Król Lew PBF
Święty spokój [Sadie, Malimau] - Wersja do druku

+- Król Lew PBF (//pbf.krollew.pl)
+-- Dział: Tereny wolne (//pbf.krollew.pl/forumdisplay.php?fid=65)
+--- Dział: Na marginesie (//pbf.krollew.pl/forumdisplay.php?fid=85)
+---- Dział: Wątki zakończone (//pbf.krollew.pl/forumdisplay.php?fid=89)
+---- Wątek: Święty spokój [Sadie, Malimau] (/showthread.php?tid=2479)



Święty spokój [Sadie, Malimau] - Sadie - 09-06-2017

Przeszłość bywa bardzo nieodgadniona. Szczególnie, kiedy próbuje się do niej powracać i w końcu… zaczynamy się zastanawiać nad tym, dlaczego zamiast właściwych kroków, postawiliśmy te niewłaściwe, potykając się i upadając. A każdy upadek niósł ze sobą konieczność podniesienia, co nie zawsze bywało łatwe. Czasem tonęło się w grząskim gruncie, a łapy odmawiały posłuszeństwa. Czasem chciało się w tym już po prostu pozostać i zdechnąć. I jednym z takich bagien, w które niegdyś Sadie wplątała się, były niedokończone sprawy z jej bratem. Malimau. Gdzie właściwie podziewał się jej brat w tej chwili? Najgorsze było w tym wszystkim to, że teraz… zachowała się zupełnie jak jej matka. Chociaż. Padme nie wróciła do tej pory. Skrzywiła się wyraźnie i rozejrzała dookoła w zamyśleniu, wodząc turkusowymi oczyma po okolicy. Obiecywała sobie kiedyś, że nie będzie taka jak matka. A suma summarum zrobiła dokładnie to samo co ona. Zostawiła swoje dzieciaki… chociaż przynajmniej w dobrych łapach. Klapnęła na ziemi, wzbijając w powietrze kłęby kurzu. Trawa pod jej łapami kusiła miękką jaskrawą zielenią. Cień wielkiego dęby otulał jej ciało, a morskie oczęta rozglądały się dookoła bez celu. Zastrzygła czekoladowym uchem i jej płuca miękko wypełniło rześkie powietrze. Sadie nie miała właściwie nikogo swego czasu. Dopóki nie przygarnęło jej stado. Księżycowi. Lwy, które pogodnie powitały ją w swych szeregach. Lwy, które nie przegoniły jej po powrocie. Uczucie żalu wywołanego sytuacją ze Święta Nowej Północy. I słowa Asury pobrzękujące żelaznym echem w jej głowie. Skrzywiła się na samo ich wspomnienie. „Ja nie mam matki. Nie udawaj, że nią jesteś!”. Ryk dziecka, który ściskał żalem jej serce. Zawiodła. Tak bardzo zawiodła… Zwiesiła nieco łeb, czując jak ciężar ostatnich wydarzeń przygniata mocno jej kark.


RE: Święty spokój [Sadie, Malimau] - Malimau - 14-11-2017

Czy to przypadek, czy przeznaczenie - ciężko było mu stwierdzić. Nie żeby wierzył w takie bzdury, takie bajeczki można serwować półrocznym lwiątkom, a nie takiemu lwisku jak on. Stos bzdur. Tak się jednak złożyło, że Malimau przebywał akurat w okolicy, w której postanowiła odpocząć jego siostra. I możliwe, że to myśli morskookiej kierowane ku cytrynkowi sprawiły, że łapy zaprowadziły go właśnie przed ten dąb, na tę polanę, którą wybrała sobie nieszczęśliwa matka na odpoczynek. Z początku nie dostrzegł siostry, nie wyłowił jej zapachu, nic - po prostu wszedł na polanę spokojnym krokiem i zaczął ją przemierzać. Niezbyt podobało mu się to miejsce, chciał jak najszybciej minąć tereny, wydawały mu się takie... Takie, z których trzeba spierdzielać jak najdalej. Ale czyjś szelest sprawił, że zamarł w bezruchu, lustrując otoczenie krwistoczerwonymi ślepiami. Zobaczył ją po dłuższej chwili - a właściwie jakiś kształt. Wyglądał, jakby pozjadał wszystkie nieszczęścia świata. Mruknął coś pod nosem i obrócił się dupą w kierunku postaci, zamierzając ruszyć dalej. Co go obchodziły cudze problemy. Nieszczęścia się zdarzają i tyle, przecież nie będzie ryczał nad każdym skrzywdzonym stworzeniem, czyż nie?
Ale coś mu nie pozwoliło. Obrócił łeb, spoglądając przez ramię na owy kształt. Nie wyglądał pocieszająco. Kuźwa, stary, weź się w garść.
A jednak nie! Obrócił się, po czym niechętnie podszedł bliżej i... Zamarł, czując, jak serce przeszywa mu straszliwy ból. Syknął mimowolnie, ale to było najmniej istotne. Sadie. Wyglądała naprawdę źle.
I gdzie ten Twój ojciec, s i o s t r z y c z k o?
- Co jest? - podszedł bliżej i burknął, patrząc na nią chłodnym spojrzeniem. Z góry. Nie usiadł. Mogła się w pierwszej chwili wystraszyć, nie rozpoznać go - od ich kłótni przybyło mu sporo masy, a i grzywa stała się pełniejsza. Wyrósł na wielkiego, silnego lwa, takiego, jakim był Moran.


RE: Święty spokój [Sadie, Malimau] - Sadie - 03-12-2017

Jak można byłoby nie czuć się wyjątkowo paskudnie, jeśli życie pokazywało takie a nie inne oblicze? Była zamyślona do tego stopnia, że w pewnej chwili nie zauważyła obcej obecności w pobliżu. Za dużo myśli. Za dużo potwornych myśli, które kłębiły się w jej głowie, roznosząc się po niej paskudnym echem. Miała wrażenie, że za moment pęknie jej czaszka od nadmiaru myśli. Poważnie starała się na nich nie skupiać za bardzo, ale to było silniejsze od niej samej. Złożyła po sobie uszy, jakby chciała się całkowicie zamknąć na wszystko dookoła. Ale przez zaciśnięte powieki i złożone uszy przebił się czyjś głos. Może już miała halucynacje? Podniosła nagle powieki i drgnęła jakby była gotowa do ataku. I kto wie, czy nie rzuciłaby się Malimau do gardła.
- Nie powinno cię to obchodzić nieznajomy - mruknęła niechętnie i podniosła się, chcąc obejść samca. Ale coś jej się nie zgadzało. Z odmętów jaźni wyłuskała spojrzenie dzikich krwistoczerwonych rubinów. Przyjemny zapach sierści brata. Ogon drgnął jej niepewnie, gdy zwróciła ponownie swe lico ku niemu skonsternowana chwilą. Ale odnalazła w tych rubinach znajome spojrzenie a wyraz jej pyska nieco złagodniał, chociaż ciało pozostało napięte. - Oh. Wybacz Malimau... Wyrosłeś. Zupełnie cię nie poznałam. - przyznała nieco spokojniej i nawet lekko się do niego uśmiechnęła. Wzruszyła barkami i powiodła wzrokiem po okolicy w zamyśleniu.
- Nic... zastanawiam się po prostu czy faktycznie nie miałeś co do tego wszystkiego racji - odparła mu nagle i poruszyła ogonem, pozwalając sobie zaraz potem z powrotem usiąść. Pamiętała doskonale jak się obydwoje pożarli. Tak długi szmat czasu wypełniony milczeniem. Właściwie... nie sądziła, że kiedykolwiek już go spotka. 
- Dobrze cię widzieć całego... - przyznała, podniósłszy na niego te morskie ślepia, które zresztą miała po ojcu.