Król Lew PBF
Zakole i czarny kamień - Wersja do druku

+- Król Lew PBF (//pbf.krollew.pl)
+-- Dział: Tereny wolne (//pbf.krollew.pl/forumdisplay.php?fid=65)
+--- Dział: Ziemie Zachodu (//pbf.krollew.pl/forumdisplay.php?fid=177)
+---- Dział: Czarna Rzeka (//pbf.krollew.pl/forumdisplay.php?fid=43)
+---- Wątek: Zakole i czarny kamień (/showthread.php?tid=58)

Strony: 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31


RE: Zakole i czarny kamień - Mino Eive - 21-10-2013

Pffff. A co ją obchodziło towarzystwo tutejszych lwów? Jakoś nie specjalnie by jej na nich zależało. A co do podziału ról w stadzie.. Ona by się tylko nadawała aby się wylegiwać i dostawać wszystko prosto pod nos. Po co coś robić, skoro inni wokół ciebie harują? Nie odparła jednak na to lwic, zastępując słowa chłodnym wyrazem pyska, którym ją w tym momencie obdarzyła. A niech sobie myśli o niej co zechce, nie zależało jej na zdaniu obcej osoby.
Na następne słowa Deyne również nie odpowiedziała, acz była zadowolona, że musiała zmusić ją do zgodzenia się z jej słowami. Niby to nic nie znaczyło, ale każda okazja, by zrobić jej na złość napełniała bordową pewnego rodzaju dumą.
Gwałtownie zwróciła łeb w stronę Nauhela, który, nie powiem, zszokował skamieniałą Mino swoją odpowiedzą, jednak rzecz jasna- maska zimnej złośnicy nadal nie znikała z jej facjaty, co idealnie przykrywało jej ogólne zdziwienie. Znowu nic nie odparła, zwracając pysk ku Nyocie, zabierającej właśnie głos.
- Tym razem, choć równie niechętnie, to ja muszę się z tobą zgodzić.- wycedziła, mając na myśli oczywiście kwestie przyjaźni. Po cóż komu przyjaciele? Prędzej czy później i tak cię kopnie w dupę, zostawiając za sobą jedynie bolesne wspomnienia.
Woń obcego samca zdradziła jego obecność, kiedy ten jeszcze pił wodę, po drugiej stronie rzeki. Minosza natychmiastowo poczęła szukać wzrokiem jego centrum, co udało jej się dość szybko, najprawdopodobniej ze względu na jego jasną sierść, tak różną od krajobrazu dawnej Złej. No proszę, młoda mamusia wezwała potajemne posiłki? Parsknęła śmiechem, kiedy przyuważyła ich cichą rozmowę. Ciekawe, jaki zamach planują? Drugi raz wróciła wzrokiem do Nauhela. Ciekawa postać, co Eive bystrze zauważyła. Można by się z nim chyba nawet dogadać, nie? Fe, nie. Lepiej działać na własną łapę.


RE: Zakole i czarny kamień - Metody - 22-10-2013

Spod półprzymkniętych powiek odprowadził złotooką łagodnym spojrzeniem aż do łap ich opiekunki, uśmiechając się do małej pokrzepiająco. Gdy lwica odpowiedziała na jego powitanie, ten podniósł na nią swój wzrok, który to przybrał na trzeźwości, dając do zrozumienia młodej matce iż usłyszał, co było skierowane do jego osoby. Za to na parsknięcie bordowej samicy skomentował jedynie przelotnym rzutem oka w jej stronę.
Zrobił krok w stronę kociąt, lecz póki co nie widział większej potrzeby, by w bardziej wyraźny sposób pokazać fakt, że są pod jego protekcją, a i każdy, kto tylko waży się je skrzywdzić gorzko tego pożałuje. Nie. Po prostu sobie stał i pilnował, niczym niańka.
Ponownie objął spojrzeniem całe towarzystwo, śledząc najdelikatniejsze oznaki relacji między znajdującymi się tu osobnikami. Lwice wyraźnie żywiły do siebie niechęć, lecz jakże komiczny wydawał się znachorowi stosunek lamparta do całej tej sytuacji i wrogości kocic wobec niego. A nawiasem mówiąc, jakież to różne persony można spotkać w tak krótkim czasie na swej drodze. Jeden narzeka w duchu na gadulstwo szaraka, drugi natomiast twierdzi, że ten jest mrukliwy. Chyba źle też odebrał kontrolne spojrzenia w jego stronę. Czy były one rzucane spode łba? Nie powiedziałby. Choć może sam sobie nie zdawał sprawy jak zgorzkniał ostatnim czasem? Och, bez przesady, nie mogło być z nim aż tak źle. Prawda?


RE: Zakole i czarny kamień - Shiya - 22-10-2013

Młoda postawiła uszy. Niby dlaczego Metody ma ich pilnować? Co, sami sobie nie dadzą rady? I o czym oni teraz rozmawiają, o co im w ogóle chodzi? Biedna Shiya nie dostrzegała w tym wiele sensu. Leżała tak jak wcześniej, z czasem coraz bardziej uspokajając oddech. Łypała znudzonym spojrzeniem po wszystkich tu obecnych, na dłużej zatrzymując wzrok na Ni, której zerknięcie zdołała wyłapać oraz Shi, który najwyraźniej nie czuł potrzeby komentowania sytuacji.
Zdziwiło ją, że i Nahuel postanowił się położyć - czyżby zmęczył się drogą tutaj? A oni, zamiast należycie go ugościć, wolą być dla niego niemiłe. Dlaczego tak?
Cała sytuacja była nietypowa i bezsensowna, a gepardzicę wprawiała jedynie w irytację - głównie dlatego, że nie pozwalano jej odegrać w niej żadnej roli. Ma tak tu sterczeć i tyle, tak? Ile jeszcze?
Niespodziewanie znów obudziła się w niej tęsknota za Ragnarem. On się Szyszkami interesował przez caaały czas, to znaczy, aż oddał je pod opiekę Ni. Kiedy to było... Obraz szarego powoli zatapiał się w odmętach pamięci cętkowanej panienki, acz na pewno nie na tyle, by raz na jakiś czas nie zastanawiać się nad tym, kiedy znów się spotkają.


RE: Zakole i czarny kamień - Nahuel - 27-10-2013

Przedłużająca się cisza ze strony samic sprawiła, że Nahuel stracił zainteresowanie i zaczynał się po prostu nudzić - choć zarazem wciąż czuł, że w zaistniałej sytuacji tkwi duży potencjał i nie chciał go odpuścić. Nawet, jeśli nie był pewien, do czego ten potencjał.
Poruszył się więc, poprawiając ułożenie łap, i odezwał przyjaźnie do szarego samca.
- Jak ci mija dzień, protektorze?
Blizna na boku nosa zmarszczyła się, gdy uniósł wargi w niedużym, miłym uśmiechu. Lampart poza tym spoczywał spokojnie, nie wadząc nikomu. A jeśli miał odejść, wystarczyło go o to poprosić; ciekaw był, czy tutejsi spróbują w ogóle tego prostego rozwiązania, czy spróbują go obejść lub podkusić. Kibicował tej drugiej opcji. Dostarczała mu więcej radości.


RE: Zakole i czarny kamień - Metody - 27-10-2013

Tak... prawdą jest iż ta cisza stawała się można rzec, że i nawet nieznośna. Wodził wzrokiem od lwicy do lwicy, nie wiedząc w zasadzie cóż to miałoby się takiego stać, by on musiał wielce kociaków pilnować. Lampart nie zdawał się przedstawiać sobą większego zagrożenia, a i bordowa ku niczemu raczej nie zmierzała. Owa dwójka na cel obrała sobie chyba jedynie pokpiwanie z reszty, bądź odgryzanie się za postawę tego drugiego. Całe to napięcie, wymiany krótkich zdań i spojrzeń do niczego nie prowadziły, a męczyły kogoś takiego jak modrooki, co zwykle czasu nie miał na kłótnie i żywienie zawiści, nie mówiąc już o czymś takim jak mniej czy bardziej niewinnych dogryzkach. Westchnął cicho ponownie nie widząc nadziei na to, by sam mógł jakkolwiek sprawę rozwiązać, by stosunkowo szybko powrócić do chorego. Brak wiedzy kto tu kim jest, jakie mógł mieć motywy a i jakie relacje żywią do siebie nawzajem z jakich powodów, doskwierał samcowi. Gdy cętkowany zadał mu pytanie, ten podniósł na niego wzrok i ciemne uszyska, dziwiąc się iż ktokolwiek tu może wykazać zainteresowanie jego samopoczuciem.
-Dość pracowicie, acz w miarę przyjemnie-uśmiechnął się kącikiem warg, czując coraz to więcej jako takiej sympatii do obcego, z racji iż ten jako jedyny z trójki, do której siwogrzywy dołączył, miał sobie za nic postawę lwic. Zdrowe podejście.
-Jednak wolałbym już być nazwany niańką niżeli protektorem. Owa nazwa... nie kojarzy mi się najlepiej-sapnął, wciąż nie zmieniając pogodnego wyrazu pyska, a zastrzygł jedynie uchem.
Zerknął na Ni nie wiedząc nawet cóż to ona może chcieć osiągnąć. Pozbyć się tychże osobników z owego terenu? Prawdopodobne. Czemu więc w sumie nie poczyni ku temu jakichś znaczących kroków?


RE: Zakole i czarny kamień - Nahuel - 27-10-2013

O, a to już wzbudziło uwagę Nahuela.
- A dlaczego?
Spytał, nie kryjąc ciekawości w głosie. Zdawałoby się przecież, że samce wolą być tarczą broniącą słabszych i tak dalej - tak przynajmniej zachowywali się ci, których znał, na czele z własną rodziną i ojcem, który stanowił dla niego wzór. Nieustępliwi, silni, ale mający szacunek dla tych, których chronią. Rola niani - czyli kogoś miękkiego, kto miał łagodnością i cierpliwością zaleczyć rany - rezerwowana była dla samic, które zdawały się odnajdować w niej o wiele lepiej.
Metody tymczasem wyraźnie wyglądał na samca, nie wypominając nikomu, co miał pod ogonem.
Czy w takim układzie jaśniejsza z lwic postrzegała siebie jako obrończynię tych młodych?
- Czy chodzi tylko o słowo, czy o coś głębszego?

...to kto je karmił?


RE: Zakole i czarny kamień - Metody - 27-10-2013

Jego ogon poruszył się parę razy, szary ponownie zastrzygł uchem, po czym wypuścił powietrze przez nos.
-Niefortunnie mianem "protektorów wolności" nazwało się pewne ugrupowanie z mych rodzinnych stron, przez których to ja i wielu innych potraciło swe rodziny jedynie ze względu na pochodzenie z takiego czy innego rodu.-wyjaśnił spokojnie, wieńcząc swą wypowiedź uśmiechem, za którym kryło się tym razem pogodzenie z przeszłością.
-Od tamtego czasu pod słowem niańka kryje się dla mnie więcej godności niżeli pod protektorem.
Nie dziwota. Z resztą mając tak liczne potomstwo pewnie i nie raz stawał się niańką, gdy jego partnerka pełniła królewski urząd. Niby oboje byli władcami, lecz to ona prawdziwie pochodziła z rodu Białych, więc jej przynależała rola reprezentacyjna.


RE: Zakole i czarny kamień - Deyne Nyota - 27-10-2013

Wzrok jasnej lwicy przesuwał się spokojnie po znajdujących się dookoła postaciach. Póki co nie zanosiło się chyba na nic... faktem jest, że przybycie Metody'ego sporo zmieniło. Bordowa działała jej silnie na nerwy- gdyby były tylko we dwie, zapewne w ruch poszłyby kły i pazury. Jednak Dey nie mogła zostawić młodych bez opieki, w końcu, nie wiadomo o co lampartowi może chodzić. Poczuła na sobie pytające spojrzenie szarego. Wiedziała, że tak dłużej być nie może.
Gdy oba samce wymieniły między sobą kilka zdań, zdecydowała się w końcu wtrącić.
-Nie wiem czy wiecie, czy też nie... Znajdujemy się na terenach stada Szkarłatnego Świtu. Póki co nas nie namierzyli. Mam zamiar powiedzieć, że o ile mi wiadomo, obcy są tu niezbyt mile witani.- powiedziała cicho.
Z jednej strony może nie było to nawet złe rozwiązanie. Ale z drugiej strony...

//Brak weny Przepraszam. :(//


RE: Zakole i czarny kamień - Mino Eive - 31-10-2013

- Może są może nie. Ale czy nazwiesz obcym kogoś, kto przyszedł na tych ziemiach na świat, kiedy to jeszcze Zła Ziemia, miała tu swoje imperium?- zapytała, mierząc Nyotę chłodnym, zdystansowanym spojrzeniem, olewając całkowicie dwóch samców i ich rozmowę. Przyszyła tu do niej- oni, są jedynie niechcianym dodatkiem. Przynajmniej tak to wszystko postrzegała bordowa. A póki żaden z nich nie robi kroku na przód, Mino nie musiała się o siebie martwić.


RE: Zakole i czarny kamień - Deyne Nyota - 02-11-2013

Jak to jedna lwica może działać na nerwy... Dey zewnętrznie zachowywała spokój, ale w jej wnętrzu aż kipiało. Czy ta bordowa za cel życiowy postawiła sobie umilanie wszystkim życia?! I czemu to ona do jasnej ciasnej musi na nią wpadać? Na Mino padło obojętne spojrzenie dwukolorowych oczu. Nie da mendzie tej satysfakcji.
- Nie mogę powiedzieć czy kłamiesz, czy też nie. Faktem jest, że nie należysz do tego stada. A co ma wspólnego do tego miejsce gdzie się urodziłaś? Czy jesteś na tyle naiwna, że fakt pochodzenia stąd uchroni cię przed konsekwencjami...?- spytała cicho.


RE: Zakole i czarny kamień - Frigg - 02-11-2013

Naburmuszona Frigg zignorowała wytłumaczenie mamy i usiadła z niezadowoloną miną. Szare są szare, nie są moim rodzeństwem - brzmiał werdykt intelektu kociaka. Popatrzyła na nie spod zmarszczonego czoła i chwała na wysokościach, że jej blade ślepka spoczęły na szyszkach tylko na moment, bowiem wionął od nich taki chłód, na jaki mogła się zdobyć tylko zazdrosna o matkę lwiczka. Trybiki w jej małej główce pracowały na zwiększonych obrotach, próbując poukładać wszystkie te nowe wiadomości; o tatusiu, który był, ale jakby go nie było, o białogrzywym lwie z cętkami, o mamie i bezpieczeństwie w jej objęciach... i o gepardziątkach, które szeptały coś do siebie, a ona nie miała zamiaru ich słuchać.
Później do ich czwórki dołączyła obca lwica, a wraz z nią zawitało wszechobecne zdenerwowanie. Zarówno ze strony mamy, jak i ze strony kociąt. Frigg nie poruszyła się; twarda, nieustępliwa. Zmieniła jednak zdanie na widok dziwacznego nakrapianego stwora, który pojawił się i zaczął mówić głosem głębokim, dźwięcznym, melodyjnym. Wtedy przysunęła się bliżej mamy, poszukując w jej bliskości ochrony. Jednak słuchała lamparta uważnie, z przekrzywioną główką i choć niewiele potrafiła zrozumieć z wywodu dorosłych, postać Nahuela robiła na niej wrażenie. Gdy wśród zebranych pojawiło się poznane wcześniej lwisko, ta poczuła się w pewien sposób skrępowana, otoczona. Mała wśród wielkich kotów... Ale na Metodego zerkała co chwila zaczepnie, czekając aż on złapie jej spojrzenie i uśmiechnie się, na co ona będzie mogła odpowiedzieć równie szczerym uśmiechem. Gdy niecierpliwość wezbrała w niej nieznośną falą, wspięła się na tylne łapki i oparła przednimi o potężną łapę-kolumnę mamy, wydając z siebie żałosne miauknięcie, znaczące ni mniej ni więcej, że potrzebuje zastrzyku maminej uwagi.


RE: Zakole i czarny kamień - Nahuel - 02-11-2013

- A obrońca? Czy z tym słowem również wiążą się nieprzyjemne konotacje?
Oczywiście, że musiał drążyć - zwłaszcza, że samice pogrążone były w rozmowie ignorującej ich istnienie. Po chwili zadecydował, że pasuje mu taki układ; lwy mieszkające na tych ziemiach wykazywały się niefrasobliwością, która spotęgowana przez tyle mu znanych sytuacji zdawała się już być zaufaniem. Czy może ufnością? - ufnością w to, że bez sprowokowania nie należy spodziewać się ataku ani obrazy. Że obcy zachowają się kulturalnie, respektując prawa gospodarzy, że można spotykać się na spornych terenach, nie kończąc każdego z tych zejść rozlewem krwi.
Kto wie - może to rzeczywiście było możliwe?

- Wiemy doskonale, dziękuję za troskę.
Kiwnął łbem Deynie, komentując jednak jej słowa. Wtedy też zauważył spokojną do tej pory samiczkę, która najpierw posyłała natarczywe spojrzenia Metodemu, a później oparła się o łapę... hm, porównajmy umaszczenie i charakterystyczne elementy budowy... matki. Chyba tak.
- Zdaje się, że młoda dama jest zainteresowana twoją uwagą, niańko.
Uśmiechnął się pod adresem Metodego. W tonie lamparta nie było kpiny.


RE: Zakole i czarny kamień - Deyne Nyota - 02-11-2013

Z ciszy wyrwało ją zachowanie małej. Dey mogła się domyśleć, że i Maishy niezbyt pasuje cała ta zbieranina. Szczerze powiedziawszy, ona miała po dziurki w nosie czekania na pojawienie się Szarego. Jeszcze trochę to i Szyszki go zapomną. A i niebieskooka w końcu ojca poznać musi.
W odpowiedzi na pisk córki, nachyliła ku niej głowę i jęzorem przesunęła po jej łebku.
- Już stąd idziemy.- szepnęła do niej pocieszająco.
"Rozmowa" z Mino zajęła jasną na tyle, że nie była świadoma toczącej się między samcami rozmowy. Z resztą, co za różnica...
Poczekała chwilę, aż cętkowany skończy mówić.
- Wygląda na to, że my będziemy się już zbierać. Do zobaczenia- mruknęła w stronę Nahuela.
Łapą delikatnie popchnęła przed siebie całą trójkę kociąt. Przypomniała sobie jeszcze o jednej personie. Zwróciła się z lekkim uśmiechem do Metody'ego.
- Dzięki za wszystko. I uważaj na siebie.
Powoli ruszyła w znanym sobie kierunku, uważnie pilnując, czy maluchy znajdują się w odpowiedniej odległości- czyli na wyciągnięcie łapy.
A bordową miała po prostu w nosie.
z.t.


RE: Zakole i czarny kamień - Metody - 02-11-2013

Ech, dlaczego samice tak często mają ciągoty ku sprzeczkom? Może jednak wkrótce to przerwać? Hm? Powrócił wzrokiem do niebieskookiego. Bezgłośny, ciepły śmiech wypełnił jego pierś.
-Obrońca jest jak najbardziej w porządku-uśmiechnął się pogodnie; cętkowany z niewiadomych przyczyn napawał Metodego dobrym humorem. Może właśnie zdrowe samcze podejście do życia, którego szary dawno już nie miał okazji doświadczyć w nowo spotkanych osobach było tego powodem.
Gdy usłyszał kolejną adresowaną do niego wiadomość, przeniósł ślepia na niecierpliwą, nieco przytłoczoną, nieco zignorowaną kluskę. Odwzajemnił jej uśmiech i przekręcił rozczapierzony łeb na bok, zadając jej tym pytanie czy może oczekuje od niego bardziej konkretnej reakcji.
Przeniósł spojrzenie na jej matkę po tym jak oznajmiła chęć wybycia.
-Tak po prawdzie, to w zasadzie nic nie zrobiłem, ale zawsze do usług Nyoto-skwitował swą wypowiedź uśmiechem i skłonieniem się w stronę różnookiej.
Wyprostował się i odprowadził ją wzrokiem, upewniając się, że na pewno jest bezpieczna. Zerknął na bordową, ciekawy co teraz zamierza, gdy jej główna atrakcja po prostu... sobie poszła. Hm, sam powinien udać się w jej ślady.
-I ja powinienem już wracać, mam chorego na głowie-skinął głową zarówno ku lwicy jak i lampartowi-żegnam i życzę miłej reszty dnia.-a może do zobaczenia? Wcale by się też nie obraził, gdyby i Nahunel znudził się terenami świtu i zdecydował odprowadzić znachora, który to wkrótce zatęskni za kimś równie zdrowym na umyśle co szramomordy. Odwrócił się, wziął w mordę "naczynie" z medykamentami, zerknął na tamtą dwójkę, po czym już nie skoczył, a po prostu przeszedł spokojnie przez rzekę i zwrócił się ku Skalnemu lasowi.

zt


RE: Zakole i czarny kamień - Shiya - 02-11-2013

'Idziemy'. Oto i słowo klucz, na którego dźwięk Shiya poderwała się na równe łapy, wyrwała ze stanu półsnu, kiedy huczały jej w uszach dorosłe, z jej perspektywy pozbawione sensu rozmowy, kiedy czuła na sobie niechęć córy Deyne, kiedy... Miała dość.
Ale to już koniec, już idą, wreszcie idą! Wytrzeszczyła oczy na obecnych, z niedowierzaniem przyjmując do wiadomości, że wreszcie znikną jej z oczu na dłuuugi czas. I zostaną z Ni, i pójdą do Ragnara, i będzie wszystko w porządku. Nareszcie!
Hardo ruszyła obok lwicy, dotrzymując jej korku. Zdarzało się jej nawet wybiegać na sam przód, by zaraz przystawać ze wzrokiem pełnym zniecierpliwienia. Szybciej!

Z/t