Król Lew PBF
Skalna wyrwa - Wersja do druku

+- Król Lew PBF (//pbf.krollew.pl)
+-- Dział: Tereny wolne (//pbf.krollew.pl/forumdisplay.php?fid=65)
+--- Dział: Ziemie Zachodu (//pbf.krollew.pl/forumdisplay.php?fid=177)
+---- Dział: Czarna Rzeka (//pbf.krollew.pl/forumdisplay.php?fid=43)
+---- Wątek: Skalna wyrwa (/showthread.php?tid=784)

Strony: 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16


RE: Skalna wyrwa - Damaja - 10-08-2015

Nie miał prawa wiedzieć, co dzieje się w umyśle pokrzywdzonej lwicy - przecież nawet nie posiadał jakiejkolwiek wiedzy o swoim spłodzicielu. Wszystko, co kiedykolwiek o nim słyszał, było kłamstwem, które miało go chronić przed budzącymi się w jego głowie demonami. Teraz to łgarstwo obróciło się przeciwko Nyocie - bo gdyby młody wiedział, jak wiele trudu musiała sobie zadać jego matka, żeby w ogóle na niego spojrzeć, w życiu nie doszłoby do sytuacji, w której się teraz oboje znajdowali.
Jej skrucha i ból budowały jego siłę. Obrzydliwy uśmiech wpełzł na chytry, smukły pysk młodzika, który nie był świadomy jego mocy. Gdyby tylko wiedział, jak bardzo wyglądał teraz jak tamten lew...
Chichot drwiny wydarł się z jego gardzieli. Samiec spuścił nieco łeb, lecz wzrokiem nadal świdrował przeciwniczkę. Tak, przeciwniczkę. W tym momencie tylko tak ją postrzegał.
- Kłamiesz - wycharczał jadowicie - Zawsze kłamałaś. Mówiłaś, że mnie kochasz, że kochasz nas tak samo. Dlaczego na niego patrzysz łagodnie, a na mnie jak na śmiecia? Dlaczego z czułością pieścisz językiem ich jasne futra, a mnie traktujesz po macoszemu? Dlaczego mnie, a nie ich?!
Zaczął drżeć - bynajmniej nie ze strachu, lecz z bólu. Wspomnienia tych krótkich, acz bolesnych dla niego chwil powróciły ze zdwojoną siłą. Przez głowę przepłynęły miliony obrazów, setki przykładów, które mógłby przytoczyć kremowej lwicy. Nie zrobił tego jednak. Nie był w stanie. Czuł, jak opuszcza go moc, jak powoli przestaje odczuwać satysfakcję ze swojej przewagi. Znów stał się bezbronnym dzieckiem, któremu każdy mógł zadać cios i oddalić się bez konsekwencji. Jęk zawodu przeciął powietrze w grocie, a przezroczysta ciecz przyciemniła futro pod oczami Damaji. Furia mieszała się z rozrywającym serce cierpieniem. Tkwiące w jego jasnym spojrzeniu siła i pewność siebie odeszły bezpowrotnie, okazując światu prawdziwe oblicze słabego, nędznego i żałosnego lwiątka.
Wrzask rozpaczy przyszedł niespodziewanie:
- Co ja ci zrobiłem?! CO JA CI ZROBIŁEM?!
Przerwał.
- POWIEDZ MI!


RE: Skalna wyrwa - Deyne Nyota - 10-08-2015

Piaskowy podbródek, splamiony ciągnącymi się, czerwonymi strużkami wciskał się w białą sierść na szyi. Chciała wyprzeć wszystko to, co widziała... co słyszała ze swego umysłu. To był po prostu kolejny zły sen, z którego się obudzi. Musiała wytrzymać jeszcze tylko chwilę.
Drgnęła, niczym oblana lodowatą wodą, słysząc znajomy chichot, krążący wokół niej.
Nie... proszę... nie...
Boki lwicy unosiły się w coraz cięższym oddechu, a ona coraz mniej pewnie stała na łapach. Z każdym kolejnym wypowiedzianym przez młodego słowem czuła, jak przez jej ciał przechodziły na zmianę fale palącego gorąca i ściskającego oddech w piersiach chłodu. To nie było prawdą... nie od momentu, gdy porzuciła myśl o oddaniu młodszego z synów. To była jedna z pierwszych chwil po porodzie, gdy dostrzegła kolor jego sierści, pędzelka króciutkiego ogonka. Może tak właśnie byłoby lepiej...
Może teraz nie musiałaby wysłuchiwać tego wszystkiego. W bolesnej, kojarzącej się jedynie z przepełnionej męką wieczności wysłuchała wyrzutów swego syna. Więc nie pamiętasz nocy, gdy z płaczem wtulałeś się w moją pierś... nie pamiętasz dni, kiedy chorowałeś bądź byłeś smutny i u mnie szukałeś pocieszenia. Nie pamiętasz, że to ja cię wszystkiego uczyłam od początku...
Mimo że wśród stada, zawsze sama.
Kątem oka obserwowała uważnie to, co się działo jej synem. I choć serce jej już krwawiło, choć rwało się by go przepraszać, przytulić do siebie...
Nie. Dał jej jasny sygnał, że nadszedł czas na prawdę. Bo tylko ona mogła mu w tej chwili otworzyć oczy. Dużo by dała, by uniknąć tej chwili. Tak wiele...
Gdy się odwróciła, przez moment mogło się wydawać, że wszystkie jej siły wróciły. Znowu była tą silną, pewną siebie i tego co potrafi lwicą.
Pozornie. Przekrwione ślepia, chudość jej ciała przeczyły płynności i mocy jej ruchów. To nie była siła jej mięśni a stanu, w którym się znalazła. Znany zielonookiemu do tej pory tak bardzo, czuły, pełen matczynej troski i miłości wzrok zniknął.
A ona sama... nie czuła już nic. Jakby ktoś zabrał wszystkie jej emocje, myśli gdzieś daleko i zostawił pustą skorupę.
- Ty dopiero od kilku miesięcy robisz.
Odpowiedziała cicho.
- A więc chcesz znać prawdę, którą od początku chciałam przed wami ukryć... nie ze względu na to, jak cholernie mnie to bolało a ze względu na moją miłość do was.
Skróciła dystans między nimi.
- Chcesz znać prawdę... Dobrze. Byłam wtedy łowczynią stada Zachodu... Ragnar i Frigg zniknęli. Najważniejsze osoby w moim życiu. Wiele dni spędziłam na poszukiwaniu ich... nie jadłam, nie odpoczywałam. Chciałam ich znaleźć. Aż w końcu dotarło do mnie, że ich nie znajdę.
Mleczne pazury wysunęły się.
- Szukałam ukojenia, jednak wszystkie miejsca na tych ziemiach mi o nich przypominały... wszystkie, oprócz jednej, gdzie chodziłam wyłącznie sama. Zmęczona, tam poszłam szukać odpoczynku. I gdy już myślałam, że mi się uda, pojawił się on. Wasz ojciec. Młody, potężny samiec o czarnej grzywie, zielonych oczach i jasnej sierści. Niestrzeżone granice nie były dla niego problemem... ruszył za mną.
Krótki ruch łapą wskazał na ciąg blizn pokrywających jej ciało, a ona nadal mówiła tym pozbawionych wszelkich emocji głosem.
- Zastanawiałeś się kiedyś, skąd się wzięły te blizny...? On mi je zadał. Wszystkie po kolei. I gdy już leżałam półprzytomna na piachu, zgwałcił mnie i zostawił. Zginęłabym tam, gdyby nie Kalani, która mnie znalazła. Lwice towarzyszyły mi, gdy każdy kolejny dzień był coraz gorszy. Ragnar był jedynym medykiem... nie mogłam liczyć na nic, co uśmierzyłoby mój ból. A potem jeszcze się zorientowałam, że jestem w ciąży.
Dała mu chwilę, żeby do niego wszystko dokładnie dotarło.
- Kilka miesięcy spędziłam w grocie czekając na poród... odświeżenie ran. I to jeszcze dzieci kogo? Tego, który mnie zniszczył pod każdym możliwym względem. W końcu nadszedł ten dzień... Maya pomogła mi przyjść do mojej groty. Wiesz, że nie tylko ty się tu rodziłeś...? Wasza siostra również. Wiedziałam co robię.
Kącik pyska zaczął jej drżeć.
- I pojawiliście się na świecie po godzinach bólu, cierpienia i próśb, żeby to wszystko się skończyło. Mogłam was wtedy zabić. Zostawić. Pozwolić, żeby owoce tego, który mi to zrobił, odeszły w zapomnienie. Nikt nie miałby mi za złe.
Drżenie zaczęło panować nad jej głosem, a łzy po raz kolejny zalśniły w jej oczach.
- Co ja natomiast zrobiłam...? Pokochałam, starając się zapomnieć o tym, kim był ich ojciec. Robiłam dla nich wszystko, choć często brakowało mi sił. Znosiłam wszystkie humory, pocieszałam, przytulałam... kochałam tak samo, jak pierworodną córkę. Uczyłam wszystkiego co umiem sama... upewniłam się, że stado mi pomoże zrobić z nich porządnych lwów, by żaden z nich nawet nie pomyślał o ojcu. Dbałam, karmiłam... bałam się o to, co ich spotka w przyszłości. Zwłaszcza o pewnego zielonookiego samczyka, który nie szanował żadnych reguł. O którego martwiłam się bardziej niż o jego rodzeństwo i któremu poświęcałam więcej swojego czasu.
Popłynęły łzy, a jej głos złamał się.
- A co dostałam w zamian...? Syna, który w pysk wyrzuca mi, że go odrzuciłam, zostawiłam samego, że traktuję go gorzej. Że go nie kocham.
W ostatnim akcie siły tego dnia, szybko wyciągnęła łapę i złapała pysk syna, zbliżyła go do swojego tak, że ich nosy stykały się. Nie było gdzie uciec.
- A teraz powiedz mi... czy tak wygląda matka, której nie zależy na losie najmłodszego jej dziecka, którego nie kocha i którego odrzuca...? Którego kocha mniej?
Przez moment trzymała jego mordkę dalej w silnym uścisku i wpatrywała się tak jak dawniej w jego zielone ślepia. Teraz jednak to wszystko było skryte za ścianą łez i bólu...
Puściła go i spuściła głowę powoli bez słowa.
- Teraz już wiesz... mam nadzieję, że jesteś szczęśliwy...
Na drżących łapach odeszła w najciemniejszy kąt groty i zwinęła się w kłębek.
Nie płakała.
Nie odzywała się.
Jedynie jej ciało drżało w niekontrolowany w jakikolwiek sposób.
Czarna grzywa.
Zielone oczy.



RE: Skalna wyrwa - Damaja - 11-08-2015

- Nie.
Nie była to odpowiedź na jej żale. To była odpowiedź na to, co właśnie usłyszał.
Kłamała. Przecież od zawsze mówiła, że ojciec po prostu zniknął, tak samo, jak Ragnar. Po prostu opuścił Zachodnie Ziemie i odszedł, bo im nie wyszło.
Cofnął się na drżących łapach. Miotał się po grocie jak oszalały, mamrocząc coś pod nosem i słaniając się na miękkich kończynach. Spojrzenie, które jeszcze przed chwilą przerażało swoją stanowczością, teraz wyrażało tylko powoli zakorzeniający się w młodym umyśle obłęd.
- Kłamiesz.
Łapy rozjechały się pod nim jakby stąpał po świeżym lodzie.
- Kłamiesz!
Runął bokiem na ziemię. Ciężki oddech urywał się co chwilę.
Trudno było nie wierzyć w jej słowa, skoro teraz wszystko układało się w całość.
Czarna grzywa, zielone oczy.
Jak miała go kochać, skoro wyglądał jak potwór?
A jednak kochała. Lecz on tego nie widział. Zaślepił go jego własny egoizm, podżegający jego gniew i furię.
Jak wiele miłości musiała z siebie wydobyć, żeby pokochać syna oprawcy, który nawet swym niewinnym, dziecięcym spojrzeniem wywoływał u niej koszmary? Matczyna miłość zazwyczaj jest nie do opisania, lecz to, co czyniła Nyota, przekraczało wszelkie pojęcia. Nie starczało słów o wielkiej wadze mogących przedstawić jej poświęcenie.
Nie tylko ona musiała gnieść swój ból na widok Damaji - całe stado brało w tym udział, każdy przeżywał jej tragedię na swój własny, osobisty sposób. Mimo to nikt nie uciekł od problemów. Stali razem, dumni i zwarci jak nigdy wcześniej, gotowi do zaakceptowania bękarta w swoich szeregach. W swojej rodzinie.
Tymczasem on snuł nieprawdziwe domysły w swojej głowie, zbytnio analizując zachowanie Nyoty względem swego potomstwa. Przyczyny swojego nieszczęścia dopatrywał w matce, podczas gdy wszystkiemu były winne demony w jego głowie - to samo zło, które truło umysł jego owładniętego pożądaniem ojca.
Był takim samym potworem jak on.
To była jego wina. Nie ich, jego. W momencie, w którym zdał sobie z tego sprawę, świat zawalił mu się na łeb. Poczucie wstydu i własnej marności nie pozwoliły mu spojrzeć na tą, której nie był godny zwać matką.
Wybiegł z groty nie oglądając się za siebie.

zt

//kurwa najgorszy post ever, przepraszam wszystkich czytających xp


RE: Skalna wyrwa - Deyne Nyota - 11-08-2015

Mogła jedynie słuchać, jak jej syn próbuje walczyć z tym, co właśnie usłyszał. Ale czy właśnie tego nie chciał? Poznać prawdę i złamać matkę, zmusić ją do przyznania się do swoich prawdziwych uczuć?
Właśnie to zrobiła. Przyznała, jak wiele kosztowało ją miłość do niego. Każdy jego kolejny dzień od momentu narodzin i ostatnie kilka miesięcy, gdy zdecydował się ją odrzucić.
Chciał wiedzieć mimo, że samica chciała oszczędzić im bólu zrozumienia tego, kim byli. Czym to się miało w obliczu leżącej przed nim lwicy, która to wszystko przeżyła i wiedziała?
Leżała, trzęsąc się. Nawet nie próbowała tego opanować... nie miała na to sił. Jedyne czego chciała w tej chwili, to zasnąć. Zasnąć i obudzić się... gdzieś indziej. Kiedyś indziej.
Biernie przysłuchiwała się ciężkiemu oddechowi Damai, czekając na kolejny wywód, walkę... cokolwiek.
Usłyszała tylko ciężkie uderzenia łap o twardą skałę, cichnące z każdą sekundą.
A więc wolał ucieczkę.
Łowczyni skryła pysk w łapach, a z piersi wydobył się długi jęk bólu.
Chciała być sama.
A z drugiej strony... tak bardzo chciała, żeby ktoś był przy niej.


RE: Skalna wyrwa - Damaja - 21-08-2015

Jak co dzień od tamtej paskudnej rozmowy, Damaja zjawił się pod Skalną Wyrwą dopiero, gdy zapadł zmierzch. Przejście granic o tej porze nie stanowiło dla niego żadnego problemu. Wiedział przecież, kto, w którym momencie i gdzie się znajduje. Z resztą, był jednym z Zachodnich, nie miał się więc czego obawiać. Mimo to się bał. Nie miał przecież pojęcia, jak daleko rozniosła się wieść o jego kłótni z matką i co teraz o nim sądzi reszta stada.
Gwiazdy i księżyc oświetlały mu drogę wśród pochylających się źdźbeł traw. Trudno byłoby mu cokolwiek zobaczyć bez ich pomocy. Niebo lekko się przejaśniło - blask księżyca rozgromił czarne, burzowe chmury, które wcześniej zrzuciły na mieszkańców Krainy Czterech Stad potężny nawał wody. Damaja przeklął niewyraźnie, brodząc w lepkim błocie. Ku swojemu niezadowoleniu musiał zwolnić tempo. Ciężko się przeprawiało przez grząski teren, jednocześnie dzierżąc w białym pysku czarę z gorącym naparem i mając przewalone przez grzbiet pół truchła zmizerniałego dik-dika.
Gdyby nie niesiony przez siebie ładunek, który skutecznie blokował drogę wychodzącym z ust młodzika słowom, westchnąłby głośno na widok wejścia do groty. Samczyk rozejrzał się dookoła, po czym wolno i najciszej jak się dało przecisnął się przez wąską szparę do wnętrza jaskini. Spała. Znów miał szczęście. Oby się tylko nie obudziła...
ŁUPS.
Tak bardzo się zapatrzył na sylwetkę śpiącej łowczyni, że kładąc na ziemi kościane naczynie, uderzył jego dnem o skalne podłoże.
- Kurwa - burknął cicho. Z przestrachem spojrzał na różnooką. W tym momencie miał okrutną nadzieję, że choroba pozbawiła ją słuchu.


RE: Skalna wyrwa - Deyne Nyota - 21-08-2015

A ona z kolei większość ostatnich dni spędziła w swojej grocie, prosząc o to, by ból rosnący w jej boku w końcu nieco zelżał. Zmusiła się do kilku spacerów- od dla zachowania pozorów, nie było nawet mowy o polowaniu. Udało jej się w jakiś sposób przekonać Kahawiana, by pozwolił jej przeczekać ten atak w spokoju. Nuru... z nim było ciężej.
Dzisiaj pierwszy raz udało jej się w końcu zdrzemnąć. Nie był to mocny, zdrowy sen... ale zawsze coś, co zajmie umysł i choć trochę stępi jej cierpienie.
Ale jednak tej nocy nie było o tym mowy. Szybko zrozumiała, że ktoś się zbliża w stronę jej groty... zlekceważyła to jednak, uznawszy, że to starszy z jej synów bądź Dwugrzywy. Niemniej głośny szczęk i przekleństwo które chwilę później padło spowodowało, że serce matki szybciej zabiło.
Jej młodszy syn wrócił. Nawet fakt, że takiego słownictwa go nie uczyła, nie miał w tej chwili znaczenia.
- Miałam nadzieję, że wrócisz.
Jasny, zmęczony pysk odwrócił się w stronę zielonookiego. Zupełnie jakby to co miało miejsce jeszcze kilka dni temu, nigdy się nie wydarzyło...
- Witaj, synku.


RE: Skalna wyrwa - Damaja - 22-08-2015

Czyli jednak Wielcy Władcy z Przeszłości nie wysłuchali jego próśb. Czemu się tutaj dziwić, skoro nie bardzo wierzył w ich istnienie? Teraz miał za swoje.
Parszywy, głupi, śmierdzący idiota. Tak głupi, że powinien był zdechnąć przy narodzinach.
Burknął coś na swój komentarz pod nosem. Osadzone w spuszczonym łbie zielone ślepia błyszczały tajemniczo w ciemności. Tylko księżyc na zewnątrz swym blaskiem obrysowywał kontury jego pyska i nie do końca wyrośniętej grzywy.
Starał się wydobyć jakiś ukryty sens z jej słów. Na pewno nie cieszyła się na jego widok i na pewno nie chciała, żeby się tutaj zjawił. Kłamała. Jak prawie zawsze.
- Ehm, przyniosłem ci coś do żeżarcia - bąknął, przeskakując niespokojnym wzrokiem z miejsca na miejsce - i takie jedno paskudztwo. Kawa mówi, że po tym mniej boli i lepiej się śpi.
Nie zauważył, kiedy skulił się przy ścianie. Ogon oplatał ugięte tylne łapy, drgając przy tym na boki w zniecierpliwieniu. Czarne kosmyki przykrywały pół karku i pyska młodzika, którego wyraz pozostawał nieodgadniony. Był to wstyd, smutek, a może irytacja?


RE: Skalna wyrwa - Deyne Nyota - 22-08-2015

Widząc, że młody zaczął się wycofywać, podniosła się z ziemi z cichym warknięciem. Nie mogła pozwolić mu znowu uciec, tak jak wtedy. Podeszła do niego, nadal wpatrując się łagodnie w syna... nie do końca wiedziała, jak wpłynęła na niego ta wiadomość. Bo to, że zszokowała i tak dalej nie było dla niej zaskoczeniem... chodziło jej o to, ile z tej rozmowy zrozumiał i wyniósł.
A przynajmniej jego zachowanie wobec niej trochę się zmieniło, chociaż on tego w życiu nie powie. Ale jednak, zainteresował się nią tak, jak umiał.
Spojrzała na wspomniane przez niego rzeczy i lekko skinęła łbem.
- Dziękuję.
Choć wiedziała, że dzisiaj nie będzie w stanie przełknąć czegokolwiek... chyba, że się zmusi. Ten lek miał większe szanse powodzenia z prostego powodu- ufała młodemu i jego mentorce.
- Podziękuj też proszę Kawie w moim imieniu.
Nie musiała przecież zawracać sobie nią głowy... kremowa źle się z tym czuła. Po chwili milczenia podeszła do Damai i zatrzymała się na krok od niego.
- Martwiliśmy się o ciebie.


RE: Skalna wyrwa - Nuru - 22-08-2015

Nie byli tutaj sami. Niedługo po tym, jak jaskinia pochłonęła słowa Nyoty u jej progu stanął Nuru. Wracał od Kahawiana z lekkością w sercu i z jasnością w postanowieniach, krok więc miał pewny i stanowczy. Błysnęły w końcu złote ślepia, zakołysała się śmieszna grzywka, tupnęły łapy.
Lewek zatrzymał się w wejściu, nieco zaskoczony widokiem, który zastał. Najwidoczniej w aktualnym wydaniu jego etykiety zdziwione spojrzenie było odpowiednim powitaniem, bo młodzik nie odezwał się ani słowem. Nieco skołowany podejrzliwie przyglądał się im obojgu, na razie nie wyciągając z całego obrazu żadnego wniosku. Przysiadł u wejścia, skinąwszy im głową, jak gdyby w ramach przeprosin za najście, a potem położył się, bez ogródek i bez żadnych zahamowań. Odpoczynek, choć był mu potrzebny, nie był jednak głównym motywem - jeśli miał się dowiedzieć, o co w tym wszystkim chodziło, lepiej, by zachowywał się normalnie.
Tak, wejść bez słowa, popatrzeć zdziwionym okiem i zwalić się na ziemię pod ścianą.
Naturalnie.


RE: Skalna wyrwa - Damaja - 22-08-2015

Miał odpowiedzieć, ale w Wyrwie zjawił się Nuru, co kompletnie zbiło go z tropu. Był pewien, że jest starszy bliźniak będzie dzisiaj nocował w Termitierze, jak to czyniła reszta stada. Przebiegł badawczym spojrzeniem po złotookim. Przychodzi w trakcie rozmowy i nawet nie raczy ich przywitać? Miał szczęście, że przynajmniej przeprosił. Damaja prychnąłby najchętniej, lecz był zbyt zajęty toczącą się w nim wewnętrzną walką. No i to Nyota była tutaj najważniejsza, a nie tak bardzo do niej podobny syn.
- Nie masz za co dziękować - odparł po chwili. - To chyba naturalne, że się dba o rodzinę, nie?
Brzmiało to tak, jakby do końca nie był pewny swoich słów. Nadal tkwił w "zwiniętej" pozycji jak tchórz. Nic dziwnego, w końcu w dalszym ciągu czuł się winny.
- Naprawdę nie macie się o co martwić? - zapytał z szerokim uśmiechem. Nie, tym razem o dziwo nie był to przytyk. Zawadiacka nutka błysnęła w zielonych ślepiach roczniaka.
- Byłem cały czas u Kawy, szukałem... czegoś. Nieważne, nie udało się. W każdym razie - sięgnął po wciąż spoczywającego na jego grzbiecie dik-dika i rzucił nim o ziemię - przyniosłem trochę więcej niż zazwyczaj. Kahawa chce się wybrać na wyprawę po zioła, ja mam iść z nią, oczywiście. Nie wiem, kiedy wrócę, a nie chciałem, żebyś siedziała tutaj bez niczego.


RE: Skalna wyrwa - Deyne Nyota - 22-08-2015

Przez moment różnokolorowe spojrzenie legło na starszym z synów, zaskoczonego najwidoczniej widokiem młodszego brata. Lwica skinęła mu krótko łbem i uśmiechnęła się na powitanie. Chwilę później ponownie skupiła się na zielonookim. Zarówno w jego sposobie mówienia jak i zachowaniu czuła zmianę i to ją cieszyło.
- Masz rację.
Odparła z z uśmiechem. Powoli, małymi kroczkami do przodu...
- Pewnie znalazłoby się jeszcze kilka spraw- odpowiedziała w podobnym, żartobliwym tonie.
Ot chociażby to, że jego siostra nadal trzymała się z dala od stada. Z radosnych nowin z kolei znalazłoby się ich trochę więcej. Ot, te dotyczące Gizy i powrotu syna Maoni. Z ciekawością w ślepiach wysłuchała planu młodego.
- Nie muszę wspominać, żebyście uważali na siebie, prawda?
Zaśmiała się cicho.
- I zobaczysz, uda ci się znaleźć. Czasami celem nie okazuje się sama rzecz, którą szukasz a to co robisz, żeby ją znaleźć.
Zamruczała cicho i krótki, lwi pocałunek spoczął na łbie czarnogrzywego.
- Zostaniesz dzisiaj z nami?


RE: Skalna wyrwa - Nuru - 23-08-2015

Nuru dalej milczał. Był zbyt głęboko zainteresowany rozwijającą się rozmową, żeby w ogóle myśleć o uczestnictwie w niej. Damaja i mama rozmawiali? Tak ze sobą, bez pośrednictwa maski u jego brata? Był w szoku. Nawet nie krył się już z tym, jak uważnie ich słuchał. Czy mogli mu się jednak dziwić? Zazwyczaj to z ust mamy padała większość słów w danej rozmowie, nieważne, czy rozmowie z nim, czy z bratem - teraz jednak proporcje się odwróciły, do tego w jak niesamowitej skali! Damaja chciał jej pomóc? Nuru nie był w stanie się połapać w zachowaniu brata - podobnie dziwiła go raczej ciepła, żartobliwa nuta w głosie jego mamy. O co tu chodziło?
Chyba będzie musiał porozmawiać z bratem na osobności.


RE: Skalna wyrwa - Damaja - 23-08-2015

Może na zewnątrz wyglądało to tak, jakby nagle jakaś radość w niego wstąpiła, ale tak naprawdę Damaja czuł się niesamowicie niepewnie i był napełniony strachem, który starał się jakoś zamaskować. Wprawdzie wrócił do wyprostowanej postawy, lecz jego tylne łapy były nadal lekko ugięte, a zakończony czarnym pióropuszem ogon trwał owinięty wokół jednej z jego miednicznych kończyn. Także niespokojne uszy dawały wyraz jego niepokojowi.
Te same ciemne małżowiny drgnęły w zaskoczeniu, kiedy szorstki język lwicy musnął jego czoła. Szkliste zasłony pojawiły się w zielonych ślepiach młodego. Ciężki oddech wydostał się z jego nozdrzy. Odwrócił wzrok, żeby jego zakłopotanie nie wyszło na jaw.
- Nie - wymamrotał nagle onieśmielony, nie mogąc się pokusić o spojrzenie na matkę. - Długa droga, trzeba teraz wyruszyć teraz. W zasadzie już powinienem iść. Mięty wystarczy na dwa dni. Trochę już ostygła. Cześć.
Kiedy potok szybkich słów wylał się z jego ust, Damaja nawet nie rzuciwszy wzrokiem na Nyotę, odwrócił się i pomknął stronę wyjścia.


RE: Skalna wyrwa - Nuru - 23-08-2015

- Zaraz wracam. - Rzucił w stronę mamy zrywający się z ziemi Nuru. Kilkoma susami sam znalazł się na zewnątrz, ścigając wiejącego Damaję.
Cała ta sytuacja była zbyt dziwna, żeby ot tak pozwolił mu odejść bez żadnych odpowiedzi. Miał nadzieję, że mama zrozumie. Co temu Damaji odbiło? Poszedł po rozum do głowy, czy całkiem ześwirował od tych swoich teorii o całym świecie przeciwko niemu?
- Dama, czekaj! - Rzucił za bratem, a w końcu, włożywszy w to niemało wysiłku, wyprzedził go i zagrodził mu drogę. - Zaczekaj chwilę.
Nuru potrzebował chwili na złapanie oddechu - przez cały ten czas uważnie przyglądał się bratu. Zmrużył ślepia, przekrzywił łeb ze zdziwieniem. Damaja miał więc powód do satysfakcji - swoim zachowaniem zbił Nuru z tropu tak bardzo, że ten musiał się za nim rzucić w pościg.
- O co chodziło? - Rzucił wprost.
Widząc zdziwienie w złotych ślepiach, chyba nawet Damaja musiał dostrzec, że nie tylko dla niego cała ta sytuacja była niewyobrażalnie wręcz dziwna, sztuczna i nierealna. Tak głęboko zakorzenił się w nich wszystkich obraz jego skłóconego z całym światem - a już najbardziej z ledwo kroczącą po nim matką.


RE: Skalna wyrwa - Deyne Nyota - 24-08-2015

Ona tymczasem dalej ciągnęła grę zaproponowaną przez syna. Tak naprawdę... wolała udawać, że wszystko jest w porządku. No bo które dziecko jest w stanie ukryć przed swoją matką, że jest zdenerwowane bądź nie czuje się dobrze w obecnej sytuacji? Przez ostatnie miesiące jednak nie było nawet mowy, by z zielonookim młodzikiem porozmawiać tak, jak teraz. Nie było nawet mowy o szansie, by tego spróbować. A skoro on się starał... nie chciała poruszać wrażliwego tematu. Chciała się cieszyć tą dawno niewidzianą namiastką normalnych relacji między nimi.
Cofnęła się kawałek na jego niemą prośbę i skinęła lekko łbem.
- Rozumiem. Do zobaczenia.
Wzrokiem odprowadziła Damaję, po czym z lekkim uśmiechem na pysku odwróciła się w stronę złotookiego. Co, on też już wychodził? Chwilowe zaskoczenie pojawiło się w jej oczach, zmyte po chwili przez jego wyjaśnienie.
Zamruczała cicho, dając znak, że słyszała to, co do niej powiedział i położyła się ostrożnie przy skalnej ścianie. Jak zwykle ostatnio, na boku z łbem opartym na mniejszym głazie.