Król Lew PBF
Rzeka - Wersja do druku

+- Król Lew PBF (//pbf.krollew.pl)
+-- Dział: Tereny wolne (//pbf.krollew.pl/forumdisplay.php?fid=65)
+--- Dział: Ziemie Zachodu (//pbf.krollew.pl/forumdisplay.php?fid=177)
+---- Dział: Czarna Rzeka (//pbf.krollew.pl/forumdisplay.php?fid=43)
+---- Wątek: Rzeka (/showthread.php?tid=56)

Strony: 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37


RE: Rzeka - Y'Nahel - 17-02-2015

Podniósł się z siadu i sam odszedł.

z/t.


RE: Rzeka - Kalani - 13-05-2015

Od ostatniego zebrania stada, które po raz pierwszy przeprowadził Kahawian, zakres obowiązków Kali nieco się zmienił. Busara była na tyle duża, że nie potrzebowała całodniowej opieki, co było na łapę jej rodzicielom. Mogła spędzać czas z Maoni i jej córką lub trwać przy Nyocie w Skalnej Wyrwie, gdzie zabawiała dwójkę jej maleńkich synów. Mają więcej czasu niż wcześniej, kawowa postanowiła pomóc Dwugrzywemu w jego stadnych obowiązkach i kiedy nie było potrzeby, żeby udać się na łowy, obserwowała uważnie, co się działo na Zachodnich Ziemiach. Granicami zajmował się przywódca, ale jeśli któryś intruz umknął jego bacznemu spojrzeniu, to musiał liczyć się ze spotkaniem z jego partnerką. O ile ta należała do najmniej konfliktowych lwów w tych częściach Krainy, to dla niechcianych gości nie potrafiła znaleźć ani krztyny wyrozumiałości.
Tak więc kroczyła teraz wzdłuż Czarnej Rzeki, wymierzającej niegdyś krańce Złej Ziemi i czujnie rozglądała się, szukając niebezpieczeństwa.


RE: Rzeka - Malimau - 13-05-2015

Kalani miała nosa. Wiedziała, gdzie iść. Nie mogła dostrzec intruza, ale jeśli podejdzie parę metrów bliżej, z pewnością poczuje zapach krwi, a idąc jeszcze dalej, zauważy zjedzonego praktycznie w całości młodego dik-dika. Najwidoczniej komuś polowanie się nie układało dość długo, że zjadł praktycznie całego zwierzaka. Kto wie, może też spotka łowcę, który aktualnie skończywszy posiłek, przeszedł kawałek drogi, docierając do rzeki i gasząc pragnienie. Młody, silny samiec. Może to on w oczach samicy zostanie potencjalnym kandydatem na ojca lwiątek Deyne? A może innych lwic? Nie wiadomo. Pewne było jedno - na terenach stada był intruz.


RE: Rzeka - Kalani - 14-05-2015

Była zdana wyłącznie na swój zmysł wzroku - wiatru nie było prawie wcale, więc zapach polującego na tych terenach młodzieniaszka wyczuła dopiero, kiedy ujrzała rozgrabione ścierwo dik-dika. Z truchła pechowego kopytnego pozostało niewiele resztek. Ten, który go złapał, musiał żreć go bardzo zachłannie. Kraina Czterech Stad obfitowała w zwierzynę, nikt nie odczuwał głodu. Intruz albo niezbyt długo przebywał na Zachodnich Ziemiach, albo był beznadziejnym łowcą. Biorąc pod uwagę fakt, że mimo przypuszczalnie wielkiego głodu, ten ktoś zdołał zabić tylko takie maleństwo, Kalani obstawała za drugą opcją.
Zaciągnęła się zapachem rogatego trupa. Smród krwi mieszał się z wonią, którą znała. Obraz jej właściciela nie przyszedł jej jednak na myśl i nie poznała go nawet, kiedy w oddali ujrzała żółtą sierść na jego zadku.
Samiec.
Bursztynowooka nie miała czasu mu się dokładnie przyjrzeć i nawet ocenić jego wieku. Sam widok przedstawiciela przeciwnej płci tak po prostu urządzającego łowy na ich terenie wyzwolił z niej najgorsze instynkty. To mógł być on. Ten, który skrzywdził Deyne.
Pomknęła do przodu, wydając z ciebie ostrzegawcze warknięcie. Nie mogła z góry zarzucać mu gwałtu na przyjaciółce, przecież nawet nie wiedziała, czy to on! Po paru chwilach szalonego pędu zatrzymała się na parę kroków od młodego, wlepiając w niego nieufne spojrzenie. Jeśli miał choć krztynę rozumu, to nie musiała się odzywać i sam ucieknie jej sprzed nosa.


RE: Rzeka - Malimau - 14-05-2015

Podniósł czujnie łeb, słysząc ostrzegawcze warknięcie. Czyżby kłopoty? Odwrócił się w kierunku, skąd pochodził dźwięk... Stając prawie oko w oko z samicą, która najwidoczniej nie miała zbyt przyjaznych zamiarów co do niego. Och, co za peszek.
- Przecież cię nie zjem - rzucił, oblizując pysk z wody jak gdyby nic. O nie. On nie czuł się intruzem. Swobodna, wręcz nonszalancka postawa, spojrzenie, które nie kryło w sobie strachu. Właściwie, brak skruchy.


RE: Rzeka - Kalani - 14-05-2015

Pewnie na takie zachowanie zareagowałaby dość intensywnie, żeby przepłoszyć zawadiakę. Miała jednak teraz chwilkę czasu, żeby móc się mu dokładniej przyjrzeć. Z pozoru był zwykłym młodzieńcem z nieco przyprószonym grzywą karkiem, śmiesznymi, zbyt dużymi uszami i dziwacznymi proporcjami ciała. Jednak po wstępnych oględzinach, Kali wyłowiła spojrzeniem dwie rzeczy, które dawały jej parę poszlak w drodze do znalezienia odpowiedzi na nurtujące je pytanie - skąd ona znała ten zapach? Ciemny, wyróżniający się od reszty ciała ogon i czerwone jak zasychająca krew ślepia powinny jej ułatwić szukanie rozwiązania. Było to i tak wciąż za mało, żeby odgadnąć miano nonszalanckiego jegomościa.
- Musiałbyś być doprawdy paskudną bestią, żeby żywić się niczym kanibal - odpowiedziała. Pazury nadal trwały w gotowości, ale mimika jej pyska zelżała i wydawała się być może i nawet trochę przyjazna.
- Ale nie znam cię i nie wiem jakie masz nawyki ani jakie masz zamiary, młodzieńcze. Obawiam się, że te ziemie ostatnio dowiadywały się o istnieniu jedynie wrogo nastawionych przybyszy. Dlatego jeśli nie masz poważnego powodu, żeby tutaj przebywać, to lepiej stąd odejdź zanim przywódca przybędzie na patrol tej części naszych ziem.
Postąpiła parę kroków do przodu, żeby stanąć nieco w bok od samca.
- Cały czas mam jednak wrażenie, że skądś cię znam. Kim jesteś? Szukasz tutaj czegoś?


RE: Rzeka - Malimau - 14-05-2015

Zastrzygł uchem, słuchając słów Kalani. I to powinna być wskazówka dla lwicy - w pierwszej chwili samica mogła tego nie zauważyć, ale ten istotny szczegół był. Pędzelki. Czarne pędzelki na uszach. Tylko nieliczne osobniki miały tak osobliwy znak, a ostatni opuścił tą krainę niecałe półtorej roku temu. Lwisko stwierdziło jednak, że po pełnym posiłku niewygodnie jest stać. Klapnął dupskiem na ziemię, wlepiając spojrzenie we lwicę. Zignorował monolog lwicy, kwitując go jednym krótkim stwierdzeniem.
- Peszek - jaka szkoda, że intruzi, którzy wkraczali na te ziemie, nie byli zbyt przyjaźni - Mówiłem ci już, nie zjem ciebie. Nie interesują mnie lwice ani strącanie przywódcy ze stołka - dodał po chwili. Na resztę pytań zaś... Po prostu, przekrzywił łeb, spoglądając na lwicę - Mama zawsze mówiła, żeby nie rozmawiać z nieznajomymi. Czemu miałbym mówić ci cokolwiek?


RE: Rzeka - Kalani - 14-05-2015

- A nie mówiła ci jeszcze, że nieznajomym się nie ufa? Tak samo ja nie ufam tobie, chociaż twierdzisz, że nie zamierzasz wyrządzić stadu szkody - odpowiedziała wykorzystując jego ostatnie słowa. - Skoro tak się jej słuchasz, to wcale nie powinno cię być na ziemiach cudzego stada. I na twoim miejscu nie naśmiewałabym się z cudzego nieszczęścia. Nigdy nie wiesz, kiedy dotknie ciebie.
A może się to stać za parę minut, kiedy Kahawian złoi twój zadarty nos, smarkaczu, dodała w myślach. Kto by pomyślał, że w jej główce siedzą takie myśli? Klapnęła na tyłku, na przeciw niego. Nie odpuści tak łatwo.
Wtem jej spojrzenie spoczęło na pędzelkach, tych czarnych, wystających w górę pędzelkach na uszach, które widziała w życiu parę razy. Ostatni raz sterczały na uszach małej, żółtej kulki - wtedy, paręnaście ładnych miesięcy temu, w termitierze, kiedy owe futrzaste coś szukało swojej mamy i nie wiedziało, gdzie się podziać. Wtedy też to ona zajmowała się nim i to jej zaufał. Jaki ciekawy obrót przybrały sprawy, że teraz ofukiwał ją z lekceważeniem.
- W sumie racja, nie musisz mi o tym mówić. Już wiem, kim jesteś.
Mina na jej pysku stężała, a ona zmrużyła nieco oczy. Jesteś kolejnym małym gnojkiem, który po latach wraca do mamusi.


RE: Rzeka - Malimau - 16-05-2015

- Cóż. W tej chwili jej słowa na niewiele się już zdadzą - mruknął, kwitując jej słowa o wzmiance o matce. Niczego więcej nie powiedział. Pominął także kwestię nauk o śmianiu się cudzych krzywd. Banały. Jakoś im nikt nie chciał pomóc i nie płakał nad im losem, gdy było potrzeba, czemu miałby robić to samo w kierunku jakiś obcych osób? Stek bzdur. Zamierzał jakoś to skomentować, po czym ugryzł się w język.
- Ok, ok. Czaję. Nie ufasz mi, i dobrze. Ja nie ufam tobie, to też dobrze - uderzył ogonem o ziemię, wzbijając w powietrze kurz. Dopiero na następne słowa lwicy... Zmarszczył pysk w grymasie zdziwienia. Przygryzł wargę, przechylając łeb w lewo, badając lwicę wzrokiem. Nie kojarzył jej.
- No proszę, proszę - cmoknął językiem - Kim zatem jestem?
Po czym... Po prostu usiadł, wyprostowany... Zero głupich min, spojrzeń. Po prostu, patrzył na lwicę, skupiony.
Najwyraźniej chciał się czegoś dowiedzieć.


RE: Rzeka - Kalani - 19-05-2015

Tak już w życiu było - zrób dla kogoś coś dobrego, zapomni cię w oka mgnieniu. Ale uczyń mu krzywdę, nawet błahą, nieznaczącą nic, a będzie patrzył na ciebie krzywo całe swoje życie. Wypuściła nosem powietrze w wyrazie rezygnacji - zrobiła to jednak na tyle dyskretnie, by młody nie zwrócił na to uwagi.
- Malimau - odparła po prostu, jakby to była najbardziej oczywista oczywistość. - Jesteś, a może byłeś, synem Padme.
Nie miała pojęcia, co przydarzyło się jego matce. Od tamtego spotkania w termitierze widziała ją raz, może dwa. Sądziła, że zabrała Sadie i jego braciszka ze sobą, ale teraz, po paru miesiącach, on zjawia się tutaj sam. Kalani nie widziała innego powodu powrotu niż odwiedziny u błękitnookiej łowczyni. Może żółtofutry samczyk zniknął przed odejściem partnerki byłego władcy i to właśnie on był przyczyną, dla której rozstała się ze stadem?


RE: Rzeka - Malimau - 22-05-2015

Uniósł brew w geście zdziwienia. Byłeś? - Pfech. Śmierć, wygnanie, wydziedziczenie. Jakie to ma znaczenie? Zawsze będzie się czyimś dzieckiem. Nadal JESTEM synem Padme - mruknął, naprostowując tok myślenia lwicy. Nie wyglądała na młodą. To czemu myślała w tak prymitywny sposób? A może po prostu była głupia? Owinął sobie ogon wokół łap i wyprostował się nieco, nadal patrząc na lwicę - Czyli znałaś moją matkę - mruknął, bardziej do siebie niż do lwicy. Pokręcił głową, jakby udając myślącego mędrca, który ocenia lwicę - Cóż, pytanie kim ty dla niej byłaś. Tak, domyślam się. Pewnie chciałabyś wiedzieć, co się z nią stało - po czym urwał, odwracając nieco pysk - Ja też.
O ile wcześniejsze słowa nie miały w sobie zbyt wiele emocji, praktycznie wcale, tak ostatnie. Były inne. Poprzednie, cedzone wolno, naumyślnie, nieco podkolorowane ironią.
Ja też. Cichsze, wypowiedziane... W tych słowach Kalani, jeśli dobrze się przysłuchała i znała się na lwach, umiała czytać między wierszami, mogła odczytać maskowany smutek. Pysk samca ani na chwilę się nie zmienił. Żaden mięsień nie drgnął. Nawet nie mrugnął, wypowiadając te słowa. Nic nie zmienił w swojej postawie, tuż po chwili znów patrzył na lwicę wzrokiem nieskrywającym uległości czy skruchy.
A jednak, dwa słowa. Dwa słowa z zamaskowanymi uczuciami.


RE: Rzeka - Kalani - 22-05-2015

Podniosła pytająco brew, a uprzednio spokojnie leżąca końcówka ogona zaczęła drgać. Rozmowa z tym naburmuszonym szczylem coraz bardziej ją irytowała. Młody, niedoświadczony gówniarz, który uznał, że pozjadał wszystkie rozumy. Jeszcze chwilka, a i jej puszczą nerwy.
- Wolałabym wiedzieć, czemu ciebie nie było - wycedziła wreszcie. - Gdybyś nie opuścił stada, nie musiałbyś jej teraz szukać. Ba, może by wcale nie odeszła?
Wstała.
- Padme zawsze trzymała się na uboczu, nie dzieliła się z nami swoimi problemami. Nie mam powodu, żeby wciskać nosa w jej sprawy. Odeszła - wyraźnie miała ku temu powód i żadna z nas nie ma nawet prawa dociekać, czemu wybrała inny los niż pozostanie przy nas. To twoja misja. Ja ci mogę w tym jedynie pomóc.
Prychnęła głośno.
- O ile w ogóle potrzebujesz czyjejś pomocy, bo odnoszę wrażenie, że jesteś zbyt błyskotliwy, by potrzebować takiej starej, durnej, prawiącej morały lwicy jak ja. Mam rację?
Kalani nie zamierzała pakować się w pomoc Malimau. Nie, jeżeli ma być traktowana jak ścierwo. Owszem, ciekawiły ją losy partnerki dawnego przywódcy, ale nie zamierzała uzyskać tej wiedzy kosztem swojej godności. To jej syn miał zabiegać o pomoc i zaufanie, nie ona. A jeśli ona mu nie ufa, to żadna inna lwica na Zachodnich Ziemiach nie posłuży mu pomocą.


RE: Rzeka - Malimau - 27-05-2015

Jego źrenice rozszerzyły się, słysząc wzmiankę o stadzie. Stadzie? Zaraz, zaraz, jakim stadzie? Otworzył paszczę, przez chwilę po prostu wpatrując się w Kalani, jakby była duchem. - Nie należałem do żadnego stada. Nigdy nie należałem, nigdzie! - zaprotestował gwałtownie. Poruszył niespokojnie wąsami. Nie podobało mu się to, co robiła ta kawowa lwica. Z pewnością nigdy nie zależał, do żadnej grupy. Matka nigdy mu o niczym takim nie mówiła. Czasem opowiadała jedynie o Złej Ziemi - Malimau nawet pytał się, dlaczego nie są ze stadem. Zawsze odpowiadała wtedy, że to stado upadło na długo przed narodzinami samczyka. Później - nie miała już żadnego stada. Żadnego. Westchnął cicho. - Odszedłem z tych terenów wraz z matką. Dopiero daleko poza tymi terenami... Właściwie nie wiem do końca, co się stało. Pewnego dnia obudziłem się, ale jej obok nie było. Sądziłem, że może poszła polować, lubiła zajmować się tym o poranku. Pokręciłem się trochę po okolicy, bez wyraźnego celu. Ale godziny mijały i ona nie wracała. Od tamtej pory wędruję i jej szukam - właściwie nie dał sobie sprawy, kiedy zaczął mówić. Po prostu mówił. Normalnym głosem, bez ironii, bez drwiny. Bez niczego. Kiedy skończył, po prostu zawiesił wzrok na lwicy. Milczał.


RE: Rzeka - Kalani - 29-05-2015

Miło po tylu miesiącach dowiedzieć się, że lwica, z którą dzieliła legowisko, miała ją za nic. Gdyby błękitnooka traktowała ich jak, wtedy jeszcze Świtezian, za rodzinę, z pewnością wpoiłaby swojemu synkowi, jak wielką wartością jest przynależność do jednej wielkiej familii, jaką jest stado. Tymczasem młody wypierał się jakichkolwiek kontaktów z zamieszkującą tę ziemię grupą. I właśnie dlatego był taki zły i sfrustrowany.
Gdyby wiedział, że ma dokąd wracać i że ma miejsce, do którego należy, z pewnością nie borykałby się teraz ze swoimi problemami.
- I pomyślałeś, że może wróciła tutaj? - stwierdziła szeptem. Łagodniejsze spojrzenie ponownie padło na milczącego samca.
- Jak już wiesz, twojej mamy tutaj nie ma. Nie widziałam też nigdzie twojej siostry, więc to nie jest dobre miejsce do poszukiwań. Nie mam żadnych tropów, nie wiem, gdzie nawet mógłbyś dalej szukać.
Wypuściła gwałtownie nosem powietrze i spojrzała na ziemię. Ta sprawa cuchnęła paskudnie i kojarzyła jej się z czymś, co kiedyś opowiedział jej Dwugrzywy.
- Twoja matka... Ona mogła pójść szukać Morana - stwierdziła, nie patrząc mu w oczy. Pamiętała tamtą sytuację sprzed księżyców, kiedy roztrzęsiony, zgubiony maluch z przerażeniem wpatrywał się w grzywiastego partnera kawowej. Mówił coś o ojcu, o jego zaginięciu i o smutku Padme. Brzmiało to tak, jakby nie mieli zbyt dobrych kontaktów. Nie zamierzała w to wnikać.
- Nie wiem, jak wiele prawdy ci przekazała. Byłeś wtedy bardzo mały, mogłeś tego nie zrozumieć. I ja nie do końca tą sytuację rozumiem. Ponoć Kudłacz zginął podczas wyprawy po medykamenty dla stada podczas Wielkiej Zarazy.
Oczywiście, że wiedziała o tym zajściu. Zniknięcie poprzedniego przywódcy było tajemnicze, nie było wykluczone, że miało coś w związku z tamtą epidemią. Kto wie, może odkrywszy zioło, które uleczyło Kahawiana i Ragnara, wcześniej do kogoś należało, i zabierając je Moran komuś się naraził?
- "Zginął" - zbyt wiele powiedziane. Wieczorem zasnął, rano się nie zbudził, a kiedy na miejsce przyszedł jego brat, ciała nigdzie nie było. Może Padme nie wierzyła w jego śmierć i poszła go szukać na własną łapę. A może sama padła ofiarą tamtych okoliczności... Bardzo mi przykro, Malimau, ale jeśli taka jest prawda, to ciężko będzie ją odnaleźć. Nawet nie wiemy, gdzie Moran znalazł tamte zioła i do kogo tamte tereny należą, a ani posłańca, ani królewskiego brata w tym stadzie od dawna już nie ma. Jestem prawie pewna, że odpowiedzi można szukać w tamtych rejonach. Przecież mama nie zostawiłaby cię bez opieki z własnej woli.
Podeszła do przodu, stając krok przed Malimem. Jeśli tego było mu trzeba, mógł użyć jej jako ściany płaczu, a ona by nie protestowała. Podzieliła się z nim swoimi podejrzeniami i powinien to docenić. Teraz, kiedy się przyznał, że ze stadem nic go nie łączy, nie miała żadnego powodu, by mu pomagać. Po szopce, którą tutaj odstawiał, powinien być wdzięczny, że nie rozorała mu pazurami tyłka.


RE: Rzeka - Malimau - 30-05-2015

//Uwaga, niecenzuralne słownictwo!//

W miarę, gdy lwica kontynuowała swój monolog, jego pysk wykrzywiał się coraz mocniej w grymasie wściekłości i gniewu. Mimowolnie napiął mięśnie. Słyszał dudnienie swego serca w głowie, tępe, pulsujące. Czuł też uderzenia gorąca, w uszach szumiało nieprzyjemnie. Cholera jasna! Warknął złowrogo i zamachał nerwowo ogonem. W pierwszej chwili chciał kawowej zarzucić, że kłamała, ale nie przerywał jej. Im dalej kontynuowała swój monolog, widział jedno. Nie kłamała. Za dużo faktów się zgadzało. Kalani wiedziała, jak miał na imię, czyim był dzieckiem, wiedział, że ma siostrę. I jeszcze znała imiona jej rodziców. Za dużo faktów, by mogła sobie wyssać historyjkę z palca. Milczał. Cały czas milczał, nawet gdy kawowa skończyła. Czuł, jak zaschło mu w gardle, przełknął nerwowo ślinę.
Moran. Gnojek.
Tak, matka opowiadała mu nieraz o nim. O ojcu. Od zawsze nie lubił go. Jako dzieciak, to był czysty strach, niechęć. Widział, że za każdym razem, kiedy Padme mówiła o nim, jej oczy były takie... Smutne. Tulił się, łasił. Przynosił jej myszki, żabki - uśmiechała się leciutko, ale oczy nic się nie zmieniały. Cały czas głęboki smutek. Często poprzedzony złością, nienawiścią, żalem. Mimowolnie właśnie o tym pomyślał. O smutnych oczach matki, sylwetce, która miała w sobie coś przygnębiającego. Widać było, że to lwica po przejściach. Nawet on to czuł. A może, zwłaszcza on to czuł.
- Skurwiel - wysyczał złośliwie. Kiedyś tego lwa po prostu nie lubił. Skrzywił się, czując pulsujący ból w głowie. Jak on śmiał? JAK? Nie dość, że zostawił matkę, raz rozbijając rodzinę, to teraz przyczynił się po raz drugi do tego? Może i miał powód. Może i uratował parę istnień. Może i stado było mu wdzięczne.
Ale na pewno nie był mu wdzięczny jego własny syn. Nienawiść targnęła jego ciałem, wykrzywiła pysk w przerażającym grymasie. Błysnęła także w czerwonych ślepiach. Ślepiach koloru krwi. Nic dziwnego, że Kalani w tym momencie patrząc na niego, mogła mimowolnie spiąć mięśnie, czekając na atak.
- Pieprzony dupek - warknął, czując, jak po policzku spływa mu ciepła łza. Jego ciałem targnął gniew, znajdując swoje ujście. Potrząsnął wściekle łbem, po czym... Ryknął, wkładając w to całą swoją złość, całą nienawiść, która się w nim gromadziła. Jedno trzeba było mu przyznać - miał młody głos. Przez dłuższy czas milczał, dysząc. Czuł ciepłe łzy, ale nie zwracał na nie uwagi. To już nie miało znaczenia. Legł na ziemi, nic sobie nie robiąc z lwicy.
Doskonale rozumiał słowa samicy. Nie miał zbyt wielkich szans na odnalezienie matki. Mógł szukać całe swoje życie, a ostatecznie skończyć z niczym. Źle się czuł, gdy przez parę miesięcy kręcił się w miejscu, gdzie ostatnio ją widział. Stał się jeszcze bardziej chamski i zgorzkniały, niż był dotychczas. Lwa wystawionego na samotność powoli dopada szaleństwo. Wbrew ich naturze były samotne wędrówki.
Teraz jednak cała jego aura chamskiego lwa prysła. Nie chciał mówić nic. Rzucił lwicy przepraszające spojrzenie, wiedział, że mógł ją wystraszyć. Nie powinien też ryczeć na cudzych terenach. Ściągał tym samym niebezpieczeństwo na siebie. Doskonale czuł mocny, intensywny zapach uryny należącej do jakiegoś samca. Teraz jednak nie robił sobie nic z tego. Nie obchodziło go to.
Przyjrzyj się, Kalani.
Czy aby nie tak wyglądało kiedyś małe, żółte lwiątko, które szukało mamy w termiteriach?