Król Lew PBF
Jaskinia Medyka - Wersja do druku

+- Król Lew PBF (//pbf.krollew.pl)
+-- Dział: Tereny wolne (//pbf.krollew.pl/forumdisplay.php?fid=65)
+--- Dział: Ziemie Zachodu (//pbf.krollew.pl/forumdisplay.php?fid=177)
+---- Dział: Czarna Rzeka (//pbf.krollew.pl/forumdisplay.php?fid=43)
+---- Wątek: Jaskinia Medyka (/showthread.php?tid=57)



RE: Jaskinia Medyka - Busara - 26-04-2015

Półroczna lwiczka w końcu miała nieco więcej wolności, którą z chęcią wykorzystywała do zwiedzania terenów stada i organizowania sobie w głowie wszelkich możliwych ścieżek, jak na przyszłego strażnika przystało. Miała w pamięci niedawne spotkanie wszystkich lwów stada na skale i pojawienie się nowej postaci. Pamiętała, że miała jasne futro, niebieskie oczy... i chyba na imię Laja. Miała zamiar odwiedzić ją już kilka godzin po spotkaniu, ale powstrzymała ją matka. Kazała jej dać kilka dni dla lwicy na oswojenie się z sytuacją i nowym miejscem. I młoda zgodnie z obietnicą czekała... ale nie miała też zamiaru czekać zbyt długo. Było mówione kilka dni i kilka dni trzymała.
Teraz młode łapki w równym tempie uderzały u ziemię, kierując rudą w stronę jaskini medyka. Chyba tam jeszcze nigdy nie wchodziła...
Zatrzymała się kilka kroków przed... w końcu nie wiedziała, czy ktoś tam jest. No i przecież nie wolno wchodzić do czyjegoś domu bez pozwolenia.
- Hop hop, jest tam kto?


RE: Jaskinia Medyka - Laja - 26-04-2015

Czas mijał. Jak stary zegarmistrz doglądał starzejącego się pod jego okiem świata, poprawiając tylko zrazu swoje szkiełko i oko. Widział sukcesy, widział porażki, widział susze, deszcze i burze, widział życie i śmierć. Wiedział, że lwów, którym gasnął płomień ich życia było więcej, znacznie więcej od tej jednej wychudzonej lwicy, podnoszącej pomału głowę na czyjeś wezwanie. Słyszał jej krótkie, przecięte potężnym ziewnięciem:
- Tak.
Widział jej kruche, zmęczone łapy, rozpaczliwie i niezachwianie utrzymujące cielsko w pionie. Widział kołyszący się na jej piersi amulet, po chwili uspokojony delikatnym dotykiem. Widział również jej uśmiechający się pysk i na wpół przymknięte, smutne ślepia, gdy czekała na niespodziewanego gościa. Nie obudziła się jeszcze. Myślami wciąż była pod zimną i chłodną skałą, gdzie spędziła ostatnie dni, budząc się tylko po to, by zasnąć, śpiąc tylko po to, żeby się obudzić.


RE: Jaskinia Medyka - Busara - 26-04-2015

Słysząc krótkie potwierdzenie swoich przypuszczań, powoli, nieśmiało weszła do środka. Przystanęła chwilę, czekając aż jej ślepka przywykną do panującego w wielkiej jaskini mroku. Przezeń dopiero po chwili dostrzegła sylwetkę poszukiwanej lwicy.
-Salve- przywitała się cicho.
Zapach suchych ziół przytkał jej nozdrza na dłuższą chwilę, co zupełnie zaskoczyło młodą. W zasadzie... nic nie wiedziała o byciu medykiem i tak dalej. Ot tyle, że są rośliny, które mogą pomóc na różne rzeczy i na tym jej wiedza się kończyła. Ale kto wie, może kiedyś się tym zainteresuje.
Teraz jednak nie interesowało jej medykowanie, a nowa lwica. Przyzwyczaiwszy się do ciemności, podeszła już znacznie bliżej do Lai i przysiadła kilka kroków od niej.
- Jestem Busara... a pani Laja, tak?
Czerwone ślepka legły na znajomym kamyku, a pyszczek drgnął lekko. Tata zdążył jej powiedzieć, że wujek nie żył... jednak lwiczka nie do końca mogła zrozumieć o co chodzi. Mówił o kręgu życia i tak dalej... ale po prostu nie rozumiała. Może potrzebowała więcej czasu.


RE: Jaskinia Medyka - Laja - 26-04-2015

Laja bardzo szybko przywykła do przyjemnego, dziecięcego głosu Busary. Coś w niej zadrżało, obudziło się pod wpływem tego głosiku, nakazując uśmiechnąć się dobrotliwie, nieco szerzej.
- Zgadza się. - Pokiwała głową, przytknęła łapę do piersi. - Witaj, Busaro. Bardzo miło mi ciebie poznać. - Przywitała się z nią na tyle ciepło, na ile potrafiła, uprzejmie skinąwszy jej łbem. Słowa przychodziły jej na język jakby same, bez udziału skołatanego serca i spękanego rozumu. - Proszę, mów mi Laja. Za niedługo mnie przerośniesz. - Wyprostowała się, a miły uśmiech na jej pysku kontrastował z jej ślepiami jeszcze wyraźniej. Przeciwstawienie stało się nieco mniej dostrzegalne, gdy lwica usiadła już normalnie, podpierając się obiema łapami.
- Czy jest coś, w czym mogę ci pomóc? - Zapytała Busary, przyglądając się uważnie. Kojarzyła ją z wyglądu, choć jej zapach nie był jej znany. To była jedna z lwiczek z tego stada - nie miała wątpliwości.


RE: Jaskinia Medyka - Busara - 26-04-2015

Po raz pierwszy cień niepewności został zastąpiony delikatnym uśmiechem. Ciężko przecież było być tak bardzo poważnym przy kimś, kto właśnie się uśmiechał. Tylko tata tak umiał... ale to i tak na długo mu się nie udawało. Chyba, że był w złym nastroju... wtedy mama zawsze ją wołała. A ostatnio częściej bywał taki, nawet kiedy był z nią i starał się to ukrywać. Robiła wszystko o co ją prosił, była grzeczna, tak jak ją prosiła Kalani. Ale martwiła się o ojca... wiedziała, że coś było nie tak. Dzisiaj był na patrolu z Nuru i Damają, mówił jej. Obiecał też, że jutro zabierze ją ze sobą...
Musiała przyznać, że sposób w jaki mówiła lwica robił na niej wrażenie. Mówiła dużo i tak... przyjemnie.
Lwiczka zaśmiała się, słysząc uwagę Lai. W zasadzie miała przecież trochę racji- w końcu niebieskooka była dorosła, a ona tylko dzieckiem. No i była to druga samica, do której miała mówić po imieniu. Maya chyba będzie zaskoczona. Z nieskrywaną już ciekawością przyjrzała się jasnej. Była młoda, na pewno młodsza niż ciocia Dey. Może jest w tym samym wieku, co Maoni? No i była szczupła, bardzo szczupła. Powinna coś zjeść.
- Chyba nie... chciałam cię poznać.
Uśmiechnęła się lekko i na moment znów nieśmiało odwróciła wzrok.
- Powinnaś coś zjeść... mama i ciocie były na łowach, zdołały coś złapać. Jesteś głodna?


RE: Jaskinia Medyka - Laja - 26-04-2015

Jedynie Kahawian wiedział o tym, przez co przechodziła ta wygadana, miła lwica. Jeszcze miesiąc temu była dużą, silną, dobrze odżywioną samicą, która potrafiła sobie czasem nawet pozwolić na lenistwo. Teraz była wychudzonym, mizernym cieniem siebie samej. Jakby głęboko schowała tę prawdziwą Laję, kiedy rozmawiała z Busarą, jednak lwiątku jako pierwszemu udało się poruszyć tą skorupą.
Śmiech.
To był dźwięk, o którym Laja całkowicie zapomniała. Patrzyła z uwagą na to, jak radość targa ciałkiem Busary, jak siłą wdziera się do jej błyszczących oczek. Zapomniała, jak to się robi. Uśmiech zatańczył na pysku lwicy - lecz inny od poprzednich. Gdzieś głęboko w środku zdziwiła się w niej krztyna dawnej duszy, że jej właścicielka potrafiła jeszcze powiedzieć coś zabawnego. Przede wszystkim jednak, jakby kierowana zapomnianymi przyzwyczajeniami Laja położyła się naprzeciw Busary, uspokojona i gdzieś w głębi smutnego ducha zadowolona, że to ciekawość sprowadziła tu lwiczkę - nie konieczność.
- To bardzo miłe z twojej strony - odpowiedziała jej - jednak wolałabym nie naprzykrzać się innym, a już zwłaszcza twojej mamie.
Wtedy Laja zdobyła się na pierwszy szczery, świadomy gest. Puściła do małej Busary oczko, po czym uśmiechnęła się szeroko, na moment zapominając o krysztale trosk.
- Z przyjemnością opowiem ci coś o sobie, droga Busaro, ale muszę ci najpierw zadać jedno pytanie; mam nadzieję, że wybaczysz mi zmianę tematu. - Wyraz na jej pysku zmienił się. Pojawiła się na nim troska, zastanowienie. - Czy twoja mama wie, że jesteś tutaj, ze mną? Nie miałam okazji porozmawiać z żadną z lwic odkąd przyprowadził mnie tutaj Kahawian i byłabym pewnie nieco spokojniejsza, gdybym wiedziała do kogo się zwracać.
Czuła się odpowiedzialna za zdrowie i bezpieczeństwo małej Busary, mimo tego, że widziała ją po raz pierwszy. Nie widziała się z żadną z lwic, nie opuściła nawet tej jaskini na dłużej niż pół godziny. Poznała raptem fragmencik terytorium i gdyby musiała odprowadzić małą do domu, nie miała żadnych złudzeń: miałaby z tym kłopot.
Te wszystkie troski, a także Busara, jej obecność i pytania, które zadawała sprawiły jednak, że Laja całkiem zapomniała o amulecie i chwili w której go posiadła. O rozmowie z Kahawianem i o jej skutkach. I choć było jej wciąż źle, nie zachowanie Busary wydobywało z niej kawałek po kawałku starą Laję, o istnieniu której wszyscy zapomnieli.


RE: Jaskinia Medyka - Busara - 28-04-2015

Lwiczka pokręciła szybko łebkiem.
- Nic by się nie stało. Mama mówi, że w stadzie wszyscy trzymają się razem. A zwłaszcza lwice... w końcu muszą się zgrać, skoro mają polować potem jako grupa. No i samemu to tak dziwnie jest.
Spuściła nieco łebek i zerknęła na Laję ciutkę zmieszana. W końcu to nadał była dla niej obca samica, a ona z nią rozmawiała. Była nową częścią stada, którą młódka chciała poznać... ale nie do końca wiedziała, jak może się zachować. Ten mały gest ze strony niebieskookiej spowodował, że Busara nieco bardziej się ośmieliła. Pytanie jasnej również nie sprawiło już takiego problemu.
- Tata wie, mówiłam mu o tym.
Spojrzała na wyjście, jakby Dwugrzywy miał zaraz pojawić się za jej plecami. Powinien być o tej porze gdzieś przy wzgórzu...
- A moja mama to Kalani. Ma trochę... inne futerko. Kolorem przypomina bardziej piasek. I oczy jaśniejsze od moich.


RE: Jaskinia Medyka - Laja - 28-04-2015

- Na tym właśnie powinno polegać stado, droga Busaro.
Laja uśmiechała się teraz do niej praktycznie bez przerwy, ze spokojem, z pewnością i ze świadomością. Rozmowa z tym berbeciem wprawiła ją w nieco lepszy nastrój, nawet, jeśli miał przeminąć. To była bardzo cenna lekcja dla niej, dlatego podświadomie jej połamane serce chciało choć odrobinę odwdzięczyć się małej Busarze za jej towarzystwo.
- Stado to nie tylko identyfikowanie się z jakąś nazwą, czy czyimś imieniem. To tylko słowa, a ze słowa można zbudować zarówno prawdę, jak i kłamstwo. Liczy się to, czego nie widzą oczy i nie słyszą uszy. Liczy się to, co czuje serce. Jeśli wiele serc czuje dokładnie to samo: wtedy właśnie mówimy o prawdziwym stadzie.
Zerknęła ponownie na lwiczkę, do tej pory żywo gestykulując i wpatrując się gdzieś ponad nią. Teraz błyszczały znów do niej lazury jej ślepi.
- Jak widzisz, droga Busaro, skoro znajduję się tutaj, to widocznie wiele jeszcze muszę się nauczyć o twoim stadzie. Tak się jednak złożyło, że twój tato to wspaniały lew i nie mogłam mu odmówić, kiedy poprosił mnie o to, abym wsparła was swoją wiedzą i umiejętnościami. - Skłoniła się delikatnie. Mówiła dużo, mówiła płynnie, a jej miły głos był jak pieśń o rzekach, o górach, o kwiatach i jeziorach. - Obawiam się jednak, że moją pamięcią wesprzeć was nie mogę, gdyż nie pamiętam twojej mamy, mimo tego, że prawdopodobnie widziałam ją już kiedyś. - Uśmiechnęła się, jakby wstydliwie. - Obiecuję ci jednak, że nadrobię zaległości. Wygląda również na to, że moja skromna osoba zaskarbiła sobie zainteresowanie wielkiej lwicy i wielkiej łowczyni i zaszczytem będzie dla mnie opowiedzieć ci coś o sobie.
Bawiła się wypowiadanym słowem, nadawała mu brzmienie, dźwięk, melodię. Nawet w rozmowie z lwiątkiem, naprzeciwko którego położyła się teraz, zakładając łapę na łapę i przypatrując się jej uważnie.
- Czy jest coś szczególnego, czego chciałabyś się o mnie dowiedzieć, droga Busaro? - Zapytała.


RE: Jaskinia Medyka - Busara - 02-05-2015

Z zapartym tchem słuchała potoku słów, który wydobywał się z pyska jasnej lwicy. Nie widziała i nie słyszała jeszcze czegoś takiego... mogła godzinami jej słuchać. Jedyny minus tej sytuacji polegał na tym, że zanim zdołała zadać jedno pytanie, w jej głowie wyskakiwało setki następnych, zwłaszcza, że Laja nie dawała jej nawet chwili, by mogła się wtrącić. W zasadzie... może tak było lepiej. Jakby nie patrzeć, gdyby Busara miała czas o wszystko się zapytać, najpewniej nie opuściłyby groty przez najbliższych kilka lat.
Niemniej jednak, skoro już została o to zapytana...
- Czy możesz mi powiedzieć coś o Lwiej Ziemi?
Zakazany owoc zawsze kusi.
Ojciec nie był w stanie zbyt dużo powiedzieć jej o tej zielonej krainie. Owszem, znał imię dwóch najsłynniejszych władców swego czasu. Nie mógł jednak powiedzieć jej, kto tam teraz jest i jak wyglądają te ziemie. A lwiczka była posłuszną córką...
Nie odważyła się złamać zakazu Kahawiana.


RE: Jaskinia Medyka - Laja - 02-05-2015

Na pysku Lai zatańczył następny już uśmiech. Teraz uśmiechała się już dużo i często, z pogodnością równie ulotną, co chmury sunące po niebie, które pojawiały się i znikały wedle swojego życzenia. Cieszyła się obecnością lwiczki, która zupełnie nieświadomie stała się jej ukojeniem - lekarstwem na ciążący na jej piersi kryształ.
- Z wielką przyjemnością, moja droga. - Ukłoniła się przed nią. - Możesz uznać, że stamtąd właśnie pochodzę - wyjaśniła - mam nadzieję, iż nie będzie to nadużyciem w twoich oczach, gdyż to właśnie stamtąd wyruszyłam, nim trafiłam tutaj.
Gdzieś głęboko w niej smutne wspomnienie starło się z teraźniejszością, w której nie chciała odrywać się od lwiczki i jej pytań.
- Obawiam się jednak, że temat Lwiej Ziemi jest równie rozległy co sama Lwia Ziemia, droga Busaro. - Zaczęła Laja, uśmiechając się. - Dlatego proszę, nie gniewaj się na mnie, kiedy odpowiem Ci na Twoje pytanie moim własnym pytaniem: od czego powinnam zacząć moją opowieść?
Drgnęły jej jasne uszy, poruszył się długi ogon samicy. Spojrzała ciepło na Busię, oczekując odpowiedzi z uśmiechem na pysku.


RE: Jaskinia Medyka - Busara - 29-05-2015

Oczka lwiczki błysnęły jaśniej. A więc Laja była Lwioziemką! Może kiedyś powie jej, jak tam jest... w końcu z daleka to nawet pięknie wyglądało. Jak wyglądał ich przywódca? W końcu jeśli jej stado takiego miało, to i tamte musiało mieć.
Wiele pytań krążyło w makówce młodej lwiczki i zapewne zdołałaby zadać pierwsze z nich. Może też zdążyłaby odpowiedzieć na pytanie niebieskookiej lwicy.
Gdyby nie głos matki, który spowodował, że rude uszy drgnęły zaskoczone. Przecież miała być na polowaniu.
Zamknęła otwarty z zaskoczenia pyszczek, po czym uśmiechnęła się przepraszająco do Lai.
- Chyba muszę już iść... ale jeszcze przyjdę. Może ty przyjdziesz do nas? Będzie dobrze.
Uśmiechnęła się szerzej po czym krótkim "do widzenia" pożegnała się z medyczką.

z.t


RE: Jaskinia Medyka - Giza - 14-06-2015

Z polecenia Kahawiana ruszyła w drogę do Jaskini Medyka w celu spotkania się na chwilę z Lają. Albo raczej podrzucenia jej znajdy. Nie była pewna czy znała drogę do jaskini, niemniej mniej więcej wiedziała gdzie ma jej szukać. Pokierowała się nad rzekę, wiedziała, że to gdzieś tutaj musi być. W końcu dostrzegła wejście do niej i przyspieszyła kroku. Była jedną z łowczyń i zależało jej na szybkim powrocie w celu pomocy innym lwicom w polowaniu. Teraz traciła czas na to, by Makari nie pałętał się nikomu pod łapami i nie wzbudzał niczyich negatywnych emocji.
Giza wkroczyła do jaskini i dostrzegłszy jasną lwicę postawiła Makariego na ziemi. Spojrzała na piaskową uśmiechając się lekko.
- Witaj - skinęła jej głową i podeszła do niej, żeby otrzeć się o jej kark w geście lwiego powitania. - Kahawian prosił, żebym przyniosła go do ciebie. Jest lekko ranny, może to przez hieny? Goniły go aż do granicy naszych ziem.
Pchnęła nosem małego w stronę Lai a potem skierowała swoje kroki do wyjścia.
- Nie będę wam przeszkadzać, zresztą mam trochę do zrobienia... - powiedziała. - Przyjdę po niego za jakiś czas. Jak będzie z nim wystarczająco dobrze zabiorę go znów do Kahawiana. Pójdę już.
Nie sądziła, że dobrym pomysłem byłoby przeszkadzanie medykowi i pacjentowi. Dlatego poszła sobie.

zt


RE: Jaskinia Medyka - Laja - 14-06-2015

Kiedy wspominałam tamten dzień po jakimś czasie, zdałam sobie sprawę z tego, że to był chyba pierwszy dzień w tym stadzie, z którego byłam prawdziwie zadowolona. Jaskinia, którą - jak się później dowiedziałam - dostałam w spadku po samym królu Ragnarze, choć była bezpieczna, była również taka zimna, ciemna i pusta. Samotnie spędzałam tutaj dnie i noce, mam wrażenie, że czasami zapominałam nawet jeść. A już na pewno zdarzało mi się cały dzień wpatrywać w ten kryształ.
Cieszyłam się, że był ze mną, choć nie potrafiłam zapomnieć, dlaczego był na mojej piersi. Nic nie potrafiło zastąpić prawdziwego towarzystwa - a nie miałam go za wiele praktycznie od chwili, w której Kahawian poprosił mnie o pomoc.
Tymczasem tego jednego, dziwnego dnia spotkałam się najpierw z uroczą Busarą, a później z Gizą, która przyniosła mi malucha do opieki. Pamiętam, że podniosłam się wtedy na równe łapy - widziałam przecież, że z malcem było coś nie tak. Nie zdążyłam jednak się mu dobrze przyjrzeć, gdy szara znalazła się przy mnie.
- Witaj, droga Gizo. - Przywitałam się z nią. Prawie już zapomniałam, do czego mógł służyć dotyk. Byłam wdzięczna szarej lwicy, że postanowiła mi o tym przypomnieć, lwicy ze stada, które przecież nie miało obowiązku o mnie w ogóle pamiętać.
Wtedy przyjrzałam mu się nieco dokładniej. Nie wyglądał najlepiej - nosił na sobie wszak trochę ran i zadrapań, które nie były dla malucha niczym przyjemnym. Pochyliłam się nad nim, obejrzałam. Zauważyłam, że potrzebował odrobiny zapewnienia, że wszystko będzie dobrze - uśmiechnęłam się więc do niego.
- Cześć, mały. Nie bój się. - Powiedziałam, najspokojniej, jak tylko potrafiłam. Nic mu nie groziło, to prawda, ale jeśli za jego stan faktycznie odpowiadały hieny, nie zdziwiłabym się, gdyby ścigały go także w jego koszmarach. Wiedziałam o tym więcej, niż komukolwiek odważyłabym się przyznać. - Nie martw się, z nami będziesz bezpieczny. Choćbyś szukał, nie mogłeś trafić lepiej.
Byłam wdzięczna Gizie, że przyprowadziła go właśnie do mnie. Tutaj mogłam zadbać o niego odrobinę. Nie byłam ślepa, widziałam przecież, że te zadrapania to najmniejsze z ran, którymi musiałam się zająć. Widząc, że samica zbiera się do wyjścia skinęłam jej głową na pożegnanie.
- Dobrze. Będę oczekiwać twojego powrotu, droga Gizo. Do zobaczenia!
Kiedy szara lwica oddaliła się i opuściła grotę, mogłam spokojnie zająć się moim nowym gościem. Nie chciałam zaczynać od razu od zabierania się za jego rany. Maluch na pewno był przestraszony, musiał najpierw oswoić się z tą grotą. I ze mną. Uśmiechnęłam się do niego i pochyliłam się przed nim, żeby nie musiał zadzierać zmęczonego łebka.
- Mam na imię Laja. - Przedstawiłam się. - A ty? Jak masz na imię?


RE: Jaskinia Medyka - Makari - 14-06-2015

Lewek czuł się nadal nieswojo na nowych terenach, lecz wyczuł, że raczej już nic mu się tutaj nie stanie, był wdzięczny, tym którzy otoczyli go opieką i się o niego zatroszczyli do tej pory. Giza niosła go w pysku w jakieś nieznane mu tereny z resztą wszystkie te okolice były mu obce. Giza weszła do jakiejś jaskini w której Makari nie czul się za dobrze. W tej jaskini było ciemno i zimno przez co lewek czuł się źle. Do tego w cieniu leżała jakaś lwica której Makari się potężnie wystraszył, lwica jako tako nie wyglądała strasznie, ale które małe lwiatko by się nie wystraszyło gdy nagle z cienia ni stąd, ni zowąd wychodzi ci ciemna sylwetka, której nigdy się na oczy nie widziało. Giza przywitała się uroczo z lwicą, ta nie mniej odpowiedziała z uśmiechem. Szara postawiła Makariego na ziemi i przysunęła go bliżej "zjawy" (tak ją ujął Makari w swych myślach gdy zobaczył cień). Lwice chwilę pogadały, Giza mówiła coś o jego ranie na ramieniu myślała, że to hieny go tak urządziły ale ona nie zna prawdy. Szara poszła i coś mówiła, że po niego wróci Makari nie zbyt słuchał o czym mówiły bo był z deczka rozkojarzony. Lwica przywitała się z nim a Makari jej odpowiedział tak jakby się jej w ogóle nie wystraszył, ale nadal rozglądał się po jaskini.
-Dzień Dobry. Jestem Makari.
Odpowiedział z gracją i szacunkiem do lwicy, lecz zaraz po tym zaczął tłumaczyć pochodzenie ran.
-Te rany...one... nie zrobiły mi ich hieny... to... mój tata... był wściekły... wygnał mnie... one właśnie to oznaczają... tyle że ja nie zrobiłem nic złego... ja... tylko zepsułem polowanie... stwierdzili że nie nadaję się na króla... i... mnie wygnali... moja mama... poszła ze mną... ale te hieny... dopadły ją... broniła mnie... kazała mi się schować w krzakach... a ona sama z nimi walczyła... i one ... ją... zabiły...ona nie miała szans...podszedłem do niej po wszystkim...wydukała ostatnie słowa... kazała mi wziąć chustę... wziąłem ją... mówiła, że dzięki niej zawsze będzie przy mnie...- mówił tak jakby każde kolejne słowo sprawiało mu dwa razy większy ból od poprzedniego i faktycznie tak było.
- trzy dni później... te hieny mnie znalazły... zacząłem uciekać i dotarłem tutaj, one same mi nic nie zrobiły. - Lewek gdy tylko przypominał sobie o tym co się stało, chciało mu się płakać, ale przysiągł sobie że będzie silny, dla swojej mamy. Usiadł spokojnie, przetarł oczy i spojrzał na lwicę.


RE: Jaskinia Medyka - Laja - 21-06-2015

Przyznam szczerze, nie spodziewałam się, że malec otworzy się tak szybko. Chociaż z każdym następnym słowem dziwiłam się coraz mniej - też chciałabym wyrzucić to wszystko z siebie, jak najszybciej. Na wszystko co święte. Kiedy go zobaczyłam, ledwie parę minut wcześniej, a nawet wtedy, kiedy tak ładnie się przedstawił, w życiu nie powiedziałabym, że maluch miał za sobą taką historię.
Nie wiedziałam co odpowiedzieć. Nie znałam chociaż jednego słowa, które mogłabym wypowiedzieć. Tak bardzo zaskoczyło mnie wyznanie Makarego, że na chwilę zapomniałam w ogóle o oddechu. Każde jego kolejne słowo było jak kolejne uderzenie w samą pierś, zwłaszcza, gdy patrzyłam w te jego zaszklone niebieskie oczy.
Wyciągnęłam do niego łapę, przytuliłam do siebie, jak tylko mogłam. Był jeszcze taki mały, niewykluczone, że z wiekiem o tym wszystkim zapomni, jeśli tylko dobrze się nim zaopiekujemy - ale ja nie zapomnę. Jak to możliwe, że los potrafi drwić nawet z dzieci, z tak małych i niewinnych istot? Nie mogłam pozwolić, żeby był z tym wszystkim sam. Przeszedł w końcu tak dużo. Być może tak jak Simba przed wielu laty będzie potrzebował swojej własnej dżungli i paczki przyjaciół, którzy pozwolą mu zapomnieć i nie opuszczą go, gdy do tego wróci.
Teraz, przede wszystkim, potrzebował jednak mnie. Rzuciłam jedynie kątem oka na ten kawałek skóry, który nosił na swojej szyi. Ostatni podarek od jego ukochanej matki. Nie mogłam nie zaopiekować się jej synkiem.
- Makari. - Przycisnęłam go do siebie nieco mocniej. Chciałam powiedzieć, że jest już bezpieczny, że musi odpocząć, ale koniec końców nie wydusiłam z siebie nic. Chciałam mu powiedzieć, żeby się wypłakał, bo jeśli ich nie wypuści, to te łzy długo go nie opuszczą, ale nie potrafiłam powiedzieć nic, gdy myślałam o tym, co go spotkało.
Tak wiele stracić, a nie zacząć nawet żyć.
Nie potrafiłam dłużej wstrzymywać oddechu. Poczułam ukłucie w piersi.
Ivy.
Amulet kołysał się na mojej szyi. Pamiętam. Nie zapomnę. Zatrzymałam go łapą. Pogłaskałam potem Makarego po główce, ujęłam delikatnie jego pyszczek i spojrzałam mu w oczy.
- Dziękuję, że mi o tym powiedziałeś. Ale teraz spróbuj już nie myśleć o tym więcej. Jestem tutaj z tobą i nigdzie się nie wybieram, mały. - Zapewniłam lwiątko. - Na pewno jesteś bardzo zmęczony.
Miałam nadzieję, że Makari przynajmniej spróbuje usnąć. Ten koszmar nie opuści go na pewno, a już na pewno nie tak szybko. Nie mógł być teraz sam, ale lepiej byłoby dla niego, gdyby choć na chwilę mógł o tym wszystkim nie myśleć. Mogłabym też wtedy na spokojnie zająć się jego ranami.
Nie byłam jednak medykiem na tyle dobrym, żeby zajmować się ranami, które mógł leczyć tylko czas.