spacerowała po okolicy bez większych planów, czy też zamiarów. Dzisiaj miała swój leniwy dzień, ciężko wypracowany zresztą. Ospale sunęła wprost do cienia pod ogromnym, starym drzewem. Gdyby nie czarne cętki, mogłaby być całkowicie niewidoczna w wysokiej, złotej trawie. Jednak tak dobrze mają tylko lwy, a ona zaś miała oczy dookoła głowy. Choć okolica wydawała się spokojna, to może być zgubne. Cicho mrucząc, podbiegła i pełnymi skokami wdrapała się na kamienie. Wybrała ten najlepszy według jej skromnego mniemania, a potem padła jak płaszczka. Przez chwilę czuwała, a potem przymknęła powieki.


RE: Kamienisko pod baobabem (tu na łomot) - Tyrvelse - 31-03-2017

Dumnym krokiem, niczym prawowity pan tych ziem, butny, grzywiasty król, pośród traw, kroczył on. Pysk wymalowany pewnością siebie, a na nim panował ironiczny, pogardliwy uśmieszek, niemal nieodłączna część jego mimiki. Błękitne ślepia obserwowały bystro otoczenie, szukając jakieś niewybrednej rozrywki, która poradziłaby sobie z nudą jego samotniczego życia. Błysk w jego oku podpowiadał, że owa rozrywka mogłaby dla kogoś innego wyjątkowo nieprzyjemna, lecz czy nie właśnie to stanowiło podstawę zabawy? Ostry kieł błysnął, gdy czarne wargi wygięły się jeszcze bardziej.
Zaś ta złota plama futra na szarej skale wyglądała zachęcająco...
Nieśpiesznie podszedł do kamieniska, nie odwracając swego wzroku od obcej. Jej zapach podpowiadał, że była lamparcicą, co nawet mu się spodobało. Z pewną szarą, cętkowaną pannicą bawił się całkiem nieźle, może ta samica będzie jeszcze lepsza? Jednak wyglądało na to, że ta jeszcze go nie zauważyła.
Zręcznym ruchem podniósł swą łapę, wysunął pazury i przejechał nimi po skalistej powierzchni. Rozdzierający dźwięk, raniący uszy, poniósł się po sawannie, i z pewnością nie ominął obcej panny. Gdyby tylko zechciała ona spojrzeć na sprawcę tego hałasu, spojrzałaby ona wprost w błękitne oczy niewinnie uśmiechniętego, lwiego młodzieńca, naznaczonego świeżymi bliznami, które z jego grzbietu chowały się wprost w brązowej grzywie, ale zdobiły również jasną klatkę piersiową.