Król Lew PBF
Zakole i czarny kamień - Wersja do druku

+- Król Lew PBF (//pbf.krollew.pl)
+-- Dział: Tereny wolne (//pbf.krollew.pl/forumdisplay.php?fid=65)
+--- Dział: Ziemie Zachodu (//pbf.krollew.pl/forumdisplay.php?fid=177)
+---- Dział: Czarna Rzeka (//pbf.krollew.pl/forumdisplay.php?fid=43)
+---- Wątek: Zakole i czarny kamień (/showthread.php?tid=58)

Strony: 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31


RE: Zakole i czarny kamień - Maya - 27-05-2014

// Przepraszam, że tyle musiałaś czekać.

Długa była chwila ciszy, która nastała po wyznaniu Akiry. Przebrzmiały wprawdzie słowa nowej lwicy, ale Alaina dość szybko mogła zdać sobie sprawę z tego, że Maya nie usłyszała ich. Strażniczka w niemym szoku gapiła się w oddalającego się lewka. Trwało to długo, bardzo długo. Obca mogła tylko słuchać, jak jej oddech stawał się coraz cięższy i cięższy, aż w końcu przeobraził się w rozedrgany warkot. Emocje szarpały nim wściekle, bezlitośnie, jak dzieciaki startujące do nowej zabawki - niszczyły go, deformowały. Z uszami położonymi po sobie, Maya w końcu spojrzała na Alainę.
W ślepiach miała szał. Obłęd. I gigantyczny, ogromny żal.
- Za mną, albo precz. - Zakomenderowała twardo, nieprzyjemnie. Te słowa dała Alainie zupełnie wbrew sobie, co tylko podkreśliła swoim zachowaniem. Odwróciła się w miejscu, po czym szybkim krokiem ruszyła z miejsca, nieomal taranując nieproszonego gościa, jakby ziemia paliła się jej pod łapami.
Sądząc po ciężkim oddechu samicy, niewiele brakowało, by sucha trawa stanęła w płomieniach od jej gniewu. Alaina nie mogła mieć jednak prawa wiedzieć, o co chodziło - bo skąd? Mogła tylko patrzeć, jak sylweta strażniczki oddala się szybko.
Maya wyruszyła w stronę Groty - pierwszego miejsca, w którym powinna odnaleźć Ragnara. Teraz nie tylko Alainie zależało na tym, by go odnaleźć. Lepiej jednak, by poszła za nią, albo będzie mogła tylko pozbierać, co z niego zostanie.

[zt]


RE: Zakole i czarny kamień - Alaina - 27-05-2014

Nie na to liczyła, nie na przewodnika którego w prawdzie nie potrzebowała. Dlatego gdy tylko do jej uszu dotarł już nie tyle warkot, co i nakaz, Al zamrugała kilka razy zniechęcona. W prawdzie mogła by i spróbować protestować, lecz każdy głupi zdałby sobie sprawę że nie była to najlepsza chwila aby ją drażnić i dolewać oliwy do ognia.
Ostatecznie usłuchała miodowej, z początku wolnym korkiem ruszając za nią, by dopiero po chwili gdy była pewna że zaraz ją zgubi, poczęła truchtać aby tylko nie stracić niby przewodniczki z oczu.

A jednak się drażni xp

[zt]


RE: Zakole i czarny kamień - Maya - 14-10-2014

Toczy się koło historii. Zakrawać o żart mogło to, jak często stawało się w jednym i tym samym punkcie, już kilkukrotnie zostawionym daleko za plecami. A jednak Maya znalazła się znów w tym znajomym położeniu, w którym nie miała pojęcia, co ze sobą zrobić.
Zostawiła Naemę nieopodal - ciągle słyszała, jak się bawi. Sama jednak zatrzymała się bliżej rzeki, chowając się przed słońcem pod pierwszym lepszym krzewem. Bzyczenie owadów wdzierało się jej już niemal pod skórę, kłapnęła raz czy dwa na co natrętniejsze z nich, które nie pozwalały jej odpocząć. Ślepia miała przekrwione po kilku trudnych nocach, a jej wątła figura z najtwardszego kamienia zaczęła się już kruszyć przy żebrach. Była zmęczona tym zmęczeniem, które stawało w gardle i przeszkadzało w oddychaniu, a nad każdym ruchem - choćby drgnięciem ucha czy wyciągnięciem łapy - zastanawiać się musiała dwa razy, do tego bardzo długo. Leżała zwinięta w kłębek i nakryta własnym ogonem, wpatrując się czystym spojrzeniem w najbliższy kamień, o który ocierał się pędzel jej ogona. Stanęło to nad nią własnym ciężarem i tylko czasu trzeba już było, aż jej niezłomny szkielet ugnie się pod ciężarem nowego zła.


RE: Zakole i czarny kamień - Kahawian - 18-10-2014

Z ciągle przyklejonym do pyska cieniem uśmiechu, spokojnym krokiem pokonywał kolejny kilometr od sawanny. Był zrelaksowany i wesoły. Na ziemiach Zachodnich było tak cicho... zupełnie jak nie tu. Nawet spękane ziemie i suche drzewa nie wyglądały tak żałośnie w jego oczach.
Reasumując- rodzina miała na niego zbawienny wpływ.
W końcu rude łapy pokryły się kurzem, a ciemnobrązowe poduszeczki zaczęły znajomo swędzić. Jeszcze trochę, a kilka strupów rozejdzie się i znowu będzie musiał odpoczywać. Ale jeśli da im moment, porządnie wymoczy, to będzie sprawę z głowy. Wydłużając jeszcze krok i obniżając łeb skierował się do rzeki.

Widać nie był sam. Cień znajomego zapachu Mai i jakiegoś obcego... lwiątka (?) dotarł do jego nozdrzy. Postawił uszy w wyrazie zainteresowania, po czym wydał z siebie cichy, krótki ryk. Może to był czas, kiedy był raczej niemile widziany. W każdym razie... trzeba się upewnić.


RE: Zakole i czarny kamień - Maya - 18-10-2014

Odpowiedziała mu cisza. Stara sawanna, której zdradliwość w swojej radości zignorował jakby zagarnęła chciwie jego ryk, nie dając mu niczego w zamian. Stał samotnie, jedynie ze strzępami czyjejś obecności w powietrzu za towarzystwo, a tak jeszcze przez długich kilka chwil. Dostawał już od losu wszelkie powody, by odwrócić się i odejść, a także wszelkie powody, by iść dalej przed siebie, niewzruszony. Zanim jednak ta wątpliwość urosła w jego oczach do rozmiarów dylematu, krzak na prawo od niego zaszeleścił znacząco.
- Ta. - Odpowiedziała mu zmęczona roślina, upuszczając trochę ze swoich liści.


RE: Zakole i czarny kamień - Kahawian - 18-10-2014

Z lekka zaskoczony czekał... i jego cierpliwość i ciekawość zostały wystawione na ciężką próbę. No ale jak już zaczął... z resztą, był ciekaw co u niej. Słysząc w końcu odpowiedź, odetchnął z ulgą, po czym już spokojnie wlazł między krzaczory. Wyłaniając się z nich, dostrzegł kilka zaplątanych w nią gałązek, mruknął zniesmaczony- zajmie się nimi później.
Zanim się otarł delikatnie pyskiem o jej kark, zdołał się nieco przyjrzeć zielonookiej. Zawsze była szczupła, ale teraz to już graniczyło z przesadą. Wiedział jednak, że uwagi o swoim stanie lwica nie przyjmie z radością... z resztą, sama doskonale wie, co się z nią dzieje. Jeśli będzie mógł jakoś pomóc, to pomoże. Ale na razie co innego. Położył się naprzeciwko i oparł ciężki łeb o swoje łapy. Do jego uszu docierały dźwięki charakterystyczne dla lwiątek.
- Nowy podopieczny?
Myślał, że po historii z Akirą to będzie ostatnia taka sytuacja. Chyba się mylił.


RE: Zakole i czarny kamień - Maya - 18-10-2014

Kiedy Kahawian przytulał się do niej, ocierał się o nią, po prostu był, Maya zdała sobie sprawę z tego, że nie ma już siły. Westchnęła, lekko załopotała uchem w odpowiedzi, niczego więcej nie będąc zdolną z siebie dać. Nie miała już w sobie jakiejkolwiek siły, by wykrzesać w sobie ten ogień nieufności, który rozpaliła między nim, a sobą, jedynie wątpliwości jakby zatańczyły wokół paleniska, nadstawiając uszu. Były - ale Maya nie słuchała ich. Zamiast tego skupiła się na Kahawianie, z wielkim trudem.
- Naema. Samiczka. - Maya przymknęła ślepia, po chwili westchnęła raz jeszcze. - Nowy problem.
Przywiązała się do małego urwisa. Oddałaby za nią własne życie, którego jedynym sensem i tak powoli stawał się chyba jego koniec. Obok tego przywiązania pojawiła się jednak również myśl o cenie, jaką przychodziło jej płacić za jej bezpieczeństwo, radość i beztroskę. Była wykończona i wiele oddałaby za choćby chwilę bez zmartwień i problemów. Od tego był jednak Ragnar, Kahawian, lwy tacy jak oni, żeby nie wyzbyła się już od nich więcej.
- Co tam, młody? - Zapytała zmęczonym głosem, dźwigając wargi w sztucznym uśmiechu.


RE: Zakole i czarny kamień - Kahawian - 18-10-2014

Przez dłuższą chwilę nasłuchiwał, starając się wychwycić jakiekolwiek wskazówki, które mogłyby dostarczyć mu jakichś dokładniejszych informacji o jej wieku. Po chwili zamyślone spojrzenie wróciło do lwicy.
- Z tego co słyszę, jest jeszcze bardzo młoda. Zgubiła się?- przekręcił łeb, zadając ciche pytanie.
To chyba było najbardziej optymistyczne rozwiązanie zagadki z dostępnych opcji. Zawsze istniała nadzieją, że znowu znajdzie się swoich. A tak... no cóż. Musiałaby się nauczyć czegoś zupełnie innego.
W odpowiedzi na jej pytanie mruknął rozbawiony. Przecież nie mogła być od niego znacznie starsza...
- Mam na głowie problem wagowo i wiekowo zbliżony do twojego.
Mówiąc o córce nie potrafił ukryć tego jasnego, radosnego błysku w ślepiach. Nie ważne jak bardzo się starał.
- Busara. Jej matką jest Kalani... ta kawowa lwica z pomarańczowymi oczami.
Nie był pewien, czy te dwie lwice miały ze sobą jakąś "bliższą" styczność. Opis ogólnego wyglądu powinien wyjaśnić Mai o kogo chodzi.


RE: Zakole i czarny kamień - Maya - 18-10-2014

Maya spieszyła z odpowiedzią.
Kahawian przekonał się jednak o tym dopiero po dobrej chwili.
- Dopiero za rok zrzuci cętki. - Oceniła zmęczona samica. - Łaziła sama przez kilka dni, potem ja ją znalazłam po sam wiesz czym.
Samiec miał teraz jej już pełną uwagę, a jednak i tak musiał czekać na jakieś słowa z jej strony. Maya chciała z nim rozmawiać, z przyjemnością zaakceptowała w końcu jego towarzystwo, jednak długo, bardzo długo musiała się zastanawiać nad swoimi odpowiedziami. Brakowało jej jakby słów.
- Gratuluję potomstwa - uśmiechnęła się do niego, jakby bardziej naturalnie, niż ostatnio.


RE: Zakole i czarny kamień - Kahawian - 18-10-2014

Skinął lekko łbem. A więc nos i uszy jeszcze go nie myliły. Rzeczywiście była jeszcze młodziutka. A co do jej historii. Czemu ostatnimi czasy i na terenie Czterech Stad takich lwiątek było tak dużo? Przynajmniej ta mała miała na tyle szczęścia, że trafiła na odpowiednią osobę.
I bardzo dobrze, że Maya konkretnie nie nazwała TEJ sytuacji. Oboje wiedzieli... starczy.
Gratulacje Mai skwitował krótkim uśmiechem.
-Powinna się kręcić gdzieś niedaleko... doskonale wie, jakie są zasady i co ma robić. Może wpadną na siebie. Przyda im się obu jakieś towarzystwo w ich własnym wieku.
Skoro już zaspokoił swoją ciekawość, teraz mógł zacząć się martwić.
-Mayu, może chciałabyś zapolować z Kalani i resztą? Przyda wam się obu coś takiego... widziałem już, że Dey i Giza polowały na sawannie i zdaje się, że im się udało. A co do młodych, zostałyby pod moją opieką, więc miałabyś spokojną głowę.
O ile będzie w stanie mu zaufać.


RE: Zakole i czarny kamień - Maya - 18-10-2014

- Nyota już mi to proponowała. - Odpowiedziała Maya. - Jeżeli tylko będzie im potrzebna moja pomoc.
Była dumną suką, teraz jednak ponad swoje siły zmęczoną. Nie zamierzała z nimi polować z własnych pobudek, jednak chytrze i samolubnie czekała na jakikolwiek ruch z ich strony. Wtedy ruszyłaby razem z nimi natychmiast - sama jednak dołączać do nich na razie jakby nie chciała. Czekała na ten jeden gest z ich strony już długo. Mając Naemę na głowie, zwłaszcza pod ostrzałem spojrzeń i uwag Ragnara, Maya pracowała więcej, niż mogła. Przyglądała się teraz Kahawianowi spojrzeniem, w którym obok aroganckiej niemal godności i pewności siebie, obok wszystkiego innego widać było, że nie szukała pomocy. Widać było też, jak bardzo tej pomocy potrzebowała, nawet, jeśli była zbyt dumna, żeby się do tego przyznać. Nie wyspała się dobrze już od pięciu dni, a polowała i trenowała w dalszym ciągu, dzień w dzień. Przygotowując się do chwili, w której zniknie stąd raz na zawsze. A nie wątpiła, że ta chwila kiedyś nadejdzie, zaś jej przyczyną będzie Naema.
I ktoś jeszcze.
- Pomogę im, jeśli będą tego potrzebować.
Jego słów o jej spokoju nie skomentowała. Odsunęła od niego wtedy spojrzenie, jakby cofała się od gorąca.
Spokój będzie mieć, gdy zamknie oczy po raz ostatni.
Prychnęła, uśmiechając się krzywo.
- O ile będą tylko chciały pomocy starej, zrzędzącej, zmęczonej i pieprzniętej krowy.


RE: Zakole i czarny kamień - Kahawian - 18-10-2014

Badawcze spojrzenie samca przebiegło po jasnym pysku. Czemu ona była tak uparta? Znał dobrze ten błysk w jej oczach. Może i to udało zielonookiej się wydobyć z siebie, ale jej sylwetka i ogólny stan mówiły same za siebie, niezależnie od tego, co próbowała mu przekazać. Długo tak nie pociągnie bez względu jak silną jest lwicą. Organizm ma swoje granice i obie znajdujące się tu persony doskonale to wiedziały. Nie miał zamiaru jednak jej namawiać, próbować przedstawiać jakieś logiczne argumenty... to nie ten typ. A dwa, nie zależało mu przecież na zdenerwowaniu jej, czy wchodzenie jej na głowę. Bo o ile na moment się ożywiła, teraz znów zaczynała się wycofywać. Nie o to mu chodziło.
Słysząc końcowe zdanie prychnął i przewrócił ślepiami.
- Może zmęczonej, starej i zrzędzącej, ale nie pieprzniętej.
Pod koniec nie mógł się powstrzymać przed leciutkim uśmiechem.
Miał zamiar jeszcze coś powiedzieć... ale zamiast tego, przesunął nieco łeb tak, by móc dokładniej ją obserwować.
-A tak poza Naemą? Co u ciebie?
Głupie pytanie, fakt. No ale cóż... jakoś trzeba wybrnąć.


RE: Zakole i czarny kamień - Maya - 18-10-2014

- Miałam nadzieję, że nie usłyszę "starej", zawszony gnojku. - Zachichotała Maya. Szybko jednak uśmiech spełzł jej z pyska. - Spotkałam Ragnara.
Lwica dźwignęła się powoli z ziemi w akompaniamencie trzasku łamanych gałązek. Przeniosła się bliżej Kahawiana, a potem zupełnie bez pytania i z sobie tylko znanych przyczyn zawisła nad nim, a potem wyrżnęła się z powrotem na ziemię jak długa, z jego brzuszyska robiąc sobie poduszkę. Wypuściła powietrze z płuc, flaczejąc niemal w oczach - jakby sama stała się poduszką leżącą na kamieniu.
- A teraz nie mogę spać. - Mruknęła żałośnie. Ledwie moment później jej pysk w akcie skrajnej hipokryzji pękł w przeraźliwym ziewnięciu.
Lwica cofnęła się w pamięci do tamtych wydarzeń. Stanęła znów pośród wspomnień, przed sobą samą obserwującą oddalającego się Ragnara, tak celnie dobierającego słowa, do tego z Naemą skuloną za jej łapami. A potem... zaczęła się śmiać. Opętańczo, bez hamulców śmiać.
Ale to nie był śmiech radości. To był ten rodzaj śmiechu, który wdzierał się pod skórę, mrożąc aż do szpiku kości.
- Zasłoniłam Naemę przed nim, a on powiedział, że myślał, że coś między nami było - śmiała się samica. - A ja chciałam, ja chciałam żeby to było Kilimandżaro!
Śmiech szaleńca wysysał z niej cały ból ostatnich dni. W ten dziwny, przerażający sposób Maya otworzyła się przed nim. I nie przestała się śmiać - nawet naiwne łzy zaczęły spływać w dół jej policzków.
- On będzie mnie obserwował, zgodził się, żeby Naema została ze mną, a potem dalej ciągnął swoje - przetarła ślepia łapą - nie wytrzymałam, powiedziałam mu o swoich młodych, a on powiedział mi, że "myślał, że jestem silniejsza" - Maya zaczęła się aż krztusić swoim śmiechem, co skończyło się warkotliwym kaszlem.
W ślepiach lwica teraz miała już nieokrzesany obłęd.
- Powinien się cieszyć, że nie urżnęłam go tam, gdzie stał. - Gruchnęła, a po śmiechu w jednej sekundzie nie zostało ani śladu. Zamiast tego lwica zagrzebała łeb w jego brzuchu, znów zaczął targać nią śmiech. - A ja, zamiast stąd odejść, siedzę tutaj, gadam z tobą i wyję, jak pierdolnięta - śmiała się prosto w jego brzuszysko, szaleństwo w ślepiach ciągle się skrzyło. Czarny zostawał jednak po nim węgiel.
Minęło kilka chwil, nim uspokoiła się całkiem.
- Ale to jedyny sposób, żeby Naema dożyła dorosłości - podsumowała poważnym, smutnym głosem - a jak dorośnie, pójdę stąd w cholerę i poszukam starej znajomej. Może mnie nie pamięta, bo miała przyjść po mnie już dawno temu.
A jednak czaiła się w zakamarkach jej świadomości. Obok jej niewzruszonej, skalnej sylwety, pośród duchów, pośród strażników dawnych porażek, była też ona. Jej ostrze błyszczało w ciemności, rozjaśnione płomieniem obłędu. Czekało na ostatni cios, na ostatni gorzki posmak krwi.


RE: Zakole i czarny kamień - Kahawian - 18-10-2014

Fuknął jeszcze raz rozbawiony przez nos- nie pamiętał nawet kiedy ktoś ostatnio go tak go nazwał. Jego dobry humor jednak zniknął tak szybko, jak usłyszał pierwsze zdanie. Zaniepokojone spojrzenie śledziło dokładnie poczynania lwicy. A obserwowanie jej w momencie gdy ta leży z głową opartą o rudy brzuch do najłatwiejszych nie należało. Jakoś jednak mu się to udało.
Początkowe zaniepokojenie zmieniło się w kompletne... zaskoczenie. O co chodzi? Z cichą paniką przeczekał ten nieoczekiwany wybuch śmiechu.
W zasadzie to nawet podejrzewał, że Szary ma słabość do zielonookiej. Ale żeby aż tak? Potem następne zaskoczenie- młode. I z kontekstu wnosił, że i je spotkało to samo, co jego syna. Brwi samca zmarszczyły się, a w piersi rodził się warkot sprzeciwu. Ten kto tego nie przeżył, nie ma najmniejszego prawa oceniać. Reakcja Mai była dla niego normalna, nawet to, że chciała mu przyłożyć. Całe szczęście, że się powstrzymała. Jeszcze chyba nigdy nie widział jej w takim stanie. Było źle, w momencie gdy rozmawiali z sobą tak naprawdę po raz pierwszy, a potem ta ostatnia na skale. Ale nigdy aż tak.
W tej chwili nawet nie miał pojęcia, jak powinien i jak mógł się zachować.
W końcu jednak instynkt wziął górę. Przytulił Mayę do siebie, pozwalając się schronić przed tym wszystkim. Z gardła wydobyło się ciche, uspokajające mruczenie.
Zupełnie tak, jak uspokajał Busarę, gdy ta była zdenerwowana i zmęczona. Ale miał przeczucie, że w tym przypadku to może zadziałać.


RE: Zakole i czarny kamień - Maya - 18-10-2014

Kiedy tak w niepokoju czekał na jakiekolwiek wydarzenie, cokolwiek, co wyprowadziłoby go z ciemności, miał wszelkie powody myśleć, że właśnie przytulił do siebie demona. Jakby nieznajoma istota w jego objęciach zamarła w bezruchu, zaskoczona oplatającymi ją łapami. Drgnęła, jakby przygotowując się do ataku na jego bezbronne ciało. Czuł na swojej szyi mierzwiący grzywę oddech, on palił jak najprawdziwszy ogień. Pośród cichego wiatru słyszał jedynie jej oddech, kolejne uderzenia gorąca na jego piersi. Ale potem stało się coś, na co podświadomie miał nadzieję w chwili, gdy wyciągnął do niej łapy. Zimny, twardy głaz zaczął mięknąć w jego objęciach, aż w końcu na powrót stał się żywą, bardzo skrzywdzoną istotą. Metamorfozę potwora zakończyło jego zmęczone, długie, warkotliwe westchnienie, które rozeszło się następną plamą ciepła na jego grzywie.
Miał chwilę spokoju od nieprzewidywalnego wulkanu, jakim zdawała się momentami być Maya. Przez długi czas przytulał ją, jak bezmyślną poduszkę, a jakby obok tego składało się, że wychudzona poduszka ta nosiła blizny, rany, kły i pazury. Okrył jej ognisty temperament jak czapa śniegu, którą nosiło wspomniane już podczas tej rozmowy Kilimandżaro. W jego oczach jednak miało prawo wyglądać bardziej jak negocjacje - miał więc niemały powód do dumy, gdy udało mu się wynegocjować dla niej ukojenie. Nie wiedział jednak, jak nazywała się istota, której tym samym dał początek - czy to była jedna i ta sama Maya, czy ktoś inny, który dzielił z nią tylko wspomnienia i cele, lecz nie środki.
Słyszał tylko, że jej głos był jakby inny, gdy w końcu odezwała się znów do niego.
- Dobry z ciebie gnojek, Kahawian. - Zamruczała stara samica w jego łapach.